sobota, 14 września 2013

14.

" To na prawdę dziwne, czego miłość uczy człowieka o jego niedoskonałościach"
        




                   Harry właśnie spacerował po błoniach z Megan. Od pierwszego momentu, w którym ją zobaczył, co chwilę wypytywał się o nią, Hermiony. Nie mógł usunąć widoku jej pięknych oczu z myśli, w dalszym ciągu, czuł, że ta dziewczyna przyciąga go jak magnez. Kilka razy się już spotkali, świetnie się razem dogadywali. Zarówno ona jak i on, nigdy nie nudzili się w swoim towarzystwie. Musiał przyznać, że była to bardzo przyjemna odskocznia od tego, co działo się u niego w dormitorium, mianowicie lamentów Ronalda, który, co chwilę rozprawiał o tym jak bardzo chciałby przeprosić Hermionę, oraz od całego natłoku nauki i treningów, które miał, co dwa dni. Wiedział, co niektórzy myślą o jego spotkaniach z szukającą przeciwnej drużyny, ale nie obchodziło go to za bardzo. Jedyne, czego najbardziej się obawiał, to meczu, który z nimi zagrają. Podczas losowania, które odbyło się pewnego wieczoru w gabinecie McGonagall, kapitanowie drużyn mieli się dowiedzieć, kto z kim na początku będzie grał. Pierwszy mecz odbędzie się między Hogwartem a Drumstrangiem, ze szkołą Tankene grają, jako ostatni. Bał się o tyle mocno, jak mu pójdzie na tym meczu, jak i o to, że będzie rywalizował z nią. Z tą śliczną zwariowaną blondynką, prawie, że jego zupełnym przeciwieństwem. Nie rozmawiali jeszcze o tym, nie chciał jej też nagabywać pod tym względem, dlatego odpuścił jakiekolwiek próby rozpoczęcia tego tematu. 
- Macie naprawdę piękną szkołę - powiedziała spokojnie. Musiał przyznać, że jak na Słowiankę, bardzo dobrze posługuje się językiem angielskim. Nie wszyscy w tej szkole, potrafili porozumieć się w tym języku, ale jednak większość się dogadywała.
- Tak to prawda - odparł szybko - to wszystko zasługa Dumbledora - dodał.
- Tak wiem, czytałam historię szkoły - zachichotała, a on lekko się zarumienił.
- Wszystko się tutaj pozmieniało od jego odejścia...
- Co masz na myśli? - Spojrzała na niego z zaciekawieniem. Wzruszył lekko ramionami.
- Mam wrażenie, jakby to miejsce nie było już takie magiczne. Wiesz, w końcu jak był tutaj Dumbledore, wszystko było takie zupełnie nierealne, on samym wyglądem już nadawał temu miejscu uroku, teraz jest tutaj tak zwyczajnie... - westchnął. Dziewczyna spojrzała przed siebie, gdy usiedli na trawie.
- Wiesz, szczerze ci powiem, że ja tego tak nie odczuwam - posłała mu delikatny uśmiech - nie znałam go za dobrze, nie było mnie tutaj, gdy on tu był. Jedno wiem na pewno, że gdy jechaliśmy do was, nikt nie mógł przestać rozmawiać o jednej osobie, która z pewnością zmieni bieg wydarzeń w Historii Magii - spojrzał na nią marszcząc brwi.
- Kogo masz na myśli? - Zapytał.
- Ciebie, Harry.
- Mnie? - Zrobił ogromne oczy, przy czym z rąk wypadły mu chusteczki, które przed chwilą wyjął z kieszeni. Podniósł je szybko i posłał jej nerwowy uśmiech. Doskonale wiedział o swoich poczynaniach i o tym, że cały magiczny świat o tym rozprawia i wie, a jego nazwisko jest znane, co najmniej jak imię stwórcy świata. Musiał przyznać, że często się krępował, gdy ktoś tak o nim mówił, ponieważ nie lubił, gdy ktoś przydzielał mu całą chwałę, którą odnieśli też inni.
- Tak, ty.
- Czemu tak uważasz?
- Jak zwykle skromny - zachichotała skubiąc trawę - nie muszę ci chyba mówić, że jesteś już żyjącą legendą?
- Nie przesadzaj, nic nie zrobiłem takiego, żeby mnie tak nazywać - odparł szybko, wzruszając ramionami. Megan spiorunowała go wzrokiem.
- Nic takiego? Uratowałeś świat przed samym Lordem Voldemortem. Ah, nie chcę ci tego powtarzać, po prostu chciałam powiedzieć, że za parę lat, może kilkanaście, będziesz takim czarodziejem, albo raczej już takim jesteś, jak Dumbledore.
- Przestań, nikt mu nie dorówna - powiedział cicho, wspominając w myślach starca. Był dla niego nie tylko dyrektorem. Uważał go za powiernika tajemnic, osobę, która pomogła mu przebrnąć przez wszystkie tajemnice jego życia, która chroniła go, nawet jeśli o tym nie wiedział.
- Może nie dorówna, ale przerosnąć tak.
- To jego Voldemort się bał, nie mnie.
