sobota, 5 października 2013

17.

  

  
"Człowiek nie może być - jak część składowa maszyny - uczuciowo obojętny; musi kochać i nienawidzić, a także być kochanym i nienawidzonym"






          W dalszym ciągu czuła ciepłe dłonie i przyspieszony oddech. Sytuacja z przed chwili nie tyle, co ją rozbawiła, ale doprowadziła do drgawek ciężkiego szoku. Pełno myśli kłębiło się teraz  w jej głowie, co powie chłopakom? Co pomyślą inni? Jak wytłumaczy to Ginny? Siedziała właśnie na Numerologii i wpatrywała się w okno, co jakiś czas notując to, co uważała za potrzebne. Dzisiejsza lekcja była powtórzeniowa, niedługo zaczynają nowy temat, a to się wiąże z długim i obszernym esejem, który Hermiona już układała sobie w głowie. Niedawno uświadomiła sobie, że nie poświęca już tyle czasu nauce, co kiedyś. Imprezuje, pije przecież to do niej nie podobne. Cóż się z nią stało? Kiedyś oddałaby życie, za każdą wolną godzinę, którą mogła spędzić w bibliotece. Dzisiaj? Idzie tam z ogromną chęcią, ale już nie tak wielką, jak jeszcze kilka miesięcy temu. Analizowała zmiany, które zaszły w niej od wakacji. Zdumiona przypominała sobie buntowniczy okres wobec jej rodziców, wielką tajemnicę rodzinną, która powoli zdawała się schodzić na bok. Co ma być to będzie, nie chciała sobie tym zaprzątać głowy, bo można przecież zwariować.
- Panno Granger? - Usłyszała delikatny głos nauczycielki i ocknęła się. Spojrzała na nią przepraszającym wzrokiem.
- Przepraszam najmocniej...
- Jest koniec lekcji - oznajmiła profesor, na co Granger rozejrzała się po sali. Faktycznie, nikogo poza nią nie było. Zaczęła się pakować.
- Zamyśliłam się - wytłumaczyła szybko, widząc opiekuńczy wzrok kobiety.
- Coś się stało? - Zapytała.
- Nie, nic. Na prawdę, przepraszam - trajkotała brązowowłosa i zamknęła torbę. Zarzuciła ją na ramię i już chciała wychodzić, gdy profesor znowu przemówiła.
- Na następne zajęcia proszę o esej, temat jest na tablicy - Granger przeniosła swoje bursztynowe oczy w wyznaczonym kierunku i szybko wyjęła pergamin i pióro, skrobiąc na nim. Pokiwała na odchodne i już pędziła na zajęcia z Zielarstwa. Przemierzenie tylu schodów i korytarzy było dla niej męczarnią, ale gdy wreszcie dotarła do cieplarni, z westchnieniem odłożyła torbę, a zaraz za nią zjawiła się profesor Sprout.
- Dzień dobry! - Zawołała, a Hermiona ustawiła się między Harrym a Nevillem.
- Dzień dobry, pani profesor - odpowiedzieli chórem.
- Dzisiaj będziemy przesadzać liście aloesu - wskazała na lśniące krzaki, które niedawno Hagrid pokazywał brązowowłosej. Uśmiechnęła się szeroko.
- Kto mi wymieni właściwości tej rośliny? - Oprócz Longbottoma nikt nie podniósł ręki. Gdy odpowiedział, zabrali się do pracy.
- Gdzie tak długo byłaś? - Zagadał ją Harry.
- Zasiedziałam się na Numerologii. A wam jak minęło Wróżbiarstwo? - Zapytała uśmiechając się.
- Jak zwykle, czeka mnie śmierć. Nic ciekawego - zachichotali oboje. Hermiona poczuła na sobie czyjś wzrok. Szybko podniosła głowę i przejechała wzorkiem po stole, przy którym stali. Malfoy był zajęty...ale to Blaise! Uśmiechał się do niej głupkowato. Zmarszczyła brwi i pokręciła głową powracając do poprzedniej czynności. Zajęcia ciągnęły się jej niemiłosiernie długo. Na Transmutacji zdobyła kilka dodatkowych punktów, więc zadowolonym krokiem wyszła z sali. Reszta miała niestety naburmuszone miny, ze względu na wypracowanie zadane przez McGonagall, ale ona nawet się cieszyła. Spędzi trochę czasu na powtórce materiału. Po obiedzie od razu udała się do biblioteki. Zapach starych wolumin uderzył do jej nozdrzy jak morska bryza. Wciągnęła głęboko powietrze i otworzyła zmrużone powieki. Rozejrzała się w poszukiwaniu pani Pince, ale nie odnalazła jej wzrokiem. Ruszyła między regałami i delikatnie opuszkami palców jeździła po twardych okładkach ksiąg. Wyjęła potrzebne wolumin z półek, rozłożyła pergaminy, kałamarz, pióra i wzięła się do pracy w ciszy i spokoju.

~~~
- Harry! - Zawołała Megan biegnąc w stronę chłopaka. Na sam jej widok zagościł u niego uśmiech. Odwrócił się w jej kierunku i rozłożył szeroko ręce w geście złapania jej. Dziewczyna śmiejąc się rzuciła się w jego objęcia, a on ją okręcił wokół własnej osi.
