czwartek, 26 września 2013

16.


"Wyglądał na silną osobę, twardo stąpającą po
ziemi. Mającą wszystko pod kontrolą i nie mającą problemów. Jednak tkwiło w nim dziecko, które desperacko potrzebowało zrozumienia i miłości"



- Szkoda, że przegrali. Po prostu Durmstrang ma dobrego szukającego - odparł Seamus gdy zasiedli.
- Harry jest najlepszym szukającym, ale... - zaczęła w obronie dziewczyna, lecz w tym samym momencie poczuła ciepłą dłoń na swoim ramieniu. Podniosła głowę i ujrzała Pottera.
- Cieszę się, że tak myślisz, ale to nie był mój dobry mecz. Może się już wypaliłem - westchnął.
- Nie mów tak! - Zawołała z oburzeniem.
- Hermi, widziałaś sama, Krum jest strasznie dobry.
- To nie zmienia faktu, że ty jesteś lepszy!
- Nie kłóćcie się. Musimy dojść do finału z nimi, wtedy im pokażemy - oznajmiła Ginny dołączając do nich.
- Dobrze wam poszło, super się spisaliście, tylko ja nawaliłem - westchnął Potter i odwrócił się żeby wyjść.
- A ty dokąd? - Zapytała Granger.
- Straciłem apetyt, zobaczę, co u Rona.
- Poczekaj, idę z tobą! - Odparła i powoli wygramoliła się zza stołu. Podeszła do niego chwiejnym krokiem, a on wziął ją pod ramię i wyszli z Wielkiej Sali. Przez chwilę szli w milczeniu wymijając uczniów, którzy szli na obiad.
- Następny mecz będzie lepszy - oznajmiła.
- Na pewno - posłał jej niepewny uśmiech.
- To, czym się zamartwiasz? - Jej troskliwy głos, sprawił, że zrobiło mu się cieplej na sercu.
- Mam wrażenie jakbym już nie był dobry w te klocki...
- Harry...
- Poczekaj - uciszył się delikatnie - pamiętasz jak ci mówiłem o eliminacjach? Draco powinien był wygrać...
- Chyba nie chcesz się wycofać? - Zapytała zdziwiona.
- Może nie wycofać, ale odstąpić lepszemu?
- Lepszemu?!
- Wiem, że to dziwnie brzmi, ja też nie mogę uwierzyć w to, co mówię, ale jednak mam takie przeczucie, że Malfoy powinien się wykazać w tym roku.
- Może wstrzymaj się na razie z tą decyzją?
- Zobaczymy, następny mecz jest nie długo, McGonagall ogłosi termin jutro na śniadaniu - posłał jej lekki uśmiech i weszli do Skrzydła Szpitalnego. Po ogólnej obserwacji znaleźli łóżko Rona. Podeszli do niego, ale chłopak był nieprzytomny. Hermiona złapała go szybko za dłoń i ścisnęła mocno. Potter położył jej dłoń na ramieniu.
- Wyjdzie z tego.
- Mam nadzieję - powiedziała słabym głosem. Pomimo sytuacji, która między nimi ostatnio była, martwiła się o Ronalda tak samo jak przedtem. Był dla niej kimś bardzo ważnym, nie mogła o nim od tak zapomnieć. Wiedziała, że zaprzecza teraz własnym myślom, które gościły u niej jeszcze kilka tygodni temu, ale teraz wiedziała, że nie da się od tak wykreślić kogoś z własnego życia, o ile nie zrobił czegoś najgorszego. Ron wpadł w furię po sytuacji w Ministerstwie, ale gdy opadły emocje dobrze wiedział, co się kroi i przecież ją przeprosił.
- Proszę się odsunąć, szybko, szybko! - Ich chwilę zamyślenia, przerwała pani Pomfrey, która odganiała ich dłonią, niosąc tacę.
- Tak... - Powiedziała pospieszenie Granger i wstała przysuwając się do Pottera. Pielęgniarka podała mu doustnie małą dawkę eliksiru. Wytarła mu szybko usta i poprawiła pościel.
- Nie czas teraz na odwiedziny, przyjdźcie jutro - odparła surowym tonem i czekała aż wyjdą.
- Ale...
- Bez dyskusji.
- Chodź - Harry pociągnął dziewczynę za łokieć i wyszli ze Skrzydła.
- To nie fair!
- Hermiono, ona też ma swoje zasady. Idź coś zjedz - powiedział opatulając ją ręką.
- A ty nie idziesz?
- Nie mam ochoty, może na kolacje coś zjem - posłał jej delikatny uśmiech.
- Harry tak nie można!
- Oj nie marudź, leć - popchnął ją lekko w kierunku schodów.
- Przypilnuję żebyś zjadł tą kolację! - Pogroziła mu palcem.
- Dobra! - Zaśmiał się i odszedł w przeciwnym kierunku. Gdy dziewczyna powoli schodziła po schodach, jej myśli kolejny raz wkroczyły na drogę z tabliczką 'Malfoy'. Nie potrafiła nad tym panować, on sam wchodził do jej głowy i siedział w niej bez zamiaru wyjścia. Nie ukrywała, że była poirytowana jego zachowaniem, ale nie miała zamiaru tolerować tego, jak ją traktuje. Dzisiaj jest patrol, pierwszy wspólny od dłuższego czasu. Nie miała ani trochę na niego ochoty, ale musiała go odbębnić. Z westchnieniem zeszła do Wielkiej Sali, w której było już na prawdę mało osób. Usiadła i powoli zaczęła jeść swój posiłek.

~~~

            Pansy szła iście zadowolona przez korytarz. Humor, który gościł u niej o poranku, wyparował niczym woda z czajnika. Teraz wreszcie wiedziała, na czym stoi, spotkanie z Erykiem podbudowało ją i jej niecne plany. Może i nie tak prędko do wszystkiego dojdzie, ale przynajmniej widziała jak jej zemsta zaczyna kiełkować. Poza tym, przed chwilą poczuła się spełniona i uszczęśliwiona. Już dawno nie czuła się tak dobrze, po stosunku z mężczyzną. Nie mogła tego niestety porównywać do nocy spędzonych z Draconem, ale dobrze wiedziała, że Eryk jak na razie zaspokaja jej kobiece pragnienia, a ona daje mu w zamian dostęp do różnorakich rzeczy w szkole. Układ idealny. Niemniej jednak, gdy do jej głowy dotarły wspomnienia z blondynem, poczuła jak coś ją ukłuło w okolicach płuc. Już od dawna jej relacje z arystokratą się poluźniły, a w dodatku ona sama nie wiedziała, kiedy nawet minęło tyle czasu od ostatniego ich zbliżenia. Tęskniła za nim, ale ostatnie wydarzenia nie pozwoliły jej nawet na rozmyślanie o nim. Teraz poczuła ogromną chęć zasmakowania jego zimnych ust, wtulenia się w jego tors... Gdzie on może być? Przeszło jej przez głowę. Udała się w stronę Pokoju Wspólnego Ślizgonów, ale ani tam, ani w jego dormitorium go nie było. Na błoniach również nigdzie go nie znalazła, więc ruszyła w głąb zamku. Gdy minęła drzwi wejściowe do Wielkiej Sali mignął jej przed oczami. Szybkim krokiem ruszyła w jego ślady. Gdy minęła kilka zakrętów ujrzała go przy schodach wiodących na drugie piętro.
- Draco! - Zawołała, a on przystanął i odwrócił się w jej kierunku. Zobaczyła jego piękne tęczówki i miała wrażenie jakby na nowo odrodziło się w niej uczucie, którym go niegdyś darzyła, ale które stłumiła ze względu na ciągłe odrzucenia.
- Co jest? - Zapytał swobodnie wsadzając dłonie w kieszenie. Podeszła do niego już nieco wolniejszym krokiem i uśmiechnęła się kusząco. Spojrzał na nią unosząc jedną brew, ale ona dalej kontynuowała swoją grę. Podeszła do niego i położyła mu dłonie na białej koszuli, poprawiając ją lekko. On dalej wpatrywał się w nią, ale teraz z rozbawieniem. Nie mógł się powstrzymać od cichego śmiechu, widząc podchody swojej przyjaciółki.
- Wiesz, ostatnio mało spędzamy ze sobą czasu... - zaczęła mówić swoim słodkim głosem, którego blondyn wręcz nienawidził. Westchnął głęboko i spojrzał na nią wyczekująco.
- No i? - Zapytał.
- Stęskniłam się za tobą - podniosła wachlarz doklejanych rzęs do góry i spojrzała mu głęboko w oczy. Patrzał na nią swoim naturalnym i zwyczajnym spojrzeniem. Musiała przyznać, że było tak imponujące, że czasami zazdrościła wszystkim dziewczynom, że z nim spały. Przecież ona mogła być tą jedną jedyną....
- Pansy... - zaczął spokojnie i położył jej dłonie na biodrach w geście odsunięcia, lecz ona zinterpretowała to inaczej. Całym ciałem przyległa do niego i nim zdążył zauważyć, jej usta zagościły na jego. Całowała go tak zachłannie i namiętnie, że nie wiedział jak się od niej odsunąć. Im bardziej próbował się odchylić, tym bardziej ona na niego napierała. Mocno zaciskała ramiona na jego szyi, był prawie, że bezbronny. Nagle rozległ się brzdęk tłuczonego szkła, przez co oboje odskoczyli od siebie jak oparzeni. Spojrzeli w kierunku wydobywającego się dźwięku i ujrzeli coś, czego się chyba obydwoje nie spodziewali. Blaise, Ginny i Hermiona stali właśnie ze zszokowanymi minami na środku korytarza. Granger, która trzymała kubek z gorącą kawą, której aromat rozniósł się automatycznie po holu, stała teraz z wymalowanym na twarzy zdziwieniem. Zabini marszczył brwi z zaciekawieniem, a Ginny jedynie prychnęła głośno. Malfoy, gdy tylko ujrzał minę brązowowłosej Gryfonki poczuł się jak ostatni dupek na świecie. Nie wiedział dlaczego, ale właśnie takie emocje ogarnęły jego umysł. Jej oczy, które wypełniał smutek, żal i zdziwienie sprawiały, że jego skóra płonęła od zewnątrz. Za to Parkinson była w swoim żywiole, nie dość, że wreszcie od tak dawna zasmakowała ust swojego kochanka, to jeszcze zrobiła to na oczach tej szlamy. Nigdy jakoś nie zwracała na to uwagi, ale tym razem dobrze wiedziała, że Granger poczuje się paskudnie. Domyślała się, albo raczej snuła takie podejrzenia, że ta obleśna szlamica zakochała się w jej Draconie.
- Czego się tak gapisz Granger?! Nigdy się tak nie całowałaś? - Zadrwiła Parkinson - ah, no tak. Zapomniałam, że ze szlamami to trzeba obchodzić się w skafandrze i gumowych rękawicach - wybuchła głośnym śmiechem, ale nikt jej przy tym nie dorównał. Wszyscy stali w milczeniu, a ku ich zdziwieniu Hermiona kręcąc głową puściła się biegiem w zupełnie innym kierunku.
- Granger! - Zawołał Malfoy, a jego nogi same za niego zdecydowały, że robią pościg. Po kilku sekundach dwójki odwiecznych wrogów nie było, a została trójka oniemiałych uczniów.
- Co... do cholery?! - Zawołała Ginny zdumiona. Blaise jedynie wzruszył ramionami w geście niewiedzy, a Pansy zrobiła się purpurowa na twarzy.
- Wstrętna szlama! Zabini! Do Pokoju Wspólnego! - Wrzasnęła i podeszła do niego.
- Nie? - Zrobił głupkowatą miną i przysunął się do rudowłosej zdziwionej Weasley.
- Co?!
- Nie idę z tobą do pokoju wspólnego - zacisnęła ze złością usta i wypuściła ze świstem powietrze.
- Zadajesz się teraz ze zdrajcami krwi, tak? - Wysyczała w jego stronę. Nie dane było dwójce Ślizgonów rozpocząć konwersacji, bo do akcji uderzyła Ginewra. Zamachnęła się i z całej siły przywaliła mopsicy w oko. Skuliła się mocno i pisnęła z wrażenia.
- Ty wstrętna...
- Nie obrażaj mnie! - Wrzasnęła i ruszyła w jej kierunku, a to samo zrobiła ze złoszczona Parkinson. Złapały się za włosy i zaczęły mocno ciągnąć i krzyczeć. Zabini próbował którąś odciągnąć, ale żadna się nie dała. Na korytarz wparował zdenerwowany Filch.
- Co tu się wyrabia?!
- Ty wstrętna suko!
- Zamknij się Parkinson, mopsie! - Wrzasnęła i przyłożyła jej z kolana w brzuch, ale Ślizgonka nie była dłużna i wbiła jej paznokcie w ramię.
- Rozdziel je! - Krzyczał Filch do Zabiniego.
- Chyba próbuję! Pomógłby mi pan! - Woźny podszedł do niego i próbował odciągnąć jedną, ale tym samym dostał z łokcia w nos.
- Aua! - Wrzasnął wywracając się na ziemie. Blaise poirytowany całą sytuacją i zachowaniem tego próchna zaczął wydzierać się na cały głos. Ku jego zdziwieniu podziałało. Obie dziewczyny stanęły jak wryte puszczając się, a Filch stanął na równe nogi.
- Co wy ulicha wyrabiacie?! - Krzyknął na nie.
- Nie wtrącaj się...
- Dostaniecie za to szlaban! - Dodał zrozpaczonym głosem Argus trzymając się za podbite oko.
- PARKINSON DO POKOJU WSPÓLNEGO, BĘDĘ ZA DZIESIĘĆ MINUT I SOBIE POROZMAWIAMY! - Krzyknął na nią. Ona ostatni raz zmierzyła wzrokiem Ginny i oddaliła się dumnie do lochów.
- Ginewro! Za mną! - Krzyknął zostawiając zdziwionego charłaka samego z jego kotką.

