czwartek, 26 grudnia 2013

25.

"Za darmo dostaje się tylko to, czego nikt inny nie chce. I śmierć. Śmierć też jest za darmo"       



          Upadli na zimną ziemię, żadne z nich się nie ruszało. Nikt nie miał odwagi otworzyć oczu i spojrzeć, które z nich odeszło. W myślach odmawiali modlitwę, aby to się jednak nie stało, aby nie stracili najważniejszej osoby w ich życiu. Minuty upływały, a cisza wokół nich narastała i napinała się jeszcze bardziej. Powietrze stało się jeszcze gęstsze niż zwykle. W ich głowach jak na złość wirowały wspomnienia z tak krótkiej, a jednak długiej teleportacji. Zielone światło tańczyło między nimi niczym niezdecydowana śmierć, która nie wiedziała, kogo by tu zabrać ze sobą. Przerażenie w ich oczach wzrastało z każdą sekundą, z każdym muśnięciem zaklęcia, które ocierało się o ich ciała, aby w końcu po wylądowaniu ugodziło kogoś z nich. Trzymali się mocno za ręce, ostatni raz spoglądając po swoich twarzach. Wiedzieli, że to nastąpi, każdy musiał się do tego mimowolnie przygotować. Nie było to łatwe, przecież nikt nie pragnie śmierci. Dało się usłyszeć przyspieszone bicie serca, przełykanie śliny, szmery. Ktoś próbował wstać i sprawdzić, ale brakowało mu odwagi. Nagle rozległ się okropnie głośny i przenikliwy krzyk.
- Nie! - Doszło do ich uszu, a żal i wściekłości cisnęła mu za gardło. Wiedzieli już, o kogo chodziło, ale nie mieli pojęcia jak się zachować. To mógł być każdy, mieli wyrównane szanse, ale jednak śmierć jest jak wyliczanka. Na kogo padnie, na tego bęc. Łzy spłynęły po policzkach po usłyszeniu szlochu i nawoływań jej imienia. Nikt nie przypuszczał, że tak to się wszystko skończy, a co gorsza, to dopiero był początek. Dłonie zaciskały się w pięści, każdy mięsień napinał niebezpiecznie, a chęć zamordowania sprawcy była przeogromna. Każdy, nawet ci którzy nie przepadali za sobą, zapragnęli teraz zemsty. W takich chwilach ludzie najczęściej uświadamiają sobie jak życie jest krótkie, jak wszystko szybko może się zepsuć. Nie potrafimy docenić czegoś, zanim tego nie stracimy. Nie zdążymy sobie uświadomić, że kogoś pokochamy, zanim go nie stracimy. Prawda jest okrutna, wiele razy skrzywdziła, ale też pokrzepiła. W tym przypadku, ugodziła każdego w najsłabszy punkt, uświadamiając, że to tak samo mogłeś być ty jak ona. Kolejne głośne 'nie' wymknęło się z jego ust. Szloch był donośny, krztusił się nim, błagał ją, aby to nie była ona, żeby to nie była prawda. Łzy moczyły jej piękne włosy, przytulał drobną posturę do swojego umięśnionego ciała. W tej chwili zapomniał o wszelkich zasadach moralnych, o wszelkich stereotypach. Nie mógł zrozumieć, dlaczego padło na nią, dopiero, co niedawną ją odzyskał. Tyle dla niego zrobiła, wspierała w trudnych sytuacjach, a w najgorszym momencie jego życia musiała odejść. Nie zdążył jej powiedzieć wielu rzeczy, nie zdążył jej nawet podziękować. Poczuł czyjąś dłoń na ramieniu, ale nie chciał się odwracać. Miał żal do samego siebie, nie mógł obwiniać nikogo, poza swoją głupotą. Zatopił twarz w jej długich włosach i szlochał jak małe dziecko. Poczuł jak ktoś go przytula, a jego serce rozpada się na milion kawałków.
- Chcę ją pochować - wykrztusił po bardzo długiej chwili ciszy. Podniósł opuchnięte powieki i spojrzał po wszystkich, którzy siedzieli teraz naprzeciwko niego.
- Jesteśmy z tobą, Joe - szepnęła Ginny. Nie miał nawet siły się do niej uśmiechnąć, kolejna fala łez zastąpiła jego jakiekolwiek uczucia.

~~~


- Podałyście jej leki? - Zapytał Harry, gdy wszedł do namiotu razem z Zabinim, Malfoyem i Lavardem.
- Tak, jej stan jest lepszy - powiedziała cicho Charlotte i pogłaskała nieprzytomną Hermionę po głowie. Joe bez słowa odszedł w najciemniejszy głąb namiotu i zaszył się na jednym z foteli. Ginny przyniosła właśnie dla wszystkich ciepły napój, który przygotowała wraz z Megan i usiadły na kanapie, która mieściła się na samym środku.
- Co teraz robimy? - Zapytał blondyn.
- Jesteśmy w samym sercu czarnej dupy - warknął Zabini - nie wiemy, co robić, nie możemy się teleportować bez Hermiony i jesteśmy ścigani przez tych szaleńców! - Przykrył dłonie rękoma i zaczął głośno oddychać.
- Jakbyś nie zauważył, to wszyscy mają zły humor, Diable. Więc nie wyżywaj się na mnie - odpyskował mu arystokrata.
- Nie wyżywam się na tobie, ale zadajesz tak durne pytania, że aż mi mózg od nich paruje!
- To zamiast prawić mi mentalne kazania, to przyłóż sobie do niego lód, cwaniaku - mierzyli się ostro wzrokiem.
- Nie potrzebne są nam teraz wasze kłótnie - westchnęła Ginny. Nastała kolejny raz głucha cisza.
- Jak tylko obudzi się Hermiona, to wrócimy do Ministerstwa - odparł Joe, który słysząc sprzeczki wyszedł ze swojej kryjówki. Megan posłała mu pocieszający uśmiech. Od czasu pogrzebu Elizy, nie odezwał się słowem. Robił to, co mu nakazano, ale nie potrafił się zebrać po jej utracie.
- No i co dalej? Powiesz im, że ścigali nas...hm... nawet nie wiemy kto, chcieli zabić Hermionę i co? Na prawdę sądzisz, że nam uwierzą? - Zapytał Potter.
- Ja ich odszukam i zabiję. Naraziłem wasze życie, przez sprawę, która was kompletnie nie dotyczy. Jest mi z tego powodu strasznie głupio, dlatego chcę jedynie, żeby nic wam się już nie stało - wytłumaczył i oparł się o fotel - Hermiona jest już w dobrym stanie, myślę, że jutro odzyska przytomność. Wrócicie do Hogwartu i zgłosicie wszystko do Ministerstwa, a ja będę ich szukać.
- Nie puścimy cię samego - syknął Blaise.
- Na pewno nie pójdziecie ze mną - odwarknął i odszedł do swojego łóżka. Ślizgon kolejny raz wywrócił oczami i zerwał się z fotela. Ginny drgnęła delikatnie, ale poszła w ślady swojego chłopaka i wyszła na zimne powietrze, które otaczało namiot. Stał nieopodal granicy zaklęć ochronnych i wpatrywał się gdzieś w odległy punkt. Zastanawiała się przez dłuższą chwilę jakie słowa będą w tym momencie odpowiednie, ale po namyśle uznała, że nic, co teraz powie nie będzie brzmiało choćby odrobinę taktownie. Dlatego zwyczajnie podeszła i przytuliła się do jego pleców. Nie musiała długo czekać na odwzajemnienie gestu. Blaise odwrócił się do niej i objął ją tym samym chowając w swoich ramionach. Pocałował w czubek głowy i pogłaskał po włosach.
- Przepraszam, nie chcę żeby cokolwiek ci się stało - wyszeptał po kolejnej chwili ciszy. Spojrzała w jego tęczówki i kąciki jej ust uniosły się delikatnie ku górze.
- Cieszę się, że jesteś tu ze mną - mruknęła.
- Mówisz jak o wspaniałej podróży w najpiękniejsze miejsce na Ziemi - zauważył słusznie. Ruda posłała mu delikatny uśmiech.
- Nie ważne gdzie się znajduję, liczy się, że jesteś - jej policzki lekko poróżowiały, gdy zobaczyła jego wzrok przepełniony miłością. Złożył na jej ustach pocałunek i przez jeszcze kilka chwil trwali wtuleni w siebie i wpatrywali się w gwiazdy. Każde teraz myślało o tym samym. Wydarzenia minionych nocy przelatywały im jakby przez palce, tak szybko, że nawet nie zdążyli zauważyć, kiedy wschodziło słońce, a kiedy zapadał zmierzch.
- Chodźcie, Harry chce porozmawiać - ich ciszę przerwał melodyjny głos Megan. Odwrócili się do niej i bez słowa zaczęli zmierzać w kierunku namiotu. Gdy weszli do środka, zasiedli z powrotem na swoich miejscach i wlepili wzrok w Wybrańca.
- Sytuacja nie jest za ciekawa i każdy o tym wie, ale nie możemy teraz zacząć się kłócić - spojrzał porozumiewawczo na Ślizgonów - musimy zacząć działać. Ja podobnie jak wy wszyscy, nie mam zielonego pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi. Jestem tutaj, ale nie wiem z jakiej racji, nie rozumiem dlaczego przed chwilą stoczyliśmy bitwę o Hermionę, nic nie wiem i nic nie rozumiem - spojrzał wymownie na Charllotte i Joe, którzy już wiedzieli do czego dąży Harry. Nastała krępująca cisza, której nikt nie chciał przerywać bezsensownym zdaniem.
- Dobrze, jesteście tutaj, chociaż nie powinno was tu być. Należą wam się wyjaśnienia - powiedziała starsza kobieta i westchnęła głęboko zaczynając swoją historię.
- Ród Lavard jak wiecie od pokoleń cieszy się czystością krwi. Niegdyś była to jedna z najpotężniejszych rodzin w całej Anglii, nikt się do niej nie porównywał. Wszelkiego rodzaju bankiety, uroczystości, zabawy odbywały się w dworkach lub ogromnych posiadłościach naszych krewnych. Liczyła się czystość krwi, która nie została nigdy splamiona przez żadnego członka rodu. Cała sława i potęga trwała jak wiecie do czasu. Co najdziwniejsze, jak się pewnie orientujecie wielkie rody, łączą się ze sobą zazwyczaj pewnymi więzami, tworząc jedną wielką rodzinę. Całe piekło rozpoczęło się w roku 1950. Starszy brat Toma Riddla, Morrty* związał się z pewną mugolaczką. Dla rodziny Gauntów to i tak była już ogromna hańba, że Meropa Gaunt czyli matka Toma i Morrty'ego związała się z mugolem, Tomem Riddlem, po którym Voldemort odziedziczył imię i nazwisko. Dla nikogo jego związek nie miał żadnego znaczenia, rodzina już i tak była splamiona brudną krwią, a ich potęga runęła wraz z narodzinami dwóch synów Meropy. Morrty jednak był zakochany do granic możliwości w swojej małżonce Amelii Corred. Nie widział poza nią świata, liczyła się tylko ona, był gotów dla niej porzucić cały magiczny świat, o którym dowiedziała się zupełnie przez przypadek. Niestety ta pusta miłość doprowadziła go do zguby - urwała na chwilę marszcząc brwi, jakby zaciekle o czymś myśląc - Amelia była bardzo ciekawską i bystrą mugolaczką. Mimo, że znała prawdę o czarodziejach, nikomu nigdy nie pisnęła o tym słówka, to chciała z całego serca poznać ten świat i spróbować jego smaku. W tym samym czasie, co związała się z Morrty'm Riddlem, dostali zaproszenie na bal do rodu Lavard - zrobiła krótką pauzę wzdychając głęboko i tym samym dając znać, że tutaj rozpoczęło się piekło - Nikogo to nie zdziwiło, ponieważ sąsiadowali ze sobą, lecz wtedy nikt jeszcze nie wiedział, że pierwszy syn Meropy, zakochał się w szlamie. Rodzina chciała to ukryć, zbywać pytania ciekawskich, oraz kpiący wzrok szlachciców. Amelia jednak nie zdawała sobie sprawy jak duże mogą ponieść konsekwencje, gdyby wydało się, że nie jest ona czarownicą. Jednak ta kobieta pomimo bystrości i sprytności, była również zbyt naiwna i lekkomyślna. W ten sam wieczór zniknęła na kilka godzin z sali bankietowej. Nikt jednak oprócz Morrty'ego się tym nie przejął. Dopiero z rana, kiedy goście zaczęli się już zbierać do domów, dołączyła do niego i bez wyjaśnień udali się do rezydencji Riddle'ów. Po kilku miesiącach cała prawda się wydała. Tej pamiętnej nocy, Amelia Corred spała z jednym z moich synów, mianowicie Dorianem - wzniosła oczy do nieba, zagryzając wargi i kręcąc młynki dłońmi - To był porządny człowiek, wychowywaliśmy go na czarodzieja godnego swojego tytułu. Nigdy nie zasłużył na taki los, jednak jak to mówią... zakazany owoc smakuje najlepiej - otarła jedną łzę, która spłynęła po jej policzku - Dopiero po narodzinach dwójki dzieci, bliźniąt wszystko zaczynało układać się w jedną całość. Morrty do samego końca wierzył, że to są jego dzieci, dopóki po kilku miesiącach nie zaczęto odnajdywać dziwnych różnic. Amelia od samego początku wiedziała, że jej przypadek był jednym na milion. Zaszła w ciążę z Morrtym i Dorianem na raz. Ciąża bliźniacza zdarza się rzadko, w takim przypadku, prawie nigdy. Podczas pobytu w św. Mungu, podmieniono jedno z bliźniąt. Magomedycy musieli się pomylić, ponieważ po dwóch dniach, rzekome dziecko Amelii zmarło. Zabrała do domu jedynie syna, którym troszczyła się jak tylko mogła. Była cwana, nie zdawała sobie sprawy jakie konsekwencje poniosą jej wymysły. Pewnego wieczoru przyszła do naszego dworu wraz z małym Joe, który był synem Doriana i zażądała alimentów. Nikt z nas wtedy nie wiedział, co to jest, ale prawda wyszła na jaw - zdradziła Morrty'ego, tym samym plamiąc czystość krwi naszego rodu. Niespełna po kilku miesiącach po incydencie w naszej rezydencji, Amelia została zamordowana wraz ze swoim mężem - Morrty'm przez jego własnego brata Toma, który odkrył prawdę i poprzysiągł zemścić się na kreaturze, która przeżyje. W tamtej chwili nie wiedział jeszcze, że jego brat również nie był lojalny wobec swojej małżonki. Niedługo po balu zdradził ją z matką Eryka, czystokrwistą czarownicą innego rodu. Dziecko nie miało rodziców, ponieważ kobieta zginęła z rąk śmierciożerców. Voldemortowi nie pozostało wtedy nic, jak tylko wziąć pod skrzydła małego Eryka i stworzyć z niego jego własną kopię. Tak też się stało, a Eryk poprzysiągł sobie zemstę za Czarnego Pana. Hermiona trafiła do domu dziecka, skąd wzięli ją Grangerowie, natomiast ja pomogłam zająć się Dorianowi, Joe. Żyliśmy w spokoju i ciszy, nie martwiąc się o nic, dopóki nie doszły nas wieści o tak strasznej klątwie, którą wyrządziła zwykła mugolaczka, Amelia Corred. Chcąc poznać świat magii, nie miała pojęcia, że przysporzy mu tyle kłopotu. Jest to prastara magia, która mówi o zemście na szlamowatych - gdy skończyła opowieść, panowała głucha cisza. Wszyscy spoglądali na Charllotte z lekko rozchylonymi ustami. Nikt nigdy nie słyszał o tej historii, tym bardziej, że powinna być znana. Najwyraźniej wszyscy bardzo dobrze się postarali o to, aby wieści nie wyszły poza kręgi rodu.
