sobota, 26 października 2013

20.


"Bywają takie przeszkody między ludźmi, których nie da się rozbić, niezniszczalne... bo z hartowanej duszy"            


        Od kilkunastu minut w pomieszczeniu panowała cisza, przerywana jedynie krótkimi oddechami. Hermiona siedziała pod oknem, ze skulonymi nogami i spoglądała na błonia. Draco zaś opierał się o ścianę, a jego dłoń, co jakiś czas wędrowała do platynowych włosów, aby jeszcze bardziej powiększyć nieład na głowie. Dla brązowowłosej cisza nie była żadnym problem, przynajmniej nie musiała szargać swoich nerwów, na tak fałszywą i dwulicową osobę. Zaś blondyn miał zupełnie inne odczucia niż dziewczyna. Bardzo irytowała go ta cała sytuacja, nie mógł wytrzymać w głuchej pustce, przecież zwariuje tutaj jak zaraz nie zacznie czegoś mówić. Już wolał kłótnie, od takiej sytuacji, przynajmniej mógł się pośmiać ze zdenerwowanej Granger.
- Wszystko twoja wina - burknął, specjalnie wzdychając. Nie musiał długo czekać na reakcję, ponieważ Hermiona szybko odwróciła głowę w jego stronę, a jej oczy mogły być obrzucone mianem bazyliszka.
- Już Ci powiedziałam niedorozwinięty gumochłonie, żebyś wreszcie spojrzał dalej niż na czubek swojego nochala - zawołała zirytowana.
- Odezwała się największa kujonica.
- Przynajmniej mój mózg jest normalnych rozmiarów, a nie jak twój orzeszka - warknęła, odwracając głowę.
- Chciałabyś mieć taki mózg jak ja - wytknął.
- Ideologia twojej mentalności nie obliguje mnie do prowadzenia z tobą merytorycznej konwersacji - odparła dumnie i odwróciła się do niego plecami. Blondyn przez chwilę analizował jej zagmatwaną wypowiedź, aby po chwili znowu powrócić do wymiany zdań.
- Granger, nie udawaj mądrej, bo...
- Uszy się myje, a nie trzepie o wannę, Malfoy - syknęła, nie odwracając głowy. Blondyn prychnął ironicznie.
- Sama się umyj - warknął.
- Takimi odzywkami to mój dziadek konie płoszył - odparła ironicznie. Blondyna przestało już to bawić, ponieważ dziewczyna ewidentnie sobie z nim pogrywała. Nie lubił, jak ktokolwiek miał nad nim wyższość.
- Zacumuj jęzor, Granger - syknął. Hermiona zacisnęła piąstki i spojrzała na niego gniewnie.
- To ty zacząłeś pieprzyć, karaluchu.
- To nie ja udaję mądralę, cnotko - odparł kręcąc głową. To dla Hermiony było za dużo. To, że jej życie seksualne było na poziomie zerowym i nigdy nie ruszyło się nawet o milimetr, nawet z Ronaldem, to nie znaczy, że ktoś ma prawo o tym rozmawiać. Z wściekłymi iskierkami w oczach, rzuciła się na niego z piąstkami.
- Ty wstrętny niżu społeczny! - Krzyknęła bijąc go mocno po klatce piersiowej, ponieważ twarz osłaniał dłońmi.
- Uspokój się, wariatko!
- Ja wariatka?! Sam się o to prosiłeś, fretko! - Wrzasnęła bijąc go jeszcze mocniej. Draco złapał mocno za jej drobne łokcie i odepchnął ją mocno od siebie, a ona upadła do tyłu na miękki materiał. Poirytowana rzuciła w niego beżową poduszką.
- Nie odzywaj się do mnie...
- Twarz w ziemię i nie kiełkuj! - Krzyknął do niej, a ona znowu zrobiła się czerwona ze złości. Zmarszczyła swój nos i kolejna fala poduszek poleciała w jego stronę.
- Granger! Ogarnij się!
- Powiedziałam ci już, żebyś zamknął tą jadaczkę! - Krzyknęła ostatni raz w niego rzucając i odsunęła się na drugi koniec pomieszczenia. Draco odepchnął od siebie wszystkie jaśki i spojrzał na Hermionę spode łba. Poprawił swoje włosy i nagle zaczął się śmiać jak opętany. Dziewczyna zrobiła zdziwioną minę. Patrzała na chłopaka, który śmiał się szczerze, wycierając łzy cieknące po policzkach. Nie wiedziała, co mu się stało, ale nie zwracała na to uwagi. Prychnęła głośno i pokręciła głową.
- Wiem, że padło ci już na mózg, ale mógłbyś się przynajmniej opanować - mruknęła wywracając oczami.
- Chyba siebie nie widzisz - kolejna salwa śmiechu, a Hermiona szybko podeszła do szyby przyglądając się zapłakanym wzrokiem swojemu odbiciu. Jej włosy się naelektryzowały, przez satynowe poduszki i w tej chwili wyglądała, jakby ją dopiero, co kopnął prąd. Zmieszana zaczęła szybko gładzić je dłońmi, w duchu klnąc na nie.
- Z czego tak rżysz?! - Wydęła usta ze złości, gdy skończyła ujarzmiać swoje niesforne kosmyki.
- Głupie pytanie - odkaszlnął śmiejąc się jeszcze i wycierając łzy.
- Jesteś wstrętny i nie mogę na ciebie patrzeć - skłamała, nie patrząc mu w oczy. Zmarszczyła nosek i oparła się zmęczona o ścianę.
- Kocham jak się złościsz - te słowa wypłynęły z jego ust mimowolnie. Gdy je usłyszał, ugryzł się w język i pożałował, że w ogóle o tym pomyślał, dopóki nie zobaczył jej oczu...

~~~

            Ogromne i zimne krople deszczu wpadały na chłopaka i jego towarzyszkę, nie zwracając uwagi na ich stan. Wiał chłodny wiatr, a ubrania były przemoczone do ostatniej nitki. Pomimo tego, że po jego ciele przechodziły nieprzyjemne dreszcze, napawał się jej ciepłem. Przytulał ją jak największy skarb na świecie, była teraz dla niego wszystkim, do nikogo nie mógł się teraz zwrócić, tylko do niej. Jego sytuacja była tragiczna, nie umiał sobie poradzić. Miał dość tego, że cały czas jest wszystko jego wina, chciał, aby wszystko wróciło do normy, tak jak było jeszcze parę tygodni temu. Dziękował Salazarowi, że ktoś taki jak ona, był jego aniołem stróżem. Mógł jej się zwierzyć ze wszystkiego, a ona nie krytykowała. Mógł na nią nakrzyczeć, a ona nie uciekała jak reszta, trwała przy nim do samego końca. Mógł przy niej płakać, a ona potrafiła go pocieszyć, sprawiając, że dzięki niej zapominał o smutkach. Kochał ją całym sercem, zwłaszcza w takich momentach.
         Siedzieli razem na błoniach. Deszcz i mgła sprawiały, że miał ograniczoną widoczność, ale przyglądał się tafli jeziora, która zazwyczaj gładka, teraz wydawała się być jak zgnieciona satynowa pościel. Zamek był ledwo widoczny, ale ukazywał w dalszym ciągu swoje piękno, swój czar. Był to dla niego dom, przez ostatnie siedem lat, wychowywał się tutaj, nabywał umiejętności i wszelkich zwyczajów, ponieważ w domu, nie miał do tego takich możliwości. A teraz? Jego serce było złamane, czuł, że stracił coś najważniejszego na świecie. Została z nim tylko ona, zawsze się do niej zwrócił, zawsze mógł na nią liczyć. To ona zawsze zasklepiała jego rany w sercu, Ognista Whisky. Pociągnął ostatni łyk z butelki i wyrzucił ją daleko od siebie. Czuł jak w jego głowie buzuje gejzer. Miał wrażenie, jakby zaraz miało go rozsadzić. Spojrzał na zamek i w tym samym momencie, mignęła mu w mgle rudowłosa czupryna. Pomimo swojego stanu i emocjonalnego i fizycznego, wszędzie poznałby długie piękne i o zupełnie innym kolorze włosy, niż reszta Weasleyów. Chwiejnym krokiem wstał i kolejna fala dreszczy przeszła po jego ciele. Nie spuszczał jej z oczu, szła pod parasolem w stronę zamku. Chciał ją dogonić, ale jego nogi, wydawały się być z ołowiu. W głowie dalej mu szumiało, ale zdobył się na jeden dźwięk. Z jego gardła wydobył się przeraźliwie ochrypły głos:
- Ginny - jęknął i resztkami sił podniósł rękę do góry. Ostatnią rzeczą jak zauważył była spadająca parasolka i dziewczyna, która ile sił w nogach zaczęła biec w jego stronę. Później poczuł jak uderza o coś głową i nastała pustka...

