piątek, 6 września 2013

12.


"nic nie odciska się w pamięci mocniej, niż to, co chciałoby się zapomnieć"





- Dean, błagam. Przecież tylko z nim rozmawiałam! - Żachnęła się poirytowana Ginny, jak wchodzili do zamku, po spacerze po błoniach, który przez cały czas się kłócili. Miała już dość, tego. Jej chłopak zrobił jej wyrzut o to, że rozmawiała z Hiszpanami. No o takie coś to by się sam Merlin nie obraził.
- Flirtowałaś z nim! - Warknął wkładając ręce do kieszeni i odszedł od niej kilka kroków. Młoda Weasly czuła, że zaraz wybuchnie. Nie mogła już znieść widoku nadąsanego Deana. Byli razem za ledwie kilka dni, a już sytuacja sprzed paru miesięcy się powtarza. Szczyt wszystkiego!
- Nie mam zamiaru ci tłumaczyć jak gówniarzowi, że nic nie było między mną a tym chłopakiem! Jesteś jakiś niedorozwinięty, czy co?! - Syknęła w jego stronę i prychnęła głośno, krzyżując ręce.
- Jestem zazdrosny, zadowolona?! - Krzyknął machając ręką, a ona zadrżała podenerwowana. Mierzyli się nawzajem wzrokiem, kiedy na korytarz wbiegł przestraszony Zabini. Oddychał bardzo szybko, a jego tęczówki, były tak ogromne, że Ginny miała wrażenie, że Galeony są mniejsze.
- Uciekajcie! - Wrzasnął. Oboje spojrzeli na niego jak na kretyna i na siebie.
- Co? - Zapytała zdziwiona Ginny i rozejrzała się dookoła. Dopiero, gdy za swoimi plecami ujrzała ogromny cień i głośny huk, drgnęła, ale poczuła jakby jej nogi wrosły w ziemię. Dean podszedł do niej i pociągnął ją za rękaw, ale ona zastygła w miejscu, nie mogła się ruszyć, miała wrażenie, że strach ją sparaliżował, a to było do niej nie podobne. Gdy ich oczom ukazał się ogromny troll cała trójka wrzasnęła z wrażenia, a potwór zaczął iść w ich kierunku w przyspieszonym tempie. Thomas widząc, że jego dziewczyna się nie rusza rzekł wystraszony.
- W nogi! - I zaczął biec ile sił w nogach w drugą stronę. Zabini również był gotowy do biegu, ale kiedy ujrzał, że wiewiórka dalej stoi, jak słup soli, podbiegł do niej i złapał w pasie, przerzucając ją sobie przez ramię.
- Ginny! - Krzyknął poirytowany i zaczął uciekać. Ona dopiero teraz zorientowała się, co tu się wyprawia. Przestraszonym wzrokiem oglądała wielką postać monstrum, które biegnie w ich stronę. Dobrze znała umiejętności sportowe Ślizgona, ale jednak wolała wykorzystać swoje siły.
- Zabini! Puszczaj mnie! Sama pobiegnę! - Darła się i chłopak ją puścił. Przez chwilę patrzeli sobie w oczy, ale gdy usłyszeli ogromny wyk za sobą, oboje ruszyli pędem na wyższe piętro. Troll był wyjątkowo zwinny gdyż prawie ich doganiał a po schodach wchodził, na trzy kroki. Nie wiedzieli gdzie był Dean, ale jakoś oboje się teraz tym nie przejmowali, bo jemu troll nie zagrażał tylko im. Gdy byli na trzecim piętrze skręcili w jakiś ciemny korytarz.
- Malfoy! Nie myśl sobie, że nosiłam tę przeklętą bluzę dla przyjemności! Zawieruszyła się gdzieś po prostu i tyle - usłyszeli zdenerwowany głos Hermiony i śmiech Ślizgona.
- Jasne, bo uwierzę. Przyznaj Granger, lecisz na mnie - tym razem odezwał się Draco. Gdy usłyszeli jak ktoś biegnie, wyciągnęli różdżki.
- Słyszałaś? - Nagle zza zakrętu wybiegli zdyszani Ginny i Blaise. Dobiegli do dwójki zszokowanych Prefektów Naczelnych.
- Co wy do cholery wyprawiacie? - Zdziwiła się, Hermiona, ale już po chwili znała odpowiedź. Kolejny głośny ryk i troll wyłonił się zza zakrętu, spoglądając na czarodziei.
- O kurwa - wymsknęło się blondynowi.
- Znowu...?! - Pisnęła Granger i razem z resztą zaczęli uciekać. Hermiona w biegu wysłała patronusa do profesor McGonagall.
- Nie może dostać się do pokoju wspólnego przyjezdnych! - Wydarła się Granger biegnąc ile sił w nogach.
- Tutaj! - Wrzasnął Zabini i skręcił na schody zbiegając po nich szybko. Gdy się odwrócili mieli wrażenie, że maszkara jest jeszcze bliżej. Z wrzaskiem wybiegli na błonia, ale tam doznali jeszcze większego szoku. Sześć trolli chodziło po trawie, niszczyło wszystko, co stanęło im na drodze, łącznie z bijącą wierzbą. Zatrzymali się mimochodem i wyciągnęli różdżki.