- Dalej nie mogę w to uwierzyć - usłyszeli słaby, ale stanowczy i jak bardzo wyczekiwany głos Hermiony Granger. Opierała się łokciami na poduszkach i spoglądała na babcię ze zdumieniem. Momentalnie została otoczona przyjaciółmi i jednocześnie ściskana i całowana. Nie chciała nikomu przerywać, dlatego uśmiechała się delikatnie udając, że również cieszy się z ich widoku.  W głębi duszy, nie mogła się doczekać aż zostawią ją sam na sam z Charllote i Joe. Chciała również porozmawiać z Draconem, który trzymał się z tyłu, ale najpierw musiała poznać jeszcze więcej szczegółów swojego pochodzenia. Wiedziała, że babcia ominęła spory fragment tej opowieści, dlatego spojrzała na nią wymownie i tym samym sprawiła, że po kilkunastu minutach słuchania, jak im jej brakowało, została z nią sam na sam. Dalej osłabiona, podeszła chwiejnym krokiem do kanapy i usiadła na niej, podkulając nogi pod brzuch.
- Dlaczego to wszystko ukrywaliście? - Zapytała ze łzami w oczach. Kiedy słuchała opowieści Charllotte, dopiero wtedy doszło do niej, kim tak na prawdę jest. Od lat wyzywana od szlam, traktowana jak ostatni wyrzutek, a tym czasem okazuje się, że jej przeszłość mogła wyglądać zupełnie inaczej, gdyby nie podmiana jej jako niemowlęcia. Nie mieściło jej się to w głowie, ani nie dopuszczała tego do myśli, że w jakimś stopniu jest powiązana z Voldemortem.
- Twoi rodzice tak postanowili. Nigdy nie wiedzieli o twoim pochodzeniu, dopóki nie rozeszły się plotki o Eryku, który chce cię dopaść, aby pomścić wuja - westchnęła - dopiero wtedy cała prawda wyszła na jaw, a ja wraz z Dumbledorem pojawiliśmy się w twoim domu, gdy byłaś na wakacjach u swoich dziadków - Hermiona dokładnie pamiętała ten czas. Nie cierpiała jeździć do nich, zawsze miała żal do rodziców, że ją tam wysyłali.
- Kiedy się dowiedzieli, nie chcieli nam uwierzyć, zrobili mugolskie badania krwi i wtedy okazało się kim na prawdę jesteś. Zabronili mi się z tobą spotykać, kiedy pewnego razu sama cię nie odnalazłam, pamiętasz to - Granger pokiwała głową.
- O to chodziło z tą tajemnicą - mruknęła. Babcia pokiwała głową.
- Czyli my nie jesteśmy rodziną? - Zapytała po kilku minutach ciszy. Lavard pokręciła głową przecząco.
- Łączy nas jedynie twój brat bliźniak - szepnęła, a ja spojrzałam na łóżko, na którym przed kilkoma minutami widziała Joe.
- Czego oni chcą?
- Zemsty. Pamiętasz przepowiednię Harrego? Żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje - szepnęła, a Hermiona wybałuszyła na nią oczy.
- Skąd ty?
- Ci... - uciszyła ją - wracając, mówi ona o tym, że Voldemort wcale nie umarł. On żyje, ale w sercu kogoś innego. A tym kimś jest Eryk Riddle - pokręciła głową - zagmatwane, ale prawdziwe. On potrzebuje twojej krwi, ponieważ w twoich żyłach płynie zarówno krew Riddle'ów, jak i Amelii-mugolaczki - nastała głucha cisza, przerywana jedynie szeptami dochodzącymi z zewnątrz. Hermiona doskonale rozumiała, co babcia miała na myśli. Żeby Czarny Pan odrodził się w sercu Eryka, potrzebna jest im jej krew. Wszystkie te wieści wprawiły jej stoicki spokój w ogromną burzę. Bała się, pierwszy raz w życiu tak bardzo się bała, ale teraz kiedy już siedzieli w tym bagnie wszyscy, musiała coś wymyślić. Nie mogła pozwolić, aby jej przyjaciele zostali zaatakowani, przez nią. Przecież niczym nie zawinili...
            Babcia odeszła od kanapy i powędrowała do kuchni, aby zaparzyć herbatę. W tym czasie, reszta 'uciekinierów' weszła do namiotu i rozsiadła się na kanapach. Koło Hermiony zajął miejsce Harry i Ginny.
- Jak się czujesz? - Zapytała czule rudowłosa. Granger posłała jej blady uśmiech.
- Jak nowo narodzona, ale w tej gorszej wersji - burknęła.
- Trzeba wymyślić plan - zaczął ponownie Zabini, tym samym sprawiając, że piorunujące spojrzenia napadły na niego od prawie każdego.
- Prześpijmy się z tym i z samego rana coś wymyślimy - zaproponował Potter. Joe siedzący cicho, pokręcił przecząco głową.
- Nie, Blaise ma rację. Musimy działać. Charllotte poda Hermionie eliksiry wzmacniające i musimy jak najszybciej teleportować się do Hogwartu i zawiadomić McGonagall - odparł splatając palce u dłoni i opierając na nich brodę.
- Narazimy wtedy zamek - zauważyła Megan.
- Tam będziemy najbezpieczniejsi, nic nam się nie stanie, będziemy mieli czas na przemyślenia - odparł Joe.
- Przecież nie mamy na to czasu - wtrąciła się Hermiona. Zmarszczyła brwi i wlepiła wzrok w swojego brata - jeżeli on chce mnie, to zrobi wszystko, żeby mnie dopaść. Użył Parkinson, żeby wchodzić do zamku, tym razem też mu się uda. To jest na nic - pokręciła przecząco głową.
- Granger, nie dyskutuj... - zaczął arystokrata, ale zgromiła go wzrokiem i weszła w pół słowa:
- Ty Malfoy, razem z Harrym, Megan, Blaisem i Ginny wrócicie do Hogwartu i powiadomicie nauczycieli. A my - spojrzała znacząco na Joe - pójdziemy do Eryka.
- Przecież to jest absurd! - Pisnęła Weasley.
- Nie pozwolimy wam pójść tam na pożarcie - warknął Harry.
- Nie narażę waszego życia na..
- Na co, Granger? - Syknął zdenerwowany blondyn - jak będziemy razem, to ewentualnie oni mogą mieć narażone życie, a jak będziecie we dwójkę to z pewnością nic po was nie zostanie - warknął sarkastycznie. Hermiona rzucała w niego piorunami.
- Nie sądziłam, że to kiedykolwiek powiem, ale Malfoy ma rację - stwierdziła rudowłosa. Hermiona spojrzała na nią wymownie, ale ona unikała jej wzroku.
- Nie możecie! - Żachnęła Gryfonka - to was nie dotyczy, w ogóle...
- Zamilcz, Granger i pozwól, że zdecydujemy sami za siebie - odparł blondyn. Wiedziała, że cokolwiek nie powie, to wszyscy będą przeciwko niej, dlatego zrezygnowana opadła na poduszki i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
- Chodźmy teraz spać, a z rana zastanowimy się nad dalszym działaniem. To był ciężki dzień - westchnęła Charllotte podając swojej wnuczce gorącą herbatę i drugi kubek z eliksirem wzmacniającym. Hermiona w pewnym momencie dostała olśnienia. Rozejrzała się po wszystkich i kogoś jej brakowało. Zmarszczyła brwi i zapytała:
- A gdzie jest Eliza? - Jej głos był przepełniony ciekawością, ale sprawił, że niektórym wbił się w ciało niczym sztylety. Dziewczyna spojrzała po bladych twarzach przyjaciół i jeszcze bardziej pogłębiła zmarszczki na czole.
- Gdzie jest Eliza? - Powtórzyła zniecierpliwiona. Jej wzrok spoczął na Joe. Dopiero teraz zauważyła w jego oczach łzy i dopiero teraz zrozumiała, co się stało.
- O nie - szepnęła zakrywając dłońmi twarz i poczuła jak gorące łzy zaczęły spływać po jej policzkach...

wtorek, 24 grudnia 2013

Patronus III





Ugh, zdałam sobie sprawę, że III Patronusy pod rząd na blogu są bardzo nieestetyczne. Niemniej jednak, nie piszę do Was aby o tym rozprawiać, tylko jak się pewnie domyślacie z życzeniami! :)
Wszystkim moim kochanym czytelnikom i czytelniczkom życzę wesołych, pogodnych i szczęśliwych Świąt Bożego Narodzenia. Aby w tym dniu opuściły Was wszelkie problemy i kłopoty, żeby dosięgnęła Was magia świąt, mimo że śniegu za oknem brak, oraz żebyście fantastycznie spędzili Wigilię, Pierwszy i Drugi Dzień Świąt w gronie Waszych najbliższych, bez niepotrzebnych kłótni! :) Życzę Wam również aby Święty Mikołaj zostawił dla Was pod choinką mnóstwo prezentów, na które z pewnością zasłużyliście! :)
Życzę Wam również szczęścia w Nowym Roku 2014! Aby był jeszcze lepszy niż 2013, żebyście spełnili wszystkie swoje postanowienia i marzenia, zmienili swoje życie na jeszcze lepsze i cieszyli się każdym dniem, który przecież przynosi nam nowe-lepsze jutro!
Kochanym autorkom i blogerkom życzę samych sukcesów w pisaniu, dużodużodużodużo weny! Milionów pomysłów na Miniaturki, oraz przede wszystkim wiary w siebie i w swoje umiejętności! Każdy potrafi dobrze pisać, ale na swój sposób! :) 

ja zmykam nakrywać do stołu, gotować uszka i przystroić karpia!
jeszcze raz życzę Wam wesołych świąt! 



Wasza, Zou. :*

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Patronus II

Moje kochane Śnieżynki! :)
Zamiast Patronusa, powinien się tutaj już wczoraj pojawić kolejny rozdział - tak wiem. Ale jak Was pewnie nie zdziwi, to mam wytłumaczenie, nie banalne. Ostatnie wydarzenia, które mnie spotkały, zatrzymały pisanie kolejnego rozdziału w połowie. Jak wiecie przed świąteczna gorączka dopada wszystkich - mnie również. Przez cały ostatni tydzień razem z moją mamą robiłyśmy porządki, zakupy, pakowałyśmy prezenty, robiłyśmy listy potraw itp. W czwartek zabrałam się do pisania kolejnego rozdziału i jak już mówiłam - powstała połowa. Piątek miał być zwieńczeniem i oddaniem go w Wasze rączki - niestety mój stan na to nie pozwolił. Zapalenie wyrostka robaczkowego . 
Może niektórzy doświadczyli tego okropnego bólu, może inni nie, z pewnością nikomu tego nie życzę, uwierzcie, to że najgorsze, co mnie kiedykolwiek spotkało. W szpitalu leżałam do niedzieli - powikłania pooperacyjne. Dzisiejszy dzień cały przeleżałam z termoforem na brzuchu, a wściekłość ogarnia mnie od wczoraj. 
Chyba byłam niegrzeczna w tym roku, że dostałam taki prezent.
Dopiero dzisiaj poczułam się na tyle dobrze, że się poruszam, chociaż szwy ciągną okropnie, oraz postanowiłam do Was napisać. Wybaczcie mi ten incydent - więcej się z pewnością nie powtórzy!
Rozdział dodam po świętach jak nabiorę siły i uspokoi się ten 'szał' .
Jeszcze raz przepraszam - a życzenia jutro!

pozdrawiam, Zou.

niedziela, 15 grudnia 2013

Patronus I

Witajcie Kochani ! :)

Z góry mówię, że rozdział 25 jest w budowie i nie będzie to ostatni post :) Dzięki Waszym słowom wsparcia i podbudowania mnie, zdecydowałam się na dokończenie tego opowiadania, jak miałam w planach początkowych. Nie wiem jeszcze ile będzie rozdziałów, wszystko zależy od tego, co mi się w tej mojej głowie jeszcze urodzi :) 

Piszę do Was w szczególnej sprawie. Zapewne zauważyliście, że każda autorka, gdy kończy pisać swoje opowiadanie, ma już pomysł na drugie i pisze więc z tą sprawą do Was :) . Ja również jestem z tego grona :) Moje pomysły na opowiadanie urodziły się około miesiąca temu. Kiedy zdałam sobie sprawę, że chciałabym napisać takie prawdziwe Dramione. Nie urażając teraz nikogo - ponieważ każde opowiadanie jest wyjątkowe i każdy ma własny pomysł - chodzi mi tutaj o takie Hogwardzkie, prawdziwie magiczne prawie zgodnie z powieścią J.K Rowling, nie wiele od niej odbiegające :) . To był mój pierwszy pomysł i chodzi za mną już bardzo długo, chociaż obawiam się, że po pewnym czasie stracę na nie wenę, ale niekoniecznie :) . 
Zaś drugie, o którym marzę odkąd zaczęłam przygodę z czytaniem blogów o tematyce Potterowskiej, jest opowiadanie o Huncwotach. Zawsze miałam własną wizję tego świata i bardzo mi się podobał, chciałam stworzyć go na swój własny wzór. Dlatego jestem zdecydowana, że mój kolejny blog będzie z pewnością o tej tematyce, natomiast jeżeli Wy - moje czytelniczki i czytelnicy, jeżeli są ;) chcielibyście abym napisała kolejne Dramione, proszę o wyrażenie swojej opinii! :) Zresztą podobnie jak na temat drugiego pomysłu, bo to ma być dla Was, a nie tylko dla mnie :) Chciałabym pisać coś, co Wam przypadnie do gustu, dlatego proszę o wyrażenie zdania na ten temat oraz o wybór :) . Z góry dziękuję :)


dla tych, którzy nie mają czasu się rozpisywać, bądź nawet zostawić śladu w komentarzu, umieszczam ankietę :) . Zapraszam do głosowania :) 

Zou.

wtorek, 10 grudnia 2013

24.

"Bo ten, kto raz nie złamie w sobie tchórzostwa, będzie umierał ze strachu do końca swoich dni"



                   Witam :) chciałabym powiedzieć, a jednocześnie podziękować osobom, które skomentowały ostatni rozdział :) wiem, że jesteście ze mną i nawet w biegu, gdy na prawdę nie macie na to ochoty, czasu i siły, dacie chociaż krótki sygnał, że jesteście :) Bardzo mnie to cieszy, ponieważ liczba ostatnich komentarzy podłamała mnie troszkę :) nie wiem, czy mój blog się nudzi, czy może nie czytacie, a nie chce się Wam komentować, nie wiem. Ale uczucie chyba każdej autorki na widok szczerych komentarzy, jest niewyobrażalnie pozytywne :) no cóż, kończąc moją wypowiedź, do której nie jesteście przyzwyczajeni, gdyż nie wypisuję do Was listów ;), chciałabym powiadomić Was, że szczerze zastanawiam się nad zakończeniem bloga w 25 rozdziale. Nie pasuję mi to za cholerę, ponieważ nie jestem w stanie zmieścić tego wszystkiego w jednym poście, natomiast myśl, że jest tak dużo odwiedzających, a tak mało czytających, chyba wprawia mnie w pewnego rodzaju dołek. Nie wiem czy jest sens pisania do 30 rozdziału, albo chociażby do 28 tak jak miałam w planie. :) dziękuję tym, co są zawsze i mnie wspierają i to pokazują, innym czytelnikom również dziękuję, to dla mnie ważne. Dziękuję za uwagę i zapraszam do jakże zagmatwanego i w zasadzie źle napisanego rozdziału 24 :) . 