~~~

- Granger! - Krzyczał głośno blondyn, ale dziewczyna dalej biegła ile sił w nogach przed siebie. Miała tego dosyć, nie mogła uwierzyć w to jak się nią bawił, jak ją okłamywał i jak oplótł ją wokół palca. Łzy, które zebrały się pod jej powiekami, były oznaką bezsilności, zdenerwowania. Wcale nie płakała przez niego, bynajmniej tak to sobie tłumaczyła. Słyszała jak jego głos roznosił się echem po korytarzach. Pomimo okropnego bólu w plecach, nie chciała się zatrzymywać. Czuła, że zaraz pęknie jej kręgosłup, ale nie mogła znieść tego, że on znowu czegoś od niej chce. Kolejne schody, kolejne zakręty.
- Granger, do cholery no! - Usłyszała, gdy kolejny raz gdzieś skręciła. Wybiegła na dwór, ale od drugiej strony dziedzińca. Zdyszana dopiero, gdy się zatrzymała poczuła jak bardzo sobie zaszkodziła tym biegiem. Przeklęła się w duchu za głupotę. Podeszła do murka i oparła się o niego. Usłyszała jak jego kroki zwolniły. Dogonił ją, jest tuż za nią...
- Posłuchaj...
- Nie! - Krzyknęła odwracając się. Łzy ciekły po policzkach, a ból był nie do zniesienia - mam ciebie dosyć rozumiesz?! Bawisz się mną i moimi uczuciami! - Wrzasnęła machając ręką.
- Granger - starał się mówić spokojnie i neutralnie, ale to na nią nie działało.
- Co ty sobie wyobrażasz?! Cały czas kłamiesz! Jesteś wstrętny! Przez chwilę myślałam, że może coś... - nabrała powietrza - że może coś się w tobie zmieniło! - Kolejna fala łez zakryła jej czerwone rumieńce - jesteś taki sam jak byłeś kiedyś!
- Posłuchaj mnie...
- Nie chcę, rozumiesz?! Mam dość, mam dość omamiania. Po cholerę mi opowiadałeś takie bajeczki na wieży astronomicznej?! - Krzyknęła zakrztuszając się łzami. Przytulił ją mocno do siebie, ale ona szybko zaczęła uderzać w jego klatkę piersiową i z wielkim trudem uwolniła się od niego.
- Nie dotykaj mnie! Mam ciebie dość! Idź do swojej Parkinson! - Krzyknęła i osunęła się po murku na ziemie. Przykryła twarz dłońmi i płakała tak głośno, że obudziłaby zmarłych. On nie mógł na to patrzeć, wiedział, że źle robił, ale on sam nie radził sobie z tym, co poczuł przez ostatnie kilka tygodni. Nie potrafił sobie tego racjonalnie wytłumaczyć, dlatego chciał się od niej odsunąć za wszelką cenę. Usiadł obok niej i chciał ją objąć, ale odsunęła się od razu. Po chwili spojrzała na niego pociągając nosem.
- Zostaw mnie w spokoju, rozumiesz? - Załkała - nie chcę cię znać, nienawidzę cię - wydusiła z siebie. On bez słowa na siłę przyciągnął ją do siebie i mocno objął. Nie miała siły się wyrywać, cały jej plan legł w gruzach, on był jak narkotyk.
- Nie ma nic między mną a Parkinson...
- Kłamiesz! - Załkała.
- Nie! - Uniósł się, a ona znowu chciała się wyrwać, ale przytrzymał ją w żelaznym uścisku.
- Nienawidzę cię - szepnęła chowając głowę w jego ramionach i łkała cicho, mocząc łzami koszulę.
- Hermiono... - zaczął, a ona niczym porażona podniosła szybko głowę i spojrzała na niego z zaciekawieniem.
- Nigdy tak do mnie nie powiedziałeś - powiedziała ochrypłym głosem.
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz...
- Zostaw mnie w spokoju, błagam - szepnęła, a jej oczy kolejny raz napełniły się łzami. On zmarszczył brwi i wytarł dłonią jej mokre policzki. Odgarnął włosy z czoła i spojrzał głęboko w oczy.
- Nie potrafię - to było ostatnie, co powiedział, ponieważ złączyli się w długim pocałunku. Był przepełniony różnymi uczuciami, od nienawiści, namiętności, pragnienia aż po zachłanność....

~~~


Nie mogę opisywać zbyt dużo, ponieważ mogą mi przechwycić sowę, niemniej jednak nie mam dobrych wieści. Ridlle jakimś cudem znalazł się w Hogwarcie, nie jest za ciekawie. Spotkajmy się w następną sobotę o 17 w Hogsmade. Co do miejsca, jeszcze uzgodnimy.
Pozdrawiam, J.Lavard.


            Z owym listem, Joe maszerował pospiesznym krokiem w stronę Sowiarni. Było już późno, ale nie mógł z tym zwlekać, jego obecność w szkole była okropnym zagrożeniem, nie tylko dla niego. Nie mógł zrozumieć, jakim cudem go znalazł albo, jakim cudem udało mu się tutaj wejść, dotrzeć. Wiedział, że była to ingerencja kogoś ze szkoły, ale nie mógł sobie teraz za cholerę nikogo skojarzyć. Przecież nikt ostatnio się jakoś dziwnie nie zachowywał. Cała ta sytuacja była podejrzana i cuchnęła jakimś przestępstwem. Przywiązał list do nóżki czarnej sowy i wypuścił ją przez małe okno. Jeszcze przez chwilę wpatrywał się w pełnię księżyca, aby po chwili opuścić już to brudne i nieczyszczone chyba od lat miejsce.
- Joe? - Usłyszał przed sobą i zatrzymał się gwałtownie.
- Hermiona?
- Co tu robisz?
- Wysyłałem sowę.
- O tej porze? - Zapytała zdziwiona. Było bardzo ciemno i widział jedynie zarys jej postaci, ale przy głębszym analizowaniu, zdążył również zobaczyć stojącego za nią Malfoya.
- Pilna sprawa - odparł wymijająco.
- Dobra, ale zmywaj się stąd lepiej, tak żeby Filch cię nie widział! - Powiedziała karcąc go palcem, a chłopak kiwając głową zbiegł po schodach. Ciężko mu było z nią teraz rozmawiać, a nawet na nią patrzeć. Przecież była niewinna...

~~~

- Dzień dobry kochani! Od razu, żebym nie zapomniał, chciałbym wam przypomnieć, że od dzisiaj rusza klub Ślimaka! - Zawołał Slughorn na lekcji eliksirów w poniedziałek rano. Większość uczniów była zaspana oraz jeszcze nieprzytomna po hucznych imprezach, które odbyły się po wczorajszym meczu. Połowa drzemała teraz słodko na ławkach, inni wydawali się być kompletnie nieobecni, jak na przykład Hermiona. Po wczorajszej rozmowie z Draconem nie mogła się otrząsnąć. Miała dzisiaj podkrążone i napuchnięte oczy, była niewyspana i w dalszym ciągu nie wiedziała, na czym stoi z blondynem. Jednego mogła być pewna na sto procent, nic jej się nie przyśniło i Draco Malfoy pocałował ją drugi raz. Tak, kolejny raz całowała się ze Ślizgonem, odwiecznym wrogiem. Czemu ona w ogóle na to pozwalała? Miała się od niego odseparować, unikać go jak powietrza, tak jak było do teraz. Co się stało, że nie mogła teraz przestać o nim rozmyślać?
- Panno Granger? - Spojrzała niemo w stronę nauczyciela, ale po kilku sekundach się ocknęła i wyprostowała jak struna.
- Tak?
- Mogłaby pani pójść do klasy pani Break i zaprosić jej uczniów na dzisiejszą lekcję w moim imieniu? - Uśmiechnął się do niej uprzejmie. Dziewczyna pokiwała lekko głową i wstała.
- A gdzie mają zajęcia?
- Na pierwszym piętrze, sala sto dwa - posłał jej jeszcze jeden uśmiech, a ona zniknęła za drzwiami. Powolnym krokiem szła w wyznaczone miejsce. Plecy w dalszym ciągu nie dawały za wygraną, a ona czuła jakby jej stan się pogarszał. Z westchnieniem zapukała do klasy, profesor eliksirów z Hiszpanii i zajrzała nieśmiało.
- Tak? - Zapytała koślawym angielskim.
- Przepraszam, że przeszkadzam. Profesor Slughorn prosi, aby pani wraz z klasą dołączyła do naszych dzisiejszych zajęć - uśmiechnęła się nieśmiało. Na twarzy kobiety pojawił się uśmiech. Powiedziała po hiszpańsku do swoich uczniów, aby się zbierali i po chwili kroczyli już za Hermioną do lochów. Gdy weszli do sali, Ślimak od razu podbiegł do profesor Break i ucałował ją w dłoń.
- Miło mi, że się zgodziłaś. Siadajcie - zwrócił się do uczniów. Pokiwali głowami i zasiedli przy wolnych miejscach.
- Na dzisiejszych zajęciach będziecie przygotowywać eliksir Felix Felicis - posłał im ogromny uśmiech - kto mi powie, cóż to jest za wywar....
- Jest to inaczej eliksir płynnego szczęścia. Każdy, kto go wypije przyniesie szczęście. Jest zabroniony przy zdawaniu egzaminów, oraz...
- Tak, tak. Darujmy sobie przy czym jest zakazany, dziękuję panno Granger - zachichotał nerwowo - dziesięć punktów dla Gryffindoru - uśmiechnęła się lekko i spojrzała na nauczyciela. Nie lubiła jak jej przerywano, ale nie chciała robić w ten sposób awantury.
- Znam jedną osobę, która w ciągu ostatnich lat idealnie uwarzyła wywar płynnego szczęścia - zawołał do całej klasy, a po chwili jego wzrok padł na Harrym. Chłopak zarumienił się lekko nerwowo spoglądając na boki.
- Tak Harry, to ty. Gratulacje - zaczął klaskać w dłonie, a reszta klasy, oprócz Ślizgonów, mu wtórowała.
- Dobiorę was w pary, macie całe dwie lekcje na to. Ci, którzy wygrają, dostaną ode mnie taką o to fiolkę wywaru - pokazał im maluśką szklaną buteleczkę. Machnął różdżką a w jego rękach ukazał się woreczek z numerkami.
- Tu mam narysowane liczby i ich słowne odpowiedniki. Tak proszę dobrać się w pary - uśmiechnął się i wszyscy zaczęli podchodzić do Ślimaka po swoją karteczkę. Hermiona wylosowała numer piętnaście i rozejrzała się po sali, czy ktoś już przypadkiem go nie ma.
- Piętnaście? - Zawołała na głos, a przed jej twarzą znalazł się kapitan drużyny Hiszpańskiej. Uśmiechnęła się szeroko na jego widok. Ostatni raz rozmawiali na rozpoczęciu roku.
- Znowu się spotykamy - powiedział koślawo i zaprosił gestem do wolnego stolika.
- No masz rację, znowu - zachichotała.
- To, co? Chyba wygramy prawda? - Wyszczerzył do niej zęby.
- No oczywiście - usiadła wygodnie i chwyciła swój podręcznik do Eliksirów.
- Co my tu mamy...
- Sproszkowany róg dwurożca, korzeń waleriany, suszona pokrzywa, kamień księżycowy i figi - Brandon powiedział to z pamięci, nie odwracając ani na chwilę oczu, od tęczówek brązowowłosej, która wpatrywała się w niego ze zdziwieniem.
- Dokładnie - wyszeptała po chwili, a on kolejny raz się uśmiechnął.
- To jest główny eliksir na egzaminach u nas w szkole. Przyrządza się go dwa razy w roku, w końcu trwa to sześć miesięcy.
- Ale po, co?
- Jest to zaraz po eliksirze wielosokowym najtrudniejszy wywar.
- Imponujesz mi - odparła odkładając wolumin na biurko.
- Cieszy mnie to - wyszczerzył zęby. Ona pokręciła głową i chciała wstać w kierunku szafek ze składnikami.
- Ja pójdę, siedź - wstał szybko zanim zdążyła chociażby zaprzeczyć. Zdziwiona jego reakcją otworzyła spokojnie podręcznik na trzysta dwudziestej stronie i czytała spokojnie, co jak i kiedy trzeba dodać.
            W tym samym czasie Draco siedział i ze złością wpatrywał się w stolik Zabiniego, który o dziwo miał szczęście nawet bez tego pieprzonego Felix Felicis i właśnie gaworzył sobie w najlepszą z mega seksowną hiszpanką. Nawet Weasleyowi i Potterowi się poszczęściło w parach, a on? Niechętnie spojrzał w kierunku Eloisy Midgen. Uśmiechała się do niego głupkowato i zatrzepotała rzęsami. Zrobiło mu się strasznie niedobrze, miał wrażenie, że całe śniadanie zaraz zwróci do tego kociołka. Za jakie grzechy to na jego musiało trafić? Na pięknego, przystojnego Casanovy szkolnego? Wstrętny prosiak, gapi się na niego jakby zaraz miała wpieprzyć go jak marchewkę, czy cholera wie, co się daje prosiakom.
- Dobra, zróbmy to szybko i miejmy to z głowy - udało mu się wydusić.
- Ależ ty masz piękny głos - zatrzebiotała. Podręcznik, w którym teraz szukał odpowiedniej strony huknął z trzaskiem opadając na stolik. Podniósł głowę w jej stronę i wiedział, że to był błąd.
- Panie profesorze?
- Tak?
- Muszę do toalety, niedobrze mi - powiedział wymownie i wyparował z klasy niczym woda z czajnika, zostawiając Eloise samą. Zabini nie mógł powstrzymać się od wybuchnięcia śmiechem.
- Co pana tak śmieszy? - Zapytał zdziwiony Slughorn.
- Nie, nic - odparł w przerwie od chichotów.

