czwartek, 21 maja 2015

1


"Gwardia Obrońców Hogwartu"




           Hermiona od dłuższego czasu leżała w swoim łóżku i patrzyła w sufit, na którym było przylepione ogromnych rozmiarów zdjęcie. Ona, gdy miała sześć lat i jej rodzice. Wszyscy byli na nim uśmiechnięci, pełni życia i szczęścia. Kąciki jej ust drgnęły lekko ku górze, a pojedyncza łza spłynęła po zaróżowionym policzku. Z westchnieniem podniosła się na łokciach i spojrzała na zegarek. Dochodziła piąta piętnaście. Odrzuciła kołdrę na bok i mimo gęsiej skórki, przeszła na boso w drugi koniec pokoju i ubrała szybko sweter, ciepłe skarpety i kapcie. Po cichu, aby nikogo nie obudzić zeszła do Pokoju Wspólnego Obrońców Hogwartu i zasiadła na białej sofie. Zaklęciem rozpaliła drewienka, które znajdowały się w kominku i chwyciła za koc leżący na fotelu obok. 
- Też nie możesz spać? - usłyszała za sobą i drgnęła ze strachu, mocniej chwytając różdżkę. Za jej plecami stał niewyspany Harry i patrzył z troską na przyjaciółkę. Gdy go zobaczyła, odetchnęła z ulgą i zrobiła mu miejsce obok siebie na sofie. 
- Przysnęłam na godzinkę, ale większość nocy przeleżałam w łóżku - odparła i przetarła zmęczone oczy. 
- Chciałbym mieć tak twardy sen jak Ron. On chyba naprawdę się niczym nie przejmuje - zażartował Potter, na co Hermiona parsknęła śmiechem. 
- To prawda, jeśli chodzi o spanie, to nawet zmartwychwstanie Voldemorta go nie dobudzi. 
- Nawet tak nie kracz - obruszył się chłopak. Granger spojrzała na niego z uwagą, lecz on intensywnie wpatrywał się w ogień. 
- Miałam nadzieję, że chociaż ty tak nie myślisz. 
- Jak na razie tylko ja przyjmuje to do wiadomości. 
- Harry, ja też biorę to pod uwagę - powiedziała i odwróciła się w jego stronę. - Ale to graniczy z cudem, zniszczyliśmy wszystkie horkruksy, sam na własne oczy widziałeś jego śmierć!
- Już ci to tłumaczyłem, Herm! - zawołał poirytowany i przeczesał palcami włosy. - Widziałem, masz rację. Ale ja to czuję wiem, że on nie umarł, wiem że nie zrobiłem wszystkiego. 
- Harry, byłeś ostatnią cząstką jego duszy, on...
- Nie! - krzyknął, nie zwracając uwagi na wczesną porę. Hermiona zmarszczyła brwi i spojrzała w zaniepokojone zielone oczy. 
- Przepraszam - szepnęła cicho. Potter czuł jak drżą mu ręce, nie potrafił się uspokoić, takie stany nerwowe nasilały się w nim od dłuższego czasu. Brunetka przysunęła się bliżej niego i mocno go przytuliła. 
- Umówmy się, że ci wierzę, ale mów mi wszystko, Harry. Nie odcinaj się od nas, jak kiedyś - poprosiła cicho. Poczuła jak Wybraniec się odpręża i kiwa ledwie zauważalnie głową. To jej wystarczyło, musiała wiedzieć, że jej najbliżsi są bezpieczni, że nic im nie grozi, że może dla nich zrobić wszystko. Usiedli z powrotem na swoich miejscach i ich rozmowę zastąpiła cisza, która była ukojeniem. Hermiona oparła się o ramię przyjaciela i odbiegła gdzieś daleko myślami. 
            Ostateczne starcie było dla wszystkich ogromną radością i uciechą. Voldemort zginął, a śmierciożercy zniknęli, zapanował spokój. Do czasu... Miesiąc po bitwie, Harry zaczął miewać dziwne nastroje, sny, a w Proroku Codziennym ciągle pisano o coraz większej liczbie śmierciożerców widzianych na ulicach Londynu. Świetnie się kryli, po chichu uciekali, niewielu zostało złapanych. Gdy nadszedł rok szkolny i uczniowie znowu mieli powrócić do Hogwartu, stało się coś, co nigdy nie powinno mieć miejsca. Express Hogwart został zaatakowany przez śmierciożerców, którzy nie mieli żadnych skrupułów. Niczego się nie bali, zrobili wszystko, żeby przestraszyć, dać o sobie znać. Nikt nie zginął, ale każdy wiedział, że była to zapowiedź nagorszego.
