poniedziałek, 25 sierpnia 2014

http://magic-dramione.blogspot.com/ - nowy blog :)




Witam, z ogromną przyjemnością chciałabym Was moi drodzy zaprosić na nowego bloga, mianowicie http://magic-dramione.blogspot.com/ : ) 
Historia oczywiście jest o naszych ulubionych, głównych bohaterach, czyli Hermionie i Draconie. Rozpoczyna się niewinnym prologiem, który mam nadzieję, będzie zagadką dla wielu. Opowiadanie toczy się krótko po wojnie, Hermionę czeka wiele przygód, nowe znajomości, miłości, przyjaźni, a w tym wszystkim będzie jej towarzyszył z chęcią lub nie, nie kto inny jak Draco.


Serdecznie zapraszam i pozdrawiam! :*

Zou.

wtorek, 12 sierpnia 2014

Patronus V



Witam kochani, długo mnie tu nie było, za to wiele się u mnie pozmieniało. 
Dostałam nagłego olśnienia. Wizja nowej historii od A do Z jest w mojej głowie i nawet spora część na komputerze. Długo zastanawiałam się nad tym, czy ją opublikować, miałam wiele wątpliwości, ale dzięki poradom La Tua Cantante i moim kochanym K&H decyzja zapadła. Powstał nowy blog, na którego chciałabym wszystkich serdecznie zaprosić. Jestem cała w nerwach, ponieważ nie wiem, co o nim powiecie, jeśli w ogóle oczywiście znajdziecie czas, żeby tam wejść. Nie chcę Wam więcej mącić tutaj, dlatego serdecznie zapraszam na: http://magic-dramione.blogspot.com/ . Jeśli się tam znajdziecie, proszę o opinię i komentarze. 

Ściskam, Zou.

piątek, 11 kwietnia 2014

Nowy blog! :)




Witajcie moi najukochańsi! :)
Jak widzicie długo nie wytrzymałam bez Was, bez blogosfery i samego pisania! :) 
Założyłam nowego bloga, z nową porcją Dramione, z nowym pomysłem. 
Serdecznie zapraszam tam Wszystkich, mam ogromną nadzieję, że się Wam spodoba! :) 
http://amoredramione.blogspot.com/



Wszelkie informacje znajdziecie na tamtym blogu! :* 
Ślę Wam największe buziaki i zapraszam :*

Wasza Zou. 

piątek, 21 marca 2014

30. Epilog(?)



Moi kochani, jak widzicie dotrwaliśmy do końca. Chciałam napisać normalną notkę, ale musiałam połączyć ją z Epilogiem, z jednego prostego względu. U mnie na blogu nie było Prologu i nie chciałam, żeby blog zaczynał się tak, a kończył tak. Jestem Wam ogromnie wdzięczna, że byliście razem ze mną przez ten czas, że trwaliście ze mną w moich porażkach i wzniesieniach, komentowaliście każdą notkę, wchodziliście, czy pisaliście do mnie, kiedy nowy rozdział. Jestem Wam ogromnie wdzięczna, bo gdyby nie Wy, nie byłoby mnie tutaj. Nigdy nie śniłam o tak magicznej liczbie odwiedzin jak 27,5 tyś. ! To Wy dzięki mojej małej pomocy tworzycie tego bloga i jestem Wam dozgonnie wdzięczna. Chciałabym podziękować wszystkim obserwatorom, dzięki Wam wiem, że w głębi duszy o mnie pamiętacie :* . 

Chciałabym szczególnie podziękować: Lacarnum Inflamare, La Tua Cantante, emersonn, Clover, Akneri, Lumos Maxima, rosmaneczka, Syntia Black, Gisia, Karola, Karolina Dębiak, Koralina, Villemo, Lumossy, Skyler, Muszelka, Risa, Always, DraMion, eska, Anka Cierocka, Aimee, Dramione True Love, Carmen Malfoy, Claudia Malfoy, mildredred, Alisa Rubi, Nadya Craus, Lexie Song, Mania, Irytek, Favoshi, Panna Malfoy, Hermiona Granger, Karrena, Chuda Dama, Expecto Patronum, kabanos w nos, Hermione Granger, CobainowaKrowa, Dorota G, Patrycja DeSangue, Chiyo, Pani Gajewska, Ataraksja i wszystkie kochane Anonimki moje <3 . Chciałabym podziękować każdemu z osobna, ale wiem, że nie dałabym rady. Tym, które trwały ze mną od początku i komentowały każdy rozdział bez wyjątku, dziękuję z całego serca i wy wiecie, że o Was chodzi! Każdemu, kto choć raz zostawił tutaj komentarz, również dziękuję, bo to Wy dawaliście mi siłę i otwieraliście oczy <3 . Jeżeli kogoś pominęłam, na prawdę przepraszam i niech wie, że również mu dziękuję z całego serca. Jest mi ciężko pisać tę ostatnią notkę, to był mój pierwszy blog i jestem z niego dumna. Może nie kończę go tak jak chciałam, ale nie mam innego wyjścia. Kocham Was wszystkich, dziękuję i mam nadzieję, że do zobaczenia niedługo! :* . 
+ zapraszam do sondy <3.
++ ta piosenka, zawsze będzie mi się kojarzyć z całą przygodą na tym blogu. 