~~~

            Hermiona od kłótni, nie reagowała na głupie teksty Dracona. Przez chwilę nawet zauważyła, że przysypia, w swojej 'bazie', którą stworzył z poduszek, zostawiając jej jedną, którą cudem wywalczyła. Była zła na cały ten kiepski pomysł McGonagall. Fakt faktem, nie musiała sprzątać sowiarni, ale o wiele bardziej wolałaby coś robić, niż siedzieć tak bezczynnie. Można przecież dostać od tego świra. Sama również próbowała zasnąć, ale jej starania wyszły na marne, ponieważ nie potrafiła tak bez żadnych skrupułów zasnąć w towarzystwie blondyna. Nie żeby ją krępował, ale po prostu po ostatnich wydarzeniach, jej zaufanie do niego, które kiedyś zakiełkowało, zostało teraz zdeptane, zgniecione i zrównane z ziemią. Westchnęła, więc i znowu usiadła przy oknie, spoglądając na gwiazdy, które pojawiły się na niebie po strasznej ulewie. Nagle do jej uszu doszło nucenie. Nie mogła z początku zorientować się skąd wydobywa się ten dźwięk. Myślała, że może na dworze, ale nic tam nie zauważyła, dopiero po chwili, gdy odwróciła głowę, zauważyła leżącego arystokratę. To właśnie on nucił, dobrze jej znaną piosenkę. Nie mogła uwierzyć własnym uszom.
- Skąd to znasz? - Zapytała bardzo cicho. Nie odwracając nawet głowy w jej stronę, odparł:
- Nie muszę ci niczego tłumaczyć Granger - kąciki jego ust uniosły się w ironicznym uśmiechu, a ona z głębokim westchnieniem pokręciła głową. Nie miała już na to wszystko siły, czuła się fatalnie. Nie odpowiedziała mu już, co oczywiście skutkowało, jego zainteresowaniem. Widząc jej zniechęconą minę, nie wiedział, dlaczego, ale podniósł się ze swojej pozycji i podszedł do niej, uprzednio się przeciągając. Usiadł obok niej i razem spoglądali w dal za oknem. Ku wielkiemu zaskoczeniu Hermiony, Draco zaczął cicho śpiewać tą piosenkę. Zdumiona obserwowała jak jego mimika twarzy zmienia się wraz ze śpiewanymi słowami. Nie spodziewała się, że kiedykolwiek dożyje takiego momentu, że ujrzy śpiewającego Malfoya, na szlabanie. Musiała przyznać, że w tą piosenkę wkłada niesamowicie dużo emocji, dlatego też nie uszło jej uwadze, że musiała dla niego bardzo wiele znaczyć.
- Skąd ją znasz? - Ponowiła swoje pytanie, nie zwracając teraz uwagi, na jego poprzednią odpowiedź. Westchnął głęboko kręcąc głową na jej upartość.
- Ojciec nigdy w domu nie pozwalał słuchać jakiejkolwiek muzyki. Twierdził, że niszczyła umysł, a artyści śpiewali o głupotach, między innymi takich jak miłość - mówił, a jego oczy ukazywały, że wspomnieniami jest teraz bardzo daleko. Hermiona nie ośmieliła się mu przerwać, dlatego czekała, na dalszą wypowiedź.
- Matka zaś kochała muzykę, kochała grać. Zawsze, gdy nie było ojca w domu, otwierała stary fortepian i wyrzucała z siebie wszystko, za pomocą nut. Kiedyś zabrała mnie na wspomnienia Beatlesów. Zagrano wtedy ten utwór, który ona zawsze śpiewała w domu. Z jednej strony się z nim utożsamiam...
- Jestem pod wrażeniem.
- Nie ma, czego po prostu jest to jedne z moich nielicznych radosnych wspomnień z dzieciństwa - mruknął posyłając jej niemrawy uśmiech. Odwzajemniła go bez żadnych skrupułów.
- Nie spodziewałam się na prawdę, że akurat ty ich będziesz słuchał - ponownie pokiwała głową.
- Jeszcze wiele o mnie nie wiesz - odparł.  
- I pewnie się nie dowiem - mruknęła pod nosem, ale blondyn to usłyszał. Nastała krępująca cisza, jakby obydwoje chcieli coś powiedzieć, ale bali się urazić drugiego. Draco, żeby złamać tą niemiłą atmosferę, ponownie zaczął nucić utwór, a Hermiona mu wtórowała. Tworzyli zgrany duet, śmiejąc się przy tym i kłócąc, jakie słowa powinny być w danej zwrotce. Gdy skończyli swój koncert, usiedli po przeciwnych stronach pomieszczenia. Hermiona nieśmiało, ale rozpoczęła trapiącą ją rozmowę.

~~~

- Co się stało?! - Zawołała wystraszona pani Pomfrey, kiedy Ginny razem z Joe i Zachariaszem przynieśli nieprzytomnego i przemoczonego Blaisa Zabiniego do Skrzydła Szpitalnego. Szybko podbiegła do łóżka, na którym go położyli.
- Panie Smith, proszę natychmiast powiadomić profesor McGonagall - nakazała, a chłopak od razu wykonał polecenie znikając w drzwiach.
- Co się stało? - Zapytała ponownie zdziwiona.
- Nie wiem, znalazłam go nieprzytomnego na błoniach, musiał już tam siedzieć na prawdę długo, jest cały przemoczony, boże ja... - zaczęła opowiadać Ginewra.
- Ginn uspokój się - powiedział Joe, przytulając dziewczynę do siebie i głaszcząc po głowie. Pielęgniarka w tym momencie osuszyła ubrania chłopaka i już biegła po odpowiednie eliksiry i zioła. Gdy wróciła zaczęła opatrywać głęboką ranę na głowie.
- Wiadomo, co się stało? - Oboje pokiwali przecząco głowami. Weasley była cała roztrzęsiona, nie mogła się uspokoić, łzy płynęły po jej policzkach. Do Skrzydła wpadła nagle wystraszona dyrektorka. Najwidoczniej nie zdążyła się jeszcze przebrać, a wskazywał na to jej strój nocny.
- O matko święta - zawołała przykładając dłonie do ust - pan Lavard, panna Weasley, chcecie mi to wytłumaczyć? - Ginny kolejny raz chciała opowiedzieć całą sytuację, ale poczuła ogromną gulę w gardle, dlatego wyręczył ją Joe.
- Co mu strzeliło do głowy - mruczała pod nosem - Poppy, co z nim? - Zapytała biegającej wokół łóżka pielęgniarki.
- Nie wiem! Robię, co w mojej mocy, ale gorączkę to on ma chyba z pięćdziesiąt stopni - odparła nerwowo i ironicznie. Ginny kolejny raz zaszlochała i schowała twarz w dłoniach.
- Panie Lavard, proszę odprowadzić pannę Weasley do jej Pokoju Wspólnego.
- Nie! Ja chcę zostać - zawołała błagalnym tonem.
- Pani stan jest niewskazany, najlepiej jak panienka odpocznie i przyjdzie z rana - wtrąciła się Pomfrey.
- Chodź, Ginn. Mają rację - mruknął Joe. Spojrzała na niego zapłakanym wzrokiem, a później na nieprzytomnego chłopaka.
- Ale będzie dobrze? - Zapytała z nadzieją w głosie.
- Pocierpi, ale wyzdrowieje - zawołała swoim piskliwym głosem Poppy i zamknęła za nimi drzwi. Odwróciła się w stronę zaniepokojonej McGonagall i westchnęła głęboko.
- Nic mu nie będzie, jest chory, ale jest też jeszcze jedna ważna sprawa, Minewro - powiedziała splatając dłonie.
- Jaka?
- Chłopak spożywał alkohol i to w dużych ilościach. Dopóki nie zbiję liczby promili, nie mogę podać odpowiednich środków. Wiesz, czym to może skutkować zwłaszcza, że ma bardzo głęboką ranę z tyłu głowy.
- Chłopak się przekręci - westchnęła zdenerwowana.
- Właśnie. Teraz lepiej módlmy się, żeby wytrzymał i wycierpiał.
- Tak, masz rację. Ja idę powiadomić jego matkę - oznajmiła przejętym głosem dyrektorka i pożegnała się z Pomfrey.

~~~

- Malfoy, posłuchaj - powiedział wypuszczając głośno powietrze. Siedziała po turecku i kręciła młynek kciukami. Nie denerwowała się tak nawet przy odpowiedzi u profesora OPCM. Nie rozumiała swojego zachowania, przecież to tylko Malfoy. Albo, aż Malfoy...
- Co? - Zapytał zupełnie neutralnie.
- Mówi się słucham - poprawiła go.
- Nie jesteś idealna...
- Dobrze, skończ - powiedziała od razu, a gdy już chciał dokończyć przerwała mu szybko - nie chcę iść z tobą na bal - po tych słowach nastała głucha cisza. Draco spojrzał na nią ogromnie zdziwiony. Hermiona nieśmiało spoglądała na jego tęczówki, ale starała się nie okazywać jakichkolwiek emocji. Ciszę przeciął głos Dracona.
- Jak to?
- Tak to. Nie chcę iść z tobą na bal..
- Poczekaj, Granger. Przecież cię zaprosiłem, nie możesz tak po prostu odmówić - powiedział już zirytowany. Dziewczyna westchnęła głęboko.
- Nie mam ochoty...
- Tu nie chodzi w cale o to - przerwał jej marszcząc brwi - posłuchaj, mojej decyzji, nikt ani nic nie zmieni. Nie rób z siebie teraz płaczącej i skulonej dziewczynki, przecież...
- Draco - przerwała mu jego zagmatwaną wypowiedź - nie mam zamiaru robić z siebie kretynki. Masz dziewczynę, a na bal przyjdziesz z odwiecznym wrogiem...
- Tak.
- Nie.
- Tak!
- Nie!
- Tak!
- Malfoy! Nie. Mam ciebie dość rozumiesz, mam dość ciągłego oszukiwania, okłamywania, traktujesz mnie jak zabawkę, niepotrzebna to odrzucasz! Nie mam zamiaru robić z siebie nie wiadomo, kogo bo ty tak chcesz, no! - Krzyknęła. Chłopak oczywiście, jak zwykle Malfoyowie, nie przejął się zbytnio jej wypowiedzią i prychnął.
- Granger, jak cię zaprosiłem, to okaż klasę...
- ZAPROSIŁEŚ MNIE, A PÓŹNIEJ SWOJĄ EMY?!- Zawołała, ironicznie wykrzykując imię jego dziewczyny. Na jej twarz wpłynęły rumieńce ze złości, a on zaś zbladł. Nie wiedział, o czym ona mówi. Spojrzał na nią jak na istną wariatkę.
- Słuchaj Granger t,o że jesteś zazdrosna nie znaczy, że możesz wygadywać bzdury...
- Nie gadam bzdur! - Pisnęła.
- Nie zaprosiłem Emy! - Teraz to ona nie wiedziała, o czym mówi arystokrata. Przecież jeszcze niedawno, cała jego Docks pieprzyła coś o balu, a teraz on się wszystkiego wypiera? O co tu chodzi?
- Nic sobie nie wymyśliłam, sama mi to powiedziała...
- Granger, może masz urojenia?!
- Albo może to ty kłamiesz?!
- Ja nie kłamię, nigdy! - Zawołał oburzony.
- A ja ci nie wierzę! - Odpyskowała. Obydwoje patrzyli na siebie rozgniewani. Nie mogli dojść do porozumienia, a najgorsze w tym wszystkim było, że ani jedno ani drugie, nie mogło zrozumieć siebie nawzajem.
- Idziesz ze mną i kropka - zarządził wskazując na nią palcem. Wydęła usta z niezadowolenia i pokręciła ironicznie głową.
- Nie.
- Jezu Granger, nie zachowuj się jak rozkapryszony bachor.
- Ja się tak zachowuje? Ty się tak zachowujesz - warknęła. Jej złość sięgała zenitu, jeszcze moment, a powie coś na prawdę niestosownego, a tego akurat chciała uniknąć. Nie robić z siebie kretynki, przed Malfoyem. Krew wrzała w jej żyłach, ale gdy tylko patrzała w jego tęczówki, cały lód topniał.
- Posłuchaj to, że znalazłem sobie dziewczynę, nie znaczy, że nie potrafię dotrzymać obietnicy.
- Ty chyba sobie nie zdajesz sprawy, z powagi sytuacji, Malfoy! Idź z nią, będzie to przynajmniej wyglądało normalnie i prawidłowo. A nie...
- Ale ja chcę iść z tobą!
- Żeby iść z kimś na bal, trzeba mieć jakieś zobowiązania! - Wykrztusiła wreszcie.
- Jakie zobowiązania?
- Posłuchaj, nic między nami nie ma i nie będzie, rozumiesz? - Syknęła w końcu. Wiedziała, że jeżeli dalej będą toczyć tą kłótnie, to wreszcie powie coś czego będzie żałować. I masz, stało się.
- Nigdy nawet nie pomyślałem, że coś może między nami być, Granger - odparł od razu oburzony.
- Nawet jak mnie całowałeś? - Zapytała już wyczerpana z sił. Teraz to on nie wiedział, co ma jej odpowiedzieć. Patrzył się w jej duże czekoladowe oczy, które sprawiły, że mógł uwierzyć w jakiekolwiek dobro, a teraz dziwnym trafem, nie zauważył nawet, kiedy wszystko się wali.
- Posłuchaj...
- Nie, to ty posłuchaj. Odkąd pojawiła się Emily, nic nie wiesz, żyjesz jedynie w jej świecie. Nie mówię, że masz się mną interesować, bo w życiu bym o to nie prosiła! Ale opuszczasz treningi, masz w dupie Harrego i całą drużynę, opuściłeś się w nauce! - Jego osłupiony wzrok sprawił, że dziewczyna zarumieniła się, z powodu tak licznych informacji o jego osobie.
- Skąd ty to wiesz?
- I chyba nawet nie zauważyłeś, co się ostatnio działo z Blaisem, prawda?! - Dodała ignorując jego pytanie. Przetworzył wszystkie informacje i musiał przyznać, że fakt nie gadał z Zabinim już bardzo długo. Zmarszczył brwi.
- Co masz na myśli?
- Nie powiem ci, jesteś po prostu wstrętny. Docks namieszała ci nieźle w głowie - warknęła na zakończenie.
- Nie namieszała, po prostu jesteś zazdrosna - podszedł do niej mrużąc oczy. Hermiona dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że obydwoje stoją i mierzą się ostrym spojrzeniem.
- Jeszcze nie upadłam tak nisko.
- Oszukujesz sama siebie - był tak blisko jej twarzy, że szeptał. Już miała mu coś odpyskować, kiedy on zaczął zbliżać swoje usta do jej. Przez jeden krótki moment, była skłonna oddać ten pocałunek, ale opamiętanie powróciło w odpowiednim momencie. Odepchnęła go z całej siły i zmierzyła go wściekłym spojrzeniem.
- Daruj sobie, Malfoy. To już na mnie nie działa - syknęła i bez słowa położyła się w kącie drugiego pokoju, próbując zasnąć. Draco stał chwilę zdziwiony, ale przeklinając siebie w duchu osunął się po ścianie i oddał się w ręce Morfeusza.

~~~

            Ginny weszła roztrzęsiona do Pokoju Wspólnego i od razu została zauważona przez trzech mężczyzn. Harry Ron i Dean podbiegli do niej prowadząc ją spokojnie w stronę kanapy przy kominku.
- Co się stało malutka? - Zaczął Thomas wycierając jej policzki. Nie podobało się to Ronaldowi, dlatego od razu wepchnął się między nią, a jej byłym. Przez chwili mierzyli się spojrzeniem, ale Potter odchrząknął znacząco w ich kierunku.
- Nic - bąknęła podkulając nogi do brzucha i głośno oddychając.
- Jak nic, przecież widzę! - Zawołał Ronald.
- Nie krzycz - szepnęła.
- Jak mam nie krzyczeć, jak widzę, w jakim jesteś stanie? - Zdenerwował się Ronald. Dziewczyna schowała głowę między kolanami.
- Uspokój się, tak jej nie pomożesz - szturchnął go Dean.
- Nie dotykaj mnie, bałwanie - wybuchł rudzielec.
- Uważaj na słowa Weasley...
- Wyjdźcie stąd! - Zawołała poirytowana. Obydwaj spojrzeli na nią dziwnie.
- Ale..
- Natychmiast! - Krzyknęła. Ron prychnął głośno i odrzucając poduszkę w kąt, którą przed chwilą trzymał, wstał i odszedł w stronę swojego dormitorium. Thomas przez chwilę miał jeszcze nadzieję, że może zostać, ale gdy ujrzał jej gniewny wzrok od razu wyszedł z Pokoju Wspólnego, zostawiając ją z Harrym. Chłopak spokojnie gładził jej przedramię, czekał aż sama zechce mu opowiedzieć, co się stało.
- Boże, Harry przepraszam - zachlipała po kilkunastu minutach histerycznego płaczu.
- Spokojnie Ginn - powiedział cichutko gładząc jej włosy. Wtuliła się w jego ramię i kolejne minuty siedzieli nic nie mówiąc. W końcu rudowłosa zebrała się w sobie i opowiedziała wszystko Harremu, co do ostatniego słowa. Musiała się komuś wygadać, a za chiny nie wiedziała gdzie teraz podziewa się Hermiona. Potter jak na przyjaciela przystało, nie zarzucił jej, że rozpoczęła znajomość z 'wrogiem', ale spojrzał jej głęboko w oczy i szepnął:
- Wyjdzie z tego, jeżeli ty mu pomożesz - te słowa sprawiły, że kąciki jej ust podniosły się lekko.
- Nie potępiasz mnie za to? - Zapytała ochrypłym głosem.
- Dlaczego miałbym to zrobić? Ginn to twój wybór, z kim się chcesz spotykać nawet, jeżeli jest to Zabini. Jako przyjaciel muszę uszanować twoją decyzję - powiedział zupełnie spokojnie - ale to nie zmienia faktu, że od razu się z nim zaprzyjaźnię - ostrzegł ją, na co ona parsknęła śmiechem.
- Dziękuję Harry, że mnie rozumiesz - powiedziała cichutko. Wydmuchała nos, a on zachichotał.
- Oczywiście rozumiem, że mam milczeć jak grób przed Ronem? - Podniosła swoje duże niebieskie oczy i posłała mu szczery uśmiech.
- Rozumiesz mnie bez słów - powtórzyła się i przytuliła go w podziękowaniu.
- No wiesz... - Zachichotał wraz z nią.
- Wiem, że źle zrobiłam, ale teraz mu wierzę.
- Wiesz, najśmieszniejsze jest zawsze to, że w krytycznych sytuacjach człowiek potrafi przebaczyć, przeprosić, uwierzyć, a normalnie...
- Jesteśmy zbyt dumni - dokończyła za niego.
- Właśnie.
- Harry, mam do ciebie jeszcze jedną prośbę - pociągnęła nosem i spojrzała na niego z nadzieją.
- No mów - posłał jej uśmiech.
- Zostaniesz dzisiaj ze mną? Nie chce być sama, a rano chciałabym pójść do Blaisa...
- Oczywiście Ginny. Idź się umyj i przebierz i spotkamy się tutaj za chwilę - pogładził ją po ramieniu. Uśmiechnęła się i pokiwała głową.
- Daj mi pół godziny.
- Pół godziny - zgodził się i odprowadził ją wzrokiem, a sam wyszedł szybko z Pokoju Wspólnego...