- Co się dzieje - pisnęła zdziwiona Ginny, lecz po chwili poczuła jak Zabini ciągnie ją za rękę i dalej biegli przed siebie. Gdy byli nad jeziorem przystanęli na chwilę, obserwując olbrzymów.
- Co teraz?! Musimy coś zrobić! - Krzyczała Granger.
- Co zrobisz z siedmioma dorosłymi trollami?! Chyba tylko przekąskę z siebie! - Warknął zdenerwowany Malfoy.
- Z pewnością ty im byś bardziej smakował!
- Cisza! - Wrzasnął Zabini, a oni spojrzeli na niego spode łba.
- Przestańcie! - Uspokoił ich i wziął kilka głębokich oddechów.
- Patrzcie! McGonagall - Ruda wskazała palcem na nauczycieli, którzy wybiegli ze szkoły i zaklęciami starali się ujarzmić olbrzymy. Nagle usłyszeli głośny huk i drzewo obok nich roztrzaskało się na drobne kawałeczki, a wszyscy upadli na ziemię, chroniąc głowy. Hermiona szukała swojej różdżki, ale nigdzie jej nie widziała. Zaklęła siarczyście.
- Granger! - Usłyszała wrzask Malfoya, ale gdy złapała drewienko i odwróciła się w jego stronę, ogromna pałka wstrętnej maszkary leciała prosto w nią. Zacisnęła mocno powieki, ale poczuła nagle jak się znowu przewraca. Malfoy razem z nią wylądował na skraju urwiska, z którego chwilę później oboje zlecieli, upadając na grube konary.
- Auć! - Syknęła Hermiona, gdy blondyn zleciał na nią. Chciała go z siebie zrzucić, ale on krzyknął coś w jej stronę i przykrył jej głowę swoimi rękoma. Posypało się na nich sporo gałęzi i korzeni, z drzewa, które właśnie roztrzaskała bestia.
- Żyjesz? - Wymamrotał, podnosząc dłonie i widząc jej wystraszoną minę.
- Tak - wybełkotała zdziwiona. Draco powoli podniósł głowę do góry i rozejrzał się, czy nigdzie nie ma niebezpieczeństwa. Gdy niczego nie zauważył zsunął się z dziewczyny i otrzepał ubrania z gałęzi.
- O mój boże - wyrwało się z jej ust, a blondyn odruchowo zasłonił ją ciałem.
- Co?
- Krwawisz - powiedziała ledwo słyszalnie i spojrzała na jego brzuch. Na niebieskiej koszuli widniała duża ciemnoczerwona plama. Chłopak spojrzał na nią i z sykiem odpiął guziki. Spojrzał na przeciętą raną i poczuł ucisk na jednym z płuc.
- Chyba złamałem żebro - wypowiedział cienkim głosem, ale nie pozwolił się dotknąć Hermionie. Zakrył szybko ranę.
- Daj, obejrzę - powiedziała.
- Nie, daj spokój, nic tam nie ma - odwrócił się w jej stronę i nagle ich twarz dzieliło kilka centymetrów. Granger była czerwona na policzkach, spoglądała w jego piękne stalowe tęczówki i nie mogła oprzeć się ich urokowi. On zaś widział jej duże sarnie oczy, roztrzepane loki i lekko podrapaną twarz od gałęzi. Nie mógł zrozumieć sam siebie i tego, co nim kierowało, ale zbliżył swoje usta do jej. Poczuła jak wstrzymuje oddech i lekko przymknęła powieki, a on zrobił to samo.
- Draco! - Ich piękną chwilę i milimetry od pocałunku przerwał Zabini. Obydwoje odskoczyli od siebie na kilka metrów.
- Co?! - Zawołał poirytowany.
- Wracamy, chodźcie! - Powiedział. Gdy pomógł im wejść, ujrzeli, że Ginny trzyma go za rękę. Jednak nie było czasu na rozmowę o tym, gdyż już pędziła do nich McGonagall.
- Granger, Malfoy, Zabini, Weasley! - Wymieniła wszystkich po kolei, gdy już dobiegła do nich. Miała na sobie flanelowy szlafrok i kapcie. Wyglądała na bardzo zdenerwowaną.
- Jesteście cali? Nic wam się nie stało? - Zapytała zszokowana.
- Mal...Draco jest ranny - powiedziała szybko Hermiona. McGonagall przeniosła na niego wzrok.
- Panie Malfoy?
- To nic takiego...
- Oh! - Wymsknęło jej się z ust, gdy ujrzała czerwoną plamę - proszę udać się biegiem do Skrzydła Szpitalnego z panną Granger! Raz, raz! - Zaklaskała w dłonie i popchnęła uczniów, którzy odwracali się na pozostałą dwójkę.
- A wy, proszę marsz do swoich dormitoriów. Jutro porozmawiamy o szlabanie - wypowiedziała krótko.
- Szlabanie?! - Zawołał Blaise.
