poniedziałek, 6 stycznia 2014

26.


    "I cisza może zabić swoim krzykiem...w czterech ścianach samotności"




Chciałabym uprzejmie powiadomić, że to nie jest ostatni, ani przed ostatni rozdział, chociaż tak się może wydawać. Użyłam tutaj celowo zmian narracji, z trzecioosobowej na pierwszoosobową. Występują one na zmianę, ponieważ wydaję mi się, że tak lepiej możecie zrozumieć, to co chcę Wam zobrazować w kolejnych rozdziałach. Przepraszam za wszelkie błędy i opóźnienie. 
~~~~~~




   Wiadomość o stracie Elizy wstrząsnęła Hermioną na tyle mocno, że podobnie jak Joe wpadła w trans, który można by nawet nazwać hibernacją. Cały wieczór nie odezwała się już do nikogo, patrzyła się smętnie w ściany namiotu od czasu do czasu zmieniając pozycję. Dla nikogo ta sytuacja nie była komfortowa, ale nie mieli wyjścia - musieli działać i to jak najszybciej. Czas uciekał im przez palce, głównie ze względu na dwie rzeczy. Ludzie z Hogwartu nie mają zielonego pojęcia gdzie podziało się ośmioro nastolatków, a drugą chyba bardziej istotną - Eryk wpadł w furię i przeszukuje całą Anglię w ich poszukiwaniu. Co jakiś czas widzą jak przy ich barierach ochronnych węszą jego słudzy.
- To ustalone - westchnął Harry - ruszamy o świcie.
- Dokąd? - Zapytała nagle Hermiona, zwracając tym samym na siebie całą uwagę. Wprawdzie nie przysłuchiwała się tej rozmowie i planom, które snuli jej przyjaciele od kilku godzin, ale dobrze wiedziała, co mają na myśli.
- Ginny i Megan przetransportują cię do Hogwartu, a my spotkamy się z twoim hm... kuzynem? - Uniósł jedną brew w geście ironii, co bardzo nie spodobało się Granger. Już otwierała usta żeby coś powiedzieć, ale uprzedził ją Draco.
- Nie masz nic do gadania, Granger. Nie może ci spaść z głowy włos, wezwiecie McGonagall, żeby przyszli nam z pomocą - odparł. Gryfonka zacisnęła mocno pięści i spiorunowała wszystkich wzrokiem.
- Nigdzie się bez was nie ruszam - wycedziła przez zęby - nie macie żadnego prawa mną tak rządzić! On chce mnie i nie poprzestanie na tym! - Krzyknęła poirytowana.
- Powstrzymamy go, a w najlepszym wypadku zabijemy - włączył się do rozmowy Joe. Mimo silnej własnej woli, Hermiona nie potrafiła obdarzyć go takim zimnym spojrzeniem, które przed chwilą skierowała w stronę Pottera i Malfoya. W głębi duszy wiedziała, co on przeżywa właśnie w swoim sercu, dlatego jej umysł, nie pozwolił na jakikolwiek zły gest.
- Nie pozwolę, aby ktokolwiek jeszcze przeze mnie zginął - westchnęła głęboko i spojrzała im w oczy, zdając sobie sprawę, że tym rozdrapuje zasklepione rany, po śmierci Elizy.
- To zabawne, Hermiono - mruknął Harry - jeszcze niedawno mówiłem to samo, a jednak tyle osób zginęło. Bo robiło to bezinteresownie. Wszyscy jesteśmy w to zamieszani i decyzję podjęliśmy już dawno. Nie masz, co się sprzeciwiać to nic nie da.
- Ale...
- Herm, daj spokój - poprosiła Ginny.
- Pozwólcie mi iść z wami. Nie mogę siedzieć bezczynnie...
- Nie mogę pozwolić, żeby coś ci się jeszcze stało, rozumiesz? - Syknął Joe - zawaliłem całą sprawę, nie mogę cię drugi raz stracić - zmarszczył brwi. Hermiona dobrze wiedziała, o czym mówi, dlatego westchnęła i przybierając na twarz delikatny uśmiech pokręciła głową.
- Ja ciebie też nie mogę stracić, braciszku - ostatnie słowo ledwo przecisnęło się przez jej gardło, ale gdy tylko je wypowiedziała, poczuła jakby wyrzuciła z siebie największy ciężar na Ziemi - przez dłuższą chwilę spoglądali sobie w tęczówki, a panująca wokół nich cisza wydawała się być okropnym cierpieniem. Gryfonka dopiero teraz dopatrzyła się podobieństw w Ślizgonie. Czekoladowe oczy, brązowe falowane włosy... dlaczego wcześniej nie snuła takich podejrzeń? Może przez lata upokorzeń, których nabawiła się od uczniów domu Węża i samego Malfoya? Przecież od zawsze była szlamą, córka mugolów...
- Dobrze - głos Joe przerwał ciszę. Granger spojrzała na niego zadowolona i odetchnęła głęboko.
- Lavard, nie możesz jej na to pozwolić, przecież... - zaczął blondyn - nie może się jej nic stać.
- Pilnuj swojego nosa, Malfoy - uśmiechnęła się w jego stronę ironicznie.
- O mnie się nie musisz martwić - wykrzywił usta w grymasie. Obydwoje wiedzieli, że pod maską, której teraz użyli wobec siebie, kryją się przeogromne emocje, które jak na złość próbują się wydostać z ich ciała. Tyle czasu już ze sobą nie rozmawiali, że Hermiona czuła jakby czegoś jej brakowało.
- Ginny i Megan lecą do Hogwartu aby powiadomić wszystkich, a my stawimy się w ich kwaterze równo o ósmej rano - zarządził Harry i nie czekając na kolejne niezadowolone głosy, odszedł w stronę polowego łóżka. Reszta postąpiła podobnie.

