wtorek, 12 listopada 2013

Miniaturka cz. II "Wspomnienia są czymś, co zostaje w pamięci. Miłość jest tym, co zostaje w sercu"




 Jest to dla mnie bardzo ważne opowiadanie, ponieważ poniekąd byłam związana z taką sytuacją. Inspiracją dla mnie był również film, który ostatnio obejrzałam setny raz z kolei 'I że Cię nie opuszczę...". Jest to typowy wyciskacz łez, romansidło, ale mną wstrząsnęło bardzo, ponieważ tak jak już mówiłam, w pewien sposób miałam związek z tą historią.
    Bardzo Was wszystkich proszę - tych, którzy to czytają - aby nawet jeśli nie zostawiają po sobie śladu w zwyczajnych notkach, zostawili pod tą Miniaturką. Jest dla mnie ona ważna, pomimo tego, że może nie jest napisana cudownie i językiem zupełnie literackim, ma pewnie sporo błędów. Przyjmę krytykę i pozytywne komentarze,
 dlatego proszę Was oceńcie to, ten jeden raz. 

~~~~~~~






- Draco? Draco? Idziemy? - Wołała do niego wysoka blond kobieta, która machała ręką mu przed oczami. Mężczyzna zmarszczył brwi i spojrzał na nią zdezorientowany.
- Tak, tak idziemy - odparł widząc jej ostre spojrzenie.
- Pomogę ci mamo - powiedział zabierając bagaż od starszej kobiety i łapiąc za dłoń swojej narzeczonej. Byli odebrać jego matkę z dwudniowych badań kontrolnych. Nie spodziewał się, że będąc tutaj ją spotka. Zwłaszcza w tak dobrej kondycji i świetnym humorze. Dowiedział się od lekarzy, że amnezja nie ustępuję i w najbliższym czasie nie powróci do zdrowia. Wiedział również, że wróciła do Weasleyów, co go bardzo zdziwiło, ale przecież, co on mógł? Nie było dnia, w którym by o niej nie myślał. Wiele razy chodził naburmuszony, nie mógł zrozumieć swojego zachowania, nie chciał o niej myśleć, przecież powinna być dla niego nic nieznaczącą dziewuchą. To nie miało prawa się zmienić, a tym bardziej, że za dwa miesiące miał wziąć ślub. Wszystko to go przerastało. Znał swoje odczucia i wiedział, że jeżeli dopuści do ożenku już nigdy nie będzie szczęśliwy. A na pewno nie przy boku Astorii Greengras. Co jednak go trzymało przy niej? Sam nie wiedział. Może fakt, że ona go kochała i to całym sercem, nawet jak nie jego, to pieniądze. Jedyne, co go na razie cieszyło, to fakt, że nie miała dostępu do majątku rodzinnego, lecz po ślubie to się zmienia. Miał jeszcze trochę czasu na zastanowienie się, ale co potem? Nie znajdzie sobie nikogo, ponieważ nie obdarzy żadnej kobiety takim uczuciem, jakie czuje do Hermiony. Tak, nie bał się do tego przyznać. Po wielu kłótniach z samym sobą, wielu libacjach alkoholowych z Blaisem, który pomagał mu w jego sytuacji, doszedł do wniosku, że jeżeli przez te prawie dwa miesiące nie mógł o niej zapomnieć, chociaż na chwilę, a to, co miał w sercu, dalej paliło się żywym ogniem, to musi być coś na rzeczy. Zabini jak to on, od razu rzucał takie ogromne i dobijające słowa, jak 'kochasz ją!' 'zakochałeś się'! A on zwyczajnie uważał, że miłość nie istnieje i nie dał się przekonać. Był teraz w stanie zadurzenia, ale wierzył, że to przejdzie. Dlaczego? Ponieważ nie miało prawa być inaczej. Ona jest mężatką, nawet jeśli nic nie pamięta, to on nie wybaczyłby sobie, gdyby z tego skorzystał i próbował w ten sposób spłacić dług wobec niej, który zaciągnął w szkole. Nie miałby odwagi patrzeć jej tak po prostu w oczy.
            Wszystkie jego przemyślenia zostały zgniecione właśnie dzisiejszego dnia. Gdy zobaczył ją jak idzie po korytarzu uśmiechnięta od ucha do ucha, w bardzo dobrej formie, jego serce ponownie załomotało w klatce piersiowej. Ne mógł uwierzyć, że gdy go zobaczyła, na jej policzkach wstąpiły rumieńce, nie chciało mu się wierzyć, że posyłała mu uśmiech, miał wrażenie, że to wszystko było jedną wielką fatamorganą, dopóki jego pięknego stanu nie zakłócił oschły i gorzki głos Astorii:
- To była Granger? Wreszcie pogodziła się ze swoją szafą i lustrem? Wyglądała niczego sobie, ale to i tak nie zmienia faktu, że szlam czuć od niej na kilometr - śmiech, który po tym usłyszał, sprawił, że miał ochotę złapać ją za tlenione blond włosy i zgnieść jej czaszkę. Z wielkim trudem się powstrzymał, co skutkowało jego milczeniem przez całą drogę do domu.
~~~


            Hermiona po wyjściu ze szpitala udała się w stronę Banku Gringota, o którym opowiadał jej Harry. Zostawił jej do niego klucz, dlatego postanowiła sprawdzić ile ma na swoim 'koncie'. Razem z goblinem przejechała podziemia ogromnego gmachu, nie odzywając się ani słowem. Cały ten wystrój i one-dziwne stwory przerażały ją do tego stopnia, że gdy tylko wysiedli pod jej skrytką, miała już ogromną ochotę wracać i wyjść z tego obskurnego miejsca. Gdy otworzył jej skarbiec, nie mogła uwierzyć własnym oczom. Całe pomieszczenie było wypełnione złotymi monetami, które połyskiwały w blasku świecy, którą trzymała w dłoni. Kilka razy odważyła się zapytać goblina, czy to na prawdę jej, aby później wybrać z niego tyle ile sądziła za potrzebne jej dzisiejszego dnia. Po wyjściu z Banku, jej kolejnym celem było udanie się do Ministerstwa Magii, skąd wybrała kilka potrzebnych jej dokumentów. Następnie udała się do spokojnej kafejki wraz z trzema gazetami ogłaszającymi mieszkania w centrum Londynu. Popijając kawę i zajadając się ciastkiem pozaznaczała stosowne według niej miejsca i rozpoczęła poszukiwania jej własnego 'gniazdka'. Zdawała sobie sprawę, ze skutków jej wyborów, ale w głębi duszy wiedziała, że jeżeli nie spróbuje to będzie żałować. Nie mogła całe życie oszukiwać siebie i ludzi dookoła. Wiele zawdzięczała Weasleyom, ale nadszedł czas, aby mogła już powiedzieć wszystkiemu stop i rozpocząć jej własne życie.
            Spotkała się z bardzo sympatycznym mężczyzną, gdzieś w wieku około trzydziestu lat pod jednym z umówionych mieszkań i razem rozpoczęli poszukiwania. Pomimo utraty pamięci, Hermiona nie należała do osób zdecydowanych. W jednym za mało miejsca, w innym za dużo pokoi, w tym nie podobało się rozmieszczenie i wielkość pokoi. Tu brzydki widok, tu za daleko do centrum. Tam brzydka dzielnica, a tam nie za przyjemny zapach. Tutaj gburowaci sąsiedzi, tam brak ochroniarzy. Po kilku godzinach odwiedzania przeróżnych mieszkań, zarówno przestrzennie jak i cenowo, jej przedstawiciel był już na prawdę zmęczony.