- Cześć piękna - powiedział spokojnie stawiając ją na nogi.
- Witaj przystojniaku - zaśmiała się.
- Jak się czujesz?
- W porządku, ale doszły mnie słuchy, że Ty właśnie nie za bardzo? - Spojrzała na niego pytająco.
- McGonagall ogłosiła, że za tydzień w niedziele kolejny mecz.
- W tą niedziele, czy za tydzień? - Zapytała marszcząc brwi.
- E... za tydzień - zaśmiał się - czyli za dwa.
- No to spokojnie, dacie radę - posłała mu uśmiech.
- A ty masz w tą sobotę, tak?
- Taaak - westchnęła i ruszyli w kierunku pokoju wspólnego Gryffindoru.
- Dacie radę - powtórzył jej słowa, a on pokręciła głową z politowaniem.
- Głupek - zachichotała.
- Ejeje, moja droga nie wyzywaj mnie - żachnął się marszcząc brwi.
- Od razu na mnie - pokręciła głową chichocząc pod nosem.
- Oj, grabisz sobie!
- Ja?! W życiu! - Krzyknęła szczerząc zęby. Potter niewiele się zastanawiając przerzucił dziewczynę przez ramię i zaczął wchodzić po schodach, trzymając ją w żelaznym uścisku.
- Ej! Puść!
- Teraz zobaczymy, czy będziesz taka cwana - powiedział zadziornie i wszedł do środka.

~~~

            Hermiona, gdy skończyła pisać wypracowanie, na jej zegarku pokazała się godzina dwudziesta. Z westchnieniem przeciągnęła się na krześle, czując ogromny ból kręgosłupa. Miała już tego po dziurki w nosie, ale nie chciała nikomu o tym mówić. Blaise, zaraz by chciał z nią lecieć do Skrzydła. Zaczęła powoli zbierać swoje rzeczy ze stolika i pakować do torby. Gdy odniosła wszystkie książki, już miała kierować się do wyjścia, gdy przed nią stanął Ronald.
- Cześć - powiedział uśmiechając się delikatnie.
- O, Ron! - Zawołała przytulając go mocno. Chłopak był ogromnie zdziwiony jej zachowaniem, ale nie ukrywał zadowolenia. Objął dziewczynę w pasie i mocno do siebie przytulił. Stali tak chwilę, gdy się od niego nie oderwała.
- Martwiłam się, nie wiedziałam, że już wyszedłeś! - Zawołała.
- No pani Pomfrey powiedziała, że już całkiem nieźle wyglądam, więc wiesz - powiedział niskim głosem udając przejęcie.
- Oh, boli cię coś jeszcze? - Zapytała troskliwe kierując się do stolika i odkładając torbę.
- No wiesz, trochę głowa, ale to nic takiego - mówił marszcząc brwi. Dziewczyna posłała mu uśmiech i pogłaskała po bladym policzku. Jego zdziwienie sięgało zenitu, nie mógł uwierzyć, że Hermiona się tak nim przejmowała. Ona zaś na prawdę martwiła się o swojego jakby przyjaciela.
- No nie wyglądasz za dobrze - oznajmiła. Przyłożył swoją dłoń do jej, którą miała na jego policzku. Przez chwilę wpatrywali się sobie w oczy.
- Hermiono, czy...
- Ron - przerwała mu wiedząc, co będzie chciał powiedzieć.
- Poczekaj - zarządził, dziwiąc przy tym dziewczynę swoją stanowczością.
- Dobrze - westchnęła.
- Nie chciałabyś spróbować jeszcze raz? Na prawdę się zmieniłem, nie jestem już tym samym Ronem, co miesiąc temu - powiedział gładząc ją po dłoni. Hermiona czuła się skrępowana zaistniałą sytuacją. Cały czas miała przed oczami pocałunki z Malfoyem, rozmowy z nim. Nie mogła przestać o tym myśleć, sama nie wiedziała, co się między nią a nim działo. Zaprosił ją na bal, przecież to było niedorzeczne. Teraz jeszcze Ronald...
- Wiesz, ja już chyba nie czuję do ciebie tego, co wcześniej - oznajmiła najbardziej delikatnie jak potrafiła. Chłopak momentalnie zbladł jeszcze bardziej i przybrał smutną minę.
- To mam nadzieję, że przynajmniej dasz się zaprosić na bal - teraz przeszedł ją zimny dreszcz. Spojrzała na rudowłosego z cierpiącą miną. Nie wiedziała, co ma mu odpowiedzieć. Przecież się z pewnością zapyta, z kim w takim razie się wybiera. Gorączkowo rozmyślała nad racjonalnym wytłumaczeniem. Przygryzała wargę, ale w jej głowie dalej nic konkretnego się nie pojawiło.
- Hermiono? - Zapytał.
- Tak, tak... wiesz - zaczęła i w tym momencie pojawił się koło nich Seamus.
- Cześć wam! - Zawołał. Granger dziękowała Bogu, za zjawienie się chłopaka. Szybko wyrwała się z objęć Weasleya i odsunęła się kilka kroków.
- Trochę nie w tym momencie, co trzeba... - zaczął Ron, ale Hermiona posłała mu szeroki uśmiech.