- Chodzenie po ciszy nocnej, panie Zabini, jest zabronione - odparła surowo i odmaszerowała w stronę błoni, gdzie znajdowała się reszta nauczycieli. Ślizgon prychnął głośno wytykając jej język i ruszył przed siebie, ciągnąc Ginny. Przez jakiś czas szli w milczeniu, nie poluźniając uścisku. Dłoń Blaisa wydawała się dziewczynie taka delikatna, gładka, praktycznie idealnie pasująca do jej zgrabnej i chudej dłoni. Jego palce nie ściskały jej kłykciów, jak to robił Dean, tylko delikatnie przytrzymywały. Kciukiem wodził po jej skórze przyprawiając ją o dreszcze. Pomimo tego, że była wysoka jak na kobietę, to on był od niej jeszcze wyższy. Gdy spoglądała na niego ukradkiem, widziała na jego usta lekkich uśmiech, pomimo zaistniałej sytuacji. Jego profil wydawał się być teraz zupełnie inny niż zazwyczaj. Nie widziała teraz napuszonego, wiecznie szeroko uśmiechniętego Blaisa, który wiedział, że gdy tylko jego brew się uniesie, albo kąciki ust drgną, każda dziewczyna jest jego. Teraz miała obraz zupełnie bezbronnego, otwartego i czułego faceta. Jego oczy wypełniała ogromna radość, której nie mogła sobie wytłumaczyć. Nigdy za nim nie przepadała, głównie z powodu Malfoya. Zawsze się razem trzymali, robili dowcipy, a najbardziej denerwowało ją wyśmiewanie się z jej rodziny. Pomimo, że Zabini już się opanował w tej sprawie i przeprosił Hermionę, dalej żywiła do niego jakąś urazę. W pewnym momencie znaleźli się już przy schodach. Odwrócił się spokojnie do niej i spojrzał głęboko w oczy.
- Dziękuję - wyparowała szybko, zanim on zdążył otworzyć usta. Lekki szok, zmienił się teraz w szeroki uśmiech. Cichy chichot wprawił ją w zakłopotanie. Przeczesał palcami włosy i spojrzał ponownie na dziewczynę.
- Nie masz za, co mnie przepraszać - odparł spokojnie, widząc jej czerwone policzki. Ona posłała mu zaciekawione spojrzenie.
- To, że twój chłopak to płochliwy szczur, to nie twoja wina - wzruszył ramionami - oczywiście ja byłem w odpowiedniej chwili - dodał rzeczowym tonem, a jej wyraz twarzy diametralnie zmienił się na zimny i posępny. Z całej siły uderzyła Ślizgona w ramię.
- Auć! - Zawył, łapiąc w bolącym miejscu. Masował zawzięcie, przeklinając siłę małej wiewiórki.
- Za co?!
- Nie obrażaj Deana!
- Ale to prawda! Nie zaprzeczaj, on się własnego cienia boi! - Dodał lekko piskliwym głosem, śmiejąc się po chwili. Ginny robiła z początku twardą i niewzruszoną minę, ale widząc cieszącego się Blaisa, wtórowała mu śmiechem.
- Nie oznacza to, że możesz się z niego naśmiewać - powiedziała, gdy się opanowała, wskazując na niego palcem. On zmrużył oczy niczym krokodyl i chciał ugryźć palca Ginny, która ze strachu podskoczyła i zabrała dłoń  przytykając do klatki piersiowej. On znowu zaczął się śmiać, a ona prychnęła oburzona.
- Dzieciuch!
- Ale słodki? - Zapytał, migiem zjawiając się przy niej i obejmując w talii. Jej duże zielone oczy, rozszerzyły się nagle w ogromnym zdziwieniu. Zmarszczyła szybko brwi i spojrzała na niego gniewnie.
- Puszczaj mnie!
- Nie odpowiedziałaś na pytanie! - Zawołał, trzymając ją w żelaznym uścisku. Bawiła go jej wściekłość, zwłaszcza jak ciskała w niego piorunami z oczu. Wydawało mu się to bardzo zabawne i zarazem słodkie.
- Zabini, puść mnie natychmiast! - Krzyknęła poirytowana waląc piąstkami w jego tors. On jedynie zachichotał i uciszył ją, żeby tak się nie darła.
- Jak mi odpowiesz, to puszczę - uśmiechnął się tryumfalnie.
- Ale to jest szantaż! - Syknęła szeptem rozłoszczona. Wyglądała teraz niczym zła ruda kocica.
- Skądże znowu - kolejny raz przybrał poważną postawę rozśmieszając ją przy tym.
- Zabini no! Co ci to da, jak ci powiem? - Zapytała zrezygnowana.
- Będę lepiej spał - oznajmił.
- No i bardzo dobrze, nie śpij w ogóle! - Prychnęła oburzona. On wzruszył ramionami, dalej ją trzymając.