~~~

            Joe wparował do Pokoju Wspólnego Ślizgonów niczym burza. Nie zwracał uwagę na zdziwione miny i pytające spojrzenia, od razu skierował się do swojego dormitorium. Nie mógł uwierzyć, że Riddle tak spokojnie o tym wszystkim mówi, że jest taki nieugięty. Jeżeli niczego nie zrobi, jeżeli jej nie ostrzeże, to on wygra cały pojedynek. Nie mógł do tego dopuścić, przecież przysięgał, że będzie jej chronił, ciałem sercem i umysłem. Nie mógł jej zawieść, nie kolejny raz. Chodził zdenerwowany po pokoju, gorączkowo myśląc nad całą sytuacją. Nie miał pomysłu nawet jak sprawdzić, z kim z zamku kontaktuje się ten parszywy karaluch. Miał wrażenie, że ta cała bezsilność go wykończy, nie mógł tak siedzieć bezczynnie, a z drugiej strony nie mógł pozwolić, żeby cała ta sytuacja mogła się rozwijać. Był w rozsypce, jak najszybciej musi o wszystkim powiadomić swoją babcię. Podszedł i wyciągnął pergamin, kałamarz i pióro z szuflady, a już po kilku sekundach, litery składały się w słowa, a słowa w zdania...

~~~

            Ginewra ubrała się w swoje ulubione szare legginsy, za dużą o dwa rozmiary bordową bluzę kangurkę z kapturem, a na nogi i stopy założyła ocieplacze. Włosy związała wysoko w końskiego kitka i powolnym krokiem zeszła po schodach do Pokoju Wspólnego. Na stoliku, który stał przed kominkiem i przy kanapie, na której siedziała z Harrym widniała teraz świeżo zaparzona gorąca czekolada z bitą śmietaną i piankami, a na stoliku stały jej ulubione fasolki wszystkich smaków, czekoladowe żaby, różowe kostki lodów kokosowych w małych bialutkich miseczkach, kremowe bryły nugatu i jej ulubione toffi o brawie miodu. Gdy to wszystko ujrzała, oraz pełno świeczek na stoliku, jej humor od razu się poprawił. Uśmiechnęła się do Harrego, który właśnie stał przy kanapie i szczerzył do niej zęby.
- Skąd to wszystko wytrzasnąłeś? - Zapytała pełnym przejęcia głosem.
- Słodycze zawsze mam pod ręką, a czekoladę zawdzięczam skrzatom domowym - zaśmiał się - ale uwierz mi, że lepszej nikt nie robi - pokiwał głową na potwierdzenie, a dziewczyna zachichotała. Usiedli razem na sofie i sięgnęli po duże kubki. Gdy Ginny się napiła, podobnie jak Potter miała teraz białe wąsy z bitej śmietany, którą od razu oblizała śmiejąc się.
- Potrafisz poprawić humor, Harry. Nie wiem jak ci dziękować - spojrzała na niego i podkuliła nogi.
- Nie masz, za co mi dziękować. Czego nie robi się dla przyjaciół - odparł szczerząc zęby. Resztę wieczoru spędzili na śmianiu się i wspominaniu dawnych czasów, oraz na nadrabianiu rozmów, które były spowodowane brakiem czasu. Ginny nie mogła się powstrzymać, więc zjadła również porcję toffi Harrego, a on zaś jej różowe kostki lodu o smaku kokosowym. Przy opychaniu się fasolkami wszystkich smaków, ich miny i odczucia rozpoczynały szaloną podróż. Od łez śmiechu, aż do odruchów wymiotnych. Wszystko to sprawiło, że Ginny wiele zrozumiała oraz, że tęskniła za wspólnym wieczorem z przyjaciółmi, albo przyjacielem. Podczas ostatniej rozmowy, która zeszła na tor Quidditcha, dziewczyna zwyczajnie zasnęła opierając się o ramię Pottera. Chłopak dopiero po kilkunastu sekundach zorientował się, że jego przyjaciółka śpi, ponieważ kubek z resztką gorącej czekolady właśnie wysunął się z jej dłoni, oblewając jego spodnie. Zdziwiony spojrzał na nią i pokręcił głową.
- Ah, Ginn - westchnął uśmiechając się sam do siebie i wyjął różdżkę - Chłoczyść - szepnął, a spodnie były czyste. Odstawił szklanki na stolik i powolutku podniósł dziewczynę i zaniósł do jej dormitorium, uprzednio rzucając zaklęcie na schody. Gdy wrócił, posprzątał wszystko i skierował się do swojego dormitorium. Zegarek pokazywał drugą trzydzieści, co oznaczało, że całkiem porządnie się zasiedzieli.

~~~


            Ostre słońce i krzyk, który doszedł do uszu dwójki uczniów, sprawił, że obydwoje zerwali się na równego nogi, nie za bardzo wiedząc, co się dzieje. W drzwiach ujrzeli profesor McGonagall.
- Witam was po szlabanie - powiedziała surowo. Dopiero ta informacja utwierdziła im, że to nie był żaden sen, ale na prawdę siedzieli razem w tym dziwacznym pomieszczeniu, przez kilka godzin.
- Dzień dobry - powiedziała kulturalnie Hermiona.
- Nie wiem czy taki dobry. Mam jedynie nadzieję, że czegoś was to nauczyło - warknęła. Oboje pokiwali głowami dla świętego spokoju. Granger nie marzyła o niczym innym jak o wyspaniu się w swoim łóżku, ale przecież nie mieszkała jakby już w Pokoju Wspólnym Prefektów. Zaś drugim fantem było to, że dzisiaj jest czwartek, czyli musi iść na zajęcia.
- Oczywiście dnia wolnego nie macie, śniadanie rozpoczyna się za pół godziny, a później normalnie widzę was na zajęciach - powiedziała surowo i wypuściła ich na korytarz.
- Ah, jeszcze jedna sprawa, dotyczy głównie pana Malfoya - powiedziała, gdy zamknęła różdżką drzwi. Spojrzał na nią pytająco, a Granger stanęła trochę dalej.
- Pański przyjaciel, Blaise Zabini został wczoraj znaleziony w stanie krytycznym na błoniach, przez pannę Weasley - powiedziała już nieco łagodniej, na co blondyn zbladł ze zdziwienia. Hermionie również zrobiło się słabo, przypominając sobie wczorajszą ulewę.
- Ale jak to, co się stało? - Zapytał starając się, aby jego głos był zupełnie neutralny.
- Nie znam przyczyn, ale nie jest z nim za dobrze. Mogę panu jedynie powiedzieć, że jego zachowanie będzie surowo ukarane. Spora ilość alkoholu we krwi, nie pozwoliła na podanie środków leczniczych. Gdy promile spadały, jego stan się pogarszał, teraz pani Pomfrey walczy o jego życie, jeżeli nie uda jej się w ciągu godziny przywrócić go do stabilizacji, będzie przeniesiony do świętego Munga. Ma również rozciętą skórę głowy, dość głęboko - kończąc dialog, Hermiona miała wrażenie, że zaraz się rozpłacze, a do Dracona jakby w zwolnionym tempie docierały wszystkie myśli - panna Weasley już przy nim jest. Powiadomiłam już panią Zabini, ona również niedługo powinna się tutaj zjawić. Miałam jedynie nadzieję, że pan wie, co się stało pańskiemu przyjacielowi, ale cóż. A teraz proszę się rozejść i mam nadzieję, że wasze zachowanie ulegnie poprawię - to mówiąc odeszła, zostawiając ich samych. Blondyn jakby w zwolnionym tempie spojrzał na brązowowłosą, która miała łzy w oczach i niewiele myśląc, obydwoje skierowali się prawie biegiem do Skrzydła Szpitalnego, gdzie czekała na nich kolejna niespodzianka... 

sobota, 19 października 2013

19.