- Właśnie sobie przypomniałam, że mam patrol, muszę się przygotować! - Zawołała gorączkowo i ruszyła szybkim tempem do wyjścia.
- Patrol?! Od kiedy stroisz się na patrol?! Na patrol z Malfoyem?! - Krzyknął zdziwiony Ronald. Ona tylko wzruszyła ramionami i wybiegła z biblioteki. Jej oddech był przyspieszony, ale biegła ile sił w nogach. Gdy wreszcie znalazła się pod swoim dormitorium ogarnęło ją ogromne zdziwienie. Spojrzała na korytarz, na którym znajdowały się dormitoria, ale przecież nie mogła się pomylić. Jeszcze raz rozejrzała się dookoła siebie, ale nigdzie nie widziała drzwi do swojego pokoju. Obeszła całą wierzę, ale w dalszym ciągu nic. Jej zdziwienie sięgało zenitu. O co chodzi? Zbiegła po schodach po Pokoju Wspólnego, w którym siedziała Ginny.
- O cześć Miona, dawno cię nie widziałam - żachnęła. Leżała rozłożona na kanapie i piłowała paznokcie. Brązowowłosa zmarszczyła brwi i oparła się o obicie kanapy.
- Powiedz mi, była tutaj może McGonagall?
- Ah tak! Faktycznie, była. Kazała przekazać, że jak tylko zjawisz się w tutaj, to masz do niej przyjść - odparła posyłając jej uśmiech.
- Dzięki - rzuciła jedynie i już jej nie było. Szybkim krokiem przemierzała korytarze zamczyska, starając sobie racjonalnie wytłumaczyć zniknięcie jej dormitorium. Z westchnieniem weszła po schodach do gabinetu dyrektorki i bez pukania otworzyła na oścież drzwi. Ku jej zaskoczeniu w pomieszczeniu siedzieli już wygodnie w fotelach inni Prefekci Naczelni i jakaś dziewczyna, którą dziewczyna jedynie kojarzyła z widzenia. Niepewnym krokiem podeszła do wolnego miejsca i usiadła, tasując wzrokiem wszystko dookoła.
- Na reszcie, chwilę czekaliśmy na panią - powiedziała zniecierpliwiona Minewra.
- Byłam w bibliotece przepraszam...
- To było pewne - zachichotał Malfoy. Dziewczyna zgromiła go wzrokiem.
- Spokój - powiedziała dyrektorka i założyła na nos okulary połówki.
- Jak pewnie zdążyliście zauważyć, wasze dormitoria zniknęły - pokiwali głowami - zdecydowaliśmy się na małe zmiany wraz z resztą nauczycieli - spojrzała po nich.
- Jakie zmiany? - Zapytała Granger.
- Zacznijmy od początku. Przedstawiam wam pannę Emily Docks - spojrzała uprzejmie na dziewczynę. Hermiona również podążyła za nią wzrokiem i mogła teraz spokojnie przyjrzeć się Krukonce. Na oko była trochę wyższa od niej, miała bardzo szczupłą i wyrzeźbioną sylwetkę. Długie brązowe włosy lekko się kręciły. Oczy również miała w kolorze czekolady, duże  bladoróżowe usta i delikatny nos. Hermiona mogła spokojnie powiedzieć, że zazdrości jej urody i jest przy niej szarą myszką.
- Została nowym Prefektem Naczelnym Ravenclawu. Panna Chang musiała zostać usunięta niestety z tej funkcji, a panna Docks posiada najlepsze wyniki w nauce w całym Ravenclaw została mianowana w zamian za Cho, gratuluję - posłała jej uśmiech. Hermionę zdziwiła ta informacja, nie wiedziała, że tak dobrze się uczy. Nie dość, że ładna to jeszcze mądra.
- Jeżeli chodzi o dormitoria, po ostatnich rozmowach z dyrekcją z innych szkół, postanowiliśmy stworzyć coś takiego jak Pokój Wspólny Prefektów Naczelnych* - posłała im uśmiech, na co cała czwórka się zdziwiła.
- Każde z was ma tam już własne dormitorium, a cały pokój nie różni się wiele, od waszych poprzednich. Znajduje się on na piątym piętrze zaraz koło Łazienki Prefektów, za chwilę was tam zaprowadzę - uśmiechnęła się.
- Ostatnia sprawa, niektórzy może i się ucieszą - spojrzała znacząco na Hermionę i Dracona - następuje zmiana par w patrolach. Panna Granger z panem Smith, a pan Malfoy z panną Docks. Godziny nie ulegają zmianie - ta wiadomość ogarnęła wszystkich różnorodnymi emocjami. Smith cieszył się jak gwizdek, podobnie jak Emily, która w końcu będzie miała, co drugi dzień styczność z najprzystojniejszym chłopakiem w szkole. Do Granger i Malfoya, nie doszła jeszcze do końca ta wiadomość, więc oboje bez słowa podążyli za dyrektorką na piąte piętro. Pokój znajdował się za obrazem szumiącego morza.
