wtorek, 11 lutego 2014

28.


"To myśli są tym, co szczęśliwie układa 
człowiekowi życie"



Napisałam, z wielkim trudem, ale jest. Przepraszam za błędy, przepraszam za przejściowe opisówki, zbliżamy się do mety, niedługo finał. Jestem Wam ogromnie wdzięczna za zrozumienie, dziękuję.
~~~~~~~~~~


            Dzisiaj na prawdę czuję, że jestem na właściwym miejscu. Tyle przeciwności losu, które mnie spotkały, tyle przeżyć, o których niejeden nastolatek nawet nie jest wstanie pomyśleć... To wszystko odbudowało mnie na nowo. Zrozumiałam, kim jestem, kim chce być i co powinnam robić. Nie było łatwo, ale przecież nigdy nie jest. Człowiek nie jest wstanie utrzymać swojego życia w idealnej harmonii, nie ze względu na cierpliwość, ale zwyczajnie w świecie byśmy się zanudzili. Potrzebujemy czasami jakiejś rewolucji, ja takich chyba potrzebowałam do życia. Niemniej jednak myślę, że właśnie to, doprowadziło mnie właśnie tutaj.
            Zimne korytarze sprawiały, że odczuwała gęsią skórkę. Nie zwracała na to większej uwagi, po rozmowie z przyjaciółmi do jej ciała napłynęło tyle nieprzyjemnego ciepła, że spokojnie mogłaby teraz wyjść na srogą zimę i nic by jej nie było. Mknęła w stronę wielkiej Sali niczym najszybszy Nimbus. Kiedy wreszcie się w niej znalazła, ku jej szczęściu Joe właśnie kierował się do wyjścia. Poczekała na niego przy schodach, a on bez słów wiedział, że nie idzie na lekcje Eliksirów. W milczeniu ruszyli do jednej z pustych klas, a kiedy Hermiona uzbroiła pomieszczenie, aby nikt nie podsłuchiwał i nie wchodził westchnęła głęboko i odwróciła się do niego. Nie czekał długo, bo po chwili rzuciła się w jego ramiona.
- Tak się o ciebie bałem - westchnął pociągając nosem.
- To wszystko jest tak skomplikowane - mruknęła, gdy się od niego oderwała. Popatrzył na nią smutno.
- Tak wiem, mnie też już to przerasta. Czuję na sobie ogromną winę, że...
- Że co? - Zapytała.
- Że Eliza i Charlotte nie żyją - wybełkotał, a Hermionie machinalnie stanęły łzy w oczach. Podeszła do niego i jeszcze raz go przytuliła. Stali tak chwilę w milczeniu.
- To nie twoja wina, nie mów tak - odezwała się stanowczo.
- Jak nie, przecież gdybym...
- Nie Joe. Nic by to nie dało, że byś mi wcześniej powiedział - spojrzała na niego - dobrze wiesz, że przyniosłoby to jeszcze gorsze skutki.
- Może i masz racje - kolejny raz zapadła krępująca cisza - co teraz będzie? - Zerknął na nią.
- Nie wiem, Joe. Musimy jakoś zacząć od początku - westchnęła siadając na zakurzonej ławce. On usiadł obok niej i bacznie ją obserwował.
- Słuchaj Hermiono, ja zrozumiem jeżeli nie chcesz w jakikolwiek sposób się ze mną kontaktować po ukończeniu szkoły, nie będę miał ci tego nigdy w życiu za złe...
- Joe - przerwała mu szybko - nie opowiadaj głupot, proszę - zmarszczyła brwi, denerwując się - dlaczego miałabym się przestać do ciebie odzywać? Jesteś moim bratem - dodała, a na jego twarzy dało się zauważyć cień uśmiechu.
- No tak, ale co z twoimi rodzicami? - Zaśmiała się w duchu, ponieważ sama zadawała sobie to pytanie.
- Na pewno potrzebuję teraz czasu. Oszukiwali mnie przez osiemnaście lat - westchnęła siląc się, aby słone łzy nie popłynęły po policzkach - ale to oni mnie wychowywali. Pomimo tego, że wiedzieli, kim jestem, kochali mnie... - poczuła rękę Joe na ramieniu i przytuliła się do niego.