"Naprawdę głębokiego smutku, nie da się wyrazić nawet łzami"        



     Hermiona szła razem z Zachariaszem po ciemnych korytarzach zamku. Była pogrążona we własnych myślach. Cały czas w jej głowie szumiały słowa Docks. Nie umiała sobie odpowiedzieć, czy była to prawda, czy ona jedynie starała się zepsuć całą jej relację... Chwileczkę. Granger, jaką relację? Między nią a blondynem przecież nic nie ma. Cały czas żyje w jakiejś złudnej bajeczce, którą on opowiada. Wiele razy przecież chciała z tym skończyć, z tą chorą sytuacją z Malfoyem. Czemu w ogóle jest taka naiwna? Nie miała nic przeciwko, gdy jej relacje z blondynem były na poziomie zlodowacenia, a gdy nadszedł czas ocieplenia, jedynie czuje oparzenia z tego powodu, rany nie chcą się goić, a ona ciągle dostaje nowych. Chciała zapomnieć, pragnęła odzyskać kontakt z przyjaciółmi, chciała wrócić do normalnego życia. Ale nie to jej było pisane.

 ~~~

          Deszczowy wieczór i mocno zachmurzone niebo przysłaniało księżyc. Sobotnie rozgrywki odbyły się w ogromnej chlapie i w błocie, powodując jedynie u uczniów przeziębienie i niechęć do całego dalszego dnia. Cały mecz nie trwał długo, można by nawet powiedzieć, że rekordowo krótko, ponieważ zaledwie dwadzieścia minut. Obie drużyny mianowicie Sabiduriamago z Hiszpanii oraz Modroponos ze Słowacji walczyły równo i fair-play. Niestety szukający z cieplejszych stron nie okazał się dość dobry, w porównaniu do Megan z Modroponos. Chwyciła znicz już po piętnastu minutach meczu, ale zanim z nim doleciała na stadion, minęły z kolejne trzy. Ostateczny wynik to 140-35. Świętowanie i zabawy w Pokoju Wspólnym przyjezdnych było słychać na całe zamczysko. Wielu uczniów z Hogwartu było właśnie tam zaproszonych, między innymi Eliza Lloyd, która przyszła sama. Dlaczego? Joe właśnie gnał przez błonia i las do Hogsmade. Miał dużo ważniejsze i poważniejsze sprawy niż imprezowanie. Tu chodziło o dobro nie tylko jego, ale też bliskich mu osób. Nie mógł pozwolić by kogokolwiek skrzywdzono.
            Z impetem otworzył drzwi do baru o dźwięcznej nazwie 'pod świńskim łbem' i rozejrzał się dookoła. Gdy ujrzał w rogu pomieszczenia dwóch mężczyzn od razu skierował się w ich stronę. Usiadł na krześle na przeciwko nich, uprzednio podając im dłonie i zdjął z siebie mokrą kurtkę.
- Witaj synu - zaczął niskim głosem starszy z przybyszy.
- Witaj ojcze, wuju - skinął głową w stronę drugiego mężczyzny.
- Przejdźmy od razu do rzeczy, mów nam wszystko, co wiesz.
- Starałem się cokolwiek ustalić, niestety tuszuje ślady wręcz doskonale. Widziałem go jedynie ten raz na rozgrywkach, ale to nie był przypadek, żeby przyszedł sobie pooglądać mecz - stwierdził ironicznie.
- Prawda, coś jest na rzeczy.
- Nie coś, tylko ktoś - poprawił go starszy mężczyzna.
- Braian, nie możemy być pewni, że to chodzi o nią - powiedział do niego wuj Joe.
- Davidzie, on poluje na nią odkąd tylko dowiedział się, kim jest i dlaczego jest nad nim ta klątwa - warknął ojciec Joe.
- Prawda, wuju. Wiedział, że gdy on jeszcze żył, nie mógł nic zdziałać, teraz ma zupełnie wolną rękę.
- Tak, ale to nie świadczy o tym, że...
- Dość - uniósł głos Braian - przestań wreszcie podważać racjonalne zdanie. I ty i ja doskonale to wiemy, tylko ty jak zwykle nie chcesz dopuścić do siebie tej myśli, że klątwa znowu wraca - syknął w stronę brata. David zmrużył niebezpiecznie oczy, poprawiając włosy, ale w końcu pokiwał głową.
- Dobrze, niech wam będzie. Co teraz?
- On w jakiś sposób wchodzi do zamku - mruknął Joe.
- Nie mówiłeś o tym...
- Dobrze wiesz ojcze, że nadal przechwytują sowy.
- No tak, tak.
- Myślicie, że chce tego dokonać do końca tego roku? - Zapytał David.
- Ja myślę, że on chce to zrobić, do końca tego miesiąca - westchnął Brian.
- Co?!
- Posłuchajcie, pamiętacie jak moja matka zawsze opowiadała nam historię tej klątwy? Przecież ona jest zapisana w prastarych księgach wieczystych! - Zawołał przyciszonym głosem.
- No tak, ale...
- Nie ma, ale. Jeżeli znalazł sposób dostania się do Hogwartu, to znaczy, że będzie działał szybko.
- Co teraz będziemy robić? - Zapytał już zniecierpliwiony Joe.
- Ty dalej starasz się odkryć, w jaki sposób on dostaje się do zamku i musisz mieć oko na nią. Nie może jej spać włos z głowy, bo to zaburzy cały system, wiesz, że jeżeli wykorzysta ją do odwrócenia klątwy, to ona nie przeżyje.
- Tak wiem, nie przypominaj - westchnął młody chłopak.
- Dobrze w razie, czego nie wysyłaj nam sowy, ale bezpieczniejsze będą patronusy. Jeżeli będzie jakakolwiek podejrzana sytuacja daj znać, cała rodzina jest postawiona na nogi w gotowości.
- Dobrze, to do usłyszenia - powiedział Joe podając dłonie ojcu i wujowi przy drzwiach.
- Uważaj na nią!
- Obiecuję tato - odparł i po chwili zniknął im z pola widzenia.

~~~

- Byłaś świetna - szepnął Harry do ucha Megan. Dziewczyna zachichotała kolejny raz i spojrzała na niego mocno świecącymi się oczyma i przygryzła wargę. Mierzwiła jego czarną czuprynę swoimi pazurkami i co jakiś czas składała na jego szyi pocałunki.
- Na prawdę? - Zapytała.
- Na prawdę - odparł całując ją w usta. Leżeli u niego w sypialni zupełnie sami, ponieważ większość uczniów znajdowała się na imprezie u przyjezdnych.
- Ależ ty jesteś kochany - westchnęła jeżdżąc opuszkiem palców po konturach jego twarzy.
- A ty słodka - mruknął przygryzając płatek jej ucha.
- Harry?
- Tak? - Spojrzał na nią. Widział, że chciała go o coś zapytać, dlatego oparł się nad nią na łokciu i przyglądał jej zmiennej mimice twarzy. Miętoliła w dłoniach jeden ze swoich loczków.
- Powiedz mi proszę, czy ty... - westchnęła głęboko - czy ty coś do mnie czujesz? - Nie miała odwagi spojrzeć mu w oczy, ale on wykonał ten gest za nią, przysuwając jej podbródek bliżej siebie. Była zmuszona odszukać wzrokiem jego śliczne zielone tęczówki, które sprawiały, że czuła się przy nim wspaniale.
- Megan od dłuższego czasu próbuję ci powiedzieć, że jesteś najlepszym, co mogło mi się przytrafić w życiu - przejechał kciukiem po jej zaróżowionym policzku i delikatnie pochylił się aby pocałować ją w usta. Mimowolnie przyciągnęła go do siebie mocniej oddając pocałunek.
- Cieszę się, ponieważ ty też dla mnie bardzo wiele znaczysz - mruknęła między pocałunkami.
- Może spróbujemy być razem? - Odparł po dłuższej chwili ciszy. Dziewczyna dostała radosnych iskierek w oczach, a na jej usta wstąpił ogromny uśmiech. Zarzuciła ręce na szyję wybrańcowi i mocno go wycałowała.
- Z wielką chęcią - westchnęła radośnie. On również nie krył zadowolenia. Przez kolejną godzinę leżeli w milczeniu wpatrując się w siebie. Harry nie chciał, ale porównywał ją do Ginny. Musiał przyznać, że stopień zwariowania miały podobny, ale Megan w przeciwieństwie do Rudej, potrafiła być cicha i spokojna, wyczuwała, kiedy potrzebował rozmowy, a kiedy śmiechu i żartów. Miał wrażenie, że była dla niego ideałem, jego odzwierciedleniem. Dlatego dziękował Bogu, że otrzymał kogoś takiego jak ona.
- Może pójdziemy zobaczyć, co tam się dzieje? - Zapytała po półtorej godziny. Potter przeciągnął się głośno i pokiwał głową, że się zgadza.
- Dobra, chodźmy - wygrzebali się z pod kocyka i po grubszym ogarnięciu się wyszli do Pokoju Wspólnego, a później na korytarz. Harry niepewnie, ale złapał blondynkę za dłoń, a ona od razu ścisnęła ją mocniej. Oboje mieli wymalowane uśmiechy na twarzy, dla nich był to początek czegoś wspaniałego.

~~~

            Mijały tygodnie, pogoda dalej zwiastowała ponurą aurę wśród uczniów. Kolejne monotonne dni zbliżały jedynie do jesiennego balu Halloweenowego. Przesilenie dawało się we znaki uczniom, powodując u nich zmęczenie i brak jakiejkolwiek zachęty do działania. Wieczory zazwyczaj spędzali, albo w swoich własnych prywatnych dormitoriach, albo integrowali się z przyjezdnymi drużynami. Życie toczyło się pomału do przodu, rok szkolny leciał niczym woda z kranu, stopni przybywało, punkty odejmowano i dodawano, szlabany były na porządku dziennym dla każdego. Można by nawet powiedzieć, że jesień dla uczniów to okres przesilenia w związkach. Dla jednych wpływała lepiej dla innych nieco gorzej. Fanki i wielbicielki Harrego Pottera pogrążyły się w rozpaczy po wieści, że ich idol ma dziewczynę. Co gorsza, nie mogły znieść widoku dwóch gołąbków, między którymi zakwitała miłość. Joe i Eliza również przechodzili kolejne etapy w swoim wspólnym życiu, które było dosyć zagmatwane. Oboje próbowali rozwikłać zagadkę tajemniczego przybycia Eryka do Hogwartu, wymyślając różne tezy. Ginny i Blaise niestety, albo stety dla fanek Zabiniego, nie rozmawiali. Rudowłosa starała się być neutralna wobec dwóch swoich adoratorów, co ani jednemu, ani drugiemu się nie podobało. Z Blaisem mijali się na korytarzu bez żadnego 'hej', z Deanem rozmawiała jedynie kiedy musiała. Przygnębiało ją to, ale nie potrafiła uwierzyć żadnemu z nich, chociaż snuła przypuszczenia, co do tego, kto mówi prawdę. Pomimo zapewnień Dracona i Joe, dalej zostawała nieugięta, w końcu jest Gryfonką, a Ślizgonom nie ufa. Wieści o tym, że Zabini chodzi struty, sam pije, nie rozmawia z nikim i nawet nie umawia się z żadnymi dziewczynami, za nic nie skruszyły lodu wokół jej serca. Dobrze wiedziała, że długo tak nie pociągnie, ale chciała sobie wszystko po kolei poukładać. W końcu nie wszystko kręci się wokoło facetów. Wracając do Dracona Malfoya, można powiedzieć o kolejnym udanym sercowym podboju. Plotki krążyły już od tygodnia po zamczysku, ale dopiero w ciągu ostatnich kilku dni, wszyscy się upewnili, że największy casanova szkolny ma dziewczynę. Emily była za to w siódmym niebie, nie mogła przestać szczerzyć się do ludzi, gdy tylko mijała ich na korytarzach, jak szła za dłoń z Malfoyem. Koleżanki wyrywały sobie włosy z zazdrości, a ona czuła się jak królowa. Oprócz wszelkich kłótni blondyna z Zabinim i Joe, on podjął decyzję o spróbowaniu, nie zważając na reakcję pewnej brązowowłosej Gryfonki. Hermiona Granger całe przesilenie jesienne znosiła bardzo niemrawo. Nie potrafiła znaleźć sobie miejsca w Pokoju Wspólnym Prefektów. W jej własnej prywatnej sypialni, co chwilę przesiadywał Zachariasz, na zmianę z Ronaldem, który swoją drogą zanim uzyskał wybaczenie od Hermiony, musiał na prawdę stawać na rzęsach. Jak zwykle obudził się ze spóźnionym zapłonem, ale przeprosił i to wielokrotnie, a znany z natręctwa, to w końcu mu się udało. W taki oto sposób, odkąd tylko Granger ujrzała pocałunek Dracona i Emy w Pokoju Wspólnym Prefektów, poczuła się strasznie. Tłumaczyła sobie oczywiście to tym, że nienawidzi publicznego okazywania uczuć, co było rzecz jasna nie prawdą i tym, że nie interesuje ją kompletnie blondyn. Dlatego też odkąd tylko była świadkiem tej felernej sytuacji, nie spała ani razu w swojej sypialni. Podczas patrolu dwójki nowych gołąbków przeniosła swoje rzeczy to pokoju Ginny. Wszystko było tajne, nikt o tym nie wiedział oprócz Ronalda, Harrego i samej rzecz jasna Rudowłosej i jej lokatorek. Zachariasz zorientował się dopiero po kilku dniach, ale obiecał, że nikomu nie powie. Jej serce było przepełnione żalem, dlatego każdy wolny wieczór spędzała w łóżku pod kocem wraz z Krzywołapem, topiąc smutki w swojej poduszce.
            Nastał dwudziesty piąty października. Hermiona właśnie maszerowała w stronę wieży astronomicznej z listem do babci Charlotte, do której już dawno nie pisała. Nie lubiła środy, był to według niej najgorszy dzień tygodnia. Z westchnieniem weszła po kamiennych schodach, otworzyła stare skrzypiące drzwi i podeszła do swojej sówki. Pogłaskała ją po główce i delikatnie zawiązała wstążkę z listem do wysłania. Po tym jak dała jej przysmak, wypuściła ją z okna, patrząc jak odlatuje. Opuściła głowę tak, że jej niesforne loki, które przestała układać, opadły na jej zaróżowione z zimna policzki. Wypuściła powietrze z płuc i odwróciła się w stronę wyjścia. W przejściu spotkała Zabiniego.
- Oh, cześć Blaise - posłała mu delikatny uśmiech. Chłopak podniósł wysoko głowę i na jego twarz wstąpił cień uśmiechu. Nie pasowało to do wiecznie wesołego Ślizgona. Hermiona zmarszczyła brwi, gdy ją wyminął, zdając sobie sprawę, że dawno już nie rozmawiała z bliskim jej osobami. Ostatnie dni spędziła zamknięta w pokoju, nie odzywając się praktycznie do nikogo, a najbliższych utwierdzając w przekonaniu, że dopadła ją chandra, co było chyba największym kłamstwem życiowym. Dlaczego? Ponieważ najzwyczajniej w świecie cierpiała na syndrom złamanego serca. W tej chwili poczuła, że jej stan jest bardzo bliski stanu Blaisa, dlatego podeszła do niego i podobnie jak on oparła się o murek.
- No powiedz - mruknęła cicho, nie patrząc na niego. Przez dłuższą chwilę panowała cisza, ale w końcu chłopak odparł:
- Nie kocha mnie.
- Skąd możesz wiedzieć... - westchnęła.
- To samo mógłbym powiedzieć do ciebie - jego kąciki ust uniosły się delikatnie powodując u Hermiony zaciekawienie.
- Myślę, że siedzimy w tym samym bagnie.
- Albo gównie - westchnął. Odwrócił się w jej stronę wyciągając do niej ramię, które chętnie chwyciła i skierowali się do wyjścia.
- Wyprowadziłaś się z Pokoju Wspólnego?
- Już kilka dni temu - odparła.
- Dlaczego? - Zapytał.
- Myślę, że doskonale znasz powód, jak nie to twój problem - westchnęła śmiejąc się cicho.
- Ja mogę jedynie podejrzewać, po powodów może być miliony.
- Też prawda - zgodziła się.
- Mówiła coś o mnie? - Zapytał nieśmiało. Hermiona spojrzała na niego i uśmiechnęła się w jego kierunku.
- Nie raz.
- Jakaś nadzieja jest.
- Bardzo duża, Blaise - pchnęła go lekko w bok, a on śmiejąc się uczynił to samo.
- Wiesz, że uciekając nigdy niczego nie załatwisz?
- Ale tak jest wygodniej - uśmiechnęła się niepewnie.
- Dla ciebie?
- Dla wszystkich - pokiwała spokojnie głową.
- Nie był bym tego taki pewien.
- Ja jestem - ucięła szybko.
- Musimy się spotkać i pogadać na spokojnie... - stwierdził chłopak, gdy doszli pod schody do wieży Gryffindoru.
- Masz rację, musimy pogadać.
- Jutro się zgadamy, a teraz śpij dobrze - posłał jej ciepły uśmiech.
- Nawzajem Blaise - uścisnęła go i odeszła w stronę schodów.