na zawsze Wasza, Zou. 
 ~~~~~~





EPILOG(?)

           Hermiona już dawno nie czuła się tak wspaniale, jak tej soboty. Draco zafundował jej dzień pełen rozrywki, począwszy od wypicia Kremowego Piwa, opychaniu się słodyczy w Miodowym Królestwie, przechadzając się po parku na obrzeżach miasteczka, zabrał ją również w punkt widokowy Hogsmade, o którym nie miała pojęcia. Było z niego widać cały zamek i błonia, z drugiej strony czarodziejskie miasteczko. Gdy mieli już wracać do zamku, Draco teleportował się z nią do uroczej miejscowości na obrzeżach Londynu, gdzie zjedli najlepszą kolację, jaką Hermiona mogła sobie wymarzyć. Finałem całego dnia była kąpiel w jeziorze, mimo tak wczesnej pory, woda okazała się całkiem przyjemna. Granger całkowicie zapomniała o egzaminach i nauce, a wszystkie myśli skupiła na swoim chłopaku.
- Draco, co z nami będzie? - Zapytała, gdy znaleźli się w sypialni blondyna. Usiedli wygodnie na skórzanej kanapie i zaczarowali pomieszczenie, aby nikt nie słyszał, co tam się dzieje.
- A o co konkretnie pytasz? - Uniósł jedną brew do góry i spojrzał głęboko w jej oczy. Gryfonka lekko speszona, nie odważyła się odwzajemnić spojrzenia i uparcie wpatrywała się w swoje dłonie.
- No wiesz, co będzie po skończeniu Hogwartu? - Te słowa przechodziły przez jej gardło z ogromnym kłopotem. Bała się tej rozmowy, ale męczyła ją już od dłuższego czasu. Często siedząc w bibliotece rozmyślała o wspólnej przyszłości z Draconem, wyobrażała sobie ich ślub i gromadkę dzieci, ale szybko sprowadzała się na ziemię, karcąc za myślenie o rzeczach, do których może nigdy nie dojść.
- Myślę, że pójdziemy do pracy i zaczniemy dorosłe życie - odparł starannie dobierając słowa. Hermiona podniosła nieśmiało wzrok, a na jej policzkach widniały delikatne rumieńce.
- Zaczniemy? To znaczy, że widzisz nas razem? - Wydusiła z siebie, starając się nie pokazać emocji, które buzowały w jej organizmie. Chłopak uśmiechnął się delikatnie.
- To jest oczywiste Hermiono - odrzekł. Dziewczyna wypuściła powietrze z płuc i uspokoiła się lekko. Pokiwała głową, na znak, że rozumie.
- Tylko nie myślisz, że...
- Że, co?
- No jak ty to sobie wyobrażasz? - Zmarszczyła brwi znowu sprowadzając swoje myśli na ziemię - jedyny dziedzic Malfoyów, arystokrata, szanowana osoba w świecie magii... ze szlamą? - Z trudem udało jej się to powiedzieć bez załamania głosu. Blondyn od razu spoważniał i założył ręce na piersi, wpatrując się w nią intensywnie.
- Chyba już zapomniałaś o tym, jak mnie postrzegają. Nie jestem już szanowany, ale raczej poszukiwany i mogę być posądzony o śmierciożerstwo - odparł lekko zirytowanym głosem - a jeśli chodzi o to, że nie jesteś czystej krwi, to wierz mi lub nie, ale nie ma to dla mnie znaczenia. Wiem, że ciężko ci w to uwierzyć, na przestrzeni lat, ale wiem czego chcę, Hermiono. A Malfoyowie dostają to, czego chcą - posłał jej zadziorny uśmieszek, a ona już całkowicie się wyluzowała. Złe myśli wyparowały z jej głowy, gdy przypomniała sobie o jeszcze jednej bardzo istotnej rzeczy.
- Draco, bo wiesz...
- Słucham?
- Ja podczas odbudowywania Hogwartu i w wakacje mieszkałam u Weasleyów, ponieważ... - wzięła głęboki oddech - nie miałam gdzie się podziać, nie mam domu rodzinnego - wyrzuciła zagryzając nerwowo wargę - nie wiem, czy jest to dobry pomysł, żebym tam wracała, bo Ron...
- Chyba zgłupiałaś! - Odparł natychmiast, zbijając tym samym z tropu swoją dziewczynę. Spojrzała na niego zdziwiona.
- Nie ma w ogóle takiej opcji, że wracasz do Łasicy - dodał oburzony, a w jego oczach dało się zauważyć burzliwe emocje.
- Draco ja wiem, że tobie to nie pasuje, ale nie mam gdzie pójść, a moje oszczędności nie starczą na wynajęcie jakiegoś mieszkania - westchnęła czując, że czerwieni się jak dojrzała piwonia. Nigdy nie pomyślałaby, że będzie mówiła o swoim problemie finansowym i mieszkalnym komuś takiemu jak Draco Malfoy. Świat staje na głowie.
- Ty głuptasie to przecież logiczne, że nie zostawię cię na ulicy - odparł z politowaniem widząc jej speszoną minę. Spojrzała na niego unosząc brew.
- Nie chcę włazić ci na głowę, czułabym się strasznie głupio i...
- Aleś ty durna, Granger - westchnął - nie włazisz mi na głowę, ani nie będziesz, jesteś zbyt fantastyczną dziewczyną. Jak dla mnie to, to jest zupełnie oczywiste, że po skończeniu szkoły zamieszkamy razem i zaczniemy żyć własnym życiem - jego głos był opanowany, a na twarzy widniał delikatny uśmiech. Hermiona odetchnęła z ulgą i wstała z fotela chcąc się dosiąść do niego na kanapę. Złapał ją jednak za nadgarstek i posadził sobie na kolanach z łobuzerskim uśmieszkiem. Brązowy warkocz opadł na jej ramię, a kilka kosmyków wysunęło się układając tuż przy jej policzkach. Odgarnął je za ucho i złożył na jej ustach delikatny pocałunek.
- Jestem ci ogromnie wdzięczna - szepnęła Gryfonka.
- Nie masz za, co głupia. Nawet nie myśl w ten sposób, bo mnie tylko zdenerwujesz - odparł jedynie i zamknął jej usta kolejnym buziakami. Tego wieczoru już nie poruszali tematu przyszłości, byli zbyt zajęci sobą.
            Kolejne dni upływały niczym pędzący ekspres Hogwart. Zanim wszyscy się zorientowali odbył się Bal Zakończeniowy, oraz finał Międzyszkolnego Turnieju Quidditcha, który wygrał Hogwart, zwyciężając z Durmstrangiem. Egzaminy przyniosły ze sobą mnóstwo kłótni, napięć i złej atmosfery, nawet pomiędzy taką parą jak Draco i Hermiona. Nie rozmawiali ze sobą przez tydzień, ale było to o tydzień za długo i na przeprosiny obydwoje zrobili sobie dzień tylko dla siebie. Gdy było już po testach, wszyscy oczekiwali jedynie zakończenia roku szkolnego, który nadszedł jeszcze szybciej niż czerwiec.
- Kolejny rok dobiegł końca - zagrzmiał głos McGonagall - dla ostatniego rocznika, tak licznego, są to ostatnie minuty w murach szkoły, do której uczęszczaliście siedem lat, niektórzy nawet i osiem. Mury tego zamku nauczyły was więcej niż książki i nauczyciele. Podejrzewam, że przeżyliście tutaj najlepsze lata swojego życia i zawsze będziecie tęsknić za tym drugim domem. Jest mi ogromnie przykro was żegnać, bez was Hogwart nie będzie taki sam - dało się słyszeć lekki żal w głosie dyrektorki. Hermiona słuchała jej mowy pożegnalnej ze łzami w oczach, podobnie jak wszystkie dziewczęta. Harry i Ron uśmiechali się szeroko, a Ginny opierała głowę o ramię przyjaciółki. - Przyjaźnie, które tutaj zawarliście pozostaną na całe lata, a miłości będą trwać wiecznie - zrobiła pauzę przejeżdżając wzrokiem po Sali - niektóre tak nietypowe, a tak piękne - posłała delikatny uśmiech. Granger odnalazła wzrokiem Dracona, który również spojrzał na nią w tym momencie. Ujrzała w jego oczach iskierki radości i to jej wystarczyło, dodało jej otuchy - mam nadzieję, że nie jest to ostatni raz, kiedy się widzimy i jeszcze w przyszłości się spotkamy! Dziękuję wam za wszystko, wy również wnieśliście w moje życie ogromną naukę - Kiwnęła głową do wszystkich i zeszła z mównicy stając ze wszystkimi nauczycielami w grupce. Skierowali różdżki do sufitu i po chwili wystrzeliły z nich wesołe iskry, które latały po całej Wielkiej Sali, ukazując piękne wspomnienia, które nauczyciele zapamiętali z uczniami. Uczniowie śmiali się i płakali wspominając stare dobre czasy, gdy oglądali wspomnienia.
- Nie wierzę, że to koniec - szepnęła Hermiona widząc siebie Harrego i Rona, gdy siedzieli w bibliotece podczas Turnieju Trójmagicznego, albo jak siedzieli na dziedzińcu i pojedynkowali się dla zabawy.
- Kiedyś musiało to nastąpić - westchnął Potter i w tym samym momencie pokaz się skończył, a wszyscy uczniowie zaczęli głośno klaskać i podrzucać tiary do góry. Po pożegnaniu się z nauczycielami i innymi uczniami z młodszych roczników, wszyscy rozeszli się do swoich Pokoi Wspólnych, aby przez ostatnią godzinę do odjazdu pociągu, pobyć ostatni raz w swoich domach.
- Gdzie Harry? - Zapytała Hermiona, gdy szła razem z Ronem i Ginny w kierunku wieży Gryffindoru.
- Poszedł się przejść - odparł Ron.
- Ale bez nas?
- Wiesz Hermiono, dla niego koniec szkoły oznacza pożegnanie się z jedynym domem, z takim prawdziwym, nie miał innego. Postaraj się go zrozumieć - wzruszył ramionami i wspięli się po schodach. Granger poczuła się głupio, gdyż Ron miał rację. Posiedziała przez chwilę w Pokoju Wspólnym żartując z Seamusem i Nevillem, gdy nagle wstała i bez żadnych wyjaśnień wyszła przez dziurę pod portretem. Ruszyła spokojnym krokiem na siódme piętro, gdzie nagle została zatrzymana przez wysokiego blondyna.
- A ty dokąd? - Zapytał przypierając ją do muru i uśmiechając się łobuzersko. Zaśmiała się pod nosem i złożyła na jego ustach krótki pocałunek.
- Zawsze tam gdzie ja - pokręciła głową - idę porozmawiać z Harrym - odparła. Spojrzał na nią badawczym wzrokiem, ale nie zatrzymywał jej. Kiwnął głową i odszedł do schodów. Hermiona ruszyła ponownie do wieży astronomicznej i wspięła się powoli po drewnianych schodach. Tak jak przypuszczała, Potter opierał się o barierkę i spoglądał na błonia. Podeszła do niego i położyła dłoń na ramieniu. Uśmiechnął się delikatnie.
- Dziękuję Hermiono.
- Za, co? - Zdziwiła się.
- Że przyszłaś, potrzebowałem cię teraz - zauważyła, że w jego oczach szklą się małe łezki. Szybko wtuliła się w niego, a on tak samo mocno odwzajemnił jej uścisk. Hermiona zdawała sobie sprawę, z tego, że dla Pottera jest to szczególnie trudne, gdyż Hogwart był to jego prawdziwy dom. Nie miał innego, w którym czułby się tak jak tutaj. Poznał tu nie tylko siebie, ale i przeszłość, odkrył tajemnice świata magii, które inni znali od małego. Gdy przekroczył pierwszy raz próg Hogwartu, był "tylko Harrym". Teraz jest Harrym Potterem, zbawcą świata, ale co najważniejsze, mężczyzną, który odkrył to, co dla niego najważniejsze, nauczył się kochać i miał przy sobie najwspanialszych przyjaciół.
- Wrócimy tu kiedyś - szepnęła mu na ucho, a on zaśmiał się przez łzy w jej ramię.
- Dziękuję Hermiono - otarł szybko policzki rękawem i ostatni raz rzucił spojrzenie na błonia. Dotknął poręczy i westchnął.
- On zawsze będzie o tobie pamiętał Harry - uśmiechnęła się, wspominając Dumbledora. Po tych słowach zeszli na dół i od razu skierowali się do Hogsmade. Przy wyjściu zostali złapali przez fotografa, który zrobił im zdjęcie na tle zmaku. Po chwili dołączył do nich Ron, później Ginny, a na samym końcu, ku zdziwieniu wszystkich, Joe, Draco, Zabini i wspólnie zrobili sobie pamiątkowe zdjęcie, które od razu otrzymali do rąk. Całą grupką ruszyli do czarodziejskiej wioski, aby wejść w dorosłe życie.
            Gdy dotarli na dworzec King Cross, coś pękło. Hermiona płakała jak małe dziecko, żegnając się ze wszystkimi bez wyjątku. Jako ostatni rocznik stali na peronie tak długo, dopóki każdy z każdym się nie przytulił i nie życzył sobie szczęścia w życiu. Zamykali wspólnie pewny rozdział w ich życiu, aby zacząć pisać nowy. Taka kolej rzeczy. Gdy się rozeszli i Hermiona pożegnała się ze swoimi przyjaciółmi, obiecując sobie, że spotka się z nimi nie dłużej niż za tydzień, chwyciła Dracona za rękę i z walizkami przeszli przez przejście do świata mugoli. Blondyn przeniósł ich walizki do domu, a swoją dziewczynę pociągnął za dłoń w stronę centrum miasta. Nie miała pojęcia, co kombinuje, ale czuła, że wiąże się to z niespodzianką, którą jej obiecał kilka miesięcy temu. Znaleźli się w ładnej kawiarence, której taras wychodził zaraz nad rzeką Tamizą z widokiem na Tower Bridge i London Eye. Usiedli przy stoliku i złożyli zamówienie. Gdy tylko kelnerki odeszły, Draco przeczesał włosy palcami i spojrzał jej w oczy uśmiechając się łobuzersko.
- Co kombinujesz? - Zapytała podejrzliwie, a na odpowiedź nie musiała długo czekać. Malfoy wstał i posyłając zgromadzonym tam ludziom wesoły uśmiech przesunął krzesło z Hermioną tak, że jak klęknął pocałował ją w kolano. Dziewczyna spłonęła rumieńcem i przyłożyła ręce do ust wiedząc, co się święci.
- Kocham cię i chyba nie muszę się z tego tłumaczyć? - Pokiwała głową na boki, czując łzy pod powiekami - wyjdziesz za mnie? - Przez chwilę milczała, próbując opanować bicie serca i drżące dłonie, ale nie potrafiła. Rzuciła mu się na szyję i pocałowała namiętnie.