- Ale to ty go pokonałeś - odparła szybko.
- Tu nie chodzi o bohaterstwo, Meg - spojrzał na nią spokojnie, starając się jej to wytłumaczyć - nie chcę być drugim Dumbledorem, czasami dobija mnie to, że każdy czarodziej na świecie zna moje imię i nazwisko. Wszyscy o mnie rozmawiali, a ja nawet o tym nie wiedziałem, dopóki nie dostałem listu z Hogwartu, który swoją drogą cudem, że odczytałem - mruknął, wspominając jak Hagrid przyszedł do nich w nocy i go zabrał, z tej paskudnej wyspy. To było w jego urodziny, wtedy zaczęła się cała historia.
- Harry, nie mówię, że masz być taki jak on. Tylko, że już taki jesteś.
- Temat rzeka, Meg.
- Widzę właśnie - pokręciła głową i przeciągnęła się.
- Nie chcę, żeby ludzie myśleli, że jestem zadufany w sobie, bo go zabiłem. Czasami chciałbym być postrzegany zupełnie normalnie, bez żadnego 'oh, pan Potter! To dla mnie zaszczyt pana poznać' - zacytował ironicznym głosem, na co blondynka parsknęła śmiechem.
- Z czasem się to unormuje - dodała kładąc dłoń na jego ramieniu, a jemu przeszły ciarki po plecach.
- Słuchaj, Megan. Poszłabyś może ze mną na bal? - Zapytał zupełnie zmieniając temat, tym samym wprowadzając dziewczynę w osłupienie. Przez chwilę nie mogła uwierzyć własnym uszom. W końcu nie codziennie słyszy się propozycje pójścia na bal z bohaterem. Gdy tak wpatrywał się w jego zielone oczy, musiała przyznać, że coś ją do niego ciągnie, dlatego po chwili odparła:
- To będzie dla mnie zaszczyt, panie Potter! - Zaśmiała się, a on po chwili kręcąc głową jej wtórował.
- Bardzo się cieszę, złośnico.
- Oh, nie! Teraz wszystkie twoje fanki, zmiażdżą mnie wzrokiem - powiedziała, udając przejęcie. On pokręcił głowę i delikatnie objął ją ramieniem, a ona bez żadnych ceregieli wtuliła się w niego.
- Żebym ja ich nie zmiażdżył - odparł i oboje zaczęli się śmiać obserwując widoki nad jeziorem.

~~~

- Ginny, czemu nie chcesz mi powiedzieć, z kim się umówiłaś? - Wypytywała nadąsana Hermiona, gdy patrzyła jak jej przyjaciółka szykuję się na spotkanie w jej pokoju. Od samego początku nie chciała jej powiedzieć, kto jest tym szczęściarzem, bo na pewno nie Dean, z którym ostatnio zerwała, ani nie ten, Krukon, o którym rozmawiały na początku roku.
- Hermiono, jak coś z tego wyjdzie, to ci wszystko powiem, obiecuję - spojrzała na nią. Siedziała ze skrzyżowanymi rękoma na klatce piersiowej.
- Dobra - burknęła - czemu w ogóle w czwartek? Nie mogło to być w sobotę, albo piątek na przykład? - Zapytała.
- Oh, Hermi. Proszę, nie wypytuj się. Zapniesz mi bransoletkę?
- Tak, daj - powiedziała i chwilę siłując się z zameczkiem, zapięła świecidełko. Ginny miała na sobie czarną spódniczkę w kontrafałdy, szarą bluzkę i beżowy sweterek.
- Jutro wszystko mi opowiesz! - Wskazała na nią palcem.
- Obiecuję - pocałowała ją w policzek i opuściła pokój wspólny. Nerwowo poprawiała swoją fryzurę i spoglądała na zegarek. Nie chciała się spóźnić, dlatego przyspieszyła kroku. Gdy przemknęła niezauważalnie przez korytarze, dotarła pod Pokój Życzeń. Wzięła głęboki oddech i wyszła zza zakrętu i wtedy go zobaczyła. Wyglądał cudownie, jak z jej najśmielszych marzeń. Miał na sobie czarne spodnie i blado niebieską koszulę. Przez rękę miał przewieszoną marynarkę, a w drugiej dłoni trzymał dużą piękną białą różę. Gdy do niego podeszła, nie mógł oderwać od niej wzroku. Uśmiechnął się podając jej kwiatka.
- To dla ciebie.
- Dziękuję - wzięła od niego różę i powąchała. Uwielbiała te kwiaty, nie mogła uwierzyć, że trafił z nimi w samo sedno.
- Wyglądasz ślicznie - powiedział całując ją w dłoń. Posłała mu czarujący uśmiech.
- Ty też całkiem, całkiem - zachichotała. Wysunął w jej kierunku łokieć. Chwyciła go i razem weszli do wymyślonego przez Zabiniego miejsca. Przed nimi ukazał się bardzo elegancki wystrój pomieszczenia, a na środku stał stolik z dwoma krzesłami na przeciwko. Był nakryty dla dwóch osób, a na samym środku stała długa świeczka. Blaise odsunął dziewczynie krzesło i przysunął, gdy usiadła. Gdy odwiesił marynarkę, również zajął miejsce.
- Proszę karta - podał jej Menu, które przed chwilą się pojawiło. Gdy wybrali to, co zjedzą, już po kilku sekundach, znajdowało się to u nich na talerzach.