~~~

- To jest zwyczajny absurd! Co za mała wredna żmija! - Przeżywała Pansy Parkinson wieści o nowym związku szkolnym. Chodziła naburmuszona po całym Pokoju Wspólnym Ślizgonów, wymachując na zamianę swoimi bladymi rękoma. Astoria i Dafne, które siedziały na kanapie przy kominku, przyglądały się przyjaciółce.
- Musiała mu nieźle zakręcić w głowie - westchnęła smutno Astoria i chwyciła po magazyn 'Czarownica'. Pansy zmierzyła ją lodowatym wzrokiem.
- Przecież ona jest taka brzydka, co on w niej widział, no?!
- To samo, co w każdej panience Pans, nie wiem czemu tak przeżywasz, po chodzi z nią może tydzień i co? Da sobie spokój, nie znasz go? - Westchnęła smętnie Dafne odrywając głową znad swojego wypracowania.
- Tak, ale...
- Nie marudź, tylko weź się za esej na OPCM - nakazała jej starsza z sióstr Greengras.
- Nie skupię się teraz, boże czemu on nie chce być ze mną - zapiszczała z żalem w głosie i opadła na kanapę. Położyła sobie rękę na czole i wypiła pół szklanki Ognistej na raz. Obie siostry spojrzały po sobie znacząco.
- Idę się przejść - powiedziała zrywając się na równe nogi.
- Dokąd? - Zapytała Astoria.
- Nie wiem, gdziekolwiek. Może spotkam tą całą Docks, to jej nogi z dupy powyrywam - syknęła i zniknęła za kamienną ścianą. Jej złość emanowała co najmniej na pół metra od niej. Nie mogła zrozumieć, co Dracon widzi w tej całej Emy. Chociaż ona wcale nie jest gorsza, niż ta cała szlama Granger. Swoją drogą dawno już jej nie widziała, jak zazwyczaj kręciła się gdzieś po zamku, to ostatnio zniknęła jak kamień w wodę. Eh, a zresztą, co mnie obchodzą jakieś głupie szlamy?!
- Cześć - usłyszała tuż za swoimi plecami i aż podskoczyła ze strachu. Odwróciła się szybko widząc dobrze jej znaną męską twarz.
- Oh, cześć. Dawno cię nie widziałam - mruknęła mrużąc oczy, żeby zobaczyć jego twarz w ciemnym korytarzu. Nie zdążyła się nawet zorientować, a już jego usta gościły na jej. Z zachłannością oddała pocałunek, przy okazji zarzucając ręce na kark. Przytrzymał ją w tali i przez dłuższą chwilę stali całując się. Gdy się od siebie oderwali, zaczął mówić bardzo poważnym głosem.
- Już nie długo wkraczamy do akcji. Musisz być teraz zwarta i gotowa, jak wszystko pójdzie po mojej myśli, to się uda. Zemsta będzie słodka, kochanie - mruknął do jej ucha, a ona zachichotała.
- A kiedy chcesz to dokładnie zrobić?
- W święto duchów, ale wszystko może się zmienić, miej na nią oko. A teraz muszę już iść. Nie mogę długo przebywać teraz za swoją kryjówką, muszę zbierać i regenerować siły - założył jej kosmyk za ucho i pocałował w czoło.
- Dobrze, do zobaczenia - mruknęła całując go jeszcze raz w usta.
- Ale żeby było jasne, ja mam w tym pięćdziesiąt procent nagrody - dodała wskazując na niego palcem. Pokiwał delikatnie głową i oddalił się w głąb korytarza. Dziewczyna z westchnieniem zawróciła do Pokoju Wspólnego.

~~~

            Joe właśnie wracał z wieczornej przechadzki. Był strasznie poirytowany dalszą niewiedzą. Już zaczynał mieć wątpliwości, co do całego tego pojawienia się Ridlle'a. Nic się ostatnio nie dzieje, ona jest bezpieczna, nie mógł wymyślić nic sensownego. Może na prawdę wszystko jest całkiem bez sensu, a on zwyczajnie przesadza? Z zamyślenia usłyszały go ciche i szybkie kroki. Normalnie przeszedłby obok tego ze spokojem, ale jego intuicja nakazała mu sprawdzić, co się dzieje. Stanął za wielkim kamiennym słupem wstrzymując oddech i nasłuchiwał. Kroki nasilały się, aż w końcu w zasięgu jego wzrok pojawiła się sylwetka kogoś wysokiego. Z racji, że znajdowali się na dziedzińcu, to zawiał wiatr, a kaptur, który tajemnicza postać miała zarzucony na głowie, opadł jej do tyłu, ukazując twarz. Joe od razu wyczarował patronusa i starając się najciszej jak potrafi pójść za Erykiem. Gdy wyszedł na dziedziniec, poczuł krople deszczu na swojej twarzy. Nie mogąc już dłużej wytrzymać, wycelował w niego różdżkę.
- Cóż za spotkanie, Ridlle - zawołał. Chłopak jakby znieruchomiał w miejscu. Joe podszedł do niego szybko i zatrzymał się kilka kroków za nim, znając jego możliwości. Powoli zaczął się odwracać, a ich spojrzenia się spotkały.
- Witaj Lavard - warknął.
- Czego tu szukasz?! - Syknął. Żałował, że nie może stanąć z chłopakiem w pojedynkę. Jego siła i moc były zbyt mocne, potrzebował wsparcia, ale jak na razie nikogo nie widział.
- Oh, nie rozśmieszaj mnie, jesteś przecież bystrym chłopakiem - syknął, a w jego oku pojawił się błysk. Ślizgon wzdrygnął się na samą myśl o tym, ale zacisnął mocniej zęby.
- Nie uda ci się - wykrztusił.
- Jesteś w błędzie, Joe - powiedział przesłodzonym głosem - mi się już udało - zaśmiał się szaleńczo.
- Tak ci się tylko wydaje, Ridlle! Nigdy tego nie uczynisz.
- Za długo czekałem na ten moment, żeby mi się nie udało, głupcze!
- Nie uda ci się - pokręcił głową.
- Jesteś bardzo naiwny zwłaszcza, kiedy się tu przeniosłeś, myślałem, że już nigdy jej nie dostanę, a tu proszę bardzo, sam wskazałeś mi miejsce, sam udostępniłeś mi wszystko - posłał mu szyderczy uśmiech.
- Nie dostaniesz jej!
- Oh, czyżbyś wezwał pomoc? - Zaśmiał się głupkowato.
- Nie uciekniesz.
- Radzę ci stąd spieprzać Lavard, nie zmienisz biegu wydarzeń - szepnął i nagle rozpłynął się w powietrzu. Joe rozejrzał się dookoła siebie, a mokre włosy przylepiły się do jego czoła. Zaklął siarczyście. Przed nim nagle zjawił się jego ojciec, matka, wuj, ciotka i kuzynostwo.
- Gdzie on jest?
- Wiedział, że się zbliżacie, rozpłynął się w powietrzu, nie wiem - warknął zniechęcony.
- Nie możemy tutaj długo przebywać, ale wiemy przynajmniej, że on wcale nie jest taki głupi, jak ostatnim razem - powiedziała spokojne matka - dobrze, że nas wezwałeś.
- Mówił, że już jest wygrany, że niedługo się wszystko wydarzy...
- Miej ją na oku, na bieżąco kontroluj, co robi - powiedział ojciec.
- Dobrze, ale...
- Nie - powiedziała jego kuzynka.
- Nie możesz tak myśleć, wszystko się uda - mruknęła przytulając go. Wziął głęboki oddech i uśmiechnął się do nich.
- Lećcie już, nie mogą was zobaczyć.
- Trzymaj się i pamiętaj, miej ją na oku - powiedział ojciec i chwilę później już ich nie było. Joe odszedł w stronę zamku, a strużka łez bezsilności zmieszała się z kroplami deszczu...

