"Zazdrość - nieopłacalna forma wyrażania uczuć"
Dziewczyna
szybko zwróciła głowę w tym kierunku, podobnie jak jej towarzysz. Obydwoje byli
zdezorientowani, a widok wściekłego rudowłosego chłopaka, wręcz biegnącego w
ich stronę, sprawił, że dziewczynie żołądek podszedł do gardła. Zerwała się z
miejsca i schowała za plecami Joe.
- Ukryj mnie! - Syknęła. Lavard spojrzał na nią zdumiony.
- Przecież cię widział! - Odparł równie cichym głosem.
- Wytłumacz mu, że mnie tu nie ma!
- Ale on tutaj idzie!
- Wymyśl coś! - Syknęła i delikatnie zsunęła się pod stół, nim wściekły Ronald zdążył podbiec do Ślizgona. Omiótł spojrzeniem chłopaka i towarzyszącą mu pustkę.
- Gdzie Hermiona?! - Zawołał zdyszany. Joe tak jak obiecał, przybrał zdziwioną i zmęczoną minę.
- Kto?
- HERMIONA! - Wręcz krzyknął, na co uczeń domu węża zmarszczył brwi i rozmasował sobie uszy.
- Spokojnie, nie wiem, nie widziałem jej dzisiaj... - mruknął bawiąc się różdżką i próbując zasłonić nogami skuloną Gryfonkę, która siedziała pod płachtą obrusu.
- Nie rób ze mnie głupka - warknął - chyba, że masz brązowe loki i cycki - zawołał ironicznie.
- Nie jesteś przemęczony? - Uniósł brew i zmierzył Weasleya spojrzeniem - chyba masz omamy - Ron zrobił się purpurowy i z całej siły tupnął nogą w ziemię, przy okazji krzycząc:
- Wiem, że tu jest! - Gdy Hermiona usłyszała głośny odgłos uderzającego trampka o twarde kafelki podskoczyła ze strachu i uderzyła głową w stół.
- Auć! - Pisnęła i złapała się za bolący czubek głowy. Gryfon uniósł wysoko jedną brew i nie spuszczając wzroku z Joe, podciągnął obrus do góry, gdzie obydwoje ujrzeli zgiętą w pół dziewczynę, zaciskającą mocno usta w grymasie i trzymającą się za powoli rosnącego guza na głowie. Otworzyła najpierw jedno oko, badając sytuację, a następnie drugie i posłała rudzielcowi błagające, a zarazem przepraszające spojrzenie.
- Ron, bo ja...
- Wyjdź z pod tego stołu, musimy poważnie porozmawiać! - Starał się żeby ton jego głosu był poważny, tak jak jego ojca, ale wyszło to trochę komicznie, co wyłapał chichoczący z całej sytuacji Lavard.
- Czego cieszysz gębę?! - Rzucił w jego stronę poirytowany.
- Ja?! - Wskazał na siebie dłońmi z całej siły opanowując swój śmiech - skądże znowu! - Hermiona w tym samym czasie wyszła z kryjówki i odciągnęła Ronalda na bok, posyłając Ślizgonowi przepraszające spojrzenie. Gdy wyszli na zewnątrz, skupił się wreszcie na jego byłej dziewczynie. Z jego twarzy odczytywała wiele emocji, ale na jej nieszczęście negatywnych.
- Wytłumaczysz mi proszę, dlaczego mnie oszukałaś?! - Syknął wymachując rękoma.
- Co? Ale, o czym ty mówisz? - Zapytała zdziwiona.
- Ty już dobrze wiesz, o czym mówię! A kto przepraszam mi nie powiedział nic o mojej własnej rodzonej siostrze?! - Zawołał mrużąc groźnie powieki. Hermiona wydęła usta i pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Przecież chciałam, ale pobiegłeś na trening!
- Nie chciałaś, bo inaczej byś mnie złapała gdzieś i byś mi powiedziała, no! - Buntował się.
- Ronald! Uspokój się, nie masz, co się na mnie wyżywać, skoro i tak już wiesz, co się wydarzyło!
- Taka z ciebie przyjaciółka, że mi nie powiedziałaś, że moja siostra postradała zmysły i zakochała się w ŚLIZGONIE?! - Ostatnie słowo wręcz wypluł. Hermiona już czuła gotującą się w żyłach krew. Nie mogła uwierzyć, że nic do niego nie dociera. Dobrze wiedziała, że tak się to wszystko skończy. Była na niego zła.
- Jak możesz tak mówić?! To jest jej życie i ma prawo spotykać się, z kim chce! - Krzyknęła sztyletując go wzrokiem.
- Z kim chce? - Zawołał nerwowo - z kim chce?! On chce ją wykorzystać! - Nie dawał za wygraną.
- Nie żartuj sobie, Ronaldzie! Znam Blaisa i wiem, że taki nie jest! - Postanowiła postawić wszystko na jedną kartę. Wiedziała, że to przeważy szalkę na jedną stronę, ale nie miała wyjścia pod naporem jego bezpodstawnych zarzuceń.
- Ty go znasz?! Kolejna wielbicielka Ślizgonów się znalazła! - Prychnął głośno odwracając się.
- Żadna wielbicielka, po prostu oni też są ludźmi! Nie wszyscy - dodała po namyśle.
- Jasne, broń ich teraz! - Spojrzał jej w oczy.
- Nikogo nie bronię! Chcę ci przetłumaczyć, że to jest jej wybór i go nie zmienisz! - Warknęła - A bynajmniej ja na to nie pozwolę, abyś wtrącał tego swojego nochala w jej związek! - Dźgnęła go palcem wskazującym w klatkę piersiową - za dużo przeszli, żebyś to teraz wszystko zepsuł!
- Popierasz to?! Nie wierzę, tobie już też mózg wyprali?! Niech ten cały Zabini się cieszy, że leży w Skrzydle, bo bym mu kości połamał! - Syknął bardziej do siebie, niż do Hermiony. Ona zaś wywróciła oczami i poprawiła torbę na ramieniu.
- Nie wydurniaj się Ronaldzie i zostaw ich w spokoju.
- Po moim trupie! - Krzyknął.
- Jak zobaczę, że mieszasz się do tego, to osobiście spuszczę ci takie lanie...
- Tylko Harry mnie rozumie! - Przerwał jej i zabierając swoje rzeczy pognał w stronę schodów na wieżę.
- Jasne! - Krzyknęła za nim ironicznie i pokręciła głową. Jej ciśnienie wzrosło, jakby przed chwilą ganiała się z trollem. Westchnęła głęboko i wróciła do Wielkiej Sali, ale nikogo już tam nie było. Zdziwiona rozejrzała się dookoła, niestety nigdzie nie widziała jej przyjaciela. Wypuściła powietrze ze świstem i wyszła kierując się do swojego dormitorium. Ten dzień był zbyt długi, a ona zasługiwała na chwilę relaksu. Spokojnie powoli pokonywała kolejne stopnie schodów, zakręty, aż wreszcie dotarła do obrazu szumiącego morza. Wypowiedziała hasło i wtopiła się w tło, znajdując się w Pokoju Wspólnym. Zachariasz właśnie wesoło gaworzył ze swoim przyjacielem z rocznika, a Emily siedziała naburmuszona pod ścianą, kolejny raz malując paznokcie. Hermiona wywróciła jedynie oczami, wcześniej machając Puchonowi i weszła do swojego pokoju. Nie minęło kilka sekund, po zamknięciu drzwi, a po całym Pokoju Wspólnym rozległ się przerażający krzyk Gryfonki. Smith zerwał się na równe nogi, wraz z kolegą, a Draco Malfoy wybiegł ze swojego dormitorium najwyraźniej wyrwany z drzemki. Obydwoje spojrzeli na siebie i na nie przejętą kompletnie Emily i pobiegli w stronę pokoju Hermiony. Otworzyli drzwi, a to, co tam zobaczyli przerosło ich samych. Pokój był w istnym chaosie. Wszędzie walały się porozrzucane i podarte ubrania. Kosmetyki i płyny były porozlewane po całym pokoju, biżuteria rozerwana na malutkie kawałeczki, poduszki wyprute z piór, a wszystkie książki były porozrywane na malutkie kawałeczki. Całość wymazana była obrzydliwą zieloną mazią a na ścianie wymalowany był napis:
"Może to nauczy cię trzymać się z dala od cudzych chłopaków!". Dopiero, gdy ich wzrok padł na Hermionie ich przerażenie sięgnęło zenitu. Dziewczyna stała z różowym odcieniem włosów, paskudnym makijażem i kusej sukience bez ramiączek w kolorze ostrej czerwieni. Wyglądała jak typowa pani lekkich obyczajów.