~~~~~~~~~~

              Czuł ogromne pieczenie w okolicach skroni, ból pulsacyjnie rozchodził się po całym jego ciele. Każdy mięsień był spięty i obolały, a serce biło w nienaturalnie szybkim tempie. W jego głowie powoli ukazywały się sceny z całego dzieciństwa, ze wszystkich lat spędzonych w Hogwarcie, ze wszystkich dni, gdy robił coś dobrego i złego. Całość tworzyła krótką historię jego życia, do momentu balu. Z całych sił chciał otworzyć powieki, zorientować się gdzie jest, ale nie miał siły. Dookoła panowała cisza, a on czuł, że zaraz ponownie zapadnie w ten dziwny i montoniczny sen. Nie mógł na to pozwolić, ponieważ ten trans wysysał z niego całe życie. Przestraszony próbował wziąć głębszy oddech, niestety to również sprawiało mu wiele trudności. W pewnym momencie poczuł jak ktoś go klepie w ramię. Czuł jedynie przeszywający ból, pomimo że dotyk tej osoby był niesamowicie delikatny. Jakby przez korki w uszach słyszał czyjeś wołanie, aż w końcu jakby ktoś wyrwał go brutalnie z tego transu poderwał się do pozycji siedzącej i otworzył szeroko oczy. Jakby w zwolnionym tempie zobaczył swojego najlepszego przyjaciela, który z wyciągniętą różdżką, rozciętą wargą biegnie pokazując mu, aby wstawał i mu pomógł. Zanim Dracze zorientował się, co się w ogóle wokół niego dzieje minęło kilkanaście sekund. Wtedy zrozumiał, że znajduje się w samym środku pola bitwy. Wokół niego miotały klątwy i zaklęcia o różnorodnych odcieniach. Starał się zanalizować kto w ogóle się tutaj znajduje, bo mógł przysiąc, że gdy teleportował się z Hermioną i tym dziwnym fagasem, nikt więcej nie zdążył go złapać. Spróbował wstać i wtedy dopiero rozpoznał wszystkich po kolei. Mnóstwo zakapturzonych postaci, które strasznie przypominały mu śmierciożerców, a koszmar z przed kilku miesięcy wrócił do niego niczym bumerang. Zmarszczył brwi i jego wzrok przeniósł się na Pottera, który rzucał zaklęciami jak szalony, jego dziewczyna stała tyłem do niego i również z kimś walczyła. Nieopodal Zabini pochylał się nad nieprzytomną Ginny, aby kilka sekund później niczym rozwścieczony tygrys rzucić się na zebranych wokół niego czarodziei i bronić siebie i ją. Eliza właśnie biegła im na pomoc, a Joe walczył z tym chłopakiem, który porwał Hermionę...Granger! To właśnie jej brakowało Draconowi w całej układance. Gdzie ona się podziewała? Z zamyśleń wyrwał go piskliwy ton głosu, który skądś kojarzył. Odwrócił się w tym kierunku i w ostatnim momencie odbił zaklęcie rozbrajające. Zaczął się pojedynkować z tą drobną postacią, która najwyraźniej znała się na rzeczy.
- Ebulbio! - Krzyknął Draco, a postać odbiła zaklęciem delikatnym ruchem ręki i zaśmiała się głośno.
- Myślałam, że stać cię na więcej, Malfoy - nie mógł uwierzyć, że ta kobieta, ponieważ poznał po głosie i posturze, zna jego nazwisko. Nie dość, że skądś ją kojarzy, to jeszcze ona wie, kim jest. Tego było za wiele, nie dał się zdekoncentrować, zacisnął mocniej dłonie na różdżce.
- Depulsore!
- Protego!
- Drętwota!
- Expelliarmus!
- Confringo!
- Anapneo!
- Expelliarmus! - Draco widząc, że dziewczyna odbiła jego kolejne zaklęcie, w ciągu kilku sekund, zamachnął się i pełny złości wykrzyknął:
- Crucio! - Dziewczyna upadła na ziemie, a pisk rozdarł się po całej obskurnej sali. Nikt jednak nie przejął się jej losem. Od razu dało się zauważyć, że gra jest warta świeczki i nie ma czasu na pomyłki, niestety ona dzisiejszą walkę z Draconem przegrała. Zakończył zaklęcie i głośno dysząc podbiegł do reszty. Przy każdej możliwej okazji pomagał każdemu w obronie, w ataku, ale zakapturzonych postaci było coraz więcej. W pewnym momencie zobaczył jak Joe pomiędzy zaklęciami wysłał Patronusa, a po niespełna kilku sekundach zjawiło się mnóstwo zazwyczaj starszych osób. Bitwa rozpoczęła się na dobre, sam Draco poczuł się jak za dawnych czasów, ale jedno pytanie męczyło go coraz bardziej: Gdzie jest Granger?

~~~


            Zimny dreszcz przeszedł jej ciało. Czuła, że leży na czymś mokrym i przerażająco lodowatym. Delikatnie rozchyliła powieki, ale widziała jakby przez mgłę. Próbowała się ruszyć, ale nie mogła, każda kończyna była do czegoś przywiązana. Kolejny raz spróbowała otworzyć oczy. Kosmyki pozlepianych włosów zasłaniały jej twarz, ale mimo to zobaczyła coś, co sprawiło, że z jej gardła wydobył się przerażający krzyk. Wszyscy, którzy znajdowali się w pomieszczeniu spojrzeli na nią. Leżała na kamiennych schodach ponad wszystkimi, a wokół niej znajdowały się postacie w czarnych szatach. Głośno dysząc skupiła się na osobach przywiązanych do ziemi tuż przed nią. Ujrzała Harrego, Zabiniego, Joe, babcię Charllotte! Zawiesiła na niej wzrok, nie mając pojęcia skąd się tu wzięła i kolejny raz próbowała się ruszyć, ale jej wysiłki poszły na marne.
- Uspokój się, bo inaczej zaboli - ktoś warknął nad jej uchem. Sparaliżowana strachem zamilkła, ale nie spuszczała oczu ze swoich najbliższych.
- Babciu - szepnęła cicho, a starsza kobieta pomimo ubrudzonej i podrapanej twarzy, uśmiechnęła się do niej i obdarzyła ją kojącym spojrzeniem.
- Cii ptaszyno, ciii - odpowiedziała jej nieco głośniej, a po policzkach Hermiony zaczęły płynąć łzy. Dopiero teraz poczuła piekący ból w na całym ciele.
- Blaise, Harry - zwróciła się do chłopców, którzy leżeli z tęgimi minami. U Zabiniego z wysiłku i przemęczenia wyskoczyła żyłka, zaś Potter był cały blady.
- Draco - przełknęła ślinę i spojrzała w kierunku blondyna. Chłopak po raz pierwszy od dłuższego czasu posłał jej szczerzy uśmiech, pełen spokoju i wsparcia.
- Joe, co tu się dzieje - zapytała, a chłopak spojrzał na nią z cierpiętniczą miną - Joe?!
- Hermiono musisz mnie wysłuchać, ponieważ to jest moja wina...
- Co?! - Pisnęła zszokowana i w tym samym momencie dostała kopniaka w brzuch od drobnej postaci. Chłopcy poruszyli się niespokojnie, ale jedynie Draco przybrał minę mordercy, a dłonie zacisnął tak mocno, że aż mu kłykcie pobielały. Hermionie stanęły łzy w oczach z ust zaczęła wypływać krew.
- Siedź cicho, szlamowata suko - warknęła do niej, a Hermiona położyła się w kałuży krwi, nie mając siły. Lavard w panice zaczął głośno mówić, nie zważając na reakcję innych.
- Hermiono musisz mnie wysłuchać, słyszysz?! Nie poddawaj się! Nie przypadkowo zapisałem się do Hogwartu, poszukiwałem cię od dłuższego czasu! - Wykrzyczał, a Granger uniosła powieki i popatrzyła na niego z ostatnimi iskierkami w oczach. Nie zdołała nic wydukać, ale jej mina wskazywała na to, aby kontynuował.
- To jest tak bardzo skomplikowane - dodał zrozpaczony - Hermiono, ja wiem, że teraz możesz mi nie wierzyć, że możesz powiedzieć, że jestem zwykłym oszustem i zdrajcą, ale mówię prawdę. Przysięgam ci na życie, a może to potwierdzić Charllotte - Granger zdziwiona przeniosła swój wzrok na babcię, która delikatnie pokiwała głową.
- Miona, jesteśmy rodzeństwem - to spowodowało, że dziewczyna o mało nie udusiła się własną śliną. Jej kaszel spowodował kolejne uderzenie, tym razem w plecy od jakiegoś większego opryszczka. Mimo własnej woli starała się uspokoić nagły napad objawów choroby.
- Twoi rodzice, nie są twoimi biologicznymi rodzicami, jesteś adoptowana. Jesteśmy bliźniętami, ja wiem, że trudno ci w to uwierzyć, ale taka jest prawda. Moja matka została oszukana w szpitalu, ponieważ pomylili cię z innym dzieckiem, które zmarło. Uznali, że to ty, dlatego matka cię zostawiła, nie wiedziała, że żyjesz, a inni opiekunowie zabrali cię stamtąd po kilkunastu dniach. Po wielu latach doszły do nas wieści, że Eryk Riddle cię poszukuje. Było to niedorzeczne, ponieważ byliśmy przekonani, że nie żyjesz. Od niepamiętnych czasów, na Riddlach wisi klątwa, ponieważ przyszliśmy na świat z zupełnie innych światów. Wiem, ta wiadomość również zapewne uderzy cię mocno, ale to czysta prawda. Jeden przypadek na milion... Nasza matka spała z dwoma różnymi mężczyznami, mamy innych ojców, ale jesteśmy bliźniakami. Nie ważne, twój ojciec pochodził od Riddlów, Hermiono. A nasza matka była mugolaczką. Skaziła krew słynnych potomków Voldemorta, tobą! To na tobie chcą zemsty, ponieważ jedynie twoja świeża krew, zdejmie klątwę z Eryka, który został poczęty z brata Toma Riddla i równocześnie twojego ojca. To jest strasznie skomplikowane, ale żeby klątwa się odwróciła, to ty musisz umrzeć, a wtedy Eryk uzyska całkowitą czystość krwi i stanie się człowiekiem-potomkiem Voldemorta...
- Ty skurwysynu, nie powiedziałeś jej tego wcześniej?! - Wrzasnął Draco, który przybrał kolor na twarzy dojrzałego buraka. Joe spuścił głowę, a łzy pociekły po jego policzkach.
- Bałem się, a musiałem ją chronić...
- Widzę, że przerywam wasze rodzinne pogaduszki - zaśmiał się Eryk, który właśnie wstąpił do sali, a jego słudzy ukłonili się nisko. Podszedł do Hermiony i klęknął przed nią. Złapał za jej podbródek i przyjrzał się jej zmęczonej twarzy, oraz oczom, które wyzywająco wpatrywały się w jego prawie czarne tęczówki.
- Taka piękna dziewczyna, a musi zginąć - zacmokał i zaśmiał się głośno. Brązowowłosej popłynęły łzy po policzkach, ale nie przestała patrzeć w jego oczy. Nie odczytała z nich nic oprócz pustki i chłodu, którym emanował. Nie mogła pojąć jak to wszystko jest możliwe, nagle w ciągu kilkunastu sekund okazało się, że ma dwóch braci...
- Do dzieła! Trzeba to wreszcie zakończyć, za długo na to czekałem - wykrzyknął, a zakapturzone postacie podeszły do niej i rozplątały z niewidzialnych pasów. Eryk wyczarował ogromny kociołek, do którego zaczął wrzucać odpowiednie składniki, których Hermiona w życiu nie widziała nawet na oczy. Przestraszona próbowała się wyrwać, ale jej szarpanina poszła na marne. Gdy po kilkunastu minutach Riddle wrzucił ostatni produkt, wtem odwrócił się z kpiącym uśmieszkiem do brązowowłosej. Zatarł dłonie i po chwili przybrał grobową minę, wyjął różdżkę i machnął nią tak, że dziewczyna zawisła tuż nad kociołkiem. Wyczarował nóż i zrobił pierwsze nacięcie na jej talii.
- Mmm, pachnie wybornie - powiedział, a na sali rozległ się krzyk Joe.
- Zostaw ją!
- Zabawne Lavard! Byłeś jedynie kukiełką w całym teatrzyku, dokładnie wskazałeś mi gdzie jest Hermiona, a teraz bezczelnie każesz mi ją zostawić? Nie rozumiem cię - zacmokał i odwrócił się w jej kierunku.
- Crucio! - Wykrzyknął, a Granger wygięła się w łuku, a jej krzyk rozniósł się po sali echem. Draco widząc to, również krzyknął i z całej siły zaczął się szarpać z niewidzialnymi łańcuchami. Łzy ciekły mu po policzkach, mocząc koszulę.
- Nie! - Krzyczał przeraźliwie, lecz śmiech Eryka go zagłuszał. Gdy przestał dziewczyna ciężko oddychała, ale nie miała siły już dalej utrzymywać przytomności. Nadmiar informacji, których nie miała nawet siły ułożyć w głowie, rozsadzał jej głowę, a ból, który odczuwała sprawiał, że marzyła jedynie o zamknięciu oczu.
- Hermiono, nie! Bądź ze mną, błagam! - Usłyszała przestraszony głos Dracona i resztkami sił otworzyła swoje piękne orzechowe oczy.
- Nie zostawiaj mnie, nie teraz - łkał, a ona starała się wsłuchiwać w każdą nutę jego głosu, robiła wszystko, aby spełnić jego prośbę...
- Nic już jej to nie pomoże. Może i wygraliście wszystkie bitwy, Lavard - Riddle spojrzał na niego posępnym wzrokiem - ale wojnę wygram ja - jego źrenice rozszerzyły się do maksymalnych rozmiarów, a śmiech wydobył się z przepony.
- Co robimy? - Szepnął zdenerwowany Blaise.
- Nie mam pojęcia, to wszystko nie tak miało wyjść - mruknął prawie bezgłośnie Joe. Charllotte słysząc ich pogaduszki pokręciła delikatnie głową.
- Rytuał będzie trwał kilka godzin, zanim cała krew, kropla po kropli spłynie do kociołka - szepnęła tak, żeby dosłyszeli.
- Nie mamy za wiele czasu, ona zaraz umrze...
- Rzuca na nią zaklęcia, żeby szybciej straciła przytomność, ponieważ wtedy cały proces przebiega szybciej - wyjaśnił szybko Joe.
- Co robimy? - Zapytał kolejny raz Zabini.
- Ja ich sprowokuje, będą chcieli mnie wypuścić - odezwał się pierwszy raz Potter - żeby zadać mi ból i karę, wtedy zabierzecie różdżki - powiedział i spojrzał po nich, a potem powędrował wzrokiem do sklepienia. Ku zaskoczeniu wszystkich, pięć drewienek wisiało tuż nad nimi.
- Nie, musimy się trzymać razem - pisnął Lavard...
- Inaczej tego nie rozegramy... - zamilkli widząc przeszywający wzrok Eryka. Chodził w tą i z powrotem jakby zamyślony, a oni w tym czasie próbowali wymyślić doskonały plan działania...
- On ma racje - potwierdziła Charllotte. Nie czekając na jakąkolwiek decyzję, Harry wrzasnął na całe gardło, rozpraszając samego Riddla.
- Zamknij się! - Ryknął w jego kierunku, ale na nic się to zdało. Potter krzyczał jak opętany. Eryk spojrzał na niego z nienawiścią i szaleństwem w oczach i dał znak najmniejszej postaci, aby się nim zajęła. Z dumą zeszła z kamiennych schodów i delikatnie zsunęła kaptur z głowy. Na sali zapanowała cisza, jakby makiem zasiał. Nikt nie mógł wydusić słowa, na widok dziewczyny. Malfoy w jednym momencie zapragnął ją zamordować oraz błagać o wypuszczenie. Nie wiedział jeszcze, która opcja będzie lepsza...
- Parkinson... - syknął Joe i wtedy zrozumiał skąd Riddle miał wstęp do zamku i jak to się wszystko działo. Szybko skojarzył fakty i nie mógł uwierzyć, że musiał być tak głupi, żeby nie zauważyć dziwnego zachowania Ślizgonki. Dopiero teraz dotarło do niego, co jego głupota mogła wyrządzić za szkody. Zły na samego siebie, zaczął głośno oddychać.
- Witaj Dracusiu - zaśmiała się piskliwie, wzbudzając w mężczyznach falę gniewu.
- Zawsze wiedziałem, że z ciebie jest wredna suka, Parkinson - syknął Wybraniec. Dziewczyna posłała mu iście Ślizgoński uśmiech.
- Lepszego komplementu nie mogłam usłyszeć, Potter - mruknęła.
- Długo tam jeszcze?! - Zawołał Eryk. Dziewczyna odwróciła się, zarzucając włosami w tył i posłała mu lubieżny uśmiech.
- Już kończę - wyciągnęła swoją różdżkę i jednym machnięciem rozcięła Harremu policzek. Podeszła zadowolona i otarła ranę palcem.
- Hm... niby czystokrwisty, a jednak, szlamowata matka - zachichotała, ale to sprawiło, że Chłopiec-Który-Przeżył nie wytrzymał i splunął dziewczynie w twarz. Nikt nie spodziewał się takiego obrotu akcji. Pansy niczym piorun rozwaliła łańcuchy Gryfona i z wściekłością uniosła go nad ziemię. Niestety wszystko byłoby idealne, gdyby jednak jej głupota nie wyszła na jaw. Potter szybko wyciągnął rękę i chwycił swoją różdżkę.
- Drętwota - ryknął w kierunku Parkinson, która wbiła się w tłum zakapturzonych postaci. Migiem podał wszystkim różdżki uprzednio rzucając przeciw zaklęcie na niewidzialne przeszkody. Cała piątka lekko zesztywniała, zaczęła biec w stronę Eryka, który oszołomiony zbierał się z podłogi.
- Nie! - Krzyknął - Łapcie ich! - Słudzy ruszyli w ich kierunku i rozpoczęła się kolejna bitwa. Draco próbował przecisnąć się w stronę Hermiony, która upadła bezwładnie na ziemię, gdy Riddle został zaatakowany. Co chwilę rozbrajał go jakimś zaklęciem, tak aby nie doszedł do Granger, szybciej niż blondyn. Razem przewrócili się na kamiennych schodach, szamocząc się i przepychając.
- Expelliarmus! - Krzyknął Draco przytykając mu różdżkę do klatki piersiowej, a Riddle odleciał na kilka metrów, zgarniając przy tym kilka osób, które walczyły z Zabinim i Potterem. Uśmiechnęli się w jego kierunku i cała trójka zaczęła biec w kierunku Hermiony. Draco podniósł ją z ziemi i spanikowany spojrzał po kompanach.
- No, na co czekasz?! Deportuj się! - Wrzasnął Harry, ale Draco zbladł.
- Nie działa - mruknął spanikowany. Chłopcy po chwili również spojrzeli po sobie zdziwieni i zaczęli biec w kierunku najbliższego wyjścia. Rzucali zaklęcia za siebie, a po chwili dogonili ich Joe i Charllotte.
- Łapać ich! - Pisnęła Parkinson, a fala czarnych szat powiała w ciemne korytarze, tuż za uciekającymi. Nie mieli pojęcia gdzie się znajdują i biegną na oślep.
- Trzeba zbiec do podziemi! - Zawołał Zabini.
- Dlaczego akurat tam?! - Pisnął niezadowolony Wybraniec.
- Bo tam najczęściej są lochy i cele półgłówku, a jakbyś zapomniał, to przypominam, że tam są dziewczyny! - Krzyknął do niego zdenerwowany i wybiegł na przód dowodząc całą ucieczką. Po wielu krętych drogach dobiegli do piwnic i Zabini miał rację, dziewczęta tam były.
- Blaise! - Krzyknęła Ginny. Chłopak podbiegł do niej i chwycił jej dłoń przez kraty. Spojrzeli na siebie i czule.
- Odsuńcie się! - Zarządził - Confringo! - Krzyknął a żelastwo z głośnym hukiem rozsypało się na mniejsze części.
- Tędy! - Zawołał Draco wskazując na małe drewniane drzwi. Nie mieli nic innego do wyboru, ponieważ korytarz, którym przybiegli, był już zapełniony od konfidentów Eryka, z Parkinson na czele. Zaczęli się przeciskać przez mały otwór, którym spokojnie mogłaby przejść pięciolatka, ale już chłopak o wzroście prawie dwóch metrów, miał problem.
- Idźcie, ja ich zatrzymam! - Krzyknęła Charllotte i zasłaniając własnym ciałem Joe i Zabiniego, którzy zostali, jako ostatni spojrzała w oczy Ślizgonce, która właśnie wbiegła na korytarz z całą zgrają.
- Protego Maxima - starsza kobieta rozłożyła dłonie, rysując różdżką tarczę i ze spokojem wyszła przez tycie drzwi na zewnątrz. Rozwścieczona Pansy, zaczęła rzucać mnóstwo zaklęć w stronę tarczy, wyczarowanej przez Charllotte. Gdy z pomocą innych udało się rozbić ją na małe kawałeczki, rzuciła się w stronę przejścia i prześlizgnęła na brzuchu na zewnątrz. Widziała jak staruszka dobiega do reszty i mają zamiar się teleportować. Kierowała nią w tym momencie wściekłość i strach związany z karą, którą poniesie od Eryka za nie utrzymanie więźniów. Przeraźliwym głosem krzyknęła:
- Avada Kedavra! - Przez łzy widziała jak zielone światło trafiło w wir teleportacji i zniknęło razem z uciekinierami, a ona opadła bezsilnie na trawę, która w połączeniu z wodą tworzyła błoto...

niedziela, 1 grudnia 2013

23.


"Idziemy przez życie, jak pociąg pędzący w ciemności do nieznanego celu"







Rozdział krótszy niż dotychczas, może mieć błędy, za które z góry przepraszam :) Brak prądu zmusił mnie do dodania rozdziału o tej porze, ale jest! :) Miłego czytania:)

P.S opowiadanie powoli dobiega końca :)
~~~~~~~~~~