            Hermiona ukradkiem spojrzała na całą sytuację i podobnie jak Blaise, parsknęła śmiechem. Jednak po chwili nieobecności, znowu powróciła do rozmowy z Hiszpanem, który przed chwilą przyniósł wszystkie potrzebne składniki.
- Dobrze, więc zaczynamy - zarządziła i posłała mu dumny uśmiech. Zaczęli powoli wrzucać wszystko zgodnie z przepisem i poradami poprawiającymi błędy w podręczniku. W tym samym czasie wrócił Draco. Był blady i jego mina wskazywała na jedno-po dzisiejszym dniu będzie wyglądał jakby go ktoś torturował. Zmusił się do jakiejkolwiek współpracy z Eloise, uprzednio zakazując jej odzywania się do siebie. Fakt, w tym momencie był zwykłym zimnym draniem, ale wolał tą opcję, niż pawiowanie przez całe dwie godziny. Oprócz tego niefortunnego faktu, dręczyło go jeszcze coś. Hermiona najwyraźniej świetnie bawiła się w towarzystwie tego całego Brandona. Kolejny raz jakieś dziwne i nienormalne moce zawładnęły jego umysłem, co się do cholery dzieje? Ogarnęła go zwyczajna irytacja wobec tego osobnika. Nie mógł pojąć, dlaczego ona tak świetnie bawi się w jego towarzystwie, co on ma takiego w sobie, że przy nim się śmieje, a przy Draconie płacze? Zdenerwowany wyczekiwał jedynie dzwonka, jako zbawienia. Nie mógł znieść widoku śmiejącej się dziewczyny i jakże przemiłego i przesłodzonego wzroku tego kochasia.
- Dziękuję wam za lekcje, eliksiry ocenię i jutro podam wam wyniki! - Zawołał Slughorn zaraz po dzwonku. Uczniowie zaczęli się zbierać i pakować swoje rzeczy do toreb.
- Co masz teraz za lekcje? - Zapytał Brandon.
- Numerologię - posłała mu ciepły uśmiech.
- A więc lubisz liczby? - Zapytał i powoli skierowali się do wyjścia.
- Tak, z pewnością wolę to niż wróżbiarstwo - dodała posępnie. Chłopak zaśmiał się głośno.
- Wasza nauczycielka jest tak przekonująca, że już wiem, co będę robił przez kolejne dwadzieścia lat - parsknęła śmiechem na jego wypowiedź.
- Proszę cię, jeżeli w ciągu tego okresu zginiesz z trzy razy, staniesz twarzą w twarz z okrucieństwem i oberwiesz jadem z czyrakobólwy, to radzę ci już teraz ze sobą skończyć - powiedziała udając głos Trelawney i oboje zaśmieli się głośno. Szli spokojnie korytarzem, gdy nagle Brandon wyłożył się jak długi na podłodze. Hermiona zrobiła ogromne oczy i szybko do niego podbiegła.
- Nic ci nie jest? - Pokiwał głową podnosząc się ciężko. Gdy podniosła głowę ujrzała Malfoya, który z całej siły próbował ukryć tryumfalny uśmiech. Uniosła wysoko brwi.
- Przepraszam cię na moment - powiedziała do chłopaka, który zbierał swoje kończyny z podłogi i popędziła w stronę blondyna. Stanęła przed nim i hardo spojrzała mu w oczy.
- Czemu to zrobiłeś? - Zapytała od razu.
- Ale co? - Udał zdziwienie. Uderzyła go z całej siły w ramię.
- Auć, Granger! - Zawołał łapiąc się za bolące miejsce. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i czekała na odpowiedź.
- No nie patrz się nie wiem, o co ci chodzi! - Rozłożył ręce w geście zdumienia. Zmrużyła niebezpieczne powieki w jego stronę.
- Nie wierzę ci.
- Żadna nowość - westchnął. Ciężkim krokiem podszedł do nich Brandon i skierował się bezpośrednio do Hermiony.
- Przepraszam, że przeszkadzam. Ale mam do ciebie pytanie... - Zaczął i wymownie spojrzał na blondyna, który jedynie uniósł brwi i w dalszym ciągu stał niewzruszony z rękoma w kieszeniach.
- Nie krępuj się - dodał spokojnie, na co Hermiona poczuła, że zaraz wybuchnie śmiechem. Hiszpan spojrzał to na Granger to na Malfoya i lekko speszony odciągnął ją dwa kroki dalej. Spojrzał głęboko w oczy i poprawił torbę na ramieniu.
- Wiesz, jak wtedy rozmawialiśmy na rozpoczęciu roku, bardzo mi się spodobałaś... - przerwało mu okropnie głośne ziewnięcie Dracona. Chłopak spojrzał na niego spode łba, a dziewczyna przygryzła wargę w celu uspokojenia się.
- Tak... - odparła, gdy ponownie na nią spojrzał.
- Pomyślałem sobie, że może, skoro tak świetnie się dogadujemy... - tym razem arystokrata parsknął śmiechem. Brandon wypuścił ze świstem powietrze i odwrócił się do chłopaka.
- Masz jakiś problem, koleś? - Zapytał widocznie poirytowany. Draco podszedł do niego i patrzał na niego z góry. Jego prawie dwa metry, nie równały się do metra siedemdziesięciu chłopaka.
- Mogę zaraz mieć - syknął w kierunku kurdupla.
- Ej! - Zawołała Hermiona stając między nimi i odpychając ich. Spojrzała złowrogo na blondyna i odwróciła się do rozmówcy.
- Pójdziesz ze mną na bal Halloweenowy? - Zapytał spokojnie. Hermiona mimowolnie szeroko się uśmiechnęła i już chciała powiedzieć 'tak', kiedy ku zaskoczeniu i jej i Brandona, blondyn znalazł się tuż za Hermioną i objął ją w pasie. Dziewczyna poczuła się speszona i chciała się wyrwać, ale trzymał ją na tyle mocno, że nic nie mogła zrobić.
- Trochę się spóźniłeś kolego, ponieważ Gra...Hermiona już z kimś idzie - posłał mu najbardziej wredny uśmiech, na jaki było go stać. Brązowowłosa spojrzała zdumiona na chłopaka, ale nic nie odpowiedziała.
- Tak? - Zapytał Hiszpan w kierunku dziewczyny. Ona się zająknęła.
- Mówię dość nie wyraźnie? - Powtórzył Malfoy.
- Nie. Do zobaczenia, kiedy indziej Hermiono - zwrócił się bezpośrednio do dziewczyny i odszedł zostawiając ich samych. Wyswobodziła się szybko z uścisku Ślizgona i zmierzyła go ostrym spojrzeniem.
- Co ty ulicha wyrabiasz?!
- Ratuję ci tyłek! - Udał oburzenie.
- Słucham?! To Brandon ratował mi tyłek przed pójściem samej na bal, teraz to już mogę się o to kompletnie nie martwić, bo chyba zamknę się w pokoju....
- Granger, głucha jesteś? Nie zrozumiałaś tego, co mówiłem do tej atrapy mężczyzny? - Uniósł wysoko brwi i schował dłonie do kieszeni.
- Co? - Spojrzała na niego zirytowana.
- Jezu, Granger. Czasami się zastanawiam, czy ty jesteś taka głupia i udajesz mądrą...
- MALFOY! - Wrzasnęła uderzając go ponownie w ramię.
- Ej! Uważaj sobie! - Krzyknął łapiąc ją za nadgarstek. Zmrużyła powieki w jego stronę.
- Czemu to zrobiłeś?!
- Bo idziesz ze mną?! - Odpowiedział pytaniem na pytaniem. Ona stanęła jak wryta i zszokowana.
- Cco? - Wydukała. Westchnął głęboko.
- Tylko nie narób mi wstydu i ubierz się jakoś porządnie - dodał posyłając jej iście Ślizgoński uśmiech i zniknął z jej pola widzenia, nim zdążyła cokolwiek powiedzieć. 

wtorek, 24 września 2013

MINIATURKA cz.II

           "Moje serce umrze razem z Tobą"



            Nazajutrz, gdy deportowała się do pracy, nie wyglądała na wypoczętą, ale czekał ją bardzo długi dyżur. Weszła do św. Munga, witając się z sekretarkami i udała się na czwarte piętro. Gdy była już w swoim gabinecie, odstawiła torbę i ubrała biały kitel.
- Co my tu mamy - mruknęła, gdy usiadła do biurka i zaczęła przeglądać papiery. Chwyciła po kolei diagnostykę każdego pacjenta i ruszyła w stronę wyjścia. Po drodze spotkała swoją pielęgniarkę.
- Czy chirurdzy już są na naradzie? - Zapytała.
- Tak, czekają na panią.
- Dziękują, Aleks - posłała jej ciepły uśmiech i weszła do gabinetu ogólnego.
- Dzień dobry, kochani.
- Dzień dobry - odpowiedzieli. Usiadła na jednym z foteli i rozłożyła swoją diagnostykę.
- Dobrze, zaczynajmy. Kto pierwszy?
- Może ja - zaczęła Krystin - niska kobieta o twarzy konia.
- Proszę - powiedziała Granger popijając łyk kawy.
- Pacjent trzydzieści sześć lat, uraz głowy, nie stwierdziłam wstrząśnienia, poparzone kończyny dolne, kawałek prawej strony brzucha, może i wątroby. Wylał mu się kwas z czyrakobólwy - Granger zrobiła kwaśną minę. Tak przebiegła jej narada, a później sama zaczęła przechadzać się do swoich pacjentów. Gdy po trzech godzinach usiadła w biurze zajęła się papierkową robotą. Po niespełna godzinie, do jej gabinetu wleciała zdyszana Aleks.
- Dwóch poszkodowanych, uroki czarnomagiczne, złamane kończyny, krwotok wewnętrzny! - Krzyknęła. Granger poderwała się z biurka i pobiegła za pielęgniarką.
- Podaliśmy eliksir przeciwbólowy, ale tu jest potrzebna operacja - powiedział szybko jeden z ogólnych magomedyków, wskazując na jednego z mężczyzn. Hermiona założyła szybko rękawiczki i dotknęła jego brzucha.
- Natychmiast na salę operacyjną. Przysłać mi do asystowania wolnego chirurga. Tego pana - wskazała na mniej poszkodowanego - proszę poskładać mu kości i podać leki przeciwbólowe, grykowitaminę, eksypolominę i dożylnie to! - Krzyknęła na odchodne i już biegła w stronę sali operacyjnej.

~~~

            Gdy Draco w skrócie opowiedział Harremu wydarzenia z Nowej Kaledoni, Potter był w totalnym szoku. Nie spodziewał się, że Malfoy kiedykolwiek wróci, a dopiero z taką przygodą. Cały czas myślał na temat tych osób, które chcą zemsty Czarnego Pana.
- Musisz znać ich nazwiska, chociaż - powiedział po chwili namysłu.
- Nic nie wiem, trzymali mnie pod ziemią.
- Jak uciekłeś?
- Mieli komplikacje z czarami, nie wiem, jak, ale moja różdżka trafiła w moje ręce pewnego dnia. Od razu starałem się uciec, zabiłem ich przywódcę, ale oni powiedzieli, że dokończą to za niego i wskrzeszą Voldemorta - powiedział wykończony już niekończącymi się pytaniami ze strony Pottera.
- Cholera jasna! Czemu w to wszystko jest zamieszana, Hermiona no! - Krzyknął zdenerwowany.
- Wszyscy się nad tym zastanawiamy! - Krzyknął Zabini.
- Musisz się z nią spotkać - powiedział po chwili ciszy Harry.
- Nie...
- Przestań Draco. Potter ma racje, bez tego nic nie załatwisz.
- Ale.
- Żadnego, ale - nakazał Minister - i zrobisz to jeszcze dzisiaj - warknął w jego stronę zdenerwowany.