- Emily... - syknął Draco wychodząc z pomieszczenia i podszedł do stolika, przy którym siedziała niczym nie wzruszona Krukonka.
- Dlaczego to zrobiłaś? - Zapytał z nienawiścią w głosie.
- Ale, co? - Udała zdziwienie?
- Nie kręć, tylko się lepiej przyznaj, dla własnego dobra - pochylił się nad nią, a jego głos sprawiał, że przechodziły ją ciarki.
- Nie wiem, o czym mówisz - odparła zbliżając twarz równie blisko, a następnie wstając i wymijając go zgrabnie. Zdenerwowany do granic możliwości, nie wytrzymał całego ciśnienia i wyjął różdżkę rzucając zaklęcie.
- Densaugeo! - Krzyknął i nim ktokolwiek zdążył się zorientować, Emy wygięła się w potężny łuk i zapiszczała głośno. Odwróciła się do rozgniewanego blondyna, a jej jedynki sięgały brody. Zachariasz wraz ze swoim przyjacielem wybuchli nieopanowanym śmiechem, co sprawiło, że Krukonka poczuła złość aż w cebulkach włosów. Wyjęła swoje drewienko i z istną nienawiścią w oczach skierowała je na Dracona.
- Ty wtrentny zakamany dupu! - Powiedziała, ale jej wymowa była teraz uzależniona od wystających zębów. Sam arystokrata i poszkodowana Gryfonka nie mogli opanować śmiechu.
- Jezep! - Zaklęcie, które wypowiedziała nie zadziałało, poprzez złą wymowę. Dziewczyna rozszerzyła ogromnie oczy i spojrzała z rozpaczą na zęby w lustrze.
- Zdemij to ze mnie! - Rzuciła się na Malfoya z pięściami. Chłopaka złapał ją w talii i odepchnął od siebie.
- Jak odwrócisz ten czar - wskazał palcem na Hermionę. Emy zacisnęła mocno dłonie i rzucając na nich pogardliwe spojrzenia odczarowała Granger, a zgodnie z obietnicą, Malfoy ją.
- TO JESZCZE NIE KONIEC, SZLAMO! - Ryknęła i wybiegła z pokoju. Hermiona upadła na kolana i zaczęła głośno dyszeć pod wpływem nagłych zmian w jej organizmie.
- Reparo - szepnął nad nią Ślizgon. Zepsute rzeczy poskładały się w jedną całość, a po zaklęciu ' Chłoczyść ' wszystko ustawiło się na swoje miejsce.
- Nic ci nie jest, Miona? - Zapytał Zachariasz pomagając jej wstać.
- Nie, dziękuję wam - szepnęła spoglądając przelotnie każdemu w oczy i usiadła na fotelu w swojej sypialni. Chłopcy chwilę ją obserwowali.
- Dobra, to my idziemy. Jakbyś czegoś potrzebowała to mów - powiedział Smith używając gestykulacji i wyszedł z Pokoju Wspólnego. Nastała głucha cisza, która przerywana była tykaniem zegara. Żadne nie chciało się odezwać pierwsze, chociaż nie jest to do nich podobne. Dziewczyna westchnęła głęboko i wstała z fotela wbijając swój zaciekawiony wzrok w blondyna.
- Chcesz coś jeszcze? - Mruknęła kładąc dłonie na biodrach.
- Pogadać...
- Daj spokój, Draco - powiedziała prawie, że przez łzy. Nie mogła mu wybaczyć tego jak ją potraktował, nie chciała. Starała sobie jak najmocniej wbić do głowy, że to jest kolejna zagrywka z jego strony, która ma za zadanie tylko znowu ją okręcić wokół palca i jak już będzie wystarczający zaspokojony, porzucić i zostawić. A na to nie chciała pozwolić.
- Dlaczego nie chcesz? - Zapytał z grymasem na twarzy.
- Nie drążmy tego tematu, ok? Już ci powiedziałam, nie idę z tobą na żaden bal, ani nie chcę mieć z tobą więcej do czynienia - wydusiła starając się, aby jej głos był wystarczająco dobijający. Każde z tych słów wbijało jej się w serce z ogromną siłą, dlatego dalszy ciąg tej rozmowy, mógłby mieć fatalne skutki. Pragnęła mimo własnej woli zamknąć ten rozdział w swoim życiu. Starała sobie wbić do głowy, że to jest koniec tej beznadziejnej sytuacji z Ślizgonem, a wszelkie chociażby w najmniejszym stopniu przyjemne chwile, chciała wyrzucić w otchłań własnej siebie. Jednak nie było to takie proste. Spojrzała w jego stalowe tęczówki i z wielkim bólem odwróciła się od niego i zniknęła za drzwiami łazienki. Powtarzała sobie, że musi być silna, że nie może się złamać, była to jej modlitwa, tylko jeszcze nie wiedziała dokładnie, do kogo.
- Ukryj mnie! - Syknęła. Lavard spojrzał na nią zdumiony.
- Przecież cię widział! - Odparł równie cichym głosem.
- Wytłumacz mu, że mnie tu nie ma!
- Ale on tutaj idzie!
- Wymyśl coś! - Syknęła i delikatnie zsunęła się pod stół, nim wściekły Ronald zdążył podbiec do Ślizgona. Omiótł spojrzeniem chłopaka i towarzyszącą mu pustkę.
- Gdzie Hermiona?! - Zawołał zdyszany. Joe tak jak obiecał, przybrał zdziwioną i zmęczoną minę.
- Kto?
- HERMIONA! - Wręcz krzyknął, na co uczeń domu węża zmarszczył brwi i rozmasował sobie uszy.
- Spokojnie, nie wiem, nie widziałem jej dzisiaj... - mruknął bawiąc się różdżką i próbując zasłonić nogami skuloną Gryfonkę, która siedziała pod płachtą obrusu.
- Nie rób ze mnie głupka - warknął - chyba, że masz brązowe loki i cycki - zawołał ironicznie.
- Nie jesteś przemęczony? - Uniósł brew i zmierzył Weasleya spojrzeniem - chyba masz omamy - Ron zrobił się purpurowy i z całej siły tupnął nogą w ziemię, przy okazji krzycząc:
- Wiem, że tu jest! - Gdy Hermiona usłyszała głośny odgłos uderzającego trampka o twarde kafelki podskoczyła ze strachu i uderzyła głową w stół.
- Auć! - Pisnęła i złapała się za bolący czubek głowy. Gryfon uniósł wysoko jedną brew i nie spuszczając wzroku z Joe, podciągnął obrus do góry, gdzie obydwoje ujrzeli zgiętą w pół dziewczynę, zaciskającą mocno usta w grymasie i trzymającą się za powoli rosnącego guza na głowie. Otworzyła najpierw jedno oko, badając sytuację, a następnie drugie i posłała rudzielcowi błagające, a zarazem przepraszające spojrzenie.
- Ron, bo ja...