~~~


          
  Wiecie, życie wydaje się być nieskończoną grą, w której jesteśmy ustawiani jak pionki, przez kogoś z góry. Wielokrotnie zaprzepaszczamy przeróżne okazje, płaczemy bez powodu, kłócimy się bezsensownie, udajemy kogoś, kim nie jesteśmy. W tym czasie, kiedy robimy wszystkie te niepotrzebne rzeczy, czas ucieka nam jakby przez palce. Czas... czym tak na prawdę jest? Rok, miesiąc, tydzień, dzień, godzina, minuta, sekunda... każde z nich przybliża nas do śmierci, a my nie robimy nic w naszym życiu, żeby stało się lepsze. Wydaje nam się, że mamy jeszcze mnóstwo czasu na zrealizowanie swoich postanowień, marzeń, na zmienienie czegoś w naszym życiu, na zrobienie czegoś, co dawno już chcieliśmy zrobić. Prawda jest jednak taka, że to właśnie czas jest największym marnotrawstwem człowieka. Nie jedzenie, nie niepotrzebne zakupy, czy wydatki. Czas - nie zdajemy sobie sprawy jak wiele dla nas znaczy, jak dużo potrafi zmienić i co przynieść. W ogóle o nim nie myślimy, traktujemy go jak zwykły przypływ czegoś nowego. A on powoli i spokojnie napawa się naszymi porażkami, niewykorzystanymi szansami, patrzy jak się starzejemy, z wyrzutami sumienia na sercu. Jak wspominamy jedynie te dobre chwile - bo tylko te człowiek chce zapamiętać.
            Nazywam się Hermiona Granger i wiem, że ten czas przetraciłam. Wydawało mi się, że to, co się dzieje wokół mnie, nie ma znaczenia. Nie dostrzegałam tych najmniejszych szczegółów, które dzisiaj przyniosły mi niewyobrażalne zmiany w życiu. Prawie, że jak wczoraj pamiętam jedną z największych bitew o życie, którą stoczyłam. Bitwą o moje własne życie, które prawie, że przegrałam przez własną głupotę. Pamiętam krzyczącego Harrego, płaczącego Joe, pusty wzrok Dracona i skupienie na twarzy Zabiniego. Pamiętam jak weszliśmy do zimnego i obskurnego zamku, gdzieś w południowej Szkocji. Mieliśmy wrażenie, że nikogo tam nie ma dopóki mnóstwo zamaskowanych postaci nas nie zaatakowało. Zaklęcia błyskały wszędzie. Radziliśmy sobie zręcznie, w końcu po naszej stronie walczyły dwa różne światy. Dracon i Blaise świetnie operowali klątwami i czarnomagicznymi zaklęciami. Harry i Joe świetnie spisywali się na zaklęciach rozbrajających, a ja z Charlotte doskonale chroniłyśmy nas wszystkich przy okazji walcząc z przeciwnikami. Do czasu... nam zaczynało brakować sił, a pomoc nie nadchodziła. Powoli zaczynałam się denerwować czując zmęczenie na własnym ciele, kątem oka obserwowałam chłopaków, którzy z całych sił starali się utrzymać na nogach. Do mojej głowy dochodziły przeróżne myśli, nawet te o porażce. W naszych uszach, co chwilę rozbrzmiewał dźwięk męskiego głosu, który przemawiał 'oddajcie dziewczynę'. Przerażenie rosło z każdą sekundą słabnięcia. Czułam, że jeżeli nie przybędzie pomoc, będziemy skończeni. Nie dałam się zdekoncentrować, widziałam na twarzach moich rówieśników przerażenie, wymalowane z determinacją. Pamiętam