- Tak - szepnęła do ucha, gdy razem z nią wstał i włożył na jej palcem śliczny zgrabny złoty pierścionek z brylantem.
- To była ta niespodzianka? - Zapytała po zjedzonej kolacji. Uśmiechnął się i pokręcił głową.
- Jak to nie? - Zdziwiła się. Wyjął z marynarki kopertę ze zdjęciami i podał ją dziewczynie, przeczesując włosy. Rozerwała ją niepewnie i zerknęła na fotografie. Ukazywały śliczny nie mały i nie duży domek z ogromnym ogródkiem i tarasem. Hermiona czuła jak łzy po raz kolejny robią się mokre. Nie potrafiła spojrzeć w oczy jej... narzeczonemu. Zakryła usta dłonią i szybkim krokiem wyszła z restauracji. Nie potrafiła racjonalnie wytłumaczyć swojego zachowania, zatrzymała się dopiero kilka przecznic dalej. Oddychała głęboko i pozwoliła łzom spływać po policzkach. Odwróciła się i zobaczyła zdziwionego i smutnego blondyna. Zaciskał mocno pięści i szedł w jej kierunku. Wzięła kilka głębokich wdechów.
- Herm, ja cię przepraszam, jeżeli zrobiłem coś nie tak - zaczął, a ona spojrzała na niego przez łzy. Rzuciła mu się na szyję mocno zaciskając dłonie na blond włosach. Zdziwiony i zdezorientowany objął ją w talii.
- Draco ja nie wiem - pociągnęła głośno nosem - nie wiem jak ci się za to wszystko odwdzięczyć, jesteś dla mnie taki...
- Po prostu bądź - szepnął na ucho i to wystarczyłoby się uspokoiła. Zrozumiała, o co mu chodziło. Delikatny pocałunek był finałem tego dnia.

            Tak, to jest moja historia. Nie koniecznie tak miała się skończyć, niekoniecznie miała omijać tyle ważnych momentów w moim życiu, ale przedstawiłam Wam to, co chciałam. Wiecie jednak, co jest najśmieszniejsze? Ironia losu, nieprawdaż? Dzisiaj, gdy to Wam opisuję, 20.06.2004 roku, nazywam się Hermiona Malfoy i mam trzyletnią córeczkę Amelkę. Czy ktoś z Was by w to uwierzył jeszcze kilka lat temu? Ja nigdy. Jestem najszczęśliwszą osobą na Ziemi. Moi przyjaciele, są blisko mnie, mój mąż jest najwspanialszym mężczyzną na świecie, z którym dzielę największy skarb i wiem, że nigdy nikt mi tego nie odbierze. Mój wspaniały brat spędza ze mną mnóstwo czasu i stara się wytłumaczyć wszystko po kolei. Moi rodzice po ciężkiej rozmowie, zrozumieli swój błąd, ale są ze mną i kochają Amelkę i swojego zięcia, tak mocno jak mnie. Mimo wszystkich przeciwności losu, które na nas czyhały, udało się. Do szczęścia nie potrzeba wiele i ja jestem do tego idealnym przykładem. Mam miłość i przyjaciół, to mi wystarcza.
To była moja historia, dziękuję.

Hermiona Malfoy. 

piątek, 21 lutego 2014

29.


" [...] Miłość cierpliwa jest...[...]
Wszystko znosi,wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,wszystko przetrzyma,Miłość nigdy nie ustaje [...]"




        Przez jej myśli właśnie przebiegło stado gazeli. Nie skupiała się za bardzo na drodze, bardziej interesowało ją to, co zobaczy ku jej końcu. Jej serce biło jak oszalałe i to w cale nie z powodu tego, że spokojnie mogłaby się ścigać teraz z Harrym, który leciałby na Nimbusie 2001, a ona by biegła, wszystko to było z podekscytowania. Strach ogarnął ją dopiero, gdy wbiegły do zamku, jak poczuła przyjemny dreszcz na plecach od chłodu i jak wszystkie wspomnienia wróciły. Zatrzymała się nagle wyrywając dłoń z ujęcia Rudej. Oparła się o ścianę i zamknęła oczy, widząc jakby pokaz wszystkich chwil jej życia, które zapamiętała.
- Herm, źle się czujesz? - Usłyszała gdzieś z daleka. Pokiwała głową na boki, czując jak jej oczy robią się mokre. To wcale nie były te dobre wspomnienia, tylko złe. Wszystkie chwile, kiedy przez niego płakała i cierpiała. Z całej siły starała się je wyrzucić z głowy, ale wracały jak bumerang.
- Nie myśl o tym - usłyszała głos Ginny i otworzyła oczy. Przyjaciółka stała przed nią z zatroskaną miną - to minęło Miona nie ma, co wspominać - szepnęła, a Hermionie zrobiło się cieplej na sercu. Wiedziała, że pytanie skąd wiedziała, o czym myśli, będzie bardzo nie na miejscu, więc jedynie wzięła głęboki wdech i pokiwała głową.
- Masz rację, przepraszam - szepnęła i otarła szybko łzy. Już nieco wolniejszym krokiem ruszyły w kierunku dziedzińca. Granger podgryzała nerwowo wargę, i co chwila poprawiała włosy. Ruda widząc zachowanie przyjaciółki jedynie chichotała pod nosem. Gdy doszły wreszcie na świeże powietrze, brązowowłosa zaczęła się nerwowo rozglądać po wszystkich. Minęła ją grupka dziewcząt z Ravenclawu, jakieś małe dzieci przebiegły jej obok kolan, gdzieś tam siedziała całująca się para, trochę dalej stała większa grupka Ślizgonów, nieco bliżej Puchoni..
.zaraz... Hermiona wróciła wzrokiem do domowników Węża i serce stanęło jej na moment. Stał tam, dokładnie taki jak go zapamiętała. Noszolancko opierał się o jedną z kolumn, dłonie trzymał w kieszeni czarnych spodni, biała koszula była lekko rozpięta, a zielono srebrny krawat Slytherinu zwisał luźno na szyi. Pikowaną puchową kurtkę miał jedynie zarzuconą, a włosy jak zwykle zmierzwione. Uśmiechał się właśnie do jednej z dziewcząt, co wywołało u Hermiony dziwne ukłucie w okolicach serca. Nagle jej boski widok, został przysłonięty czyjąś posturą. Podniosła nieco wyżej wzrok i ujrzała zadowoloną buźkę Zabiniego.
- Nasza zguba się odnalazła! - Zawołał wesoło.
- No bardzo śmieszne - odparła oburzona Hermiona, starając się zobaczyć, co właśnie robi Smok z dziewczętami.
- Nie martw się, czeka tylko na ciebie - zachichotał Blaise, widząc zachowanie Gryfonki. Spojrzała na niego morderczym wzrokiem, a od swojej dziewczyny dostał sójkę w bok. Nie mógł już patrzeć na zazdrosny wzrok swojej przyjaciółki, dlatego odwrócił się z uśmiechem i włożył dwa palce do ust, gwizdając głośno. Hermiona podskoczyła wystraszona, a na całym dziedzińcu zapanowała cisza, a oczy wszystkich zwróciły się na Ślizgona.
- O to twój kopciuszek! - Zawołał Diabeł, a Malfoy właśnie w tym momencie spojrzał na stojącą Hermionę. Miała zaróżowione policzki, rozwiane i poplątane brązowe włosy, niedbale zarzuconą kurtkę i przewiązany szalik. Nie wiele myśląc ruszył w jej kierunku, słysząc oburzone głosy swoich wielbicielek. Nie myślał teraz o nich, dla niego była ważna tylko ona. Uśmiechała się nieśmiało i delikatnie, mógłby przysiąc, że nawet się rumieni, ale pod wpływem zimna, ciężko to rozróżnić. Kiedy stanął wreszcie przed nią spoglądał chwilę w jej piękne brązowe tęczówki i nie mogąc nadziwić się jej pięknem, złożył delikatny pocałunek na jej ustach. Nie musiał długo czekać na odpowiedź, jej ręce znalazły się na jego szyi, a drobne ciało przywarło do niego niczym magnez. Zadowolony z takiego obrotu sytuacji objął ją w pasie i mocno do siebie przycisnął, jakby miał być to ich ostatni pocałunek. Nie zważali na zdziwionych ludzi, okrzyki wulgaryzmów, czy chichoczących Ginny i Blaisa, liczyli się tylko oni. Oboje stęsknieni, oboje spragnieni siebie... Gdy po dłuższej chwili oderwali się od siebie, spojrzeli sobie w oczy i to był ten moment...
- Kocham cię - szepnął tak, aby jedynie ona to usłyszała. W jej oczach ponownie zakręciły się łzy, a wszelkie obawy, które ją ogarnęły przed spotkaniem, ulotniły się niczym woda z czajnika.
- Ja ciebie też - odparła i położyła głowę na jego klatce piersiowej. Poczuła jak podnosi ją do góry, ale nie protestowała, nie chciała kończyć tej chwili, nie chciała go już nigdy więcej wypuścić z objęć. Pokiwał jedynie znacząco w stronę przyjaciół i skierował swoje kroki do Pokoju Wspólnego Prefektów, w którym tak dawno nie był. Wypowiedział hasło, które dała mu McGonagall i bez zastanowienia skierował się w stronę swojego dormitorium. Zamknął drzwi sprawnym ruchem stopy i podszedł do łóżka, delikatnie kładąc na nim Gryfonkę. Zdjął jej kurtkę, szalik i ciepły sweter, pod którym miała jeszcze jeden, ale cieńszy i przylegający do ciała. Powoli i delikatnie zsunął ze stóp buty i odstawił pod ścianą. Przyglądała mu się uważnie, czując dreszcze na całym ciele. W pierwszym momencie mógłby pomyśleć, że jest jej zimno, ale w pokoju było prawie dwadzieścia siedem stopni. Sam również się rozebrał i położył się obok niej, gładząc delikatnie jej włosy. Nic nie mówili, chyba każde bało się zacząć...
- Nie zostawiaj mnie więcej - usłyszał jej cichy delikatny szept po kilkunastu minutach. Momentalnie spiął się na całym ciele i przysunął nieco bliżej, unosząc jej podbródek. Nigdy nie był dobry w okazywaniu swoich uczuć, zawsze go w tym przewyższała. Patrzył chwilę w jej czekoladowe oczy i uśmiechnął się delikatnie.
- Już nigdy więcej, obiecuję - dodał i pocałował ją delikatnie w czoło. Kolejna fala ciepła rozlała się po jej ciele.
- Bałam się, że... - urwała czując ogromną gulę w gardle.
- Nic mi wtedy nie było, malutka - powiedział pospiesznie widząc jej trudności - straciłem przytomność, a ty w przypływie nerwów po prostu spanikowałaś...
- Przepraszam, że dopiero wtedy zrozumiałam ile dla mnie znaczysz - w jej oczach zakręciły się łzy. Nie pozwolił, aby wypłynęły, dlatego szybko otarł je dłonią i złożył na jej ustach pocałunek.
- Cieszę się, że w ogóle do tego doszłaś... - urwał na moment - czekałem na ciebie od dłuższego czasu, nic by mi nie zaszkodziło jakbym poczekał jeszcze trochę - zaśmiał się, a ona po chwili mu wtórowała. Znowu zapadła cisza, ale nie była już krępująca, napawali się nią i sobą jednocześnie. W pewnym momencie Draco przypomniał sobie coś, o czym jeszcze niedawno gorączkowo myślał.
- Granger posłuchaj - zaczął, a ona mimowolnie się uśmiechnęła, tęskniła za tym określeniem - to, co mówił Weasley... - zmarszczył brwi dosyć mocno - czy to prawda? - Gryfonka spoglądała na niego niepewnie, ale w końcu pokiwała przecząco głową.
- Mnie i Rona nie łączyło nic oprócz udawanego związku w wakacje.
- Udawanego? - Zdziwił się.
- Nie kocham go w ten sposób - dodała szybko - zawsze był dla mnie przyjacielem, po prostu...
- Chciałaś spróbować - dokończył za nią.
- Dokładnie - westchnęła - żałuje tego.
- Mogę zadać ci jeszcze jedno pytanie? - Na jego twarz wdarł się łobuzerski uśmiech, a ona mimowolnie poczuła skręcanie w żołądku uwielbiała, gdy tak na nią patrzył.
- Jest w tym jakiś haczyk?
- Nie, zwykłe czysto teoretyczne pytanie - odparł unosząc ręce do góry, w geście niewinności. Zachichotała i pokiwała głową.
- Robiłaś to już kiedyś? - Na słowo 'to' dał szczególny nacisk. Dla Hermiony nie było takiej dziedziny nauki, którą by się nie zainteresowała, seks również przerobiła, ale jedynie w książkach. Gdy tylko zrozumiała, o co chodzi blondynowi, spłonęła okazałym rumieńcem i spuściła wzrok, wpatrując się z zaciekawieniem w skarpetki. Chłopak widząc jej reakcję, kolejny raz spiął się cały i spoważniał. Uniósł delikatnie jej brodę, patrząc w oczy.
- Nie? - Zapytał dobitnie, a ona jeśli to możliwe zmieniła kolor z czerwonego na bordowy. Posłał jej jeden z najpiękniejszych uśmiechów. Wzięła głęboko w płuca i pokręciła przecząco głową.
- To nic strasznego - odparł nie bardzo wiedząc jak się zachować. Wiadome chyba wszystkim jest to, że Malfoy nie słynął jedynie z wyglądu i uroku w szkole, ale również z sypialnianych podbojów. Żadna dziewczyna nie potrafiła mu się oprzeć, a on wcale temu nie zaprzeczał, jak najbardziej go to zadowalało. Mimo jednak tak licznych dziewcząt w jego łóżku, nigdy nie zdarzyła mu się dziewica, zwłaszcza taka, na której mu zależy i której nie chce skrzywdzić.
- Draco - odparła po chwili wyrywając go z zamyślenia.
- Hm? - Mruknął odpędzając dziwne myśli z głowy.
- Ja...Chciałabym to zrobić z kimś, kto jest dla mnie na prawdę ważny i... - wzięła głęboki wdech - z kimś, kto mnie nie skrzywdzi zaraz po skończeniu - zmarszczyła brwi, słysząc własne słowa. Blondyn zrozumiał jej aluzję, do jego podbojów, dlatego pogłaskał ją delikatnie po ramieniu.
- Rozumiem, jeśli nie jestem dla ciebie odpowiedni...
- Nie poczekaj - przerwała mu szybko - nie o to mi chodziło, ja po prostu... nie chcę się spieszyć - dodała - ale chcę to z tobą zrobić - wyrzuciła wreszcie z siebie, a jego twarz rozpromieniła się. Przytulił się do niej mocno.
- Nie skrzywdzę cię nigdy - szepnął jej do ucha, a ona jedynie objęła go rękoma i nogami, wczepiając się jak małpka w jego ciało.