- Wyjdź z pod tego stołu, musimy poważnie porozmawiać! - Starał się żeby ton jego głosu był poważny, tak jak jego ojca, ale wyszło to trochę komicznie, co wyłapał chichoczący z całej sytuacji Lavard.
- Czego cieszysz gębę?! - Rzucił w jego stronę poirytowany.
- Ja?! - Wskazał na siebie dłońmi z całej siły opanowując swój śmiech - skądże znowu! - Hermiona w tym samym czasie wyszła z kryjówki i odciągnęła Ronalda na bok, posyłając Ślizgonowi przepraszające spojrzenie. Gdy wyszli na zewnątrz, skupił się wreszcie na jego byłej dziewczynie. Z jego twarzy odczytywała wiele emocji, ale na jej nieszczęście negatywnych.
- Wytłumaczysz mi proszę, dlaczego mnie oszukałaś?! - Syknął wymachując rękoma.
- Co? Ale, o czym ty mówisz? - Zapytała zdziwiona.
- Ty już dobrze wiesz, o czym mówię! A kto przepraszam mi nie powiedział nic o mojej własnej rodzonej siostrze?! - Zawołał mrużąc groźnie powieki. Hermiona wydęła usta i pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Przecież chciałam, ale pobiegłeś na trening!
- Nie chciałaś, bo inaczej byś mnie złapała gdzieś i byś mi powiedziała, no! - Buntował się.
- Ronald! Uspokój się, nie masz, co się na mnie wyżywać, skoro i tak już wiesz, co się wydarzyło!
- Taka z ciebie przyjaciółka, że mi nie powiedziałaś, że moja siostra postradała zmysły i zakochała się w ŚLIZGONIE?! - Ostatnie słowo wręcz wypluł. Hermiona już czuła gotującą się w żyłach krew. Nie mogła uwierzyć, że nic do niego nie dociera. Dobrze wiedziała, że tak się to wszystko skończy. Była na niego zła.
- Jak możesz tak mówić?! To jest jej życie i ma prawo spotykać się, z kim chce! - Krzyknęła sztyletując go wzrokiem.
- Z kim chce? - Zawołał nerwowo - z kim chce?! On chce ją wykorzystać! - Nie dawał za wygraną.
- Nie żartuj sobie, Ronaldzie! Znam Blaisa i wiem, że taki nie jest! - Postanowiła postawić wszystko na jedną kartę. Wiedziała, że to przeważy szalkę na jedną stronę, ale nie miała wyjścia pod naporem jego bezpodstawnych zarzuceń.
- Ty go znasz?! Kolejna wielbicielka Ślizgonów się znalazła! - Prychnął głośno odwracając się.
- Żadna wielbicielka, po prostu oni też są ludźmi! Nie wszyscy - dodała po namyśle.
- Jasne, broń ich teraz! - Spojrzał jej w oczy.
- Nikogo nie bronię! Chcę ci przetłumaczyć, że to jest jej wybór i go nie zmienisz! - Warknęła - A bynajmniej ja na to nie pozwolę, abyś wtrącał tego swojego nochala w jej związek! - Dźgnęła go palcem wskazującym w klatkę piersiową - za dużo przeszli, żebyś to teraz wszystko zepsuł!
- Popierasz to?! Nie wierzę, tobie już też mózg wyprali?! Niech ten cały Zabini się cieszy, że leży w Skrzydle, bo bym mu kości połamał! - Syknął bardziej do siebie, niż do Hermiony. Ona zaś wywróciła oczami i poprawiła torbę na ramieniu.
- Nie wydurniaj się Ronaldzie i zostaw ich w spokoju.
- Po moim trupie! - Krzyknął.
- Jak zobaczę, że mieszasz się do tego, to osobiście spuszczę ci takie lanie...
- Tylko Harry mnie rozumie! - Przerwał jej i zabierając swoje rzeczy pognał w stronę schodów na wieżę.
- Jasne! - Krzyknęła za nim ironicznie i pokręciła głową. Jej ciśnienie wzrosło, jakby przed chwilą ganiała się z trollem. Westchnęła głęboko i wróciła do Wielkiej Sali, ale nikogo już tam nie było. Zdziwiona rozejrzała się dookoła, niestety nigdzie nie widziała jej przyjaciela. Wypuściła powietrze ze świstem i wyszła kierując się do swojego dormitorium. Ten dzień był zbyt długi, a ona zasługiwała na chwilę relaksu. Spokojnie powoli pokonywała kolejne stopnie schodów, zakręty, aż wreszcie dotarła do obrazu szumiącego morza. Wypowiedziała hasło i wtopiła się w tło, znajdując się w Pokoju Wspólnym. Zachariasz właśnie wesoło gaworzył ze swoim przyjacielem z rocznika, a Emily siedziała naburmuszona pod ścianą, kolejny raz malując paznokcie. Hermiona wywróciła jedynie oczami, wcześniej machając Puchonowi i weszła do swojego pokoju. Nie minęło kilka sekund, po zamknięciu drzwi, a po całym Pokoju Wspólnym rozległ się przerażający krzyk Gryfonki. Smith zerwał się na równe nogi, wraz z kolegą, a Draco Malfoy wybiegł ze swojego dormitorium najwyraźniej wyrwany z drzemki. Obydwoje spojrzeli na siebie i na nie przejętą kompletnie Emily i pobiegli w stronę pokoju Hermiony. Otworzyli drzwi, a to, co tam zobaczyli przerosło ich samych. Pokój był w istnym chaosie. Wszędzie walały się porozrzucane i podarte ubrania. Kosmetyki i płyny były porozlewane po całym pokoju, biżuteria rozerwana na malutkie kawałeczki, poduszki wyprute z piór, a wszystkie książki były porozrywane na malutkie kawałeczki. Całość wymazana była obrzydliwą zieloną mazią a na ścianie wymalowany był napis:
"Może to nauczy cię trzymać się z dala od cudzych chłopaków!". Dopiero, gdy ich wzrok padł na Hermionie ich przerażenie sięgnęło zenitu. Dziewczyna stała z różowym odcieniem włosów, paskudnym makijażem i kusej sukience bez ramiączek w kolorze ostrej czerwieni. Wyglądała jak typowa pani lekkich obyczajów.
- Emily... - syknął Draco wychodząc z pomieszczenia i podszedł do stolika, przy którym siedziała niczym nie wzruszona Krukonka.
- Dlaczego to zrobiłaś? - Zapytał z nienawiścią w głosie.
- Ale, co? - Udała zdziwienie?
- Nie kręć, tylko się lepiej przyznaj, dla własnego dobra - pochylił się nad nią, a jego głos sprawiał, że przechodziły ją ciarki.
- Nie wiem, o czym mówisz - odparła zbliżając twarz równie blisko, a następnie wstając i wymijając go zgrabnie. Zdenerwowany do granic możliwości, nie wytrzymał całego ciśnienia i wyjął różdżkę rzucając zaklęcie.
- Densaugeo! - Krzyknął i nim ktokolwiek zdążył się zorientować, Emy wygięła się w potężny łuk i zapiszczała głośno. Odwróciła się do rozgniewanego blondyna, a jej jedynki sięgały brody. Zachariasz wraz ze swoim przyjacielem wybuchli nieopanowanym śmiechem, co sprawiło, że Krukonka poczuła złość aż w cebulkach włosów. Wyjęła swoje drewienko i z istną nienawiścią w oczach skierowała je na Dracona.
- Ty wtrentny zakamany dupu! - Powiedziała, ale jej wymowa była teraz uzależniona od wystających zębów. Sam arystokrata i poszkodowana Gryfonka nie mogli opanować śmiechu.
- Jezep! - Zaklęcie, które wypowiedziała nie zadziałało, poprzez złą wymowę. Dziewczyna rozszerzyła ogromnie oczy i spojrzała z rozpaczą na zęby w lustrze.