- Rozumiem, cieszę się, że cię mam - mruknął cicho, zastanawiając się, czy nie posuwa się za daleko. Granger posłała mu delikatny uśmiech.
- Ja też się cieszę, że jednak nie jestem sama - resztę tej godziny spędzili na rozmowie o rodzinie Joe. Hermiona chciała się jak najwięcej dowiedzieć, ale dzwonek oznajmiający następną lekcję, jej na to nie pozwolił. Niemniej jednak wiedziała, że czeka ją teraz mnóstwo rozmów z nowym bratem. Miała ogromny mętlik w głowie i sama nie zdawała sobie sprawy z tego, jak dzielnie to wszystko znosi. Nie mogła pozwolić, aby chłopak opuścił przez nią więcej lekcji, dlatego wygoniła go z klasy, w której ona jeszcze chwilę siedziała. Zbierała na nowo siły, na kolejną rozmowę, której bała się jeszcze bardziej niż tej. Ruszyła powolnym krokiem w stronę gabinetu dyrektora. Nie wiedziała jak ma się zachować, czy błagać na kolanach, czy próbować coś wyjaśnić jej ulubionej nauczycielce, czy jedynie wysłuchać tego, co ma jej do powiedzenia. Westchnęła cicho i zapukała do dużych mosiężnych drzwi. Po krótkiej chwili usłyszała "proszę". Wypuściła powietrze z płuc i weszła do środka. Minewra siedziała za biurkiem, oglądając jakieś pergaminy, a samopiszące pióro skrobało jej podpis na każdym z nich. Dziewczyna poczuła jak nogi robią się jej miękkie, ale kobieta najwyraźniej to wyczuła.
- Usiądź - zachęciła wskazując na krzesło. Dziewczyna pokiwała głową i usiadła. Spojrzała niepewnie na nauczycielkę.
- Domyślam się w jakiej sprawie do mnie przyszłaś, pan Potter już mi zatruwał w tej sprawie życie - westchnęła machając ręką, a pióro opadło delikatnie na biurko kończąc pracę. Hermiona zaś zmarszczyła brwi i pokręciła głową.
- Harry?
- Tak, dokładnie ten sam Harry - westchnęła i ściągnęła swoje okulary - zanim zaczniemy tę uciążliwą rozmowę, powiedz mi jak się czujesz - przyglądała jej się badawczo. Granger pokiwała delikatnie głową.
- Dziękuję, w porządku. Chociaż mam ogromny mętlik w głowie i staram się to chociaż w najmniejszym stopniu zrozumieć.
- Tak, nie jest to łatwe, ale niektórych tajemnic i tak nie odkryjesz, Hermiono - posłała jej blady uśmiech, na co dziewczyna jeszcze bardziej się zmieszała.
- Tajemnic?
- Pan Malfoy postąpił karygodnie - zaczęła zmieniając temat, kolejny raz zbijając Gryfonkę z tropu. Na dźwięk jego nazwiska spięła mięśnie i przełknęła głośno ślinę.
- Ale to Ronald...
- Wiem, że pan Weasley sprowokował w dość mocny sposób Dracona, ale to nie zmienia faktu, że mogę tolerować napaść na drugiego człowieka - przerwała jej dość lodowatym tonem.
- Pani profesor z całym szacunkiem, ale co to jest za sprawiedliwość? Draco uratował mi życie, nie wolno tak...
- Panno Granger - westchnęła głęboko, a Hermiona zdenerwowała się jeszcze bardziej tym, że dyrektorka ponownie jej przerywa.
- Nie pani profesor. Draco może i przesadził, to prawda - powiedziała nieco głośniej - ale nie pozwolę na to, żeby wydalono go ze szkoły! Nie może pani patrzyć na to, co robił w przeszłości, ponieważ to nie jest jego wina! Był do tego zmuszony, nie chciał takiego życia, a teraz posądza go pani o błahostkę, porównując do przeszłości? - Była zbulwersowana.
- Proszę się opamiętać, panno Granger. To, że jest pani po ciężkiej chorobie, nie oznacza...
- Wiem! Nie oznacza, że mogę w ten sposób z panią rozmawiać, ale pani nie rozumie. To, co zrobił Draco Ronaldowi, jest niczym w porównaniu z tym, co zrobił tam - w jej oczach pojawiły się łzy - walczył, a nie musiał. Zrobił to dla wszystkich, dla mnie! Nie mogę pozwolić, żeby...