~~~

- A ty dokąd? - Usłyszał za swoimi plecami. Zdziwiony odwrócił się i spojrzał pytająco na przyjaciela.
- Do Hermiony? - Odparł pytaniem na pytanie.
- Po, co? Jest zajęta - dodał Harry, odsuwając od siebie Megan.
- Czym?
- Raczej, kim - poprawiła go blondynka, a Weasley zacisnął dłonie w pięści. Nie zważając na protesty i krzyki ze strony przyjaciół, wszedł do Pokoju Wspólnego Prefektów. Znał hasło, ponieważ na nieobecność Hermiony, zastąpił ją na rozkaz McGonagall. Bez zbędnych ceregieli władował się do jej sypialni, ale nikogo tam nie zobaczył. Gdy już miał wychodzić, usłyszał jej perlisty śmiech, którym zanosiła się na cały pokój. Czerwony i zły, aż po cebulki włosów bez pukania otworzył drzwi, a widok, jaki zastał jeszcze bardziej wprawił go w stan maksymalnego zdenerwowania. Hermiona leżała na łóżku przyciśnięta ciałem Malfoya, który łaskotał ją delikatnie w boczki. Po całym pokoju były porozwalane poszewki i pościel, co oznaczało, że właśnie przebyli wojnę na poduszki. Niestety Ron, jak zwykle wszystko źle zinterpretował. Wściekły rzucił się na blondyna i z niemałym trudem ściągnął go z Hermiony, która zerwała się na równe nogi.
- Co ty wyrabiasz? - Krzyknęła starając się odciągnąć go od blondyna, nad którym się pochylał i starał się uderzyć w twarz.
- Puść mnie! - Krzyknął odpychając ją od siebie, tym samym powodując, że upadła na ziemię. Draco widząc to, nie wytrzymał dłużej. Zrzucił z siebie rudzielca i jednym celnym strzałem, kolejny raz złamał mu nos. Nie patrzył jednak na niego, tylko szybko podszedł do Gryfonki.
- Nic ci nie jest? - Pokręciła głową i wstała przy jego pomocy.
- Wyjdź stąd - krzyknęła wskazując na drzwi. Chłopak wstał wycierając krew z nosa i obrzucił chłopaka nienawistnym spojrzeniem. Gdy już miał wychodzić, obrócił się w stronę Gryfonki i złapał za rękę. Sytuacja wydarzyła się tak szybko, że nawet żadne nie zdążyło zareagować. Rudziec przyciągnął do siebie dziewczynę i złożył na jej ustach dość obrzydliwy pocałunek, zwłaszcza, że ciekła mu krew z nosa. Granger szybko go od siebie odepchnęła i zafundowała siarczysty policzek.
- Jeszcze do mnie przyjdziesz - syknął.
- Wyjdź stąd Wesley, bo jak zacznę ci pomagać, to nie wiem czy dożyjesz kolacji - warknął wyraźnie wyprowadzony z równowagi Malfoy. Jego dłonie się trzęsły, a wzrok szaleńczo błądził po ciele Gryfona. Uśmiechnął się do niego cynicznie i odwrócił na pięcie. Gdy tylko drzwi do pokoju się zamknęły, blondyn obrócił się i z całej siły walnął pięścią w ścianę. Moc uderzenia była tak duża, że farba z tynkiem się pokruszyła, a jego kostki zaczęły krwawić. Hermiona stała przerażona przypatrując się jego furii.
- Przepraszam - szepnęła, cofając się do tyłu. Nie widziała go jeszcze w takim staniem. Zaciskał mocno pięści i głośno oddychał.
- To nie twoja wina, przestań - zaczął szybko i podszedł do niej. Przygarnął do siebie, gładząc jej plecy. Czuła jak przez jego ciało przechodzą ciarki.
- Nienawidzę go - odparł po chwili.
- Wiem - oprała - przepraszam.
- Granger daj spokój, gdyby nie ty, to zapewne leżałby tu martwy - wyznał opierając swoje czoło o jej i wpatrując się w jej tęczówki. Posłała mu delikatny uśmiech.
- Jesteś zazdrosny o mnie? - Szepnęła nie mogąc ukryć zadowolenia. Parsknął śmiechem, rozluźniając się.
- Cholernie - wyszczerzył do niej zęby i pocałował w nos. Wypuścił ją z objęć i skierował się do łazienki żeby obmyć rany. Gdy skończył wrócił do pokoju, w którym był już porządek.
- Dzięki - szepnął i zdjął z siebie białą koszulę, która była opryskana krwią. Od razu wrzucił ją do kominka i podszedł do szafy. Hermiona przypatrywała mu się z niemałym szokiem. Jego sylwetka jak zwykle prezentowała się wspaniale, ale fakt, że okazuje ją przy niej, jeszcze bardziej ją zadowalał. Założył niebieską koszulę i odpiął pierwsze guziki. Przeczesał dłonią włosy i spojrzał na dziewczynę.
- Tobie też się chyba przyda przebranie - odparł. Pokiwała na znak, że się zgadza i wyszli do jej sypialni. Nie była jeszcze tak śmiała jak Ślizgon, dlatego wybrała odpowiednie rzeczy z szafy i zamknęła się w łazience. Ubrała czarną falowaną spódniczkę, biało niebieską bluzkę w paski, którą włożyła do środka i czarny krótki kardigan. Włosy rozczesała i związała niedbałego koka, z którego kilka kosmyków wyleciało. Na szybko przejechała oczy tuszem i popsikała się ulubionymi perfumami. Wyszła gotowa, a widok blondyna czytającego jej ulubioną książkę z dzieciństwa, o mało, co nie zwalił jej z nóg.
- Malfoy czytający mugolską bajkę... - Szepnęła i objęła jego szyję od tyłu.
- Tristan i Izolda - przeczytał - nigdy nie zrozumiem mugoli odparł zamykając - a przeczytałem jedynie epilog - zaśmiał się. Wstał i odłożył wolumin na miejsce. Wypuścił Hermionę i pierwszą i wyszli na zimny korytarz. Mijali uczniów, którzy podobnie jak oni kierowali się na kolację. Draco ujął delikatnie dłoń swojej towarzyszki i wplótł swoje palce w jej. Zarumieniła się lekko i spojrzała  na niego.
- A co powiedzą inni? - Szepnęła widząc ciekawskie spojrzenia.
- Że jesteśmy najpiękniejszą parą w całej szkole - odparł również szeptem.
- A jesteśmy? - Zdziwiła się.
- A nie? - Zachichotał - to właśnie oficjalnie zaczynamy nią być - dodał jak gdyby nigdy nic i wkroczyli razem do Wielkiej Sali. Przystanęli kilka kroków za wejściem.
- Smacznego - powiedział już normalnym głosem i cmoknął ją w usta. Uśmiechnęła się i odeszła do swojego stołu podobnie jak on.
- Uhuhu, co ja widzę - zaświergotała wesoła Ginny.
- Zamknij się i jedz - skwitowała ją Hermiona i obje wybuchły śmiechem.

~~~

Kolejne tygodnie leciały uczniom jak przez palce. Nauki przybywało i powoli zaczynał się kwiecień, obwieszczając dwa miesiące do końca szkoły. Wiosna na dobre rozgościła się na dworze, tworząc piękną aurę, która tylko zachęcała do wyjścia na dwór. Uczniowie korzystali z każdych możliwych promieni słonecznych, uciekając tym samym od prac domowych i nauki, do egzaminów, które zbliżały się wielkimi krokami. Jedyną osobą w całym zamku, która tonęła w książkach i pergaminach całymi dniami, była Hermiona Granger. Trzy miesięczne zaległości, były dla niej czymś strasznym i za każdym razem powtarzała, że nie zdąży nauczyć się wszystkiego do czerwca.
            Nadeszła sobota, a wraz z nią wyjście do Hogsmade. Wszyscy uczniowie, którzy mieli uprawnienia, już dawno temu opuścili zamek ciesząc się wolnymi chwilami. Hermiona jednak nie pozwalała sobie na przyjemności i siedziała teraz w bibliotece wertując podręcznik dla zaawansowanych z transmutacji. Czytała właśnie o skomplikowanych przeobrażeniach ludzi w animaga, gdy nagle wolumin zamknął się jej przed nosem, a wszelkie notatki i inne księgi zniknęły z zasięgu jej wzroku. Zdezorientowana szybko zadarła głowę do góry i ujrzała zadowolonego z siebie blondyna.
- Malfoy, nie wydurniaj się - powiedziała szybko widząc różdżkę w jego dłoni - natychmiast zwróć mi wszystkie rzeczy, muszę się uczyć - nie szczędziła czasu na uprzejmości, nie lubiła, gdy ktoś jej przerywał naukę, ale... Draco Malfoy, to nie był 'ktoś'. To była jedyna osoba, która zawsze skutecznie działa na od stresowanie jej i odciągnięcie od nauki, była to osoba, z którą była.
- I tak już wszystko umiesz, nie zdajemy egzaminów rozszerzonych, tylko podstawowe - zauważył sprytnie i uśmiechnął się triumfalnie. Brązowowłosa zrobiła naburmuszoną minę i założyła ręce na piersi.
- Mam mnóstwo zaległości muszę...
- Nic nie musisz - wywrócił oczami i podszedł do niej skradając jej pocałunek. Niestety dziewczyna nic nie mogła poradzić, że tak działał na nią, jego urok osobisty. Gdy tylko znajdował się w pobliżu serce biło jak oszalałe, ciarki przechodziły po plecach, a cała silna wola skumulowana na nauce, wyparowywała jak woda z czajnika.
- Draco - szepnęła, kiedy zaczął muskać jej szyję. Zadowolony z siebie odsunął się i wyciągnął w jej kierunku dłoń. Spojrzała na niego rozmarzonym wzrokiem i pozwoliła poprowadzić się do Pokoju Wspólnego Prefektów.
- No już, przebieraj się i idziemy do Hogsmade - zarządził uśmiechając się łobuzerko.
- Ale...
- Żadnego 'ale' - pogroził przybierając poważny wyraz twarzy i wpychając ją do łazienki. Gryfonka westchnęła i zaczęła zdejmować szkolne szaty, zastępując je lekkimi beżowymi spodniami, pudrową zwiewną bluzką i białym sweterkiem. Włosy zaplotła w luźny warkocz i wykonała delikatny makijaż. Wychodząc z łazienki zastała jeden z jej ulubionych widoków. Dracona leżącego na jej łóżku z założonymi rękoma za głową.
- Leniuch - rzuciła w jego kierunku wyciągając małą torebkę i pakując do niej potrzebne rzeczy.
- Muszę kiedyś się wyleżeć, bo później nie będzie na to czasu - wytknął jej języki i podniósł się przyglądając swojej dziewczynie. Ubrała brązowe pół buty wiązane jedynie na trzy dziurki i wyprostowała się zadowolona.
- Możemy iść - uśmiechnęła się widząc jego wzrok i po chwili kroczyli już po błoniach. Draco obejmował ją delikatnie ramieniem, a ona wtulała się w jego tors.
- Dziękuję - powiedziała po chwili i przymknęła powieki napawając się fantastyczną pogodą.
- Za co? - Zapytał śmiejąc się.
- Że nie pozwalasz, abym zatraciła się w książkach - odparła.
- O jeszcze, czego zatracić to możesz się jedynie we mnie - wyszczerzył zęby, a ona pokręciła z politowaniem głową całując go w szyję. Przeszedł go przyjemny dreszcz.
- Mam dla ciebie małą niespodziankę - szepnął do jej ucha, schylając się.
- Jaką? - Zapytała od razu, a jej oczy rozszerzyły się z zaciekawieniem.
- Jak ci powiem, to nie będzie niespodzianka.
- Draco ... - zaczęła, ale on wpatrywał się daleko przed siebie udając, że jej nie słyszy.
- Dowiesz się niedługo - odrzekł jedynie i weszli do zatłoczonej wioski czarodziei. 

wtorek, 11 lutego 2014

28.


"To myśli są tym, co szczęśliwie układa 
człowiekowi życie"



Napisałam, z wielkim trudem, ale jest. Przepraszam za błędy, przepraszam za przejściowe opisówki, zbliżamy się do mety, niedługo finał. Jestem Wam ogromnie wdzięczna za zrozumienie, dziękuję.
~~~~~~~~~~