~~~

            Dochodziła godzina dwudziesta pierwsza, gdy Hermiona wyszła z sali operacyjnej. Była wykończona, ale dumna z siebie, uratowała tego chłopaka, ale ledwo, ledwo. Opadła na swój fotel, a pojedyncze kosmyki włosów wypadły jej z kitka. Czuła jak jej kark przechodzą nieprzyjemne dreszcze. Przeciągnęła się ziewając i zaczęła pakować rzeczy do torby. Jej dyżur skończył się już prawie dwie godziny temu. Gdy zebrała wszystkie papiery, teleportowała się do domu. Gdy weszła, ujrzała swoją mamę, która siedziała na kanapie ze śpiącym u niej na kolanach Timim. Zmarszczyła brwi i podeszła do niej, lekko ją szturchając, gdyż też drzemała.
- Oh, Mionka - powiedziała, gdy otworzyła oczy.
- Gdzie Igor? - Zapytała zdziwiona.
- Dostał pilne wezwanie na misję jakieś dwie godziny temu i zadzwonił po mnie.
- Mówił dokąd? - Zapytała zdejmując szpilki i rozpuszczając włosy.
- Nie, powiedział, że wróci jutro wieczorem - odparła odkładając malucha na drugi koniec kanapy i przykryła go kocykiem.
- Chcesz kawy? - Zapytała Hermiona. Jej matka stanęła patrząc na nią.
- Kochanie, jesteś strasznie zmęczona, połóż się spać już - posłała jej troskliwy uśmiech - ja też już jadę do domu.
- Dobrze, mamo - odprowadziła ją do wyjścia.
- Dziękuję, że się nim zajęłaś - pocałowała rodzicielkę w policzek.
- Nie ma, za, co. Wpadnij do nas w weekend, następny - posłała jej zachęcający wzrok.
- Dobrze.
- No, to do zobaczenia - uścisnęły się jeszcze raz i po kilku minutach usłyszała odjeżdżający samochód matki. Z westchnieniem ruszyła do kuchni. Włączyła czajnik z wodą i podeszła do swojego małego synka. Pogłaskała go po grzywce i najdelikatniej jak umiała podniosła go, kładąc na wygodniejszą część kanapy i przykryła kocykiem. Nie chciała go zostawiać samego na górze, bo jak się obudzi, to będzie chciał schodzić po schodach i nie daj boże by spadł. Dlatego dzisiaj będzie spał z nią, a ona musiała jeszcze wypić kawę i posprzątać trochę. Nie usłyszała nawet, gdy ktoś wszedł do jej domu. Spokojnie zalewała wrzątkiem kawę i dosypywała cukru, a przybysz stał w wejściu do kuchni połączonej z salonem i przyglądał jej się z delikatnym uśmiechem na twarzy. Gdy Hermiona się odwróciła, jej serce stanęło w miejscu, oczy rozszerzyły się do maksymalnych rozmiarów, a kubek, który trzymała w dłoni, wysunął się z głośnym trzaskiem rozbijając o ziemię. Dopiero to ją ocuciło, szybko wyjęła różdżkę, ale nim to zrobiła, mężczyzna zrobił to za nią.
- Chłoczyść - powiedział, a po kubku i plamie po kawie, nie było śladu. Hermiona nie wiedziała, co ma zrobić. Ogromne jak grochy łzy spływały po jej policzkach. Łkała cicho patrząc mu w oczy. Nie wiedziała, czy ma pobiec i go przytulić, czy wyrzuć za drzwi. Oparła się o blat delikatną dłonią, a ku zdziwieniu Dracona, ujrzał na jej palcu pierścionek zaręczynowy. Chciał do niej podejść, przytulić ją, dotknąć jej, ale nie mógł. Czuł wielką blokadę w sobie, bał się jej odrzucenia.
- Przepraszam - wymamrotał po chwili, a ona łkała zalewając się kolejny raz łzami. Podeszła do niego i ścisnęła go małymi dłońmi za koszulę. Do jej nozdrzy dotarł zapach jego perfum, czuła jak wypełnia jej całe ciało. Szarpnęła nim delikatnie, a później zaczęła uderzać w jego klatkę piąstkami, coraz mocniej i mocniej. Szlochała przy tym i mamrotała słowa takie jak:
- Nienawidzę cię, draniu, bydlaku - on jedynie złapał delikatnie jej nadgarstki i przytrzymał spoglądając na jej oczy, które tak bardzo kochał.
- Kocham cię - wyszeptał. Hermiona słysząc te słowa kolejny raz zaszlochała, ale zarzuciła mu ręce na szyję i wtuliła się w niego mocno, stając na palcach. On objął ją w żelaznym uścisku i zatopił dłoń w jej brązowych lokach.
- Ja ciebie też - wyszeptała. Stali tak, zatracając się w tej chwili, dopóki nie dobiegł ich dziecięcy głos:
- Kto to jest mamusiu? - Hermiona szybko oderwała się od chłopaka i spojrzała na zaspanego syna. Stał na schodkach wycierając zaspane oczy. Wyszła mu koszula ze spodni, a jedna szelka opadła z ramienia. Gdy Draco go zobaczył, poczuł jakby oblano go wiadrem zimnej wody. Doskonale poznał w tym chłopcu oczy, które miał po Granger. Przez jego myśl przemknęło, że dziewczyna jednak sobie z kimś ułożyła życie, ma dzieci, ale Zabini mówił, że jest z tym gościem trzy miesiące. Nic mu się nie zgadało, był zszokowany, widokiem malca. Nie wiedział, co ma powiedzieć. Granger podeszła do niego szybko, wycierając łzy i przykucnęła przed nim, poprawiając mu koszulę i spodnie.
- To Timi jest... - przez chwilę się zawahała, a Draco znowu doznał szoku. Ten chłopczyk nosił imię, które on chciał nadać swojemu synowi, mówił zawsze o tym Hermionie, gdy rozmawiali o założeniu rodziny, poza tym on ma takie blond włosy...ale to przecież nie jest możliwe.
- To jest - ponownie zaczęła przełykając ogromną gulę w gardle - Timi to twój tata - powiedziała siląc się na uśmiech i spojrzała w tedy na oniemiałego arystokratę.
- Tatuś juz wrócił z tych wakacji? - Zapytał najwyraźniej uradowany. Czyli jednak o nim wspominała, czyli on ma syna, z ukochaną kobietą przeleciało przez myśli Dracona. Nie mógł uwierzyć, nie tego się spodziewał po powrocie. Czuł, że jego serce, wypełnia ogromna radość, kucnął teraz i powoli uśmiechnął się do Hermiony i do własnego syna.
- Cześć Timi - powiedział prawie bezgłośnie, a kobieta uroniła kolejne kilka łez, nie wierząc, że dożyje kiedyś takiego momentu. Uświadomiła sobie właśnie, że nie obchodzi ją, co się działo z Draconem. Wiedziała, że ją kocha i wrócił. To było najważniejsze.
- Tatuś! - Zawołał chłopczyk i ku zdziwieniu obojga, rzucił się Malfoyowi na szyję i mocno przytulił. Draco w pierwszym momencie nie wiedział, co zrobić, ale po chwili podniósł małego, wstając i uniósł go wysoko nad sobą. On zaczął się śmiać beztrosko, a wtedy blondyn ujrzał w nim siebie. Gdy Timi się tak śmiał i machał rączkami i nóżkami w powietrzu nad głową chłopaka, Hermiona płakała ze szczęścia. Mężczyzna pocałował syna w czoło i usadowił go sobie na przedramieniu, tak, że on trzymał się jego szyi i opierał głowę na jego ramieniu. Blondyn spojrzał na swoją ukochaną. Podszedł do niej, a ona od razu wtuliła się w jego tors.
- Wróciłeś - wyszeptała wtulając się w niego jeszcze mocniej.
- Jestem - odparł. Stali tak jeszcze chwilę w milczeniu, kiedy nie usłyszeli głośnego ziewania ich synka.
- Położę go spać - powiedziała kobieta.
- Mogę ja? - Zapytał z nadzieję w głosie Draco, a ona zrobiła zdziwione oczy, ale pokiwała głową. Zaprowadziła blondyna do jego pokoju i pomogła mu rozebrać małego Timiego. Gdy ubrali go w piżamkę, Malfoy położył go w łóżeczku i pocałował w czoło, przykrywając kocykiem. Oboje stali nad jego łóżkiem do momentu, kiedy nie zamknął powiek i nie zaczął spać. Wtedy spojrzeli sobie w oczy i po chwil wyszli na zewnątrz, zamykając bezgłośnie drzwi. Granger zeszła na dół, a za nią kroczył arystokrata. Miała wielką ochotę wtulić się w niego i zostać w ramionach na zawsze, ale nie chciała go wystraszyć, chciała się dowiedzieć, co się z nim działo, pragnęła rozmowy z nim. Weszła spokojnie do kuchni. Miała na sobie jasne beżowe rurki i zwiewną zieloną bluzkę. Gdy wstawiła wodę na herbatę, odwróciła się wreszcie do niego. Patrzał na nią ze łzami w oczach, a ona mimowolnie zaczęła płakać. Zrobiła dwa długie wdechy.
- Gdzie...co...się z tobą działo? - Wydusiła z siebie.
- Chodź do mnie - powiedział cicho, a ona spojrzała na niego uśmiechając się delikatnie. Podeszła niepewnym krokiem i wtuliła się w jego ramiona. Położył jej głowę na ramieniu i wdychał zapach jej włosów. Ona wbijała mu palce w plecy z tęsknoty i plamiła koszulę łzami. Pogłaskał ją delikatnie po głowie i bez żadnej trudności podniósł ją delikatnie i zaniósł do salonu, wyłączając wodę. Posadził ją sobie na kolanach i siedzieli tak przez chwilę w milczeniu. Różdżką zapalił wszystkie świeczki i ogień w kominku, oraz zgasił główne światło. Spojrzał jej głęboko w oczy i delikatnie przysunął swoje usta do jej.
- Czekaj - powiedziała nagle - powiedz, co się z tobą działo? - Spojrzała na niego troskliwie. On westchnął głęboko i w streścił jej całą opowieść. Hermiona słuchała jej z szeroko otwartymi oczyma, co jakiś czas wypuszczając łzy. Pokazał jej swój brzuch, a ona ze strachem go dotknęła. Nie mogła zrozumieć, dlaczego akurat jej szukali, dlaczego ona była im potrzebna?
- Draco, boję się - wyszeptała po chwili. Malfoy pogłaskał ją po policzku i posłał zmartwiony wzrok.
- Obiecuję, że już teraz nie zostawię cię na krok - powiedział ochrypłym głosem i wytarł łzy, które spływały po jej policzku. Powoli kolejny raz przysunął się do jej ust i tym razem złożył na nich bardzo delikatny pocałunek. Dziewczyna poczuła jak przyjemne ciepło rozchodzi się po jej ciele, zapomniała już, jak bardzo pragnęła tego mężczyzny, jak bardzo za nim tęskniła. Wplotła swoje drobne palce w jego blond włosy, a on przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie. Po chwili pocałunek z delikatnego i romantycznego, stał się namiętnym, gwałtownym i spragnionym oddaniem. Oboje dopiero teraz zrozumieli, jak bardzo tęsknota zagościła w ich duszach i ciele, jak bardzo nie mogli bez siebie żyć. Coraz bardziej zachłanne pocałunki, stawały się jedynie tłem, przy oddawaniu emocji. Oboje walczyli o dominację, ale żadne z nich nie mogło opanować drugiego. Ręce Dracona błądziły pod bluzką Hermiony, gładząc jej plecy. Ona zaczęła odpinać guziki przy jego koszuli. Musiał przyznać, że czteroletnia abstynencja od współżycia, była straszną udręką, tym bardziej, że teraz, po tak długiej przerwie, miał tak ogromną ochotę, na tą kobietę. Czując jej poczynania, zgrabnie posadził ją sobie okrakiem na brzuchu i po chwili podniósł i kierował się w stronę schodów. Nie przestawali się całować, gdzie znaleźli się w sypialni Hermiony, kobieta szybko pozbyła się zbędnej koszuli swojego ukochanego, a on zwinnym ruchem zdjął jej bluzkę, a po chwili majstrował przy zapięciu od spodni. Po kilku minutach, oboje byli w samej bieliźnie, podziwiając nawzajem swoje ciała. Granger całowała go po szyi i brzuchu, lecz nie długo, ponieważ po kilku minutach on znowu był u góry. Jednym ruchem zdjął jej stanik, który ukazał teraz piękne piersi, które były dla niego ideałem. Zaczął je pieścić i całować, co kobietę doprowadzało do czystej rozkoszy. Nie była wstanie opanować swoich jęków, a blondynowi najwyraźniej się to podobało, bo jedynie podkręcał atmosferę. Po kilku chwilach, jej dolna bielizna jak i jego, wylądowała na podłodze. Żadne już nie mogło wytrzymać dłużej, dlatego po chwili złączyli się w jedną całość, spędzając upojną noc.
            Nad ranem, obudził ją delikatny dotyk jej kochanka. Uśmiechnęła się delikatnie i powoli otworzyła powieki. Ten moment był równie przyjemny, jak gdy go zobaczyła pierwszy raz po latach. Leżał oparty jedną ręką na poduszkach, a drugą gładził ją po gołym ramieniu. Posłał jej czarujący uśmiech i pocałował delikatnie w usta.
- Witaj kochanie - wypowiedział. Te słowa z jego ust wydawały się takie kojące i przyjemne.
- Cześć - powiedziała i przeciągnęła się, wtulając w niego. Dłonią gładziła jego nieskazitelnie biały policzek.
- Tęskniłam - szepnęła.
- Ja też - powiedział kolejny raz ją całując.
- Draco...
- Tak? - Spojrzała na niego niepewnie i zarumieniła się lekko.