- Przed nami ostatnie mieszkanie, jeżeli nie ono, to na prawdę myślę, że powinna pani poszukać innej firmy - starał się, aby jego wypowiedź brzmiała w miarę neutralnie, ale dziewczyna przyjęła ją ze zrozumieniem, więc nie musiał się obawiać wybuchu złości. Teleportowali się na bardzo przyjemne osiedle. Hermiona rozglądała się dookoła siebie i samo otoczenie i fakt, że miała dwie ulice od centrum, bardzo jej się spodobał. Weszli do bloku i klimat od razu urzekł kobietę. Ściany wyłożone były fototapetami z różnymi widokami, korytarze były przestrzenne i elegancko oświetlone. Przy szklanych drzwiach do bloku, była recepcja, w której siedział ochroniarz i bardzo uprzejmy lokaj.
- Podoba mi się - powiedziała, gdy kierowali się do schodów i windy.
- Bardzo mnie to cieszy - odparł szczerze mężczyzna. Wjechali na przedostatnie piętro i wyszli na korytarz.
- Mam nadzieję, że to na prawdę się pani spodoba - dodał z wielką nadzieją w głosie i ruchem ręki otworzył zamek. Duże bukowe drzwi otworzyły się przed nimi, a Hermiona zamarła. Spojrzała na mężczyznę, czy sobie nie robi z niej żartów, a on jedynie zaprosił ją gestem do środka. Pomieszczenie, w którym się znaleźli było w miarę przestronne, a na przeciwko nich od razu były schody, prowadzące do góry.
- Trzeba po schodach do mieszkania, tak? - Zapytała zdziwiona.
- Tak, proszę - powiedział i ruszyli do góry. To, co zobaczyła później sprawiło, że aż zabrakło jej tchu. Od razu na lewo znajdowała się przestronna wnęka, w której Hermiona już widziała kuchnię, a na prawo ogromne pomieszczenie, które miało być salonem. Okna ciągnęły się aż do samego dołu, a obok zaraz były drzwi balkonowe. Pomiędzy rzekomym salonem, a kuchnią był korytarz prowadzący do czterech pomieszczeń i łazienki. Hermiona chodziła po mieszkaniu, które było w stanie surowym. Wymagało ono ogromnej pracy, ale ona miała już w to wszystko w myślach. Już widziała jak będzie urządzona. Spojrzała na przedstawiciela, który opierał się o jedną ze ścian.
- Biorę - powiedziała, a on wybałuszył na nią oczy.
- Na prawdę?
- Tak. Ale oczywiście rozumiem, że jest to jedna trzecia ceny, ponieważ jest to stan surowy? - Zapytała fachowo, a on zdziwił się jeszcze bardziej.
- Wie pani...
- Wiem. To pana praca, pan musi sprzedać to mieszkanie za jak najwięcej, rozumiem - odparła rozkładając ręce - ale teraz jest pan do mojej dyspozycji i możemy w dalszym ciągu poszukiwać identycznego z takim położeniem, ale mniejszą ceną - wzruszyła ramionami, sprawiając, że John usiadł na ziemi przecierając twarz dłońmi i czytając papiery.
- Nie będę miał wtedy zysku - stwierdził.
- Dobrze za połowę - powiedziała patrząc na niego z chytrym uśmiechem.
- A gdzie jest haczyk? - Zapytał wystraszony.
- Załatwi mi pan ekipę remontową po znajomości - mrugnęła do niego znacząco - i materiały budowlane po cenie hurtowej - dodała dumnie. Mężczyzna patrzał na nią niedowierzając.
- Ale ja jedynie sprzedaję mieszkania! - Zaprotestował.
- Dobrze, w takim razie ruszamy dalej! - Zawołała entuzjastycznie, a on pokręcił przecząco głową.
- Nie! Dobrze, zgadzam się, zgadzam - westchnął i podpisał się na umowie, którą podał Hermionie.
- Świetnie załatwia się z panem interesy! Rozumiem, że jutro o dziewiątej spotykamy się tutaj z ekipą remontową i przygotowanymi materiałami? - Zapytała posyłając mu triumfalny uśmiech.
- Zgadza się, tak, tak - powiedział schodząc po betonowych schodach.
- Miło mi było pana poznać - powiedziała, gdy teleportowali się pod budynek firmy.
- Mi również - odparł z lekkim zawahaniem w głosie.
- W takim razie do jutra! - Machnęła mu i wsiadła do samochodu, a on zmęczony wszedł do firmy. Dziewczyna miała świetny humor, załatwiła trzy czwarte spraw, które miała w planie. Teraz została jej ostatnia i prawdopodobnie najgorsza. Starała się o niej nie myśleć jak o czymś strasznym, ale samo wyobrażenie sprawiało, że czuła ból brzucha. Nie spiesząc się po godzinie dotarła do domu Weasleyów. Wjechała na polną drogę i zaparkowała za otwartą bramą. Wysiadła z samochodu biorąc torebkę i zamknęła go kluczykami. Otworzyła drzwi do domu i na samym wejściu zastała wszystkich, którzy siedzieli przy stole z posępnymi minami.
- Chryste! Hermiona! - Zawołała Ginny i rzuciła się jej na szyję. Zdezorientowana brązowowłosa upuściła torebkę ze strachu. Gdy dziewczyna ją puściła, Molly podeszła i ją przytuliła.
- Coś się stało? - Zapytała dalej nie wiedząc, o co chodzi. Ron wstał zza stołu i chodził w tą i z powrotem.
- Przecież nie możesz prowadzić samochodu! - Syknął zdenerwowany, co jeszcze bardziej sprawiło, że kobieta czuła się niezręcznie. Wszyscy wbijali w nią zmartwiony wzrok.
- Ron chce powiedzieć, że się martwiliśmy - powiedział Artur.
- Ale nic mi się nie stało...
- Ale mogło! - Podniósł głos, a Hermiona zadrżała.
- Ron spokojnie - powiedział Harry - nie możemy przecież trzymać jej w zamknięciu.
- Ale mogła, chociaż komuś powiedzieć, że się gdzieś wybiera - powiedziała zmartwiona Molly.
- Nie było nikogo w domu - usprawiedliwiła się.
- Było poczekać - warknął jej mąż. Coraz bardziej się denerwowała. Przecież jest zdrowa, dlaczego byli tacy źli?
- Martwiliśmy się - powiedziała Ginny.
- Dobrze, przepraszam - odpowiedziała, nie chcąc dalszych kłótni.
- Oddaj kluczyki - powiedział Ronald, sprawiając, że wszyscy spojrzeli po sobie zdziwieni.
- Słucham? - Zapytała brązowowłosa.
- Oddaj kluczki, nie będziesz nigdzie jeździć, to nie jest wskazane dla...
- Lekarz mi pozwolił - powiedziała oschle.
- Ron, nie przesadzaj przecież... - zaczął Harry, ale rudzielec przerwał mu w połowie zdania.
- Nie wtrącaj się to są nasze sprawy.
- My nie mamy żadnych spraw! - Tym razem uniosła się jego żona. Cała sytuacja prowadziła do jednego.
- Jak możesz tak mówić?! Jesteśmy małżeństwem! - Krzyknął.
- Porozmawiajcie sami na spokojnie - powiedziała Molly, wyganiając wszystkich z salonu. Hermiona rozebrała się i usiadła na kanapie głośno dysząc.
- Nie chcę żeby coś ci stało rozumiesz?
