czwartek, 7 listopada 2013

21.


   
"Miłość jest potężna jak śmierć.
 Domaganie się wyłącznego oddania, jest nieubłagane jak Szeol. Jej żar to żar ognia, płomień Jah"







Polecam tą piosenkę, miło się przy niej czyta.
~~~~~~~~ 



       Niczym dwa pojazdy kartingowe wbiegli do Skrzydła Szpitalnego. Draco sokolim wzrokiem od razu wypatrzył łóżko, na którym leżał Blaise. Szybko do niego podbiegł i kątem oka zauważył Ginny, która siedziała jakby ktoś ją właśnie oblał zimną wodą. Była zupełnie nieobecna, jej oczy spoglądały gdzieś bardzo daleko. Zabini za to był bardzo zimny i w ogóle się nie ruszał. Malfoyowi przeleciały przez głowę najgorsze myśli, a w sercu poczuł ogromnie ukłucie. Gdy Hermiona znalazła się obok niego, spojrzał głęboko w jej tęczówki, a ona odczytała to, co chciał jej powiedzieć, ale nie mógł wydusić słowa. Pokręciła szybko głową i z rozpaczą w głosie szepnęła:
- Nie... Nie, proszę... - Zaczęła szybko oddychać, a w tym samym czasie z gabinetu pani Pomfrey, wyszła McGonagall i jakaś wysoka bardzo piękna kobieta. Hermiona od razu uświadomiła sobie, że to matka Blaisa.
- Co z nim jest?! - Zawołał zdenerwowany blondyn. Kobiety spojrzały po sobie, matka jego przyjaciela podeszła do niego i położyła mu rękę na ramieniu, a profesor McGonagall z wielkim westchnieniem zaczęła mówić:
- To jest bardzo skomplikowane.
- Ale... - Hermiona chciała jej przerwać, ale gdy ujrzała jej wzrok, od razu zamilkła.
- Pan Zabini, jakieś dziesięć minut temu był na skraju śmierci - powiedziała drżącym głosem - nie wiemy, jakim cudem, jak to się stało, ale panna Weasley, przekazała mu część swojej duszy...
- Co?! - Wrzasnął Draco patrząc to na rudowłosą, to na dyrektorkę. Ani jemu, ani Granger nie mieściło się to w głowie. Nigdy nie słyszeli o czymś takim, jak oddawanie komuś swojej duszy.
- Spokojnie Draco, jest to prastara magia, ujawnia się jedynie przy... - tutaj zrobiła pauzę, a widząc to Pomfrey dokończyła za nią:
- Ujawnia się przy przeogromnej miłości, do drugiej osoby. Można albo oddać za nią życie...
- Jak matka Harrego - mruknęła Hermiona, a starsze kobiety pokiwały głowami.
- Albo oddać mu część swojej duszy. Nigdy nie spotkałam się z takim przypadkiem, zawsze myślano, że są to jedynie prastare legendy, ale teraz mamy ewidentnie do czynienia z łączeniem się - powiedziała delikatnie wskazując na Ginny, która siedziała nieobecna i Zabiniego, który w ogóle się nie ruszał.
- Kiedy to się skończy? - Zapytał Malfoy.
- Nie mamy pojęcia, musimy czekać - powiedziała cicho Minewra. Odwrócił się w stronę najlepszego przyjaciela i uklęknął przy nim, chowając twarz w dłonie. Obok niego stanęła matka Zabiniego Claudia, która wraz z nim siedziała w milczeniu. Hermiona nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Była przerażona, jej najlepsza przyjaciółka właśnie oddaje komuś część duszy. Gdyby Ron się dowiedział...NIE! On nie może się dowiedzieć! Pomyślała gorączkowo. Przetarła dłonią twarz i bezszelestnie wyszła ze Skrzydła Szpitalnego. Nie mogła tam stać i patrzeć, jak cały rytuał się odgrywa, nie rozumiała swojego zachowania. Chciała znaleźć się daleko od tego miejsca, ale jedynym punktem, gdzie właśnie teraz mogła się udać, były Eliksiry. Z niechęcią poczłapała do swojego dormitorium, aby wziąć prysznic i spakować potrzebne rzeczy. W głowie cały czas przesuwał się jej obraz ze szkolnego szpitala i w uszach słyszała dudniące słowa Pomfrey i McGonagall, to dla niej było za dużo. Chciała również przeczytać o tym dziwacznym sposobie ratowania czyjegoś życia, nie chciało się jej aż wierzyć, że takie coś istnieje. Gdy orzeźwiona i przyszykowana opuściła dormitorium pierwsze, co ujrzała to zdenerwowana twarz Emily. Westchnęła głośno i przewróciła oczami, nie zwracając na nią uwagi, kierowała się do drzwi.
- Zaczekaj! - Pisnęła za nią. Hermiona nie reagowała, szła dalej, dopóki Krukonka nie pociągnęła za rękaw jej szaty. Granger zmarszczyła brwi i niechętnie odwróciła wzrok.
- Co? - Zapytała nieuprzejmie.
- Co się działo z Draconem?! Ani ciebie, ani jego nie było na noc! Chcesz mi go odebrać, gdzie on teraz jest?! - Zalewała ją pytaniami. Hermiona jedynie pokręciła na to wszystko głową z politowaniem i odwróciła się na pięcie wychodząc z Pokoju Wspólnego. Ta dziewczyna nic nie rozumiała, myślała tylko o sobie i o tym, czy ma równo pomalowane paznokcie, a to nie świadczyło za dobrze o jej umyśle. Nie zaprzątając sobie tym głowy, weszła do klasy Eliksirów i zajęła miejsce pod oknem. Po wyjęciu potrzebnych rzeczy zauważyła, że dosiada się do niej Joe. Posłała mu uśmiech.
- Cześć - zaczęła.
- Hej Miona, co u ciebie? - Zapytał spokojnie.
- Bardzo dużo się dzieje, nawet nie wiem, czym sobie zaprzątać głowę, co jest, od czego ważniejsze - westchnęła, przewracając strony w podręczniku. Chłopak zmarszczył brwi i westchnął głęboko.
- A co u ciebie? - Spojrzała w jego kierunku. Przez sekundę wydawało jej się, że chce jej coś powiedzieć.
- Jakoś leci, też się trochę dzieje - odparł wymijająco. Gdy usłyszał jak dużo Hermiona ma na głowie, to nie chciał jej dokładać problemów. Wiedział, że nie może tak postępować, ale czuł się winny całej sytuacji, a nie wybaczyłby sobie, gdyby zaniedbała sobie swoje sprawy, przez jego problemy.
- Chcesz mi coś powiedzieć? - Zapytała sprytnie. Spojrzał w jej głębokie brązowe tęczówki i wiedział, że to był błąd. Jego prawie takie same oczy zdradzały wszystko.
- Nie...
- Przecież widzę - przerwała mu szybko, oczekując odpowiedzi. Chłopak westchnął i widząc wchodzącego nauczyciela do sali, podziękował Salazarowi, za takie zbawienie.
- Porozmawiajmy wieczorem, dobrze? - Zaproponował. Pokiwała podejrzanie głową, ale wróciła do swoich myśli, co jakiś czas notując coś do zeszytu.