- Hasło to bryza - oznajmiła i oddaliła się z powrotem do gabinetu. Cała czwórka powoli weszła do środka. Faktycznie, nie różnił się prawie niczym od innych pokoi, różnorodne barwy na ścianach, kominek, sofy i fotele, obrazy. Nic szczególnego. Był jedynie w strukturze koła, a przy ścianach widniały cztery pary drzwi. Hermiona od razu udała się do swojego pokoju i rozejrzała się dookoła. Nic się nie zmieniło, jakby ktoś na tacy przeniósł jej stary pokój tutaj. Ucieszył ją ten widok, ale z drugiej strony, mieszkając w praktycznie jednym pomieszczeniu z trójką zupełnie, no prawie, obcych ludzi, jakoś jej nie pocieszała. Ponadto wiadomość o zmianie partnera na patrole, też jej nie uszczęśliwiła. Jeszcze miesiąc temu skakałaby z radości i całowała McGonagall po stopach. Dzisiaj? Czuła się dziwnie. Przywykła do nocnych spacerów z blondynem, do rozmów, albo raczej sprzeczek. Miała wrażenie, że będzie jej tego brakowało, ale po chwili namysłu zgniotła wszystkie te myśli w jedną kupkę i wyrzuciła do śmietnika. To był dla niej nowy start. Musiała zająć się sobą, nauką, a przede wszystkim był to dobry argument do odseparowania się od Malfoya. Nie będzie go prawie widywać. Postara się go unikać jak ognia, przecież i tak większość czasu on spędza na treningach, więc idealnie będą się mijać. Tyle wygrać...
- Hermiono? - Usłyszała pukanie do drzwi. Otworzyła je i ujrzała uśmiechniętą twarz Smitha.
- Tak? - Zapytała.
- Gotowa na patrol?
- Tak, pewnie! - Odparła szybko i chwyciła różdżkę. Niepostrzeżenie rzuciła zaklęcia na swój pokój i zamknęła go na dobre zaklęcia. Na sofie w salonie siedział rozwalony Draco, a obok niego śmiejąca się Emily. Granger na ten widok ścisnęło w żołądku, ale tłumaczyła sobie w myślach, że jest głodna i to dlatego...

~~~

            Zabini właśnie szedł spokojnie w stronę głównego wejścia. Nigdzie nie mógł znaleźć swojego przyjaciela, a w Pokoju Wspólnym Ślizgonów nagle nikogo nie było. Szybka sowa do pewnej rudowłosej piękności i już są umówieni na spacer. Oparł się o ścianę i przyglądał się niebu. Chmury lekko zostały rozwiane i zaczynały pojawiać się już gwiazdy. Księżyc świecił mocno, oświetlając przy tym błonia. Usłyszał za sobą ciche kroki i uśmiechnął się szeroko. Podeszła do niego i przytuliła się na powitanie.
- Cieszę się, że przyszłaś.
- Ja też - oznajmiła i ruszyli na dwór. Przez chwilę szli w zupełnej ciszy, którą przerwał Blaise.
- Ginny, chciałbym cię o coś zapytać - spojrzała na niego pytająco.
- Pytaj - zachichotała lekko.
- Poszłabyś ze mną na bal? - Przystanął spoglądając w jej duże błękitne oczy. Ujrzał w nich iskierki radości, a w nim ponownie zapalił się płomień nadziei. Rudowłosa położyła mu na piersi swoje delikatne blade dłonie i pokiwała głową.
- Tak, z wielką chęcią - uśmiechnęła się szeroko, a on ten uśmiech odwzajemnił.
- To się cieszę... - nie dane mu było dokończyć, bo jej zimne usta zagościły na jego. Nie ukrywał zdziwienia, ale po chwili wczuł się i oddał pocałunek. Nie mógł opisać tego, co właśnie działo się w jego ciele. Wszystko jakby wirowało, nie liczyło się nic, tylko ona. Miał wrażenie jakby unosili się nad ziemią, a gdy skończyła, chciał jeszcze. Pokręciła delikatnie głową przygryzając wargę, a on zrobił zdziwioną i zarazem smutną minę.
- Co? - Zapytał naburmuszony.
- Nie można mieć wszystkiego, Zabini - odparła wrednym głosem i chichocząc odeszła od niego kilka kroków kręcąc biodrami. Pokręcił głową z uwielbieniem i spojrzał wymownie w niebo.
- Wiesz, ja was kobiet to chyba nigdy nie zrozumiem - mruknął, gdy ją dogonił.
- Dlaczego? - Zapytała zupełnie spokojnie.
- Zmieniacie się jak w kalejdoskopie. Jeszcze nie dawno uważałaś mnie za wroga, a dzisiaj mnie całujesz - zaśmiał się. Ona spojrzała na niego znacząco.
- Skąd wiesz, że teraz już cię za niego nie uważam? - Uniosła brew do góry, a on spojrzał na nią zdziwiony. Usiadła przy brzegu jeziora i spoglądała na niego ukradkiem.
- Coraz bardziej zaczynam nic nie rozumieć.
- Co? - Zapytała starając się zrozumieć jego wypowiedź.
- Kobiety - westchnął jedynie i położył się na ziemi, spoglądając w niebo. Rudowłosa podążyła jego śladem i teraz razem wpatrywali się w gwiazdy.
- Wszystko jest takie zaskakujące i dziwne, prawda? - Zapytała.
- Co masz na myśli? - Mruknął.
- Po wojnie wszystko się zmieniło. Przed nią w życiu i za żadne skarby nie pomyślałabym, że do mnie zagadasz - mruknęła cicho, bawiąc się rąbkiem płaszczyka.