- I dlatego chcesz mnie ograniczyć? - Zapytała z nienawiścią w głosie.
- Nie ograniczam cię!
- Cały czas!
- Co?!
- Nigdzie nie wychodzę! Muszę coś robić, bo zwariuje. Wszyscy tutaj starają się mi pomóc, ale jedyną osobą, która na prawdę to robi, jest Harry!
- Chcesz powiedzieć, że to wszystko, co dla ciebie robimy....
- Nie. Jestem wam bardzo wdzięczna, ale w ten sposób nie odzyskam samej siebie! Nie rozumiesz? Pamięć mi nie wróci!
- Jak tak będziesz myśleć, to na pewno nie!
- Nie Ronald! - Krzyknęła - Nie wróci! Nie pamiętam ciebie, ani twojej rodziny! Źle się z tym wszystkim czuje! Jak nie rozpocznę własnego życia, będę żyć w jednym wielkim kłamstwie! - Krzyknęła sprawiając, że jego mina zrzedła.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - Zapytał nieco spokojniej. Dziewczyna była zdecydowana i wiedziała, co robi. Wyjęła swoją zieloną teczkę, a z niej biały dokument.
- Złożyłam pozew o rozwód - oznajmiła podając mu go. Ron nawet na to nie spojrzał, jedynie zrobił się purpurowy.
- CO?! I nawet się mnie zapytałaś o zdanie?! Przecież ja cię kocham!
- Ron ja wiem, że to jest trudne dla ciebie, ale dla mnie też, rozumiesz? Nie mogę żyć z tobą, ponieważ nic do ciebie nie czuję! Starałam się na prawdę się starałam! Ale nie potrafię cię pokochać - powiedziała załamanym głosem.
- Nie, nie błagam - powiedział klęcząc przed nią - nie możesz mi tego zrobić, zobaczysz wszystko będzie dobrze...
- Nie będzie - warknęła i wstała - proszę zgódź się na to. Inaczej będziemy żyli w separacji - westchnęła głośno - a wolałabym jak normalny człowiek się rozejść.
- Jak w separacji? Jak mieszkamy razem...
- Wyprowadzam się. Kupiłam mieszkanie i od jutro zaczynam je remontować...
- Ale... nie masz pieniędzy przecież.
- Mam w Banku Gringota - oznajmiła - wracam też do pracy - powiedziała, chociaż w dalszym ciągu oczekiwała na odpowiedź.
- Ale Hermiono, zastanów się, przecież może nam się udać...
- Nie Ronald. Tak będzie lepiej dla wszystkich - westchnęła - proszę podpisz to, jadę jutro do miasta, chciałabym to złożyć w sądzie i mieć za sobą. Wybacz mi - pokręciła głową z przepraszającym wzrokiem i odeszła do swojego pokoju, zostawiając go zrozpaczonego. Pomimo, że ją też to bolało, cieszyła się, że wreszcie zacznie swoje życie.

~~~ 

      Dni mijały, pogoda się zmieniała podobnie jak w życiu Hermiony. Raz było dobrze, a niektóre dni były dla niej bardzo ciężkie. Miała chwile załamania, płakała bardzo dużo, pytając Godryka dlaczego ona. Ale musiała wziąć się w garść i stawić czoła kolejnym przeszkodom. Minęły trzy miesiące od wypadku. Nastała wiosna, wszystko budziło się do życia. Jej mieszkanie zostało wyremontowane, meble i wszystkie dodatki kupione. Dzisiaj był dzień, w którym się do niego przeprowadza. Po okazaniu Ronaldowi pozwu rozwodowego, wyprowadziła się do małego mieszkania, które wynajmowała przez miesiąc. Ordynator pozwolił jej wrócić do pełnego zawodu, czyli wszystko szło w bardzo dobrym kierunku. Sprawa rozwodu zakończyła się dwa dni temu, powróciło jej nazwisko Granger. Całą rodzinę Weasley przeprosiła i podziękowała, a oni ją zrozumieli. Od czasu do czasu dostawała list od Molly jak się trzyma i jak sobie radzi. Odwiedzała Fleur i jej małą córeczkę. Utrzymywała bardzo dobry kontakt z Harrym i Ginny, którym zawdzięczała bardzo wiele. Ronald nie chciał jej znać, bynajmniej tak mówił do Pottera. Hermiona nie mogła mieć mu tego za złe, ponieważ wiedziała, że to będzie miało taki skutek. Coś jeszcze w jej życiu się zmieniło, a nie dawało jej spokoju. Pewien blondyn, którego widywała, co tydzień w sobotę o tej samej porze w jej ulubionej kafejce. Nie miała pojęcia skąd, ale go kojarzyła. Odczuwała bardzo silną więź, której nie potrafiła określić, a była zbyt nieśmiała, żeby do niego zagadać. Do pewnej soboty.
 - No już nie mogę się doczekać, jak nam je pokażesz! - Żachnęła się Ginny, która pomagała wnosić mniejsze kartony pod mieszkanie Hermiony. Jej stan nie pozwalał na dźwiganie, czego też pilnował Harry.
- Uwierzcie mi, że jest na prawdę piękne - zachichotała.
- Otwieraj już no! - Powiedziała, gdy Potter przyniósł ostatnie pudło. Granger z wesołymi iskierkami w oczach otworzyła drzwi i zaprosiła ich do środka. Pomieszczenie było kwadratowe, bez okien. Ściany były pokryte beżowymi cegłówkami, a na ziemi były położone duże białe kafle. Na ścianach wisiały obrazy, a pod jedną ze ścian stała komoda na buty, a na drugiej wisiał wieszak na kurtki. Przy schodach była położona biała sztuczna skóra.
- To do mieszkania wchodzi się po schodach? - Zdziwił się Harry.
- Też mnie to zszokowało, ale uwierzcie mi, że daje to efekt! - Zachichotała i wbiegła po nich na górę. Były wykonane z mahoniowego drzewa, a barierki na górze były szklane. Na lewo ujrzeli piękny aneks kuchenny, który był wykonany z białych mebli i czarnych urządzeń. Zaraz obok był biały stół z krzesłami. Na prawo rozpościerał się przepiękny salon z nowoczesnym kominkiem, stolikiem i półką pod telewizor. Piękna biała kanapa i fotel, stały obok wejścia na taras. Panele na podłodze były podobnego koloru, co schody, a ściany pomalowane były na kolory: szary, złoty i biały. Dalej przez ogromne wejście wchodziło się na korytarz, który poprzedzała mała biblioteczka usadowiona przed ogromnymi oknami. Dalej znajdowały się cztery pary drzwi, prowadzące do różnych pomieszczeń. Pierwsze otwierały się na łazienkę, która powaliła Ginny na kolana. Na podłodze leżały duże podłużne białe kafelki, a pod wanną, którą oddzielała wąska ściana, znajdowały się brązowe kafelki. Podobnie na ścianach, przy wannie były brązowe, a przy reszcie beżowe. Całość utrzyma w pięknej tonacji. Lustro było przeogromne, blat na którym znajdował się zlew był mały, ale zaraz obok niego znajdowała się beżowa szafka. Wanna była półokrągła w brązie a na przeciwko była ubikacja. Drugie drzwi to była garderoba, którą Hermiona sama zaprojektowała. Posiadała niezliczone ilości półek i miejsc na wieszaki. Półki na buty, szafy i szafki. Wszystko w bieli i pudrowym różu. Kolejne drzwi ukazywały jej gabinet, który bardzo spodobał się Haremu. Był pod skośnym dachem, przy ziemi widniały dookoła półki z książkami, pod sklepieniem wisiał telewizor na pod jedną ze ścian, bardziej na środku, stało duże metalowe biurko i przy nim nie duży, ale wygodny fotel. Okna dachowe, dawały doskonałe oświetlenie. Ostatnim pokojem była sypialnia Hermiony, która była odzwierciedleniem jej duszy. Jej nowej duszy. Całość była w odcieniach szarości i bieli. Kształtem była podłużna, po lewej stronie stało duże czarne łóżko z biało czarnymi poduszkami, a na przeciwko był nowoczesny kominek i wiszący telewizor. Nad posłaniem była ściana z podświetlaną wnęką, a na samym końcu stała toaletka. Całe mieszkanie sprawiło, że dwójce jej przyjaciół zabrakło jakichkolwiek słów. Gdy wrócili do salonu, Hermiona uśmiechając się oczekiwała na ich reakcję.