~~~

- Długo to jeszcze będzie trwało?! - Zawołał poirytowany Draco. Chodził w tą i z powrotem przy łóżku najlepszego przyjaciela i co jakiś czas, pani Zabini próbowała go uspokoić, pomimo swoich również zszarganych nerwów.
- Draco, dobrze wiesz, że musimy czekać...
- Co to jest za cholerstwo?! - Pisnął - Salazarze, to wszystko moja wina - jęknął siadając obok niej na krześle i przeczesując platynową czuprynę. Kobieta zmarszczyła brwi w jego kierunku i z ostrym spojrzeniem zadała pytanie:
- Jak przez ciebie? - Gdy ujrzał jej wzrok, zrobiło mu się momentalnie niedobrze. Zdawał sobie sprawę, że powinien zostać ukarany za swoje czyny i za pewne, gdyby jego ojciec jeszcze żył, to by się to stało. Odkąd zaczął widywać się z Emily to jakby ktoś mu klapki na oczy założył. Nie interesowało go nic, oprócz zdobycia jej względów, albo może i na odwrót. Pamiętał ilekroć Blaise do niego przychodził, że chce porozmawiać, a on go zbywał głupimi wymówkami. Nie zdawał sobie sprawy z powagi całej tej sytuacji, myślał, że jak zwykle chce mu zająć głowę swoimi głupstwami... Ale jednak, dla niego to nie były głupstwa. Teraz Malfoy czuł się jak ostatni dupek na świecie, miał ogromną ochotę położyć się na tym łóżku za niego. Gdy już chciał zacząć mówić, usłyszeli głośny świst wciąganego powietrza i kaszel. Obydwoje spojrzeli w stronę odbywającego się głosu i o mało, co nie zemdleli. Ginny z purpurowym odcieniem na twarzy, nie mogła opanować oddechu, a Zabini miał szeroko otwarte oczy. Momentalnie znaleźli się przy nich, a ze swojego zaplecza przybiegła do nich Pomfrey.
- Proszę się odsunąć! - Zawołała głośno odpychając matkę i najlepszego przyjaciela poszkodowanego. Od razu podała rudowłosej eliksir o szarobłękitnej zawartości, a Blaisowi, jakiś żółty. Arystokrata pomógł starszej pielęgniarce przenieść Weasley na sąsiednie łóżko, a zaraz po tym podbiegł do kumpla.
- Blaise, synku - mówiła przerażonym głosem pani Zabini. Chłopak mrugał oczami, co chwile i marszczył brwi. Po kilku minutach rozejrzał się po całym pomieszczeniu, a jego oddech był jeszcze bardziej przyspieszony. Popy biegała na zmianę przy jego i jej łóżku, opatrując rany, podając odpowiednie środki. Zabini był ewidentnie zszokowany i zdezorientowany.
- Gdzie jestem? - Wychrypiał po chwili, na co nastała głucha cisza. Momentalnie w oczach Claudii stanęły łzy, ścisnęła delikatnie jego dłoń i odpowiedziała ledwie słyszalnie:
- W Hogwarcie, w Skrzydle Szpitalnym - chłopak spojrzał na nią niepewnie, ale po chwili zasyczał z bólu i złapał się za tył głowy. Pani Pomfrey od razu podbiegła i zabrała jego rękę.
- Nie wolno tego dotykać, kochanieńki, to świeża rana - ostrzegła srogo. Spojrzał na nią spode łba. Draconowi ulżyło, był pewien na dziewięćdziesiąt dziewięć procent, że jego przyjaciel nie stracił pamięci. Oparł się o barierkę łóżka i pokręcił z politowaniem głową.
- Oj brachu...
- Ej, powiedzcie mi - zrobił pauzę - co się właściwie stało? - Uniósł brew. Claudia spojrzała na Malfoya, który zaś zrobił zdziwioną minę.
- Nic nie pamiętasz?
- Ostatnią rzecz, jaką kojarzę, to... było mi zimno, siedziałem chyba na dworze... - zaczął powoli. Przymknął delikatnie powieki, a gdy je ponownie otworzył, jego wzrok padł na rudowłosej nieprzytomnej dziewczynie. Jakby ktoś pstryknął palcem, wszystkie wspomnienia do niego wróciły. Ulewa, whisky, kłótnia, samotność, żal, złość, jej rude włosy i przerażoną minę, gdy do niego biegła. Momentalnie chciał się podnieść i podbiec do niej, ale poczuł ogromny ból głowy i ponownie opadł na poduszki.
- Nie wolno ci wstawać! - Zawołała od razu matka.
- Co jest z Ginny?! - Starał się krzyknąć, ale wyszło to jakby ktoś pisnął gumową kaczką.
- Uspokój się, musisz odpocząć, wtedy...
- Powiedzcie mi, co się stało Ginny! - Warknął nieco głośniej, a blondyn westchnął poirytowany zachowaniem kumpla. W gruncie rzeczy, on na jego miejscu zachował by się tak samo. Miał prawo wiedzieć, co dla niego zrobiła. Niezręczną ciszę przerwała Popy, która podeszła i bez żadnych skrupułów opowiedziała mu, co zaszło zaledwie dwie godziny temu. Jego mina, którą przybrał pod koniec opowieści, nadawała by się do zdjęcia w ramce. W pierwszej chwili Malfoyowi chciało się śmiać, ale w porę się opanował, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji.