            Dzisiaj na prawdę czuję, że jestem na właściwym miejscu. Tyle przeciwności losu, które mnie spotkały, tyle przeżyć, o których niejeden nastolatek nawet nie jest wstanie pomyśleć... To wszystko odbudowało mnie na nowo. Zrozumiałam, kim jestem, kim chce być i co powinnam robić. Nie było łatwo, ale przecież nigdy nie jest. Człowiek nie jest wstanie utrzymać swojego życia w idealnej harmonii, nie ze względu na cierpliwość, ale zwyczajnie w świecie byśmy się zanudzili. Potrzebujemy czasami jakiejś rewolucji, ja takich chyba potrzebowałam do życia. Niemniej jednak myślę, że właśnie to, doprowadziło mnie właśnie tutaj.
            Zimne korytarze sprawiały, że odczuwała gęsią skórkę. Nie zwracała na to większej uwagi, po rozmowie z przyjaciółmi do jej ciała napłynęło tyle nieprzyjemnego ciepła, że spokojnie mogłaby teraz wyjść na srogą zimę i nic by jej nie było. Mknęła w stronę wielkiej Sali niczym najszybszy Nimbus. Kiedy wreszcie się w niej znalazła, ku jej szczęściu Joe właśnie kierował się do wyjścia. Poczekała na niego przy schodach, a on bez słów wiedział, że nie idzie na lekcje Eliksirów. W milczeniu ruszyli do jednej z pustych klas, a kiedy Hermiona uzbroiła pomieszczenie, aby nikt nie podsłuchiwał i nie wchodził westchnęła głęboko i odwróciła się do niego. Nie czekał długo, bo po chwili rzuciła się w jego ramiona.
- Tak się o ciebie bałem - westchnął pociągając nosem.
- To wszystko jest tak skomplikowane - mruknęła, gdy się od niego oderwała. Popatrzył na nią smutno.
- Tak wiem, mnie też już to przerasta. Czuję na sobie ogromną winę, że...
- Że co? - Zapytała.
- Że Eliza i Charlotte nie żyją - wybełkotał, a Hermionie machinalnie stanęły łzy w oczach. Podeszła do niego i jeszcze raz go przytuliła. Stali tak chwilę w milczeniu.
- To nie twoja wina, nie mów tak - odezwała się stanowczo.
- Jak nie, przecież gdybym...
- Nie Joe. Nic by to nie dało, że byś mi wcześniej powiedział - spojrzała na niego - dobrze wiesz, że przyniosłoby to jeszcze gorsze skutki.
- Może i masz racje - kolejny raz zapadła krępująca cisza - co teraz będzie? - Zerknął na nią.
- Nie wiem, Joe. Musimy jakoś zacząć od początku - westchnęła siadając na zakurzonej ławce. On usiadł obok niej i bacznie ją obserwował.
- Słuchaj Hermiono, ja zrozumiem jeżeli nie chcesz w jakikolwiek sposób się ze mną kontaktować po ukończeniu szkoły, nie będę miał ci tego nigdy w życiu za złe...
- Joe - przerwała mu szybko - nie opowiadaj głupot, proszę - zmarszczyła brwi, denerwując się - dlaczego miałabym się przestać do ciebie odzywać? Jesteś moim bratem - dodała, a na jego twarzy dało się zauważyć cień uśmiechu.
- No tak, ale co z twoimi rodzicami? - Zaśmiała się w duchu, ponieważ sama zadawała sobie to pytanie.
- Na pewno potrzebuję teraz czasu. Oszukiwali mnie przez osiemnaście lat - westchnęła siląc się, aby słone łzy nie popłynęły po policzkach - ale to oni mnie wychowywali. Pomimo tego, że wiedzieli, kim jestem, kochali mnie... - poczuła rękę Joe na ramieniu i przytuliła się do niego.
- Rozumiem, cieszę się, że cię mam - mruknął cicho, zastanawiając się, czy nie posuwa się za daleko. Granger posłała mu delikatny uśmiech.
- Ja też się cieszę, że jednak nie jestem sama - resztę tej godziny spędzili na rozmowie o rodzinie Joe. Hermiona chciała się jak najwięcej dowiedzieć, ale dzwonek oznajmiający następną lekcję, jej na to nie pozwolił. Niemniej jednak wiedziała, że czeka ją teraz mnóstwo rozmów z nowym bratem. Miała ogromny mętlik w głowie i sama nie zdawała sobie sprawy z tego, jak dzielnie to wszystko znosi. Nie mogła pozwolić, aby chłopak opuścił przez nią więcej lekcji, dlatego wygoniła go z klasy, w której ona jeszcze chwilę siedziała. Zbierała na nowo siły, na kolejną rozmowę, której bała się jeszcze bardziej niż tej. Ruszyła powolnym krokiem w stronę gabinetu dyrektora. Nie wiedziała jak ma się zachować, czy błagać na kolanach, czy próbować coś wyjaśnić jej ulubionej nauczycielce, czy jedynie wysłuchać tego, co ma jej do powiedzenia. Westchnęła cicho i zapukała do dużych mosiężnych drzwi. Po krótkiej chwili usłyszała "proszę". Wypuściła powietrze z płuc i weszła do środka. Minewra siedziała za biurkiem, oglądając jakieś pergaminy, a samopiszące pióro skrobało jej podpis na każdym z nich. Dziewczyna poczuła jak nogi robią się jej miękkie, ale kobieta najwyraźniej to wyczuła.
- Usiądź - zachęciła wskazując na krzesło. Dziewczyna pokiwała głową i usiadła. Spojrzała niepewnie na nauczycielkę.
- Domyślam się w jakiej sprawie do mnie przyszłaś, pan Potter już mi zatruwał w tej sprawie życie - westchnęła machając ręką, a pióro opadło delikatnie na biurko kończąc pracę. Hermiona zaś zmarszczyła brwi i pokręciła głową.
- Harry?
- Tak, dokładnie ten sam Harry - westchnęła i ściągnęła swoje okulary - zanim zaczniemy tę uciążliwą rozmowę, powiedz mi jak się czujesz - przyglądała jej się badawczo. Granger pokiwała delikatnie głową.
- Dziękuję, w porządku. Chociaż mam ogromny mętlik w głowie i staram się to chociaż w najmniejszym stopniu zrozumieć.
- Tak, nie jest to łatwe, ale niektórych tajemnic i tak nie odkryjesz, Hermiono - posłała jej blady uśmiech, na co dziewczyna jeszcze bardziej się zmieszała.
- Tajemnic?
- Pan Malfoy postąpił karygodnie - zaczęła zmieniając temat, kolejny raz zbijając Gryfonkę z tropu. Na dźwięk jego nazwiska spięła mięśnie i przełknęła głośno ślinę.
- Ale to Ronald...
- Wiem, że pan Weasley sprowokował w dość mocny sposób Dracona, ale to nie zmienia faktu, że mogę tolerować napaść na drugiego człowieka - przerwała jej dość lodowatym tonem.
- Pani profesor z całym szacunkiem, ale co to jest za sprawiedliwość? Draco uratował mi życie, nie wolno tak...
- Panno Granger - westchnęła głęboko, a Hermiona zdenerwowała się jeszcze bardziej tym, że dyrektorka ponownie jej przerywa.
- Nie pani profesor. Draco może i przesadził, to prawda - powiedziała nieco głośniej - ale nie pozwolę na to, żeby wydalono go ze szkoły! Nie może pani patrzyć na to, co robił w przeszłości, ponieważ to nie jest jego wina! Był do tego zmuszony, nie chciał takiego życia, a teraz posądza go pani o błahostkę, porównując do przeszłości? - Była zbulwersowana.
- Proszę się opamiętać, panno Granger. To, że jest pani po ciężkiej chorobie, nie oznacza...
- Wiem! Nie oznacza, że mogę w ten sposób z panią rozmawiać, ale pani nie rozumie. To, co zrobił Draco Ronaldowi, jest niczym w porównaniu z tym, co zrobił tam - w jej oczach pojawiły się łzy - walczył, a nie musiał. Zrobił to dla wszystkich, dla mnie! Nie mogę pozwolić, żeby...
- Proszę się uspokoić - powiedziała nieco łagodniej Minewra, patrząc na zaangażowanie Hermiony i cieknące łzy po jej policzkach.
- Proszę, niech się pani jeszcze nad tym zastanowi - pociągnęła głośno nosem i nie mogąc dłużej patrzeć na profesorkę, wyszła z jej gabinetu. Gdy dotarła na zimny korytarz, osunęła się po jednej ze ścian dając upust swoim emocjom.
            Jesteśmy tylko ludźmi. Nie radzimy sobie w wielu sytuacjach, możemy być najtwardszymi zawodnikami, nic nas nie ruszy, ale przychodzi taki moment, kiedy coś w nas pęka. Chowamy się przed całym światem, budujemy mury i bariery wokół siebie. To nie jest wyjście, żadne.
 - Hermiono zjedz coś, proszę - szepnęła Ginny podczas jednego z posiłków w Wielkiej Sali. Hermiona kolejny dzień siedziała jedynie i wpatrywała się tępo w swój idealnie czysty talerz. Nawet nie drgnęła.
- Hermi - tym razem odezwał się Harry. Granger westchnęła cicho i podniosła na niego oczy, tak jakby to była najcięższa rzecz na świecie do wykonania.
- Hm? - Mruknęła w jego stronę. Uśmiechnął się nieśmiało i podsunął jej talerz z jajecznicą. Mimowolnie wzdrygnęła się na widok jedzenia i zaczęła szybko zbierać swoje rzeczy.
- Idę jeszcze do biblioteki - skłamała. Ginewra próbowała ją zatrzymać, łapiąc za rękę, ale gdy widziała stojącą Hermionę bez żadnego wyrazu twarzy, puściła ją. W jej oczach zaszkliły się łzy, które nawet z sąsiedniego stołu zauważył jej chłopak, Blaise.
- Ej, nie płacz - powiedział, gdy złapał ją przy wyjściu z Wielkiej Sali.
- Ja nie mogę patrzeć na to, jak ona się zatraca! Niech ta przeklęta McGonagall pozwoli temu bałwanowi wrócić do szkoły! - Zaszlochała wtulając się w jego szatę. Przytulił ją mocno głaszcząc po miękkich włosach.
- To nie jest takie proste Ginn, Draco został zawieszony nie tylko za pobicie Weasley'a - westchnął głęboko.
- Jak to? - Spojrzała na niego załzawionymi oczami.
- Zabił Eryka, ponosi winę za jego śmierć, Ministerstwo jest nieustępliwe - westchnął, a rudowłosa spojrzała na niego zszokowana.
- Ale...
- Chodź, przejdziemy się - powiedział do niej i wyszli na błonia, ciesząc się dwudziestoma minutami przed lekcją.

~~~

            Siedział w pustym Malfoy Manor wpatrując się tępo w kominek. Jego myśli od kilku miesięcy krążyły wokół jednej postaci, jednej dziewczyny, jego Hermiony. Złość, która zagościła w nim zaraz po opuszczeniu Hogwartu z czasem ustąpiła, teraz wypełniał go strach. Nie o samego siebie, wiedział, że da sobie radę, był tego nauczony od małego dziecka. Bał się o nią, domyślał się, co musi przeżywać, jak musi wyglądać jej życie teraz. Z jednej strony nachodziły go również te czarniejsze scenariusze. Co jeżeli zapomniała o nim? Przecież nigdy nic sobie nie obiecywali, poniekąd. Nie mógł być pewien jej uczuć, a jednak mały głosik w jego głowie podpowiadał mu, żeby się nie poddawał. Żeby walczył, bo ma o co. Wiele razy chciał do niej napisać, ale zabroniono mu korzystać z poczty. Nie miał zielonego pojęcia jak się dostać do Hogwartu, jak ją odwiedzić, jak powiedzieć jej to wszystko, co kłębi się w nim od miesięcy. Zrezygnowany, kolejny dzień spędził na kanapie przed kominkiem trzymając w dłoni szklankę z zimną Ognistą Whisky. Jego myśli przerwał jednak dzwonek do drzwi. Zdziwiony nagłą wizytą niezapowiedzianego gościa wstał, otrzepując niewidzialny kurz ze spodni i odstawił szklankę na stolik. Dzwonek rozległ się kolejny raz, dlatego teraz już nie czekał dłużej. Zbiegł marmurowymi schodami i przeszedł przez ogromny hol. Machnął różdżką na herb Malfoyów, wyryty na drzwiach, a magiczny wąż zasyczał przekręcając się głową w bok. Draco złapał za mosiężne klamki i ku jego zdziwieniu i zadowoleniu ukazała mu się profesor McGonagall. Pomimo szczęścia, które go wypełniło, nie mógł się powstrzymać od zgryźliwej uwagi, po ostatniej ich dyskusji.
- Co panią sprowadza w moje skromne progi? - Zapytał nie siląc się nawet na uśmiech. Minewra zmierzyła go ostrym spojrzeniem i bez zaproszenia weszła do środka stukając obcasami o posadzkę. Od razu skierowała się po schodach do salonu, tak jakby znała jego dom na wylot. Westchnął cicho i podążył za nią, wcześniej zamykając drzwi.
- Mi również miło pana widzieć - odparła lodowatym tonem, gdy usiadła na kanapie - ale wierzę, że pan ucieszy się o wiele bardziej z mojej wizyty, niż ja - dodała obojętnie i wyciągnęła z szaty zwinięty pergamin, obwiązany granatową wstążką z pieczęcią Ministerstwa Magii.
- Co to jest? - Zapytał bez ogródek. Dyrektorka podała mu zwój i gestem kazała przeczytać. Chłopak drżącymi rękoma rozwinął wstążkę. Doskonale wiedział, że na tym kawałku papieru znajduje się jego wyrok, jego przyszłość.

Ministerstwo Magii
Departament Przestrzegania Prawa Czarodziejów oraz Wydział Niewłaściwego Użycia Czarów przez nieletnich, mają zaszczyt przedstawić Panu Draconowi Malfoyowi wyrok rozprawy w sprawie nie właściwego użycia czarów, ze skutkiem śmiertelnym oraz wyrok z rozprawy w sprawie ubliżenia panu Ronaldowi Weasleyowi. Nieczysta karta Pana Dracona Malfoya, wpłynęła bardzo negatywnie na tok rozprawy, jednak nie zmieniła decyzji Wizengamotu. Pan Dracon Malfoy został uniewinniony za oba wyroki, ale ponosi karę w wysokości 1000 galeonów oraz prac na rzecz Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, do ukończenia edukacji.
Podpisanoc :
Minister Magii
  Kingsley Shacklebolt
Szef Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów   Bartemiusz Crouch sernior
Szefowa Wydziału Niewłaściwego Użycia Czarów   Mafalda Hopkirk

            Jego ręce drżały, a na twarzy pomału pojawiał się uśmiech. Przeczytał krótką informację trzy razy i dopiero, gdy spojrzał na twarzy swojej profesorki, zrozumiał. Był wolny, wraca do Hogwartu, wraca do niej. Aby zachować jeszcze jakąś klasę i powagę, poprawił swój T-shirt i spojrzał na nauczycielkę.
- Dziękuję pani bardzo - uśmiechnęła się słysząc te słowa. Wstała i poklepała go po ramieniu.
- Mam nadzieję, że więcej nie będę musiała tego robić - spojrzała na niego znacząco - zresztą to nie tylko moja zasługa - odeszła kilka kroków - ma pan wielu przyjaciół - dodała odwracając się przez ramię. Chłopak zmarszczył brwi.
- Tak, Blaise jest moim prawdziwym przyjacielem - odparł, ale ona pokręciła głową.
- Nie myślałam, że doczekam momentu, kiedy to pan Potter i panna Granger będą mnie błagać o przywrócenie cię do szkoły, a panna Weasley i pan Zabini zrobią mi o to awanturę - zachichotała na to wspomnienie, a blondyn stał oniemiały. Nie mógł uwierzyć, że jego najwięksi wrogowie wstawili się za nim, tym samym stając po stronie byłego wroga, a nie przyjaciela...
- Ma pan zamiar tak sterczeć, czy wrócić do szkoły? Jeżeli dobrze pójdzie, załapiemy się na obiad - odparła dyrektorka i wyciągnęła w jego stronę rękę. Machnęła różdżką sprawiając, że jego bagaże wleciały do pokoju i zniknęły. Blondyn nie zastanawiał się dłużej, wcisnął pergamin do tylnej kieszeni spodni i chwycił profesorkę za dłoń, czując szarpnięcie w okolicach pępka.