            Po tym napadzie, profesor McGonagall wraz z Ministrem Magii powołała Gwardię Obrońców Hogwartu, którzy mieli na stałe chronić murów szkoły i być na straży bezpieczeństwa. Harry, Ron, Ginny, George, Luna, Neville, ja... wszyscy wróciliśmy, prawie cały Zakon stanął na nogi. Każdy dzień jest coraz gorszy, od pamiętnego ataku na pociąg, doszło do trzech bitew w trakcie, których śmierciożercy chcieli wedrzeć się do Hogwartu. Był plan ewakuacji uczniów do domu, jednak Ministerstwo Magii podało, że mimo licznych napaści na szkołę, w domach dzieciaki nie będą lepiej chronione. Znowu nigdzie nie jest bezpiecznie, znowu zapanował chaos, znowu wszędzie czujemy oddech śmierci na karku, tylko tym razem jest to strach o to, co nastąpi o to, co może się wydarzyć i o to, z kim ma być stoczona wojna. Podejrzewamy kilka osób, wiemy że stoją za tym śmierciożercy, ale pytanie kto nimi dowodzi, czemu nie boją się znowu atakować, skoro po śmierci Voldemorta wszyscy uciekli. Co jest tego przyczyną?

- Hermiona, obudź się - mruknął Harry, przeciągając się na kanapie. Gryfonka otworzyła zaspane powieki i usiadła na sofie, od razu patrząc na zegar wiszący tuż nad wejściem do ich Pokoju Wspólnego. 
- Całe dwie godziny daliśmy radę przespać - zażartowała i również się przeciągnęła. 
- Czuje się jakby przeszło po mnie stado ogrów. 
- Gorzej - jęknęła brunetka i wstała, kierując się w stronę schodów. 
- Widzimy się na śniadaniu?
- Jasne, tylko obudź Rona - zawołała i zniknęła za drzwiami swojego pokoju. Ginny jeszcze spała, dlatego skorzystała z wolnej łazienki i wzięła szybki, orzeźwiający prysznic. Ubrała czarne przylegające do ciała spodnie, bluzkę na ramiączkach i bordową ciepłą bluzę z kapturem, zakładaną przez głowę. Włosy związała w warkocz i wyszła z łazienki, podchodząc od razu do łóżka przyjaciółki. 
- Ginny! - krzyknęła dziewczynie do ucha, jak za starych, dobrych czasów i zaczęła się głośno śmiać na widok rudowłosej, która zerwała się z miejsca. 
- Jesteś okropna! - burknęła zaspana i ruszyła pędem do łazienki. 
- Tylko się pospiesz, nie mamy dużo czasu!
- Spadaj! - warknęła zza drzwi, jednak brunetka wiedziała, że to tylko taki przejściowy humor Ginevry. Usiadła na kanapie i wzięła książkę, którą ostatnio wygrzebała w bibliotece. Jej wzrok zaczął błądzić po literach i nim się obejrzała, jej współlokatorka stała ubrana i uczesana przed nią z naburmuszoną miną. 
- No nie mów mi, Ginn, że jeszcze się na mnie gniewasz. 
- W dobie takich czasów, powinnaś budzić mnie o wiele milej. 
- Nie przesadzaj i chodź - powiedziała i złapała ją pod rękę. Razem ruszyły w stronę Wielkiej Sali. 
- Masz dzisiaj patrol? - spytała młoda Weasley. 
- Tak, błonia. A ty?
- Wieża astronomiczna. Chciałabym, żeby to wszystko już się skończyło, mam dosyć życia w wiecznym strachu. 
- Wiem, ja też - westchnęła brunetka i weszły do Sali. Od razu udały się stronę osobnego stołu, który był przeznaczony wyłącznie dla nich. Przywitały się z resztą Zakonu i członków Obrońców Hogwartu i usiadły obok Harrego i Rona. 
- Jak tam się spało? - spytał chłopak Granger.
- Może trzy godzinki przespałam. 
- Naprawdę? Ja dzisiaj akurat miałem bardzo przyjemną noc...
- Tobie zawsze dobrze się śpi - wtrącił Harry, puszczając Hermionie oczko, która na zawołanie parsknęła śmiechem. 
- O co chodzi? - zdziwił się rudzielec. 
- O nic - odpowiedzieli oboje, a Ginny pokręciła głową, że nie wie, o co chodzi. Ronald już chciał coś powiedzieć, lecz zamilkł, wiedząc że jego pytania i tak nie mają sensu, niczego się nie dowie. Kilka minut później do Sali wleciała sowia poczta. Przy talerzu Ginny wylądował Prorok Codzienny i magazyn "Czarownica". 