- Ja wiem, że pewnie ciężko ci przyjąć do wiadomości, że masz dziecko, ale...co teraz będzie? Jeżeli nie chcesz być ze mną... - nie dane jej było dokończyć, bo zamknął jej usta swoimi. Gdy się wreszcie oderwał spojrzał na nią z politowaniem.
- To jest najszczęśliwsza rzecz w moim życiu, zaraz po tobie. Nigdy bym nie pomyślał, że moje szczęście w twojej postaci, rozmnoży się i będę miał go więcej. Wiem, że nie było mnie, gdy się urodził i gdy go wychowywałaś, ale chciałbym być dla niego ojcem już do końca życia, o ile mi na to pozwolisz.
- Oczywiście, że tak! - Przytuliła się do niego, a on pogłaskał ją po głowie.
- Mamusiu? - Usłyszeli, a drzwi otworzył mały szkrab, który ledwo dosięgał rączką do klamki. Hermiona uniosła się lekko, a za nią Draco. Obydwoje spoglądali na ich własną podobiznę.
- Tak kochanie?
- Cy tatuś zostanie z nami na zawse? - Zapytał podchodząc do łóżka, a Granger popłynęła jedna łza po policzku. Łza szczęścia.
- Tak, zostanę - powiedział bardzo poważnie Draco. Maluch, bez żadnych ceregieli wgramolił się na ich łóżko i wszedł pomiędzy nich.
- To się ciese! - Zawołał i go przytulił. Kobieta nie mogła oderwać od nich wzroku. To był najpiękniejszy dzień w jej życiu.
            Cały dzień spędzili razem. Hermiona wzięła sobie dzień wolny w pracy. Zjedli śniadanie, pojechali do parku, do wesołego miasteczka. Timi był zafascynowany ojcem, a Draco nie mógł przestać się uśmiechać. Na ulicy, niektórzy czarodzieje przypatrywali się mu ze zdziwieniem, nikt nie wiedział, że wrócił, dlatego był to kolejny szok. Harry wysłał sowę do Malfoya, czy o wszystkim powiadomił jego przyjaciółkę, w odpowiedzi dostał informację, że wszyscy znajdą się u niego w posiadłości na kolacji dzisiaj wieczorem. Właśnie tak pięknie i beztrosko zapowiadała się reszta życia Hermiony i Dracona, ale obydwoje zapomnieli o jednym istotnym fakcie.
            Gdy o godzinie siedemnastej stali przyszykowani i gotowi do wyjścia w salonie u Hermiony, usłyszeli brzdęk otwierającego się zamka i skrzypienie drzwi. Dopiero teraz kobieta przypomniała sobie o Igorze. Jak mogła być tak głupia i całkowicie zapomnieć o mężczyźnie? Jak?
- Kochanie, wróciłem! - Usłyszeli z korytarza. Draco przyciągnął delikatnie do siebie kobietę, a ona wplotła dłoń w jego palce, a drugą ręką przytrzymała Timiego. Wyglądali teraz jak idealna rodzina ze zdjęcia.
- Ale miałem ciężki dzień, przepraszam, że nic ci wczoraj nie powiedzia... - urwał w połowie zdania, gdy wszedł do kuchni. Widok Dracona sprawił, że teczka z dokumentami wypadła mu z rąk, a dłonie zacisnęły się w pięści. Granger poczuła jak jej serce przyspieszyło.
- Igor...  - zaczęła ochrypłym głosem.
- Co ty tu kurwa robisz?! - Zawołał najwyraźniej zdenerwowany. Brązowowłosa otworzyła usta ze zdziwienia, nigdy nie słyszała u swojego byłego już chłopaka podniesionego głosu, a tym bardziej przekleństwa. Patrzała na niego ze zdziwieniem.
- Chyba się nie znamy... - zaczął powoli Draco marszcząc brwi.
- Jak... - zmrużył niebezpiecznie powieki i zaczął głośno dyszeć. Draco szybko stanął przed Hermioną i Timim zasłaniając ich własnym ciałem.
- Timi, nie przywitasz się z wujkiem? - Ostatnie słowo wypowiedział z wyraźnym akcentem. Chłopiec spojrzał najpierw na mamę, która kręciła przecząco głową. Mały był przestraszony reakcją mężczyzny, dlatego złapał się za łydkę Hermiony i nie ustępował jej na krok.
- Zostaw go - powiedział ostro Malfoy.
- Nie wtrącaj się w sprawy rodzinne - wysyczał. Blondyn wybuchł śmiechem na to stwierdzenie.
- Ciekawe, z której strony jesteś rodziną.
- Nie było cię, zostawiłeś ją samą z dzieckiem, jak śmiesz się teraz pojawiać i udawać kochanego tatusia?!
- A ty jak śmiesz mówić o rodzinie, jeżeli nawet jej nie znasz?! - Wrzasnął. Hermiona wzięła swojego synka na ręce i przytrzymała główkę przy klatce piersiowej.
- Co już teraz zapomniałaś, kto cię wspierał? - Zwrócił się do niej.
- Igor, proszę cię. Porozmawiajmy normalnie.
- Nie! - Krzyknął, a ona aż się poruszyła ze strachu.
- Wyjdź stąd - powiedział ostro blondyn.
- Wyrzucasz mnie z własnego domu? - Zapytał ironicznie.
- Nie zapominaj, że to jest tylko mój dom! - Zawołała oburzona Hermiona. On spojrzał na nich mrużąc oczy i uśmiechnął się głupkowato.
- Wyjdę, bez żadnych ceregieli, ale daj mi się pożegnać z Tymkiem - powiedział kucając przy ziemi. Hermiona nie chciała go puścić, podobnie jak Draco. Ale żadne z nich nie chciało żadnych awantur. Kobieta podeszła do niego, nie puszczając ani na chwilę chłopca i kucnęła razem z nim na rękach.
- Co mały, lubisz mnie, prawda? - Chłopiec pokiwał nieśmiało głową. Igor uśmiechnął się do niego zupełnie normalnie i tak jak zawsze to robił, tak jak zawsze nałożył na twarz maskę.
- Chodź się przytul, na do widzenia - powiedział cicho do chłopca.
- Nie - odparł szybko Malfoy.
- Nie wtrącaj się - warknął brunet. Hermiona wstała z zamiarem podania chłopca swojemu ukochanemu, gdy w tym samym momencie Igor chwycił w ręce Tymka i nim ktokolwiek się zorientował, znalazł się na drugim końcu salonu.
- Co robisz?! - Krzyknęła Hermiona i ruszyła w jego kierunku.
- Stój! - Wymierzył w nią różdżką. Blondyn szybko złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie.
- Oddaj małego - wysyczał zdenerwowany arystokrata. Celował drewienkiem w byłego chłopaka Granger, ale nie do końca rozumiał, o co mu chodzi. On z wrednym uśmiechem na twarzy pokręcił jedynie głową i zaśmiał się złowrogo.
- Czego chcesz?! - Krzyknęła Hermiona ze łzami w oczach.
- Ciebie - syknął.
- Nie! Po co ci jestem?! - Pierwsza łza spłynęła po policzku - i tak się nie kochamy i tak nie ma między nami tego czegoś, po co to robisz?! To był związek na próbę, proszę...
- Cicho! - Wrzasnął, a ona drgnęła ze strachu wtulając się w klatkę Malfoya.
- Nie byłem z tobą żeby stworzyć szczęśliwą i obrzydliwą rodzinkę! - Krzyknął mocniej ściskając małego Timiego, który ze strachu zaczął płakać.
- Puść go - powiedział blondyn, celując w niego w dalszym ciągu.
- Niee - zaśmiał się - nic nie rozumiecie. Ty - wskazał na blondyna - myślałeś, że jak uciekniesz, to wszystko będzie w porządku? Ocalisz swoją ukochaną i będziecie żyli długo i szczęśliwie? - Dopiero teraz Draco zrozumiał, kim jest Igor. Hermiona w dalszym ciągu nie mogła się zorientować, o czym mówią, dla niej najważniejszy był w tym momencie maluch.
- To ty... - Zaczął zdumionym głosem były Ślizgon.
- Tak! Ja podłożyłem ci świstoklika, ja uniemożliwiałem twoje czary, które miały ochraniać ją - wskazał palcem na Hermionę, do której teraz wszystko dochodziło - ja próbowałem zniszczyć barierę ochronną, ale dopiero gdy uciekłeś, zrozumiałem, co nią jest - zaśmiał się - gdy się dowiedziałem, że uciekłeś, od razu poleciałem do Nowej Kaledonii, niby na misję - zaczął uśmiechając się głupkowato do Hermiony.
- Ty kłamco! - Krzyknęła.
- Zamknij się!
- Nie mów tak do niej!
- Milcz! - Przystawił różdżkę do głowy Timiego i oboje zamknęli usta.
- Co to jest?! Czego ode mnie chcesz?!
- Ciebie całej, kochaniutka. Wszystko odbędzie dzisiaj, już za niecałe pięć minut wszyscy się zjawią. Mały jest twoją ochroną głupia - powiedział szturchając rozpłakanego chłopca - gdy go zabiję, będziesz bezbronna. Wtedy zabiję jego - powiedział jakby opowiadał o najlepszym planie w jego życiu, wskazując na Malfoya - a później zaprowadzę cię do świątyni, gdzie odbędzie się rytuał i twoja krew wskrzesi Czarnego Pana.
- Nigdy! - Wrzasnął Malfoy - Expelliarmus! - Krzyknął w kierunku Igor, ale on odepchnął zaklęcie, powodując, że blondyn wylądował na meblach, tracąc przytomność. Hermiona pisnęła ze strachu i wyjęła swoją różdżkę.
- Schowaj to! - Krzyknął - albo chłopak zginie od razu - warknął przykładając małemu różdżkę do gardła.
- Zostaw ich! - Usłyszeli głos z korytarza i do salonu wbiegł Harry, Zabini i Ginny. Hermiona w tym momencie zaczęła biec po małego chłopca i zjawili się pomocnicy Igora. Rozpętała się istna wojna, wszędzie latały meble, było widać błyski od różnych zaklęć. Granger rzucała zaklęciami w byłego chłopaka, kiedy nagle ujrzała zielony strumień światła lecący w stronę kopii Dracona.
- Nie! - Krzyknęła przeraźliwie głośno i z całej siły rzuciła się w stronę chłopca zakrywając go własnym ciałem....

~~~


            Białe światło, białe kwiaty, biały dywan, białe ozdoby. Kościół był ustrojony w jej ulubionych barwach. Błękit na zmianę mieszał się z kolorem białym. Leciała spokojna melodia, która miała przerodzić się zaraz w pieśń, która pozostaje w sercu na zawsze. Wszyscy stali już w ławkach, czekając aż ksiądz rozpocznie mszę, aż wszystko wreszcie zostanie zamknięte i nikt nie będzie do tego wracał. To był dla niektórych przełomowy moment w życiu. Wiele łez zostało wylanych, wiele nerwów i cierpienia. Wiele dusz zostało zranionych, tych złych nie dobrych. Stanęli w wejściu do kościoła. Ona w pięknej długiej białej sukni, on w czarnym smokingu. Trzymała bukiet białych róż, długi welon ciągnął się za nią niczym mgła. Za nią szła jej przyjaciółka, za nim jego przyjaciel. Gdy stanęli przy ołtarzu, wpatrzeni w siebie z wielką miłością, nastąpił czas przysięgi.
- Ja Draco Lucjusz Malfoy, biorę sobie ciebie Hermiono Granger za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci - jego niski i ochrypły głos rozniósł się po kościele.
- Ja Hermiona Jane Granger, biorę sobie ciebie Draconie Malfoyu za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci - na jej malinowych ustach zagościł pełen radości uśmiech, a po policzku spłynęły łzy szczęścia. Gdy ksiądz skończył mówić, poprosił o przyniesie obrączek i wtedy na białym dywanie pojawił się mały blond chłopiec, ubrany w czarny garnitur, białą koszulę i czarną muchę. Duże czekoladowe oczy biegały po całym kościele, a uśmiech ukazywał białe mleczne ząbki. Podał księdzu na małej poduszce obrączki, a młoda para się nimi wymieniła.
- Ogłaszam was mężem i żoną - powiedział na zakończenie. Gdy się pocałowali cały kościół zaczął wiwatować. Draco wziął syna na ręce i trzymając Hermionę za dłoń wybiegli z kościoła śmiejąc się wesoło. To był najpiękniejszy dzień w życiu całej trójki

piątek, 20 września 2013

15.


"Chcę biec, lecieć, bić skrzydłami tak mocno, aby nie słyszeć niczego poza łomotem własnego serca"






            W pierwszej chwili miała ochotę rzucić im się na szyję, ucałować i uściskać, ale w następnej chwili odczuła ogromnie przytłaczającą myśl, że tylko ona i oni nie zostali wpuszczeni do Hogwartu, co miało tylko jedno wytłumaczenie: zostali na siebie skazani.
- Malfoy?! Zabini?! - Pisnęła. 
- Co ty tutaj wyrabiasz? - Zapytał blondyn. Oni również byli całkiem przemoczeni a szczęki drgały im z zimna.
- Miałam spotkanie w Hogsmade i się zasiedziałam. Ale co wy tu robicie? - Nagle jej mina zmieniła się na wściekłą i chłodną - czemu was tak długo nie było?! Co się z wami działo?!
- A co, stęskniłaś się za nami? - Zapytał Zabini szczerząc zęby. Ona prychnęła jedynie.
- Chciałbyś.
- No pewnie - wytknął jej język, a ona wywróciła oczami.
- Co teraz zrobimy? - Zapytała.
- My idziemy szukać wolnych pokoi - wzruszył ramionami Draco. Nie wyglądał za dobrze, co udało się wychwycić Hermionie w ciemnościach. Miał podkrążone oczy i najwyraźniej nie był w dobrym humorze.
- Super, nie mam kasy - mruknęła z niezadowoleniem i westchnęła. Zabini podszedł do niej i objął ją ramieniem.
- Idziesz z nami, nie pozwolę, żebyś się teraz gdzieś włóczyła, na mój koszt - zachichotał i pociągnął dziewczynę z powrotem do Hogsmade.
- Blaise...