- Jest cudowne - wydusiła po chwili Ginny. Dziewczyna ją przytuliła.
- Mi też się bardzo podoba - dodał Harry ściskając ją.
- Cieszę się! To jest na prawdę to, o czym marzyłam!
- A co to jest? - Ruda wskazała palcem na telewizor. Harry z Hermioną zaśmieli się głośno.
- To jest takie urządzenie, które pokazuje nam, hm...
- Można w nim oglądać różne rzeczy, filmy...
- Hm, takie szybkie zdjęcia? - Zapytała zdezorientowna.
- Tak, coś w tym stylu - powiedziała brązowowłosa pękając z przyjacielem ze śmiechu.
- Powiedz mi tylko, skąd ty na to wszystko wzięłaś pieniądze? - Zapytała zdumiona Ginewra.
- Sama nie wiem, miałam je w banku. Znaczy, Harry dał mi kluczyk do skrytki, a pieniądze tam były - wzruszyła ramionami.
- Nie było ci ich szkoda? Zostało ci coś? - Dalej drążyła temat.
- Nie szkoda, zaczynam nowe życie i bardzo się z tego powodu cieszę. A tak zostało, nie narzekam - odparła wstawiając wodę na kawę. Reszta popołudnia minęła im bardzo spokojnie, pomogli dziewczynie rozpakować jej rzeczy, z czego większość to ubrania i książki. Pośmiali się i pogadali o tym, co zamierza. Czas zleciał im bardzo szybko, a koło godziny osiemnastej zebrali się do domu. Hermiona, gdy posprzątała i pozmywała naczynia, postanowiła pójść do kafejki. Dzisiaj jej tam nie było o szesnastej, ale może teraz też będzie jej męczyciel myśli. Poszła do swojej garderoby i wyciągnęła czarną sukienkę z brązowym paskiem w talii, brązowe kozaki i w tym samym kolorze skórzaną kurtkę. Założyła zegarek i bransoletki, szyję owinęła czarnym szalem i chwyciła torebkę. Poprawiając włosy zamknęła mieszkanie i zjechała windą na dół. Miała ogromną nadzieję, że spotka go kolejny raz i obiecała sobie w duchu, że jeżeli tak, to do niego podejdzie. Przecież raz się żyje, a ona doświadczyła tego, że pomimo tak wielu nieprzyjemności można wyjść na prostą i rozpocząć nowe życie. Przemierzała ulice nocnego Londynu i gdy dotarła do kafejki, wzięła głęboki oddech i przygryzła wargę. Nacisnęła na klamkę, a ciepłe powietrze uderzyło w nią sprawiając, że miły dreszczyk przeszedł po jej plecach. Spokojnie rozejrzała się po pomieszczeniu i jak szybko zabiło jej serce, gdy go zobaczyła. Napotkał jej spojrzenie i kąciki jego ust drgnęły delikatnie ku górze. Musiała przyznać, że ból brzucha nie ustawał, a ona denerwowała się jeszcze bardziej. Przełknęła głośno ślinę i niepewnym krokiem ruszyła w jego kierunku. Nie odrywali od siebie wzroku. Gdy podeszła do jego stolika zapytała cicho i subtelnie:
- Mogę się dosiąść? - Jej oczy były tak duże i przejrzyste, że on nie potrafił wydusić z siebie słowa. Gdy tylko zadała mu pytanie wstał szybko i odsunął jej krzesło na przeciwko siebie.
- Jak najbardziej - odpowiedział przełykając gulę w gardle i przysnął ją, gdy usiadła. Po zdjęciu kurtki spojrzała na niego i posłała mu delikatny uśmiech.
- Nazywam się Hermiona Granger - podała mu delikatną dłoń, a on ją ujął i pocałował. Na jej policzkach zagościły okazałe rumieńce, co sprawiło, że on jeszcze bardziej poczuł się pewnie. W jego głowie kłębiło się wiele myśli, między innymi takich niedorzecznych jak to, że ona mu się przedstawia, a przecież on ją zna. Drugą ważną sprawą, która go znacznie zaciekawiła, było, że nie przedstawiła się, jako Weasley.
- Dracon Malfoy - odpowiedział. Jej reakcja bardzo go zdziwiła, ponieważ jej oczy powiększyły się do maksymalnych rozmiarów, a dłoń, którą przed chwilą trzymał, cofnęła się delikatnie do właścicielki. Spojrzała na niego niepewnie i wzięła głęboki oddech, nie bardzo wiedząc, co ma teraz zrobić.
- Znasz mnie prawda? - Zapytała po chwili, przygryzając wargę. Kochał, gdy to robiła...
- Tak - kiwnął głową.
- Wiesz o moim wypadku? - Kolejne pytanie.
- Tak... - odparł wzdychając, a ona nagle zaczęła wstawać. Złapał ja szybko za nadgarstki.
- Zaczekaj, proszę - wbiła w niego swój przestraszony wzrok, a jego stalowe oczy, sprawiły, że uległa.
- Nie wiem, co o mnie słyszałaś, ale pewnie nic dobrego, chciałbym z tobą o tym porozmawiać - powiedział szybko, dziewczyna długo zastanawiała się nad odpowiedzią, ale w ostateczności się zgodziła.
- Dobrze, dla mnie jest to strasznie niezręczna sytuacja, zwłaszcza, że nie wiedziałam, kim jesteś - tłumaczyła - nawet nie wiem od czego zacząć - pokręciła głową ze zmarszczonym czołem.
- Może od przeprosin... - powiedział - nie wiem, czy wiesz dokładnie, za co. Ale chciałbym cię przeprosić za wszystko.
- Harry mi opowiadał o tobie - przerwała mu.
- Domyślam się. Pewnie już wiesz, kim jestem.
- Jesteś Dracon Malfoy, arystokrata, syn śmierciożercy, tępiciel szlam, takich jak ja - wyrecytowała. Musiał przyznać, że uderzyły go te słowa. Wiedział, że Potter powiedział jej prawdę, nie wiedział ile, a nie chciał też wypytywać. Bynajmniej te określenia nie mówiły o nim za dobrze.
- Tak, można mnie było tak określić. Żałuję tego...
- Wiem - kolejny raz mu przerwała. Nie potrafił odczytać jej odczuć w danym momencie, świetnie je maskowała.
- Jak to wiesz?
- Wyjaśnijmy sobie jedno - spojrzała w jego oczy - Harry nie przedstawił mi ciebie, jako okrutnego drania, który nie ma serca i bawi się ludźmi, uważa się za wyższego, jest wypranym z uczuć wstrętnym dupkiem i miał więcej zaliczonych dziewczyn niż włosów na głowie, jak to określił Ronald - powiedziała. W pewnym momencie, miała wrażenie, że widzi rumieńce na jego policzkach, ale chyba jej się przewidziało. Jego oczy wyrażały natomiast zdziwienie i zdenerwowanie na raz.