~~~

- Auć! - Krzyknęła wystraszona i zdezorientowana Hermiona. Leżała właśnie na zimnej posadzce, po zderzeniu z czymś wysokim i twardym na zakręcie. Uderzyła się w głowę i czuła właśnie piekący ból. Z westchnieniem i jękiem otworzyła oczy przyglądając się swojemu oprawcy i nie ukrywając złości, wstała szybko na równe nogi i krzyknęła:
- UWAŻAJ JAK CHODZISZ, SIEROTO!
- To lepiej ty patrz pod nogi, Granger - syknął blondyn również podnosząc się z podłogi. Dziewczyna prychnęła głośno i zaczęła zbierać swoje notatki.
- To że nie widzisz nic poza czubkiem swojego nosa, to nie mój interes - mruknęła, pakując rzeczy do torby.
- Co tam gadasz? - Zapytał poirytowany.
- Nic - warknęła i wstała z klęczek.
- No mów - zawołał.
- A co cię to interesuje, co? - Syknęła patrząc mu złowrogo w oczy.
- Nic!
- To daj mi spokój i naucz się chodzić!
- Nie denerwuj mnie, to ty jak zwykle na mnie lecisz, a przypominam ci, że mam dziewczynę! - Krzyknął poirytowany, a w Hermionie zawrzała krew. Odwróciła się w jego stronę i zmierzyła ostro spojrzeniem.
- Nie trudno zauważyć jak się liżecie na każdym kroku i w każdym możliwym miejscu - syknęła.
- A co jesteś zazdrosna, Granger?
 - Chciałbyś, Malfoy.
- Nigdy - zaśmiał się ironicznie. Nie wiedząc, czemu podeszła do niego i z całej siły wymierzyła mu policzek. Zdziwiony złapał się w czerwone i pulsujące od bólu miejsce. Jej głośny oddech rozniósł się po korytarzu.
- Palant - warknęła na odchodne i skierowała się w drugą stronę korytarza.
- Chyba nikt cię Granger nie nauczył, że ze mną się nie zadziera - warknął ciągnąc ją za łokieć by się do niego odwróciła.
- Zostaw mnie Malfoy!
- O co ci chodzi!
- O nic, puść! - Krzyczała.
- Nie, dopóki mi nie odpowiesz!
- Nie moja wina, że zamiast mózgu masz wodę i się nie domyślasz! - Krzyknęła już ze złami w oczach z bezsilności. Szarpała się z nim dobre pięć minut.
- Uważaj na to, co mówisz...
- Szlamo?! - Zapytała unosząc głos. Zmierzył ją spojrzeniem i już otwierał usta aby coś powiedzieć, kiedy ona zawołała:
- Jesteś zwykłą świnią, nienawidzę cię - skierowała w jego stronę różdżkę - Expelliarmus! - Wrzasnęła, a chłopak odleciała na kilka metrów od niej, na zimną posadzkę, po której kolejne kilka metrów przejechał. Poprawiła swoje szaty, a chłopak w tym czasie zerwał się na równe nogi i zaczął iść szybko w jej stronę.
- Ty mała wstrętna żmijo....
- PANIE MALFOY! PANNA GRANGER! - Oboje podskoczyli wystraszeni chowając różdżki, gdy ujrzeli McGonagall stojącą na korytarzu. Hermiona zorientowała się, że dyrektorka przyglądała się całej sytuacji, jako animag, czyli kotka. Nie przyglądała się jej, dlatego nie zdążyła zauważyć, że to ona, myśląc, że to kot któregoś z uczniów.
- Dostajecie szlabn, o godzinie dwudziestej pod moim gabinetem! BEZ DYSKUSJI - Zawołała widząc otwierające się buzie z zamiarem sprzeciwu. Oboje z naburmuszonymi minami skierowali się w zupełnie inne strony.

            Po niespełna godzinie dwójka Prefektów Naczelnych spotkała się pod wejściem do gabinetu dyrektorki Hogwartu. Nie odzywali się do siebie słowem, wymieniając jedynie krótkie beznamiętne spojrzenia. Zarówno ona i jak on wiedzieli, że drugie cierpi. Żadne jednak nie chciało się do tego przyznać, okazywało swoją dumę, która przewyższała uczucia.
- Zapraszam - dotarł do nich zimny głos profesor McGonagall, która otworzyła im z hukiem drzwi przed nosem. Draco pokazując swoją kulturę, wpuścił Hermionę pierwszą i powolnym krokiem skierował się za nią. Usiedli wygodnie w fotelach wyczarowanych przez nauczycielkę. Minewra najpierw złożyła dłonie, następnie poprawiła swoje okulary połówki, wyrównała pergamin i pióro leżące na biurku, a dopiero później jak wszystko było idealnie przeniosła wzrok na swoich podopiecznych.
- Jestem wami zawiedziona. Wasze ostatnie zachowanie jest karygodne. Jak było dobrze, nie miałam żadnych zastrzeżeń, a nagrodą dla was i dla dwójki pozostałych Prefektów, było stworzenie waszego oddzielnego Pokoju Wspólnego. Wieści, które do mnie doszły, jedynie potwierdziły mnie w przekonaniu, że była to jedna z moich gorszych decyzji, jakie podjęłam...
- Pani profesor... - zaczęła Hermiona, ale zamilkła, gdy ujrzała jej wściekły wzrok.
- Oczywiście, że wiem - syknęła - że panna Granger nie mieszka w swojej sypialni z nieznanych mi powodów, jak również wiem, że pan Malfoy zbyt dużo czasu spędza w sypialni panny Docks - uniosła się. Hermiona mimowolnie wypuściła powietrze ze świstem, świdrując Dracona zimnym spojrzeniem.
- Przede mną w tym zamku nic się nie ukryje - spojrzała się po nich - jeżeli wasze zachowanie się nie zmieni, będę zmuszona zmusić was do wspólnej współpracy. Daje wam czas do balu, na zmienienie waszych stosunków wobec siebie. Dzisiaj odbędziecie szlaban, który może da wam do myślenia - wstała ze swojego fotelu i skierowała się do wyjścia. Uczniowie poszli w jej ślady, tuż przed wyjściem uniosła palec do góry.
- Przypominam wam również, że ja też jestem człowiekiem i widzę, co się święci - mruknęła posyłając im znaczące spojrzenie. Hermiona nie ukrywała zdziwienia. Dobrze znała i nie raz przekonała się o spostrzegawczości profesorki od Transmutacji, ale teraz to już przeszła wszelkie możliwe granice. Bez słowa jednak podążyła za dyrektorką. Do ich uszu dochodził jedynie dźwięk obcasów Minewry. Co jakiś czas skręcali w kolejne korytarze, wchodzili po następnych schodach, aż w końcu doszli do pustego pomieszczenia. Minewra zaprosiła ich gestem do środka. Ściany były pomalowany na beżowy kolor, podłoga była wyłożona miękkim jakby sprężystym materiałem. Na jednej ścianie okna ciągnęły od sufitu aż do podłogi. Poduszki były poukładane przy każdej ścianie w różnych kolorach. Świąteczne lampki i różne lampiony były porozwieszane pod ścianami i poukładane na podłodze. Draco spojrzał na dyrektorkę jak na wariatkę i zapytał:
- Co my tu mamy przepraszam zrobić?
- Siedzieć - odparła zwyczajnie naturalnie zbijając dwójkę Prefektów z tropu. Spojrzeli po sobie, a później ponownie na nią.
- Cieszcie się, że nie musicie sprzątać sowiarni. Zapraszam - wskazała gestem, a oni z wymalowanym zdziwieniem na twarzy weszli do środka rozglądając się.
- Do zobaczenia jutro rano. Mam nadzieję, że wszystko przemyślicie i wyjaśnicie - odparła już nieco chłodniej i trzasnęła drzwiami. Hermiona szybko podbiegła do nich i próbowała otworzyć, ale były zamknięte i dopiero teraz zorientowała się, że nie ma różdżki. Podobnie Draco, dyrektorka była o wiele bardziej sprytniejsza niż oni, musieli to przyznać. Granger westchnęła głośno i z nieciekawą miną odwróciła się do chłopaka. Oboje stali z opuszczonymi rękoma i patrzyli sobie w oczy, nie mogli uwierzyć, że kiedykolwiek znajdą się w takiej sytuacji, zwłaszcza na szlabanie.
Ta noc miała być przełomowa, ale czy będzie? - Przeszło im przez myśl...

niedziela, 13 października 2013

18.


    
"Krzyczą. Ich słowa uderzają we mnie i niszczą cały mój psychiczny fundament. Znikam pod gruzami własnej psychiki."





         Kolejne dni przynosiły coraz brzydszą pogodę. Padał deszcz, były burze, wiał silny wicher, a temperatura odczuwalna spadła prawie od zera do pięciu stopni. Nikt już nie wychodził tak chętnie na błonia, a w najgorszej sytuacji znajdowali się reprezentanci szkół. Mimo, że Harry zmienił rozkład zajęć i ćwiczą trzy razy w tygodniu, ale po trzy godziny, to każdy wraca padnięty, zmęczony i zazwyczaj przeziębiony, więc jest to bardzo pracowity okres dla pani Pomfrey. Jak to w zwyczaju szkolnym, nauczyciele zadają mnóstwo prac domowych, co tylko utwierdza uczniów w przekonaniu, że październik jest stanowczo najgorszym miesiącem. Piątek był dla wielu jak zbawienie, dla innych nadszedł jak grom z jasnego nieba, przypominając o kolejnym meczu. A jak na złość Hermiona właśnie dzisiaj miała jeszcze patrol z Zachariaszem, co skutkowało jej zmęczeniem na jutrzejszych rozgrywkach. Ostatnie dni były dla niej ogromną męczarnią. Nie chodzi tu o żadne prace domowe, które z powrotem wykonywała na bieżąco, a ponadto żadna nie sprawiła jej trudności, ale bardziej męczyło ją zachowanie dwójki pozostałych Prefektów. Jej podejście do całej sprawy, pierwszy lepszy uczeń odczytałby tak: obojętna i jak zwykle zimna wobec Ślizgona. Ale ci, którzy ją znali, a znali aż za dobrze, widzieli, że coś ją trapi. Pomimo tego, że starała się ukryć te wszystkie złe emocje, nie tylko przed innymi, ale również przed sobą, nie za bardzo jej wychodziło. Niemniej jednak z każdym dniem utwardzała się w przekonaniu, że to, co myślała o Draconie jeszcze kilkanaście dni temu, jest zwyczajną pomyłką.
            Przemierzała właśnie korytarze w celu dostania się do dormitorium. Miała okropnie wyczerpujący dzień, profesor od OPCM jak zwykle i tradycyjnie uwziął się na ną na tej lekcji. Miała już go po dziurki w nosie, ale dostała ostatnio upomnienie od profesor McGonagall, na temat opuszczania lekcji i złego zachowania, więc teraz musiała się pilnować.
- Bryza - wypowiedziała hasło, obraz zafalował i zmaterializował się w przejście. Weszła do środka i jej oczom ukazał się Malfoy siedzący i skrobiący coś na pergaminie. Nie był to codzienny widok, a w dodatku nie zauważyła nigdzie Emily, więc coś było nie tak. Przez ostatnie dni, byli jak papużki nierozłączki, co wręcz doprowadzało ją do szewskiej pasji.
- O Granger, słuchaj... - zaczął, ale w odpowiedzi usłyszał jedynie głośnie trzaśnięcie drzwiami. Zdziwiony podniósł głowę znad pracy domowej z Eliksirów i rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym dosłownie dziesięć sekund temu stała Gryfonka. Zmarszczył brwi i podszedł do jej dormitorium. Zapukał w drzwi, ale nie usłyszał odpowiedzi.
- Granger! Granger otwórz mam sprawę! - Walił w nie jak opętany, ale poskutkowało. Kilka minut później, brązowowłosa otworzyła drzwi i założyła ręce na piersi, mierząc blondyna wzrokiem.
- Czego? - Burknęła.
- Ej, może spokojnie? - Udał zdziwionego, ale ona jedynie wywróciła oczami i już chciała zamykać drzwi.
- Nie mam czasu na te farmazony, Malfoy...
- Zaczekaj - warknął przytrzymując ręką klamkę. Westchnęła głęboko i znowu na niego spojrzała.
- No?
- Zerkniesz na moje wypracowanie na Eliksiry? Bo on się na mnie uwziął, a ty w końcu wygrałaś ten Felix Felicis to cię lubi...
- Zapomnij - przerwała mu i zamknęła drzwi przed nosem. Nie ukrywała zdziwienia jego prośbą. Nigdy w życiu o nic ją nie prosił, a teraz? Potrząsnęła głową i położyła się na łóżku.

~~~

- Ej Zabini! - Usłyszał Ślizgon za swoimi plecami, gdy właśnie wracał z obiadu. Niechętnie odwrócił wzrok za siebie i ujrzał Deana. Wywrócił oczami i przystanął w oczekiwaniu na Gryfona.
- Czego? - Warknął nie miło w jego stronę i mierzył go spojrzeniem z góry.
- Słuchaj, odwal się od Ginny, co? - Zaczął zbliżając się do niego i wskazując na niego palcem. Zabini mimowolnie wybuchł gromkim śmiechem, zbijając tym samym chłopaka z tropu. Jego wypowiedź sprawiła, że ślizgoński humor poprawił się jeszcze bardziej, niż po wrzuceniu ropuchy do torebki Trelawney na zajęciach.
- Z czego się tak cieszysz? - Zapytał zdziwiony. Nim Blaise zdążył się uspokoić, Thomas się zdenerwował. Tupał nogą w podłogę ze zniecierpliwienia, co powodowało u Ślizgona kolejne salwy śmiechu.
- Słuchaj, daruj sobie te gadki - machnął na niego ręką i zaczął iść w stronę lochów.
- Ona jest moja, nigdy jej nie tkniesz! Ja pierwszy ją przelecę! - Wrzasnął Gryfon w tym samym czasie, gdy Blaise już miał skręcić w lewo, poczuł na sobie jego dłonie i mocnym ruchem został pchnięty na ścianę. Mocne uderzenie w głowę spowodowało rozcięcie skóry, z której popłynęła strużka krwi. Zdenerwowany odwrócił się w jego kierunku wycierając krew.
- Ty szmatławcu - zaczął i rzucił się na chłopaka przewracając go na ziemię. Zaczął zadawać mu ciosy w sam nos, kiedy usłyszał z głębi korytarza:
- Zabini! - Był tak omamiony wściekłością, że nawet nie słyszał, kto do niego wrzeszczał. Jakieś silne ręce odciągnęły go od zakrwawionego Thomasa, jeszcze chwilę szarpał się, aby kolejny raz zadać cios Gryfonowi, ale ktoś go bardzo mocno trzymał. Gdy się odwrócił, jego wściekłe i przepełnione szaleństwem tęczówki ujrzały posępną minę Dracona i poważną Joe. Przy Thomasie stała Eliza wraz z Emily.
- Blaise uspokój się - mówił do niego blondyn. Zabini głośno dyszał i dalej wpatrywał się w Gryfona z nieukrywaną nienawiścią.
- Jeszcze cię kurwa dorwę, pożałujesz, że to powiedziałeś - warknął w jego stronę i wymijając wszystkich ruszył szybkim krokiem do lochów.
- Trzeba go zanieść do pani Pomfrey - powiedziała Emily.
- Nie trzeba, najwyraźniej zasłużył. Blaise nie bije nikogo bez potrzeby - odparł z pogardą arystokrata i razem z Joe skierowali się w drugą stronę. Dziewczęta dołączyły do nich po chwili, a Thomas chwiejnym krokiem udał się do wieży Gryffindoru, gdzie czekała na niego, jego była dziewczyna.