- Czyli myślałaś o mnie? - Zapytał spoglądając na nią z iskrą w oczach.
- Nie! - Odparła szybko zażenowana.
- No jak, nie? - Zaczynała go bawić.
- Nie, tak teraz o tym myślę - odpowiedziała wymijająco i odwróciła wzrok.
- Kłamiesz - zaśmiał się spoglądając na jej nos, który szybko zasłoniła i uderzyła go w ramię.
- Oh! - Wydarło jej się z ust. Poirytowana usiadła z powrotem w pozycji siedzącej.
- Oj nie mów, że się gniewasz - powiedział, gdy się uspokoił.
- Trochę - mruknęła nie patrząc na niego.
- Na mnie? - Zapytał troskliwie.
- Tak - dodała, głosem małej dziewczynki. Spojrzał na nią jak na największy skarb na świecie.
- Oj ty rudzielcu mój...
- Zabini! - Wrzasnęła zdenerwowana i zgromiła go wzrokiem. Jego ramiona podskakiwały w górę i w dół ze śmiechu.
- Już, już - machnął ręką i udawał poważnego.
- Idziemy do środka, robi się zimno - odparła widząc jego zachowanie i wstała szybko. Otrzepała tyłek z liści i powolnym krokiem ruszyła, nie czekając na swojego towarzysza.
- No zaczekaj! - Zawołał za nią. Gdy ją dogonił objął ją delikatnie w talii. Spojrzała na niego zdziwiona i strzepnęła jego rękę.
- Co? - Znowu zapytał zdziwiony.
- Nie zasłużyłeś sobie dzisiaj - mruknęła.
- Ale Ginny...
- Nie - odparła stanowczo i z wysoko podniesioną głową weszła do zamku. On wywrócił jedynie oczami i westchnął głęboko. Kobiety...

~~~

 - Nigdy nie zrozumiem Filcha - westchnęła Hermiona, gdy właśnie wracali z patrolu nocnego wraz z Zachariaszem do Pokoju Wspólnego Prefektów. Ich ukochany woźny zrobił im przeogromną awanturę o to, że nie potrafią uspokoić Irytka, który dosłownie chwilę przed ich przyjściem na trzecie piętro porozrzucał wszędzie miotły ze schowka. Oczywiście Hermiona ze swoją burzliwą naturą, nie dała sobie w kaszę dmuchać, gdy woźny użył brzydkich słów wobec ich - Prefektów. Nie obeszło się bez ogromnej kłótni, między nią a Filchem, Zachariasz oczywiście siedział cicho, nie chcąc dostać szlabanu. W ostateczności oboje muszą zjawić się na nim jutro o osiemnastej. Nigdy nie rozumiała jak Prefekt Naczelny może dostać szlaban, to nie dorzeczne!
- Fakt, zawsze twierdziłem, że to stary sknera i nic więcej - mruknął, gdy wchodzili na piąte piętro.
- Wymyślił sobie szlaban! Co to w ogóle za fanaberie - mruknęła naburmuszona.
- Odbębnimy i już nie ma, co więcej drążyć tego tematu Hermiono - odparł Smith.
- Tak najlepiej jest powiedzieć, ja to bym z tym poszła do McGonagall..
- Narobimy sobie tym więcej kłopotów - starał się jej przemówić do rozumu.
- Ale...
- Darujmy sobie - złapał ją delikatnie za ramiona i przytrzymał. Spojrzała na jego błagającą minę i westchnęła głęboko.
- Ale ostatni raz! Nikt nie będzie mi wystawiał szlabanów za to, że jeszcze chodzę i sprawdzam korytarze! - Dodała wskazując na niego palcem. On zaśmiał się do niej kręcąc głową i wypowiedział hasło do Pokoju Wspólnego. Gdy weszli widok, jaki zobaczyli zraził ich obydwoje. Draco spał na kolanach u Emily, która zaś drzemała w pozycji siedzącej. Na stoliku stała pusta butelka po Ognistej. Hermiona widząc to poczuła się bardzo dziwnie. Znowu zrobiło jej się niedobrze. Z westchnieniem bez słowa udała się do swojego pokoju.
- Może ich obudzić? - Zawołał szeptem Zachariasz.
- Daj sobie spokój, lepiej im nie przeszkadzać - warknęła brązowowłosa - dobranoc Zack - mruknęła i zniknęła za drzwiami. Zdenerwowanie, jakie ją ogarnęło było całkowicie niewytłumaczalne. Przecież nie interesował już ją Malfoy, ani to, co robi i z kim, prawda?
- Kretyn - mruknęła do siebie i rzuciła się na poduszki. Z westchnieniem próbowała wymazać tą scenę z pamięci, ale pojawiała się w jej głowie, jak zacięta taśma. Zacisnęła mocniej piąstki i rzuciła przed siebie jaśka.
- Koniec z nim, koniec z przejmowaniem się - mruknęła do siebie i pisnęła ze złości. Po wyładowaniu emocji wykonała wieczorną toaletę, umyła się i ubrana w piżamę wgramoliła do łóżka. Jutro zaczyna wszystko od nowa. Tak, to było najlepsze wyjście z tej chorej i porojonej sytuacji.