          Cała Wielka Sala obserwowała zaistniałą sytuację. Słychać było gdzieniegdzie szepty i zszokowane odgłosy i jęki fanek Dracona, oraz oburzenie ze strony Ślizgonów. Nikt nie mógł pojąć, jakim cudem, najprzystojniejszy i najpopularniejszy chłopak w całej szkole, słynący z niebywałej riposty i paskudnego charakteru, stoi teraz przed swoim obiektem odwiecznych obelg, wyzwisk oraz upokorzeń. Żadnej osobie na tej Sali, prócz wtajemniczonych, nigdy nie przyszłoby do głowy, że taka sytuacja może mieć miejsce. Wszystkim zaparło dech w piersi, gdy usłyszeli wyznanie arystokraty i w oczekiwaniu na odpowiedź zapadła głucha cisza. Hermiona nerwowo spoglądała na boki, starając się wyłapać chodź najmniejszy szczegół, który mógłby jej pomóc wyjść z tej sytuacji. Widziała zdziwione twarze Harrego i Ronalda, śmiejących się Ginny i Zabiniego, jak zwykle pocieszający uśmiech Joe i Elizy... to wszystko sprawiło, że zrozumiała, że nie przyszła tutaj po to, aby teraz stchórzyć i wybrnąć z tej sytuacji, kolejnym przekrętem. Czas wreszcie stawić czoła pewnemu delikwentowi, któremu nie wszystko może przychodzić z taką łatwością. Po tych przemyśleniach wybór nie wydawał się wcale taki trudny. Draco, na którym chciała się odegrać, oraz Wiktor, z którym nie miała ochoty spędzić tego wieczoru. Podniosła wysoko głowę, a na jej twarz wstąpił zadziorny uśmieszek. Nie patrząc, ani jednemu, ani drugiemu w oczy ruszyła powoli przed siebie. Żałowała w duchu, że nie ujrzała zdziwienia, które ogarnęło dwóch mężczyzn, gdy wyminęła ich z gracją. Nie zważywszy na to, podeszła do sześcioosobowego stolika, przy którym siedzieli Joe i Blaise i zajęła miejsce pomiędzy nimi. Posłała im szeroki uśmiech i dopiero teraz ujrzała, jak mocno doprowadziła do zdenerwowania blondyna. Jak zwykle przybrał na twarz swoją codzienną maskę, ale nie potrafił ukryć złości, która przez nią emanowała. Jego zimne stalowe oczy, rzucały gromy na wszystkie strony, a gdy podszedł do stolika, zmierzył jadowitym spojrzeniem Gryfonkę, która na jego wysiłki, odpowiedziała jedynie dziewczęcym, grzecznym uśmiechem. Ich potyczkę na wzrok, przerwał głos Dumbledora, który wstał od swojego głównego stołu i korzystając z okazji, gdy była cisza, zaczął przemawiać:
- Najwidoczniej jesteśmy już wszyscy w komplecie - spojrzał tutaj znacząco na Granger, która delikatnie się zarumieniła - a więc chciałbym wszystkich serdecznie powitać na balu Halloweenowym! - po Sali rozległy się oklaski i okrzyki zadowolenia - wiem, że długo na niego wyczekiwaliście, więc z ogromną przyjemnością chciałbym wam przekazać, że jutro macie dzień wolny od zajęć! - Tym razem odgłosy stały się jeszcze bardziej głośne, a wiwatom i gwizdom nie było końca - Proszę jeszcze o uwagę! - Zagrzmiał - Chciałbym wam życzyć wszystkim dobrej zabawy i smacznego! - Dodał na końcu widząc zniecierpliwienie na twarzach głodnych uczniów i jak w jego zwyczaju klasnął w dłonie. Półmiski zapełniły się jedzeniem, a dzbanki napojami. Wszyscy zabrali się za jedzenie, a w tle leciała spokojna muzyka.
- Pięknie wyglądasz, Miona - zagaił Blaise, podając jej miskę z ziemniakami.
- Dziękuję - posłała mu uroczy uśmiech, co jeszcze bardziej denerwowało blondyna, siedzącego na przeciwko niej.
- Już myśleliśmy, że nie przyjdziesz - powiedziała Eliza.
- Kobieta zmienną jest - wzruszyła ramionami śmiejąc się i rozpoczęła posiłek. Po zjedzeniu deseru, na scenę wszedł zespół Fatalne Jędze, a na sali rozległy się piski fanek, które w mgnieniu oka znalazły się przy scenie krzycząc i śpiewając wraz z wokalistą. Zabawa rozpoczęła się na całego, Blaise okazał się świetnym tancerzem, o czym Ginny nie miała pojęcia. Po pierwszej piosence była zziajana, jak po ostrym treningu Quidditcha, a po Zabinim nie było widać nawet odrobinki zmęczenia. Joe wraz z Elizą nie szaleli tak jak owa dwójka, ale w swoim tempie bawili się znakomicie. Draco siedział naburmuszony przy stoliku popijając, co chwilę poncz, przeklinając w duchu, że nie można wnosić alkoholu na tego typu imprezy. Jego wzrok nie opuszczał Hermiony, która przed chwilą została poproszona do tańca, przez Brandona. Gdy tylko podszedł do stolika, Malfoy miał ochotę przygrzmocić mu w twarz, ale nim zdążył się zorientować już odchodził pod ramię z Granger. Nie mógł w dalszym ciągu uwierzyć, że ta mała kujonica, zrobiła z niego takie pośmiewisko.
- Miałaś niezłe wejście - skomentował Hiszpan, gdy wtopili się w tłum ludzi.
- Nie planowałam takiego! - odkrzyknęła, mając nadzieję, że ją usłyszał, przy tak głośnej muzyce.
- Tak czy inaczej, postąpiłaś słusznie - zaśmiał się głośno i przez resztę piosenki wirowali jak szaleni pomiędzy innymi parami.
- Odbijamy! - Zawołał obok nich Blaise, a Brandon równie zdziwiony, co smutny puścił dłonie Gryfonki i ukłonił się przed nią lekko.
- Jeszcze jeden taniec rezerwuję - zawołał, a ona posłała mu szeroki uśmiech. Gdy odszedł przeniosła wzrok na Ślizgona i podeszła do niego, pozwalając aby objął ją w talii. Leciała właśnie nieco spokojniejsza piosenka.
- Ugh, teraz powinieneś tańczyć z Ginny - powiedziała mu do ucha, a on zaśmiał się cicho.
- Nie zdążyłem - udał smutnego wskazując podbródkiem w lewo. Hermiona po kilku sekundach wypatrzyła rudowłosą przyjaciółkę w objęciach Harrego i mimowolnie się uśmiechnęła.
- No chyba, że - wzruszyła ramionami.
- Niezły popis dałaś - spojrzał w jej bursztynowe oczy, które momentalnie zaiskrzyły niebezpiecznie.
- To znaczy? - Uniosła jedną brew.
- Smoku jest nieźle wkurzony, takiego go jeszcze nie widziałem...
- Nie moja wina, Blaise. On wie, co źle zrobił, zresztą nie chcę na ten temat rozmawiać - mruknęła, a on od razu zrozumiał, że dzisiejszego wieczoru jest to temat Tabu.
- Dobra, dobra nie pytam - dodał unosząc ręce do góry.
- Idziemy się czegoś napić? - Zapytała czując suchość w gardle.
- Jasne - zgodził się, mając podobne potrzeby i udali się do stolika z napojami. Tam napełnili swoje półokrągłe szklanki i podeszli do stolika. Draco usilnie wpatrywał się w tłum ludzi, aby tylko nie patrzeć na Gryfonkę, która nie tylko go dzisiaj denerwowała swoim zachowaniem, co jeszcze wyglądem. Jak ona mogła się tak wystroić?
- Smoku, lecimy do kibelka? - Zapytał Blaise, odczuwając potrzeby fizjologiczne. Draco jakby od niechcenia przeniósł na niego swój wzrok i głośno wzdychając podniósł się i ruszyli w kierunku wyjścia. Hermiona założyła nogę na nogę, obserwując wszystkich obecnych ludzi. Przed nią nagle pojawił się Harry. Zamrugała kilkakrotnie i zaczęła wyszukiwać wzrokiem Ginny.
- Tańczy z Deanem - uprzedził jej pytanie, a ona zrobiła zdziwioną minę. Nie zważając na to przysiadł się do stolika i oparł wygodnie.
- O co chodzi z Malfoyem? - Hermiona czując, że to pytanie kiedyś usłyszy westchnęła głęboko i spuszczając delikatnie wzrok, zarumieniła się.
- Wiem, że powinnam była ci powiedzieć, ale...
- Nie chce Miona teraz wyciągać starych dziejów, ale powiedz mi, co między wami jest? - Starał się być spokojny, ale Hermiona czuła, że z całych sił, próbuje powstrzymać się od wybuchu złości.
- Harry to jest bardzo skomplikowane, ja sama nie wiem, na czym stoję i w gruncie rzeczy...
- W gruncie rzeczy, to czuję się jakbyś mi nie ufała - spojrzał jej prosto w oczy, a ona poczuła, jak bardzo musiała zranić tym przyjaciela. Widział w jej oczach strach i skruchę, nie umiał się na nią zwyczajnie złościć.
- Dobra, koniec tego. Jak będziesz chciała to mi wszystko powiesz, prawda? - Patrzył na nią wyczekująco. Uśmiechnęła się delikatnie i przytuliła go mocno.
- Dziękuję - pociągnęła nosem.
- Chodź, idziemy! - Pociągnął ją za rękę i pobiegli na środek sali. Gdzieś w tłumie wypatrzyła Ronalda, który tańczył koślawo z Megan.
- Nie wiedziałam, że tańczysz! - Zawołała mu do ucha.
- To dla Megan się nauczyłem - zaśmiał się i okręcił ją wokół jej własnej osi.

~~~

- Mógłbyś wreszcie powiedzieć, co jest między wami, a nie - westchnął Zabini, gdy stali w toalecie. Draco jak zwykle spoglądał wysoko w niebo prosząc Salazara, aby wreszcie wszyscy dali mu spokój. Nie miał ochoty nikomu zwierzać się ze swoich problemów. Nie chodziło mu o kłopoty szkolne, rodzinne, czy jakiekolwiek inne. Chodziło o to, co miał w głowie, o to, co mu siedziało w sercu. Nie umiał sobie z tym poradzić sam, więc kto mógł mu w tym pomóc? W głębi duszy uświadomił sobie, że robi z siebie kompletnego wariata, ale wolał jednak to, niż opowiadać wszystkim o swoich chorych dla niego przemyśleniach. Ufał Zabiniemu, ale nie zmieniało to faktu, że tak samo jak inni, nie umiał mu pomóc. Nigdy nie był w takiej sytuacji, jako on. Jego matka nigdy nie zmuszała go do postępowania według ojca. Zresztą, on nigdy nie miał ojca, a chociaż wydaje się to absurdalne i każdy normalny człowiek zareagowałby w tym momencie z wielkim oburzeniem, to Draco mu tego zazdrościł. Braku ojca. Nie zdawał sobie z tego sprawy, dopóki nie dorósł i nie ujrzał ile złego wprowadził w jego życie Lucjusz. Zniszczył go od środka, nie pozwolił na to, aby jakiekolwiek uczucia oprócz obojętności i zniewagi wobec innych, chociaż zakiełkowały w jego sercu. Trwając w tym transie od najmłodszych lat, ukształtował go na wzór siebie. Młody Malfoy, zdał sobie z tego wszystkiego sprawę, kiedy został postawiony przed faktem dokonanym: Tu nie ma wyborów, Draconie. Wstępujesz w Jego szeregi, albo giniesz razem ze swoją plugawą matką! Te słowa wzburzyły jego egzystencje, wyryły się w jego sercu na zawsze. Nie potrafił powiedzieć niczego innego, jak: Tak ojcze. Zależało mu na życiu jego matki, która pomimo wszystko jako jedyna obdarzyła go miłością. Ogromną, której nie potrafiła czasami ukazać, ale jednak on ją czuł. Za te wszystkie lata, które wycierpiała przez jego ojca, nie potrafił postąpić inaczej. Teraz pluje sobie w brodę, że był takim tchórzem. Był i jest nadal...
- Draco? - Z jego zamyśleń wyrwał go głos Blaisa. Spojrzał na niego i pokręcił głową.
- Przepraszam, zamyśliłem się - odparł mrugając oczyma i wyszedł z łazienki.
- Nie odpowiesz mi? - Westchnął Zabini, a Draco powtórzył czynność i wzniósł tęczówki do nieba.
- Nie, ale sądzę, że zgodzisz się ze mną, aby wnieść na tę imprezę, trochę...dobrego humoru - Diabeł znał te niebezpieczne iskierki w oczach przyjaciela. Od razu zrozumiał aluzję i zamiast obrać kierunek Wielkiej Sali, skierowali się do Pokoju Wspólnego Ślizgonów.