- Wieprzlej...znaczy Weasley ci tak powiedział? - Zapytał przez zaciśnięte zęby, a ona pokiwała głową. Spojrzał w bok i przymknął powieki, aby się uspokoić.
- Cóż, nie znam cię, nie pamiętam cię ani trochę, bez urazy oczywiście. Harry mówił mi, że pomimo tego jak się zachowywałeś wobec nas, mnie, to nie jesteś złym człowiekiem i on uważa, że się zmieniłeś, że zostawiłeś wszystko złe w tyle - to wyznanie ścisnęło go za serce, ale odebrało też mowę - i jeżeli on tak mówi, to ja mu wierzę - wzięła głęboki oddech, oczekując jego reakcji. Zmarszczył brwi obserwując jej tęczówki.
- A co jeśli wcale taki nie jestem? - Pochylił się nad stolikiem, a jego mina wyrażała bardzo wiele złych emocji. Nie zraziło to dziewczyny, ponieważ w głębi duszy wiedziała, że to tylko maska.
- Próbujesz mi teraz pokazać osobę, którą byłeś kiedyś?
- Nie - zdziwił się.
- Tak. Cały czas udajesz kogoś innego, jest ci nieswojo w mojej obecności, ponieważ pomimo, że ja ciebie nie pamiętam, to ty mnie tak i czujesz, że masz zaciągnięty wobec mnie dług - jej spostrzegawczość i bystrość sprawiały, że coraz bardziej go intrygowała. Musiał przyznać, że kiedyś go to denerwowało, ponieważ zawsze była mądrzejsza od niego, ale teraz uważał, że to słodkie. Zaśmiał się cicho.
- Masz rację - zmrużył powieki - dlatego chciałem cię przeprosić.
- Nie udawaj kogoś, kim nie jesteś - odpowiedziała.
- Nie udaję.
- A jednak - uniosła brwi. Pokręcił głową śmiejąc się - jakby przedstawił się, jako hm... Arnold Doberneir to pewnie byś się we mnie zakochała, bo byś nie wiedziała, kim byłem i jestem? - Zaśmiał się, sprawiając, że znowu się zarumieniła. Nie chciała mu nic odpowiadać, ale jej zgryźliwość nie pozwoliła na to.
- Nie pochlebiaj sobie - odparła z wyższością.
- Ty pierwsza do mnie podeszłaś - zaśmiał się.
- Ty mnie prześladujesz...
- Albo ty mnie - ich kłótnia nie miała sensu, ale sprawiła, że atmosfera się rozluźniła.
- Co jak, co, ale że cięty masz język to się zgadzam - pokręciła głową.
- Jedną pozytywną uwagę słyszę! - Posłał jej uśmiech.
- Czyli ustalmy - powiedziała po chwili ciszy - nie ma, co wspominać i dręczyć się tym, co było kiedyś, ponieważ ja tego nie pamiętam, a to, co słyszę może być jednym wielkim kłamstwem, więc mogę w to wierzyć na pięćdziesiąt procent - stwierdziła, kolejny raz go szokując.
- Chcesz przez to powiedzieć, że...
- Przyjęłam twoje przeprosiny, na wpół wierząc za, co są.
- Jesteś zagadkowa, jeszcze bardziej niż kiedyś - odparł.
- No widzisz - wzruszyła ramionami.
- Podać coś państwu? - Nagle nad nimi pojawił się kelner. Dziewczyna podskoczyła, wprawiając w zakłopotanie pracownika i dając blondynowi powód do śmiechu.
- Ja poproszę latte - powiedziała zarumieniona.
- Ja dziękuję - wydusił blondyn machając ręką w geście sprzeciwu.
- Nie śmiej się! - Żachnęła brązowowłosa.
- Dobrze, już - spoważniał, ale po chwili obydwoje zaczęli się śmiać z siebie.
- Jesteś niemożliwy.
- Nie znasz mnie!
- Ty mnie też - sprostowała.
- Znam, poniekąd - oburzył się.
- Nie Draco - pokręciła głową - znasz tamtą Hermionę. Ja nie muszę być do niej podobna - wzruszyła ramionami, a na jego twarzy wstąpił uśmiech.
- Jestem Hermiona Granger - podała mu dłoń w znaczącym geście.
- Dracon Malfoy - kolejny raz ją ucałował.
- Miło mi cię poznać - szepnęła.
- Mi ciebie również - wymienili się spojrzeniami i już wiedzieli, że jest to początek czegoś nowego. Wieczór zleciał im na rozmowach o nowym mieszkaniu kobiety, o jej powrocie do pracy, o jego pracy, o jego ulubionych potrawach i jej. Hermiona bawiła się cudownie, a on oddał się chwili. Dopiero, gdy się pożegnali i każde poszło w inną stronę, doszło do niego, co przed chwilą się wydarzyło. Ta Hermiona Granger spędziła z nim właśnie wspaniały wieczór. Czuł, że to wszystko jest dla niego jakąś gwiazdką z nieba. Miał wrażenie, że na nią nie zasługuje, po tylu krzywdach, jakie jej wyrządził i ta jedna myśl, psuła mu wszystko. Szansę na nowe i lepsze życie u boku kobiety, którą chyba...pokochał.

 ~~~

- Co jest? - Zapytał zdziwiony Zabini, gdy otworzył drzwi swojego mieszkania, a w nich ujrzał pijanego Malfoya. Pomógł mu wejść do środka, a butelkę z Whisky odstawił na stolik w salonie. Usadowił go na kanapie w salonie i drapiąc się po głowie, poszedł wstawić wodę na kawę.
- Dobra stary, teraz mów, z jakiego powodu się tak urządziłeś? - Usiadł na fotelu, na przeciwko niego.
- Ja? Urządziłem? Przecież już byłeś u mnie w domu - czknął - nic się nie zmieniło! - Zawołał, a Blaise schował twarz w dłoniach.
- Durniu, dlaczego się napiłeś? - Zaśmiał się.
- Ja się nie napiłem! Degustowałem Ognistą - syknął, chcąc wyrazić w ten sposób jak bardzo mu smakowała, co spowodowało, że Zabini pękał ze śmiechu.
- Dobra, co się dzieje Smoku? Normalnie się tak nie upijasz.
- A jak myślisz, Diable? - Odpowiedział mu pytaniem na pytanie.
- Są trzy rzeczy, z powodu, których możesz pić. Pierwsza brak hajsu, który raczej masz - uniósł brwi - problemy z ojcem, którego nie masz - wyszczerzył zęby - i kobiety, ale to nie ty przez nie płaczesz, tylko one przez ciebie.
- BINGO! - Zawołał.
- Co? Kobiety? - Zdziwił się.
- TAK! - Wrzasnął.
- Ej, ale ciszej, mam sąsiadów - warknął.
- Oj, przepraszam - powiedział chowając twarz w dłoniach. Blaise wywrócił oczami.
- Dobra, co Astoria odwaliła?
- Jaka Astoria, kto to jest w ogóle - żachnął. Zabini wybałuszył na niego oczy.
- To widzę grubo jest...
- Hermiona mnie nie pamięta - stęknął kładąc się na kanapę.
- Hermiona?! Ta Hermiona Granger?! Co ty pieprzysz Smoku?