- Mogę poczytać? - spytał Harry, wskazując na Proroka a rudowłosa kiwnęła głową. Hermiona zerknęła na Wielką Salę, w której uczniowie żywo dyskutowali, jedli i otwierali swoje listy i paczki. Zastanawiała się, czy oni tak samo mocno jak Gwardia przejmują się tym, co dzieje się poza murami Hogwartu. 
- Patrzcie! - zawołał Potter i położył gazetę na stole, tak żeby wszyscy widzieli. Ruchome zdjęcie pokazywało zdemolowany sklep na ulicy pokątnej i płaczących ludzi. - To kolejny napad, zabili trzy osoby. 
- To niedaleko sklepy Georga i Freda - powiedział cicho Ron. Hermiona spojrzała na niego troskliwie i ścisnęła jego zaciśniętą dłoń. 
- Na pewno nic im nie jest - szepnęła uspokajająco. 
- Denerwuje mnie to, że nie możemy nic zrobić - syknął Wybraniec i odchylił się od stołu. 
- Jak to nie? Przecież cały czas coś robimy! - zawołała Ginny. 
- Ona ma racje, chronimy te wszystkie dzieci - wtrąciła Hermiona patrząc na Harry'ego. 
- Rozumiem, ale dla mnie to za mało. Muszę znaleźć tego, który tym dowodzi, muszę go zniszczyć. 
- Nie możesz brać wszystkiego na siebie - żachnęła rudowłosa.
- Nic nie rozumiecie - warknął Potter. 
- To nam wytłumacz! - Ginny była już mocno zdenerwowana, ale Harry nie zwracał na to uwagi. Spojrzał się po wszystkich, poczym wstał i wyszedł z Wielkiej Sali. Hermiona westchnęła głęboko, a młoda Weasley po chwili ruszyła za nim. Ron patrzył na swoją dziewczynę, intensywnie nad czymś myśląc. 
- On ma rację, Herm. 
- Wiem, Ronaldzie. Ale tu nie o to chodzi, ledwo uszedł śmierci, ba! On już prawie umarł, ale dostał drugą szansę i wrócił. Nie pozwolę na to, żebyśmy go drugi raz stracili, ale tym razem naprawdę - powiedziała zdenerwowana. 
- Tu nie o to chodzi. My nic nie zrobimy, Miona. Znasz go tak dobrze jak ja i wiesz, że on i tak zrobi swoje, nie powstrzymamy go. Nie możesz go powstrzymywać. 
- Dlaczego tak mówisz? - spytała brunetka zdziwiona podejściem swojego przyjaciela. 
- Bo go rozumiem. 
- Ale mnie już nie? 
- Nie odwracaj kota ogonem, Miona. 
- Ron! Kocham ciebie i kocham Harry'ego! Jesteście dla mnie najważniejsi i nie pozwolę mu zrobić nic głupiego, a na pewno nie samemu! 
- Wiem o tym - powiedział spokojnie, rudzielec i uśmiechnął się do niej. Hermiona mimo swojego wzburzenia odwzajemniła uśmiech i wspólnie dokończyli śniadanie.

            Po śniadaniu, uczniowie udali się na zajęcia, a członkowie Gwardii ruszyli na patrol. Hermiona siedziała właśnie na trawie przy jeziorze i obserwowała, jak wiatr smaga wodę, tworząc delikatne fale. Druga połowa października nie należała do najcieplejszych, dlatego Gryfonka wyciągnęła już swoje ciepłe swetry i bluzy, aby się nie przeziębić, bo to uniemożliwiłoby jej pracę, a tego by nie chciała. Gdy oparła się o drzewo jej wzrok padł na wzgórze na wschód od Hogwartu. Jej nastrój natychmiastowo uległ zmianie. Ze swojego miejsca widziała ogromną, białą, marmurową tablicę, na której zostały wyryte nazwiska osób poległych w bitwie o Hogwart. Poczuła jak coś mocno ściska ją za serce, gdy zaczęła wspominać Freda, Tonks, Lupina, Lavender... To wszystko było dla niej jeszcze świeżym przeżyciem, dziwiła się, że Ron i Ginny tak dobrze sobie radzą po odejściu jednego z ich braci. 
            Z rozmyślań wyrwał ją dźwięk szeleszczących ubrań na wietrze, dlatego odwróciła wzrok i ujrzała małego pierwszoklasistę, który szybko przebierał nogami w jej kierunku. Zmarszczyła i wstała, idąc mu na przeciw. 