- Zdemij to ze mnie! - Rzuciła się na Malfoya z pięściami. Chłopaka złapał ją w talii i odepchnął od siebie.
- Jak odwrócisz ten czar - wskazał palcem na Hermionę. Emy zacisnęła mocno dłonie i rzucając na nich pogardliwe spojrzenia odczarowała Granger, a zgodnie z obietnicą, Malfoy ją.
- TO JESZCZE NIE KONIEC, SZLAMO! - Ryknęła i wybiegła z pokoju. Hermiona upadła na kolana i zaczęła głośno dyszeć pod wpływem nagłych zmian w jej organizmie.
- Reparo - szepnął nad nią Ślizgon. Zepsute rzeczy poskładały się w jedną całość, a po zaklęciu ' Chłoczyść ' wszystko ustawiło się na swoje miejsce.
- Nic ci nie jest, Miona? - Zapytał Zachariasz pomagając jej wstać.
- Nie, dziękuję wam - szepnęła spoglądając przelotnie każdemu w oczy i usiadła na fotelu w swojej sypialni. Chłopcy chwilę ją obserwowali.
- Dobra, to my idziemy. Jakbyś czegoś potrzebowała to mów - powiedział Smith używając gestykulacji i wyszedł z Pokoju Wspólnego. Nastała głucha cisza, która przerywana była tykaniem zegara. Żadne nie chciało się odezwać pierwsze, chociaż nie jest to do nich podobne. Dziewczyna westchnęła głęboko i wstała z fotela wbijając swój zaciekawiony wzrok w blondyna.
- Chcesz coś jeszcze? - Mruknęła kładąc dłonie na biodrach.
- Pogadać...
- Daj spokój, Draco - powiedziała prawie, że przez łzy. Nie mogła mu wybaczyć tego jak ją potraktował, nie chciała. Starała sobie jak najmocniej wbić do głowy, że to jest kolejna zagrywka z jego strony, która ma za zadanie tylko znowu ją okręcić wokół palca i jak już będzie wystarczający zaspokojony, porzucić i zostawić. A na to nie chciała pozwolić.
- Dlaczego nie chcesz? - Zapytał z grymasem na twarzy.
- Nie drążmy tego tematu, ok? Już ci powiedziałam, nie idę z tobą na żaden bal, ani nie chcę mieć z tobą więcej do czynienia - wydusiła starając się, aby jej głos był wystarczająco dobijający. Każde z tych słów wbijało jej się w serce z ogromną siłą, dlatego dalszy ciąg tej rozmowy, mógłby mieć fatalne skutki. Pragnęła mimo własnej woli zamknąć ten rozdział w swoim życiu. Starała sobie wbić do głowy, że to jest koniec tej beznadziejnej sytuacji z Ślizgonem, a wszelkie chociażby w najmniejszym stopniu przyjemne chwile, chciała wyrzucić w otchłań własnej siebie. Jednak nie było to takie proste. Spojrzała w jego stalowe tęczówki i z wielkim bólem odwróciła się od niego i zniknęła za drzwiami łazienki. Powtarzała sobie, że musi być silna, że nie może się złamać, była to jej modlitwa, tylko jeszcze nie wiedziała dokładnie, do kogo.
~~~
W Zamku panowała fantastyczna atmosfera. Już od rana duchy i nauczyciele przystrajali Wielką Salę do Balu Halloweenowego. Mnóstwo dziewcząt jak i chłopców wyruszyło z rana do Hogsmade mając jeszcze w planach kupić kreacje bądź dodatki na dzisiejszy wieczór. Po korytarzach przechadzały się grupki znajomych z przyjezdnych szkół, rozmawiając z uczniami Hogwartu. Sekundy, minuty, godziny płynęły wszystkim niczym woda z kranu. Nim ktokolwiek się zorientował wybiła godzina piętnasta na przeogromnej tarczy zegara przy wejściowej bramie. To jeszcze bardziej spotęgowało pośpiech i podekscytowanie wśród osób od czwartej klasy w z wyż. Jednak nie wszystkich pochłonęła aura balowych przygotowań. Hermiona Granger ubrana w dresowe spodnie, ciepłą bluzę, kurtkę, czapkę, rękawiczki i sportowe buty, robiła kolejne kółko wokół jeziora. Nie liczyła już które, po prostu biegła. Raz szybciej, raz wolniej, maszerowała i stała spoglądając na taflę jeziora. Cała złość i rezygnacja, które dopadły ją dzisiaj z rana, przelała najpierw na swojego biednego kotka Krzywołapa, później na jakieś trzecioklasistki, a na końcu postanowiła wyrzucić z siebie wszystkie te negatywne emocje i usunąć się z drogi dzisiejszym imprezowiczom. Nie była zła na sam fakt, że nie idzie na ten bal, ponieważ nie ma z kim, ale na to, jak to wszystko się potoczyło. Z Draconem ucięła jakiekolwiek rozmowy, ponownie. Ginny po wyjściu ze szpitala również nie miała dla niej czasu, gdyż większość wieczorów spędzała z Blaisem. Nie miała jej oczywiście tego za złe, ale cóż mogła poradzić. Joe wiele razy chciał z nią porozmawiać, podobnie jak Ronald, ale nie miała ochoty na zwierzania się i czyjeś kłopoty. Fakt, faktem zachowała się tutaj bardzo egoistycznie, ale nie potrafiła sobie z tym poradzić, dlatego musiała dzisiaj odreagować. Od dziesiątej rano, nikt jej nie widział. Nie pomyślała nawet, że ktoś może jej szukać bo, po co? Każdy był zajęty dzisiaj sobą. Nikomu nie była dzisiaj potrzebna, a cały wieczór miała zamiar przespać, dlatego teraz chciała się zmęczyć, jak tylko się da. Rozpoczęła kolejne kółko...
~~~
-
NIE UWIERZYCIE! - Pansy wpadła do pokoju swoich współlokatorek z ogromnym
uśmiechem na twarzy i zaczęła tańczyć na środku pokoju. Dziewczęta spoglądały
na nią z istnym podziwem, oczekując na historię, która wprawiła ją w takowy
humor.
- Co? Wygrałaś milion galeonów? - Zapytała ironicznie Dafne. Pansy zmierzyła ją posępnym wzrokiem i położyła dłonie na biodrach.
- Lepiej! - Nie dała się sprowokować.
- McGonagall powiedziała, że masz W z transmutacji - zaśmiała się Astoria, na co chwilę później oberwała poduszką.
- Ej! - Krzyknęła trzymając się za pięknie upięte włosy. Szybko podbiegła do lustra i z ulgą stwierdziła, że nic im się nie stało.
- Masz szczęście - burknęła.
- No dalej, dalej! Nie macie więcej pomysłów? - Chichotała wskakując na łóżko i patrząc na nie z góry.
- No nie, dawaj - mruknęła Ann.
- Granger zwiała z Hogwartu, bo podobno nikt jej nie zaprosił! - Zaczęła się śmiać jak opętana, a dziewczęta spojrzały po sobie zdziwione.
- No i to cię tak cieszy? - Zdziwiła się Dafne.
- A was nie? Będę miała powód do nabijania się przez kolejne kilka miesięcy - zaszczebiotała zakładając nogę na nogę. Astoria pokręciła głową unosząc brwi i powróciła do wykonywania makijażu, bez zbędnego komentowania. Dafne również zostawiła sytuację bez słowa i wróciła do rozplątywania wałków z głowy Ann.
- Nic nie powiecie? - Odparła naburmuszona po kilku minutach.
- Pansy, nie interesuje nas żadna Granger. Szczerze? Mam ją głęboko w dupie - westchnęła starsza z sióstr Greengras - dla mnie mogłaby nawet zginąć i bym się nią nie przejęła - wzruszyła ramionami.
- Za to ty ostatnio, co chwilę o niej gadasz, uszy więdną - dodała Ann. Parkinson zmierzyła je spojrzeniem.