jak Joe został zaatakowany Cruciatusem. Jego cieknące łzy, to jak do niego podbiegłam i objęłam płacząc, sama nie wiem, dlaczego. Może faktycznie obudziła się we mnie bliźniacza miłość? Jedynie, czego żałuję to tak ryzykownego posunięcia z mojej strony. Przeze mnie mogliśmy wtedy zginąć, gdyby nie moja babcia, która osłoniła nas własnym ciałem. Moje serce krwawi na to wspomnienie, ale czasu nie cofnę. Tego dnia zabiłam pierwszego człowieka, do tej pory i nie żałowałam tego. Tym człowiekiem była Pansy Parkinson. Zginęła z mojej różdżki, śmiejąc się szyderczo. Gdy upadła na zimną posadzkę jej uśmiech zniknął dopiero po kilku minutach. Do dzisiaj zastanawiam się czy była ona przygotowana na śmierć, służąc w szeregach kogoś takiego, kim był Eryk. Dlaczego był? Po tej chwili nieuwagi, nagle zaklęcia ustały a on wszedł do sali rozbrajając przy tym wszystkich. Zabawne, jak przy tym się doskonale bawił. Pamiętam jak poczułam, że odrywam się od ziemi, zostawiając nieprzytomne ciało Joe, na posadzce. Wzniósł mnie wysoko nad podłogę i zaczął torturować. Nie pamiętam tego bólu, jedynie wspomnienia, które przy tym wywołał. Całe moje dzieciństwo, które spędziłam z moimi przeszywanymi rodzicami, wszystkie lata Hogwartu, wspaniałe i te złe rzeczy. Podczas tego rytuału, który na mnie wykonywał, pamiętam krzyki Malfoya, prośby Harrego. Przez ból, który rozpływał się po moim ciele, nie pamiętam zbytnio, kiedy zaczęły powstawać nacięcia na moim ciele, które mozolnie spływały do wielkiego kociołka. Tak, to była powtórka z rozrywki, wszystko działo się prawie jak poprzednio, tyle, że teraz Eryk wcale nie był uprzejmy czy chociażby niemiły. Był wulgarny, agresywny i rozwścieczony. Pamiętam jak śmiał się wniebogłosy mówiąc : "na reszcie wszystkim szlamom postawię kres!". Jego triumfalny wzrok, kiedy moje ciało robiło się zimniejsze i bledsze. Pamiętam jak wdychał zapach z kociołka, który według mnie był jedynie odorem stęchlizny i zepsutego starego masła. Kiedy rzucił na mnie kolejnego Cruciatusa pamiętam ogromny wybuch, który rozwalił na strzępy przednie mury tej sali. Pojawił się wtedy nowy skład Zakonu Feniksa z McGonagall na czele. Ktoś, kto teraz to czyta, mógłby pomyśleć, że przyszli na ratunek, wszystko będzie w jak najlepszym porządku, ale nie dla nas, wtedy. Rozpoczęła się istna jatka, w której nie mogłam uczestniczyć. Ironia losu, wtedy, kiedy byłam najbardziej potrzebna, nie mogłam zrobić nic. Do dzisiaj mam to na sumieniu, ale co mogę zrobić. W mojej słabej głowie już wszystko wirowało niczym na karuzeli. Nie wiedziałam, co się dzieje, dopóki nie domyśliłam się, że jestem teleportowana w dziwaczne dla mnie miejsce. Kolejny raz ucieczka, kolejny raz gonitwa... Dziwnym również trafem wylądowałam idealnie nad kociołkiem, dalej zaczarowana i dalej niemogąca się ruszyć. To była chyba najgorsza chwila w całym moim życiu, największy strach...