- Ale.. jak to? - Zapytał już spokojniejszy.
- Tak to. Widzisz, twoja kochasia uratowała ci życie, bałwanie - odparł zupełnie naturalnie blondyn.
- Gdybym mógł, to właśnie dostał byś szybkiego prawego - ogryzł się złośliwie.
- Ty się tam nadajesz - arystokrata zaczął się śmiać i machnął ręką.
- Jak wstanę...
- No już! Widzę, że pan Zabini wraca do zdrowia! - Zawołała Pomfrey z drugiego końca sali - a teraz proszę bardzo o odpoczynek! Gości zapraszam jutro, bo w takim tempie, to ty mój kochaniutki nigdy nie wyzdrowiejesz! - Skarciła i poczekała aż blondyn i Claudia opuszczą Skrzydło. Skierowali się razem do głównego holu.
- Przejdę się jeszcze do Minewry, Draco.
- Dobrze, proszę pani.
- Dziękuję, że byłeś tam ze mną - położyła mu dłoń na ramieniu. Uśmiechnął się szalmancko i przyłożył swoją dłoń.
- Na prawdę nie ma za, co. Blaise to mój najlepszy przyjaciel, a czuję się winny w tej sprawie - westchnął.
- Wiesz, Draco... Nie chcę wnikać w wasze sprawy - posłała mu delikatny uśmiech - ale widzę, że się zmieniłeś. Na lepsze - dodała od razu, widząc jego niepewną minę. Mimowolnie, na jego twarz wpłynęło zdziwienie.
- Dlaczego pani tak sądzi? - Zapytał kulturalnie.
- Pamiętam jaki byłeś, kiedy żył jeszcze twój ojciec, kiedy były czasy Voldemorta - powiedziała cicho - teraz jesteś zupełnie inny, kiedy byłeś tam ze mną, zdążyłam wiele zauważyć, a uwierz mi, że jestem spostrzegawcza. Może sam jeszcze tego nie zauważyłeś, ale wreszcie otworzyłeś się do ludzi, posiadasz emocje, potrafisz je okazywać - uśmiechnęła się promiennie - chyba to sprawka twojej dziewczyny, co? - Zachichotała. W tym momencie, Dracona uderzyło to jak grom z jasnego nieba. Tak jak przystało, uśmiechnął się w podziękowaniu, ale jego umysł właśnie uświadomił sobie bardzo ważną rzecz.
- Dziękuję pani bardzo - skłonił się delikatnie.
- Nie przesadzaj Draconie, jesteś dla Blaisa jak brat, a dla mnie prawie jak syn - poklepała go jeszcze raz po ramieniu.
- Miej na niego oko jak wyjadę, proszę.
- Obiecuję - pokiwał głową. Gdy ucichł stukot jej obcasów, chłopak skierował się do Pokoju Wspólnego. Jego myśli były teraz zupełnie gdzie indziej, ta krótka rozmowa z panią Zabini, dała  mu do myślenia. Wreszcie dotarło do niego wiele istotnych spraw, które jak najszybciej musiał załatwić.

~~~

- O Hermiona! Widziałaś gdzieś może Ginny? - Usłyszała brązowowłosa Gryfonka, tuż za plecami. Zrobiła kwaśną minę i odwróciła się w stronę zdyszanego Ronalda. Przygryzła delikatnie wargę, musiała szybko podjąć decyzję, czy skłamać, a kłamstwo prędzej czy później wyjdzie na jaw, czy powiedzieć mu, ale przecież zrobi z tego aferę na cały zamek.
- Halooo?! Jesteś? - Pomachał jej przed oczami, na co ona zamrugała kilkakrotnie.
- Tak, tak. Wiesz Ronald....
- Dobra słuchaj, nie mam czasu spieszę się na trening, może ona już tam jest! Dzięki! - Pomachał na odchodne, a Hermiona odetchnęła z wielką ulgą. Wzniosła twarz ku niebu i skierowała swoje kroki do Wielkiej Sali na kolację. Zaraz po lekcjach była w Skrzydle, zobaczyć jak to się wszystko skończyło, na całe szczęście dobrze. Pomimo, że Ginny się już obudziła, to dalej jest bardzo osłabiona. Chociaż jak widziała jak patrzy na Blaisa, a ona na nią, to wiedziała, że nie musi się o nic martwić, ponieważ ta dwójka zajmie się sobą nawzajem. Tak jak wcześniej zamierzała, weszła do biblioteki, wypożyczając książkę o technikach ratowania cudzego życia. Nie dawało jej to spokoju, była bardzo ciekawa, jak to się dzieje, jak to wszystko się odbywa i czy każdy może coś takiego zrobić. Podczas kolacji, miała kompletny mętlik w głowie. Jej posiłek składał się z chleba posmarowanego masłem orzechowym, a zamyślona była już skłonna położyć na to plaster sera. Opamiętała się dopiero wtedy, gdy usłyszała cichy śmiech obok siebie. Pokręciła delikatnie głową wracając na ziemię, a jej oczom ukazał się Krum. Na jego widok od razu się zarumieniła, a ser odłożyła na kraniec talerza.
- Widzę, że myślami to daleko jesteś od nas - zaśmiał się. Dziewczyna posłała mu zakłopotany uśmiech.
- Trochę - mruknęła i popiła herbatę.