~~~

Hermiona najwyraźniej musiała przysnąć, bo gdy się obudziła było już ciemno za oknem. Przetarła powoli zmęczone powieki i spojrzała na zegar. Dochodziła godzina dwudziesta. Przeciągnęła się głośno na łóżku i poszła do łazienki, aby wziąć pobudzający prysznic. Gdy weszła z powrotem do pokoju ujrzała Ronalda siedzącego na jej sofie. Zdziwiona spojrzała na niego i zamrugała kilkakrotnie.
- Co ty tu robisz? - Zapytała.
- Przyszedłem cię odwiedzić, Zack mnie wpuścił - oznajmił.
- Czemu nie zapukałeś?
- Było otwarte - odparł rozsiadając się.
- Aha... - powiedziała jedynie i odłożyła ubrania na kupkę. Do jej głowy nie przychodził żaden sensowny powód pojawienia się rudzielca w jej prywatnej idylli, przerywając harmonijny spokój. Kolejna rzecz, która ją krępowała - stała właśnie przed nim w swoim kusym satynowym szlafroczku. Jej uwadze nie uszło też, że jego wzrok wpatrywał się w nią z pożądaniem, co jeszcze bardziej sprawiało, że miała ochotę go stąd jedynie wyprosić.
- Ślicznie wyglądasz - powiedział po chwili milczenia. Dziewczyna odwróciła się do niego marszcząc brwi.
- Słuchaj Ron, spieszę się. Masz jakąś konkretną sprawę? - Powiedziała w miarę spokojnie i wyjęła zestaw ubrań, na wieczór.
- Tak, nie odpowiedziałaś mi, co z tym balem - tego nie chciała usłyszeć. Nie miała w ogóle ochoty na rozmowy o balu, a w dodatku o jej partnerze. W szczególności, że właśnie on był powodem jej złego humoru, który starała się zamaskować, niczym krostę pudrem. Westchnęła głęboko spoglądając na uśmiechniętego chłopaka.
- Mam rozumieć, że to milczenie, oznacza zgodę? - Wyszczerzył do niej rząd śnieżnobiałych zębów.
- Nie Ron - odparła. Jego mina zmieniła się diametralnie, a ona już czuła ścisk w żołądku. Musi przez to przejść, nie uniknie tego, prędzej czy później i tak by się dowiedział.
- Już mnie ktoś zaprosił... - powiedziała, a on zbladł. Modliła się jedynie w duchu, aby właśnie w tym momencie Weasleyowi nie puściły nerwy.
- Kto? - Wysyczał najwidoczniej zirytowany. Kaplica, na Godryka, co ja mam mu powiedzieć?! Myślała gorączkowo. Przygryzła dolną wargę i krążyła wzrokiem po pokoju. Chłopak wstał i podszedł do niej zmuszając by na niego spojrzała. Zdziwiła się jego stanowczością, dlatego cofnęła się o krok.
- To taka tajemnica jak w zeszłym roku? Znowu Krum?!
- Nie... - wyszeptała widząc jak wzbiera się w nim wściekłość. Nie mogła jej pojąć, przecież nie powinien się o to gniewać.
- To, kto? - Zapytał nieco spokojniej. Granger dobrze wiedziała, że musi mu powiedzieć prawdę, ale bała się skutków, jakie po tym nastąpią. Wzięła głęboki wdech i spuściła wzrok.
- Ron proszę tylko się nie denerwuj - zaczęła powoli. Chłopak zmarszczył swoje brwi i wpatrywał się w nią gniewnie.
- Dlaczego miałbym się zdenerwować? Kto to jest? - Zapytał już zniecierpliwiony.
- Posłuchaj, to nie jest tak jak sobie za chwilę pomyślisz. Po prostu to wyszło spontanicznie, ja sama nie wiem jak to się stało, bo chciał mnie zaprosić ktoś w ogóle zupełnie inny, ale...
- Hermiona, kto? - Syknął przerywając jej.
- Malfoy - powiedziała bardzo cicho odwracając wzrok. Rudowłosy zrobił się purpurowy na twarzy. Jego wzrok stał się posępny i zimny. Jego oddech był tak głośny i szybki, że dziewczynie mimowolnie przyspieszyło tętno.
- Jak... JAK MOŻESZ?! - Wrzasnął, a ona podskoczyła ze strachu. Odsunęła się od niego kilka kroków.
- Nie krzycz..
- Nie krzycz?! Teraz się z nim spotykasz, tak?! - Krzyczał wymachując rękoma. Hermiona dobrze wiedziała, że sytuacja obierze taki tor. Nie chciała rozwiązywać tego sam na sam, chciała stchórzyć, miała wrażenie, że to będzie lepszy pomysł, ale teraz jest już za późno. Ronald wpadł w furię.
- Nie spotykam się z nim! - Zawołał zirytowana.
- Nie kłam! Inaczej by cię nie zaprosił! - Krzyknął. Dziewczyna zacisnęła piąstki.
- Bo, co?! Bo jestem taka brzydka i straszna?! Bo jestem kujonem?! Czy, że jestem szlamą!
- Nie rozumiesz, on chce cię wykorzystać!
- Przestań Ronaldzie, to ty nic nie rozumiesz!
- NO TAK, BO JUŻ Z NAMI NIE ROZMAWIASZ! ZNALAZŁAŚ SOBIE NOWYCH ZNAJOMYCH! - Jego głos spokojnie obudziłby teraz zmarłych. Dziewczyna skuliła się wystraszona, ale zarazem rozjuszona.
- Nie zachowuj się jak rozpieszczony bachor!
- Co?!
- Słyszałeś! Nie moja wina, że znowu się spóźniłeś z zaproszeniem! - Krzyknęła wymachując ręką.
- Znalazłaś sobie lepszego?! Przecież to Malfoy!
- Ron...
- Jesteś taka sama jak on! - Krzyknął i znalazł się tuż przed jej twarzą. Spłynęła po jej policzku łza.
- Mylisz się...
- Jesteś nic nie warta...
- Granger? - Doszedł ich zimny i posępny głos blondyna, który właśnie stanął w drzwiach. Na jego twarzy wymalowało się zdziwienie. Widok Wieprzleja w POKOJU WSPÓLNYM PREFEKTÓW i to w dodatku w sypialni Granger, która swoją drogą nie miała na sobie prawie nic, wytrącił go z toru myślenia.
- Spieprzaj Malfoy, nie wtrącaj się - syknął Weasley.
- Nie Ron! To ty już wyjdź - powiedziała Hermiona przełykając łzy. Obaj mężczyźni spojrzeli się na nią zdziwieni.
- Co? - Zapytał poirytowany rudzielec. Już chciał ją złapać za nadgarstek, którym wskazywała drogę do wyjścia, kiedy Malfoy w mgnieniu oka znalazł się przy nich i odepchnął Gryfona do tyłu.
- Przestańcie! - Zawołała dziewczyna, gdy zaczęli się szarpać.
- Wyjdź - powiedziała do Rona, który obrzucił dwójkę Prefektów zimnym spojrzeniem i skierował się do wyjścia.
- Ciekawe, co na to powiedzą inni. Albo Harry. Wasza reputacja spadnie do zera - warknął i zniknął za drzwiami. Po bladych policzkach brązowowłosej spłynęło kilka łez. Draco podrapał się pogłowie i spojrzał na dziewczynę.
- Powiedziałaś mu o balu?
- Wyjdź - powtórzyła komendę, tym razem do blondyna, ale nieco łagodniej. Zmarszczył brwi.
- Słuchaj, Granger...
- No wyjdź do cholery! - Krzyknęła. Nie musiała powtarzać po raz trzeci. Zostawił ją samą...

~~~

- Na Godryka, Dean! - Krzyknęła zdziwiona Ginewra podbiegając do zakrwawionego chłopaka, który zjawił się przed chwilą w Pokoju Wspólnym. Pomogła mu usiąść na kanapie i pędem ruszyła po swoją apteczkę pierwszej pomocy. Gdy ponownie znalazła się koło niego, wyjęła eliksir oczyszczający, kilka gazików i zaczęła przemywać mu nos, rozcięty łuk brwiowy, wargę i skórę na kościach policzkowych.
- Co się stało?
- Nic.. - powiedział przymykając powieki.
- Dean, nie opowiadaj głupot, tylko mów mi szybko, co się stało. Kto cię tak urządził? - Przez chwilę w głowie chłopaka narodził się doskonały plan. Mógł w jeden bardzo szybki sposób sprawić, żeby rudowłosa piękność do niego wróciła. Nie był go pewny na sto procent, przecież dopiero, co go wymyślił, ale przecież chyba nikomu nie zaszkodzi spróbować? Co mu pozostało do stracenia, oprócz jedynek?
- Na prawdę, Ginn..
- Thomas! - Warknęła mocniej przyciskając gazik do łuku brwiowego, na co chłopak zasyczał z bólu.
- Auć!
- Mów - poprosiła.
- Ale, co mam ci powiedzieć? - Westchnął udając zmęczenie.
- Kto ci to zrobił?
- A co to da, że ci powiem?
- Będę wiedziała, komu skopać tyłek - uśmiechnęła się do niego.
- Bardzo zabawne - zachichotał razem z nią.
- Powiedz - powtórzyła jeszcze raz.
- Złapałem się z Zabinim - wydusił. Dziewczyna przerwała wykonywaną czynność i spojrzała na niego podejrzliwie.
- To on ci to zrobił? - Czarnoskóry pokiwał głową.
- Jak to? Ale dlaczego?
- Jeju, Ginn. Muszę ci mówić o wszystkich męskich sprawach? - Jego głos był udawany i przepełniony zmęczeniem.
- Tak! - Żachnęła.
- Powiedział parę niemiłych słów o tobie... - wyjąkał po chwili milczenia, na co dziewczyna mimowolnie wytrzeszczyła oczy. Do jej głowy nie mogły, albo ona nie chciała, żeby dotarły te słowa. Blaise mówił o niej złe rzeczy? W dodatku do Thomasa? Przecież ich ostatnie spotkania nie wskazywały na to, żeby udawał... Miała mętlik w głowie. Przerwała wykonywane czynność i wstała kierując się do wyjścia. Przestraszony Dean spojrzał na nią.
- Dokąd idziesz?!
- Muszę to wyjaśnić! - Krzyknęła i już jej nie było za portretem Grubej Damy. Czarnoskóry ze złością uderzył w obicie fotela i schował twarz w dłoniach. Jego plan albo się spali na panewce, albo wszystko pójdzie po jego myśli...