~~~



            Joe właśnie rozmawiał ze swoją dziewczyną na temat pojawienia się Eryka na meczu. Nie dawało mu to spokoju od tego pamiętnego dnia. Cały czas o tym rozmyślał, tworzył w głowie różne scenariusze, zaczął być ostrożniejszy i przyglądał się wszystkiemu z dwa razy większą uwagą. Nic nie mogło mu umknąć, bo zburzyłby tym samym całą strukturę. Musiał uważać, uważać w szczególności na niego.
- Nie mamy żadnej hipotezy, Joe. Nic nie możemy wywnioskować - westchnęła.
- Ale coś musiało go tu ściągnąć.
- Wiemy, co - spojrzała na niego wymownie.
- No tak - mruknął - ale jak dostał się do szkoły? Ktoś musi mu pomagać no - mruknął poirytowany pod nosem.
- Co?
- Mówiłem, że ktoś tu musi mu pomagać.
- No tak tylko kto... - obydwoje na chwili zamilkli. Gdy Lavard chciał się odezwać nagle usłyszeli dość głośne krzyki. Spojrzeli po sobie zdziwieni i udali się w stronę dochodzących głosów. Na korytarzu przed klasą Transmutacji, ku zdziwieniu wszystkich stał Draco Malfoy i Hermiona Granger. Nienawiść, jaka biła z ich oczu do siebie nawzajem, jeszcze nigdy nie była tak widoczna.
- Jesteś zwykłym śmieciem!
- A Ty nic nie wartą kujonką! - Krzyknął.
- Jak możesz?! Ty...
- Jesteś żałosna, Granger!
- Ja?! Ja się obściskuje z dziewczyną, którą znam od dwóch godzin?! NIC SIĘ NIE ZMIENIŁEŚ, JESTEŚ DALEJ TAK SAMO PUSTY I ZIMNY JAK KIEDYŚ!
- Nie masz prawa tak mówić, nawet nie wiesz, co się stało!
- Jeszcze ślepa nie jestem, kretynie! - Krzyknęła. Oboje trzęśli się ze zdenerwowania. Ich złość sięgała zenitu, a nikt dookoła nie odważył się nic powiedzieć.
- Ja bym w to wątpił, bo twoje analizy zawsze są błędne - prychnął głośno.
- Błędny to jest twój mózg, Malfoy!
- Twój mózg za to się już chyba przegrzał!
- Wcale nie jesteś zabawny!
- A ty wręcz bardzo!
- Takim pajacem jak ty, to nikt nie jest!
- Gorszej hipokrytki nie widziałem!
- I dobrze, bo więcej nie zobaczysz!
- Mam taką nadzieję!
- Nie odzywaj się do mnie nigdy więcej, ty arogancki dupku!
- Z wzajemnością cnotko! - Wrzasnął. Hermiona nie wytrzymała i z całej siły uderzyła chłopaka w twarz. Po korytarzu rozległ się cichy szept zdziwienia.
- Jak śmiesz...
- Mam nadzieję, że zdezynfekuje dłoń, bo twój cynizm i głupota okażą się zaraźliwe.
- Tobie i tak już nic nie pomoże, szlamo.
- Myślałeś, że mi to robi, Malfoy?
- Nie myślę o tobie, Granger. Nie pochlebiaj sobie.
- Spieprzaj - warknęła i oddaliła się szybkim tempem. Wszyscy w dalszym ciągu stali z oniemieniem wymalowanym na twarzy. Niektórzy Ślizgoni zaczęli gratulować Malfoyowi, ale ten po chwili się zdenerwował.
- Nie macie co kurwa robić?! - Krzyknął i w tym momencie rozległ się dzwonek na lekcje. Wszyscy zaczęli się rozchodzić, jakby w popłochu. Joe pociągnął Elizę za łokieć w przeciwnym kierunku, znikając z pola widzenia blondyna.
- Ugh, nieźle - mruknęła.
- No tak ostro to jeszcze się chyba nie kłócili.
- Ciekawe, o co poszło - rozmyślała na głos dziewczyna.
- Wiesz, chyba bardziej mnie interesuje to, co robił tu Eryk.
- Joe! Wrzuć na luz, pogadamy o tym po lekcjach? Na razie go nie widzieliśmy, nie możemy aż tak rzucać się na wodę, skoro nie mamy nawet wiosła - mruknęła. Lavard nie zbytnio zrozumiał jej przenośnię, dlatego zrezygnowany podążył na lekcje.

~~~

- Wiesz, o co poszło? - Zapytał szeptem Ron na lekcji Transmutacji. Hermiona nie pojawiła się  na niej, a McGonagall skwitowała to jedynie zdaniem 'porozmawiam sobie z panną Granger po lekcjach'.
- Nie mam pojęcia, oni zawsze się kłócili - mruknął Potter.
- Taaak, ale chyba nigdy nie aż tak - dodał zdumiony rudowłosy.
- Cisza tam z tyłu! - Zawołała Minewra. Oboje odsunęli się od siebie szybko udając, że coś notują. Weasley znowu się pochylił nad Wybrańcem.
- Hermiona wspominała coś o jakiejś dziewczynie - mruknął. Harry wywrócił oczami i spojrzał na chłopaka z politowaniem.
- Tak? To się jej zapytaj - odparł zrezygnowany.