- Jak tam u ciebie, Hermiona? - Zaakcentował 'r', co bardzo ją denerwowało. Wzruszyła delikatnie ramionami.
- Jakoś leci, wiesz - pokiwała głową na boki - byle do przodu. Sporo nauki...
- A jak sprawy sercowe? - Wypalił prosto z mostu. Dziewczyna zakrztusiła się kanapką, którą musiała szybko popić, a Wiktor, jak to opiekuńczy mężczyzna, zaczął ją klepać po plecach, co sprawiło, że jeszcze bardziej robiła się czerwona.
- Już? - Zapytał, a ona pokiwała szybko głową i wzięła kolejny łyk herbaty. Odkaszlnęła kilka razy i posłała mu przepraszające spojrzenie.
- Najmocniej...
- Nie szkodzi, widzę, że moje towarzystwo wprawia cię zakłopotanie? - Zaśmiał się.
- Nie, skąd! - Zawołała, szybko się burząc.
- Żartuję, Hermiono - położył swoją dużą dłoń na jej ramieniu, przez, co poczuła się nieswojo. Zaczął się do niej niebezpiecznie zbliżać, dlatego też przesuwała się w miarę jego ruchów to tyłu.
- Masz do mnie jakąś konkretną sprawę? - Zapytała szybko, wycierając usta serwetkę.
- Tak, chciałem cię zapytać, czy może jednak nie zechciałabyś pójść ze mną na tej bal? - Posłał jej zachęcający uśmiech. Z jednej strony, mogła się spokojnie zgodzić, bo jakby nie było, to odmówiła Malfoyowi. Jego sprzeciwy, nie ruszyły jej kompletnie, dlatego też była teraz wolna. Ale z drugiej strony, kolejny raz miałaby iść z Wiktorem na bal? Nawet nie chodziło już o to, nie chciała, ponieważ on dla niej nic już nie znaczył. Może zabrzmi to dosyć brutalnie, ale nie czuła się
przy nim w jakikolwiek inny sposób, niż skrępowanie i ochota ucieczki. Dlatego wzięła głęboki oddech i spojrzała mu w oczy, modląc się, aby nie poznał, że kłamie. 
- Wiesz, tak się składa, że ja już z kimś idę - wydukała, a on momentalnie posmutniał.
- Tak myślałem, ale wiesz, wolałem się upewnić - westchnął - no nic, to miłego wieczoru, Hermiono - powiedział i przez chwilę się wahając, przytulił ją i wyszedł z Sali. Nie czuła jakiegokolwiek żalu, albo niechęci do siebie. Po prostu jej serce już dawno wyleczyło się z zakładki 'Krum', a umysł się z nią zgadzał. Odetchnęła głośno, chwyciła torbę i również skierowała się do wyjścia. Gdy znalazła się na piątym piętrze, na korytarzu ujrzała samotnie idącego Brandona. Przypomniała sobie o jego propozycji, którą w zasadzie odrzucił Malfoy, rujnując przy tym doskonałą szansę na mile spędzony wieczór, ale zawsze można spróbować, prawda? Nigdy nikogo nie zapraszała gdzieś oficjalnie, ponieważ zawsze twierdziła, że ta pałeczka należy do mężczyzn. Ale przecież chłopak sam jej pierwszy to zaproponował, a ona po namyśle się zdecydowała. Z takim szumem w głowie, zbliżała się do niego coraz szybciej. Decyzję podjęła, gdy była kilka metrów od niego.
- Brandon! - Zawołała i podeszła w jego stronę. Chłopak podniósł głowę i posłał jej wesoły uśmiech.
- Witaj Miona, co u ciebie?
- A w porządku, dużo się ostatnio dzieje - wzruszyła ramionami - a u ciebie?
- Niedługo mecz, przygotowujemy się i jak widzisz, chodzę jak trup - zaśmiał się, a ona mu wtórowała.
- Nie wyglądasz tak źle, nie przesadzaj - pocieszyła go. Gdy nastała po tym cisza, Gryfonka przygryzła dolną wargę. Teraz albo nigdy przeszło przez jej głowę.
- Słuchaj, chciałam się ciebie o coś zapytać - zaczęła niepewnie. Obserwowała każdy milimetr jego twarzy, analizował każdą zmarszczkę, w razie gdyby powiedziała coś nie tak.
- Tak? - Uśmiechnął się zachęcająco.
- Ja wiem, że po ostatniej naszej rozmowie mogłeś sobie pomyśleć różne rzeczy, oczywiście wiem, że też się długo nie odzywałam - zaczęła kręcić młynki palcami, a chłopak nagle spoważniał - trochę mi głupio o to pytać dwa dni przed balem, ale może jednak byś ze mną poszedł? - Uniosła delikatnie brwi oczekując odpowiedzi. Brandon podrapał się po głowie i posłał jej znaczące spojrzenie.
- Tak się składa, że już z kimś idę i tak... Głupio mi odmówić, wiesz... - Hermionie od razu zrzedła mina, dlatego uśmiechnęła się blado.
- Jasne, przecież się za to nie obrażę, no przestań. To ja tak późno się obudziłam, moja strata - mówiła cofając się już do tyłu.
- No nic, to wtedy... do usłyszenia - zawołała i szybkim krokiem skierowała się do Pokoju Wspólnego.
- Przepraszam - wzruszył ramionami chłopak i odszedł w zupełnie innym kierunku.