~~~

            Brązowowłosa właśnie wyszła ze swojego dormitorium. Musiała się uspokoić, ogarnąć przed patrolem i poukładać myśli. Zawsze wszystko musi się spieprzyć wtedy, kiedy ona stara się wszystko poukładać. Westchnęła głęboko i włożyła na siebie bluzę, przekładaną przez głowę, a jej oczom ukazała się Emily. Siedziała właśnie sama na kanapie i malowała paznokcie. Hermiona wywróciła jedynie oczyma i skierowała się do wyjścia, udając, że nie widzi dziewczyny.
- Cześć - usłyszała za swoimi plecami. Jej kultura nie pozwoliła na to, aby przeszła obojętnie i nie odpowiedziała.
- Hej - jej miły udawany głos przepełnił pomieszczenie.
- Mogę zamienić z tobą słówko? - Zapytała zakręcając butelkę z lakierem. Hermiona w głębi duszy zaklęła jednak swoją kulturę i z westchnieniem podeszła kilka kroków do kominka.
- Nie mam zbytnio czasu, idę na patrol.
- Tak, wiem to tylko minutka.
- Dobrze słucham - powiedziała wzdychając znacząco.
- Powiedz mi proszę - zaczęła poprawiając pierścionek na palcu - jaki jest ulubiony kolor Dracona? - Gdy to mówiła podniosła wachlarz rzęs i uśmiechnęła się kpiąco do dziewczyny. Granger od razu wyczuła w jej pytaniu nutę ironii i czegoś jeszcze. Nie miała zielonego pojęcia, o co jej chodzi, ale nie dała się zbić z tropu albo, co gorsza wyprowadzić z równowagi.
- Nie wiem, nie interesuje mnie on - warknęła nieuprzejmie. Już miała się odwrócić, gdy Krukonka zacmokała głośno.
- Szkoda, nie wiem, jaką sukienkę wybrać na bal, chciałabym do niego pasować, w końcu idziemy razem - w tym momencie Granger poczuła jak jej nogi robią się z ołowiu. Miała wrażenie, że zaraz upadnie na ziemię. Czekała jedynie, żeby Emily powiedziała, że to jest jakiś jej kolejny głupi dowcip, bo jedyny, który jej się udał, to to, że się urodziła. Nie mogła odwrócić wzroku od jej szyderczego uśmiechu, miała ochotę najzwyczajniej na świecie podejść i uderzyć ją w twarz.
- Coś się stało? - Udała zdziwienie. To podziałało na Hermionę jak płachtę na byka.
- Jak śmiesz?
- Słucham?
- Co ty sobie wyobrażasz?!
- Jesteś zazdrosna? - Zdziwiła się. Gryfonka właśnie otwierała usta, aby coś powiedzieć, ale do pokoju wszedł Malfoy z Zabinim. Gdy ich ujrzała, jej wzrok diametralnie zmienił się na zimny i znienawidzony. Blondyn musiał przyznać, ze zszokowała go ta mina, już bardzo dawno nie widział takiego wzroku, zwłaszcza z tych pięknych czekoladowych oczu. Hermiona jedynie wypuściła powietrze ze świstem i potrącając chłopców wyparowała z impetem z pomieszczenia. Draco spojrzał zdziwiony na Blaisa, a później na Emily.
- A jej, co się stało? - Zapytał. Krukonka wzruszyła jedynie ramionami i przesunęła się na kanapie, aby Draco mógł usiąść koło niej. Tak też się stało, a jego przyjaciel usadowił się na fotelu. Ku jego zdziwieniu, panna Docks położyła swoje długie i zgrabne nogi na udach Malfoya i oparła się o poduszki z drugiej strony kanapy. Draco jak gdyby nigdy nic, podrapał jej kolana, a ona zachichotała. Zabini aż otworzył usta ze zdziwienia.
- Smoku?
- Tak, Diable? - Zapytał Draco starając się uspokoić śmiech.
- Możemy pogadać?
- Mów - wzruszył ramionami, a Emily się uśmiechnęła.
- W cztery oczy - warknął, na co i blondyn i Emy spojrzeli po sobie zdziwieni. Dziewczyna zabrała swoje nogi, a chłopcy wyszli z pokoju wspólnego.

~~~

Ginny szła przez korytarze niczym rozjuszona kotka. Nie mogła zrozumieć zachowania Blaisa, czemu napadł na Deana i czy to prawda, że opowiada o niej takie niestworzone rzeczy. Nie mieściło się jej to w głowie, dlatego teraz musiała to wyjaśnić. Gdy wyszła zza zakrętu nie zauważyła pewnego chłopaka przed sobą i zderzyła się z nim.
- Auć! - Krzyknęła, a ona przytrzymał ją, aby się nie przewróciła.
- Oh, Ginn, przepraszam - powiedział.
- Nie szkodzi, Harry. To ja przepraszam - odpowiedział przytrzymując się jego ramienia.
- Dokąd tak pędzisz? - Uśmiechnął się.
- Szukam Zabiniego, widziałeś go gdzieś?
- Zabiniego? - Zapytał zdziwiony.
- Tak - wywróciła oczami - długa historia - westchnęła. Potter zauważył, że rudowłosej zależy na czasie i to nie jest czas i miejsce do tego typu rozmów.
- Nie, nie widziałem go nigdzie - pokręcił głową.
- Kurde. Dobra, lecę szukać dalej - mruknęła i popędziła przed siebie, zostawiając Wybrańca samego. Musiała go znaleźć, inaczej jej dzisiejsza noc będzie nieprzespana. Nienawidziła dowiadywać się czegoś, ale bez wyjaśnień. Musiała doprowadzić sprawę do końca nawet, jeżeli wychodziła przy tym na kretynkę. Właściwie tak też się czuła. Przecież właśnie biega i szuka Ślizgona, który najpierw opowiada jej słodkie farmazony, a później rzekomo bzdury i bije jej eks? Coś tutaj nie pasowało do całej układanki, a ona musiała się dowiedzieć jak najszybciej, co. Przemierzała korytarze, mijając zdziwionych uczniów. Wbiegła w najzimniejsze zakamarki zamczyska i od razu ujrzała dwóch sprzeczających się mężczyzn. Nie interesowało ją to, że przerwie im tę jakże interesującą dyskusję.
- ZABINI! - Warknęła, gdy była już kilka kroków od nich. Dopiero teraz ją zauważyli. Obydwoje odwrócili głowy w jej stronę.
- Wiewióra? - Zapiszczał zdziwiony Malfoy. Dziewczyna wywróciła oczami i spojrzała na drugiego chłopaka.
- Możemy pogadać? - Zapytała zupełnie ignorując arystokratę.
- Nie - odparł blondyn.
- Jezu Malfoy, fretko. Nie rozmawiam z tobą.
- Uważaj na słowa...
- Ej! My wrócimy do tej rozmowy - warknął w stronę kumpla, który z prychnięciem odszedł chowając dłonie do kieszeni.
- Co się stało? - Zapytał już w stronę dziewczyny. Najwyraźniej nie było to odpowiednie pytanie, ponieważ zgromiła go wzrokiem. Szarpnęła za rękaw i podeszli do ściany.
- Stało się. Co to za sytuacja z Deanem? - Powiedziała prawie na bezdechu. Chłopak z uśmiechniętego wyrazu twarzy, zmienił na posępny i zimny. Odwrócił głowę i prychnął kpiąco.
- Super, co ci naopowiadał?
- Czemu tak go pobiłeś? - Pisnęła zirytowana. Przeniósł na nią swoje ciemne oczy. Musiała przyznać, że były tak piękne, że nawet w takiej chwili nie mogła oderwać od nich swoich tęczówek. Sprawiały, że ogarniał ją spokój nawet, gdy były rozwścieczone. Czuła się przy nim i przy jego oczach na odpowiednim miejscu w życiu.
- Zasłużył - mruknął przerywając jej rozmyślenia. Potrząsnęła delikatnie głową i przyłożyła bladą dłoń do czoła.
- Ma zmasakrowaną twarz.
- Mógłby taką mieć, gdyby nie Draco i Joe. Im dziękuj - westchnął i już chciał odejść, ale złapała go za ramię dwoma rękoma.
- Czekaj - spojrzał na nią.
- On powiedział... że mówiłeś o mnie złe rzeczy - szepnęła czując ciarki na plecach. Jego oczy teraz wypełniła wściekłość. Odsunęła się kilka kroków, a on z całej siły uderzył pięścią w marmurowy posąg, który pękł i upadł na ziemię. Rudowłosa pisnęła i zakryła usta dłonią.
- Co za sukinsyn!
- Uspokój się, Blaise - powiedziała cicho. Podszedł do niej i oparł się obiema rękoma o ścianę, sprawiając, że ona stała teraz twarzą w twarz do niego. Patrzał na nią jak na największy skarb świata, który w tym momencie właśnie mógł stracić. Widział w jej oczach złość i żal do niego, a nie mógł tego znieść. Nie był osobą, która zdobywała coś, kosztem innych. Nie mógł zrozumieć, po cholerę ten gnój Thomas opowiadał jej bzdury. Nie cierpiał kłamstwa, gardził kłamcami.
- Posłuchaj mnie teraz - szepnął - nie wiem, w co chcesz wierzyć, ale rób, co uważasz za stosowne. Ja zrobiłem mu to i nie żałuję, on wie za, co. Jeżeli miał honor i odwagę powiedzieć ci prawdę, to...
- To, co? - Zapytała. Nie odpowiedział jej, tylko bardzo delikatnie skosztował jej ust. Ten pocałunek był jedyną rzeczą, którą tego wieczór wypowiedział. Gdy skończył ujrzał jej rumieńce twarzy i posłał delikatny uśmiech. Kręcąc głową oddalił się do lochów, zostawiając zszokowaną rudowłosą samą.

~~~

(tuż przed przyjściem Ginny)


- W co ty pogrywasz, co?! - Zapytał się zdumiony Blaise. Dalej nie mógł pojąć tego, co zobaczył w Pokoju Wspólnym. Sama wieść o tym, że coś takiego powstało z inicjatywy McGonagall go dziwiła. Druga rzecz to, że Chang została usunięta z pozycji Prefekta Naczelnego, a na jej miejsce weszła ta cała fałszywa Docks. Nie lubił tej dziewczyny od czasu, kiedy się z nią złapał za słówko w piątej klasie. Co prawda była wtedy gruba i brzydka, między innymi przez niego tak się zmieniła, ale to nie zmieniało faktu, że nigdy więcej nie chciał mieć z nią doczynienia.
- O co ci chodzi? W głowę się uderzyłeś? - Zawołał zdziwiony blondyn. Zabini nie mógł uwierzyć w głupotę kolegi. Westchnął głośno unosząc ręce do góry. Jak dzisiaj pamiętał, jak młody Malfoy zwierzał mu się ze spraw sercowych. Co prawda nigdy by nie przypuszczał, że on zimny jak lód i twardy jak skała facet, będzie miał coś takiego jak sprawy sercowe. Wtedy już doskonale wiedział, że jego przyjaciel się zmienił. Nie mógł wysiedzieć na miejscu, kiedy widział jak bardzo się zmienił z biegem czasu, gdy zaczął patrole z pewną Gryfonką. Sam na początku w to nie wierzył, dopóki sam Draco się go nie zapytał o to, co ma w tej sytuacji zrobić.
- Co się z tobą dzieje? O co chodzi z tą całą Emily?
- O nic, to fajna dziewczyna...
- No i co z tego, że fajna? - Zapytał.
- Stary to największa dupa w szkole, kurde - zawołał iście zadowolony. Blaise nie mógł uwierzyć w jego słowa. Spojrzał na niego jak na największego kretyna.
- Ale... a co z Hermioną? - Tutaj blondynowi zrzedła mina.
- Nie mam ochoty o tym rozmawiać.
- Ale... zaprosiłeś ją na bal? Czekaj, bo chyba nie nadążam za twoim tokiem myślenia.
- Tak wiem, że zaprosiłem, nie wiem jak to odkręcić...
- CO?!
- Bo Em się zapytała czy z nią pójdę. Znaczy nie odpowiedziałem jej, ale...
- Jesteś ostatnim kretynem - powiedział Zabini kręcąc głową i zbijając tym samym arystokratę z toru.
- Jak... co?
- Stracisz ją.
- Emily? - Blaise spojrzał w górę i pokręcił głową.
- Hermionę.
- Słuchaj ona jest nieosiągalna rozumiesz? Nie wytrzymuję presji, ciągle się z nią żrę..
- Chcesz odpuścić?
- ZABINI! 







~~~

Przepraszam najmocniej za tak długą nieobecność :)  Mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Chciałam również przeprosić, za brak zakładki 'infromacja' ostatnio ciągle próbowałam ją zaktualizować i nie wiem czemu, ale nie działa. :c Następny rozdział przewiduję na 18.10 :) Trzymajcie się :*
Zou.