- Uwierz mi, że ja tak mogę całą noc - zaśmiał się spoglądając w jej stronę. Jej mina wyglądała jakby ktoś właśnie oznajmił jej, że ma spędzić tą noc z trollem. Obrzuciła go najbardziej lodowatym spojrzeniem, na który tylko było ją stać.
- Jesteś wstrętny.
- Tylko nie kłam wiem, kiedy kłamiesz - oznajmił mrużąc powieki.
- Skąd?! - Zdziwiła się.
- Tajemnica - wytknął jej język.
- Jak ci powiem, to mi powiesz? - Uniosła brwi dumnie, a on się zaśmiał.
- Moja droga, ty mi powiesz, to ja cię puszczam. Coś za coś, nie możesz żądać dwóch rzeczy.
- Kretyn! - Burknęła - jeszcze cię dorwę i zmuszę do powiedzenia - prychnęła.
- Chciałbym to zobaczyć - udał rozmarzoną minę, a ona kolejny raz go uderzyła w tors.
- Tak - wycedziła przez zęby. On spojrzał na nią zdezorientowany i uniósł brew.
- Co tak? - Wywróciła oczyma.
- Tak, jesteś słodki, kretynie - warknęła i odwróciła wzrok, rumieniąc się lekko. On oczywiście musiał to zauważyć. Z takiej odległości, nawet ślepy by zobaczył, jaką cegłę spiekła. On zachichotał i uwolnił ją z uścisku. Szybko cofnęła się od niego o kilka kroków i zmrużyła niebezpiecznie oczy.
- Szantażysta - mruknęła i odwróciła się na pięcie, żeby wspiąć się po schodach do wieży Gryffindoru.
- Ej! Zaczekaj! - Zawołał, gdy była w połowie. Stanęła i z wielkim westchnieniem odwróciła się patrząc na niego.
- Co? - Zmierzyła go zimnym, lecz udawanym wzrokiem.
- A buzi na dobranoc? - Zrobił słodkie oczka, a ona mimowolnie się zaśmiała.
- Chyba śnisz, Zabini - pokręciła głową z politowaniem i ruszyła do góry.
- Jeszcze sama będziesz o tego buziaka prosić! - Zawołał za nią.
- Po moim trupie! - Odparła i zniknęła z zasięgu jego wzroku. On w skowronkach odszedł do lochów, a ona czuła ogromne łaskotanie w brzuchu i chęć skakania po łóżku. Dlaczego? Sama nie wiedziała. Przekonała się jedynie o jednym, że związek z Deanem, to była ucieczka. 


~~~

Dni mijały, drużyny trenowały zawzięcie przed pierwszym meczem, który odbędzie się pierwszego października. Uczniowie Hogwartu świetnie dogadywali się z przyjezdnymi, co podobało się nauczycielom. Pogoda robiła się coraz zimniejsza, jak na jesień przystało. Od wieczoru, w którym trolle były na wolności minęło kilka dni. Draco doszedł do siebie, ale spędził dwie noce w Skrzydle. Hermiona w dalszym ciągu, żywiła nienawiść do blondyna, chociaż jej arktyczne serce wobec niego stopniało w małym stopniu. Ponadto nie zamieniła z nim od ostatniego czasu słowa, ponieważ nie było go na patrolach. Udało jej się porozmawiać z Megan, dowiedziała się, dlaczego skłamała, że pochodzi z Londynu, zupełnie banalny powód, myślała, że Hermiona jest mugolem i vice versa. Niemniej jednak, teraz świetnie się dogadywały. Ginny nie potrafiła wybaczyć Deanowi tego, że zostawił ją wtedy, gdy troll chciał ją zaatakować, dlatego zerwali, pomimo, że jej powód był zupełnie inny. Zabini starał się zdobyć jej względy, lecz ona całym sercem była teraz pochłonięta treningami Quidditcha. Harry odkąd poznał Megan, na jednym ze spacerów Hermiony, nie może przestać o niej mówić. Ronald próbował przeprosić Hermionę za swoje zachowane, lecz na marne - albo nie miał zbyt odwagi, żeby jej to powiedzieć prosto w oczy, albo bał się, że go odrzuci na dobre. Wiktor dalej nie rozumiał tego, że Granger nie jest nim zainteresowana i starał się zdobyć jej serce, ignorując wszystkie fanki. Joe razem ze swoją byłą dziewczyną przełamali pierwsze lody, na razie są na etapie budowania zaufania. Pansy w dalszym ciągu czeka na wieści od Eryka, nie mogąc się już doczekać zemsty, a ku zdziwieniu jej przyjaciółek, nie chciała im powiedzieć, co było powodem jej nagłego braku zainteresowania mężczyznami.
            Na kalendarzu na czarno świeciła się liczba dziewiętnaście, co oznaczało, że był wtorek. Hermiona właśnie pędziła na zajęcia Eliksirów, na które była już spóźniona, przez jednego z Hiszpanów, który się zgubił. W tym momencie przeklinała swoją życzliwość. Wpadła z hukiem do klasy, a tam nastała cisza, wszyscy spojrzeli na nią zdziwionym wzrokiem.