~~~



            Potrzebowała chwili wytchnienia. Z każdej strony ktoś coś od niej chciał, pocieszał, uśmiechał się, starał doprowadzić do porządku. Dziękowała im za to z całego serca, ale była zbyt bardzo przybita, żeby cokolwiek robić. Martwiła się o Dracona, a jej myśli błądziły również wokół wydarzeń pamiętnego dnia. Dopiero niedawno dotarło do niej, co się stało. Bardzo dużo myślała o babci Charllote, którą straciła, a tak na prawdę jej nie znała. Była czarownicą czystej krwi, a ona nigdy tego nie zauważyła. Myślała, że tak dobrze ją zna, a prawda okazała się zupełnie inna. Znała jedynie jej wielkie kłamstwo. Nie miała jej tego za złe, rozumiała postępowanie rodziców, rozumiała wszystko. Najbardziej jednak bolało, że nie mogła jej poznać na nowo, tej prawdziwej strony. Żałowała wielu rzeczy, ale bliższego kontaktu z babcią chyba najbardziej. Z westchnieniem wrzuciła kamień do wody, który rozproszył taflę wody. Na jej twarzy pojawił się delikatny cień uśmiechu. Tyle ją ominęło podczas, gdy leżała w szpitalu...Bal Bożonarodzeniowy, turnieje Quidditcha, lekcje, tyle książek mogłaby przeczytać, tyle patroli, tyle wszystkiego... W jej oczach zakręciły się łzy. Była bezsilna, wszystkie smutki, żale, złości wezbrały się w niej i dały upust. Mogła teraz na wszystko krzyczeć, wszystkiemu mieć za złe, ale nie potrafiła tego okazać, zamknęła się w sobie, stała się zupełnie jak on. Zimna i niedostępna, nawet dla swoich bliskich, których tak bardzo raniła. Zaszła już w to tak daleko, że nie potrafiła nawet ich za to przeprosić, było jej głupio, ale nie chciała ich jeszcze bardziej ranić. Wzięła głęboki wdech i oparła brodę na kolanach. Słońce chowało się już za horyzontem, co oznaczało, że jest już po obiedzie. Nie była głodna, nie potrzebowała jeść. Żywiła się teraz wspomnieniami, wspomnieniami z nim. Nie mogła sobie wyobrazić tych miesięcy do końca roku, bez niego. Bez patroli, bez lekcji ze Ślizgonami z nim na czele, bez docinek przy obiedzie, bez przygód...
            Otarła wierzchem dłoni łzy i pociągnęła głośno nosem. Nagle poczuła dłoń na swoim ramieniu. Wystraszona podskoczyła do góry. Odwróciła szybko głowę, a jej wyraz twarzy diametralnie się zmienił.
- Nie chcę z tobą rozmawiać, Ron - szepnęła podnosząc się z ziemi i otrzepując tyłek ze śniegu.
- Posłuchaj mnie, proszę - przytrzymał jej nadgarstek. Zmęczona i znudzona jego ciągłymi przeprosinami spojrzała w jego niebieskie tęczówki i stanęła. Założyła dłonie na klatce piersiowej i postukała stopą o podłogę.
- No więc? - Uniosła wysoko brew.
- Hermiono ja nie chciałem, on mnie denerwuje, nie zasługujesz na niego, ja wiem, że on ciebie zrani, ja cię nie zranię, bo cię kocham, jesteś dla mnie najważniejsza - powiedział na wydechu, ale nie zrobiło to żadnego wrażenia na Hermionie. Słyszała to z jego ust już milion razy.
- To ja przy tobie trwałem, ja do ciebie przychodziłem, ja...
- Nie Ron - westchnęła machając ręką - daj spokój. Jeżeli dążysz do tego, że kolejny raz dam się nabrać na twoją miłość do mnie, to się grubo mylisz.
- Ale na prawdę cię kocham! - Żachnął - nie pamiętasz naszych pocałunków, naszych przytulasów?
- Byłeś dla mnie jedynie przyjacielem - odparła lodowatym tonem - teraz nie wiem, czy zasługujesz nawet na ten tytuł.
- Hermi.. - zaczął zdziwiony.
- Nie potrafię tak z dnia na dzień ci przebaczyć - pokręciła głową, czując jak łzy podchodzą do jej oczu.
- Przepraszam, za wszystko. Obiecuję, że się z zmienię, ze mną będzie ci dobrze, nie zranię cię - podszedł od niej i delikatnie przytulił. Dziewczyna oddała jego uścisk, dając mu tym samym mylną odpowiedź.
- Ja nie potrafię - szepnęła, gdy się od niego odsunęła, a w jego oczach ujrzała smutek.
- Kocham cię...
- Herm! - Usłyszała za plecami. Odwróciła się widząc biegnącą w ich stronę Ginny. Miała zarzuconą kurtkę i niedbale zawinięty szalik, po rumieńcach i przyspieszonym oddechu, Granger wywnioskowała, że na prawdę się spieszyła.
- Co się stało? - Zapytała zdziwiona Hermiona. Ron złapał ją za dłoń ściskając nieco mocniej, ale Gryfonka nie spuściła oczu z młodszej przyjaciółki.
- Szukam cię po całym zamku, nie było cię na obiedzie... - powiedziała przełykając ślinę i powietrze.
- No nie było mnie, chciałam pobyć sama..
- Ginny rozmawiamy, nie widzisz? - Wtrącił się lekko podenerwowany rudzielec. Siostra zgromiła go wzrokiem.
- Powiesz wreszcie, co się stało? - Zapytała zniecierpliwiona brązowowłosa.
- Twoje życie właśnie się zmienia! - Zawołała, jakby właśnie oznajmiła, że odkryła Amerykę. Granger dalej patrzyła na nią z uniesioną brwią.
- Draco wrócił - dodała uśmiechając się i cofając się w stronę zamku z wyciągniętą dłonią do Hermiony. Twarz dziewczyny momentalnie się zmieniła, serce zaczęło łomotać w piersi, a oddech przyspieszył. Wyrwała się z uścisku Rona i chwyciła dłoń Ginny, gnając razem z nią do Zamku. Ron widząc to zaklął siarczyście i kopnął w kamień. Widział go, ale miał nadzieję, że Hermiona jednak do niego nic nie czuje, chciał aby to jemu wyznała miłość...

piątek, 7 lutego 2014

Patronus IV





Witajcie kochani. 
Nie chcę być wobec Was nie fair, a i tak już dosyć długo Was przetrzymałam bez nowej notki. W informacji wyraźnie napisałam, że ukaże się po moim przyjeździe z wyjazdu. Niestety nie wszystko jest takie łatwe, rozdział jest w budowie, napisałam już trzy strony, ale teraz tkwię w miejscu. Wiem, że możecie być na mnie za to źli, ale dajcie mi proszę jeszcze trochę czasu. Autorki blogów zapewne wiedzą, co oznacza kompletny brak weny i pustka w głowie. Do tego dochodzi szkoła, wiem nie ma, co się tłumaczyć nauką, ale klasa maturalna robi swoje. Trzeba gonić, niedługo koniec semestru i matura. Obiecuję, że jak tylko mnie natchnie, od razu dokończę rozdział 28 i dodam. Już wiem mniej więcej, co w nim umieścić, więc jest to kwestia czasu, nie chciałabym Wam mówić ile mi to dokładnie zajmie, gdyż nie wiem czy zwyczajnie wyrobię się w tygodniu, zostają weekendy. Przepraszam Was z góry i mam nadzieję, że mi to wybaczycie.
Dziękuję za wszystkie komentarze pod rozdziałami, jesteście wspaniali, dzięki Wam jeszcze się trzymam :* .
Całuję, Zou. 





wtorek, 14 stycznia 2014

27.

   "Najbardziej będziesz odczuwał brak jakiejś osoby, kiedy będziesz siedział obok niej i będziesz wiedział, że ona nigdy nie będzie twoja"




         Zimna dłoń w dalszym ciągu spoczywała na moim ramieniu. Nie słyszałam żadnych słów, żadnego szelestu, zupełnie nic. Jakby nikogo tam nie było. Moje zamknięte powieki, nawet nie drgnęły, żeby sprawdzić, kto to. Chciałam pokazać jak bardzo nie chcę teraz nikogo słuchać, jak bardzo nie chcę na nikogo patrzeć, jak ta cała sytuacja mnie zabolała. Czy jestem egoistką? Tak, cholernie wielką. Ale to wypływa ze mnie, z mojej podświadomości. Gdy wiemy, że nasze życie balansuje na krawędzi śmierci, nie zastanawiamy się długo, nad szansą powrócenia do reszty, byleby jak najdalej od pustki. W tym momencie działo się na odwrót. Nie chciałam wrócić do nikogo, nie chciałam nikogo widzieć, w myślach prosiłam Najwyższych, żeby wysłuchali moje błagania i pozwolili mi odejść, razem z nim. Oh! Jaka była moja głupoty wtedy...
        