- Chyba wam na mózgi padło!
- Albo tobie! Zakochałaś się? - Zapytała Astoria trzymając w dłoni tusz do rzęs i śmiejąc się. Ślizgonka prychnęła głośno i odwracając się na pięcie wyszła trzaskając drzwiami.
- Co? Wygrałaś milion galeonów? - Zapytała ironicznie Dafne. Pansy zmierzyła ją posępnym wzrokiem i położyła dłonie na biodrach.
- Lepiej! - Nie dała się sprowokować.
- McGonagall powiedziała, że masz W z transmutacji - zaśmiała się Astoria, na co chwilę później oberwała poduszką.
- Ej! - Krzyknęła trzymając się za pięknie upięte włosy. Szybko podbiegła do lustra i z ulgą stwierdziła, że nic im się nie stało.
- Masz szczęście - burknęła.
- No dalej, dalej! Nie macie więcej pomysłów? - Chichotała wskakując na łóżko i patrząc na nie z góry.
- No nie, dawaj - mruknęła Ann.
- Granger zwiała z Hogwartu, bo podobno nikt jej nie zaprosił! - Zaczęła się śmiać jak opętana, a dziewczęta spojrzały po sobie zdziwione.
- No i to cię tak cieszy? - Zdziwiła się Dafne.
- A was nie? Będę miała powód do nabijania się przez kolejne kilka miesięcy - zaszczebiotała zakładając nogę na nogę. Astoria pokręciła głową unosząc brwi i powróciła do wykonywania makijażu, bez zbędnego komentowania. Dafne również zostawiła sytuację bez słowa i wróciła do rozplątywania wałków z głowy Ann.
- Nic nie powiecie? - Odparła naburmuszona po kilku minutach.
- Pansy, nie interesuje nas żadna Granger. Szczerze? Mam ją głęboko w dupie - westchnęła starsza z sióstr Greengras - dla mnie mogłaby nawet zginąć i bym się nią nie przejęła - wzruszyła ramionami.
- Za to ty ostatnio, co chwilę o niej gadasz, uszy więdną - dodała Ann. Parkinson zmierzyła je spojrzeniem.
- Chyba wam na mózgi padło!
- Albo tobie! Zakochałaś się? - Zapytała Astoria trzymając w dłoni tusz do rzęs i śmiejąc się. Ślizgonka prychnęła głośno i odwracając się na pięcie wyszła trzaskając drzwiami.
~~~
-
Harry, nie widziałeś gdzieś może Hermiony? - Zapytał Joe, gdy spotkał Gryfona
jak wracał z Łazienki Prefektów. Wybraniec zmarszczył brwi i chwilę się
zastanowił przybierając na twarz dziwną minę.
- Nie, dzisiaj nie.. - bąknął zdziwiony.
- Kurde szukam jej od rana, nie było jej w Pokoju Wspólnym Prefektów, ani też u was w wieży. Nikt jej w sumie nie widział - powiedział już nieco zaniepokojony.
- Zapytam Ginny może ona coś wie - powiedział Harry i obydwoje skierowali się do portretu Grubej Damy. Po wypowiedzeniu hasła weszli do środka i poprosili jakąś dziewczynę, aby zawołała Weasley. Po niespełna kilku minutach zjawiła się w salonie w powyciąganym dresie i z wałkami na głowie. Chłopcy nie zwracając na to uwagi i od razu przeszli do rzeczy.
- Widziałaś dzisiaj Hermionę? - Zapytał Joe. Ginny pokręciła z przeczeniem głową.
- Nie, a coś się stało?
- Nie ma jej w zamku od rana. Nikt nie wie gdzie ona się podziewa, powinna się przecież przygotowywać do balu... - westchnął Potter marszcząc brwi i spoglądając na Ślizgona.
- Właśnie, wiesz z kim miała iść? - Zapytał dziewczyny. Zrobiła ogromne oczy i spojrzała po nich z cierpiętniczą miną.
- Nie powinnam wam mówić, prosiła mnie abym...
- Ginn, tu chodzi o Mionę, musimy ją znaleźć - powiedział Potter. Dziewczyna przełknęła ślinę i westchnęła głęboko.
- Ona mnie za to zabije...
- I tak by się każdy dowiedział - wzruszył ramionami, a ona po chwili namysłu mu przytaknęła.
- Dobrze, ostatni raz jak z nią rozmawiałam, a to było przed tym... - spojrzała na nich znacząco, mając na myśli pobyt w Skrzydle Szpitalnym - mówiła, że zaprosił ją Malfoy.
- MALFOY?! - Zawołał zdziwiony Potter.
- Cicho! - Syknęła w jego kierunku, a on obdarzył ją przepraszającym wzrokiem. Lavard zmarszczył brwi i podrapał się po głowie.
- Dobra nie ma, co. Idę jej szukać dalej - powiedział i odwrócił się na pięcie.
- Jakby, co to daj znać! - Zawołała młoda Weasley. Pokiwał głową i wyszedł z salonu Gryfonów.
- Nie, dzisiaj nie.. - bąknął zdziwiony.
- Kurde szukam jej od rana, nie było jej w Pokoju Wspólnym Prefektów, ani też u was w wieży. Nikt jej w sumie nie widział - powiedział już nieco zaniepokojony.
- Zapytam Ginny może ona coś wie - powiedział Harry i obydwoje skierowali się do portretu Grubej Damy. Po wypowiedzeniu hasła weszli do środka i poprosili jakąś dziewczynę, aby zawołała Weasley. Po niespełna kilku minutach zjawiła się w salonie w powyciąganym dresie i z wałkami na głowie. Chłopcy nie zwracając na to uwagi i od razu przeszli do rzeczy.
- Widziałaś dzisiaj Hermionę? - Zapytał Joe. Ginny pokręciła z przeczeniem głową.
- Nie, a coś się stało?
- Nie ma jej w zamku od rana. Nikt nie wie gdzie ona się podziewa, powinna się przecież przygotowywać do balu... - westchnął Potter marszcząc brwi i spoglądając na Ślizgona.
- Właśnie, wiesz z kim miała iść? - Zapytał dziewczyny. Zrobiła ogromne oczy i spojrzała po nich z cierpiętniczą miną.
- Nie powinnam wam mówić, prosiła mnie abym...
- Ginn, tu chodzi o Mionę, musimy ją znaleźć - powiedział Potter. Dziewczyna przełknęła ślinę i westchnęła głęboko.
- Ona mnie za to zabije...
- I tak by się każdy dowiedział - wzruszył ramionami, a ona po chwili namysłu mu przytaknęła.
- Dobrze, ostatni raz jak z nią rozmawiałam, a to było przed tym... - spojrzała na nich znacząco, mając na myśli pobyt w Skrzydle Szpitalnym - mówiła, że zaprosił ją Malfoy.
- MALFOY?! - Zawołał zdziwiony Potter.
- Cicho! - Syknęła w jego kierunku, a on obdarzył ją przepraszającym wzrokiem. Lavard zmarszczył brwi i podrapał się po głowie.
- Dobra nie ma, co. Idę jej szukać dalej - powiedział i odwrócił się na pięcie.
- Jakby, co to daj znać! - Zawołała młoda Weasley. Pokiwał głową i wyszedł z salonu Gryfonów.
~~~
-
No, no Diable. Wyglądasz całkiem, całkiem - powiedział blondyn, gdy wszedł do
swojej sypialni. Wraz ze swoim przyjacielem szykowali się w Pokoju Prefektów,
aby nikt im nie przeszkadzał. Mieli jedynie dwie godziny do rozpoczęcia się
balu, a oni już byli wykąpani, wypachnieni i ubrani w smokingi.