- Proszę się uspokoić - powiedziała nieco łagodniej Minewra, patrząc na zaangażowanie Hermiony i cieknące łzy po jej policzkach.
- Proszę, niech się pani jeszcze nad tym zastanowi - pociągnęła głośno nosem i nie mogąc dłużej patrzeć na profesorkę, wyszła z jej gabinetu. Gdy dotarła na zimny korytarz, osunęła się po jednej ze ścian dając upust swoim emocjom.
            Jesteśmy tylko ludźmi. Nie radzimy sobie w wielu sytuacjach, możemy być najtwardszymi zawodnikami, nic nas nie ruszy, ale przychodzi taki moment, kiedy coś w nas pęka. Chowamy się przed całym światem, budujemy mury i bariery wokół siebie. To nie jest wyjście, żadne.
 - Hermiono zjedz coś, proszę - szepnęła Ginny podczas jednego z posiłków w Wielkiej Sali. Hermiona kolejny dzień siedziała jedynie i wpatrywała się tępo w swój idealnie czysty talerz. Nawet nie drgnęła.
- Hermi - tym razem odezwał się Harry. Granger westchnęła cicho i podniosła na niego oczy, tak jakby to była najcięższa rzecz na świecie do wykonania.
- Hm? - Mruknęła w jego stronę. Uśmiechnął się nieśmiało i podsunął jej talerz z jajecznicą. Mimowolnie wzdrygnęła się na widok jedzenia i zaczęła szybko zbierać swoje rzeczy.
- Idę jeszcze do biblioteki - skłamała. Ginewra próbowała ją zatrzymać, łapiąc za rękę, ale gdy widziała stojącą Hermionę bez żadnego wyrazu twarzy, puściła ją. W jej oczach zaszkliły się łzy, które nawet z sąsiedniego stołu zauważył jej chłopak, Blaise.
- Ej, nie płacz - powiedział, gdy złapał ją przy wyjściu z Wielkiej Sali.
- Ja nie mogę patrzeć na to, jak ona się zatraca! Niech ta przeklęta McGonagall pozwoli temu bałwanowi wrócić do szkoły! - Zaszlochała wtulając się w jego szatę. Przytulił ją mocno głaszcząc po miękkich włosach.
- To nie jest takie proste Ginn, Draco został zawieszony nie tylko za pobicie Weasley'a - westchnął głęboko.
- Jak to? - Spojrzała na niego załzawionymi oczami.
- Zabił Eryka, ponosi winę za jego śmierć, Ministerstwo jest nieustępliwe - westchnął, a rudowłosa spojrzała na niego zszokowana.
- Ale...
- Chodź, przejdziemy się - powiedział do niej i wyszli na błonia, ciesząc się dwudziestoma minutami przed lekcją.

~~~

            Siedział w pustym Malfoy Manor wpatrując się tępo w kominek. Jego myśli od kilku miesięcy krążyły wokół jednej postaci, jednej dziewczyny, jego Hermiony. Złość, która zagościła w nim zaraz po opuszczeniu Hogwartu z czasem ustąpiła, teraz wypełniał go strach. Nie o samego siebie, wiedział, że da sobie radę, był tego nauczony od małego dziecka. Bał się o nią, domyślał się, co musi przeżywać, jak musi wyglądać jej życie teraz. Z jednej strony nachodziły go również te czarniejsze scenariusze. Co jeżeli zapomniała o nim? Przecież nigdy nic sobie nie obiecywali, poniekąd. Nie mógł być pewien jej uczuć, a jednak mały głosik w jego głowie podpowiadał mu, żeby się nie poddawał. Żeby walczył, bo ma o co. Wiele razy chciał do niej napisać, ale zabroniono mu korzystać z poczty. Nie miał zielonego pojęcia jak się dostać do Hogwartu, jak ją odwiedzić, jak powiedzieć jej to wszystko, co kłębi się w nim od miesięcy. Zrezygnowany, kolejny dzień spędził na kanapie przed kominkiem trzymając w dłoni szklankę z zimną Ognistą Whisky. Jego myśli przerwał jednak dzwonek do drzwi. Zdziwiony nagłą wizytą niezapowiedzianego gościa wstał, otrzepując niewidzialny kurz ze spodni i odstawił szklankę na stolik. Dzwonek rozległ się kolejny raz, dlatego teraz już nie czekał dłużej. Zbiegł marmurowymi schodami i przeszedł przez ogromny hol. Machnął różdżką na herb Malfoyów, wyryty na drzwiach, a magiczny wąż zasyczał przekręcając się głową w bok. Draco złapał za mosiężne klamki i ku jego zdziwieniu i zadowoleniu ukazała mu się profesor McGonagall. Pomimo szczęścia, które go wypełniło, nie mógł się powstrzymać od zgryźliwej uwagi, po ostatniej ich dyskusji.