    Gorące łzy ustały, oddech w dalszym ciągu był nierównomierny, a jej ciało przechodziło kilkanaście dreszczy na minutę. Miała wrażenie, jakby z jej ciałem działo się coś na prawdę, bardzo dziwnego. Nie rozumiała nic w tym momencie, pragnęła jednego - myślała, że to jej pozwoli ukoić ten ból, który palił jej klatkę piersiową, miała nadzieję, że wyczyści on wszystkie jej wspomnienia, że odda ją tam gdzie znalazł się on. Pragnęła śmierci. Nie wiedziała ile już tak leży, ale pomoc nie nadchodziła. Pomimo zimna, które ją otaczało i wprawiało w dreszcze, nie odeszła, nie otworzyła powiek, nie chciała. Musiało minąć na prawdę wiele czasu, ponieważ nie zdążyła zauważyć, kiedy a jej myśli przeniosły się w krainę wyobraźni...
      
      Dezorientacja, która nas ogarnia zaraz po przebudzeniu, jest chyba najgorszym fragmentem życia każdego z nas. W moim przypadku, była zbawieniem...

- Witam panią - niski głos starszej osoby właśnie przerwał panującą ciszę.
- Oh jak dobrze, że pan jest panie Slughorn - odpowiedziała kobieta o dość skrzeczącym tonie głosu - skończyły mi się już zapasy eliksiru, potrzebny jest na dzisiaj do piętnastej - trajkotała.
- Oh doprawdy? Myślałem, że zapas starczy spokojnie na miesiąc - odpowiedział zdziwiony starzec, tupiąc jedną stopą o posadzkę - hm...mam jeszcze swoje zapasy, więc przyniosę pani je tutaj, madam, ale uwarzenie kolejnego potrwa około tygodnia - dodał po dłuższej chwili namysłu.
- Oh, wezmę cokolwiek. Bez tego dobrze pan wie, że dziewczyna nie ma szans - odparła przejętym głosem.
- Tak, tak to zrozumiałe. Oczywiście za chwilkę przyniosę to, co mam i zabiorę się od razu za przygotowanie kolejnego.
- Dziękuję, Horacy. Jak będziesz szedł, dałbyś znać McGonagall, że muszę z nią koniecznie porozmawiać? - Zapytała jeszcze na odchodne. Nie było słychać odpowiedzi, dlatego też można się domyślić, że nauczyciel eliksirów pokiwał potwierdzająco głową. Stukot butów ucichł po kilku minutach, a wokół zapadła kolejny raz cisza. Słyszała całą rozmowę, ale nie rozumiała z niej nic. Nie mogła sobie przypomnieć żadnego momentu, miała w głowie idealną pustkę. Jakby dopiero, co wyczyścili jej pamięć. Kojarzyła osoby, które rozmawiały nie daleko niej, ale nie mogła sobie przypomnieć, co tutaj robi. Natłok myśli przytłaczał ją coraz bardziej, a chęć zadania pytań była tak ogromna, że zebrała wszystkie siły i starała się otworzyć powieki, ale na nic. W jej głowie wezbrała się wściekłość. Dlaczego nie może wykonać żadnego ruchu? Co się z nią dzieje?
Myśli ucichły, kiedy usłyszała kolejny raz stukot obcasów, który zbliżał się do niej coraz szybciej.
- Coś się stało Poppy? - Usłyszała nagle z drugiego końca sali, znany jej surowy i stanowczy ton głosu.
- Oh, Minewro. Dobrze, że jesteś - powiedziała ta sama kobieta, która chwilę temu rozmawiała z Horacym - to zbyt dużo czasu - dodała, a w jej głosie było można wyczuć nutkę strachu.
- To, jaki masz plan? - Zapytała dosyć przejętym głosem dyrektor Hogwartu.
- Horacy uwarzy kolejne dawki, ale nie wiem jak długo na tym pociągnie - westchnęła i do uszu dziewczyny dotarły dźwięki otwieranych fiolek, charakterystycznego bulgotania eliksiru i nagle poczuła ciepłą dłoń na swoim podbródku, a później jakiś nieprzyjemny gorący płyn wlał się przez jej gardło powodując, że nagle poczuła wszystkie kończyny.
- Wiesz dobrze, że musimy czekać.
- Tak, ale ile? Ile już czasu minęło, nawet nie jesteśmy pewni czy... - urwała na chwilę a w pomieszczeniu kolejny raz zapanowała cisza. Hermiona zadowolona z nagłego przypływu energii, której dostarczył jej nieznany eliksir drgnęła cała, jakby chciała zrzucić z siebie kurz, a następnie z całej siły próbowała otworzyć powieki. Nie było łatwo, na początku jedynie drgały, do jej świadomości wdzierała się determinacja, ale gdy wreszcie przezwyciężyła swoje ciało, ujrzała okropnie białe światło, dlatego natychmiast zamknęła oczy. Spróbowała kolejny raz i mrużąc powieki, starała się przyzwyczaić do panującego w otoczenia. Zajęło jej to kilka, a może nawet kilkanaście minut...
     
       Teraz, gdy przypomnę sobie niedowierzanie na twarzy profesor Pomfrey uśmiech pojawia się na mojej twarzy automatycznie. Sama nie wiem, jak mogę się teraz z tego śmiać, ale to był jeden z piękniejszych dni, jak się później okazało...

- Na Merlina! - Usłyszała skrzeczący głos, ale nie miała siły przekręcić głowy w tamtą stronę. Patrzyła się jedynie w sufit, co jakiś czas mrugając i ustalając położenie, w jakim się znajduje. Nagle tuż nad swoją twarzą zauważyła wielkie niebieskie oczy, ale nie miała jeszcze na tyle siły, żeby krzyknąć.
- Panno Granger, słyszy mnie pani? - Zapytała, a Hermiona poczuła jej oddech na swoim policzku. Zmarszczyła brwi i delikatnie pokiwała głową. Kobieta nagle zniknęła z jej pola widzenia.
- Godryku, jak dobrze - westchnęła.
- Wszystko w porządku?
- Na razie będę podawała eliksiry na wzmocnienie i odbudowanie odporności. Potrzebuje teraz odpoczynku - powiedziała w biegu i zniknęła w swoim kantorku. Profesor McGonagall nie chciała sterczeć na środku sali, dlatego ostatni raz obdarzyła Hermionę spokojnym już spojrzeniem i udała się na zewnątrz.
        
    Tak to był z pewnością ten moment, kiedy wszystko się zmieniło. Kiedy nagle szanse na jakiekolwiek dalsze życie nabrały sensu. Na dobrą sprawę, nie mogłam niczego sobie przypomnieć, a te ułamki układanki, które gościły w mojej głowie były niewytłumaczalne. Nie pamiętam ile dokładnie tkwiłam w Skrzydle Szpitalnym odkąd odzyskałam świadomość. Byłam wyczerpana, ale dzięki pani Pomfrey, jej codziennej pielęgnacji i eliksirom doszłam do siebie. Podczas pierwszych kilku dni, dziękowałam jej z całego serca - chociaż nie mogłam nic powiedzieć - że nie wpuszczała do mnie nikogo z zewnątrz, oprócz profesor McGonagall. Nie wiem czy bym zniosła jakiekolwiek odwiedziny, któregoś ze swoich przyjaciół. Wiedziałam wtedy, że nie jestem jeszcze na tyle silna, aby ułożyć sobie całą układankę. Gdy przez około dwa tygodnie, pani Pomfrey po kilka razy dziennie odmawiała wizyt, w końcu przestali przychodzić. Nie dziwiło mnie to, ani trochę.

- Jak się panienka czuje? - Zapytała pewnego słonecznego dnia pielęgniarka, kiedy Hermiona siedziała oparta o metalową ramę łóżka i czytała kolejny raz w swoim życiu 'Historię Magii', którą dała jej Poppy, aby nie umarła z nudów, po przeczytaniu wszystkich książek od McGonagall.
- Bardzo dobrze, dziękuję - wzniosła powieki znad tekstu i posłała jej ciepły uśmiech. Starsza kobieta postawiła na szafce nocnej fiolki eliksirów i kubek.
- Wypij to i mogę spokojnie cię już wypuścić - posłała jej wesoły uśmiech. Hermiona miała wrażenie, że nie dosłyszała. Na jej twarzy od razu wystąpił entuzjazm. Nie mogła już patrzeć na białe ściany wokół siebie, a ten zapach sterylizacji czuła dosłownie wszędzie.
- Dziękuję - powiedziała do kobiety i szybko wypiła przygotowane mikstury. Po niespełna dwudziestu minutach, stała już ubrana w swoje ubrania, które również przyniosła jej McGonagall, a na ramieniu miała przewieszoną torbę, która była wypchana przeróżnymi księgami. Podeszła powoli do kantorka, w którym przebywała Poppy i zapukała delikatnie.
- Tak?
- Mam do pani jeszcze jedno małe pytanie - kobieta wychyliła się z za zasłony i stanęła przed młodą dziewczyną.
- Mów - zachęciła. Hermiona zmarszczyła brwi, ponieważ nie wiedziała jak się dokładnie do tego zabrać.
- Ile czasu tutaj leżałam? - To pytanie drążyło jej dziurę w brzuchu i nie wytrzymałaby, gdyby się nie zapytała. Sam fakt, że w Skrzydle nie było żadnego kalendarza, a nigdy nie rozpoczęła owej rozmowy, ani z pielęgniarką, ani z McGonagall, to ciekawość wzięła górę. Hermiona usłyszała głośne westchnięcie i współczujący wzrok.
- Dzisiaj mijają trzy miesiące - Granger z wrażenia, aż oparła się ręką o blat. Nie miała pojęcia, że tak to wszystko długo trwało. Była nie tyle, co zszokowana, co jeszcze zdruzgotana. Do jej głowy napłynęły myśli o niezaliczonych przedmiotach, zbliżających się OWUTEM-ach, o jej przyjaciołach, którzy jej tak długo nie widzieli... i dlatego tak bardzo dobijali się do niej przez ten cały czas.
- Tak mi przykro - mruknęła również widocznie zmartwiona Poppy.
- Nie, nie potrzebnie - wymamrotała Granger i posyłając jej ostatni blady uśmiech powoli wyszła ze Skrzydła.
    
        Szok i zdumienie od razu uświadomiło mi, dlaczego przyjaciele przestali się do mnie dobijać. Tyle czasu mnie nie widzieli, to czemu akurat teraz mieli by im pozwolić? To, co zagościło w moim sercu było nie do opisania. Nie mogłam opanować żalu, że tyle mnie ominęło, rozpaczy, że tak długo nie było mnie w śród nich i nie wiem, co się dzieje. Najgorsze jednak w tym wszystkim jest to, że wychodząc ze Skrzydła ruszyłam po prawdę...
        