- Dziękuję, u ciebie też jakoś ujdzie - powiedział brunet i obydwoje się zaśmieli. Usiedli na fotelach, a Draco rozlał do kwadratowych szklanek Ognistej Whisky.
- No to mamy godzinkę do balu - stwierdził Blaise spoglądając na zegarek - za trzydzieści minut ruszę po Ginny i zejdziemy pod Wielką Salę.
- Ty to masz dobrze - zaśmiał się Malfoy i zamoczył usta w trunku.
- Ej właśnie Smoku. A ty z kim idziesz? - Zapytał zdziwiony.
- W sumie to... - nie dane mu było dokończyć, gdyż rozległo się bardzo głośne dudnienie w drzwi. Chłopak zerwał się na równe nogi i podszedł do nich. Nacisnął na klamkę, a w wejściu ujrzał zmachanego Joe.
- Cześć - powiedział łapiąc oddech.
- Cześć - podał mu dłoń - właź - zaprosił go gestem do środka. Chłopak również był już ubrany w czarną szatę wyjściową i miał ładnie ułożone włosy. Spojrzał po chłopakach, którzy jak zwykle rozpoczynali imprezy szybciej niż wszyscy.
- Coś się stało? - Zdziwił się blondyn.
- Tak, słuchaj - wziął jeszcze jeden oddech, aby uspokoić przyspieszoną akcję serca, a w tym czasie Draco podał mu szklankę z Whisky, aby umorzył suchość w gardle.
- No dawaj - ponaglił go.
- Idziesz na bal Hermioną, tak? - Spojrzał na niego unosząc brwi. Arystokrata westchnął głęboko i wsadził dłonie do kieszeni.
- Tak się składa, że nie.
- Jak to nie? - Zawołał ponownie się denerwując.
- No nie, pokłóciliśmy się, powiedziała, że nie chce ze mną iść - dodał wypijając alkohol ze swojej szklanki.
- No do cholery jasnej! - Warknął Joe i również zerując szklankę, odstawił ją na stolik i zmierzał pędem ku drzwi.
- Ej, a co się dzieje? - Zainteresował się Zabini.
- Właśnie nie wiem, Hermiona zniknęła! - Rzucił jedynie na odchodne. Przyjaciele spojrzeli po sobie zdziwieni i nie wiele myśląc złapali marynarki i wybiegli za Ślizgonem.
- Dziękuję, u ciebie też jakoś ujdzie - powiedział brunet i obydwoje się zaśmieli. Usiedli na fotelach, a Draco rozlał do kwadratowych szklanek Ognistej Whisky.
- No to mamy godzinkę do balu - stwierdził Blaise spoglądając na zegarek - za trzydzieści minut ruszę po Ginny i zejdziemy pod Wielką Salę.
- Ty to masz dobrze - zaśmiał się Malfoy i zamoczył usta w trunku.
- Ej właśnie Smoku. A ty z kim idziesz? - Zapytał zdziwiony.
- W sumie to... - nie dane mu było dokończyć, gdyż rozległo się bardzo głośne dudnienie w drzwi. Chłopak zerwał się na równe nogi i podszedł do nich. Nacisnął na klamkę, a w wejściu ujrzał zmachanego Joe.
- Cześć - powiedział łapiąc oddech.
- Cześć - podał mu dłoń - właź - zaprosił go gestem do środka. Chłopak również był już ubrany w czarną szatę wyjściową i miał ładnie ułożone włosy. Spojrzał po chłopakach, którzy jak zwykle rozpoczynali imprezy szybciej niż wszyscy.
- Coś się stało? - Zdziwił się blondyn.
- Tak, słuchaj - wziął jeszcze jeden oddech, aby uspokoić przyspieszoną akcję serca, a w tym czasie Draco podał mu szklankę z Whisky, aby umorzył suchość w gardle.
- No dawaj - ponaglił go.
- Idziesz na bal Hermioną, tak? - Spojrzał na niego unosząc brwi. Arystokrata westchnął głęboko i wsadził dłonie do kieszeni.
- Tak się składa, że nie.
- Jak to nie? - Zawołał ponownie się denerwując.
- No nie, pokłóciliśmy się, powiedziała, że nie chce ze mną iść - dodał wypijając alkohol ze swojej szklanki.
- No do cholery jasnej! - Warknął Joe i również zerując szklankę, odstawił ją na stolik i zmierzał pędem ku drzwi.
- Ej, a co się dzieje? - Zainteresował się Zabini.
- Właśnie nie wiem, Hermiona zniknęła! - Rzucił jedynie na odchodne. Przyjaciele spojrzeli po sobie zdziwieni i nie wiele myśląc złapali marynarki i wybiegli za Ślizgonem.
~~~
Nie
miała już siły biegać, a na dworze zrobiło się ciemno. Z westchnieniem zmierzała
w kierunku zamku, aby wreszcie zaszyć się w swoim pokoju, w swoim łóżku, ze
swoim kotem. Tak, to był najlepszy plan jaki mogła teraz wykonać. Otrzepując
się przed wejściem na dziedziniec, rozpięła kurtkę i weszła do zamku. Mijała
sporo ludzi, którzy poubierani w piękne szaty stali cali podekscytowani przed
Wielką Salą. Spuściła głowę w dół i ruszyła korytarzem do schodów. Gdy już była
kilka metrów przed nimi, nagle ujrzała trójkę pędzących chłopaków, których
czarne marynarki powiewały za nimi. Niestety w przeciwieństwie do niej, oni jej
nie zauważyli, a skutki były niezbyt ciekawe. Rozległ się jedynie pisk i
ogromny huk upadającej osoby na posadzkę. Chłopcy zdziwieni stanęli i obrócili
się za siebie, gdzie leżała na ziemi Hermiona. Była roztrzepana spocona i w
ubrudzonych dresach. Jej mina wyrażała ogromny grymas i a dłonie powędrowały za
głowę, w którą się uderzyła. W około nich zebrał się tłum uczniów
przyglądających się ze śmiechem, całej sytuacji.
- Granger, to ty?! - Zawołał Malfoy. Stanęli tuż nad nią.
- Jezu, jak dobrze, że się znalazłaś - westchnął Joe.
- Gdzieś ty była? - Zapytał Zabini. Po fali pytań i westchnień otworzyła oczy, a wzrok, którym ich obdarzyła oznaczał jedno.
- PODNIEŚCIE MNIE Z TEJ POSADZKI, PACANY! - Warknęła głośno.
- To na pewno Granger - mruknął Malfoy i patrzał jak Blaise i Lavard rzucili się, aby pomóc jej wstać.
- Czy wyście oszaleli?! - Pisnęła zdenerwowana. Jej wygląd nie oznaczał nic dobrego, a w mieszance ze złym humorem, dawał na prawdę niebezpieczny wybuch.
- Opanuj się Granger, to wszystko twoja wina - skwitował blondyn. Przeniosła na niego swoje wściekłe spojrzenie.
- Przeze mnie?!
- Biegliśmy cię szukać! Gdybyś gdzieś nie polazła na cały dzień jak zwykle, tylko jak człowiek siedziała i szykowała się do balu, jak wszystkie inne dziewczyny...
- Nie jestem wszystkie inne! - Warknęła zbliżając się do niego niebezpiecznie - nie waż się mówić, że to moja wina, bo to wszystko przez ciebie, ty parszywa, wstrętna, zgniła, fretko!
- Granger nie przeginaj, bo inaczej będę musiał użyć wobec ciebie siły.
- Ty sobie ewentualnie możesz pogwizdać!
- Granger, buszowałaś z ogrami, że tak się odzywasz? - Syknął w jej stronę.
- Coś ty powiedział?!
- Już sam twój wygląd na to wskazuje...
- JESTEŚ ZWYKŁYM DUPKIEM! - Prychnęła i odwróciła się na pięcie.