- Cicho siedź - odparł. Westchnęła jedynie i spojrzała przez ramię na idącego za nimi Draco. Spoglądał w dół, najwyraźniej zafascynowany swoimi butami.
- Co się stało, że tak długo was nie było?
- Ah, długo by opowiadać. Teraz jedynie ten wstrętny pociąg miał opóźnienie - burknął. Po kilkunastu minutach znaleźli się w miasteczku. Chodzili od pensjonatu, do baru, gdzie może byłby wolny pokój, ale wszędzie było pełno, przed jutrzejszym meczem. Z powątpiewaniem szukali kolejnych noclegów, gdy ostatnim barem, była Madame Rosmerta. Otworzyła im drzwi i zszokowana zaprosiła do środka.
- Mój boże, dzieciaki - zawołała i zamknęła za nimi drzwi na kilka spustów.
- Ma pani może jakiś wolny pokój? - Zapytał od razu blondyn. Kobieta spojrzała po całej trójce.
- Poczekajcie, zobaczę - powiedziała i szybko poszła na zaplecze. Ciepło, które otuliło ich ciała, było tak przyjemne, że brązowowłosa od razu poczuła jak bardzo potrzebuje snu, suchych ubrań oraz ciepłego łóżka. Byli wykończeni, a na dodatek ją bolały plecy. Po kilku minutach wróciła Madame i spojrzała na nich.
- Mam jeden wolny pokój, ale ma jedynie jedno łóżko i rozkładany fotel - odparła wzruszając ramionami, na znak, że nie da rady nic zrobić.
- Bierzemy, lepsze to niż nic - oznajmił Malfoy. Kobieta zaprowadziła ich do pomieszczenia i przyniosła suche ręczniki, koce i pościele. Gdy wszystko mieli, spojrzeli na pokój z łazienką i przedsionkiem, w którym stał fotel. Spojrzeli po sobie, a Zabini odparł:
- Nie wiem jak wy, ale nie jestem ani gejem, ani nie podoba mi się Hermiona, zresztą jestem na etapie nowej miłości, więc nie dopuszczam się do zdrady i zajmuję fotel - oznajmił szybko na nim siadając. Oczywiście na protest nie trzeba było długo czekać.
- Chyba cię pogrzało, Blaise! - Wrzasnęła Hermiona. Oburzenie jakie wymalowało się na jej twarzy, sprawiło, że Ślizgon zaczął się śmiać.
- Nie odwalaj scen, nie będę z nią spał - powiedział szybko Draco. On jedynie wzruszył ramionami i rozłożył się wygodnie.
- Przestań, wolę spać na ziemi niż z tobą - syknęła w kierunku blondyna.
- To miłej nocy na podłodze - odparł i podszedł do łóżka. Była już na prawdę mocno poirytowana.
- Malfoy!
- Czego?
- Nie możemy razem spać!
- Słuchaj, nie podoba mi się to wcale, ale sama zadeklarowałaś, że wolisz podłogę - wzruszył ramionami, a na jego twarzy zauważyła nikły cyniczny uśmieszek.
- Kretyn - odparła jedynie i chwyciła jeden ręcznik. Poszła zdjąć mokre ubrania do łazienki, a ręcznik wysuszyła zaklęciem i przeistoczyła w szlafrok. Weszła do pokoju, a Zabini zamknął za nią drzwi, mówiąc jedynie dobranoc. Ona westchnęła i spojrzała na blondyna, który stał w samych bokserkach. Mimowolnie przyłożyła dłonie do oczu, a on się zaśmiał.
- Słuchaj, Granger wiem, że nigdy nie widziałaś faceta w takim wydaniu, ale nie rób z siebie już takiej cnotki - zażartował.
- O widzę, że ci wrócił humor, Malfoy. Zmienny jesteś - odwarknęła i rozwiesiła ubrania na piecyku.
- Ja tego nie powiedziałem - oznajmił. Granger mruknęła jedynie coś pod nosem i usiadła na skraju łóżka. Pomimo tego, że to był Ślizgon, nie mogła uwierzyć, że musi z nim spać w jednym łóżku.
- Nie wieżę w to, co się dzieje - burknęła.
- Uwierz lepiej, bo długo cię taki zaszczyt nie kopnie - oznajmił i władował się pod kołdrę, kładąc na plecy i zakładając ręce za głowę.
- Phi! - Zawołała - odwróć się, albo zamknij oczy - powiedziała.
- Dlaczego?
- Bo chce zdjąć szlafrok i się schować - warknęła.
- Nie masz nic pod spodem? - Zapytał lubieżnie unosząc brwi. Ona jedynie zgromiła go wzrokiem.
- Mam i łapy przy sobie, Malfoy! - Warknęła. On z udawaną odrazą odwrócił się i czekał, aż Hermiona wlezie pod kołdrę. Gdy opatuliła się nią szczelnie, aż po samą brodę, powiedziała, że już.
- Boże Granger, to nie grudzień, przy mnie nie zamarzniesz - zachichotał z wrednym uśmieszkiem.
- Twoja arktyka już mnie dotknęła, więc wolę się zabezpieczyć - odpyskowała robiąc kwaśną minę.
- Nie wiesz, co tracisz.
- Albo, co zyskuję - odparła zgryźliwie.
- Ale tak na serio, to nie masz na, co liczyć - odparł zmęczonym tonem i ziewnął głośno. Spojrzała na niego jak na wstrętnego karalucha, a przyszło jej to z bardzo udawaną miną i rzekła:
- Jak nie mam na, co i na kogo liczyć, to liczę na siebie, Malfoy. Nigdy bym nie pomyślała o twojej pomocnej dłoni.
- Nie grzesz.
- Złego diabli nie biorą, dobranoc fretko - mruknęła.
- Coś się tak uczepiła tej fretki?! Płyta cię się zablokowała?!
- Pasuje do ciebie - parsknęła śmiechem.
- Uważaj na to, co mówisz.
-Malfoy, zamknij się. Dobranoc - westchnęła, a on nie odpowiedział. Hermiona nie wiedziała, czemu ich stosunki są takie oziębłe. Inaczej to sobie teraz wyobrażała, jednak jej przemyślenia, najwyraźniej były zbędne. Malfoy jak był tak i jest zimnym draniem, nie miała, co się oszukiwać, mogła w ogóle się nawet nad tym nie zastanawiać. Dlaczego ona myślała, że coś w nim pękło? Nawet śmierć matki nie podziałała, już dzisiaj ma piekielnie dobry humor z tego, co widzi, albo robi dobrą minę do złej gry. Nie potrafiła go rozgryźć, a jeszcze dzisiejsza noc, to coś strasznego. Łóżko było dwuosobowe, ale nie zmieniało to faktu, że ona leżała na samym brzegu, a on rozwalił się na całej połowie. Oczywiście, najwyraźniej jego nic krępowało, a o dziwo nawet to, że śpi ze szlamą. Ot, co! Długo nie mogła zasnąć, cały czas jej myśli krążyły wokół niego, dzisiejszego dnia i jutrzejszego meczu. Wierciła się, nie mogąc znaleźć odpowiedniej pozycji do spania. Zegarek pokazywał jej pół do pierwszej w nocy. Czuła, że jest zmęczona, ale jego towarzystwo rozpraszało ją na dobre. Z westchnieniem i wielkim trudem odwróciła się na drugi bok i spojrzała w stronę Dracona. Był półmrok, lecz to nie przeszkadzało w zlokalizowaniu jego twarzy.
- Malfoy? Malfoy? Śpisz? - Syknęła cicho, ale odpowiedziało jej jedynie ciche chrapanie. Wywróciła teatralnie oczyma i położyła się na plecach, co chwilę na niego zerkając. Teraz wydawał się być taki uroczy i spokojny. Jego zazwyczaj zimna i posępna twarz, zmieniła się w słodką i bezbronną. Kąciki jego ust były lekko uniesione do góry, a wargi delikatnie rozchylone. Blond włosy, których nie układał już na ulizańca, były teraz w nieładzie, a niektóre kosmyki opadały mu na czoło. Hermiona musiała przyznać, że w takim wydaniu jest mu o wiele lepiej do twarzy, niż w codziennym. W pewnym momencie ogarnęła ją fala dziwnej rozpaczy. Nie potrafiła sobie wytłumaczyć tego zjawiska, czasami tak miała, że wszystkie najskrytsze emocje, które kumulowały się w niej od dłuższego czasu, teraz zebrały się w łzach. Nie chciała teraz płakać, dlatego z całej siły próbowała odepchnąć słone krople i przełknąć gulę goryczy w gardle. Zamrugała kilkakrotnie oczyma i przetarła oczy. Wypuściła ze świstem powietrze i przekręciła się twarzą do blondyna, przymykając powieki.
- Czemu nie śpisz? - Jego niski i ochrypły głos, doszedł do jej uszu. Otworzyła szybko powieki i zmarszczyła brwi. Miał dalej zamknięte oczy, ale najwyraźniej musiał się obudzić.
- Nie twój interes - syknęła jedynie. On westchnął cicho.
- Myślisz, że cię nie słyszę? Wiercisz się, co chwilę - burknął - dobrze oka nie zmrużę, a już znowu się grzebiesz w tej pościeli - odparł zniechęcony i otworzył oczy. Jego źrenice były teraz bardzo duże, co Hermiona szybko wychwyciła z przerażeniem.
- Przepraszam - szepnęła.
- Co sie dzieje, Granger? - Zapytał. Już miała mu odpowiedzieć coś w stylu 'nic', 'nie twój interes', 'co się to obchodzi', ale w dalszym ciągu rozmyślała o nim.
- Gdzie tak długo byliście? - Spytała odwracając twarz w jego stronę. Miała ogromną nadzieję, że powie jej prawdę, że porozmawiają szczerze tak samo jak na wieży astronomicznej. Czuła, że potrzebuje tej rozmowy, nie umiała wytłumaczyć tego własnemu sumieniu, ale tego właśnie w tej chwili pragnęła.
- Jeszcze mi powiedz, że to pytanie spędza ci sen z powiek? - Syknął ironicznie. Granger zrobiła groźną minę. Mogła na to tylko właśnie liczyć. Czemu tak łatwo dała się nabrać na jego ironiczną grę?
- Żeby tylko to - burknęła. On spojrzał na nią podejrzliwie.
- Czemu się tak tym interesujesz? Stęskniłaś się?
- Nie! - Zawołała nieco głośniej.
- Ciiii! - Warknął - czemu miałbym ci się zwierzać, Granger? - Zrobił swoją Ślizgońską minę.
- Bo czasami dobrze jest się komuś wygadać - mruknęła prawie niedosłyszalnie.
- To nie jestem z tych, co się zwierzają - odparł jedynie i odwrócił się na drugi bok. Hermiona westchnęła cicho i też się odwróciła. Z pewnością ta noc na wieży astronomicznej musiała się jej przyśnić. Albo ktoś podmienił Dracona, albo podał mu dziwny eliksir, którego ona nie znała. Chociaż chyba była przed 'tymi dniami'. Jej humor zmieniał się, co kilka sekund. Teraz ni stąd ni stamtąd napadała ją fala wściekłości. Nie mogła zrozumieć Malfoya i jego zagrywek i to ją najbardziej zdenerwowało. Najpierw jest miły i uprzejmy, za chwilę zimny i niedostępny. Zwierza się jej, a później grozi pod salą, gdy się o niego martwi, to ją odrzuca. Ale zaraz, chwila. Martwi? Hermiona się o niego martwi? To nie dorzeczne - przeszło jej przez głowę. Pomimo tego, teraz wrzała w niej wściekłość. Odrzuciła z impetem kołdrę na jego stronę i opatuliła się szczelnie szlafrokiem. Ściągnęła jedną poduszkę na ziemię i położyła się na drewnianych deskach. Nie musiała długo czekać, bo na zasięgu jej rozwścieczonego wzroku ukazał się łeb Malfoya, który zaspany wystawał zza krawędzi łóżka. Spojrzał na nią dziwacznym wzrokiem.
- Co ty do cholery wyrabiasz?
- Nie interesuj się.
- Granger, o co ci chodzi, co? - Zrobił groźną minę, a jego ton głosu brzmiał, co najmniej jakby mówił właśnie do rozkapryszonej pięciolatki. Ona zgromiła go wzrokiem.
- O nic! Lepiej się wyśpij jak tak bardzo ci przeszkadzam, zresztą jakby ktokolwiek się dowiedział, że spałeś ze szlamą w jednym łóżku, to jeszcze cię wydziedziczą - prychnęła. On zmarszczył brwi, a jego wyraz twarzy wyraźnie mówił, że nie ma siły na dalsze kłótnie z dziewczyną. Z westchnieniem wstał i jednym ruchem Granger z powrotem znalazła się w łóżku z poduszką. On położył się z drugiej strony.
- Nie ubrudzisz się szlamem? - Zadrwiła.
- Granger, wkurwiasz mnie już - odparł zirytowanym głosem blondyn i spojrzał na nią zmęczonym, zirytowanym i lodowatym spojrzeniem. Wywróciła jedynie oczami.
- Jasne.
- Słuchaj - warknął i znalazł się tuż nad jej twarzą. Ona przez pierwsze kilka sekund była zdziwiona, ale zaraz przybrała podobny wyraz twarzy, ściskając dłońmi pościel. Czuła jego ciepły oddech na swojej twarzy, jego oczy kolejny raz wydawały się tak bardzo hipnotyzujące, że mogła by w nich utonąć. Poczuła jak przyspiesza jej tętno.
- Czego?
- Jutro jest ważny dzień, a ja mam dosyć niańczenia ciebie. Uspokój się i to natychmiast, ja się nie prosiłem o taki wieczór - odpowiedział zimnym i beznamiętnym głosem po czym położył się spać. Pomimo upartości, Hermiona odpuściła. Nie wiedziała czemu, ale bardzo zabolały ją te słowa. Fakt, ona tutaj też zawiniła, bo jest teraz strasznie upierdliwa, ale nie przychodziło jej nic innego do głowy, oprócz unikania teraz Malfoya. Skoro on nie żywił do niej choćby kszty innych emocji niż nienawiść i niechęć do szlam, to najwidoczniej na wieży astronomicznej kłamał. W żywe oczy. Koniec zabawy, przez cały czas się nią bawił, obracał wokół palca jak tylko chciał. Teraz czas się odegrać, ona będzie rozdawała karty. Skończyło się. Tym samym, Hermiona po kilkunastu minutach zasnęła.