- Co panią sprowadza w moje skromne progi? - Zapytał nie siląc się nawet na uśmiech. Minewra zmierzyła go ostrym spojrzeniem i bez zaproszenia weszła do środka stukając obcasami o posadzkę. Od razu skierowała się po schodach do salonu, tak jakby znała jego dom na wylot. Westchnął cicho i podążył za nią, wcześniej zamykając drzwi.
- Mi również miło pana widzieć - odparła lodowatym tonem, gdy usiadła na kanapie - ale wierzę, że pan ucieszy się o wiele bardziej z mojej wizyty, niż ja - dodała obojętnie i wyciągnęła z szaty zwinięty pergamin, obwiązany granatową wstążką z pieczęcią Ministerstwa Magii.
- Co to jest? - Zapytał bez ogródek. Dyrektorka podała mu zwój i gestem kazała przeczytać. Chłopak drżącymi rękoma rozwinął wstążkę. Doskonale wiedział, że na tym kawałku papieru znajduje się jego wyrok, jego przyszłość.

Ministerstwo Magii
Departament Przestrzegania Prawa Czarodziejów oraz Wydział Niewłaściwego Użycia Czarów przez nieletnich, mają zaszczyt przedstawić Panu Draconowi Malfoyowi wyrok rozprawy w sprawie nie właściwego użycia czarów, ze skutkiem śmiertelnym oraz wyrok z rozprawy w sprawie ubliżenia panu Ronaldowi Weasleyowi. Nieczysta karta Pana Dracona Malfoya, wpłynęła bardzo negatywnie na tok rozprawy, jednak nie zmieniła decyzji Wizengamotu. Pan Dracon Malfoy został uniewinniony za oba wyroki, ale ponosi karę w wysokości 1000 galeonów oraz prac na rzecz Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, do ukończenia edukacji.
Podpisanoc :
Minister Magii
  Kingsley Shacklebolt
Szef Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów   Bartemiusz Crouch sernior
Szefowa Wydziału Niewłaściwego Użycia Czarów   Mafalda Hopkirk

            Jego ręce drżały, a na twarzy pomału pojawiał się uśmiech. Przeczytał krótką informację trzy razy i dopiero, gdy spojrzał na twarzy swojej profesorki, zrozumiał. Był wolny, wraca do Hogwartu, wraca do niej. Aby zachować jeszcze jakąś klasę i powagę, poprawił swój T-shirt i spojrzał na nauczycielkę.
- Dziękuję pani bardzo - uśmiechnęła się słysząc te słowa. Wstała i poklepała go po ramieniu.
- Mam nadzieję, że więcej nie będę musiała tego robić - spojrzała na niego znacząco - zresztą to nie tylko moja zasługa - odeszła kilka kroków - ma pan wielu przyjaciół - dodała odwracając się przez ramię. Chłopak zmarszczył brwi.
- Tak, Blaise jest moim prawdziwym przyjacielem - odparł, ale ona pokręciła głową.
- Nie myślałam, że doczekam momentu, kiedy to pan Potter i panna Granger będą mnie błagać o przywrócenie cię do szkoły, a panna Weasley i pan Zabini zrobią mi o to awanturę - zachichotała na to wspomnienie, a blondyn stał oniemiały. Nie mógł uwierzyć, że jego najwięksi wrogowie wstawili się za nim, tym samym stając po stronie byłego wroga, a nie przyjaciela...
- Ma pan zamiar tak sterczeć, czy wrócić do szkoły? Jeżeli dobrze pójdzie, załapiemy się na obiad - odparła dyrektorka i wyciągnęła w jego stronę rękę. Machnęła różdżką sprawiając, że jego bagaże wleciały do pokoju i zniknęły. Blondyn nie zastanawiał się dłużej, wcisnął pergamin do tylnej kieszeni spodni i chwycił profesorkę za dłoń, czując szarpnięcie w okolicach pępka.