- O właśnie! Panna Granger, proszę do pary z panem Malfoyem - powiedział na wejściu profesor Slughorn. Dziewczyna zrobiła kwaśną minę, kompletnie nie wiedząc, o co chodzi. Niechętnie usiadła przy stoliku Ślizgona, który również nie miał za ciekawej miny. Oboje westchnęli i odwrócili się do kociołka.
- Co dzisiaj przyrządzamy?
- Wywar żywej śmierci - mruknął blondyn i wstał po składniki. Dziewczyna była w jeszcze większym szoku, widząc jak chłopak sam z siebie, ruszył się żeby coś zrobić. Zdezorientowana rozpakowała swoje książki i gdy Malfoy przyniósł potrzebne rzeczy, wzięła się za czytanie przepisu.
- Pokrój korzeń waleriany - powiedziała mu, a on wykonał jej polecenie. Gryfonka nie mogła uwierzyć własnym oczom, co się stało z Draconem Malfoyem? Zamrugała kilkakrotnie oczami i zaczęła wsypywać powoli piołun do kociołka.
- Jak twoja rana?
- Dobrze - mruknął. Skończył kroić i podał korzeń dziewczynie, która wrzuciła go powoli do kociołka, mieszając dwa razy w lewo i trzy w prawo. Spoglądała na niego ukradkiem, gdy rwał liście Asphodelusa. Widziała, że coś go przygnębiało, ale nie była do końca pewna, co. Nie dostał ostatnio chyba jakiejś złej oceny, treningi szły im dobrze, co mogło być przyczyną jego złego nastroju? Bała się o to zapytać, dlatego odpuściła i pod koniec lekcji, wyszła nie pytając go nawet czy idzie z nią. Gdy wyszła na korytarz nigdzie nie widziała ani Harrego ani Rona. Spieszyła się na numerologię, dlatego pędem ruszyła korytarzem.
- O cholera! - Zawołała po chwili orientując się, że nie ma różdżki. Zawróciła szybko do lochów i gdy już miała wchodzić do środka, usłyszała głos Malfoya, Zabiniego i profesor McGonagall.
- Bardzo mi przykro, panie Malfoy.
- Dziękuję, pani profesor.
- Wiem, że to dla ciebie trudne, niestety nie mogę cię wypuścić szybciej niż w piątek - powiedziała przyciszonym głosem. Hermiona schowała się za filarem, nasłuchując ich rozmowy.
- Pan Zabini będzie panu towarzyszył?
- Tak.
- Dobrze, to ustalimy wszystko jeszcze w czwartek. Jeszcze raz najszczersze kondolencje, Draco - powiedziała i nagle dziewczyna usłyszała coraz głośniejszy stukot obcasów. Wstrzymała oddech jeszcze mocniej chowając się za filarem. Gdy zobaczyła kawałek głowy Zabiniego, który właśnie zniknął za zakrętem odetchnęła, myśląc, że Draco szedł z nimi. Gdy wyszła z kryjówki w wejściu ujrzała Malfoya, który z nieukrywaną wściekłością wpatrywał się w jej sarnie oczy. Przestraszyła się jego postawy i skuliła automatycznie.
- To chyba twoje - syknął wciskając jej w ręce różdżkę. Zdziwiona jego zachowaniem pokiwała głową.
- Następnym razem, nie radzę ci podsłuchiwać, Granger - warknął zdenerwowany.
- Ale.. - nie dokończyła, bo prychnął głośno i odszedł w głąb korytarza. Dziewczyna z nieukrywanym zdziwieniem wpatrywała się w jego znikającą sylwetkę. Była zszokowana tym, co usłyszała, ale nie, blondyn jej nie nastraszył. Postanowiła z nim porozmawiać dzisiaj na patrolu, nie dawało jej to spokoju. Nigdy nie widziała go takiego przygnębionego. Nawet wtedy, gdy wpuścił śmierciożerców do szkoły i miał zabić Dumbledora, nie miał takiego humoru. Może coś się stało? Kolejny raz, zatraciła się w swoich myślach i tym samym spóźniła tym razem na Numerologię. Była dzisiaj za bardzo rozkojarzona.
- Panna Granger, proszę, proszę - zaprosiła ją do środka, nauczycielka.
- Przepraszam bardzo.
- Spokojnie, jeszcze nie zaczęliśmy - oznajmiła i posłała jej ciepły uśmiech. Dziewczyna bezszelestnie rozpakowała swoje rzeczy i usiadła na krześle, robiąc notatki z tego, co mówiła pani profesor. Pomimo tak ciekawego tematu, jak odczytywanie swoich liczb, po kilku minutach nie mogła skupić się na tym, co pisze. Jej myśli wciąż błądziły wokół Malfoya. Gdzie miał wyjechać? Coś się stało?