- Pan Potter i pan Weasley! - Wrzasnęła. Oboje spojrzeli na nią przepraszającą. Czarnowłosy zaczął notować coś na pergaminie. Przez pięć minut wszyscy uważnie słuchali dyrektorki, a po chwili chłopak ponownie usłyszał głos przyjaciela.
- Jak ja się zapytam, to się nie dowiem, bo ze mną jeszcze tak nie gada...
- No to nie wiem - przerwał mu Potter.
- Może ty byś się wypytał?
- A co cię to tak interesuje? - Zapytał zdziwiony spoglądając na niego. Wzruszył ramionami.
- Martwię się o nią...
- Jest duża, nie musi nam się już ze wszystkiego spowiadać - mruknął Harry wymijająco.
- No, ale zapytasz?
- POTTER I WEASLEY! ZOSTANIECIE PO LEKCJI! - Wydarła się na cały głos, na co połowa uczniów podskoczyła przestraszona. Chłopcy pokiwali głowami, a Potter zgromił Weasleya wzrokiem. On jedynie spojrzał na niego przepraszająco i przez resztę lekcji się nie odzywał. W jego głowie dalej widniał obraz kłócących się ze sobą odwiecznych wrogów, co dawało mu pewność, że przez ostatni miesiąc nic między nimi nie zaszło. Oczywiście, nie dopuszczał do swojej głowy w ogóle takiej hipotezy, że między jego Hermioną a tą tlenioną fretką coś jest, ale nie chciałby też, żeby ich stosunki zeszły na neutralny tor. Nie żeby życzył jej źle, ale po prostu wolał być pewny, że nic nigdy między nimi nie wykiełkuje, co jest oczywiście jednym wielkim absurdem. Przecież on już widział ich gromadkę dzieci i ją w roli kochającej żony i dobrej matki.
~~~





- Ginny! - Krzyknęła Hermiona widząc, jak rudowłosa wchodzi właśnie do sali na zajęcia. Dziewczyna odwróciła się w jej kierunku i ze zdziwieniem podeszła do niej.
- Co się stało? Nie masz lekcji?
- Nie idziemy na tą lekcję.
- Ale..
- Żadne, ale Ginn. Musisz mi pomóc - powiedziała błagalnie Granger. Weasley spojrzała za siebie na zamykające się drzwi od klasy i westchnęła głęboko.
- Nie wiem, co się dzieje z panną Granger, która nie opuszcza zajęć...
- Ma urlop, chodź - przerwała jej i zaciągnęła koleżankę do pustej klasy. Rzuciła torbę z książkami na ziemię i wzięła głęboki oddech. Ginny usadowiła się wygodnie na ławce i spoglądała pytającym wzrokiem na brązowowłosą.
- Co się dzieje?
- Malfoy - mruknęła jedynie.
- Co Malfoy? - Zapytała zdziwiona.
- Pokłóciłam się z nim - odparła przygryzając wargę.
- No i? To nic nowego.
- Ginny, nic nie rozumiesz... - zaczęła powoli, siadając na przeciwko niej i opierając się o ścianę.
- W takim razie słucham.
- Ostatnio między mną a Malfoyem, nie było jak kiedyś - powiedziała na wydechu.
- To znaczy? - Spojrzała na nią podejrzliwie.
- To znaczy, że... - przerwała przymykając oczy - to znaczy, że... jezu Ginn! Całowałam się z nim - odparła załamanym głosem. Ginewra o mało, co nie spadła z ławki. Jej oczy były tak ogromne jakby właśnie wsadziła tam sobie dwa galeony.
- Nie patrz tak - mruknęła zażenowana brązowowłosa i schowała twarz w dłoniach.
- I TY MI O TYM DOPIERO TERAZ MÓWISZ?!
- TY MI O ZABINIM TEŻ NIC NIE POWIEDZIAŁAŚ! - Żachnęła się.
- Skąd wiesz? - Zapytała szybko. Hermiona wywróciła oczami.
- Widziałam wasze spacerki...
- Dobra nie ważne. Mów, co z tobą i eh...Malfoyem.
- Właśnie nic, jeny to jest trudne. Bo nic nie jest, a ja...
- Przejmujesz się.
- Dokładnie - pokiwała głową.
- A on?
- Co on? - Zapytała.
- No, mówił coś? Co czuje? O ile on w ogóle czuje - dodała drapiąc się po podbródku. Hermiona z ciężkim sercem opowiedziała wszystko swojej przyjaciółce. Gdy skończyła czuła się lżej i żałowała, że nie powiedziała jej tego wszystkiego wcześniej. Przecież ona zawsze potrafiła jej doradzić.
- Co za świnia. Nowa dziewczyna i leci do niej jak dziecko do nowej zabawki...
- Nie wiem, co mam zrobić.
- Walcz! - Zawołała bojowo.
- Co? O co niby? O niego?! Ja go nienawidzę!
- Z tego, co mi opowiedziałaś, mogę wnioskować zupełnie, co innego...
- Ginewro Weasley. Nie uderzyłaś się przypadkiem w głowę?
- No chyba ty - mruknęła.
- Jedyne moje uczucie do niego to nienawiść, która dzisiaj przeszła wszelkie możliwe granice.
- Ja tam widzę, co innego.
- Miałaś mi pomóc!