~~~


- Ostatnia nasza impreza nie wyszła, więc dobrze, że ta się udała! - Zachichotała głośno Megan. Hermiona złapała koleżankę za przedramię i o mało, co nie popłakała się ze śmiechu.
- Wtedy to była tragedia, ale teraz można się pośmiać! - Zawołała. Harry patrzył to na jedną, to na drugą nic nie rozumiejąc.
- Jaka impreza? - Zdziwił się.
- Oj, Harruś! Połowy nie wiesz - machnęła dłonią blondynka i pocałowała go w policzek. Chłopak dalej zdezorientowany westchnął głośno i popatrzył na nie z litością.
- Kobiety! - Pokręcił głową i dopił soku dyniowego. Nagle obok nich zjawiła się Ginny.
- Hejka, nie widzieliście gdzieś może, takich dwóch pacanów, którzy bez siebie nie odstępują nawet na krok...
- Jeżeli masz na myśli tych parszywych gnojków - zaczął Ronald, który zjawił się ni stąd ni owąd obok stolika przyjaciół. Jego głos był przepełniony jadem - to nie, nikt ich tutaj nie widział i nie chce widzieć.
- Ronaldzie! - Hermiona wyprzedziła Ginewrę, która już miała powiedzieć parę słów od serca. Weasley przeniósł wzrok na byłą dziewczynę i prychając pogardliwie usiadł na krześle.
- Ubrudziłeś się na szacie, Ron - zachichotała Megan, aby rozładować sytuację. Chłopak zaczerwienił się i szybko zaczął ścierać plamę. Brązowowłosa próbowała na migi przekazać przyjaciółce, aby się uspokoiła, ale ona była nieugięta.
- Swoje nędzne i nic nieznaczące zdanie, na temat osób, o których nie masz zielonego pojęcia, zostaw dla siebie - warknęła w jego stronę i odwróciła się na pięcie. Granger kręcąc głową poszła w ślady przyjaciółki. Złapała ją za łokieć i odwróciła w swoją stronę.
- Ginn, nie daj się sprowokować. Wiesz jaki jest, nie może ci zepsuć wieczoru - upomniała ją. Rudowłosa wzniosła oczy ku niebu i wzięła kilka głębszych oddechów.
- Gdyby nie ty, to już dawno bym mu oczy wydrapała.
- Wiem - uniosła wysoko brwi i przytuliła ją.
- Witam piękne panie - usłyszały nagle i odskoczyły od siebie. Spojrzały na nieznajomego chłopaka...


~~~

- Stary jak nas McGonagall nakryje, to nie zobaczymy już tego zamczyska - zaśmiał się Blaise, gdy razem z Draconem wchodzili po schodach prowadzących na główny korytarz. Pod marynarkami mieli upchnięte butelki Ognistej Whisky, a w kieszeniach od spodni po dwa Kremowe Piwa.
- Nie zorientuje się nawet, zobaczysz! - Odparł obojętnie blondyn.
- A wy co panowie się tak włóczycie? - Przed nimi zjawił się nagle Filch. Obydwoje stanęli jak wmurowani w podłogę i za wszelką cenę starali się ukryć wypukłości pod ubraniami.
- Kierujemy się w stronę Wielkiej Sali - odparł neutralnie Zabini, mocno zaciskając dłonie w kieszeniach.
- Doprawdy? - Charłak uniósł jedną brew, głaszcząc swoją kotkę i obszedł mężczyzn dookoła. Zatrzymał się spoglądając na nich dziwacznie i westchnął głęboko.
- Niby tacy przystojni, a tacy zapuszczeni - mruknął pod nosem, ale dwójka przyjaciół to usłyszała. Gdy ich wyminął, obydwoje wybuchli gromkim śmiechem.
- Jednak głupota się szerzy - zawołał Zabini i wznowili swoją wędrówkę.
- Jak tam z Wiewiórą? - Na to pytanie, chłopak mimowolnie się uśmiechnął i westchnął głęboko.
- Chyba już znasz odpowiedź - wyszczerzył zęby do blondyna, a on jedynie wzniósł oczy do nieba.
- Salazarze, do czego ty dopuściłeś?
- Lepiej, żeby teraz miał mnie w opiece, bo przysięgam, że nie ręczę - warknął Zabini, a zdezorientowany Draco spojrzał na przyjaciela. Podążył za jego wzrokiem i dopiero wtedy zrozumiał nagłą zmianę jego nastroju. Tuż przy wejściu do Wielkiej Sali, stała jego dziewczyna ze swoją najlepszą przyjaciółką, czyli Granger. Ewidentnie było widać, że jakiś chłopak, którego Ślizgoni nie widzieli ani razu na oczy, podrywał dziewczęta. Blaise wypuścił powietrze ze świstem i przyspieszył kroku, a zaraz za nim blondyn.