    Tak długo nie chodziła po Zamku, że aż dziwnie jej było, kiedy poczuła wilgotne powietrze w nozdrzach i chłód, który zawsze przyjemnie ją otaczał. Nie myśląc wiele udała się najpierw do biblioteki. Pani Pince na jej widok, raczej z radości, a nie z rozpaczy, podeszła do niej i ją przytuliła. Ten gest uświadomił Hermionie, że jej osoba jest teraz głównym tematem w Hogwarcie. Po krótkiej rozmowie z opiekunką biblioteki i opróżnieniu torby, ruszyła drżącymi nogami w stronę wieży Gryffindoru. Od Pince dowiedziała się również, że jest dzisiaj trzeci Luty. Czyli dokładnie mówiąc, czwartek. Godzina wskazywała u niej dziesiątą dwadzieścia, co również znaczyło, że wszyscy są teraz na zajęciach. Dlatego nie zdziwiła jej pustka na korytarzach. Gdy doszła do portretu Grubej Damy z przerażeniem uświadomiła sobie, że nie zna hasła.
- Proszę ha...Panna Granger? - Gruba Dama wydała z siebie głuchy jęk, co bardzo zdziwiło Gryfonkę. Od trzeciego roku, w którym Dama lamentowała na temat Syriusza Blacka, Hermiona nie słyszała, że wypowiadała jakiekolwiek inne słowa niż 'proszę hasło'. Drgnęła więc niebezpiecznie na dźwięk swojego imienia i pokiwała głową,
- Tak to ja.
- Profesor McGonagall uprzedziła mnie, hasło to Caput Draconi, a twoje rzeczy zostały już przeniesione do dormitorium panny Weasley - posłała jej delikatny uśmiech i ukazała przed nią dziurę w portrecie. Granger starając się zasłonić czerwone policzki, podziękowała uprzejmie i weszła do środka. Nie rozumiała, o co chodzi z tym całym przeniesieniem. Nie zwracając na to uwagi, potrząsnęła głową i ruszyła dalej. Na samym wejściu poczuła przyjemne ciepło Gryffindoru, które otuliło ją niczym zimowy płaszcz. Na jej twarzy wstąpił delikatny uśmiech, gdy przypomniała sobie wieczory spędzone z Harrym i Ronem na kanapie przed kominkiem. Ruszyła schodami do góry i gdy pchnęła drzwi do swojego dormitorium, od razu poczuła się jak w domu. Jej łóżko było zaścielone a na szafce nocnej stały jej ulubione perfumy, świeca oraz różdżka... Ucieszyła się, gdy ją zobaczyła. Podeszła szybko i wzięła ją do ręki, czując przyjemne ciepło, które od niej emanowało. Zadowolona wzięła wszystkie potrzebne rzeczy do toalety i poszła się wykąpać. Gdy zanurzyła się w gorącej wodzie, poczuła jak całe spięcie nagle puszcza, a ją ogarnął niewyobrażalny relaks. Na przygotowaniu się do posiłku, spędziła godzinkę. Sześćdziesiąt minut dla siebie, których tak bardzo jej brakowało. Gdy skończyła ubrała czarne wąskie spodnie, ciepły bordowy sweter i szal Gryffindoru. Na nogi wcisnęła swoje czarne botki i narzucając na plecy czarną szatę, schowała różdżkę za pazuchę i ruszyła w kierunku wyjścia. Była godzina dwunasta, co oznaczało, że za pół godziny rozpoczyna się lunch w Wielkiej Sali. Uradowana z faktu, że niedługo zobaczy swoich przyjaciół powędrowała do Sali. Była tam równo piętnaście po. Usiadła sobie przy stole Gryffindoru i z niecierpliwością oczekiwała dzwonu, oznajmiającego koniec lekcji. Zaczęła stukać paznokciami w blat drewnianego stołu...
       
     Wiecie jak to jest oczekiwać osoby bliskiej, której nie widzieliście dłużej niż tydzień? Zwłaszcza osoby, z którą spędziło się prawie 8 lat wspólnego życia. Zżyłam się z nimi tak mocno, jakbyśmy byli rodziną. Myśl o tym, że nie było ich przy mnie przez trzy miesiące, nie docierała do mnie jeszcze tak bardzo mocno, dopóki ich nie zobaczyłam...
         
   Dzwon zabił, a Hermiona drgnęła z podekscytowania. Po jakichś kilku minutach do Sali zaczęli wchodzić uczniowie różnych klas. Każdy spojrzał na Hermionę zaciekawionym wzrokiem minimum raz. Nie czuła się z tym dobrze, ale przynajmniej wiedziała teraz, co odczuwał przez tyle lat Harry. Wpatrywała się uparcie w drzwi wejściowe, pamiętając, że Ronald nie opuszczał nigdy tego posiłku. Kiedy ich ujrzała, jej mina zmieniła się diametralnie. Nie mogła uwierzyć własnym oczom jak bardzo się zmienili od czasu, kiedy ich ostatni raz widziała. Conajmniej jakby to było trzy razy tyle. Harry urósł nieco więcej, jego kruczoczarne włosy były teraz zgrabnie przycięte, a zarost na twarzy sprawiał, że Hermiona ujrzała w nim nie tylko przyjaciela, ale też mężczyznę. Szybko przeniosła wzrok na rudzielca, który wyszczuplał, a włosy urosły chyba jeszcze bardziej, ponieważ sięgały teraz dużo za uszy. Ginny, która szła obok nich śmiała się wesoło słuchając najwyraźniej dowcipu, który opowiadał jej Seamus. Gdy tylko ją ujrzeli przystanęli w miejscu, a ona powoli wstała zza stołu. Nie musiała długo czekać, ponieważ pierwszy ku niej ruszył Harry. Wyszczerzyła do niego zęby i zaczęła biec w jego kierunku. Rzuciła mu się w ramiona z takim impetem, że aż oboje zachwiali się groźnie do tyłu, ale nie upadli. Hermiona od razu rozpoznała perfumy przyjaciela.
- Jak dobrze, że jesteś - szepnął jej do ucha i jeszcze mocniej ścisnął. Gdy się oderwali, spojrzał w jej oczy i posłał jej tak bardzo szczery uśmiech, że aż łzy stanęły w jej oczach.
- Ale się zmieniłeś - powiedziała kręcąc głową i nie dowierzając własnym oczom.
- Tęskniłem za Tobą, jeny ile ty nie wiesz, ale tak się cieszę, że żyjesz... - zmarszczyła brwi w jego kierunku, ale nim zdążyła zadać jakiekolwiek pytanie, usłyszała odchrząknięcie za plecami Harrego. Gdy podniosła wzrok ujrzała szczęśliwy wzrok Rudzielca i stojącego obok niego, jego siostry. Rzuciła się im w ramiona i wydała okrzyk radości.
- Jak się cieszę, że wróciłaś Hermi! - Zawołała wiewiórka.
- Ja też - odparła i jeszcze bardziej się wtuliła.
- Mam pomysł - przerwał im Harry - weźcie sobie coś do jedzenia i chodźmy do Pokoju Wspólnego. Jest teraz pusty, pogadamy na spokojnie - gdy to mówił, uśmiech nie schodził mu z twarzy. Wszyscy przytaknęli i ruszyli w tamtą stronę.
        
    Fakt, wtedy jeszcze nie wiedziałam, że jestem na widoku pewnej osoby, która obserwowała tą sytuację, z pewnością z nutką zazdrości. Niestety zadziwiające jest, co się dzieje z człowiekiem, po wypadku. Moja pamięć była poważnie naruszona, ale jedno wiedziałam na pewno. Że nie straciłam wszystkiego - czułam to.


- Co ty mówisz... - wybąkała, kiedy usłyszała o sytuacji z Joe. Całą historię streścił jej Harry, ale Ron i Ginny wtrącali się, gdy uważali, że Harry ominął ważny fragment opowieści. Nie mieściło się jej to w głowie, nie potrafiła ogarnąć tego rozumem, do czasu, kiedy nie powiedzieli jej o Charlotte. Wiadomość o jej śmierci, sprawiła, że entuzjazm jakim pałała zgasł równie szybko, co pojawił się gdy ich zobaczyła. Nastała głucha cisza, podczas której Granger skuliła się na fotelu przy kominku, nogi podkuliła do siebie, a głowę schowała między kolanami. Powoli układała sobie wszystko, wspomnienia do niej wracały, kojarzyła coraz więcej faktów.
- Czyli ja...
- Wpadłaś w śpiączkę. Nie wiemy, z jakiego powodu, ale to był straszny okres. Pomfrey mówiła, że nie daje ci szans na przeżycie, a potem nagle, gdy się wybudziłaś, nie chciała nas wpuścić - pokręcił Ronald, wyraźnie oburzony.
- Martwiliśmy się, to wszystko było tak strasznie...nie do pojęcia - mruknął Harry - przecież w jednej sekundzie dowiedziałem się więcej, niż w całym swoim życiu.
- Nie wiem jak, wy ale ja się jednak cieszę, że to wszystko się tak skończyło - odparła Ginny. Hermiona uniosła głowę i wbiła wzrok za okno. Coś właśnie dotarło do niej z taką ogromną siłą, że aż zrobiło jej się niedobrze. Ostatni kawałek układanki, którego brakowało...
- Draco... - szepnęła, a powietrze nagle zgęstniało. Spojrzała po swoich przyjaciołach i nie rozumiała ich zachowania. Harry zaczął kręcić młynki kciukami, Ronald zrobił się tak purpurowy na twarzy, jak jej sweter, a Ginny posyłała jej delikatny uśmiech. Chciała się odezwać, ale nagle jej brat wydyszał głośno:
- A co cię obchodzi ta fretka? - Zdumiona przeniosła na niego wzrok.
- Ron, powiedziałam coś nie tak?
- To przez niego straciliśmy cię na trzy miesiące...
- Daj spokój - powiedział Potter kręcąc głową.
- Jak mam dać spokój skoro...
- O czym wy mówicie?! - Zawołała spanikowana przypominając sobie, wydarzenie w pomieszczeniu z Erykiem.
- Draco zabił Eryka - Ginny przebiła się przez kłótnię chłopców. Nastała cisza, a Ron zgromił dziewczynę wzrokiem.
- Ja pamiętam, boże Draco, Draco nie żyje? - Załkała, przez łzy, które napłynęły do oczu. Jej przyjaciółka od razu do niej podeszła i ją przytuliła. Przez chwilę pozwoliła Hermionie płakać w jej szkolną szatę.
- Draco żyje...
- Co?! - Krzyknęła zdziwiona i od razu się od niej oderwała, nie wierząc w to, co usłyszała.
- Po cholerę jej to mówisz? - Warknął ponownie Ron.
- Bo ma prawo wiedzieć! - Zawołała poirytowana Ginny.
- Co mam prawo wiedzieć?!
- Malfoy przeżył, gdy znaleziono was razem, od razu został przewieziony do świętego Munga. Miał poważne zabiegi, ale wszystko wróciło do normy. Wypytywał się o Ciebie dopóki nie doszło do sprzeczki...
- Jakiej sprzeczki?
- Ron? - Spojrzała wyczekująco na brata, który wręcz zabijał ją wzrokiem.
- Nie...
- Koniec. Wiesz, że ukrywając to, nie będzie dobrze - westchnął Potter i wstał chodząc w tą i z powrotem. Hermiona wlepiła swój wzrok w Ronalda.
- Ja... Kurde, Hermi ja cię kocham. Nie mogłem patrzeć jak ten gnojek chce się koło ciebie zakręcić, po tym ile się przez niego wycierpiałaś - mruknął nie patrząc w jej oczy - pokłóciliśmy się na korytarzu, gdy spotkałem go jak wracał ze Skrzydła Szpitalnego...
- Chyba raczej zaczęliście drzeć się na cały zamek - burknęła Ginny. Zgromił ją wzrokiem, ale kontynuował.
- Zdenerwowałem się i rzuciłem się na niego, no wiesz tak po mugolsku - chciał zabłysnąć i pochwalić się odwagą, ale gdy ujrzał wściekłe i złowrogie spojrzenie przyjaciółki, od razu zrzedła mu mina - Malfoy jednak okazał się większym przeciwnikiem, niż myślałem.
- Ron leżał tydzień w szpitalu, po tym, co naopowiadał Malfoyowi. On się wkurzył i połamał go - westchnął Harry kiwając w jego stronę. Granger pokręciła nie dowierzając głową.
- Co mu powiedziałeś? - Skierowała się bezpośrednio do Rona.
- Że... no... tylko błagam nie denerwuj się na mnie, bo to wyszło samo z siebie - żachnął - powiedziałem, że nie ma u ciebie szans bo jest złym...
- Plugawym śmierciożercą, który jest kopią jego własnego ojca, a Hermionę chce jedynie, cytuje: wyruchać - dokończyła za niego Rudowłosa. Granger nie wiele myśląc złożyła na jego policzku piekący i ogromny ślad od dłoni.
- To nie wszystko, stwierdził, że zawsze uważał go za zboczeńca, po rozprawie w Ministerstwie, a jako wisienkę na torcie dodał, że jesteście razem i jesteś tylko jego, bo oddałaś mu się kilka dni temu - rudzielec spłonął ogromnym rumieńcem, a dłonie zacisnął w pięści wbijając sztylety w Ginny, która siedziała niewzruszona.
- Jak śmiałeś? - Wybełkotała wściekła Hermiona. Harry, aby załagodzić sytuację, klęknął przed przyjaciółką i wziął jej dłonie w swoje ręce.
- Malfoy został tymczasowo usunięty ze szkoły, McGonagall rozważa całkowite wydalenie ze szkoły.
- Kiedy to się stało? - Zapytała zimnym i oschłym głosem.
- Trzy tygodnie temu - wzięła głęboko powietrze w płuca i ostatni raz obrzucając ich spojrzeniem, wybiegła z Pokoju Wspólnego. Wiedziała, dokąd się kieruje, ale najpierw musiała porozmawiać z jeszcze jedną osobą. Joe...