- Diabeł, co to za uczucie, jak widzisz laskę, na którą lecisz to ten organ zwany serce robi tak - przyłożył pięść do klatki piersiowej i zaczął na początku stukać powoli, a później jak opętany.
- I tak bum-bum-bum i co raz szybciej?!
- Hm, nie odczuwam takich rzeczy.
- To pogadaliśmy - stwierdził blondyn.
- Nie, ponieważ nigdy się nie zakochałem - zauważył trafnie brunet. Draco spojrzał na niego zdziwiony i westchnął głośno.
- To znaczy, że zabujałem się w Granger? Hańba dla mojej rodziny - załkał.
- Weź się w garść i nie pieprz głupot, durniu. Może i jest szlamą, ale wojna się skończyła, Draco. Jeżeli ona na ciebie leci i ty na nią to, co stoi na przeszkodzie? Chyba, że resztę życia chcesz spędzić z Astorią, która w najlepszym przypadku tylko cię oskubie, a nie zabije.
- Nie! - Krzyknął szybko - po prostu, ja nie umiem okazywać uczuć - powiedział zrozpaczony, ale jakby już lekko wytrzeźwiały.
- Umiesz, każdy umie, ale tylko do tej jedynej.
- Ja pierdole, to skomplikowane - żachnął i rzucił się ponownie w poduszki...
   
~~~

           Mijały dni, a ich spotkania odbywały się częściej. Draco zerwał zaręczyny z Astorią, co spowodowało eksplozje jego salonu, gdyż nie potrafiła utrzymać nerwów na wodzy. Po tym incydencie, od razu została wyrzucona przez niego na ulicę. Po rozmowie z Blaisem, zrozumiał, że nie chce więcej marnować swojego życia i jeżeli nigdy nie spróbuje być z ukochaną osobą, to nie doświadczy miłości, o której myślał, że nie istnieje. Przez ojca. To wszystko była jego wina, teraz wiedział, że faktycznie był wyprany z jakichkolwiek uczuć, ale dzięki niej, odzyskał je. Był przy niej sobą, co dawało mu ogromne poczucie szczęścia. Nie pomyślałby nigdy, że spotka go w życiu coś tak pięknego. Podziękował również Potterowi, za to, że w przeciwieństwie do Weasleya, widzi w nim kogoś dobrego. Nie sprawiło to, że zaczęli się przyjaźnić, ale żyli w dobrych stosunkach, głównie dla Hermiony, która potrzebowała ich oboje. 



10 Sierpnia 2000 rok.


            Był przepiękny dzień sierpnia. Draco zgodził się na przeprowadzkę do mieszkania dziewczyny, chociaż planował zupełnie inne życie, w zupełnie innym miejscu, ale ona musiała się najpierw na to zgodzić. Obiecał sobie, że nigdy nie zrobi nic wbrew jej naturze. Mieszkali razem od trzech miesięcy, czuł się szczęśliwy. Podobnie ona. Przechadzała się teraz po jednym z pięknych parków, gdzie była umówiona z blondynem. Miał dla niej jakąś niespodziankę, ale nie chciał powiedzieć, jaką.
- Witaj księżniczko - usłyszała tuż obok ucha i aż podskoczyła ze strachu. Odwróciła się z uśmiechem i zarzuciła mu dłonie na karku.
- Witaj książę - złożyła na jego ustach gorący pocałunek, a on przyciągnął ją do siebie, trzymając w żelaznym uścisku.
- Jesteś gotowa oddać się w moje ręce na trzy dni? - Zapytał patrząc jej głęboko w oczy.
- Jak to na trzy dni?
- Zabieram cię stąd na trzy dni - wyjaśnił.
- Ale ja mam pracę - powiedziała zadziornie.
- Masz urlop - zaśmiał się.
- Co ty kombinujesz? - Zmrużyła powieki i nie mogła powstrzymać się od uśmiechu.
- Zamknij oczy - poprosił. Spojrzała na niego niepewnie, ale wykonała jego prośbę. Poczuła nieprzyjemny ucisk w okolicach pępka i po chwili stała na zatłoczonym lotnisku, a obok niej była jej torba bagażowa i podobnych rozmiarów torba Dracona.
- Lotnisko? Ale dokąd? - Pytała zszokowana, a on śmiejąc się ciągnął ją w stronę sali odpraw. Gdy przeszli przez wszystkie stanowiska, po kilkunastu minutach siedzieli już w samolocie.
- Draco, dowiem się, dokąd lecimy? - Zapytała kolejny raz, gdy wystartowali.
- Myślę, że nie - odparł po chwili zastanowienia, a ona zrobiła naburmuszoną minę i spojrzała w okno, oglądając widoki. Widząc to, oparł brodę na jej ramieniu i pocałował w szyję.
- Nie możesz się na mnie złościć, niespodzianka to niespodzianka - powiedział cichutko. Odwróciła się w jego stronę i z westchnieniem odparła:
- Dobrze - pocałował ją wesoły w usta. Po wylądowaniu, Hermiona dostała nakaz zamknięcia oczu i nie otwierania ich dopóki jej nie powie. Blondyn zaczarował bagaże i wysłał do hotelu, a razem z nią teleportował się w miejsce, o którym w życiu by nie pomyślała. Albo by je sobie wymarzyła...
- Otwórz oczy - powiedział. Wzięła głęboki oddech i jej oczom ukazał się przepiękny widok na Paryż z wieży Eiffla. Przyłożyła dłonie do ust, gdy zobaczyła również stolik z czerwonymi różami i dwoma nakryciami. Łzy podeszły jej do oczu, a moment kulminacyjny, sprawił, że wydała z siebie okrzyk zdumienia, a policzki zrobiły się mokre, od wodospadu słonych kropel szczęścia. Draco ubrany w czarny garnitur klękał przed nią trzymając czerwone pudełeczko, które nagle się otworzyło ukazując pierścionek zaręczynowy z białego złota i diamentowym oczkiem.
- Hermiono jesteś miłością mojego życia, sprawiłaś, że poczułem się szczęśliwym człowiekiem i uwierz, że nie potrafię bez ciebie żyć. Czy zostaniesz moją żoną? - Powiedział bardzo poważnie, a jej chciało się śmiać. Śmiać z radości, posłała mu szeroki uśmiech i pokiwała głową, nie mogąc wydusić z siebie żadnego słowa.
- Tak - wybełkotała a on wstał i delikatnie nałożył jej na serdeczny palec pierścionek. Obejrzała go na swojej dłoni i wyglądał na prawdę pięknie.
- Kocham Cię - pocałował ją delikatnie.
- Ja ciebie też - oddała pocałunek. Gdy skończyli przytulił ją od tyłu i razem spoglądali na Paryż wieczorem.
- To wszystko jest takie...przepraszam, ale kiczowate - zaśmiała się - zawsze o tym rozmawiałam z koleżankami i śmiałyśmy się z tego. Ale teraz wiem, że w głębi duszy właśnie tego pragnęłam. Paryża, wieży Eiffla i ciebie. To jest kiczowate, ale tak strasznie romantyczne, że aż płaczę - powiedziała, a on jedynie zaczął się śmiać.



1 czerwca 2001 rok.


- Ja Dracon Lucjusz Malfoy biorę ciebie Hermiono za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci - jego głos drżał, a serce biło jak oszalałe. Nie mógł oderwać od niej wzroku, wyglądała przepięknie, nie mógł uwierzyć, że to wszystko dzieje się na prawdę.