~~~



            Potrzebowała chwili wytchnienia. Z każdej strony ktoś coś od niej chciał, pocieszał, uśmiechał się, starał doprowadzić do porządku. Dziękowała im za to z całego serca, ale była zbyt bardzo przybita, żeby cokolwiek robić. Martwiła się o Dracona, a jej myśli błądziły również wokół wydarzeń pamiętnego dnia. Dopiero niedawno dotarło do niej, co się stało. Bardzo dużo myślała o babci Charllote, którą straciła, a tak na prawdę jej nie znała. Była czarownicą czystej krwi, a ona nigdy tego nie zauważyła. Myślała, że tak dobrze ją zna, a prawda okazała się zupełnie inna. Znała jedynie jej wielkie kłamstwo. Nie miała jej tego za złe, rozumiała postępowanie rodziców, rozumiała wszystko. Najbardziej jednak bolało, że nie mogła jej poznać na nowo, tej prawdziwej strony. Żałowała wielu rzeczy, ale bliższego kontaktu z babcią chyba najbardziej. Z westchnieniem wrzuciła kamień do wody, który rozproszył taflę wody. Na jej twarzy pojawił się delikatny cień uśmiechu. Tyle ją ominęło podczas, gdy leżała w szpitalu...Bal Bożonarodzeniowy, turnieje Quidditcha, lekcje, tyle książek mogłaby przeczytać, tyle patroli, tyle wszystkiego... W jej oczach zakręciły się łzy. Była bezsilna, wszystkie smutki, żale, złości wezbrały się w niej i dały upust. Mogła teraz na wszystko krzyczeć, wszystkiemu mieć za złe, ale nie potrafiła tego okazać, zamknęła się w sobie, stała się zupełnie jak on. Zimna i niedostępna, nawet dla swoich bliskich, których tak bardzo raniła. Zaszła już w to tak daleko, że nie potrafiła nawet ich za to przeprosić, było jej głupio, ale nie chciała ich jeszcze bardziej ranić. Wzięła głęboki wdech i oparła brodę na kolanach. Słońce chowało się już za horyzontem, co oznaczało, że jest już po obiedzie. Nie była głodna, nie potrzebowała jeść. Żywiła się teraz wspomnieniami, wspomnieniami z nim. Nie mogła sobie wyobrazić tych miesięcy do końca roku, bez niego. Bez patroli, bez lekcji ze Ślizgonami z nim na czele, bez docinek przy obiedzie, bez przygód...
            Otarła wierzchem dłoni łzy i pociągnęła głośno nosem. Nagle poczuła dłoń na swoim ramieniu. Wystraszona podskoczyła do góry. Odwróciła szybko głowę, a jej wyraz twarzy diametralnie się zmienił.
- Nie chcę z tobą rozmawiać, Ron - szepnęła podnosząc się z ziemi i otrzepując tyłek ze śniegu.
- Posłuchaj mnie, proszę - przytrzymał jej nadgarstek. Zmęczona i znudzona jego ciągłymi przeprosinami spojrzała w jego niebieskie tęczówki i stanęła. Założyła dłonie na klatce piersiowej i postukała stopą o podłogę.
- No więc? - Uniosła wysoko brew.
- Hermiono ja nie chciałem, on mnie denerwuje, nie zasługujesz na niego, ja wiem, że on ciebie zrani, ja cię nie zranię, bo cię kocham, jesteś dla mnie najważniejsza - powiedział na wydechu, ale nie zrobiło to żadnego wrażenia na Hermionie. Słyszała to z jego ust już milion razy.
- To ja przy tobie trwałem, ja do ciebie przychodziłem, ja...
- Nie Ron - westchnęła machając ręką - daj spokój. Jeżeli dążysz do tego, że kolejny raz dam się nabrać na twoją miłość do mnie, to się grubo mylisz.
- Ale na prawdę cię kocham! - Żachnął - nie pamiętasz naszych pocałunków, naszych przytulasów?
- Byłeś dla mnie jedynie przyjacielem - odparła lodowatym tonem - teraz nie wiem, czy zasługujesz nawet na ten tytuł.
- Hermi.. - zaczął zdziwiony.