- Coś się stało? - spytała, widząc jaką chłopak ma minę. Kiwnął głową, a Hermiona cała się spięła. 
- Profesor McGonagall prosi panią do gabinetu, to jest bardzo pilne - odparł, łapiąc oddech, a Granger nieco się rozluźniła. 
- Dobrze, już idę - powiedziała i razem ruszyli w stronę głównego wejścia. Rozstała się z chłopcem na pierwszym piętrze, ponieważ do gabinetu ruszyła skrótem i po kilku minutach była już na miejscu. Zapukała w drzwi i weszła do środka. 
- Witaj, Hermiono dobrze, że już jesteś. Siadaj proszę - powiedziała Minerwa, wskazując brunetce na krzesło. W gabinecie zebrało się już sporo osób, ale jeszcze na kilka z nich wszyscy czekali. Gdy był już pełny skład, McGonagall odchrząknęła i spojrzała po wszystkich.
- Jak wiecie, nasi wysłannicy George Weasley, Dean Cleeny i Olivier Wood podjęli się misji, która miała na celu sprawdzenie gdzie ukrywają się śmierciożercy, ilu ich jest i co mają w planach. - Na te słowa wszyscy pokiwali głowami. - Zdążyli nam powiedzieć gdzie się znajdują i ślad po nich zaginął. - Ta informacja wzbudziła we wszystkich różne emocje. Pani Weasley zaczęła cicho popłakiwać, Ron zaciskał pięści z nerwów a Ginny natychmiast wtuliła się w Harry'ego. Cały skład był poruszony, zwłaszcza ojciec i brat Deana. 
- Gdzie się znajdują? - spytała Hermiona, nieco uciszając głośne rozmowy. 
- W Durmstrangu - odparła dyrektora sprawiając, że w gabinecie zapanowała całkowita cisza. Granger przez chwilę czuła odrętwienie w całym ciele, myśląc o Wiktorze Krumie, który ewidentnie wspiera śmierciożerców, a później poczuła jak krew zaczyna wrzeć w jej żyłach. 
- To jest niemożliwe, sprawdzaliśmy Durmstrang kilkakrotnie - powiedział Percy. 
- Takie mam informacje, panie Weasley. 
- Czyli to nie jest pewne? - zapytała kobieta z Ministerstwa. 
- Nie, natomiast musimy to sprawdzić i po to właśnie zwołałam to zebranie. 
- Ja! - krzyknął Potter i wstał, a wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni. Hermiona wciągnęła głośno powietrze, a z jej oczu zaczęły strzelać pioruny w kierunku przyjaciela. - Zgłaszam się na ochotnika misji. 
            McGonagall spojrzała na niego niepewnie i zdjęła okulary. 
- Panie Potter, to jest bardzo niebezpieczna misja, nie mogę pozwolić na to, aby coś się panu stało. 
- Pani profesor, ja muszę tam pojechać. Wiem, że coś odnajdę, dowiem się czegoś, muszę...
- Ja również zgłaszam się na ochotnika - usłyszeli gdzieś z oddali. Hermiona wybałuszyła oczy na swojego chłopaka i jeszcze mocniej zacisnęła dłonie w pięści, czując jak paznokcie wbijają się jej w skórę. 
- Widzę, że solidarność nigdy nie ugaśnie. Mam rozumieć, że panna Granger również jest chętna? - spytała ironicznie dyrektor. Granger spojrzała na nią zdziwiona. 
- Nie jest za tym pomysłem, ani za tym, żeby Harry gdziekolwiek się stąd ruszał. 
- Ja również - przytaknęła jej. 
- Ale jeśli Harry i Ron lecą, to ja również się zgłaszam. 
- Ja też! - zawołała Ginny, lecz Molly od razu wstała i złapała ją za łokieć. 
- Po moim trupie, moja kochana. 
- Nie możesz mi tego zabronić! - zawołała obruszona. 
- Ginny, twoja mama ma racje, nie możesz tam lecieć, to zbyt niebezpieczne - powiedziała Minerwa. 
- To jest niesprawiedliwe! 
- Ginny, siedź cicho - warknął Ron. Harry spojrzał na swoją dziewczynę, ale odwrócił się w kierunku dyrektorki. Nauczycielka transmutacji spojrzała po wszystkich członkach Gwardii i westchnęła.
- Mamy znowu kuriozalną sytuację, ale musimy rozwiązać to razem. Osobiście nie jestem za wylotem pana Pottera na tę misję. Głosujemy. Kto jest przeciw? - spytała, lecz tylko cztery dłonie uniosły się do góry. Kobieta kiwnęła głową. 