- Znowu ty? Na prawdę myślisz, że taki marny gówniarz da radę mnie powstrzymać? - Warknął Eryk, szyderczo patrząc w oczy blondyna, który na swoją twarz nałożył tak dobrze znaną Hermionie maskę. Nie odpowiedział nic, tylko wyciągnął różdżkę i bez żadnej zapowiedzi zaczął pojedynek. Gryfonka, przypatrywała się temu wszystkiemu z łomoczącym sercem w klatce piersiowej. Koszmar, który rozgrywał się na jej oczach zapamięta, jako najstraszniejszy obraz. Mijały minuty, a ona ciągle słyszała przeróżne klątwy i zaklęcia rozbrajające.
- Crucio!
- Protego! - Niski baryton blondyna rozniósł się echem po całej sali. Moment, w którym jej serce zamarło nastąpił po chwili, kiedy obydwoje wypowiedzieli uśmiercające zaklęcie, które złączyło się w jedną całość, tworząc ogromny strumień zielonego światła. Przeogromna siła odrzuciła obydwóch do tyłu, a cały kurz wojenny opadł na ziemię. Hermiona z szeroko otwartymi oczami, poczuła jak zlatuje w dół prosto do kociołka obrzydliwego wywaru. Nie zwracając na to uwagi, zebrała ostatki swoich sił i mimo piekących blizn, wyszła z kotła i podreptała chwiejnym krokiem do blondyna. Jej oczy napełniły się łzami, a krzyk, jaki wydobył się z jej gardła, rozległ się po pomieszczeniu, w jakim się znajdowali. Nie potrafiła się ruszyć, jej ciało zamarło w miejscu, przylegając do klatki piersiowej chłopaka. Gorące łzy moczyły jego elegancką koszulę, która była już ubrudzona od krwi i brudu. Jej małe piąstki zaciskały się na jego marynarce i włosach. Gorzkie łzy wypływały razem z potokiem słów:
- Nie! Proszę, nie to nie może być prawda, błagam obudź się! To moja wina - krztusiła się własnym powietrzem - błagam, tylko nie ty, nie możesz mnie zostawić, nie teraz, nie kiedy tak bardzo cię potrzebuje - jej głos był coraz to bardziej słaby i bezsilny - przecież wiesz, zawsze wiedziałeś, co w głębi duszy czułam, ty parszywy gnojku, nie możesz mi tego zrobić - przełknęła głośno ślinę, łkając - nie możesz ode mnie odejść - jej żal i rozpacz dało się wyczuć nawet w powietrzu, błagała w myślach samego Merlina i Godryka o pomoc, w jej głowie krążyły pytania, dlaczego nikt jeszcze się nie zjawił, nie myślała o tym, co rozgrywało się teraz w zamku Eryka, nie chciała mieć z tym do czynienia, okazała się w tym momencie największym egoizmem, ale dopiero teraz zrozumiała dlaczego. Dotarło do niej, co przez ostatnie kilka miesięcy rodziło się w niej od samego początku kontaktu z tym arystokratą. Te wszystkie kłótnie, te docinki i całe to przedstawienie z nienawiścią, było tylko po to, aby przyćmić uczucie, które w niej urosło. Starała się je zabić, nienawiścią do Dracona, która już dawno ulotniła się z jej ciała. Chciała wmówić sobie za wszelką cenę, że to wcale nie jest to, co jej się wydaje. Żyła w kłamstwie i strachu przed samą sobą, ale dopiero teraz, kiedy ujrzała jak zielone światło rozbłyska na całe pomieszczenie zrozumiała, jakie uczucia żywi do tego człowieka. Miłość, która do tej pory siedziała w jej wnętrzu na tyle cicho, że sama teraz pluła sobie w brodę.
- Gdybym wiedziała wcześniej - mamrotała przez zaciśnięte zęby, wylewając kolejne łzy. Czuła ogromny ścisk w okolicach klatki piersiowej, wiedziała, że jej serce nie należy już do niej. Już dawno temu nie należało, ono zostało skradzione przez tą fretkę w tak podstępny sposób, że nawet się nie zorientowała, albo inaczej, nie chciała tej myśli do siebie dopuścić. Wojna przeciwko Voldemortowi nauczyła ją przecież, żeby kochać ludzi, ponieważ tak szybko odchodzą. Dlaczego zlekceważyła tą tak dla niej ważną sentencję? Towarzyszyła jej przecież odkąd zlikwidowała pamięć rodzicom, a teraz uświadomiła sobie, że wyparła się nie tylko swoich uczuć, ale również tych słów. Żal, który zagościł w jej całym ciele, był nie do wytrzymania.
- Nie rób mi tego, przepraszam. Przecież tak bardzo cię kocham - szepnęła. Nie otwierała oczu, nie poruszyła się, nawet już nie płakała. Nie miała siły, miała wrażenie, że cały jej świat to właśnie był on, a jego właśnie straciła, przynajmniej tak jej się wydawało...
           