~~~

- Eliza! - Długowłosa blondynka poniosła głowę znad książki. Jej długie rzęsy jak wachlarz uniosły się do góry, ukazując duże czekoladowe oczy. Na jej twarzy wystąpił uśmiech, a policzki zrobiły psikusa w postaci dwóch małych dołeczków.
- Cześć Joe - powiedziała zamykając wolumin i odsunęła się robiąc miejsce na ławeczce. Skorzystał i przysiadł się do niej, splatając ręce.
- Słuchaj mam do ciebie takie pytanie - powiedział spokojnie, a ona wpatrywała się w niego z zaciekawieniem.
- Jakie? - Zapytała subtelnym i wysokim głosem, dzięki któremu przeszły go ciarki po plecach.
- Oczywiście, nie każę ci odpowiadać od razu - uprzedził ją rozkładając ręce - zastanów się nad tym, nie spieszy mi się - zaczął bawić się palcami. Ona z uśmiechem położyła mu swoją malutką dłoń na jego dłoniach.
- Spokojnie, Joe - powiedziała kojącym głosem. On posłała jej nerwowy chichot i przełknął ślinę. Musiała przyznać, że pierwszy raz widziała, go takiego zdenerwowanego, zazwyczaj to ona zawsze się przed nim denerwowała, a on wydawał się jej twardo stąpającym po ziemi mężczyzną. Najwyraźniej ma w sobie jeszcze jakieś nieodkryte emocje.
- Wiem, że jest dużo wcześniej, ale nie chciałbym, żeby ktoś mnie wyprzedził - poinformował ją już nieco spokojniej. Nabrał powietrza w płuca i spojrzał w jej czekoladowe oczy - poszłabyś ze mną na bal Halloweenowy? - Jej wyraz twarzy z zniecierpliwionego zmienił się nagle na zdziwiony i zdezorientowany. W pierwszym momencie, poczuł, że to był totalnie zły pomysł. W myślach zaczął panikować, że Eliza się nie zgodzi, co on sobie w ogóle wyobrażał po, co on tutaj do niej przylazł...
- Bardzo chętnie - odpowiedziała. On spuścił wzrok i wstał ze smutną miną. No i masz, nie zgodziła się, tylko się zbłźniłeś - cichy głos w jego głowie podpowiadał mu zakłamane wersje tego, co mogłoby się wydarzyć. Po chwili jednak zaczął analizować jej wypowiedź, a ona obserwowała go ze zmarszczonym czołem. Nagle odwrócił się szeroko uśmiechnięty.
- Zgodziłaś się?! - Zawołał chwytając ją za dłonie.
- T-tak? - Odparła zszokowana. Ucałował jej obydwie dłonie i podskoczył z radości. Ona pokręciła głową z dezaprobatą i zachichotała.
- Dziękuję, nie pożałujesz, obiecuję - odparł zachwycony i już miał iść na zajęcia, kiedy usłyszał jeszcze jej głos.
- Joe!
- Tak? - Odwrócił się szybko i podszedł. Wstała powoli z ławeczki, trzymając książkę w rękach i uśmiechnęła się. Była bardzo niziutka, przy jego wzroście stu osiemdziesięciu pięciu centymetrów, ona miała zaledwie sto sześćdziesiąt pięć. Stanęła na palcach i pociągnęła go za szaty by się schylił. Złożyła na jego policzku delikatny pocałunek i ostatni raz się uśmiechając odeszła w kierunku pokoju wspólnego. On zamrugał kilkakrotnie oczami i jego humor sięgnął właśnie zenitu. Nie wierzył, że zgodzi się z nim pójść na bal, a tym bardziej, że sprawy potoczą się właśnie w ten sposób. Uradowany pobiegł na zajęcia Transmutacji.
~~~