~~~


- Znamy się? - Zdziwiła się Hermiona, słysząc słowa nieznanego jej mężczyzny. Miała dziwne wrażenie, że kogoś jej przypominał, ale była pewna, że nie chodzi do Hogwartu, ani nie widziała go na żadnym meczu. Miała dziwne wrażenie, że ta osoba, w ogóle nie powinna tutaj być. Starała się wykryć w jego podłużnej twarzy jakikolwiek szczegół, który zaalarmowałby, że jest to ktoś, do kogo nie należy się odzywać. Ginny najwyraźniej miała podobne odczucia, gdyż od razu ścisnęła mocniej Hermionę i starała się cofnąć do tyłu.
- Nie, ale myślę, że jest to początek wspaniałej przyjaźni - odpowiedział popijając poncz. Dziewczęta spojrzały po sobie ze zdziwieniem.
- Nie sądzę - syknęła rudowłosa i już miała się odwrócić, kiedy to chłopak złapał za jej nadgarstek.
- Chwila, chwila. Może porozmawiamy? - Zdziwiona jego zachowaniem, zmierzyła go lodowatym spojrzeniem i wyrwała rękę z uścisku. Koło nich znaleźli się chłopcy, a zdenerwowany Blaise, przygarnął do siebie swoją dziewczynę i nienawistnym wzrokiem spojrzał na chłopaka.
- Masz jakiś problem? - Warknął w jego kierunku. Czarnowłosy zaśmiał się cicho, odłożył szklankę z ponczem i włożył ręce do kieszeni.
- Skąd, chciałem jedynie porozmawiać - wzruszył ramionami i swój wzrok skierował na Granger, za którą stał blondyn. Posłał jej ironiczny uśmiech.
- Hermiona Granger - wypowiedział jej imię i nazwisko, a ona zdziwiona spojrzała po swoich przyjaciołach.
- Skąd...
- Nie powinno cię to interesować, chciałbym zamienić z tobą słówko - powiedział przybierając ponownie uprzejmy ton głosu. Brązowowłosa zawahała się. Nie wiedziała czego może oczekiwać od niej nieznajomy, tym bardziej, że najwyraźniej ją skądś znał. Cała ta sytuacja wydawała jej się bardzo dziwna i cuchnęła na kilometr.
- To mów - wzruszyła ramionami, nie odchodząc od Draco na krok.
- Na osobności - uniósł jedną brew i spojrzał po wszystkich pogardliwie. Dziewczyna przeniosła swój wzrok na Ginny, która bezgłośnie przekazywała jej, aby się opamiętała i nie dała się nigdzie zaciągnąć.
- Dobrze, ale tutaj - powiedziała. Chłopak uśmiechnął się lekko i czekał aż reszta się odsunie. Zdziwieni towarzysze odeszli do stolika nie spuszczając wzroku z Hermiony. Po chwili z parkietu zeszli Eliza i Joe.
- A wy co takie miny macie, jakbyście ducha zobaczyli? - Zażartował Lavard. Blaise spojrzał na niego i prychnął.
- Jakby jakiś nieznany koleś podszedł do Elizy i kazał ci odejść, bo chce z nią rozmawiać na osobności, to też byś miał taką minę - odparł. Joe zdziwiony jego odpowiedzią skierował wzrok, tam gdzie wszyscy patrzyli, a serce podeszło mu do gardła. W pierwszym momencie miał jedynie wrażenie, że to wszystko jest jednym wielkim kłamstwem, że mu się to śni, że ma omamy. Błagał w duchu Najwyższych, aby nie robili sobie z niego żartów, ale nic nie nastało. Dalej widział Eryka kierującego się do wyjścia wraz z Hermioną. Poczuł jak w jego klatce piersiowej rośnie ogromna fala wściekłości, determinacji i adrenaliny. Nie mógł za wszelką cenę dopuścić do tego, aby ją stad zabrał. Czuł, że jego nogi są jak z waty, nie miał pojęcia, co się z nim działo. Chciał biec w jej kierunku, ale zwyczajnie nie mógł otrząsnąć się z transu. Jego źrenice powiększyły się do maksymalnych rozmiarów, były przepełnione złością, na samego siebie. Mógł przecież przewidzieć, że tym razem Riddle nie będzie zmyślał. Mówił prawdę o tym, że zaatakuje w Święto Duchów, ale nie miał pojęcia, że zrobi to w taki sposób. Nienawidził siebie za to, że to przeoczył. Jego przemyślenia i chwilowy zastój, który jak się okazało trwał zaledwie kilka sekund, przerwał okropny krzyk Elizy. Jej dłonie powędrowały do ust, zakrywając je, a oczy powiększył się do rozmiarów galeona. Spojrzała spanikowana na Joe'go, który równie zszokowany, nie czekając ani chwili dłużej, zaczął biec ile sił w nogach. Kilkoro uczniów przyglądało się całej sytuacji ze zdziwieniem, ale nikt nie odważył się coś powiedzieć. Nikt nie wiedział, co kierowało Malfoyem i Zabinim, ale oni również zerwali się z miejsc i zaczęli biec ile sił w nogach za Joe. Wyczuwali kłopoty na odległość, a to był jeden z nich.
- Blaise! - Krzyknęła Ginny i również niewiele myśląc, chwyciła za rękę Elizę i popędziły za nimi.
- Riddle, stój! - Te słowa sprawiły, że Eryk dosłownie na moment się odwrócił, aby ujrzeć pościg w jego kierunku. Złapał zdziwioną Hermionę i przerzucił ją sobie przed ramię, biegnąc w stronę wyjścia.
- Impedimento! - Krzyknął Joe, ale chybił. Draco widząc przerażenie na twarzy Granger, poczuł nagły zastrzyk adrenaliny i zaczął biec jeszcze szybciej, wymijając wszystkich po kolei. Gdy był już tuż o krok za nieznajomym, wyczuł, że za chwilę będzie się teleportować. Nie oglądając się za siebie w ostatniej chwili złapał za nogawkę Eryka i poczuł szarpnięcie w okolicach pępkach. Po kilku minutach usłyszał przeraźliwy krzyk i nastała ciemność...

sobota, 23 listopada 2013

22.



     "Zazdrość - nieopłacalna forma wyrażania uczuć"