- Ja Hermiona Jane Granger biorę ciebie Draconie za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci - gdy skończyła posłała mu szczęśliwy uśmiech, który odwzajemnił.
...
- Hermiono przyjmij tę obrączkę na znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego - delikatnie wsunął złotą obrączkę na jej zgrabny palec serdeczny.
- Draconie przyjmij tę obrączkę na znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego - jej drżące dłonie delikatnie dotknęły jego i ten znak sprawił, że na zawsze zostali ze sobą. Gdy ksiądz zakończył pocałowali się namiętnie i wybiegli z kościoła ciesząc się wspólnym życiem. Ku zdziwieniu wszystkich, było bardzo dużo gości, niektórzy dziwili się ich wyboru, ale nie kwestionowali go, tylko tego wieczoru bawili się razem z nimi. Wszystkie dziewczęta zazdrościły sukni Hermiony, która prezentowała się niebiańsko. Draco również wyglądał niczego sobie w czarnym garniturze z białą różą przy piersi. Obydwoje tworzyli tak różną i tak pasującą do siebie parę.



10 sierpnia 2001 rok.


            Draco wszedł do ich nowego domu, do którego przeprowadzili się po ślubie. Hermiona obiecała mu, że zamienią mieszkanie na domek jednorodzinny, ale w głębi duszy bała się tego. Pamiętała jak jej opowiadał o wielkości ich posiadłości. Malfoy Manor, w którym była nieraz sprawiał, że przerażała ją, a przestrzeń dawała poczucie niepewności. Na szczęście Draco zdążył ją poznać na wylot i ich dom był na prawdę zamożny i duży w swojej strukturze, ale wnętrze było przytulne i Hermiona czuła się tam jak w domu, ponieważ dał jej wolną ręką w zaprojektowaniu go.
            Położył klucze na blacie w przedpokoju, zdjął buty i dosyć zmęczony po pracy wszedł do salonu połączonego z kuchnią, a na stole obiadowym leżało ogromne pudło. Zaciekawiło go to, dlatego podszedł do niego i obejrzał z każdej strony. Na samej górze leżał malutki bilecik z napisem 'Draco Malfoy' i nic więcej. Wzruszył ramionami rozglądając się dookoła, czy nigdzie nie ma jego żony, która zazwyczaj była już w domu. Zdjął pudło na ziemię i zaczął rozpakowywać z ozdobnego pudrowo różowego papieru. Gdy otworzył karton, znalazł w nim kolejne pudło tak samo opakowane. W ten sposób wyjął cztery takie a w ostatnim, wielkości kartonu po butach a wysokości takich trzech, znalazł coś, co sprawiło, że łzy podeszły mu do oczu i musiał usiąść. Powoli wyjął biały tiul, a wraz z nim małą paczuszkę, w której znajdowały się malutkie buciki dla bobasków, skarpetki z napisem 'I love dad' i body z napisem i 'love dad', czapeczka i różowa pieluszka. Po chwili poczuł dłonie na swoich oczach i bez zbędnych ceregieli odłożył prezent i odwrócił się z prędkością światła chwytając Hermionę w ramiona i kręcąc wokół własnej osi.
- Nie wierzę - powiedział, kiedy ją puścił, ale dalej trzymał w objęciach.
- To uwierz, będziemy mieli córeczkę - na te słowa, uśmiechnął się szczerze i pocałował ją w usta, a następnie w brzuszek.



12 stycznia 2002 rok.


- Ma pan bardzo śliczną córkę, proszę - pielęgniarka podała Draconowi malutką istotę zawiniętą w beciki.
- O mój boże, jaka piękna - powiedział i podszedł z nią do wykończonej Hermiony.
- Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Mam przy sobie dwie najważniejsze kobiety i nic, ani nikt tego nie zmieni.
- Kocham Cię Draco i naszą córeczkę - szepnęła trzymając go mocno za dłoń.
- Ja Ciebie też Hermiono - powiedział i pocałował ją w czoło. Pielęgniarka wzięła od niego dziecko i prosiła, aby wyszedł i za kilka godzin przyjechał, wtedy będzie mógł zobaczyć się z żoną i córką. Wsiadł w samochód i popędził do domu, aby przywieść jej rzeczy oraz ubranka malutkiej. Spakował dokładnie torbę, kilkanaście razy sprawdzając, czy ma wszystko. Gdy był gotowy zamknął drzwi od domu i opatulony w ciepłą kurtkę ponownie wsiadł do samochodu i pędził w stronę świętego Munga. Spokojnie zaparkował i wjechał windą na górę. Wszedł do sali ogólnej i wzrokiem poszukiwał swojej żony, ale nigdzie jej nie widział. Zmarszczył brwi i wszedł do kolejnej sali. Tam również jej nie było. Zdziwiony ruszył w stronę pokoju magomedyków.
- Przepraszam, poszukuję swojej żony. Hermiona Malfoy...
- Panie Malfoy, pańska żona jest reanimowana, doszło do zatrzymania akcji serca, jest teraz na ICU.... - te słowa sprawiły, że jego świat zewnętrzny się zawalił. Upuścił torbę i zaczął ile sił w nogach biec na OIOM. Nie przepraszał potrąconych ludzi, nie miało to dla niego znaczenia, biegł. Schody, zakręty i wreszcie zobaczył ją, za szybą. Trzech lekarzy ją reanimowało, ale dalej nic. Łzy zaczęły spływać po jego policzkach, zaczął krzyczeć, żeby się pospieszyli, żeby coś zrobili. Nikt go nie słyszał, nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Jego serce było przepełnione strachem, strachem o najważniejszą osobę w jego życiu. Stał tam ponad czterdzieści minut, kiedy lekarze nagle zaprzestali reanimację. Był blady, jego łzy zamoczyły mu całą koszulę, blond włosy były potargane. Ujrzał jak odłączają jakieś kable, a jego gardło ścisnęła mocna i ciężka dłoń żalu. Walnął mocno pięścią w szybę nie mógł uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Odeszli od niej, wychodząc z pomieszczenia. Spojrzał na magointernistkę, która ze smutną miną pokręciła głową. Widział wszystko w zwolnionym tempie i jakby przez mgłę, mgłę łez. Wszedł do pokoju i podszedł do jej łóżka. Złapał za zimną dłoń i zaczął płakać jeszcze bardziej, na cały głos. Położył głowę na jej klatce piersiowej nasłuchując bicia serca, ale wypełniła go pustka. Dotarło do niego, że jej już nie ma. Spojrzał na jej bladą twarz, brązowe loki były porozrzucane na poduszce. Już nie miał siły płakać, był za bardzo zmęczony. Wyprany z emocji...



1 czerwca 2007 rok.


- Tatusiu? A dlaczego mamusi już nie ma? - Zapytała go pewnego razu malutka Amelia. Była odzwierciedleniem Hermiony, chociaż kolor włosów odziedziczyła po nim. Taki sam nos i oczy jak jej mama i loczki, które sprawiały, że za każdym razem mu ją przypominała. Kochał ją całym sercem, a po śmierci żony, przysiągł sobie, że miłość do niej, przeleje na córkę. Nie znalazł sobie nikogo i nie zamierzał szukać. Miał ją i mu to starczyło. Wiedział, że nadejdzie moment, że mała Amelia pójdzie na swoje, ale to nie zmieniało jego decyzji. Wiedział, że Hermiona pragnęłaby by był szczęśliwy, ale nikt jej nie zastąpi, a nie chce żyć w kłamstwie jak kiedyś. Podeszli razem do jej pomnika, który był wykonany z czarnego marmuru, a nad tablicą, na której było napisane

'Hermiona Jane Granger
ur. 19 września 1979 r.    zm. 12 stycznia 2002 r.
kochana matka, żona i przyjaciółka
na zawsze w naszych sercach '


Znajdował się ogromny biały anioł. Draco westchnął głośno biorąc Amelię na rączki i pomógł jej postawić piękny szklany znicz na środku pomniku, uprzednio przystrajając go kwiatami. Zapalił świecę zapalniczką i przykrył przykrywką, odmawiając modlitwę.