- Pansy, nie truj mi tyłka, przecież wiesz, że jestem z Zielarstwa taki sam zielony jak ty - mruknął niezadowolony Zabini, gdy razem z Parkinson szli w stronę sali od Transmutacji.
- Blaise, to ja jestem zielona, ty miałeś P u tej starej prukwy, a ja N! - Zawyła robiąc ładne oczka w jego stronę. On westchnął wywracając oczy.
- Dobra, ale nie rób już tej miny, bo wyglądasz jak te wszystkie lalki Barbie - zażartował, a ona wytknęła mu język. Ujęła jego ramię i razem przemierzali korytarze.
- A gdzie w zasadzie Draco? - Zapytała po kilku minutach.
- Nie wiem, powiedział, że musi coś załatwić i spotkamy się w sali - wzruszył ramionami.
- Współczuje mu, nie chciałabym być w jego sytuacji. Pomimo tego, jaka była, to jednak, jako jedyna z rodziców okazywała mu miłość.
- Właśnie widzę, jaki jest przybity, aż sam mam zły humor - westchnął.
- Jedziecie na pogrzeb w piątek?
- Tak, ale jest w sobotę - spojrzał na nią.
- Pojechałabym z wami...
- Myślę, że McGonagall by nie pozwoliła. Ledwo, co ja ją uprosiłem, a poza tym, on też chce trochę spokoju - odparł wzruszając ramionami.
- No racja - pokiwała głową. Zabini spojrzał przed siebie i nagle na rozwidleniu, w którym mieli iść w lewo, zobaczył rudą czuprynę, która zmierzała w prawo. Wyjął delikatnie dłoń mopsicy ze swojego ramienia.
- Słuchaj, muszę coś załatwić...
- Teraz? - Zapytała zdziwiona jego zachowaniem. Zaczął się oddalać.
- Jak nie wrócę z dzwonkiem, to powiedz, że się spóźnię! - Zawołał na odchodne i pobiegł w drugą stronę. Dziewczyna wzruszyła jedynie ramionami i poszła pod salę. Zabini biegł ile sił w nogach, gdy był na głównym korytarzu, rude włosy mignęły mu na kolejnym zakręcie. Ruszył biegiem w tamtą stronę i gdy skręcił ujrzał młodą Weasley wchodzącą po schodach.
- Ginny! - Zawołał, a ona przystanęła i odwróciła głowę. Gdy go ujrzała zrobiła kwaśną minę.
- Czego?
- Nie bądź dla mnie taka nie miła - mruknął od razu, robiąc smutną minę.
- Zabini, czego chcesz? Spieszę się na zajęcia - powiedziała zniecierpliwiona. On uśmiechnął się szelmowsko i podszedł do niej odgarniając pojedynczy kosmyk z twarzy. Pomimo tego, że jego ciepły dotyk rozpalał jej skórę, na której za moment pojawią się rumieńce, odtrąciła jego rękę i weszła stopień wyżej.
- Co ty knujesz? - Zmrużyła oczy w jego kierunku.
- Spotkajmy się w czwartek wieczorem - zaproponował z uśmiechem.
- Nie mogę - odparowała szybko.
- Jak to? - Zdziwił się. Widział, że kłamie.
- Nie mogę, no. Tak po prostu, nie.
- Powiem ci wtedy, skąd wiem, gdy kłamiesz - uniósł brwi - jak na przykład teraz - zrobiła zdziwioną minę. Po chwili jednak zmarszczyła brwi i wypuściła powietrze z świstem.
- No i co z tego będę miała, że się z tobą spotkam? Nie obchodzi mnie skąd to wiesz - burknęła niezadowolona z zamiarem odejścia. On przytrzymał ją za dłoń.
- Proszę, jedno spotkanie, obiecuje - dodał szybko. Zmierzyła go obojętnym spojrzeniem. Przez chwilę się zastanawiała i ruszyła bez słowa na górę, słysząc dzwonek.
- Tylko jedno! - Zawołała, a on wykonał zadowolony ruch rąk. Pogwizdując udał się do klasy Transmutacji.