       Tak, to wspomnienie zostawiło ogromną bliznę na moim sercu. Za każdym razem jak do tego wracam, mam ochotę zamknąć się sama w pokoju, zacząć płakać i znowu wyłączyć się z całego świata, tak jak po tym niefortunnym wydarzeniu.
         

      Gdy tak leżała, nie miała pojęcia ile czasu minęło, ale wydawało jej się, że cała wieczność. Na swoim ramieniu poczuła nagle zimną dłoń, która ścisnęła ją wspierająco. Nie chciała wiedzieć, kto próbuje zakłócić jej chwile rozpaczy i kto próbuje właśnie wyrwać ją z mantry, którą teraz wypowiadała w myślach. Nie miała najmniejszej ochoty patrzeć na tą osobę, a tym bardziej z nią rozmawiać. Chciała zostać tam ze swoim ukochanym na zawsze, o tym marzyła, to była jej jedyna prośba.
- Zostaw mnie - szepnęła cicho...
        

     Gdyby ktoś mi wtedy powiedział od razu, co później nastąpi, z pewnością moja reakcja byłaby zupełnie inna. Ale wtedy nic mnie nie obchodziło tylko on. Do dzisiaj, gdy tylko o nim myślę, gdy wspominam ten dzień, mam ciarki na plecach. Z jednej strony nie żałuje żadnej ze swoich decyzji, z drugiej jednak, jak mogłam być tak głupia, żeby nie przewidzieć tego, co będzie za moment. Jak mogłam nie zorientować się, kto próbuje mnie wyrwać z mojego transu? Cóż, wtedy moje życie zmieniło się diametralnie, a w tym stanie żyję do dzisiaj...