- Mamusia jest z nami, kochanie - powiedział do niej, gdy siedziała mu na jednym kolanie, jak klęczał i trzymała rączkami za szyję - ale tutaj - wskazał jej na klatkę piersiową - w serduszku.
- Kocha nas?
- Najbardziej na świecie, kiedyś się z nią spotkamy - uśmiechnął się do niej, całując ją w czoło.
- Tatusiu?
- Tak Mel? - Tak zdrabniał jej imię.
- A czy mamusia mnie kocha? Przecież mnie nie znała - spytała smutno spoglądając na nóżki.
- Mamusia bardzo dobrze cię zna, cały czas patrzy na nas tam z góry - wskazał na niebo - wie, co robimy, gdzie idziemy, wie nawet, że tutaj jesteśmy i o niej mówimy - posłał jej prawdziwie ojcowski uśmiech - Kocha cię całym serduszkiem, żebyś Ty mogła żyć ze mną, to ona dla nas oboje poszła tam do góry - wytłumaczył.
- A nie mogła zostać? - Spytała.
- Myślę, że bardzo chciała, ale tak było jej pisane.
- A nie jest ci smutno, że jej nie ma?
- Jest myszko, ale mam ciebie i to sprawia, że jestem szczęśliwy - wstał trzymając ją jedną ręką, a drugą poprawił spódniczkę.
- Też cię kocham tatusiu! - Pisnęła i pocałowała go w policzek...
- Ja ciebie też moja gwiazdko - powiedział i postawił ją na ziemi, chwytając za rączkę. Razem wyszli z cmentarza, kierując się na spacer...

30 komentarzy:

  1. Pierwsza!
    Jejku...Genialne. cudowne świetne, wzruszające.... mogłabym tak wymieniać bez konca!
    Jak dalej bedziesz tak cudownie pisac to ja wychodze.
    Bardzo wzruszająca końcówka!
    Pozdrawiam i oby wiecej takich tekstów jak ten!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie spodziewałam się tego...
    Nie mniej jednak, no piękne, wzruszające, po prostu idealne... I sama nie wiem, czy to zakończenie jest smutne, czy szczęśliwe...
    Lumossy
    im-possible-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Płaczę, mam łzy w oczach...boże...jakie to było cudowne ! Nie, no normalnie...brakuje mi słów...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję, to na prawdę dużo dla mnie znaczy! :)

      Usuń
  4. Piękne. Ale jest mi cholernie smutno. Ni i nie mogę przestać ryczeć.

    Paula

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo przemyślana miniaturka i świetnie napisana ;) Gratuluję
    Leli

    OdpowiedzUsuń
  6. Bożenko, waśnie w radiu leciała piosenka ' Znam Cię na pamięć ' , gdy to czytałam ♥ Efekt mega, mega, mega ♥ Ryczę, nadal ryczę i nie mogę przestać. Matko boska, nie mogę się ogarnąć. A mój brat się ze mnie śmieje, no ;c bezuczuciowy palant. XD
    Miniaturka cudaśna. Tylko brakuja mi fragmentu, kiedy to oni zaczynają się ze sobą spotykać, typu pierwszy dotyk dłoni, pierwszy pocałunek, chyba, że ja to przegapiłam O.o ?
    Lekko mi się ją czytało, bardzo lekko. Nie wiem co mam jeszcze pisać. Aa, wiem! Draco to taki cudowny tatuś *.* Oh i ah, uwielbiam <3
    Bosze, no nie wiem, jest zajebista i tyle i jeszcze raz dziękuję Ci za dedykację i za tak piękne słowa!
    Naprawdę!

    Pozdrawiam,
    Lacarnum Inflamare.


    A tak z czystej ciekawości, mogę wiedzieć ile masz lat Zou?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję kochana za te ciepłe słowa, na prawdę :*

      skończone 17 :)

      Usuń
  7. Ja płaczę.... ;)
    Przepięknie! :)

    Pozdrawiam Lily M. ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Ale z Ciebie okropna kobieta ;p
    Przez Ciebie wyżymam jak głupia aż mi chusteczek brakuje.
    Piękna miniaturka.
    Nauczyła go kochać żeby móc odejść.
    To była jej misja.

    OdpowiedzUsuń
  9. Popłakałam się ! naprawdę !
    A ja myślałam, że oni będą szczęśliwi.. A tu co ? Hermiona umarła :(
    Życzę weny i pozdrawiam, Dramione True love :)

    OdpowiedzUsuń
  10. piękne, ale...po raz pierwszy w życiu żal mi Rona. Mógł ją zdradzić, czy coś.....
    Ale i tak, śliczne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. właśnie to chciałam uzyskać, sprawić żeby ktoś spojrzał na postać zakochanego Ronalda, jak na dobrego człowieka, a nie złego :)

      Usuń
  11. Fajna miniatura, troszkę szkoda mi rodzinki rudzielców, Hermiona wiele im zawdzięczała a po wypadku ograniczyła z nimi kontakty. Zaskoczyłaś mnie zakończeniem, to tak jakby Hermiona miała przeżyć wypadek tylko po to by nauczyć Draco kochać i urodzić córeczkę a dopiero później umrzeć. Dobre zakończenie choć wolę happy end

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że rozumiesz moje przesłanie, o to chodziło :)
      chciałam spróbować innego zakończenia, są gusta i guściki, ale bardzo dziękuję za szczerą opinię :*

      Usuń
  12. O jejku wspaniała miniaturka :) Ale szkoda że się tak smutno skończyła :( Mam nadzieję że szybko wstawisz nową , tym razem z happy endem ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Smutne zakończenie, nareszcie! Bo wszędzie są same wesołe, a ja wolę smutne.
    Świetna miniaturka.
    Genialna.
    Ściskam, em.

    OdpowiedzUsuń
  14. Piękna tylko smutna szkoda że uśmierciłaś Hermionę ale widocznie tak musiało być. Karola

    OdpowiedzUsuń
  15. Wspaniała :)
    Świetnie zaplanowana i przemyślana. I to zakończenie... Smutne :'( Ale mimo to piękne. Dość mam juz tych typowych happy-endow.
    Wzruszyło i dało do myślenia. Aż się prosi o więcej ;) <3
    Pzdr,
    ~Adrienne

    OdpowiedzUsuń
  16. *.* Twoja końcówka jest urocza, słodka, kochana i taka ahhh! <3
    I.
    Hermiona-hogwart.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  17. Przepiękna miniaturka! Nie wiem co mam jeszcze napisać, bo jestem naprawdę pod ogromnym wrażeniem. Cudowna, genialna, przepiękna..
    Koniec doprowadził mnie do łez i zamiast się uspokoić to siedzę i czytam po raz kolejny całą miniaturkę < głupia jestem> a to wcale nie pomaga xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję, to na prawdę dla mnie budujące ;*

      Usuń
  18. Niesamowita miniaturka
    Popłakałam się

    OdpowiedzUsuń