       Dziewczyna szybko zwróciła głowę w tym kierunku, podobnie jak jej towarzysz. Obydwoje byli zdezorientowani, a widok wściekłego rudowłosego chłopaka, wręcz biegnącego w ich stronę, sprawił, że dziewczynie żołądek podszedł do gardła. Zerwała się z miejsca i schowała za plecami Joe.
- Ukryj mnie! - Syknęła. Lavard spojrzał na nią zdumiony.
- Przecież cię widział! - Odparł równie cichym głosem.
- Wytłumacz mu, że mnie tu nie ma!
- Ale on tutaj idzie!
- Wymyśl coś! - Syknęła i delikatnie zsunęła się pod stół, nim wściekły Ronald zdążył podbiec do Ślizgona. Omiótł spojrzeniem chłopaka i towarzyszącą mu pustkę.
- Gdzie Hermiona?! - Zawołał zdyszany. Joe tak jak obiecał, przybrał zdziwioną i zmęczoną minę.
- Kto?
- HERMIONA! - Wręcz krzyknął, na co uczeń domu węża zmarszczył brwi i rozmasował sobie uszy.
- Spokojnie, nie wiem, nie widziałem jej dzisiaj... - mruknął bawiąc się różdżką i próbując zasłonić nogami skuloną Gryfonkę, która siedziała pod płachtą obrusu.
- Nie rób ze mnie głupka - warknął - chyba, że masz brązowe loki i cycki - zawołał ironicznie.
- Nie jesteś przemęczony? - Uniósł brew i zmierzył Weasleya spojrzeniem - chyba masz omamy - Ron zrobił się purpurowy i z całej siły tupnął nogą w ziemię, przy okazji krzycząc:
- Wiem, że tu jest! - Gdy Hermiona usłyszała głośny odgłos uderzającego trampka o twarde kafelki podskoczyła ze strachu i uderzyła głową w stół.
- Auć! - Pisnęła i złapała się za bolący czubek głowy. Gryfon uniósł wysoko jedną brew i nie spuszczając wzroku z Joe, podciągnął obrus do góry, gdzie obydwoje ujrzeli zgiętą w pół dziewczynę, zaciskającą mocno usta w grymasie i trzymającą się za powoli rosnącego guza na głowie. Otworzyła najpierw jedno oko, badając sytuację, a następnie drugie i posłała rudzielcowi błagające, a zarazem przepraszające spojrzenie.
- Ron, bo ja...
- Wyjdź z pod tego stołu, musimy poważnie porozmawiać! - Starał się żeby ton jego głosu był poważny, tak jak jego ojca, ale wyszło to trochę komicznie, co wyłapał chichoczący z całej sytuacji Lavard.
- Czego cieszysz gębę?! - Rzucił w jego stronę poirytowany.
- Ja?! - Wskazał na siebie dłońmi z całej siły opanowując swój śmiech - skądże znowu! - Hermiona w tym samym czasie wyszła z kryjówki i odciągnęła Ronalda na bok, posyłając Ślizgonowi przepraszające spojrzenie. Gdy wyszli na zewnątrz, skupił się wreszcie na jego byłej dziewczynie. Z jego twarzy odczytywała wiele emocji, ale na jej nieszczęście negatywnych.
- Wytłumaczysz mi proszę, dlaczego mnie oszukałaś?! - Syknął wymachując rękoma.
- Co? Ale, o czym ty mówisz? - Zapytała zdziwiona.
- Ty już dobrze wiesz, o czym mówię! A kto przepraszam mi nie powiedział nic o mojej własnej rodzonej siostrze?! - Zawołał mrużąc groźnie powieki. Hermiona wydęła usta i pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Przecież chciałam, ale pobiegłeś na trening!
- Nie chciałaś, bo inaczej byś mnie złapała gdzieś i byś mi powiedziała, no! - Buntował się.
- Ronald! Uspokój się, nie masz, co się na mnie wyżywać, skoro i tak już wiesz, co się wydarzyło!
- Taka z ciebie przyjaciółka, że mi nie powiedziałaś, że moja siostra postradała zmysły i zakochała się w ŚLIZGONIE?! - Ostatnie słowo wręcz wypluł. Hermiona już czuła gotującą się w żyłach krew. Nie mogła uwierzyć, że nic do niego nie dociera. Dobrze wiedziała, że tak się to wszystko skończy. Była na niego zła.
- Jak możesz tak mówić?! To jest jej życie i ma prawo spotykać się, z kim chce! - Krzyknęła sztyletując go wzrokiem.
- Z kim chce? - Zawołał nerwowo - z kim chce?! On chce ją wykorzystać! - Nie dawał za wygraną.
- Nie żartuj sobie, Ronaldzie! Znam Blaisa i wiem, że taki nie jest! - Postanowiła postawić wszystko na jedną kartę. Wiedziała, że to przeważy szalkę na jedną stronę, ale nie miała wyjścia pod naporem jego bezpodstawnych zarzuceń.
- Ty go znasz?! Kolejna wielbicielka Ślizgonów się znalazła! - Prychnął głośno odwracając się.
- Żadna wielbicielka, po prostu oni też są ludźmi! Nie wszyscy - dodała po namyśle.
- Jasne, broń ich teraz! - Spojrzał jej w oczy.
- Nikogo nie bronię! Chcę ci przetłumaczyć, że to jest jej wybór i go nie zmienisz! - Warknęła - A bynajmniej ja na to nie pozwolę, abyś wtrącał tego swojego nochala w jej związek! - Dźgnęła go palcem wskazującym w klatkę piersiową - za dużo przeszli, żebyś to teraz wszystko zepsuł!
- Popierasz to?! Nie wierzę, tobie już też mózg wyprali?! Niech ten cały Zabini się cieszy, że leży w Skrzydle, bo bym mu kości połamał! - Syknął bardziej do siebie, niż do Hermiony. Ona zaś wywróciła oczami i poprawiła torbę na ramieniu.
- Nie wydurniaj się Ronaldzie i zostaw ich w spokoju.
- Po moim trupie! - Krzyknął.
- Jak zobaczę, że mieszasz się do tego, to osobiście spuszczę ci takie lanie...
- Tylko Harry mnie rozumie! - Przerwał jej i zabierając swoje rzeczy pognał w stronę schodów na wieżę.
- Jasne! - Krzyknęła za nim ironicznie i pokręciła głową. Jej ciśnienie wzrosło, jakby przed chwilą ganiała się z trollem. Westchnęła głęboko i wróciła do Wielkiej Sali, ale nikogo już tam nie było. Zdziwiona rozejrzała się dookoła, niestety nigdzie nie widziała jej przyjaciela. Wypuściła powietrze ze świstem i wyszła kierując się do swojego dormitorium. Ten dzień był zbyt długi, a ona zasługiwała na chwilę relaksu. Spokojnie powoli pokonywała kolejne stopnie schodów, zakręty, aż wreszcie dotarła do obrazu szumiącego morza. Wypowiedziała hasło i wtopiła się w tło, znajdując się w Pokoju Wspólnym. Zachariasz właśnie wesoło gaworzył ze swoim przyjacielem z rocznika, a Emily siedziała naburmuszona pod ścianą, kolejny raz malując paznokcie. Hermiona wywróciła jedynie oczami, wcześniej machając Puchonowi i weszła do swojego pokoju. Nie minęło kilka sekund, po zamknięciu drzwi, a po całym Pokoju Wspólnym rozległ się przerażający krzyk Gryfonki. Smith zerwał się na równe nogi, wraz z kolegą, a Draco Malfoy wybiegł ze swojego dormitorium najwyraźniej wyrwany z drzemki. Obydwoje spojrzeli na siebie i na nie przejętą kompletnie Emily i pobiegli w stronę pokoju Hermiony. Otworzyli drzwi, a to, co tam zobaczyli przerosło ich samych. Pokój był w istnym chaosie. Wszędzie walały się porozrzucane i podarte ubrania. Kosmetyki i płyny były porozlewane po całym pokoju, biżuteria rozerwana na malutkie kawałeczki, poduszki wyprute z piór, a wszystkie książki były porozrywane na malutkie kawałeczki. Całość wymazana była obrzydliwą zieloną mazią a na ścianie wymalowany był napis:
"Może to nauczy cię trzymać się z dala od cudzych chłopaków!". Dopiero, gdy ich wzrok padł na Hermionie ich przerażenie sięgnęło zenitu. Dziewczyna stała z różowym odcieniem włosów, paskudnym makijażem i kusej sukience bez ramiączek w kolorze ostrej czerwieni. Wyglądała jak typowa pani lekkich obyczajów.
- Emily... - syknął Draco wychodząc z pomieszczenia i podszedł do stolika, przy którym siedziała niczym nie wzruszona Krukonka.
- Dlaczego to zrobiłaś? - Zapytał z nienawiścią w głosie.
- Ale, co? - Udała zdziwienie?
- Nie kręć, tylko się lepiej przyznaj, dla własnego dobra - pochylił się nad nią, a jego głos sprawiał, że przechodziły ją ciarki.
- Nie wiem, o czym mówisz - odparła zbliżając twarz równie blisko, a następnie wstając i wymijając go zgrabnie. Zdenerwowany do granic możliwości, nie wytrzymał całego ciśnienia i wyjął różdżkę rzucając zaklęcie.
- Densaugeo! - Krzyknął i nim ktokolwiek zdążył się zorientować, Emy wygięła się w potężny łuk i zapiszczała głośno. Odwróciła się do rozgniewanego blondyna, a jej jedynki sięgały brody. Zachariasz wraz ze swoim przyjacielem wybuchli nieopanowanym śmiechem, co sprawiło, że Krukonka poczuła złość aż w cebulkach włosów. Wyjęła swoje drewienko i z istną nienawiścią w oczach skierowała je na Dracona.
- Ty wtrentny zakamany dupu! - Powiedziała, ale jej wymowa była teraz uzależniona od wystających zębów. Sam arystokrata i poszkodowana Gryfonka nie mogli opanować śmiechu.
- Jezep! - Zaklęcie, które wypowiedziała nie zadziałało, poprzez złą wymowę. Dziewczyna rozszerzyła ogromnie oczy i spojrzała z rozpaczą na zęby w lustrze.
- Zdemij to ze mnie! - Rzuciła się na Malfoya z pięściami. Chłopaka złapał ją w talii i odepchnął od siebie.
- Jak odwrócisz ten czar - wskazał palcem na Hermionę. Emy zacisnęła mocno dłonie i rzucając na nich pogardliwe spojrzenia odczarowała Granger, a zgodnie z obietnicą, Malfoy ją.
- TO JESZCZE NIE KONIEC, SZLAMO! - Ryknęła i wybiegła z pokoju. Hermiona upadła na kolana i zaczęła głośno dyszeć pod wpływem nagłych zmian w jej organizmie.
- Reparo - szepnął nad nią Ślizgon. Zepsute rzeczy poskładały się w jedną całość, a po zaklęciu ' Chłoczyść ' wszystko ustawiło się na swoje miejsce.
- Nic ci nie jest, Miona? - Zapytał Zachariasz pomagając jej wstać.
- Nie, dziękuję wam - szepnęła spoglądając przelotnie każdemu w oczy i usiadła na fotelu w swojej sypialni. Chłopcy chwilę ją obserwowali.
- Dobra, to my idziemy. Jakbyś czegoś potrzebowała to mów - powiedział Smith używając gestykulacji i wyszedł z Pokoju Wspólnego. Nastała głucha cisza, która przerywana była tykaniem zegara. Żadne nie chciało się odezwać pierwsze, chociaż nie jest to do nich podobne. Dziewczyna westchnęła głęboko i wstała z fotela wbijając swój zaciekawiony wzrok w blondyna.
- Chcesz coś jeszcze? - Mruknęła kładąc dłonie na biodrach.
- Pogadać...
- Daj spokój, Draco - powiedziała prawie, że przez łzy. Nie mogła mu wybaczyć tego jak ją potraktował, nie chciała. Starała sobie jak najmocniej wbić do głowy, że to jest kolejna zagrywka z jego strony, która ma za zadanie tylko znowu ją okręcić wokół palca i jak już będzie wystarczający zaspokojony, porzucić i zostawić. A na to nie chciała pozwolić.
- Dlaczego nie chcesz? - Zapytał z grymasem na twarzy.
- Nie drążmy tego tematu, ok? Już ci powiedziałam, nie idę z tobą na żaden bal, ani nie chcę mieć z tobą więcej do czynienia - wydusiła starając się, aby jej głos był wystarczająco dobijający. Każde z tych słów wbijało jej się w serce z ogromną siłą, dlatego dalszy ciąg tej rozmowy, mógłby mieć fatalne skutki. Pragnęła mimo własnej woli zamknąć ten rozdział w swoim życiu. Starała sobie wbić do głowy, że to jest koniec tej beznadziejnej sytuacji z Ślizgonem, a wszelkie chociażby w najmniejszym stopniu przyjemne chwile, chciała wyrzucić w otchłań własnej siebie. Jednak nie było to takie proste. Spojrzała w jego stalowe tęczówki i z wielkim bólem odwróciła się od niego i zniknęła za drzwiami łazienki. Powtarzała sobie, że musi być silna, że nie może się złamać, była to jej modlitwa, tylko jeszcze nie wiedziała dokładnie, do kogo.

~~~

            W Zamku panowała fantastyczna atmosfera. Już od rana duchy i nauczyciele przystrajali Wielką Salę do Balu Halloweenowego. Mnóstwo dziewcząt jak i chłopców wyruszyło z rana do Hogsmade mając jeszcze w planach kupić kreacje bądź dodatki na dzisiejszy wieczór. Po korytarzach przechadzały się grupki znajomych z przyjezdnych szkół, rozmawiając z uczniami Hogwartu. Sekundy, minuty, godziny płynęły wszystkim niczym woda z kranu. Nim ktokolwiek się zorientował wybiła godzina piętnasta na przeogromnej tarczy zegara przy wejściowej bramie. To jeszcze bardziej spotęgowało pośpiech i podekscytowanie wśród osób od czwartej klasy w z wyż. Jednak nie wszystkich pochłonęła aura balowych przygotowań. Hermiona Granger ubrana w dresowe spodnie, ciepłą bluzę, kurtkę, czapkę, rękawiczki i sportowe buty, robiła kolejne kółko wokół jeziora. Nie liczyła już które, po prostu biegła. Raz szybciej, raz wolniej, maszerowała i stała spoglądając na taflę jeziora. Cała złość i rezygnacja, które dopadły ją dzisiaj z rana, przelała najpierw na swojego biednego kotka Krzywołapa, później na jakieś trzecioklasistki, a na końcu postanowiła wyrzucić z siebie wszystkie te negatywne emocje i usunąć się z drogi dzisiejszym imprezowiczom. Nie była zła na sam fakt, że nie idzie na ten bal, ponieważ nie ma z kim, ale na to, jak to wszystko się potoczyło. Z Draconem ucięła jakiekolwiek rozmowy, ponownie. Ginny po wyjściu ze szpitala również nie miała dla niej czasu, gdyż większość wieczorów spędzała z Blaisem. Nie miała jej oczywiście tego za złe, ale cóż mogła poradzić. Joe wiele razy chciał z nią porozmawiać, podobnie jak Ronald, ale nie miała ochoty na zwierzania się i czyjeś kłopoty. Fakt, faktem zachowała się tutaj bardzo egoistycznie, ale nie potrafiła sobie z tym poradzić, dlatego musiała dzisiaj odreagować. Od dziesiątej rano, nikt jej nie widział. Nie pomyślała nawet, że ktoś może jej szukać bo, po co? Każdy był zajęty dzisiaj sobą. Nikomu nie była dzisiaj potrzebna, a cały wieczór miała zamiar przespać, dlatego teraz chciała się zmęczyć, jak tylko się da. Rozpoczęła kolejne kółko...

~~~

- NIE UWIERZYCIE! - Pansy wpadła do pokoju swoich współlokatorek z ogromnym uśmiechem na twarzy i zaczęła tańczyć na środku pokoju. Dziewczęta spoglądały na nią z istnym podziwem, oczekując na historię, która wprawiła ją w takowy humor.
- Co? Wygrałaś milion galeonów? - Zapytała ironicznie Dafne. Pansy zmierzyła ją posępnym wzrokiem i położyła dłonie na biodrach.
- Lepiej! - Nie dała się sprowokować.
- McGonagall powiedziała, że masz W z transmutacji - zaśmiała się Astoria, na co chwilę później oberwała poduszką.
- Ej! - Krzyknęła trzymając się za pięknie upięte włosy. Szybko podbiegła do lustra i z ulgą stwierdziła, że nic im się nie stało.
- Masz szczęście - burknęła.
- No dalej, dalej! Nie macie więcej pomysłów? - Chichotała wskakując na łóżko i patrząc na nie z góry.
- No nie, dawaj - mruknęła Ann.
- Granger zwiała z Hogwartu, bo podobno nikt jej nie zaprosił! - Zaczęła się śmiać jak opętana, a dziewczęta spojrzały po sobie zdziwione.
- No i to cię tak cieszy? - Zdziwiła się Dafne.
- A was nie? Będę miała powód do nabijania się przez kolejne kilka miesięcy - zaszczebiotała zakładając nogę na nogę. Astoria pokręciła głową unosząc brwi i powróciła do wykonywania makijażu, bez zbędnego komentowania. Dafne również zostawiła sytuację bez słowa i wróciła do rozplątywania wałków z głowy Ann.
- Nic nie powiecie? - Odparła naburmuszona po kilku minutach.
- Pansy, nie interesuje nas żadna Granger. Szczerze? Mam ją głęboko w dupie - westchnęła starsza z sióstr Greengras - dla mnie mogłaby nawet zginąć i bym się nią nie przejęła - wzruszyła ramionami.
- Za to ty ostatnio, co chwilę o niej gadasz, uszy więdną - dodała Ann. Parkinson zmierzyła je spojrzeniem.
- Chyba wam na mózgi padło!
- Albo tobie! Zakochałaś się? - Zapytała Astoria trzymając w dłoni tusz do rzęs i śmiejąc się. Ślizgonka prychnęła głośno i odwracając się na pięcie wyszła trzaskając drzwiami.

~~~

- Harry, nie widziałeś gdzieś może Hermiony? - Zapytał Joe, gdy spotkał Gryfona jak wracał z Łazienki Prefektów. Wybraniec zmarszczył brwi i chwilę się zastanowił przybierając na twarz dziwną minę.
- Nie, dzisiaj nie.. - bąknął zdziwiony.
- Kurde szukam jej od rana, nie było jej w Pokoju Wspólnym Prefektów, ani też u was w wieży. Nikt jej w sumie nie widział - powiedział już nieco zaniepokojony.
- Zapytam Ginny może ona coś wie - powiedział Harry i obydwoje skierowali się do portretu Grubej Damy. Po wypowiedzeniu hasła weszli do środka i poprosili jakąś dziewczynę, aby zawołała Weasley. Po niespełna kilku minutach zjawiła się w salonie w powyciąganym dresie i z wałkami na głowie. Chłopcy nie zwracając na to uwagi i od razu przeszli do rzeczy.
- Widziałaś dzisiaj Hermionę? - Zapytał Joe. Ginny pokręciła z przeczeniem głową.
- Nie, a coś się stało?
- Nie ma jej w zamku od rana. Nikt nie wie gdzie ona się podziewa, powinna się przecież przygotowywać do balu... - westchnął Potter marszcząc brwi i spoglądając na Ślizgona.
- Właśnie, wiesz z kim miała iść? - Zapytał dziewczyny. Zrobiła ogromne oczy i spojrzała po nich z cierpiętniczą miną.
- Nie powinnam wam mówić, prosiła mnie abym...
- Ginn, tu chodzi o Mionę, musimy ją znaleźć - powiedział Potter. Dziewczyna przełknęła ślinę i westchnęła głęboko.
- Ona mnie za to zabije...
- I tak by się każdy dowiedział - wzruszył ramionami, a ona po chwili namysłu mu przytaknęła.
- Dobrze, ostatni raz jak z nią rozmawiałam, a to było przed tym... - spojrzała na nich znacząco, mając na myśli pobyt w Skrzydle Szpitalnym - mówiła, że zaprosił ją Malfoy.
- MALFOY?! - Zawołał zdziwiony Potter.
- Cicho! - Syknęła w jego kierunku, a on obdarzył ją przepraszającym wzrokiem. Lavard zmarszczył brwi i podrapał się po głowie.
- Dobra nie ma, co. Idę jej szukać dalej - powiedział i odwrócił się na pięcie.
- Jakby, co to daj znać! - Zawołała młoda Weasley. Pokiwał głową i wyszedł z salonu Gryfonów.

~~~

- No, no Diable. Wyglądasz całkiem, całkiem - powiedział blondyn, gdy wszedł do swojej sypialni. Wraz ze swoim przyjacielem szykowali się w Pokoju Prefektów, aby nikt im nie przeszkadzał. Mieli jedynie dwie godziny do rozpoczęcia się balu, a oni już byli wykąpani, wypachnieni i ubrani w smokingi.
- Dziękuję, u ciebie też jakoś ujdzie - powiedział brunet i obydwoje się zaśmieli. Usiedli na fotelach, a Draco rozlał do kwadratowych szklanek Ognistej Whisky.
- No to mamy godzinkę do balu - stwierdził Blaise spoglądając na zegarek - za trzydzieści minut ruszę po Ginny i zejdziemy pod Wielką Salę.
- Ty to masz dobrze - zaśmiał się Malfoy i zamoczył usta w trunku.
- Ej właśnie Smoku. A ty z kim idziesz? - Zapytał zdziwiony.
- W sumie to... - nie dane mu było dokończyć, gdyż rozległo się bardzo głośne dudnienie w drzwi. Chłopak zerwał się na równe nogi i podszedł do nich. Nacisnął na klamkę, a w wejściu ujrzał zmachanego Joe.
- Cześć - powiedział łapiąc oddech.
- Cześć - podał mu dłoń - właź - zaprosił go gestem do środka. Chłopak również był już ubrany w czarną szatę wyjściową i miał ładnie ułożone włosy. Spojrzał po chłopakach, którzy jak zwykle rozpoczynali imprezy szybciej niż wszyscy.
- Coś się stało? - Zdziwił się blondyn.
- Tak, słuchaj - wziął jeszcze jeden oddech, aby uspokoić przyspieszoną akcję serca, a w tym czasie Draco podał mu szklankę z Whisky, aby umorzył suchość w gardle.
- No dawaj - ponaglił go.
- Idziesz na bal Hermioną, tak? - Spojrzał na niego unosząc brwi. Arystokrata westchnął głęboko i wsadził dłonie do kieszeni.
- Tak się składa, że nie.
- Jak to nie? - Zawołał ponownie się denerwując.
- No nie, pokłóciliśmy się, powiedziała, że nie chce ze mną iść - dodał wypijając alkohol ze swojej szklanki.
- No do cholery jasnej! - Warknął Joe i również zerując szklankę, odstawił ją na stolik i zmierzał pędem ku drzwi.
- Ej, a co się dzieje? - Zainteresował się Zabini.
- Właśnie nie wiem, Hermiona zniknęła! - Rzucił jedynie na odchodne. Przyjaciele spojrzeli po sobie zdziwieni i nie wiele myśląc złapali marynarki i wybiegli za Ślizgonem.

~~~

            Nie miała już siły biegać, a na dworze zrobiło się ciemno. Z westchnieniem zmierzała w kierunku zamku, aby wreszcie zaszyć się w swoim pokoju, w swoim łóżku, ze swoim kotem. Tak, to był najlepszy plan jaki mogła teraz wykonać. Otrzepując się przed wejściem na dziedziniec, rozpięła kurtkę i weszła do zamku. Mijała sporo ludzi, którzy poubierani w piękne szaty stali cali podekscytowani przed Wielką Salą. Spuściła głowę w dół i ruszyła korytarzem do schodów. Gdy już była kilka metrów przed nimi, nagle ujrzała trójkę pędzących chłopaków, których czarne marynarki powiewały za nimi. Niestety w przeciwieństwie do niej, oni jej nie zauważyli, a skutki były niezbyt ciekawe. Rozległ się jedynie pisk i ogromny huk upadającej osoby na posadzkę. Chłopcy zdziwieni stanęli i obrócili się za siebie, gdzie leżała na ziemi Hermiona. Była roztrzepana spocona i w ubrudzonych dresach. Jej mina wyrażała ogromny grymas i a dłonie powędrowały za głowę, w którą się uderzyła. W około nich zebrał się tłum uczniów przyglądających się ze śmiechem, całej sytuacji.
- Granger, to ty?! - Zawołał Malfoy. Stanęli tuż nad nią.
- Jezu, jak dobrze, że się znalazłaś - westchnął Joe.
- Gdzieś ty była? - Zapytał Zabini. Po fali pytań i westchnień otworzyła oczy, a wzrok, którym ich obdarzyła oznaczał jedno.
- PODNIEŚCIE MNIE Z TEJ POSADZKI, PACANY! - Warknęła głośno.
- To na pewno Granger - mruknął Malfoy i patrzał jak Blaise i Lavard rzucili się, aby pomóc jej wstać.
- Czy wyście oszaleli?! - Pisnęła zdenerwowana. Jej wygląd nie oznaczał nic dobrego, a w mieszance ze złym humorem, dawał na prawdę niebezpieczny wybuch.
- Opanuj się Granger, to wszystko twoja wina - skwitował blondyn. Przeniosła na niego swoje wściekłe spojrzenie.
- Przeze mnie?!
- Biegliśmy cię szukać! Gdybyś gdzieś nie polazła na cały dzień jak zwykle, tylko jak człowiek siedziała i szykowała się do balu, jak wszystkie inne dziewczyny...
- Nie jestem wszystkie inne! - Warknęła zbliżając się do niego niebezpiecznie - nie waż się mówić, że to moja wina, bo to wszystko przez ciebie, ty parszywa, wstrętna, zgniła, fretko!
- Granger nie przeginaj, bo inaczej będę musiał użyć wobec ciebie siły.
- Ty sobie ewentualnie możesz pogwizdać!
- Granger, buszowałaś z ogrami, że tak się odzywasz? - Syknął w jej stronę.
- Coś ty powiedział?!
- Już sam twój wygląd na to wskazuje...
- JESTEŚ ZWYKŁYM DUPKIEM! - Prychnęła i odwróciła się na pięcie.
- NIE! - Krzyknęła w stronę Joe i Zabiniego, którzy chcieli iść za nią. Gdy ponownie skierowali wzrok, zniknęła im z pola widzenia. Obydwoje spojrzeli się na Dracona.
- No, co?!
- Pięknie, świetnie! - Skwitował Joe i zrezygnowany ruszył do lochów. Blaise podszedł do niego kręcąc głową.
- No tak to na bank, nie pójdziecie na ten bal.
- Nie miałem wcale zamiaru...
- Jasne - przerwał mu i również zostawił go samego. Gdy obejrzał się wokół siebie, spora liczba osób wpatrywała się w niego z zaciekawieniem. Bez słowa przybrał swoją maskę na twarz i ruszył do Pokoju Prefektów.


~~~

            Gdy tylko ujrzał ją jak wychodzi ze swojego dormitorium, miał wrażenie, że jego cały świat zawirował wokół niego. Jej krótkie blond loki, były teraz idealnie proste i sięgały do ramion. Delikatny makijaż podkreślał jej wystające urocze kości policzkowe i duże oczy. Sukienka była bez ramiączek, do połowy talii składała się z gorsetu i później rozchodziła się w delikatne kontrafałdy. Z tyłu związana była kokardą, a całość była w kolorze pastelowego błękitu. Wysokie czarne matowe szpiki i czarna torebka doskonale komponowały się z biżuterią, którą dobrała. Podeszła spokojnie do jej chłopaka, który również wyglądał powalająco.
- Witaj piękna - szepnął całując ją w dłoń. Dziewczyna zachichotała i przyłożyła mu dłonie do policzków, składając na ustach namiętny pocałunek.
- Witaj Harry, wyglądasz cudownie przystojniaku - zachichotała.
- Przy tobie Megan, to ja dzisiaj jestem szarą myszką - pocałował ją w gołe ramię. Posłała mu szczery uśmiech, chwyciła pod ramię i wyszli z salonu przyjezdnych.


~~~

            Ginny miała włosy ułożone w delikatne spirale, a makijaż wykonała dosyć ostry, ale czuła się w nim wspaniale. Jej kreacja była efektem spędzenia kilku godzin na przymierzaniu i chodzeniu po sklepach. Była w kolorze czerni, z drobinkami brokatu. Idealnie przylegała do jej ciała, kończąc się w połowie uda. Dekolt był w kształcie kwadratu, ukazując napięte i dość kształtne piersi. Ramiączka były grubsze, a z tyłu była idealnie gładka pod sam kark. Wysokie czarne brokatowe szpilki i czarna torebka utrzymywały się w jednym kanonie. Uśmiechnięta poprawiła jeszcze usta błyszczykiem i spokojnie wyszła z dormitorium. Gdy przeszła przez obraz Grubej Damy, na jej ustach zagościł ogromny uśmiech. Blaise stał oparty o kamienne balustrady w czarnym smokingu. Jego włosy były ułożone w artystyczny nieład, a dwudniowy zarost dodawał seksapilu. Gdy ją zobaczył, nie wiedział, co ma powiedzieć.
- Czemu nic nie mówisz? - Zapytała po chwili milczenia. Chwycił delikatnie jej dłoń i okręcił wokół jej własnej osi. Mimo wysokich szpilek i tak była od niego niższa. Spoglądał na nią jak na największy skarb w jego życiu.
- Odebrało mi mowę - powiedział, a ona się zarumieniła - wyglądasz niebiańsko - pocałował ją delikatnie, a ona wtuliła się w jego pierś.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też - pogłaskał ją po ramieniu i chwycił rękę.
- To będzie nasz wieczór - zaśmiał się i ruszyli po schodach w dół.

~~~

            Poczuł jej delikatne dłonie na swoich oczach. Nie musiał zgadywać kto to, ponieważ od razu wiedział, że to ona. Poznałby wszędzie zapach jej włosów, jej perfumów, po prostu jej. Obrócił się szybko w jej stronę i złożył na ustach pocałunek śmiejąc się.
- Mnie na to nie nabierzesz kochanie - mruknął delikatnie, a ona uśmiechnęła się i zarzuciła mu dłonie na kark. Chwycił ją w pasie i okręcili się kilka razy.
- Wyglądasz cudownie.
- Nie widziałeś jeszcze mnie całej - żachnęła, gdy ją postawił.
- Nie muszę i tak wiem, że wyglądasz - posłał jej czarujący uśmiech.
- Dziękuję Joe.
- Nie masz za co, Eliza - stwierdził i objął ją w pasie.

~~~

- Co za kretyn, już ja mu pokażę - mruczała pod nosem Hermiona biegając po swoim pokoju. Docinki Dracona jedynie spotęgowały jej ciśnienie, którego nie potrafiła się dzisiaj pozbyć. Nie mogła tego tak zostawić, była przecież Gryfonem! A Gryfoni się tak nie zachowują. Była zdeterminowana w stu procentach, nie odpuści mu tego. Ogry! Phi! Jeszcze tego pożałuje mruczała do siebie. Jej prysznic trwał siedem minut, a ułożenie włosów dziesięć. Podobnie makijaż, który o dziwo wyszedł jej za pierwszym razem. Nie miała czasu na zbędne przemyślenia, dzięki zaklęciom, które wyszperała ostatnio w bibliotece, fryzura od razu była taka jaką chciała, a makijaż idealnie dopasował się do jej twarzy. Nie miała zbyt wiele czasu, ponieważ za piętnaście minut rozpoczyna się bal. Miała w nosie to, że przed chwilą pół Hogwartu widziało ją w stanie rozkładu, teraz pokaże wszystkim, a zwłaszcza tej parszywej fretce, co to znaczy ładnie wyglądać. Wyciągnęła z szafy karton z kreacją, którą dostała od Ginny i z uśmiechem zaczęła ją ubierać. Była również w kolorze czarni z drobinkami brokatu. Zakrywała cały dekolt, za to plecy były odkryte aż do samego tyłka, kończyła się w połowie uda i idealnie przylegała do ciała, ukazując jej kształty. Gdy zobaczyła się w lustrze zrobiła zdziwione oczy i delikatnie starał się ściągnąć ją jeszcze niżej.
- Co za wariatka - westchnęła myśląc o swojej przyjaciółce, ale nie miała teraz z byt wiele czasu na to. Podbiegła do szafy i wyciągnęła z niej wysokie czarne szpilki, które zakupiła ostatnimi czasy w Hogsmade. W złotą małą kopertówkę wpakowała wszystkie potrzebne rzeczy. Założyła również złoty łańcuszek, bransoletkę i kolczyki. Gdy ponownie stanęła przed lustrem, ujrzała przed sobą zupełnie inną osobę. Jej włosy pierwszy raz od dłuższego czasu układały się w delikatne spirale i musiała przyznać, że ich długość była równie szokująca, gdyż sięgały sporo za piersi. Czarno szary cień do powiek z czarną kreską eyelinerem pokreślił jej oczy, mocno wytuszowane rzęsy sprawiły, że jej spojrzenie było na prawdę przeszywające. Podkreśliła również policzki brązem i pomalowała usta. Nie wiele więcej myśląc, uniosła wysoko głowę i ruszyła do Wielkiej Sali. Chwilę jej zajęło dostanie się do niej z powodu wysokich szpilek, a ku jej zdziwieniu wrota były zamknięte. Wciągnęła głośno powietrze i otworzyła je dość szeroko, sprawiając, że wszyscy, którzy właśnie zasiedli przy stolikach, aby zjeść kolację skierowali swój wzrok na nią. Poczuła jak na jej policzkach pojawiają się liczne rumieńce...

            Draco nie mógł oderwać od niej wzorku. Właśnie w tym momencie zapomniał o wszelakich podziała na czystość krwi, zapomniał o dumie, zapomniał o swoich zasadach. Jedyną rzeczą, którą teraz pragnął zrobić to podejść do niej i złożyć na jej ustach pocałunek. Nie mógł wysiedzieć na miejscu, dopóki nie ujrzał czegoś, co sprowadziło go na ziemie. Poczuł jak fala nieprzyjemnych dreszczy przechodzi jego ciało, a powtórka z przed kilku lat się powtarza...
           
                 Krum podszedł do niej i stając na baczność wysunął w jej kierunku dłoń. Widać było, że jej wzrok był zagubiony, ale stanowczy. Chciała ze wszystkich sił pokazać, że nie da się prowokować jednemu delikwentowi, który teraz dobitnie patrzał na nią.
- Uczyń mi ten zaszczyt i jednak spędź ze mną ten wieczór - powiedział w jej kierunku, a ona obdarzyła go delikatnym uśmiech i gdy już miała ująć jego dłoń, tak jak w czwartej klasie, na sali rozległ się dźwięk odsuwanego głośno krzesła i przez środek sali właśnie maszerował nie, kto inny tylko Draco Malfoy. Nie zwracał teraz uwagi, na to, co wszyscy powiedzą. To był ten moment, o którym mu kiedyś mówiła, że nadejdzie, gdy uświadomi sobie, co jest dla niego najważniejsze. Chciał wreszcie jej pokazać, że to wszystko, co robi, jest po to, aby jej zaimponować, a nie, żeby ją zdenerwować. Patrzała na niego zdziwiona, a zaraz obok niej stał również zdezorientowany Krum. Draco stanął kilka metrów przed nią i kompletnie nie zwracając uwagi na Wiktora, ukłonił się przed nią delikatnie.
- Nie wiem czego tu szukasz Krum, ale Hermiona już ma partnera na ten wieczór - powiedział w dalszym ciągu patrząc głęboko w jej oczy i wysunął w jej kierunku swoją dłoń. Jej serce biło jak oszalałe, gdyż nie spodziewała się, że to wszystko tak się potoczy. Przygryzła delikatnie wargę i ku zaskoczeniu wszystkich na tej sali dokonała wyboru...