- Cóż w takim razie nie muszę pytać kto jest za. Mam nadzieję, że wrócisz z tego cało, Potter bo jesteś nam tutaj potrzebny.
- Kiedy mamy wyruszyć? - spytał Wybraniec.
- Dzisiaj w nocy. Poleci z wami również Colin i Michael, jako wsparcie. Szczegóły omówimy pod wieczór, radzę wam teraz się wyspać. Zwalniam was z popołudniowego patrolu, a teraz proszę wszystkich o rozejście się. A my - zwróciła się do piątki członków Gwardii. - Widzimy się o osiemnastej w tym gabinecie. - Wszyscy kiwnęli głowami i wyszli na korytarz. Hermiona czuła jak jej złość wzrasta z każdym kolejnym krokiem, ale nie chciała wszczynać awantury przy wszystkich. 
- Naprawdę masz nieźle w czubie, Potter - zażartował Colin, który wyszedł zaraz za nimi. Był to wysoki, tęgi mężczyzna z blond włosami i szczerym uśmiechem. Pracował w Ministerstwie Magii, jako Auror. 
- Dzięki - odparł Harry, również się uśmiechając. 
- Do zobaczenia wieczorem - rzucił blondyn i pomachał im na odchodne, a czwórka przyjaciół ruszyła w stronę pokoju wspólnego. Gdy zostali już sami, Hermiona odwróciła się w stronę przyjaciela i zmierzyła go ostrym spojrzeniem. 
- Czyś ty zwariował?!
- Nie zaczynaj, Miona.
- Nie Mionuj mi tu teraz! Jak mogłeś to zrobić, dlaczego się zgłosiłeś?!
- Już ci mówiłem, dlaczego - odparł, starając się aby jego głos brzmiał spokojnie. Nie chciał się kłócić ze swoją najlepszą przyjaciółką i tak miał już sporo kłopotów na głowie. Wiedział, że jego postępowanie jest nieadekwatne, ale musiał, czuł że musi to zrobić. 
- Harry! To jest niebezpieczne, ja...
- Miona daj spokój - wtrącił się Ron, który do teraz siedział cicho. - On się sam zgłosił, ja szanuje jego decyzję i ty też powinnaś. Jeśli nie chcesz to nie musisz lecieć...
- Zginęlibyście beze mnie! - syknęła poirytowana. 
- Dajcie spokój, to na nic. Nie kłóćcie się, nie ma na to czasu - westchnęła Ginny, która widać, że była zawiedziona. Trójka przyjaciół spojrzała po sobie, lecz żadne nic nie odpowiedziało. W ciszy dotarli do pokoju wspólnego i każde rozeszło się w swoją stronę. Ginny zniknęła w łazience, Hermiona natomiast zaczęła przygotowywać się do wyjazdu. Była już wprawiona w tego typu rzeczy, dlatego pakowanie najważniejszych rzeczy poszło jej szybko i sprawnie. Przez cały czas myślała o tym, jaki z Harry'ego jest uparciuch, dlaczego Ronald go tak broni, a także o tym, co ich tam spotka. Czy bała się? Oczywiście, że tak. Jak przed każdą misją i każdym kolejnym dniem. Jednak nie bała się o siebie, czy o swoje zdrowie, lecz o swoich przyjaciół, a także tych, którzy zostają w Hogwarcie bez ich wsparcia. Czuła się tym wszystkim przytłoczona, brała za dużo odpowiedzialności na siebie, jednak nie potrafiła odpuścić. 
            Gdy Hermiona leżała już w łóżku, aby przespać się przed wyjazdem, jej umysł i serce opanowało dziwne uczucie, że ta misja nie będzie taka jak inna. Wiedziała, że to nie jest dobry pomysł, a cały ten wyjazd nie będzie bezpieczny, miała przeczucie, że stanie się coś, czego wszyscy będą żałować. 



~*~*~

Witam Was kochani. Nie powiem, że bardzo się zdziwiłam widząc tylko jeden komentarz pod Prologiem. Czy aby na pewno chcieliście żebym wróciła? Bo liczba prawie 150 osób, które odwiedzają tego bloga codziennie daje mi sygnał, że tak. To dlaczego nie pozostawiacie po sobie śladu? Mam nadzieję, że tym razem to zrobicie, gdyż nad drugim rozdziałem muszę się poważnie zastanowić. 
Mam nadzieję, że Wam się dobrze czytało, wszelkie opinie proszę kierować w kom :) . 
Zou.