- NIE! - Krzyknęła w stronę Joe i Zabiniego, którzy chcieli iść za nią. Gdy ponownie skierowali wzrok, zniknęła im z pola widzenia. Obydwoje spojrzeli się na Dracona.
- No, co?!
- Pięknie, świetnie! - Skwitował Joe i zrezygnowany ruszył do lochów. Blaise podszedł do niego kręcąc głową.
- No tak to na bank, nie pójdziecie na ten bal.
- Nie miałem wcale zamiaru...
- Jasne - przerwał mu i również zostawił go samego. Gdy obejrzał się wokół siebie, spora liczba osób wpatrywała się w niego z zaciekawieniem. Bez słowa przybrał swoją maskę na twarz i ruszył do Pokoju Prefektów.
- Granger, to ty?! - Zawołał Malfoy. Stanęli tuż nad nią.
- Jezu, jak dobrze, że się znalazłaś - westchnął Joe.
- Gdzieś ty była? - Zapytał Zabini. Po fali pytań i westchnień otworzyła oczy, a wzrok, którym ich obdarzyła oznaczał jedno.
- PODNIEŚCIE MNIE Z TEJ POSADZKI, PACANY! - Warknęła głośno.
- To na pewno Granger - mruknął Malfoy i patrzał jak Blaise i Lavard rzucili się, aby pomóc jej wstać.
- Czy wyście oszaleli?! - Pisnęła zdenerwowana. Jej wygląd nie oznaczał nic dobrego, a w mieszance ze złym humorem, dawał na prawdę niebezpieczny wybuch.
- Opanuj się Granger, to wszystko twoja wina - skwitował blondyn. Przeniosła na niego swoje wściekłe spojrzenie.
- Przeze mnie?!
- Biegliśmy cię szukać! Gdybyś gdzieś nie polazła na cały dzień jak zwykle, tylko jak człowiek siedziała i szykowała się do balu, jak wszystkie inne dziewczyny...
- Nie jestem wszystkie inne! - Warknęła zbliżając się do niego niebezpiecznie - nie waż się mówić, że to moja wina, bo to wszystko przez ciebie, ty parszywa, wstrętna, zgniła, fretko!
- Granger nie przeginaj, bo inaczej będę musiał użyć wobec ciebie siły.
- Ty sobie ewentualnie możesz pogwizdać!
- Granger, buszowałaś z ogrami, że tak się odzywasz? - Syknął w jej stronę.
- Coś ty powiedział?!
- Już sam twój wygląd na to wskazuje...
- JESTEŚ ZWYKŁYM DUPKIEM! - Prychnęła i odwróciła się na pięcie.
- NIE! - Krzyknęła w stronę Joe i Zabiniego, którzy chcieli iść za nią. Gdy ponownie skierowali wzrok, zniknęła im z pola widzenia. Obydwoje spojrzeli się na Dracona.
- No, co?!
- Pięknie, świetnie! - Skwitował Joe i zrezygnowany ruszył do lochów. Blaise podszedł do niego kręcąc głową.
- No tak to na bank, nie pójdziecie na ten bal.
- Nie miałem wcale zamiaru...
- Jasne - przerwał mu i również zostawił go samego. Gdy obejrzał się wokół siebie, spora liczba osób wpatrywała się w niego z zaciekawieniem. Bez słowa przybrał swoją maskę na twarz i ruszył do Pokoju Prefektów.
~~~
Gdy tylko ujrzał ją jak wychodzi ze swojego dormitorium, miał wrażenie, że jego cały świat zawirował wokół niego. Jej krótkie blond loki, były teraz idealnie proste i sięgały do ramion. Delikatny makijaż podkreślał jej wystające urocze kości policzkowe i duże oczy. Sukienka była bez ramiączek, do połowy talii składała się z gorsetu i później rozchodziła się w delikatne kontrafałdy. Z tyłu związana była kokardą, a całość była w kolorze pastelowego błękitu. Wysokie czarne matowe szpiki i czarna torebka doskonale komponowały się z biżuterią, którą dobrała. Podeszła spokojnie do jej chłopaka, który również wyglądał powalająco.
- Witaj piękna - szepnął całując ją w dłoń. Dziewczyna zachichotała i przyłożyła mu dłonie do policzków, składając na ustach namiętny pocałunek.
- Witaj Harry, wyglądasz cudownie przystojniaku - zachichotała.
- Przy tobie Megan, to ja dzisiaj jestem szarą myszką - pocałował ją w gołe ramię. Posłała mu szczery uśmiech, chwyciła pod ramię i wyszli z salonu przyjezdnych.
~~~
Ginny
miała włosy ułożone w delikatne spirale, a makijaż wykonała dosyć ostry, ale
czuła się w nim wspaniale. Jej kreacja była efektem spędzenia kilku godzin na
przymierzaniu i chodzeniu po sklepach. Była w kolorze czerni, z drobinkami
brokatu. Idealnie przylegała do jej ciała, kończąc się w połowie uda. Dekolt był
w kształcie kwadratu, ukazując napięte i dość kształtne piersi. Ramiączka były
grubsze, a z tyłu była idealnie gładka pod sam kark. Wysokie czarne brokatowe
szpilki i czarna torebka utrzymywały się w jednym kanonie. Uśmiechnięta
poprawiła jeszcze usta błyszczykiem i spokojnie wyszła z dormitorium. Gdy
przeszła przez obraz Grubej Damy, na jej ustach zagościł ogromny uśmiech.
Blaise stał oparty o kamienne balustrady w czarnym smokingu. Jego włosy były
ułożone w artystyczny nieład, a dwudniowy zarost dodawał seksapilu. Gdy ją
zobaczył, nie wiedział, co ma powiedzieć.
- Czemu nic nie mówisz? - Zapytała po chwili milczenia. Chwycił delikatnie jej dłoń i okręcił wokół jej własnej osi. Mimo wysokich szpilek i tak była od niego niższa. Spoglądał na nią jak na największy skarb w jego życiu.
- Odebrało mi mowę - powiedział, a ona się zarumieniła - wyglądasz niebiańsko - pocałował ją delikatnie, a ona wtuliła się w jego pierś.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też - pogłaskał ją po ramieniu i chwycił rękę.
- To będzie nasz wieczór - zaśmiał się i ruszyli po schodach w dół.
- Czemu nic nie mówisz? - Zapytała po chwili milczenia. Chwycił delikatnie jej dłoń i okręcił wokół jej własnej osi. Mimo wysokich szpilek i tak była od niego niższa. Spoglądał na nią jak na największy skarb w jego życiu.
- Odebrało mi mowę - powiedział, a ona się zarumieniła - wyglądasz niebiańsko - pocałował ją delikatnie, a ona wtuliła się w jego pierś.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też - pogłaskał ją po ramieniu i chwycił rękę.
- To będzie nasz wieczór - zaśmiał się i ruszyli po schodach w dół.
~~~
Poczuł
jej delikatne dłonie na swoich oczach. Nie musiał zgadywać kto to, ponieważ od
razu wiedział, że to ona. Poznałby wszędzie zapach jej włosów, jej perfumów, po
prostu jej. Obrócił się szybko w jej stronę i złożył na ustach pocałunek
śmiejąc się.
- Mnie na to nie nabierzesz kochanie - mruknął delikatnie, a ona uśmiechnęła się i zarzuciła mu dłonie na kark. Chwycił ją w pasie i okręcili się kilka razy.
- Wyglądasz cudownie.
- Nie widziałeś jeszcze mnie całej - żachnęła, gdy ją postawił.
- Nie muszę i tak wiem, że wyglądasz - posłał jej czarujący uśmiech.
- Dziękuję Joe.
- Nie masz za co, Eliza - stwierdził i objął ją w pasie.
- Mnie na to nie nabierzesz kochanie - mruknął delikatnie, a ona uśmiechnęła się i zarzuciła mu dłonie na kark. Chwycił ją w pasie i okręcili się kilka razy.