23 komentarze:

  1. O mamusiu.
    Genialny rozdział, no.
    Całe szczęcie, że nie jest ostatni ani przedostatni ;)
    Nie mogę się doczekać kolejnego.
    Ściskam, em. :*

    potterowskie-co-nieco.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję :* natchnęła mnie wena i może nawet dotrwam do tej 30 :D.

      Usuń
  2. Świetny rozdział.
    Zaskoczyłaś mnie troszkę.
    Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Hermione Granger

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a zaskoczyłam czym? :)
      lubię wiedzieć, co myślą czytelnicy, czy to negatywnie czy pozytywnie :)

      Usuń
  3. Jejuu to nie może się tak skończyć
    Szkoda mi Hermiony, tyle nieszczęść w życiu przeżyła i jeszcze teraz to.
    Dopiero na koniec zorientowała się, że go kocha.
    ~Care

    OdpowiedzUsuń
  4. To nie jest ostatni rozdział..
    Ale uśmierciłaś Draco..
    Moje serce płacze, krwawi.
    O mamusiu.
    Rozdział najlepszy.
    Genialny.
    Ale jednak liczę na to, że to wszystko się by tak nie zakończyło.
    Nie mogłoby.
    Czekam na wyjaśnienia w kolejnych rozdziałach.
    Pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czy go uśmierciłam - to jest to pytanie :) . Radziłabym się nad tym zastanowić :D. ale fakt, reszta w kolejnych rozdziałach! :)

      Usuń
  5. Słodki Boże, popłakałam się przez Ciebie. Przeczytałam dwadzieścia sześć rozdziałów w dwa dni. Dziękuję. Dziękuję Ci za każde Twoje słowo w tym opowiadaniu. Nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym pisać tak, jak Ty. Czekam na kolejny rozdział.
    ~Pani Filch
    http://dramione-morze-lez.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję, jejku aż się zarumieniłam! :) bardzo mnie cieszy, że Ci się podoba! :)

      Usuń
  6. Może na początek przez Ciebie i ten rozdział się poryczałam jak głupia. Przecież On nie mógł umrzeć, nie :<
    Opisałaś ten fragment tak pięknie, że naprawde wygląda na to, że Draco zginął ;<
    A nie chce przyjąć tej wiadomości, więc wole się łudzić i czekać na kolejny rozdział.
    A więc przeczytałam dzisiaj wszystkie te rozdziały i jestem pod ogromnym wrażeniem tego jak piszesz, jak opisujesz emocje, i wszystkie sceny te dobre-i te złe.
    Wciągnęła mnie strasznie ta historia. Od samego początku czułam, że za tą akcja rodziców Hermiony którzy nic jej nie chcieli powiedziec kryje się coś więcej.
    Miłosć Ginny i Blaisa również naprawdę świetnie opisana.
    Biedny Joe stracił swoją ukochaną.
    Wogule nie było mi żal Parkinson jak zgineła.
    I biedna Hermiona w końcu zginęła jej "babcia"
    Przesłuchałam również piosenki które wstawiłaś przy rozdziałach i są boskie.
    Kończąc moją wypowiedz jestem naprawdę zła na siebie, że tak późno odkryłam Twoją opowieść, ale również jestem zadowolona, że wogule ją zauważyłam i przeczytałam.
    Czekam ze zniecierpliwością na nowy rozdział i życzę weny.
    P.S.Naprawde nie mogę się doczekać nowego rozdziału :)
    ~Natalia.xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję Ci bardzo za ten komentarz! :)
      mam nadzieję, że nie będziesz rozczarowana kolejnym rozdziałem :D.
      pozdrawiam!