~~~

- Niech to szlag! - Zawołała zdenerwowana Ginny. Zbiegła szybkim tempem po schodach i znalazła się w Pokoju Wspólnym Gryffindoru. Harry i Ron spojrzeli na nią zaciekawionym wzrokiem.
- Co? - Zapytał jej brat.
- Nie ma jej.
- Jak to nie ma?! - Zawołał kapitan drużyny Hogwartu.
- No nie ma, nie wróciła na noc najwyraźniej - pisnęła podenerwowanym głosem. Była godzina szósta trzydzieści, a oni szli jeszcze zrobić rozgrzewkę przed meczem, który rozpoczynał się o dziesiątej. Nie dość, że nie mieli rezerwowego szukającego, to jeszcze Hermiona zniknęła. Cała trójka stała teraz i intensywnie myślała, gdzie ich przyjaciółka mogła być.
- Może jest w bibliotece?
- W niedzielę o szóstej trzydzieści? Po kiego grzyba? - Zapytała.
- Nie wiem! Masz lepszy pomysł?
- Sprawdzę czy tam jest - powiedział Ron. Oboje skinęli głowami i chłopak zniknął za obrazem. Harry chodził w tą i z powrotem przed kominkiem.
- Miała wczoraj wrócić, cholera.
- Jak szliśmy spać to była jedenasta a jej jeszcze nie było! - Zawołała Ruda, dostając olśnienia.
- Nie zdążyła przed zamknięciem wrót?
- Najwyraźniej... - dodała przygryzając dolną wargę.
- Cholera, musiała gdzieś nocować wtedy...
- Harry, a jeżeli coś się jej stało?
- Nie wygaduj głupot - powiedział szybko podchodząc do dziewczyny i ją przytulając. Do Pokoju wpadł Ronald.
- Nie ma jej tam.
- No, ja pierdziele! - Zawołała wydostając się z jego ramion.
- Dobra, idziemy na trening, bo i tak jesteśmy spóźnieni. Jeżeli nie będzie jej na śniadaniu, zaczynamy szukać - oznajmił.
- Nie dam rady trenować jak nie wiem, co się z nią dzieje.
- Ginny weź się w garść - powiedział Ronald. Zgromiła go wzrokiem, ale posłusznie udała się za chłopcami na boisko. Cały czas intensywnie myślała, gdzie mogła być Hermiona. Jak zwykle musiała narobić sobie problemów, no!

~~~

- Dziękujemy pani bardzo - powiedział jeszcze na odchodne Blaise do Madame Rosmerty i wyszedł za Hermioną. O dziwo od samego rana ani ona ani Draco się nie odzywali. Blondyn szedł w milczeniu przed dziewczyną, więc Zabini do niego dołączył, wnioskując, że Granger nie ma dzisiaj ochoty na pogadanki. Chłopcy maszerowali bardzo szybkim krokiem, w końcu musieli się bardzo szybko dostać do zamku, żeby zdążyć na mecz. Niestety dla brązowowłosej była to udręka. Od samego rana niemiłosiernie bolały ją plecy. Próbowała nie dać po sobie tego poznać, jak na razie dobrze jej to wychodziło. Teraz sporo odbiegała tempem od rówieśników. Jak stawiała większe i szybsze kroki, mięśnie pleców zaczynały ją strasznie boleć i piec, jakby naciągała gumę, która przy większym rozszerzeniu miałaby pęknąć. Mocno zaciskała zęby i powstrzymywała łzy, ale droga była długa, a mieli mało czasu.
- Granger rusz się, musimy być na czas! - Warknął blondyn nawet się nie odwracając. Podniosła szybko głowę i wzrokiem bazyliszka zmierzyła jego plecy.
- Martw się lepiej o siebie, ja zdążę usiąść na trybunach, jak chcesz to zajmę ci miejsce - odgryzła.
- Mam zamiar być na meczu, jako zawodnik, a nie towarzysz pokraki - odpyskował. Kolejny raz poczuła jak ogromna ochota na wbicie mu szponów w plecy rozchodzi się po jej ciele. Mimowolnie przyspieszyła, co skutkowało bólem. Wzięła głęboki oddech i załamując się przystanęła bezszelestnie na chwilę. Wzięła kilka wdechów i ruszyła powoli.
- Granger, co ty kurwa tam robisz?! Zwiedzasz?! - Zawołał, gdy zobaczył, że jest jeszcze dalej od nich. Niestety po tych słowach miał ochotę ugryźć się w język. Dziewczyna trzymała rękę na plecach, a na policzkach widniały mokre ślady od łez. Twarz wykrzywiała się w okropnym bólu. Zmarszczył brwi wymieniając zdenerwowane spojrzenie z Blaisem.
- Co jest Hermiono? - Zapytał Diabeł, podchodząc do dziewczyny. Spojrzała na niego, a sarnie oczy wypełniał ogromny ból i zdenerwowanie.
- Nic, dam radę. Idźcie - oznajmiła, nawet nie patrząc na blondyna.
- Granger, nie świruj, tylko powiedz, co ci jest? Zrobiłaś sobie coś?
- A co cię nagle obchodzę, Malfoy?! Mam dość twoich huśtawek nastrojów, jesteś gorszy niż niejedna trzynastolatka! - Wysyczała, a on przybrał bojową minę.
- Granger...
- Dość! - Zawołał zirytowany Zabini mierząc wzrokiem dwójkę.
- Co ci jest?
- Wczoraj się wywróciłam i mam coś z plecami - mruknęła cicho w jego stronę, na co blondyn prychnął i ruszył do przodu. Dziewczyna odprowadziła go wzrokiem i pokręciła głową.
- Nie przejmuj się nim, ma zły dzień.
- A który to już? - Zapytała ironicznie. Blaise posłał jej jedynie niemy uśmiech i odwrócił się do dziewczyny plecami, kucając.
- Co ty robisz? - Zapytała zdziwiona.
- Wskakuj na ramiona, poniosę cię do Hogwartu - powiedział bez ogródek.
- Nie ma mowy, Zabini...
- Hermiona! Chcesz dojść na ten piekielny mecz, czy narobić sobie czegoś gorszego? - Zawołał surowo.
- Ale...
- Jesteś tak samo uparta jak on!
- Jestem ciężka!
- Liczę do trzech!
- Zabini!
- Raz! - Powiedział ostro, a ona wydęła usta z niezadowolenia.
- To jest nie fair.
- Dwa!
- Kręgosłup ci pęknie...
- Granger, trzy!
- Dobra... - powiedziała cicho, widząc jego minę i wgramoliła się mu na barki. Gdy się podnosił zapiszczała cicho ze strachu, ale utrzymała równowagę.
- Jak ty jesteś ciężka to ja jestem najbrzydszy w całej szkole.
- Mówiłam, żebyś mnie nie niósł - odparła.
- No wiesz?! Jestem brzydki?! - Zawołał udając głos Astorii.
- Oj nie... - zaśmiała się. Chwilę później szli już równo z Draconem, który nawet się nie odwrócił w ich stronę. Po drodze mijali mnóstwo ludzi, którzy zaczęli się schodzić na trybuny, aby obejrzeć pierwszy mecz. Trójka nocnych podróżników weszła do Hogwartu. Draco od razu skierował się do Wielkiej Sali, gdzie rozpoczęło się śniadanie. Blaise skierował się natomiast do wieży Gryffindoru. Mimo protestów i próśb Hermiony żeby ją zdjął, pozostawał nieugięty. Tym sposobem kolejny raz będą tematem najnowszych ploteczek w szkole. Przed wejściem, zdjął ją z ramion i posłał jej szeroki uśmiech.
- No, idź to czymś posmaruj i zniosę cię na dół.
- Blaise! Proszę cię, zaraz obydwoje będziemy siedzieli z chorymi plecami, jak tak dalej pójdzie - zawołała przejęta. On wywrócił teatralnie oczami.
- Nic mi się nie stanie jak przeniosę piórko do Wielkiej Sali - odparł.
- Piórko - zaśmiała się sztucznie - chciałabym.
- Ah, wy kobiety. Nigdy nie rozumiem po, co dodajecie sobie kilogramów - westchnął. Ona zmrużyła w jego stronę powieki i weszli do Pokoju Wspólnego. Przeszli do jej dormitorium, gdzie Zabini rozsiadł się na kanapie, a ona poszła do łazienki, posmarować maścią bolące miejsce. Gdy wykonała już tę czynność, na szybko związała włosy w niedbałego koka, a niektóre kosmyki wypadły z gumki.
- Gotowa - mruknęła, gdy założyła szarą bluzę, a on z uśmiechem wziął ją na barana, aby po wyjściu z wieży, wziąć ją na barki. Kolejne grupki osób przypatrywały się im z zaciekawieniem. Gdy dotarli do Wielkiej Sali, zrobiło się nagle dziwnie cicho...