- Wyglądasz cudownie.
- Nie widziałeś jeszcze mnie całej - żachnęła, gdy ją postawił.
- Nie muszę i tak wiem, że wyglądasz - posłał jej czarujący uśmiech.
- Dziękuję Joe.
- Nie masz za co, Eliza - stwierdził i objął ją w pasie.
~~~
-
Co za kretyn, już ja mu pokażę - mruczała pod nosem Hermiona biegając po swoim
pokoju. Docinki Dracona jedynie spotęgowały jej ciśnienie, którego nie
potrafiła się dzisiaj pozbyć. Nie mogła tego tak zostawić, była przecież
Gryfonem! A Gryfoni się tak nie zachowują. Była zdeterminowana w stu
procentach, nie odpuści mu tego. Ogry!
Phi! Jeszcze tego pożałuje mruczała do siebie. Jej prysznic trwał siedem
minut, a ułożenie włosów dziesięć. Podobnie makijaż, który o dziwo wyszedł jej
za pierwszym razem. Nie miała czasu na zbędne przemyślenia, dzięki zaklęciom,
które wyszperała ostatnio w bibliotece, fryzura od razu była taka jaką chciała,
a makijaż idealnie dopasował się do jej twarzy. Nie miała zbyt wiele czasu,
ponieważ za piętnaście minut rozpoczyna się bal. Miała w nosie to, że przed
chwilą pół Hogwartu widziało ją w stanie rozkładu, teraz pokaże wszystkim, a
zwłaszcza tej parszywej fretce, co to znaczy ładnie wyglądać. Wyciągnęła z szafy
karton z kreacją, którą dostała od Ginny i z uśmiechem zaczęła ją ubierać. Była
również w kolorze czarni z drobinkami brokatu. Zakrywała cały dekolt, za to
plecy były odkryte aż do samego tyłka, kończyła się w połowie uda i idealnie
przylegała do ciała, ukazując jej kształty. Gdy zobaczyła się w lustrze zrobiła
zdziwione oczy i delikatnie starał się ściągnąć ją jeszcze niżej.
- Co za wariatka - westchnęła myśląc o swojej przyjaciółce, ale nie miała teraz z byt wiele czasu na to. Podbiegła do szafy i wyciągnęła z niej wysokie czarne szpilki, które zakupiła ostatnimi czasy w Hogsmade. W złotą małą kopertówkę wpakowała wszystkie potrzebne rzeczy. Założyła również złoty łańcuszek, bransoletkę i kolczyki. Gdy ponownie stanęła przed lustrem, ujrzała przed sobą zupełnie inną osobę. Jej włosy pierwszy raz od dłuższego czasu układały się w delikatne spirale i musiała przyznać, że ich długość była równie szokująca, gdyż sięgały sporo za piersi. Czarno szary cień do powiek z czarną kreską eyelinerem pokreślił jej oczy, mocno wytuszowane rzęsy sprawiły, że jej spojrzenie było na prawdę przeszywające. Podkreśliła również policzki brązem i pomalowała usta. Nie wiele więcej myśląc, uniosła wysoko głowę i ruszyła do Wielkiej Sali. Chwilę jej zajęło dostanie się do niej z powodu wysokich szpilek, a ku jej zdziwieniu wrota były zamknięte. Wciągnęła głośno powietrze i otworzyła je dość szeroko, sprawiając, że wszyscy, którzy właśnie zasiedli przy stolikach, aby zjeść kolację skierowali swój wzrok na nią. Poczuła jak na jej policzkach pojawiają się liczne rumieńce...
Draco nie mógł oderwać od niej wzorku. Właśnie w tym momencie zapomniał o wszelakich podziała na czystość krwi, zapomniał o dumie, zapomniał o swoich zasadach. Jedyną rzeczą, którą teraz pragnął zrobić to podejść do niej i złożyć na jej ustach pocałunek. Nie mógł wysiedzieć na miejscu, dopóki nie ujrzał czegoś, co sprowadziło go na ziemie. Poczuł jak fala nieprzyjemnych dreszczy przechodzi jego ciało, a powtórka z przed kilku lat się powtarza...
- Co za wariatka - westchnęła myśląc o swojej przyjaciółce, ale nie miała teraz z byt wiele czasu na to. Podbiegła do szafy i wyciągnęła z niej wysokie czarne szpilki, które zakupiła ostatnimi czasy w Hogsmade. W złotą małą kopertówkę wpakowała wszystkie potrzebne rzeczy. Założyła również złoty łańcuszek, bransoletkę i kolczyki. Gdy ponownie stanęła przed lustrem, ujrzała przed sobą zupełnie inną osobę. Jej włosy pierwszy raz od dłuższego czasu układały się w delikatne spirale i musiała przyznać, że ich długość była równie szokująca, gdyż sięgały sporo za piersi. Czarno szary cień do powiek z czarną kreską eyelinerem pokreślił jej oczy, mocno wytuszowane rzęsy sprawiły, że jej spojrzenie było na prawdę przeszywające. Podkreśliła również policzki brązem i pomalowała usta. Nie wiele więcej myśląc, uniosła wysoko głowę i ruszyła do Wielkiej Sali. Chwilę jej zajęło dostanie się do niej z powodu wysokich szpilek, a ku jej zdziwieniu wrota były zamknięte. Wciągnęła głośno powietrze i otworzyła je dość szeroko, sprawiając, że wszyscy, którzy właśnie zasiedli przy stolikach, aby zjeść kolację skierowali swój wzrok na nią. Poczuła jak na jej policzkach pojawiają się liczne rumieńce...
Draco nie mógł oderwać od niej wzorku. Właśnie w tym momencie zapomniał o wszelakich podziała na czystość krwi, zapomniał o dumie, zapomniał o swoich zasadach. Jedyną rzeczą, którą teraz pragnął zrobić to podejść do niej i złożyć na jej ustach pocałunek. Nie mógł wysiedzieć na miejscu, dopóki nie ujrzał czegoś, co sprowadziło go na ziemie. Poczuł jak fala nieprzyjemnych dreszczy przechodzi jego ciało, a powtórka z przed kilku lat się powtarza...
Krum podszedł do niej i stając na baczność wysunął w jej kierunku dłoń. Widać było, że jej wzrok był zagubiony, ale stanowczy. Chciała ze wszystkich sił pokazać, że nie da się prowokować jednemu delikwentowi, który teraz dobitnie patrzał na nią.
- Uczyń mi ten zaszczyt i jednak spędź ze mną ten wieczór - powiedział w jej kierunku, a ona obdarzyła go delikatnym uśmiech i gdy już miała ująć jego dłoń, tak jak w czwartej klasie, na sali rozległ się dźwięk odsuwanego głośno krzesła i przez środek sali właśnie maszerował nie, kto inny tylko Draco Malfoy. Nie zwracał teraz uwagi, na to, co wszyscy powiedzą. To był ten moment, o którym mu kiedyś mówiła, że nadejdzie, gdy uświadomi sobie, co jest dla niego najważniejsze. Chciał wreszcie jej pokazać, że to wszystko, co robi, jest po to, aby jej zaimponować, a nie, żeby ją zdenerwować. Patrzała na niego zdziwiona, a zaraz obok niej stał również zdezorientowany Krum. Draco stanął kilka metrów przed nią i kompletnie nie zwracając uwagi na Wiktora, ukłonił się przed nią delikatnie.
- Nie wiem czego tu szukasz Krum, ale Hermiona już ma partnera na ten wieczór - powiedział w dalszym ciągu patrząc głęboko w jej oczy i wysunął w jej kierunku swoją dłoń. Jej serce biło jak oszalałe, gdyż nie spodziewała się, że to wszystko tak się potoczy. Przygryzła delikatnie wargę i ku zaskoczeniu wszystkich na tej sali dokonała wyboru...