      Usuń
  7. Hej,hej,hej :D
    eh, dawno tu byłam, ale nadrobiłam wszystkie rozdziały! :)))
    och, dziewczyno! ta historia jest cudowna!
    przyznaję, że musiałam przeczytać dwa razy opowiadanie babci, żeby zrozumieć o co ta cała aferka...
    szkoda mi Joe - jego ukochana nie żyje - ryczę ;(((((
    yeah, Parkinson kaput!

    a ten rozdział... hmmm...
    muszę ci powiedzieć, że trzeba nad nim pomyśleć, intryguje i zachęca do kombinowania, co też szanowna autorka wymyśliła... :D
    Czy Draco żyje? Mam nadzieję, że tak *.*
    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział! :D

    OdpowiedzUsuń
  8. aa, jeszcze jedno!
    Hermiona jak na taką mądrą jest tu strasznie głupia -.-
    rozumiem, nie idźcie tam, nie dla mnie, to moja wina, tralala
    ale... nie pomyślała, że jak tam pójdzie to Eryk będzie miał do niej szybki dostęp i przez to Voldi się odrodzi? niee, najlepiej się pchać tam gdzie chcą ją wykorzystać do wskrzeszenia Czarnego Pana, no przecież to takie inteligentne, oczywiste... xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, uwielbiam Twoje komentarze! :*
      No fakt, zagmatwana jest ta historia, jak to ktoś wcześniej stwierdził "mini moda na sukces", ale cóż :) . Nie do końca wyszło tak jak miało wyjść, ale trzeba wyjść z tego jakoś :D.
      Co prawda do prawda - Hermiona miała taka wyjść specjalnie. :D
      Co do Dracona, to radzę przemyśleć interpretować, albo czekać do kolejnego rozdziału :D Niektórych uraduje, a nie których zasmucę :D.
      dziękuję jeszcze raz za kom:*

      Usuń
  9. Matko co za ulga... uff... już się bałam, że tak chcesz zakończyć to opowiadanie! ;c
    M.U.S.I. B.Y.Ć. H.A.P.P.Y. E.N.D ! Inaczej Lacarnum sie obrazi i będzie źle, pamiętaj o tym gdy będziesz pisać epilog. XD
    Draco... Biedny Draco... Oby on nie umarł! Oby nic mu nie było... Nie przeżyję tego jeśli to okaże się prawdą. Naprawdę Hermiona wcześnie odkryła, że go kocha... Ja to wiedziałam już od pierwszego rozdziału! :D Teraz tylko liczę na to, że:
    1. Draco się obudzi.
    2. Hermiona powie, że go kocha.
    3. Draco powie, że on ją też.
    4. Hermiona rzuci mu się na szyję.
    5. Draco pomyśli, że ma ogromne szczęście.
    6. Hermiona urodzi blond włosych urwisów.
    7. Draco będzie przykładnym tatusiem.
    8. WSZYSCY BĘDĄ SZCZĘŚLIWI.

    Pozdrawiam,
    Lacarnum Inflamare

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahhahaha, uwielbiam takie happy endy, ale zobaczymy, czy do takiego się odwołam :D. dziękuję kochana i nie obrażaj się tam :*

      Usuń
  10. Boże żeby on tylko nie umarł! On ma się obudzić! Draco ma żyć! Pisz prędko daszą część bo ja tu nie wytrzymam. Taki smutny, wzruszający rozdział... Charlotte zginęła ;C
    dla-milosci-warto-cierpiec.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. przeczytałam Twojego bloga w dwa dni i jestem zachwycona i strasznie żałuje że dopiero teraz na niego trafiłam, bo czytałam wiele Dramione a Twój blog jest jednym z najlepszych z jakimi się zetknęłam :) Mam nadzieję, że wszystko zakończy się dobrze, bo blogi bez happy endu pozostawiają u mnie smutek na dłuższy czas i niedosyt i mam nadzieję że Draco przeżyje :) pozdrawiam gorąco i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  12. Tak mi się strasznie smutno zrobiło... :( On nie może zginąć i coś mi się wydaje (w każdym razie mam taka nadzieję), że nie zginie :). Chyba autorka nie uśmierciłaby głównego bohatera, prawda? :)
    Lecę czytać dalej, żeby się przekonać, czy moje słowa faktycznie są słuszne.
    Buźka :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie może to się zakończyć śmiercią Dracona , no nie może !

    OdpowiedzUsuń