- Nie potrafię tak z dnia na dzień ci przebaczyć - pokręciła głową, czując jak łzy podchodzą do jej oczu.
- Przepraszam, za wszystko. Obiecuję, że się z zmienię, ze mną będzie ci dobrze, nie zranię cię - podszedł od niej i delikatnie przytulił. Dziewczyna oddała jego uścisk, dając mu tym samym mylną odpowiedź.
- Ja nie potrafię - szepnęła, gdy się od niego odsunęła, a w jego oczach ujrzała smutek.
- Kocham cię...
- Herm! - Usłyszała za plecami. Odwróciła się widząc biegnącą w ich stronę Ginny. Miała zarzuconą kurtkę i niedbale zawinięty szalik, po rumieńcach i przyspieszonym oddechu, Granger wywnioskowała, że na prawdę się spieszyła.
- Co się stało? - Zapytała zdziwiona Hermiona. Ron złapał ją za dłoń ściskając nieco mocniej, ale Gryfonka nie spuściła oczu z młodszej przyjaciółki.
- Szukam cię po całym zamku, nie było cię na obiedzie... - powiedziała przełykając ślinę i powietrze.
- No nie było mnie, chciałam pobyć sama..
- Ginny rozmawiamy, nie widzisz? - Wtrącił się lekko podenerwowany rudzielec. Siostra zgromiła go wzrokiem.
- Powiesz wreszcie, co się stało? - Zapytała zniecierpliwiona brązowowłosa.
- Twoje życie właśnie się zmienia! - Zawołała, jakby właśnie oznajmiła, że odkryła Amerykę. Granger dalej patrzyła na nią z uniesioną brwią.
- Draco wrócił - dodała uśmiechając się i cofając się w stronę zamku z wyciągniętą dłonią do Hermiony. Twarz dziewczyny momentalnie się zmieniła, serce zaczęło łomotać w piersi, a oddech przyspieszył. Wyrwała się z uścisku Rona i chwyciła dłoń Ginny, gnając razem z nią do Zamku. Ron widząc to zaklął siarczyście i kopnął w kamień. Widział go, ale miał nadzieję, że Hermiona jednak do niego nic nie czuje, chciał aby to jemu wyznała miłość...

9 komentarzy:

  1. Alefmhuowegxiuregluhimehiymofemfif ♥
    Ale niesamowity rozdział, rili.
    Wszystko tak ciekawie opisane, no oderwać się nie mogłam.
    Tylko w tym liście do Dracona powinno być "nieczysta karta", a nie "nie czysta karta" ;)
    Szkoda, że już za niedługo będzie koniec. Bardzo polubiłam tę historię.
    Ale mimo wszystko nie mogę się doczekać kolejnego opowiadania ^^
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie, em. ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh faktycznie! już poprawiam, dziękuję :*
      dzięki kochana :*

      Usuń
  2. Cześć kochana!.:)
    Rozdział jest cudowny.
    Te emocje Hermiony i Draco..GENIALNE.
    A w następnym rozdziale Dramione już together, tak?:P
    Nie mogę się doczekać.
    Pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    OdpowiedzUsuń
  3. Oh niech wyznaja wreszcie sobie milosc!
    Joe i Miona ale fajne z nich rodzenstwo!!
    Draco wrócił!! Juhuhuhu

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniały!
    Jej, aż nie moge sie nadziwić! Draco wrócił, nananananan <3
    teraz tylko niech wyznają sobie ładnie miłosć i będą żyli długo i szczęśliwie! :D
    przepraszam, że tak krótko, ale rozprawka z Pana Tadeusza sama się nie napisze :(

    Pozdrawiam,
    Lacarnum Inflamare

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniały rozdział.
    Fajnie, że Draco wrócił do Hogwartu.
    Mam nadzieję, że teraz wszystko już się ułoży.
    Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Hermione Grangerr

    OdpowiedzUsuń
  6. Draco wraca, Ron wypada!
    Trochę jest mi go szkoda, że praktycznie w każdym opowiadaniu ma pod górkę. Ale cóż. Najwidoczniej sobie na to zasłużył. ;)

    ----
    clover.
    http://hgranger-dmalfoy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeczytałąm dziś wszystkie rozdziały. Jakie to piękne *.*

    OdpowiedzUsuń