~~~

            Hermiona szła szybkim krokiem na obiad. Nie mogła znaleźć żadnego ze swoich przyjaciół, była już szczerze zdenerwowana tym faktem. Ginny zniknęła gdzieś po lekcjach, a Harry nie pojawił się na Transumtacji. Zresztą podobnie Ronald, ale on mało ją interesował. Jej głowę dalej zaprzątał blondyn, ale na szczęście myśl o jedzeniu przyszła zaraz po tym, gdy przypomniała sobie, że nie zjadła dzisiaj śniadania. Weszła do Wielkiej Sali i zajęła od razu miejsce, niedaleko Katie Bell i nałożyła sobie lazanii i sałatki greckiej. Zaczęła pałaszować swój posiłek, kiedy przed sobą zobaczyła Lunę. Uśmiechnęła się na jej widok, popiła sokiem dyniowym i przywitała się:
- Cześć Luna.
- Witaj Hermiono, smacznego - odparła swoim delikatnym głosem i usiadła na przeciwko niej.
- Jak tam?
- W porządku, lekcje są na razie w miarę - wzruszyła ramionami.
- No u nas podobnie - posłała jej ciepły uśmiech i dokończyła posiłek.
- Nie widziałaś nigdzie mojego puszka?
- Puszka? - Zapytała zdziwiona, a po chwili przypomniała sobie, co znalazła na jednym z patroli.
- Oh! Faktycznie, jest u mnie w pokoju.
- Mogłabyś mi go dać? Byłabym wdzięczna, cały tydzień go szukam - odparła zmartwiona. Dziewczynie zrobiło się głupio, że nie pomyślała o Lunie. Przecież zawsze nosiła go na ramieniu. Pokiwała głową, że się zgadza i ruszyły do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Rozprawiały przez chwilę na temat pisma "Żongler", ale ku szczęściu dla Hermiony szybko dotarły do wieży. Gdy weszły do środka, Granger zaniemówiła ze zdziwienia.
- WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO! - Zawył cały Pokój Wspólny. Na jej twarz wstąpił ogromny uśmiech...

11 komentarzy:

  1. Długo, świetnie i przyjemnie ;) Trochę szkoda mi Draco, mam nadzieję, że Hermiona go jakoś pocieszy ;) Sceny z Ginny i Blaisem genialne;) Pozdrawiam i czekam na next ;) Syntia

    OdpowiedzUsuń
  2. a przełomowe momenty w następnej notce! :)
    zapraszam:*

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę cudowny rozdział. Gdy czytałam o trollach to śmiałam się na głos - wiem, że ta scena była dramatem dla naszych bohaterów, ale jakoś nie mogłam się powstrzymać.
    Naprawdę żal mi Draco. Martwię się o niego, nie może się po tym wszystkim zamknąć w sobie..
    A w wierzy Gryfindoru chyba szykuje się szalona impreza! :)

    A tak na marginesie postanowiłam napisać własne Dramione. Więc jeżeli miałabyś chwilkę i chęci, to zapraszam do czytania. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję! :* Zapraszam na kolejny i oczywiście, że wpadnę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział świetny.:D
    Zapowiada się świetna impreza.:D
    ALE
    co z Draco?!
    xD
    Czekam na kolejny.
    Pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzięki za dodanie scen między Diabełkiem a Wiewiorką. Widzę że Zabini będzie się musiał postarać aby podbić serce Ginny i dobrze nie ma tak łatwo. Ciesze się, że zerwała z Deanem bo naprawdę z niego prawdziwy szczur. Karola

    OdpowiedzUsuń
  7. Może Ginny w końcu przekona się co do Blaise :) Biedny Draco, znowu los go doświadczył...
    Masz tyle fajnych pomysłów i jeszcze tak ładnie je opisujesz, pozazdrościć tylko :)

    OdpowiedzUsuń
  8. ah, dziękuję normalnie się zaczerwienię :*

    OdpowiedzUsuń