- Dam ci jedną radę. Jeżeli nie chcesz być zraniona, to nie odpuszczaj - spojrzała na nią wymownie, a Hermiona właśnie pogrążyła się w swoich myślach. To wszystko było dla niej za trudne, za dużo się działo. Chciała to sobie poukładać, na spokojnie, ale zawsze coś jej w tym przeszkodziło. Coś, albo raczej ktoś...
- Dziękuję Ginny.
- Nie ma, za co. Bierz się w garść - przytuliły się do siebie i całe czterdzieści pięć minut spędziły na nadrabianiu rozmów. Poruszyły tematy, których unikały i obie poczuły jak ogromny ciężar spada im z ramion i z serca. Dla obydwóch był to początek czegoś innego, lecz los pisał swój scenariusz...




* tak wiem, w wielu opowiadaniach ten pomysł się pojawia, ale u mnie postaram się to pozmieniać i nie chciałbym, żeby ktokolwiek pomyślał, że próbuję zgapić lub skopiować ten pomysł. Nie, po prostu chcę go przerobić na swoją własną wersję, ale to w swoim czasie.
+ dodaję nowe postacie do zakładki 'Bohaterzy opowiadania'. 

20 komentarzy:

  1. Intrygujesz z kazdym słowem coraz bardziej...
    Lumossy

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem pod wrażeniem.
    Genialny rozdział.
    Kolejne komplikacje
    Pozdrawiam, em. :*

    OdpowiedzUsuń
  3. No jacie, i znowu wszystko się komplikuje! ;( Zmiana patrolów, jeszcze ta Emily, i ta beznadziejna kłótnia! Łamiesz mi serce! A jak Malfoy pójdzie na bal z tą kretynką to... nakopie ci do tyłka, o !
    No ja wiem, to wszystko wina Tuska!
    Kocham Harry&Megan <3
    Rona powinno się zlikwidować - jeszcze znowu coś namota... chyba, że tak namota, że Draco będzie musiał mu przywalić w obronie Granger. Wtedy by się podobało :D
    Noo, fajnie, że Joe wie o co chodzi Ericowi , szkoda że ja nie wiem, grrh -.-
    Taaak, chaotyczny komentarz :D
    ciemneijasnekoloryswiata.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję misiaczku, wszystko przez Tuska! :D dokładnie :D.nie bij mnie proszę :c

      Usuń
  4. Dlaczego się pokomplikowało?!
    Nie lubię nowej Prefekt Naczelnej!!!
    Ale może Ginny coś zaradzi :3
    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hihi, już wspominałam, że w tym opowiadaniu, wszystko dzieje się jak sinusoida :D

      Usuń
  5. Dlaczego muszą być komplikację? Ale fajny rozdział :-) Czekam na następny!!

    OdpowiedzUsuń
  6. witam Cię, dopiero trafiłam na Twojego bloga, zapowiada się super!
    Nowa prefekt naczelna? Hmm,, mam wrażenie, że będzie z niej niezłe ziółko.
    Przez chwilę miałam wrażenie, że Hermiona jest chra, przy fragmencie o bolącym kręgosłupie i wzmiance, iż nie chce biegać z głupotami do skrzydła szpitalnego... Oby było ok.

    Jednak, jednak- proszę zajrzyj na www.well-you-re-quite-nice-you-know.blogspot.com
    Nie, nie w celu przeczytania i skomentowania rozdziału- ale jest tam baaardzo ważna notka, z którą trzeba dotrzeć do jak największej ilości magicznych ludzi:)

    Koniec psot!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję, to dla mnie bardzo budujące :*
      z pewnością zajrzę :*

      Usuń
  7. jestem pod wrażeniem Twojego talentu pisarskiego rozdział genialny. Historia coraz bardziej się komplikuje ale to dobrze bo dzięki temu nie jest nudno. Blaise i Ginny cudowna z nich para mam nadzieję że to się ślubem skończy..) Karola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję kochana, cieszę się, że znasz moje podejście - musi się coś dziać :D

      Usuń
  8. No i co ja mogę napisać - oczywiście rozdział baardzo mi się podobał :) Tylko co to za zmiany z patrolem? Ciekawe, co z tego wyniknie...
    Łoho, a cóż to za ostra kłótnia między Draco i Hermioną? Mam nadzieję, że jakoś dojdą do porozumienia, bo jak nie, to... to będzie źle :D
    Pozdrawiam i czekam na nowy rozdział! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Fajny rozdział zresztą jak zawsze. Podoba mi się pomysł zmiany osób na patrolach. Chociaż trochę szkoda tych wspólnych nocy z Hermiony z Malfoy'em. Ginny i Blaise świetnie oni są tak pozytywnie zakręcenie, że wszystkie ich momenty czyta się z uśmiechem. Czekam na dalsze wyjaśnienie co z Erykiem ;)
    Pozdrawiam Syntia
    Ps. u mnie na sladem-snu jak na razie się notka nie pojawi, wiec zapraszam na jestem-niewierna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wielka szkoda! :C ale wejdę i zajrzę na drugiego bloga :)
      dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  10. Piękna myśl na początku :)
    Rozdział naprawdę jest super i ciekawa jestem co będzie dalej :)
    U mnie pojawił się nowy rozdział więc zapraszam :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń