sobota, 19 października 2013

19.


"Naprawdę głębokiego smutku, nie da się wyrazić nawet łzami"        



     Hermiona szła razem z Zachariaszem po ciemnych korytarzach zamku. Była pogrążona we własnych myślach. Cały czas w jej głowie szumiały słowa Docks. Nie umiała sobie odpowiedzieć, czy była to prawda, czy ona jedynie starała się zepsuć całą jej relację... Chwileczkę. Granger, jaką relację? Między nią a blondynem przecież nic nie ma. Cały czas żyje w jakiejś złudnej bajeczce, którą on opowiada. Wiele razy przecież chciała z tym skończyć, z tą chorą sytuacją z Malfoyem. Czemu w ogóle jest taka naiwna? Nie miała nic przeciwko, gdy jej relacje z blondynem były na poziomie zlodowacenia, a gdy nadszedł czas ocieplenia, jedynie czuje oparzenia z tego powodu, rany nie chcą się goić, a ona ciągle dostaje nowych. Chciała zapomnieć, pragnęła odzyskać kontakt z przyjaciółmi, chciała wrócić do normalnego życia. Ale nie to jej było pisane.

 ~~~

          Deszczowy wieczór i mocno zachmurzone niebo przysłaniało księżyc. Sobotnie rozgrywki odbyły się w ogromnej chlapie i w błocie, powodując jedynie u uczniów przeziębienie i niechęć do całego dalszego dnia. Cały mecz nie trwał długo, można by nawet powiedzieć, że rekordowo krótko, ponieważ zaledwie dwadzieścia minut. Obie drużyny mianowicie Sabiduriamago z Hiszpanii oraz Modroponos ze Słowacji walczyły równo i fair-play. Niestety szukający z cieplejszych stron nie okazał się dość dobry, w porównaniu do Megan z Modroponos. Chwyciła znicz już po piętnastu minutach meczu, ale zanim z nim doleciała na stadion, minęły z kolejne trzy. Ostateczny wynik to 140-35. Świętowanie i zabawy w Pokoju Wspólnym przyjezdnych było słychać na całe zamczysko. Wielu uczniów z Hogwartu było właśnie tam zaproszonych, między innymi Eliza Lloyd, która przyszła sama. Dlaczego? Joe właśnie gnał przez błonia i las do Hogsmade. Miał dużo ważniejsze i poważniejsze sprawy niż imprezowanie. Tu chodziło o dobro nie tylko jego, ale też bliskich mu osób. Nie mógł pozwolić by kogokolwiek skrzywdzono.
            Z impetem otworzył drzwi do baru o dźwięcznej nazwie 'pod świńskim łbem' i rozejrzał się dookoła. Gdy ujrzał w rogu pomieszczenia dwóch mężczyzn od razu skierował się w ich stronę. Usiadł na krześle na przeciwko nich, uprzednio podając im dłonie i zdjął z siebie mokrą kurtkę.
- Witaj synu - zaczął niskim głosem starszy z przybyszy.
- Witaj ojcze, wuju - skinął głową w stronę drugiego mężczyzny.
- Przejdźmy od razu do rzeczy, mów nam wszystko, co wiesz.
- Starałem się cokolwiek ustalić, niestety tuszuje ślady wręcz doskonale. Widziałem go jedynie ten raz na rozgrywkach, ale to nie był przypadek, żeby przyszedł sobie pooglądać mecz - stwierdził ironicznie.
- Prawda, coś jest na rzeczy.
- Nie coś, tylko ktoś - poprawił go starszy mężczyzna.
- Braian, nie możemy być pewni, że to chodzi o nią - powiedział do niego wuj Joe.
- Davidzie, on poluje na nią odkąd tylko dowiedział się, kim jest i dlaczego jest nad nim ta klątwa - warknął ojciec Joe.
- Prawda, wuju. Wiedział, że gdy on jeszcze żył, nie mógł nic zdziałać, teraz ma zupełnie wolną rękę.
- Tak, ale to nie świadczy o tym, że...
- Dość - uniósł głos Braian - przestań wreszcie podważać racjonalne zdanie. I ty i ja doskonale to wiemy, tylko ty jak zwykle nie chcesz dopuścić do siebie tej myśli, że klątwa znowu wraca - syknął w stronę brata. David zmrużył niebezpiecznie oczy, poprawiając włosy, ale w końcu pokiwał głową.
- Dobrze, niech wam będzie. Co teraz?
- On w jakiś sposób wchodzi do zamku - mruknął Joe.
- Nie mówiłeś o tym...
- Dobrze wiesz ojcze, że nadal przechwytują sowy.
- No tak, tak.
- Myślicie, że chce tego dokonać do końca tego roku? - Zapytał David.
- Ja myślę, że on chce to zrobić, do końca tego miesiąca - westchnął Brian.
- Co?!
- Posłuchajcie, pamiętacie jak moja matka zawsze opowiadała nam historię tej klątwy? Przecież ona jest zapisana w prastarych księgach wieczystych! - Zawołał przyciszonym głosem.
- No tak, ale...
- Nie ma, ale. Jeżeli znalazł sposób dostania się do Hogwartu, to znaczy, że będzie działał szybko.
- Co teraz będziemy robić? - Zapytał już zniecierpliwiony Joe.
- Ty dalej starasz się odkryć, w jaki sposób on dostaje się do zamku i musisz mieć oko na nią. Nie może jej spać włos z głowy, bo to zaburzy cały system, wiesz, że jeżeli wykorzysta ją do odwrócenia klątwy, to ona nie przeżyje.
- Tak wiem, nie przypominaj - westchnął młody chłopak.
- Dobrze w razie, czego nie wysyłaj nam sowy, ale bezpieczniejsze będą patronusy. Jeżeli będzie jakakolwiek podejrzana sytuacja daj znać, cała rodzina jest postawiona na nogi w gotowości.
- Dobrze, to do usłyszenia - powiedział Joe podając dłonie ojcu i wujowi przy drzwiach.
- Uważaj na nią!
- Obiecuję tato - odparł i po chwili zniknął im z pola widzenia.

~~~

- Byłaś świetna - szepnął Harry do ucha Megan. Dziewczyna zachichotała kolejny raz i spojrzała na niego mocno świecącymi się oczyma i przygryzła wargę. Mierzwiła jego czarną czuprynę swoimi pazurkami i co jakiś czas składała na jego szyi pocałunki.
- Na prawdę? - Zapytała.
- Na prawdę - odparł całując ją w usta. Leżeli u niego w sypialni zupełnie sami, ponieważ większość uczniów znajdowała się na imprezie u przyjezdnych.
- Ależ ty jesteś kochany - westchnęła jeżdżąc opuszkiem palców po konturach jego twarzy.
- A ty słodka - mruknął przygryzając płatek jej ucha.
- Harry?
- Tak? - Spojrzał na nią. Widział, że chciała go o coś zapytać, dlatego oparł się nad nią na łokciu i przyglądał jej zmiennej mimice twarzy. Miętoliła w dłoniach jeden ze swoich loczków.
- Powiedz mi proszę, czy ty... - westchnęła głęboko - czy ty coś do mnie czujesz? - Nie miała odwagi spojrzeć mu w oczy, ale on wykonał ten gest za nią, przysuwając jej podbródek bliżej siebie. Była zmuszona odszukać wzrokiem jego śliczne zielone tęczówki, które sprawiały, że czuła się przy nim wspaniale.
- Megan od dłuższego czasu próbuję ci powiedzieć, że jesteś najlepszym, co mogło mi się przytrafić w życiu - przejechał kciukiem po jej zaróżowionym policzku i delikatnie pochylił się aby pocałować ją w usta. Mimowolnie przyciągnęła go do siebie mocniej oddając pocałunek.
- Cieszę się, ponieważ ty też dla mnie bardzo wiele znaczysz - mruknęła między pocałunkami.
- Może spróbujemy być razem? - Odparł po dłuższej chwili ciszy. Dziewczyna dostała radosnych iskierek w oczach, a na jej usta wstąpił ogromny uśmiech. Zarzuciła ręce na szyję wybrańcowi i mocno go wycałowała.
- Z wielką chęcią - westchnęła radośnie. On również nie krył zadowolenia. Przez kolejną godzinę leżeli w milczeniu wpatrując się w siebie. Harry nie chciał, ale porównywał ją do Ginny. Musiał przyznać, że stopień zwariowania miały podobny, ale Megan w przeciwieństwie do Rudej, potrafiła być cicha i spokojna, wyczuwała, kiedy potrzebował rozmowy, a kiedy śmiechu i żartów. Miał wrażenie, że była dla niego ideałem, jego odzwierciedleniem. Dlatego dziękował Bogu, że otrzymał kogoś takiego jak ona.
- Może pójdziemy zobaczyć, co tam się dzieje? - Zapytała po półtorej godziny. Potter przeciągnął się głośno i pokiwał głową, że się zgadza.
- Dobra, chodźmy - wygrzebali się z pod kocyka i po grubszym ogarnięciu się wyszli do Pokoju Wspólnego, a później na korytarz. Harry niepewnie, ale złapał blondynkę za dłoń, a ona od razu ścisnęła ją mocniej. Oboje mieli wymalowane uśmiechy na twarzy, dla nich był to początek czegoś wspaniałego.

~~~

            Mijały tygodnie, pogoda dalej zwiastowała ponurą aurę wśród uczniów. Kolejne monotonne dni zbliżały jedynie do jesiennego balu Halloweenowego. Przesilenie dawało się we znaki uczniom, powodując u nich zmęczenie i brak jakiejkolwiek zachęty do działania. Wieczory zazwyczaj spędzali, albo w swoich własnych prywatnych dormitoriach, albo integrowali się z przyjezdnymi drużynami. Życie toczyło się pomału do przodu, rok szkolny leciał niczym woda z kranu, stopni przybywało, punkty odejmowano i dodawano, szlabany były na porządku dziennym dla każdego. Można by nawet powiedzieć, że jesień dla uczniów to okres przesilenia w związkach. Dla jednych wpływała lepiej dla innych nieco gorzej. Fanki i wielbicielki Harrego Pottera pogrążyły się w rozpaczy po wieści, że ich idol ma dziewczynę. Co gorsza, nie mogły znieść widoku dwóch gołąbków, między którymi zakwitała miłość. Joe i Eliza również przechodzili kolejne etapy w swoim wspólnym życiu, które było dosyć zagmatwane. Oboje próbowali rozwikłać zagadkę tajemniczego przybycia Eryka do Hogwartu, wymyślając różne tezy. Ginny i Blaise niestety, albo stety dla fanek Zabiniego, nie rozmawiali. Rudowłosa starała się być neutralna wobec dwóch swoich adoratorów, co ani jednemu, ani drugiemu się nie podobało. Z Blaisem mijali się na korytarzu bez żadnego 'hej', z Deanem rozmawiała jedynie kiedy musiała. Przygnębiało ją to, ale nie potrafiła uwierzyć żadnemu z nich, chociaż snuła przypuszczenia, co do tego, kto mówi prawdę. Pomimo zapewnień Dracona i Joe, dalej zostawała nieugięta, w końcu jest Gryfonką, a Ślizgonom nie ufa. Wieści o tym, że Zabini chodzi struty, sam pije, nie rozmawia z nikim i nawet nie umawia się z żadnymi dziewczynami, za nic nie skruszyły lodu wokół jej serca. Dobrze wiedziała, że długo tak nie pociągnie, ale chciała sobie wszystko po kolei poukładać. W końcu nie wszystko kręci się wokoło facetów. Wracając do Dracona Malfoya, można powiedzieć o kolejnym udanym sercowym podboju. Plotki krążyły już od tygodnia po zamczysku, ale dopiero w ciągu ostatnich kilku dni, wszyscy się upewnili, że największy casanova szkolny ma dziewczynę. Emily była za to w siódmym niebie, nie mogła przestać szczerzyć się do ludzi, gdy tylko mijała ich na korytarzach, jak szła za dłoń z Malfoyem. Koleżanki wyrywały sobie włosy z zazdrości, a ona czuła się jak królowa. Oprócz wszelkich kłótni blondyna z Zabinim i Joe, on podjął decyzję o spróbowaniu, nie zważając na reakcję pewnej brązowowłosej Gryfonki. Hermiona Granger całe przesilenie jesienne znosiła bardzo niemrawo. Nie potrafiła znaleźć sobie miejsca w Pokoju Wspólnym Prefektów. W jej własnej prywatnej sypialni, co chwilę przesiadywał Zachariasz, na zmianę z Ronaldem, który swoją drogą zanim uzyskał wybaczenie od Hermiony, musiał na prawdę stawać na rzęsach. Jak zwykle obudził się ze spóźnionym zapłonem, ale przeprosił i to wielokrotnie, a znany z natręctwa, to w końcu mu się udało. W taki oto sposób, odkąd tylko Granger ujrzała pocałunek Dracona i Emy w Pokoju Wspólnym Prefektów, poczuła się strasznie. Tłumaczyła sobie oczywiście to tym, że nienawidzi publicznego okazywania uczuć, co było rzecz jasna nie prawdą i tym, że nie interesuje ją kompletnie blondyn. Dlatego też odkąd tylko była świadkiem tej felernej sytuacji, nie spała ani razu w swojej sypialni. Podczas patrolu dwójki nowych gołąbków przeniosła swoje rzeczy to pokoju Ginny. Wszystko było tajne, nikt o tym nie wiedział oprócz Ronalda, Harrego i samej rzecz jasna Rudowłosej i jej lokatorek. Zachariasz zorientował się dopiero po kilku dniach, ale obiecał, że nikomu nie powie. Jej serce było przepełnione żalem, dlatego każdy wolny wieczór spędzała w łóżku pod kocem wraz z Krzywołapem, topiąc smutki w swojej poduszce.
            Nastał dwudziesty piąty października. Hermiona właśnie maszerowała w stronę wieży astronomicznej z listem do babci Charlotte, do której już dawno nie pisała. Nie lubiła środy, był to według niej najgorszy dzień tygodnia. Z westchnieniem weszła po kamiennych schodach, otworzyła stare skrzypiące drzwi i podeszła do swojej sówki. Pogłaskała ją po główce i delikatnie zawiązała wstążkę z listem do wysłania. Po tym jak dała jej przysmak, wypuściła ją z okna, patrząc jak odlatuje. Opuściła głowę tak, że jej niesforne loki, które przestała układać, opadły na jej zaróżowione z zimna policzki. Wypuściła powietrze z płuc i odwróciła się w stronę wyjścia. W przejściu spotkała Zabiniego.
- Oh, cześć Blaise - posłała mu delikatny uśmiech. Chłopak podniósł wysoko głowę i na jego twarz wstąpił cień uśmiechu. Nie pasowało to do wiecznie wesołego Ślizgona. Hermiona zmarszczyła brwi, gdy ją wyminął, zdając sobie sprawę, że dawno już nie rozmawiała z bliskim jej osobami. Ostatnie dni spędziła zamknięta w pokoju, nie odzywając się praktycznie do nikogo, a najbliższych utwierdzając w przekonaniu, że dopadła ją chandra, co było chyba największym kłamstwem życiowym. Dlaczego? Ponieważ najzwyczajniej w świecie cierpiała na syndrom złamanego serca. W tej chwili poczuła, że jej stan jest bardzo bliski stanu Blaisa, dlatego podeszła do niego i podobnie jak on oparła się o murek.
- No powiedz - mruknęła cicho, nie patrząc na niego. Przez dłuższą chwilę panowała cisza, ale w końcu chłopak odparł:
- Nie kocha mnie.
- Skąd możesz wiedzieć... - westchnęła.
- To samo mógłbym powiedzieć do ciebie - jego kąciki ust uniosły się delikatnie powodując u Hermiony zaciekawienie.
- Myślę, że siedzimy w tym samym bagnie.
- Albo gównie - westchnął. Odwrócił się w jej stronę wyciągając do niej ramię, które chętnie chwyciła i skierowali się do wyjścia.
- Wyprowadziłaś się z Pokoju Wspólnego?
- Już kilka dni temu - odparła.
- Dlaczego? - Zapytał.
- Myślę, że doskonale znasz powód, jak nie to twój problem - westchnęła śmiejąc się cicho.
- Ja mogę jedynie podejrzewać, po powodów może być miliony.
- Też prawda - zgodziła się.
- Mówiła coś o mnie? - Zapytał nieśmiało. Hermiona spojrzała na niego i uśmiechnęła się w jego kierunku.
- Nie raz.
- Jakaś nadzieja jest.
- Bardzo duża, Blaise - pchnęła go lekko w bok, a on śmiejąc się uczynił to samo.
- Wiesz, że uciekając nigdy niczego nie załatwisz?
- Ale tak jest wygodniej - uśmiechnęła się niepewnie.
- Dla ciebie?
- Dla wszystkich - pokiwała spokojnie głową.
- Nie był bym tego taki pewien.
- Ja jestem - ucięła szybko.
- Musimy się spotkać i pogadać na spokojnie... - stwierdził chłopak, gdy doszli pod schody do wieży Gryffindoru.
- Masz rację, musimy pogadać.
- Jutro się zgadamy, a teraz śpij dobrze - posłał jej ciepły uśmiech.
- Nawzajem Blaise - uścisnęła go i odeszła w stronę schodów.

~~~

- To jest zwyczajny absurd! Co za mała wredna żmija! - Przeżywała Pansy Parkinson wieści o nowym związku szkolnym. Chodziła naburmuszona po całym Pokoju Wspólnym Ślizgonów, wymachując na zamianę swoimi bladymi rękoma. Astoria i Dafne, które siedziały na kanapie przy kominku, przyglądały się przyjaciółce.
- Musiała mu nieźle zakręcić w głowie - westchnęła smutno Astoria i chwyciła po magazyn 'Czarownica'. Pansy zmierzyła ją lodowatym wzrokiem.
- Przecież ona jest taka brzydka, co on w niej widział, no?!
- To samo, co w każdej panience Pans, nie wiem czemu tak przeżywasz, po chodzi z nią może tydzień i co? Da sobie spokój, nie znasz go? - Westchnęła smętnie Dafne odrywając głową znad swojego wypracowania.
- Tak, ale...
- Nie marudź, tylko weź się za esej na OPCM - nakazała jej starsza z sióstr Greengras.
- Nie skupię się teraz, boże czemu on nie chce być ze mną - zapiszczała z żalem w głosie i opadła na kanapę. Położyła sobie rękę na czole i wypiła pół szklanki Ognistej na raz. Obie siostry spojrzały po sobie znacząco.
- Idę się przejść - powiedziała zrywając się na równe nogi.
- Dokąd? - Zapytała Astoria.
- Nie wiem, gdziekolwiek. Może spotkam tą całą Docks, to jej nogi z dupy powyrywam - syknęła i zniknęła za kamienną ścianą. Jej złość emanowała co najmniej na pół metra od niej. Nie mogła zrozumieć, co Dracon widzi w tej całej Emy. Chociaż ona wcale nie jest gorsza, niż ta cała szlama Granger. Swoją drogą dawno już jej nie widziała, jak zazwyczaj kręciła się gdzieś po zamku, to ostatnio zniknęła jak kamień w wodę. Eh, a zresztą, co mnie obchodzą jakieś głupie szlamy?!
- Cześć - usłyszała tuż za swoimi plecami i aż podskoczyła ze strachu. Odwróciła się szybko widząc dobrze jej znaną męską twarz.
- Oh, cześć. Dawno cię nie widziałam - mruknęła mrużąc oczy, żeby zobaczyć jego twarz w ciemnym korytarzu. Nie zdążyła się nawet zorientować, a już jego usta gościły na jej. Z zachłannością oddała pocałunek, przy okazji zarzucając ręce na kark. Przytrzymał ją w tali i przez dłuższą chwilę stali całując się. Gdy się od siebie oderwali, zaczął mówić bardzo poważnym głosem.
- Już nie długo wkraczamy do akcji. Musisz być teraz zwarta i gotowa, jak wszystko pójdzie po mojej myśli, to się uda. Zemsta będzie słodka, kochanie - mruknął do jej ucha, a ona zachichotała.
- A kiedy chcesz to dokładnie zrobić?
- W święto duchów, ale wszystko może się zmienić, miej na nią oko. A teraz muszę już iść. Nie mogę długo przebywać teraz za swoją kryjówką, muszę zbierać i regenerować siły - założył jej kosmyk za ucho i pocałował w czoło.
- Dobrze, do zobaczenia - mruknęła całując go jeszcze raz w usta.
- Ale żeby było jasne, ja mam w tym pięćdziesiąt procent nagrody - dodała wskazując na niego palcem. Pokiwał delikatnie głową i oddalił się w głąb korytarza. Dziewczyna z westchnieniem zawróciła do Pokoju Wspólnego.

~~~

            Joe właśnie wracał z wieczornej przechadzki. Był strasznie poirytowany dalszą niewiedzą. Już zaczynał mieć wątpliwości, co do całego tego pojawienia się Ridlle'a. Nic się ostatnio nie dzieje, ona jest bezpieczna, nie mógł wymyślić nic sensownego. Może na prawdę wszystko jest całkiem bez sensu, a on zwyczajnie przesadza? Z zamyślenia usłyszały go ciche i szybkie kroki. Normalnie przeszedłby obok tego ze spokojem, ale jego intuicja nakazała mu sprawdzić, co się dzieje. Stanął za wielkim kamiennym słupem wstrzymując oddech i nasłuchiwał. Kroki nasilały się, aż w końcu w zasięgu jego wzrok pojawiła się sylwetka kogoś wysokiego. Z racji, że znajdowali się na dziedzińcu, to zawiał wiatr, a kaptur, który tajemnicza postać miała zarzucony na głowie, opadł jej do tyłu, ukazując twarz. Joe od razu wyczarował patronusa i starając się najciszej jak potrafi pójść za Erykiem. Gdy wyszedł na dziedziniec, poczuł krople deszczu na swojej twarzy. Nie mogąc już dłużej wytrzymać, wycelował w niego różdżkę.
- Cóż za spotkanie, Ridlle - zawołał. Chłopak jakby znieruchomiał w miejscu. Joe podszedł do niego szybko i zatrzymał się kilka kroków za nim, znając jego możliwości. Powoli zaczął się odwracać, a ich spojrzenia się spotkały.
- Witaj Lavard - warknął.
- Czego tu szukasz?! - Syknął. Żałował, że nie może stanąć z chłopakiem w pojedynkę. Jego siła i moc były zbyt mocne, potrzebował wsparcia, ale jak na razie nikogo nie widział.
- Oh, nie rozśmieszaj mnie, jesteś przecież bystrym chłopakiem - syknął, a w jego oku pojawił się błysk. Ślizgon wzdrygnął się na samą myśl o tym, ale zacisnął mocniej zęby.
- Nie uda ci się - wykrztusił.
- Jesteś w błędzie, Joe - powiedział przesłodzonym głosem - mi się już udało - zaśmiał się szaleńczo.
- Tak ci się tylko wydaje, Ridlle! Nigdy tego nie uczynisz.
- Za długo czekałem na ten moment, żeby mi się nie udało, głupcze!
- Nie uda ci się - pokręcił głową.
- Jesteś bardzo naiwny zwłaszcza, kiedy się tu przeniosłeś, myślałem, że już nigdy jej nie dostanę, a tu proszę bardzo, sam wskazałeś mi miejsce, sam udostępniłeś mi wszystko - posłał mu szyderczy uśmiech.
- Nie dostaniesz jej!
- Oh, czyżbyś wezwał pomoc? - Zaśmiał się głupkowato.
- Nie uciekniesz.
- Radzę ci stąd spieprzać Lavard, nie zmienisz biegu wydarzeń - szepnął i nagle rozpłynął się w powietrzu. Joe rozejrzał się dookoła siebie, a mokre włosy przylepiły się do jego czoła. Zaklął siarczyście. Przed nim nagle zjawił się jego ojciec, matka, wuj, ciotka i kuzynostwo.
- Gdzie on jest?
- Wiedział, że się zbliżacie, rozpłynął się w powietrzu, nie wiem - warknął zniechęcony.
- Nie możemy tutaj długo przebywać, ale wiemy przynajmniej, że on wcale nie jest taki głupi, jak ostatnim razem - powiedziała spokojne matka - dobrze, że nas wezwałeś.
- Mówił, że już jest wygrany, że niedługo się wszystko wydarzy...
- Miej ją na oku, na bieżąco kontroluj, co robi - powiedział ojciec.
- Dobrze, ale...
- Nie - powiedziała jego kuzynka.
- Nie możesz tak myśleć, wszystko się uda - mruknęła przytulając go. Wziął głęboki oddech i uśmiechnął się do nich.
- Lećcie już, nie mogą was zobaczyć.
- Trzymaj się i pamiętaj, miej ją na oku - powiedział ojciec i chwilę później już ich nie było. Joe odszedł w stronę zamku, a strużka łez bezsilności zmieszała się z kroplami deszczu...

~~~

- Auć! - Krzyknęła wystraszona i zdezorientowana Hermiona. Leżała właśnie na zimnej posadzce, po zderzeniu z czymś wysokim i twardym na zakręcie. Uderzyła się w głowę i czuła właśnie piekący ból. Z westchnieniem i jękiem otworzyła oczy przyglądając się swojemu oprawcy i nie ukrywając złości, wstała szybko na równe nogi i krzyknęła:
- UWAŻAJ JAK CHODZISZ, SIEROTO!
- To lepiej ty patrz pod nogi, Granger - syknął blondyn również podnosząc się z podłogi. Dziewczyna prychnęła głośno i zaczęła zbierać swoje notatki.
- To że nie widzisz nic poza czubkiem swojego nosa, to nie mój interes - mruknęła, pakując rzeczy do torby.
- Co tam gadasz? - Zapytał poirytowany.
- Nic - warknęła i wstała z klęczek.
- No mów - zawołał.
- A co cię to interesuje, co? - Syknęła patrząc mu złowrogo w oczy.
- Nic!
- To daj mi spokój i naucz się chodzić!
- Nie denerwuj mnie, to ty jak zwykle na mnie lecisz, a przypominam ci, że mam dziewczynę! - Krzyknął poirytowany, a w Hermionie zawrzała krew. Odwróciła się w jego stronę i zmierzyła ostro spojrzeniem.
- Nie trudno zauważyć jak się liżecie na każdym kroku i w każdym możliwym miejscu - syknęła.
- A co jesteś zazdrosna, Granger?
 - Chciałbyś, Malfoy.
- Nigdy - zaśmiał się ironicznie. Nie wiedząc, czemu podeszła do niego i z całej siły wymierzyła mu policzek. Zdziwiony złapał się w czerwone i pulsujące od bólu miejsce. Jej głośny oddech rozniósł się po korytarzu.
- Palant - warknęła na odchodne i skierowała się w drugą stronę korytarza.
- Chyba nikt cię Granger nie nauczył, że ze mną się nie zadziera - warknął ciągnąc ją za łokieć by się do niego odwróciła.
- Zostaw mnie Malfoy!
- O co ci chodzi!
- O nic, puść! - Krzyczała.
- Nie, dopóki mi nie odpowiesz!
- Nie moja wina, że zamiast mózgu masz wodę i się nie domyślasz! - Krzyknęła już ze złami w oczach z bezsilności. Szarpała się z nim dobre pięć minut.
- Uważaj na to, co mówisz...
- Szlamo?! - Zapytała unosząc głos. Zmierzył ją spojrzeniem i już otwierał usta aby coś powiedzieć, kiedy ona zawołała:
- Jesteś zwykłą świnią, nienawidzę cię - skierowała w jego stronę różdżkę - Expelliarmus! - Wrzasnęła, a chłopak odleciała na kilka metrów od niej, na zimną posadzkę, po której kolejne kilka metrów przejechał. Poprawiła swoje szaty, a chłopak w tym czasie zerwał się na równe nogi i zaczął iść szybko w jej stronę.
- Ty mała wstrętna żmijo....
- PANIE MALFOY! PANNA GRANGER! - Oboje podskoczyli wystraszeni chowając różdżki, gdy ujrzeli McGonagall stojącą na korytarzu. Hermiona zorientowała się, że dyrektorka przyglądała się całej sytuacji, jako animag, czyli kotka. Nie przyglądała się jej, dlatego nie zdążyła zauważyć, że to ona, myśląc, że to kot któregoś z uczniów.
- Dostajecie szlabn, o godzinie dwudziestej pod moim gabinetem! BEZ DYSKUSJI - Zawołała widząc otwierające się buzie z zamiarem sprzeciwu. Oboje z naburmuszonymi minami skierowali się w zupełnie inne strony.

            Po niespełna godzinie dwójka Prefektów Naczelnych spotkała się pod wejściem do gabinetu dyrektorki Hogwartu. Nie odzywali się do siebie słowem, wymieniając jedynie krótkie beznamiętne spojrzenia. Zarówno ona i jak on wiedzieli, że drugie cierpi. Żadne jednak nie chciało się do tego przyznać, okazywało swoją dumę, która przewyższała uczucia.
- Zapraszam - dotarł do nich zimny głos profesor McGonagall, która otworzyła im z hukiem drzwi przed nosem. Draco pokazując swoją kulturę, wpuścił Hermionę pierwszą i powolnym krokiem skierował się za nią. Usiedli wygodnie w fotelach wyczarowanych przez nauczycielkę. Minewra najpierw złożyła dłonie, następnie poprawiła swoje okulary połówki, wyrównała pergamin i pióro leżące na biurku, a dopiero później jak wszystko było idealnie przeniosła wzrok na swoich podopiecznych.
- Jestem wami zawiedziona. Wasze ostatnie zachowanie jest karygodne. Jak było dobrze, nie miałam żadnych zastrzeżeń, a nagrodą dla was i dla dwójki pozostałych Prefektów, było stworzenie waszego oddzielnego Pokoju Wspólnego. Wieści, które do mnie doszły, jedynie potwierdziły mnie w przekonaniu, że była to jedna z moich gorszych decyzji, jakie podjęłam...
- Pani profesor... - zaczęła Hermiona, ale zamilkła, gdy ujrzała jej wściekły wzrok.
- Oczywiście, że wiem - syknęła - że panna Granger nie mieszka w swojej sypialni z nieznanych mi powodów, jak również wiem, że pan Malfoy zbyt dużo czasu spędza w sypialni panny Docks - uniosła się. Hermiona mimowolnie wypuściła powietrze ze świstem, świdrując Dracona zimnym spojrzeniem.
- Przede mną w tym zamku nic się nie ukryje - spojrzała się po nich - jeżeli wasze zachowanie się nie zmieni, będę zmuszona zmusić was do wspólnej współpracy. Daje wam czas do balu, na zmienienie waszych stosunków wobec siebie. Dzisiaj odbędziecie szlaban, który może da wam do myślenia - wstała ze swojego fotelu i skierowała się do wyjścia. Uczniowie poszli w jej ślady, tuż przed wyjściem uniosła palec do góry.
- Przypominam wam również, że ja też jestem człowiekiem i widzę, co się święci - mruknęła posyłając im znaczące spojrzenie. Hermiona nie ukrywała zdziwienia. Dobrze znała i nie raz przekonała się o spostrzegawczości profesorki od Transmutacji, ale teraz to już przeszła wszelkie możliwe granice. Bez słowa jednak podążyła za dyrektorką. Do ich uszu dochodził jedynie dźwięk obcasów Minewry. Co jakiś czas skręcali w kolejne korytarze, wchodzili po następnych schodach, aż w końcu doszli do pustego pomieszczenia. Minewra zaprosiła ich gestem do środka. Ściany były pomalowany na beżowy kolor, podłoga była wyłożona miękkim jakby sprężystym materiałem. Na jednej ścianie okna ciągnęły od sufitu aż do podłogi. Poduszki były poukładane przy każdej ścianie w różnych kolorach. Świąteczne lampki i różne lampiony były porozwieszane pod ścianami i poukładane na podłodze. Draco spojrzał na dyrektorkę jak na wariatkę i zapytał:
- Co my tu mamy przepraszam zrobić?
- Siedzieć - odparła zwyczajnie naturalnie zbijając dwójkę Prefektów z tropu. Spojrzeli po sobie, a później ponownie na nią.
- Cieszcie się, że nie musicie sprzątać sowiarni. Zapraszam - wskazała gestem, a oni z wymalowanym zdziwieniem na twarzy weszli do środka rozglądając się.
- Do zobaczenia jutro rano. Mam nadzieję, że wszystko przemyślicie i wyjaśnicie - odparła już nieco chłodniej i trzasnęła drzwiami. Hermiona szybko podbiegła do nich i próbowała otworzyć, ale były zamknięte i dopiero teraz zorientowała się, że nie ma różdżki. Podobnie Draco, dyrektorka była o wiele bardziej sprytniejsza niż oni, musieli to przyznać. Granger westchnęła głośno i z nieciekawą miną odwróciła się do chłopaka. Oboje stali z opuszczonymi rękoma i patrzyli sobie w oczy, nie mogli uwierzyć, że kiedykolwiek znajdą się w takiej sytuacji, zwłaszcza na szlabanie.
Ta noc miała być przełomowa, ale czy będzie? - Przeszło im przez myśl...

19 komentarzy:

  1. Ojejojej.
    Uwielbiam tajemnice, a sprawa z Riddlem intryguje mnie coraz bardziej.
    Heh.
    Ciekawa jestem, jak przeżyją szlaban.
    No, świetny rozdział.
    Pozdrawiam, em.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oi mam nadzieję, że będzie przełomowa.
    Świetny rozdział czekam na kolejny:)
    Pozdrawiam i życzę weny:)

    OdpowiedzUsuń
  3. No, no.;d
    Jestem ciekawa co wymyśliłaś. Rozdział bardzo ciekawy. i intrygujący. przez ciebie w nocy nie zasnę, bo będę się zastanawiać, co oni tam będą robili.xD

    Dzięki za komentarze.;d
    Pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    amor-deliria-nervosa-dramione.blogspot.com
    dramione-badz-moja-nadzieja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. ON BĘDZIE PRZEŁOMOWY I KONIEC GADANIA.
    To było ostatnią rzecza, jakiej się spodziewałam!
    Autentycznie. Zbieram szczękę z podłogi, xd.
    Lumossy
    adres-bloga-znasz ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. No to zrobiło się tajemniczo... Mam nadzieję, że Joe powstrzyma Eryka i nikomu nie stanie się krzywda.
    Oj, coś czuję, że będzie się działo na tym szlabanie :D Oby zmienili swój stosunek do siebie i naprawili swoje relacje.
    Aż głupio mi się powtarzać pod każdym rozdziałem, że był świetny. No ale co ja poradzę, że każdy taki jest!
    No nic, pozostaje mi tylko czekać na rozdział dwudziesty :)
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie
    http://huragan-uczuc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. ona MUSI być przełomowa i koniec kropla.

    Dra mnie wkurza, naprawdę mnie wkurza. Mam nadzieję, że się w końcu ogarnie.

    Pozdrawiam.,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no trochę musi być wkurzający, ale już nie długo :D

      Usuń
  7. Mnie także wkurza Draco i mam nadzieję że wreszcie dotrze do tego jego durnego łba co traci. Biedny Diabełek ja z przyjemnością bym go pocieszyła..). Karola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahah, wiem o tym. Ty z pewnością :D
      dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  8. No, i co ten Riddle ma zamiar zrobić? Jaka klątwa na nim ciąży i co ma z tym wspólnego Granger?
    Ooo, Harry i Megan razem <3
    Hahahah, no ciekawy będzie ten szlaban :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Oooo zamknięci w jednym pomieszczeniu razem...hmm niech ktoś mnie zamknie z Draco ;) jestem zazdrosna o ta cała Emili grrr nie lubię jej :p mam nadzieje ze blondas w końcu zmądrzeje
    Pozdrawiam i czekam na następna notkę...zapraszam do siebie

    http://dramion-zycietowielkaniewiadoma.blogspot.co.uk/?m=0
    oraz
    http://elton-zakochaniuczniowie.blogspot.co.uk/2013/10/prolog.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozdział jak zwykle świetny, a wredna wersja Draco genialna. Czekam jak dalej rozwinię się sprawa z Joe ;) Pozdrawiam Syntia

    OdpowiedzUsuń