- Dobrze, ale zanim zaczniemy - powiedziała szybko, widząc jak nalewa wina do jej i swojego kieliszka.
- Tak?
- Powiedz wreszcie, skąd wiesz, kiedy kłamię? - Wiedział, że nie uniknie tego pytania. Gdy skończył nalewać, odstawił butelkę na wiszącą w powietrzu tacę i posłał jej szczery uśmiech.
- Mam nadzieję, że przez to, mnie tutaj nie zostawisz - zażartował, a ona dalej wpatrywała się na niego z zaciekawieniem.
- Słucham - odparła.
- Gdy kłamiesz, ruszają ci się dziurki od nosa - powiedział, starając się nie zaśmiać. Jej reakcja była natychmiastowa, dotknęła swojego nosa marszcząc brwi.
- Wcale, że nie!
- O znowu - powiedział nie wytrzymując ze śmiechu. Jego ramiona podskakiwały, a on po chwili rechotał głośno, wycierając łzy, które podchodziły mu do oczu. Dziewczyna zmierzyła go ostrym spojrzeniem.
- Nienawidzę cię, Zabini!
- Znowu! - Kolejna fala śmiechu. Ze zdenerwowaniem zmarszczyła brwi, ale opanowała się i zaczęła jeść.
- Kretyn, jeszcze tego pożałujesz - powiedziała. Reszta wieczoru na szczęście minęła im bardzo przyjemnie. Zabini wyczarował muzykę, do której kilka razy zatańczyli. Rudowłosa mogła się wtedy przekonać, jakim cudownym tancerzem jest jej adorator. Nie umknęło jej myśli też to, że całkiem nieźle mogliby razem wyglądać na balu. Przez chwilę układała sobie w głowie ich obraz, gdy wchodzą do Wielkiej Sali w zabójczych kostiumach i podbijają parkiet. Niemniej jednak, gdy wróciła na ziemię, odepchnęła swoje myśli daleko w kąt. Zabini do niedawna był jej...jakby wrogiem? Nie mogła zdefiniować tego, co do niego czuła, ale na pewno nie były to pozytywne emocje. Nie darzyła go też raczej, aż taką nienawiścią jak Hermiona Malfoya, ale nie przepadała za nim. Teraz świetnie - o dziwo - bawiła się w jego towarzystwie. Gdy nie był w otoczeniu Ślizgonów, swoich fanek, oraz Pansy i Greengrass, musiała przyznać, że był całkiem uprzejmy i miły. Żartował, opowiadał o swojej rodzinie, matce, o bitwie. Ona jemu też uchyliła rąbka swojego życia, ale nie przekraczała jeszcze swojej granicy. Chciała, żeby o nią trochę powalczył, nie mogła mu dać wszystkiego na tacy, co jeżeli to jakiś zakład? Albo jak ją bardziej pozna, to wykorzysta i zostawi? Nie mogła sobie na to pozwolić, tym bardziej, że to, co działo się w jej ciele w jego towarzystwie, było na prawdę dziwne.
- Było na prawdę cudownie - powiedziała, gdy znaleźli się przy wyjściu z Pokoju Życzeń. On posłał jej delikatny uśmiech.
- To mi wystarczy, że jesteś szczęśliwa - odgarnął jej jeden kosmyk za ucho, a ona się zarumieniła. Skierowali się do wyjścia. Ku ich zaskoczeniu i nieuwadze, na korytarzu siedziała bura kotka. Oboje, gdy ją zobaczyli przystanęli wpatrując się w zwierzę z zaciekawieniem.
- To nie jest kotka Filcha - odparł od razu Blaise. Ginny posłała mu zaciekawiony wzrok.
- Może to czyjś kot? Zawieruszył się po prostu...
- No nie wiem, Ginn. Chodź, wracamy jest już późno, jak ktoś nas złapie to nie będzie ciekawie - mruknął łapiąc dziewczynę za dłoń. On delikatnie mu się wyrwała i podeszła do kotka. Wysunęła w jej kierunku rękę i w tym momencie oboje dostali palpitacji serca. Ze zwierzęcia nagle wyłoniła się profesor McGonagall obdarzając ich surowym spojrzeniem.
- Tak myślałem, że te czarne obwódki, to te bryle - westchnął pod nosem Zabini, patrząc na twarz profesorki.
- Co pan mówił panie Zabini? - Zawołała głośno.
- Nic, nic.
- Któryś raz z rzędu widzę was poza dormitoriami po ciszy nocnej! To jest zachowanie karygodne. Muszę jednak przyznać, że widok Ślizgona i Gryfonki jest dla mnie niezmiernie miły - powiedziała nieco łagodniejszym tonem, na co Ginny się rozluźniła. Nie na długo jednak, gdyż Minewra ponownie przybrała surową minę i spojrzała na nich z góry.
- Takie zachowanie może skutkować usunięciem z drużyny Hogwartu, panno Weasley - powiedziała wyniośle, na co rudowłosa zrobiła ogromne oczy.
- Ale...
- Żadnego ale! Od poniedziałku zapraszam na tygodniowy szlaban. A teraz marsz do dormitoriów! - Zawołała srogo i czekała, aż obydwoje znikną na schodach, po czym sama zamieniła się w kotkę i zaczęła przechadzać się po kolejnych częściach zamku.

~~~

            Podczas wyjazdu Dracona i Zabiniego, na pogrzeb matki, Hermiona czuła się dziwnie, miała wrażenie jakby w szkole zrobiło się pusto, pomimo tego, że wyjechali na zaledwie weekend. Albo może, mieli tak wyjechać. Niestety, gdy w poniedziałek Hermiona nie ujrzała Ślizgonów na zajęciach, od razu zaczęła wypytywać się Joe, czy już wrócili. On jedynie pokręcił głową, na znak, że nie. Po skończonych lekcjach, które były dla niej straszną męczarnią, udała się do gabinetu profesor McGonagall. Tam przeżyła kolejny szok - dyrektorki nie było. Udała się na wyjazd w sprawach służbowych, nie wiadomo było, kiedy wróci. Slughorn - zastępca, powiadomił ją, że Minewa pojechała załatwić sprawy szkoły, między innymi z trollami. Zrezygnowana, czekała. Mijały dni, a oni nie wracali. Nie dawali żadnego znaku życia, co jeszcze bardziej ją niepokoiło. Zastanawiała się bardzo długo, czy profesor McGonagall o wszystkim wie, czy przypadkiem nie wpadli w żadne niebezpieczeństwo. Ginny również chodziła niespokojna, chociaż nie mogła, albo raczej nie chciała wyjawić powodu jej złego nastroju przyjaciółce, która zresztą postępowała identycznie i też nie mówiła jej o swoich obawach. Zabini obiecał, że wrócą w poniedziałek, a nie było ich kolejny tydzień. Niedługo miał się odbyć pierwszy mecz, dlatego w szkole rozgorzały na ten temat już rozmowy, ruszyły zakłady, wszyscy kupowali flagi i tworzyli transparenty. Drużyny ćwiczyły niemiłosiernie spędzając na boiskach coraz więcej czasu, przez, co Hermiona praktycznie nie miała się, do kogo zwrócić. Harry jak nie był na boisku, to był z Megan, która swoją drogą też nie miała czasu. Z Ronaldem dalej nie przełamała pierwszych lodów i nie zaczęła z nim jeszcze normalnie rozmawiać, a poza tym, on również trenował do ostatniej kropli potu. Malfoya i Zabiniego, jak nie było, tak nie ma, patrole musiała odbywać sama, co zazwyczaj kończyło się nieprzespaną nocą, ze strachu, albo ze zmęczenia od biegania-gdyż chciała szybko skończyć przeczesywanie szkoły. Joe spędzał czas z Elizą, albo ludźmi od siebie ze szkoły, zamieniając z Hermioną jedynie kilka słów, więc też nie miała, co na niego liczyć. Siedziała, więc teraz u siebie w dormitorium i zawzięcie głaskała Krzywołapa, który mruczał, pod wpływem jej dotyku. Dawno go nie widziała, znowu urządził sobie wyprawę pod tytułem 'wrócę za miesiąc, albo za dwa, kotki mają okres godowy'. Gdy spoglądała na piękne słońce, nie mogła oprzeć się chęci pójścia pobiegać. Podeszła do szafy i wyjęła z niej dresy i koszulkę z krótkim rękawem. Związała włosy i ubrała buty, wychodząc z pokoju. Gdy znalazła się na błoniach, jej nogi same obrały sobie tempo i kierunek biegu. Trasa zaczęła się wzdłuż wejścia do Zakazanego Lasu, aż do trybun. Czuła we krwi endorfiny, które utworzyły się dzięki ruchowi. Odczuwała już zmęczenie, miała przyspieszone tempo, ale nie dawała za wygraną, ruszyła dalej. Gdy dobiegła do chatki Hagrida, z przykrością i złością na siebie, musiała stwierdzić, że całkowicie o nim zapomniała. Nieśmiało podeszła do olbrzyma, który właśnie skrobał coś z drewna.
- Cześć Hagrid! - Zawołała, gdy wyłoniła się zza drzewa. On podniósł swoją zarośniętą głowę i uśmiechnął się szeroko.
- Na Merlina, Hermiona! Dawno cię nie widziałem! - Powiedział odkładając ostre narzędzie i zaprosił ją gestem żeby usiadła na pniu, na przeciwko niego.
- Wiem, przepraszam Hagrid - powiedziała spokojnie, a on zaśmiał się szczerze.
- Nie masz mnie, za co przepraszać. Dużo się działo w tej szkole - oznajmił, wycierając ręce w szmatkę.
- Co u ciebie? - Zapytała spokojnie.
- A w porząsiu. Ostatnio znalazłem ciekawe rośliny w Zakazanym Lesie, muszę je pokazać profesor Sprout - powiedział pokazując dziewczynie srebrzysto zieloną trawę. Przyjrzała się jej z zastanowieniem.
- Nie znam się na roślinach, ale w podręczniku takiej nie widziałam - olbrzym wzruszył ramionami i odłożył z powrotem do wiaderka.
- Pomona jest sama prawie rośliną, tyle o nich wie, dlatego z pewnością będzie wiedziała coś o tych źdźbłach - zachichotał.
- A co u ciebie? Jak Harry i Ron?
- U mnie dobrze, jakoś idzie. Oni trenują przed pierwszym meczem.
- Ah, no tak! Cholibka jak zleciało, to już jutro - powiedział wstając i przeciągając się.
- Zgadza się. Hagrid, kiedy wraca profesor McGonagall?
- Jeśli się nie mylę, to dzisiaj wieczorem, a co? - Spojrzał na nią swoimi małymi czarnymi oczkami.
- Nic tak pytam - wzruszyła ramionami. On podszedł do wieszaka i wziął swój kożuch.
- Nie chciałbym cię wyganiać Hermiono, ale muszę iść przygotować jeszcze kilka rzeczy - wzruszył ramionami i posłał jej przepraszający wzrok.
- No dobra, wpadnę innym razem.
- Przyprowadź chłopaków! Dawno nie byliście u mnie razem! - Zawołał, gdy już odchodziła. Pokiwała jedynie głową i zaczęła biec do zamku. Faktycznie, ich trójca już dawno niczego razem nie robiła, w ogóle ich kontakty się poluźniły od ostatnich wydarzeń. Nie miała zbytnio czasu żeby z nimi porozmawiać, zresztą oni dla niej też nie. Nie chciała do tego podchodzić z takim nastawieniem jednak, gdy tylko rozmyślała na temat swoich przyjaciół, robiło jej się ciężko na sercu. Odkąd Voldemort został pokonany skończyło się rozwiązywanie tajemniczych zagadek, tworzenie koncepcji, planów, wymykanie się po nocach i tworzenie chociażby takiej gwardii. Teraz każdy zajął się swoim życiem, na swój sposób. Musiała się z tym pogodzić, ale jedno wiedziała na pewno. Gdyby nie cała sytuacja z Ronaldem, wszystko mogłoby być tak jak kiedyś. Chociaż to chyba nie tylko wina Rona...Z westchnieniem wbiegła do szkoły i po schodach do wieży Gryffindoru.
- Fortuna Major - powiedziała do Grubej Damy i pobiegła do siebie do dormitorium. Tam rzuciła się na łóżko, leżąc przez chwilę i oddychając głęboko. Po wzięciu relaksującej kąpieli wyszła z łazienki, a na oknie siedziała mała sówka. Podeszła do niej i odwiązała mały liścik.

Dzisiaj u Madam Rosmerty o 18!
Babcia Charlotte.
            Uśmiechnęła się na wizję takiego wieczoru i odłożyła liścik do szuflady. Dała ciastko sówce i wypuściła ją za okno. Gdy się ubrała, usiadła do wypracowań, które zadano im na poniedziałek. Najbardziej to przesadził profesor od Obrony Przed Czarną Magią, którego Hermiona wręcz nie znosiła. Uczepił się jej jak rzep psiego ogona. Normalnie by się cieszyła z takiego zainteresowania jej wiedzą, ale on to już przesadzał. Codziennie była brana do odpowiedzi, cały czas się jej czegoś wypytywał na lekcjach, a za złe odpowiedzi odejmował punkty. Musiała przyznać, że na jego zajęcia przychodziła cała zestresowana. Z niechęcią zaczęła pisać.

~~~

- Zabini do ciebie nie pisał? Albo Draco? - Zapytała pod wieczór Astoria, siedzącej obok niej Pansy, która właśnie piłowała sobie paznokcie. Z westchnieniem oderwała się od wykonywanej czynności, widząc blondynkę jak czyta jakiś ogromny tom i wywróciła teatralnie oczami.
- Nie, ani jeden, ani drugi.
- Martwię się o nich - mruknęła widząc jej minę i powróciła do lektury. Przez chwilę słychać było jedynie szelest przewracanych kartek w książce i odgłos pilnika.
- Dobra, też się o nich martwię, a to już jest bardzo dziwne - westchnęła dziewczyna. Odłożyła przyrząd do paznokci na stolik i podkuliła nogi. Astoria spojrzała na nią i również odłożyła książkę.
- Zawsze znikali, ale dawali jakiś znak życia - powiedziała. Do Pokoju Wspólnego weszła właśnie starsza siostra Astorii, Dafne. Spojrzała na dziewczyny, które całkiem same siedziały na skórzanych kanapach przy kominku. Podeszła do nich i widząc ich miny, od razu wiedziała, o co chodzi.
- Nie dali żadnego znaku? - Obie pokręciły głową. Dosiadła się do nich i razem patrzyły w ogień.
- Nic im się chyba nie stało, prawda? - Zapytała blondynka. Pansy zmierzyła ją ostrym spojrzeniem.
- Nie masz prawa nawet tak myśleć. Oni są zbyt silni, a razem tworzą niezniszczalnych. Na pewno są cali i zdrowi, ale potrzebują chwili odetchnienia. Albo bardziej, Draco potrzebuje, a Zabini mu jedynie towarzyszy - powiedziała prędko.
- Pansy ma racje, na pewno nic im nie jest - powiedziała kojącym głosem Dafne. Wszystkie trzy zmieniły temat i po chwili atmosfera stała się już mniej napięta.

~~~

- Jestem wykończona - powiedziała Ginny wracając z treningu razem z Harrym i Ronem.
- Jeszcze powiedz, że jestem okropnym kapitanem - mruknął Harry, wytykając jej język.
- Bo jesteś! Tak nas katować - burknął Ron, masując swoje ramię, w które oberwał od tłuczka.
- Ty lepiej jutro uważaj - powiedział do niego Harry - żeby nie zmiotło cię w pierwszych minutach meczu, albo, chociaż poczekaj aż złapię znicz - zarechotał razem z Ginny.
- Żebyś złapał, Krum jest dobry w te klocki - oznajmiła Ginewra.
- No zobaczymy - mruknął i weszli do Pokoju Wspólnego.
- Może wypijemy kremowe piwo? - Zapytał Potter przed wejściem na schody do dormitorium.
- Dobra, zawołam Mionę i zejdziemy, za pół godziny?
- Pasuje - Ruda pokiwała głową i weszła do swojego dormitorium. Gdy się umyła i ubrała, weszła po schodach do góry i zapukała do dormitorium przyjaciółki.
- Proszę! - Usłyszała i weszła do środka.
- Oh, cześć - powiedziała Granger, kończąc pisanie wypracowania na Historię Magii.
- Hejka. Chcemy wypić piwo z chłopakami, zejdziesz? - Zapytała stojąc w drzwiach. Hermiona zerknęła na zegarek, który pokazywał szesnastą.
- No niech będzie - zebrała wszystkie pióra i pergaminy, schowała do szafki w biurku i zeszła z przyjaciółką na dół. Na kanapie przy kominku już siedzieli chłopcy, śmiejąc się z czegoś.
- Cześć Miona! - Zawołał uradowany Harry. Podeszła do niego i ucałowała jego policzek. Ronaldowi jedynie pomachała. Ginny usiadła wygodnie w fotelu, a chłopcy otworzyli im piwo.
- Jak za starych dobrych czasów - powiedział Potter opierając się o kanapę. Granger podkuliła nogi do brzucha i posłała mu ciepły uśmiech.
- Dokładnie, to za stare dobre czasy! - Podniosła wysoko swoją butelkę z piwem, a przyjaciele jej wtórowali.
- Za stare dobre czasy! - Krzyknęli razem i pociągnęli łyk. Hermiona oblizała usta ciesząc się do nich.
- Dawno już tak razem nie siedzieliśmy, tyle się dzieje.
- No, to prawda - westchnął Ron.
- Ale, co by nie było, zawsze będziemy razem - powiedziała szybko Ginny, widząc ich miny.
- Ginn ma racje, przyjaźń zawsze jest przyjaźnią - Potter mrugnął do Hermiony, która uśmiechnęła się i posłała znaczący uśmiech. Gdy tak siedzieli wspominali wcześniejsze lata nauki, śmiali się z  różnych wpadek, między innymi jak Hermiona przez przypadek zamieniła się w kota, albo jak przez Pansy, wyrosły jej duże jedynki. Jak Ronald złamał różdżkę i rzygał ślimakami, albo jak Ginny pierwszy raz spotkała Harrego. Jak Potter wiele razy lądował w Skrzydle Szpitalnym, albo jak zawsze miał pęknięte okulary. Dużo się śmiali, dużo też przeprowadzili dyskusji. Czas leciał im niemiłosiernie i gdy zegar, który wisiał nad kominkiem wbił pół do szóstej, Hermiona przeciągnęła się głośno i odstawiła butelkę drugiego piwa.
- Muszę iść.
- Dokąd?
- Umówiłam się z babcią w Hogsmade.
- Tylko wróć przed dwudziestą drugą, bo Filch zamyka wtedy bramy - powiedział troskliwym głosem Harry.
- Nie martw się, do jutra! Wyśpijcie się! - Powiedziała groźnie i przywołała swój jesienny płaszczyk. Był przecież już październik, nie mogła pozwolić sobie na przeziębienie. Wyszła kierując się do wyjścia. Ku jej zdziwieniu, siąpił deszcz. Po tak pięknym dniu, spodziewała się ciepłej nocy, a tu może się jeszcze skończyć ulewą. Westchnęła i spojrzała na pobliską gałąź.
- Feraverto - wypowiedziała a patyk przeistoczył się w parasol. Uśmiechnęła się i ruszyła do przodu. O tej godzinie było już ciemno, dlatego dziewczyna przyspieszyła kroku, kiedy znalazła się w ciemnym lesie. Półmrok, który panował na błoniach, niósł ze sobą aurę złego ducha, którego Hermiona wręcz nie znosiła. Nigdy nie lubiła ciemności, zawsze kojarzyła się jej z horrorami, które w dzieciństwie oglądała ze swoimi mugolskimi przyjaciółmi. Gdy przywołała ich na myśl, zrobiło się jej trochę szkoda. Zupełnie o nich zapomniała, w te wakacje nawet się nie widzieli. Westchnęła głęboko. Maszerowała bardzo szybko i tym sposobem po około dwudziestu minutach weszła do baru. W pierwszym momencie rozglądała się po pomieszczeniu, wzrokiem szukając babci, ale nie musiała długo przeszukiwać pomieszczenia. Z uśmiechem odwiesiła parasol i płaszcz na wieszak i podeszła do niej.
- Dobry wieczór - powiedziała, a starsza kobieta rozpromieniła się. Wstała i uścisnęły się mocno. Hermiona usiadła na przeciwko i przyglądała się staruszce.
- Dawno cię nie widziałam, dziecino - oznajmiła posyłając ciepły uśmiech.
- Ja ciebie też, babciu.
- Jak tam? O czym chciałaś ze mną rozmawiać? - Zapytała.
- O chłopaku - wzięła głęboki wdech, a na twarzy Charlotte zagościł zaciekawiony uśmiech.
- Co podać? - Zapytała Madame Rosmerta, która właśnie podeszła do ich stolika.
- Ja poproszę herbatę - oznajmiła babcia.
- Ja kawę, ale tak pół na pół z mlekiem, rozpuszczalną i dwie łyżeczki cukru - złożyła niedbałe zamówienie, poczym kobieta odeszła. Hermiona ponownie skierowała wzrok na babcię.
- Nienawidzę go, wręcz nie cierpię - zaczęła, na, co ona zrobiła ogromne oczy.
- Myślałam, że to jakaś nowa miłość - odparła zdziwiona.
- W tym problem, babciu. Ja go nie cierpiałam, uprzykrzał mi życie przez wszystkie lata w szkole, a wczoraj po prostu nie wiem, co się stało - powiedziała szybko.
- Hm... powiedziałaś, że uprzykrzał ci życie, więc uważasz to już za przeszłość? - Jej babcia była na prawdę zaskakująca. Potrafiła wychwycić nawet najdrobniejszy szczegół z jej wypowiedzi, kiedy ona nawet nie zdawała sobie niekiedy sprawy, że coś takiego w ogóle powiedziała, bądź w takim kontekście.
- Em... nie wiem sama. Dalej w zasadzie sobie docinamy, ale nie jest to już to samo, co kilka lat wstecz.
- Więc ty mu też dokuczasz?
- Odgryzam się - poprawiła ją automatycznie.
- W czym sęk?
- Wczoraj wyznał mi kilka zadziwiających rzeczy i mnie pocałował - powiedziała na wydechu - szczerzę myślę, że to w przypływie emocji, zmarła mu matka nie dawno i był na pogrzebie.
- Oh, wiesz ludzie podczas takich przeżyć, potrafią przejść diametralne zmiany. Może właśnie i jego to spotkało?
- Tu chodzi o Dracona Malfoya.
- Oh, to faktycznie zadziwiające. Mówisz, że zmarła Narcyza? - Zapytała szczerze zdziwiona, a Hermiona pokiwała głową.
- O jeny, tak mi szkoda było tej kobiety... - Okazało się, że babcia doskonale zna Malfoyów z racji, że była ich sąsiadką, na jednej z ich wakacyjnych posiadłości. Zawsze utrzymywała z nimi dobry kontakt, albo bardziej z Narcyzą. Brązowowłosa wywnioskowała, że babcia nie chce się zagłębiać w temat skąd zna arystokratów, więc nie zadawała zbędnych pytań, ufała jej.
- Niemniej jednak, co mam zrobić?
- A co czujesz? - Wiedziała, że babcia zada jej to pytanie. Ale tu tkwił cały problem, ponieważ ona nie wiedziała, co czuje. Bała się tego wszystkiego, nie miała pojęcia, co wyprawia jej umysł i ciało. Chciała poznać odpowiedź u babci, ale właśnie zrozumiała, że musiała jej poszukać u siebie. Spojrzała znacząco na Charlotte i juz obydwie wiedziały, o co chodzi. Czas mijał im bardzo szybko, kiedy już doszły do wniosku, że Hermiona musi załatwić wszystko sama, to zaczęły rozmawiać na ciekawsze tematy. Charlotte w dalszym ciągu nie chciała powiedzieć jej o tym, co rodzice ukrywają. Mówiła, że nie chce namieszać w jej własnym życiu i ich rodzinnym, co jeszcze bardziej zmartwiło Hermionę, która już zaczęła snuć pierwsze teorie. Niemniej jednak, nim się obejrzały wskazówki zegarka na nadgarstku Granger pokazywały za piętnaście dziesiątą. Zrobiła ogromne oczy.
- O nie, zaraz zamykają bramy w zamku! - Zawołała, a babcia również spojrzała na swój czasomierz.
- To moja wina, zagadałam cię! - Odparła i pospiesznie zaczęły się zbierać. Szybko zapłaciły za rachunek i pożegnały się na dworze. Dziewczyna była wściekła jak kocica, na dworze była ulewa, a ona miała jedynie dwanaście minut do dostania się do szkoły. Nie miała innego wyjścia - musiała biec. Ile sił w nogach gnała przez miasteczko, przepraszając czarodziei, którzy stali jej na drodze. Jej buty za kostkę były już całe w błocie, a ona czuła jak przesiąkają jej spodnie, gdyż parasol był dość mały, a ulewa dość duża. Osiem minut, a ona dopiero wybiegała z miasteczka. Miała na dzisiaj już dość biegania, dyszała głośno na przemian przełykając ślinę. Teraz zaczynała się najdłuższa i najstraszniejsza droga. Krople deszczu wbijały się w jej całe ciało, tym samym utrudniając widoczność. Siedem minut, a ona czuła, że opadała z sił. Przeklinała w duchu, że mogła tak cholernie długo się zagadać. Pięć minut, a jeszcze połowa trasy. Nagle wpadła na konar od drzewa i wyłożyła się jak długa na drodze. Z jękiem próbowała wstać, ale coś okropnie bolało ją w plecach. Ze łzami w oczach podjęła próbę podniesienia się, ale nie mogła się ruszyć. Zaczęła panikować, odrzuciła parasol kilka metrów od siebie, którego wiat i tak porwał jeszcze dalej i niewiele widząc, wreszcie się podniosła. Zegarek właśnie pokazał, że za dwie minuty brama wejściowa zostanie zamknięta. Była zła, łzy spływały po jej policzkach mieszając się z kroplami deszczu, była cała przemoknięta. Próbowała jeszcze truchtem podbiec do Hogwardzkich wrot, ale to nie miało sensu. Zrezygnowana już z daleka widziała zamknięte bramy. Przeklęła w duchu.
- Granger? - Usłyszała za sobą. Ze strachem i jednocześnie bólem odwróciła się do dobiegającego za jej plecami głosu...

22 komentarze:

  1. *o*
    Rozdział mega. Akcja szybka, płynna. Trochę błędów interpunkcyjnych, ale któż ich nie robi? ;)
    Podoba mi się postać babci Hermiony. Jest tak pozytywna, ciepła i serdeczna!
    Zapraszam na mojego bloga ;)
    http://im-possible-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję bardzo! Fakt, staram się je poprawiać jak tylko mogę, ale nie zawsze wychodzi.
    Wpadnę! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. świetnie to rozumiem. Ja mam z tym straszne problemy! ;)

      Usuń
  3. Jak zawsze fajnie. Ciekawe kto to za Hermioną, mam nadzieję, że Draco ;) Szkoda że, babcia nie wyjawiła jej tajemnicy, którą ma usłyszeć od rodziców. Pozdrawiam i czekam na następny Sytnia;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiedziałam że z Zabiniego taki romantyk ale to dobrze niech się stara o Ginny. Rozdział fajny dużo w nim troski o Draco i Diabła. Mam nadzieję ze wszystko z nimi w porządku. Karola

    OdpowiedzUsuń
  5. Hmmm.
    Ciekawy rozdział, pełen akcji :3
    Czy mi się wydaje, że nawiązałaś do książki 'pamiętnik księżniczki'?
    No, coraz bardziejintryguje mnie postać babci Hermiony.
    Pozdrawiam, em.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czytałam 'Pamiętnik Księżniczki' w czwartej klasie podstawówki i teraz nie za bardzo pamiętam, co tam było, co też sprowadza do tego, że nie wiem do czego miałabym nawiązać xd. Ale chętnie się dowiem! :D

      dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  6. Cudowny rozdział! :D
    Fajnie, że Harry znalazł sobie tak świetną dziewczynę jak Megan :)
    To dlaczego Blaise wie kiedy Gin kłamie...hahahahxD
    Zaskoczyła mnie troska ślizgonek...znaczy wiadomo, przejmują się Książętami ale zaskoczyła mnie inteligentna rozmowa xD
    Bardzo polubiłam Babcię Hermiony - jest taka pozytywna, sympatyczna, pełna ciepła ;)
    Ojejku, zmoczonym wracać w biegu, do tego zaliczyć glebe...niefajnie ;/ Czyżby to Malfoy wrócił nareszcie do Hogwartu i zastał Hermionę wracającą późno w ubłoconym ubraniu? ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wszystkiego kochana dowiesz się w następnym rozdziale hihihi:*
      dziękuję za komentarz!:*

      Usuń
  7. Spodobała mi się skromność Harrego.
    Blaise mnie zaskoczył.
    Myślałam, że spotkanie z babcią wyjaśni tę piekielną zagadkę. Ale widocznie nie tym razem :)
    Ogółem rozdział bardzo mi się podoba. Martwię się trochę o Mionę i jej uraz. Mam nadzieję, że to nic poważniejszego.
    Pozdrawiam!
    (u mnie nowy rozdział) :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję, dziękuję :*
    Zajrzę! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. hej, tutaj skyler z http://for-hate-to-love.blogspot.com :)
    Po pierwsze chciałabym powiedzieć, iż strasznie ale to strasznie spodobał mi się twój blog i jeżeli mogłabym prosić o informowanie na bieżąco byłabym bardzo wdzięczna :) Wtedy będę mogła zostawiać długie i wyczerpujące komentarze :)
    po drugie, chciałabym zaprosić cię na nn u nas :)
    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz i z chęcią wpadnę! :*

      Usuń
  10. Oh już nie mogę się doczekać, aż Hermiona dowie się co ukrywają przed nią rodzice. Zgaduję, że wpłynie to na jej życie w znacznym stopniu, bo inaczej nie było by to tak skrywane, co nie?
    Spodziewałam się, że nie uda jej sie dostać na czas do Hogwartu i utknie. Czyżby ta osoba, która ją wołała to nasz kochany Draco?
    Czekam z niecierpliwością i zapraszam do siebie na http://my-nie-zapominamy.blogspot.com/
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wpłynie i to bardzo :D.
      dziękuję za komentarz :*
      chętnie wpadnę :)

      Usuń
  11. Zostałaś nominowana do Liebster Awards. Więcej na:

    http://dramione-always.blogspot.com/2013/09/liebster-awards.html
    :):)

    OdpowiedzUsuń
  12. Zostałaś nominowana do Liebster Awards. Więcej na:

    http://dramione-always.blogspot.com/2013/09/liebster-awards.html
    :):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ojeju, ale mnie zaskoczyłaś! :) bardzo mi miło:)

      Usuń
  13. No co ja mogę napisać, rozdział jak zwykle bardzo dobry! Blaise jaki szarmancki :D No i coraz bardziej zastanawia mnie, co takiego ukrywają rodzice Hermiony, hmm.

    OdpowiedzUsuń