~~~

- Blaise? - Szepnęła rudowłosa. Miała nadzieję, że chłopak nie śpi. Na ich prośbę, Pomfrey ustawiła ich łóżka obok siebie, dzięki czemu praktycznie spali w jedynym. Chłopak otworzył powieki i spojrzał na nią ciepło.
- Tak? - Ochrypły głos, wydawał się Ginewrze bardzo męski i pociągający. Odwzajemniła jego gest i zapytała:
- Jak się czujesz?
- Dzięki tobie świetnie - odparł od razu. Chwycił delikatnie jej dłoń i kciukiem gładził po jej gładkiej skórze. Obydwoje wpatrywali się w siebie, wylewając spojrzeniem ogromne uczucia.
- Chciałam cię przeprosić, że byłam taka... niezdecydowana - powiedziała szybko, spuszczając wzrok.
- Ginn, to ja cię chciałem przeprosić. Za moje zachowanie, jak potraktowałem Deana i tak na ciebie napierałem. Miałaś prawo do namysłu...
- Nie, ja po prostu chciałam cię przetrzymać, sprawdzić, czy jednak coś do mnie czujesz - przyznała się, spoglądając mu niepewnie w oczy. Chłopak uśmiechnął się ukazując rząd śnieżnobiałych zębów.
- Oj głupiutka ty - zachichotał - ja o twojej miłości do mnie jestem od teraz święcie przekonany - Ginny zarumieniła się okazale, na co on jedynie ponownie zachichotał. Gdy spojrzała na niego srogo, opanował się i przybrał poważną minę.
- Ja też chciałbym, żebyś wiedziała, że bardzo wiele dla mnie znaczysz. Kiedy nie chciałaś ze mną rozmawiać, uświadomiłem sobie, że tak bardzo przyzwyczaiłem się do ciebie, że nie potrafię bez ciebie żyć - patrzał gdzieś daleko, kiedy to mówił, a młoda Weasley patrzała na niego ze łzami w oczach - jestem w tobie zakochany jak wariat, jesteś dla mnie wszystkim, Ginn. Zdałem sobie sprawę, że życie bez ciebie, to nie życie...
- Blaise...
- Ciii - przerwał jej - jesteś dla mnie jak powietrze, gdy cię nie ma, duszę się. Sam w sobie się duszę - westchnął - jesteś mi potrzebna do życia - dodał - jesteś całym moim światem - zakończył, a gdy ujrzał łzy w jej oczach, przygarnął ją do siebie i mocno przytulił, całując w czoło. Weasley słuchała przyspieszonego bicia jego serca i sama nie mogła opanować łez szczęścia. Nigdy by nie pomyślała, że tak się kiedykolwiek zakocha, lub ktoś ją pokocha równie mocno. Nie spodziewała się, że będzie to tak bardzo przez nią nielubiany niegdyś Ślizgon. Teraz czuła dokładnie to samo, co on. Był dla niej osobą bez, której nie potrafiłaby żyć. Nie czuła do niego tego, co do Harrego, czy Deana. To było o wiele silniejsze, to zawładnęło każdą komórką jej ciała, czuła, że gdy nie ma go przy niej, jej świat staje się czarno białym, monotonicznym koszmarem.
- Kocham cię Ginny - powiedział do niej bardzo cichutko, całując ją w nosek.
- Ja ciebie też Blaise - odparła i złożyła na jego ustach pocałunek.

~~~

            Draco wszedł do Pokoju Wspólnego. Było w nim pusto, jak nigdy. Zawsze siedziała tutaj jego dziewczyna, albo zanurzona w książkach Granger, teraz dało się jedynie słyszeć strzelające w kominku iskry. Skierował się do dormitorium Hermiony. Zapukał kilkakrotnie, ale nie usłyszał żadnej odpowiedzi, ani jakiegokolwiek odzewu. Westchnął głęboko i już miał wchodzić do swojego królestwa, kiedy za nim pojawiła się Emily. Rzuciła się na jego szyję i mocno przytuliła.
- Jak dobrze, że już jesteś. Cały dzień cię szukam, jeny tak się martwiłam, czemu cię nie było na noc, tej całej Granger też nie, czy to ma jakiś związek z nią? - Fala pytań uderzyła do niego ze zdwojoną siłą, ponieważ miał ciężki dzień i jedyne, o czym marzył to gorąca kąpiel i łóżko. Westchnął odpychając ją od siebie delikatnie.
- Tak, miałem z nią szlaban - westchnął, przeczesując palcami włosy. Emy najwyraźniej nie spodobał się ten plan wydarzeń.
- Jak to szlaban? Spędziliście razem noc, na odrabianiu kary?
- Tak, dokładnie tak - odparł, przypominając sobie beznadziejny pomysł McGonagall.
- Ale jak to, za co?
- Pokłóciliśmy się i doszło do pojedynku - odparł opadając na kanapę, a ona podreptała tuż za nim i usiadła na jego kolanach.
- Już myślałam...
- Że co? - Warknął. Najwyraźniej ton jego głosu jej nie przeszkadzał, gdyż dalej kontynuowała swoje wywody.
- Miałam dzisiaj tak ciężki dzień! Ślimak się tak na mnie uwiesił, normalnie myślałam, że oszaleję! - Westchnęła teatralnie. Blondyn przetarł jedną dłonią powieki i oparł się czołem o zewnętrzną część palców, udając, że słucha jej głupot. Tak na prawdę, nie miał jakiejkolwiek ochoty na rozmowę z nią, ale wiedział, że powinien to załatwić tu i teraz.
- Super, Emy. Nie zapytasz, co u mnie? - Uniósł jedną brew, na co ona wydęła usta i wywróciła oczami.
- A co może być u ciebie? Powyzywałeś trochę szlam, pośmiałeś się z Blaisem z brzydkich dziewczyn, zarobiłeś kilka punktów dla Slytherinu...hm co jeszcze? - Odparła z ironią. Ta wypowiedź utwierdziła jedynie Dracona w jego przemyśleniach i przekonaniach. Zepchnął ją delikatnie ze swoich kolan i spojrzał jej w oczy.
- Słuchaj, Em. Nasz związek nie ma sensu - zaczął, a ona jakby oparzona uwiesiła się na jego ramieniu.
- Jak coś jeszcze się dzisiaj stało to mi po prostu powiedz, już nie będę mówiła o sobie! - Pisnęła zszokowana. Blondyn westchnął i głęboko się zastanowił, co on w niej widział, oprócz urody.
- Nie chcę opowiadać tobie, co u mnie. Nie chcę witać się z tobą rano, nie chcę na ciebie patrzeć w łóżku, nie chcę. To koniec, rozumiesz? - Starał się być dokładny i zarazem delikatny. Uwolnił się z uścisku jej rąk i wstał. Jej oczy wypełniły się łzami.
- To wszystko przez nią tak?! - Krzyknęła wskazując palcem na drzwi do dormitorium Hermiony.
- Co? - Zapytał zdziwiony.
- Ja się z nią jeszcze policzę, a ty... - stanęła przed nim i chciała wymierzyć mu policzek, ale w porę złapał ją za przedramię.
- Nie waż się podnosić na mnie ręki - syknął zdenerwowany. Dziewczyna patrzyła w jego stalowe tęczówki z istną nienawiścią. Wyrwała rękę z uścisku i z głośnym trzaśnięciem, zamknęła się w pokoju. Blondyn westchnął i również zniknął w swoim królestwie.

~~~


- Już myślałam, że zapomniałaś - powiedział Joe, gdy spotkali się w Wielkiej Sali. Hermiona uśmiechnęła się do niego i usiadła przy jednym ze stołów.
- No coś ty - zachichotała.
- No wiesz, czasami wyleci z głowy, jak się ma za dużo spraw - wzruszył ramionami.
- Prawda, ale moje na szczęście, niektóre zaczynają się układać - posłała mu uśmiech, a on znowu poczuł się dziwnie. Zaczyna się układać, a przez mnie się rozpadnie przemknęło mu przez myśli. Gdy spojrzał w jej czekoladowe oczy, poczuł ucisk w sercu. To był ten moment, kiedy musiał jej wszystko powiedzieć, czuł, że nie może tego więcej ukrywać, a jeśli nie on, to nikt tego nie zrobi. Miał najtrudniej, ponieważ zżył się z nią bardzo w ciągu tych dwóch miesięcy. Może dla niektórych to mało, ale dla niego to coś wspaniałego, nigdy by nie przypuszczał, że wreszcie ją pozna, że wreszcie z nią porozmawia, nigdy nie mógł się doczekać momentu, w którym mógłby jej powiedzieć całą prawdę. Bał się tego, że oskarży go o kłamstwo, że nie będzie chciała go znać, przecież nie codziennie ludzie się dowiadują o takich rzeczach.
- Coś chodzisz ostatnio taki przybity - zauważyła. Spojrzał na nią odrywając się od swoich myśli.
- Zwaliło mi się na głowę trochę problemów, wiesz jak to jest - wzruszył ramionami.
- No mam nadzieję, że nie są jakieś straszne i da się je rozwiązać? - Zapytała pocieszającym głosem. Uśmiechnął się szeroko.
- Wszystkie da się rozwiązać, ale zależy z jakim skutkiem - stwierdził sprytnie. Dziewczyna zaśmiała się.
- Zawsze mnie poprawisz!
- Taki już mój urok! - Wzruszył ramionami. Dziewczyna pokręciła znacząco głową.
- Mów, co się stało, bo normalnie umieram z ciekawości! - Zawołała z wesołymi iskierkami w oczach. Jego oddech przyspieszył, a serce zaczęło bić o wiele głośniej i szybciej. Czuł, że po tej rozmowie, nadejdą diametralne zmiany, a on będzie musiał stawić im czoła, bez względu na wszystko. Nie mógł pozwolić, aby była więcej raniona. Przecież była dla niego tak samo ważna, jak Eliza, chociaż z nią to było nieco inaczej. Elizę kochał, jako kobietę, a ją...
- Bo widzisz. To, co powiem na pewno cię zszokuję - Hermiona zmarszczyła brwi i posłała mu pytający wzrok - chciałbym, żebyś obiecała mi jedno.
- Dobrze - odpowiedziała od razu.
- Pomimo tego, co usłyszysz, to pozwolisz mi dokończyć i postarasz się mnie zrozumieć.
- Na Godryka, Joe! Mówisz jakbyś popełnił jakąś zbrodnię - zaśmiała się.
- No to nie zbrodnia, ale bardzo podobna sytuacja - westchnął - obiecaj - poprosił i spojrzał głęboko w jej oczy. Zdała sobie sprawę, że chłopak nie żartował, a ta rozmowa była dla niego bardzo ważna. Posłała mu delikatny uśmiech i wpatrując się w jego czekoladowe tęczówki odparła:
- Obiecuję.
- Dobrze - pokiwał głową i nabrał głęboko powietrza w płuca - bo widzisz, ja i ty...
- HERMIONO JANE GRANGER! - Usłyszeli zza drzwi do Wielkiej Sali...

19 komentarzy:

  1. Jak możesz przerywać w takiej chwili!
    Moja pierwsza myśl - Ron.
    Ciekawe, czy tak jest rzeczywiście! :D
    Czekam na kolejny :*
    Lumossy
    im-possible-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, no musisz poczekać, ja nic nie wiem :D
      dziękuję :*

      Usuń
  2. Przerwane w takim momencie ;_;
    Genialny rozdział, no.
    Niby taki słodki, ale nie do końca.
    Abrakadastycznie :3
    Pozdrawiam, em. :*

    OdpowiedzUsuń
  3. No wiesz co taki poważny moment i co i nic. Pffffffffffff. Torturujesz mnie jak możesz? ;) ja chcę następny rozdział. Już! No ok poczekam ale emocje szaleją ^_^

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlaczego teraz przerwałaś? W takim momencie? Przez ciebie nie zasnę w nocy..:D żartuje.:)
    Rozdział piękny.. Piękniejszego dowodu miłości nie mogłaś napisać, niż ten, że Ginny oddała część swojej duszy Diabłu
    < OMG, jak to brzmi> Ogólnie rozdział jest CUDOWNY. Mam nadzieję, że nowy ukaże się szybko, bo nie wiem, czy dam radę żyć w niepewności.;d
    serdecznie pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    dramione-badz-moja-nadzieja.blogspot.com
    PS. Zapraszam cię na rozdział IV Bądź moją nadzieją.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję! :*
      teraz nadrabiam braki i będę wszystko czytać! :*

      Usuń
  5. cholera, a myślałam, że Joe powie jej to co musi...swoją drogą co on chce jej powiedzcie??? jesteś tak tajemnicza..
    Huraaa! Malfoy rzucił Emily, jak ja się ciesze...kocham cię za to :) czekam na następny, byle by szybko :)

    pozdrawiam i zapraszam do siebie
    http://elton-zakochaniuczniowie.blogspot.co.uk/
    http://dramion-zycietowielkaniewiadoma.blogspot.co.uk/

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham, kocham, kocham! ♥
    Nareszcie wróciłaś!
    Rozdział świetny, ale w takim momencie, no ? :(((
    Cieszę się, że teraz Blaise i Ginny są razem, ale zastanawia mnie Joe, co on chce powiedzieć Hermionie?
    No nic, czekam na next i pozdrawiam.

    A na moim blogu pojawiła się miniaturka z dedykacją dla Ciebie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ojejuniu, nie wierzę! :* szybko idę patrzeć! :*

      Usuń
  7. Super naprawdę się wzruszyłam jak czytałam fragment z tym oddaniem części duszy to piękna, prawdziwa miłość. Rozdział fantastyczny czekam na następny. Karola

    OdpowiedzUsuń
  8. Czyżby to Ron krzyczał? Super rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja nic nie wiem, wszystko się okaże w następnym! :*

      Usuń
  9. o nie skomentowałam o.0, a byłam pewna że coś tu pisałam, no nieważne rozdział przeczytałam już wcześniej co mogę powiedzieć podoba mi się Blaise i Gin och ach i wgl :) Super jak zwykle zresztą. Pozdrawiam Syntia

    OdpowiedzUsuń
  10. Napisałam taki długi, wyczerpujący komentarz, a tu laptop mi się zablokował ;__:
    Ale nie zmienia to faktu, że jest po prostu cudownie!
    Tak w ogóle, to lubię gdy ktoś łączy Gin z Blaisem :3
    Czekam na kolejny i życze weny!

    OdpowiedzUsuń