~~~

- Draco! - Zawołała Parkinson, gdy ujrzała blondyna w wejściu. Odłożyła sztućce i pobiegła w stronę blondyna rzucając mu się na szyję i mocno tuląc. Malfoy był w lekkim szoku, ale odwzajemnił uścisk, lekko ją od siebie odpychając.
- No cześć - powiedział spokojnie, gdy od niego odeszła.
- Gdzie wy tyle czasu byliście?! - Zawołała przypatrując się jemu.
- Później ci opowiem w Pokoju Wspólnym, na spokojnie - posłał jej zimny uśmiech i podeszli do wcześniej zajmowanego miejsca przez Pansy.
- Cześć wam - powiedział do reszty Ślizgonów.
- Draco! Martwiłyśmy się o ciebie! - Zawołała Astoria, przytulając go przez stół.
- Nie przesadzajcie nie było nas za ledwie kilka dni - wzruszył ramionami i popił soku dyniowego.
- Właśnie, a gdzie Blaise? - Zapytała Dafne. Gdy blondyn miał już powiedzieć, że włóczy się gdzieś z szlamą, nastała głucha cisza, a wzrok wszystkich powędrował w kierunku wejścia, w którym ukazał się właśnie nie, kto inny jak Zabini z Granger.
- Co on wyrabia? - Zawołała zdumiona Pansy.
- To też długa historia - burknął Draco.
- Co?! - Zapiszczała Astoria.
- Granger wyłożyła się gdzieś i zrobiła coś z plecami wczoraj - wywrócił oczami, ale Pansy była jednak uważna.
- Wczoraj? To wyście się wczoraj spotkali? - Nie dawała za wygraną.
- Nie zdążyliśmy z Blaisem dotrzeć do szkoły, a Filch zamknął wrota. Gdy wracaliśmy do Hogsmade spotkaliśmy Granger i razem poszliśmy szukać noclegu.
- RAZEM?! - Zawołała na tyle głośno, że kilka osób się w ich stronę spojrzało. Mopsica przybrała purpurowy kolor twarzy. Draco spojrzał się na nią dziwnie.
- Co tobie?
- Od kiedy się z nią przyjaźnisz?! - Zapiszczała.
- Nie przyjaźnię! Ogarnij się Parkinosn! - Uniósł się Draco marszcząc brwi. Ona jedynie prychnęła i rzucając krótkie 'wstrętna szlama' ruszyła do wyjścia. Po drodze uderzyła ramieniem Zabiniego i bez wyjaśnień zniknęła za drzwiami. Blaise odwrócił się za nią, ale wzruszając ramionami podszedł do stołu.
- A jej, co?
- Wkurzyła się, że niosłeś Granger - odparł blondyn.
- Zazdrosna? - Zachichotał i rozpoczął posiłek.

~~~

- Jeżeli za moment mi wszystkiego nie wyjaśnisz, to chyba wyjdę z siebie i stanę obok! - Zawołała zirytowana Ginny, która z otwartą buzią patrzyła na całą scenę. Gdy Hermiona podeszła do stołu chwiejnym krokiem, nikt nie odważył się do niej nic powiedzieć, oprócz rudowłosej.
- Spokojnie Ginn...
- Spokojnie?! - Uniosła głos - SPOKOJNIE?! Nie było cię na noc w zamku! Martwiliśmy się jak cholera! A teraz przychodzisz, albo raczej zostajesz przyniesiona przez Zabiniego i w dodatku coś ci jest?! - Krzyknęła.
- Uspokój się - powiedział do niej cicho Ronald.
- Jak mam się uspokoić?!
- Ginny, nie zdążyłam przed zamknięciem wrót, spotkałam Zabiniego i Malfoya i musieliśmy gdzieś przenocować - mruknęła tak, aby nie słyszał tego cały Gryffindor.
- CO?! - Zawołał jednocześnie Harry i Ronald. Spojrzała na nich gniewnie, ale oni dalej mieli zdziwienie wymalowane na twarzy.
- No, co?! Miałam zamarznąć?! - Syknęła.
- Chyba nie chcesz mi teraz powiedzieć, że spałaś z nimi w jednym...
- Nie! - Zawołała prędko - Mieliśmy osobne pokoje - gdy to kłamstwo wypłynęło z jej ust, przyjaciele odetchnęli z ulgą.
- Bidula, wytrzymałaś jakoś z Malfoyem? Nie dręczył cię za mocno? Bo wiesz zawsze można się z nim policzyć - szepnął Ronald. Przez chwilę analizowała jego pytanie, przypominając sobie pocałunek i noc spędzoną w jednym łóżku, ale po chwili wyrzuciła te wspomnienia z głowy i spojrzała na rudzielca.
- Nie było tak źle - posłała mu słaby uśmiech i zaczęła jeść kanapki.
- Dobra, niech ci będzie. Ale co masz z plecami? - Zapytała Ginny.
- Wywróciłam się, gdy biegłam do szkoły i upadłam na konar. Smarowałam maścią, już jest lepiej - oznajmiła, gdy przełknęła.
- Aha, a Blaise...znaczy Zabini był tak uprzejmy i cię przyniósł? - Zapytała przez zaciśnięte zęby. Hermiona spojrzała na nią zdziwiona i pokiwała głową. Nie usłyszała żadnej odpowiedzi, tylko krótki uśmiech i jej przyjaciółka wstała.
- Idziemy, za pół godziny mecz. Trzeba jeszcze porozmawiać w szatni, nie Harry? - Powiedziała i spojrzała na niego wymownie. On kiwnął głową i przepraszającym wzrokiem, skierowanym do Hermiony, cała trójka wyszła z Sali. Westchnęła cicho i nieśmiało podniosła wzrok na stół Ślizgonów. To, co ujrzała przyprawiło ją nie tylko o mdłości, ale też o kolejne nadszarpnięcie nerwów. Draco właśnie szedł śmiejąc się wesoło z Astorią pod rękę. Odprowadziła ich wzrokiem do wyjścia, ale jakby ręką odjął, straciła apetyt. Wstała od stołu i powolnym krokiem ruszyła w stronę wyjścia z Sali.
- Halo, Hermiona! - Usłyszała za sobą głos i wypuściła powietrze ze świstem.
- Blaise, dam radę...
- Do południa tak, wiem - wyszczerzył zęby i kucnął. Chcąc nie chcąc to był o wiele lepszy środek transportu niż jej własne nogi. Po niespełna pięciu minutach byli już ponownie w wieży Gryfonów.
- Co mam ubrać? - Mruknęła cicho stojąc przed szafą. Zabini słysząc te słowa, odłożył jedną z książek na stolik i zaśmiał się głośno.
- Nie jestem jakimś mega stylistą, ale dzisiaj jest zimno, więc może ubierz się ciepło? - Podniósł jedną brew widząc jej minę i zaśmiał się głośno.
- W życiu bym na to nie wpadła - zawołała z ironią i wyjęła dżinsowe rurki, bluzkę z krótkim rękawem, sweterek, gruby sweter i bezrękawnik z kapturem. Ubrała się w łazience i po chwili ubierała już z wielkim trudem buty za kostkę. Poprawiła jedynie swojego koka i uśmiechając się do Zabiniego, chwyciła biało czarną flagę Hogwartu, którą dostała od Ginny.
- To ruszamy - wziął ją na ręce i po kilku minutach już szli wraz z tłumem ludzi na trybuny.
- Nie myślałam, że aż tyle gości będzie - powiedziała zdumiona Hermiona.
- Fakt, trochę ich się zebrało - odparł.
- Biedni przyjechali żeby zobaczyć porażkę Durmstrangu - zachichotała.
- Oj nie kracz, bo może my przegramy - odparł unosząc palec w górę. Poczochrała mu włosy i obydwoje wybuchnęli gromkim śmiechem. Gdy znaleźli się na trybunach, panował ogromny rozgardiasz. Ludzie kupowali zakłady, wieszali flagi, zajmowali miejsca. Boisko wyglądało fantastycznie, trybuny były dwa razy większe od normalnych. Zajęli wolne miejsca, obok grupki Ślizgonów. Kilka ławek dalej Hermiona zauważyła swoich znajomych z Gryffindoru. Po chwili jednak znalazł się przy niej Joe i jego dziewczyna.
- Cześć - zawołał pogodnie.
- O cześć - odparła.
- To jest Eliza, moja dziewczyna. Eliza, to jest Hermiona - przedstawił sobie dwie dziewczyny. Podały sobie dłonie.
- A to jest Zabini, mój współlokator.
- Eliza.
- Blaise - pocałował jej dłoń, na co Joe zgromił go wzrokiem. Gdy usiedli, do ich uszu dotarł wysoki głos dyrektorki Hogwartu.
- Witam wszystkich na pierwszym meczu Quidditcha! Mam nadzieję, że to będzie równa i interesująca gra! Komentować będzie absolwent naszej szkoły, były Gryfon Lee Jordan! - Zawołała i przekazała 'pałeczkę' czarnoskóremu.
- Witajcie! Dzisiejszy mecz zapowiada się na prawdę ciekawie! Nie ma na, co czekać! Powitajmy pełny skład drużyny Durmstrangu! - Krzyknął i czarno-czerwone barwy ich szkoły pojawiły się nad boiskiem, po chwili rozpraszając się pod wpływem przyfrunięcia zawodników.
- A teraz, drużynę domową, czyli Hogwart! - Zawołał a na trybunach rozległy się oklaski, wrzaski i różnego rodzaju inne dźwięki wywołane przez trąbki i grzechotki. Wszyscy zawodnicy wlecieli okrążając boisko i podlatując na przeciwko drużyny. Pani Hooch rozprawiała im zapewne o zasadach fair play i po chwili rozległ się gwizdek.
- Kafel poszedł w górę! Ruszyli! Ginny Weasley ma piłkę, leci do obręczy i...TAK PIERWSZY PUNKT DLA GRYFFINDORU...OJ, PRZEPRASZAM. DLA HOGWARTU! PIĘKNE ROZPOCZĘCIE - Hermiona klaskała mocno w dłonie ciesząc się jak głupia. Kolejne punkty wpadały do obręczy dla obu drużyn. Jednak wszyscy, co chwilę spoglądali w stronę Harrego i Kruma, którzy krążyli po boisku w poszukiwaniu znicza. Mijały minuty, a oni w dalszym ciągu nie znaleźli złotej kulki.
- Długo coś im to dzisiaj zajmuje - mruknął Blaise.
- Faktycznie - odparła Hermiona. - Jak tak dalej pójdzie to tutaj stracę głos - zaśmiała się. Pomimo tego, że nie lubiła gry w Quidditcha, to uwielbiała kibicować. Sprawiało jej to ogromną radość, szaleństwo, które rozkręcało się za każdym razem na trybunach sprawiało, że endorfiny w jej organizmie sięgały zenitu. Krzyczała, śpiewała okrzyki, machała, klaskała, robiła 'falę', skakała, piszczała. Ten moment zawsze nią zawładnął i pozwolił jej porwać się szaleństwu wraz z innymi.
- Patrz! - Zapiszczała Lavender, która ni stąd ni zowąd zjawiła się tuż przy Hermionie i Joe. Wskazywała palcem na Ronalda, który właśnie opadał w dół. Hermiona przyłożyła dłonie do ust, a cały entuzjazm przerodził się w przerażenie. Dało się słyszeć szum szat wirujących na wietrze i huk upadającego na ziemie niczym kłoda, Ronalda. Granger mimowolnie pisnęła i chciała się wydostać z trybun, aby do niego podbiec.
- Nie - przytrzymał ją za rękaw Blaise. Jej wzrok, którym go obdarzyła miał w sobie sporo złości i żalu - nie możesz tam pójść, gra toczy się dalej - powiedział prędko widząc jej minę. Westchnęła przygryzając wargę i odwróciła się z powrotem. Przyglądała się jak pani Pomfrey i dwóch innych magomedyków, którzy przyjechali specjalnie na mecz, zabiera Rona na niewidzialnych noszach do szatni. Jej serce biło bardzo szybko czuła, że musi teraz znaleźć się przy Weasleyu, ale Zabini miał rację, nie mogła tam teraz pójść.
- Widzą znicz - powiedział Joe podekscytowanym głosem. Gryfonka oderwała się od własnych myśli i spojrzała w kierunku dwóch mężczyzn, którzy wymijali się z wysuniętymi rękoma do przodu. Zacisnęła mocno kciuki i znowu przygryzała dolną wargę.
- Dawaj Harry... - mruknęła patrząc jak wirując między trybunami dla nauczycieli. Nagle zniknęli z zasięgu ich wzroku. Na boisku przez chwilę dało się słyszeć jedynie dźwięk oznajmiający o golu. Było 285 do 365 dla Hogwartu.
- No gdzie oni są?! - Zawołał Joe. Każdy z osobna rzucał nerwowy wzrok na całe boisko. Po kilku minutach oboje wlecieli lecąc ramię w ramię. Pędzili tak szybko, że Hermiona nie mogła ich ująć wzrokiem. Śmignęli obok nich zniżając się coraz niżej, a później znowu wzbijając się do góry.
- Kurde, dawaj Potter! - Krzyczał Blaise.
- O nie.... - wymsknęło się Granger, gdy ujrzała jak Krum robi właśnie obrót dookoła własnej osi na miotle i w dłoni trzyma złoty znicz. Wypatrzyła z daleka przez lornetkę, Harrego który z wściekłą miną wyminął Wiktora uderzając go przy tym w ramię, tak że się zachwiał i podleciał na sam dół. Oznaczało to jedno. Durmstrang wygrał. Rozległ się ogromny wrzask i pisk dziewcząt kibicujących przeciwnej drużynie. Nad boiskiem pojawiła się flaga ich szkoły a potem wszyscy podlecieli do Kruma klepiąc go po plecach i gratulując. Drużyna Hogwartu zleciała na dół i z tęgimi minami udali się do szatni.
- No to pięknie - westchnął Zabini.
- Dziękujemy za wspaniały mecz! Gratulujemy drużynie Durmstrangu, to była bardzo czysta i dobra gra! - Zawołał posmutniałym głosem Lee Jordan i wszyscy zaczęli wychodzić z trybun. Kibice udali się do Hogsmade gdzie teraz trwały ogromne imprezy i tańce z powodu zwycięstwa i samych mistrzostw, a uczniowie udali się Zamku. Hermiona wdrapała się Blaisowi na plecy i razem z tłumem po kilkunastu minutach znaleźli się w Zamku udając do Wielkiej Sali, gdzie odbywał się właśnie obiad.

~~~

            W tym samym czasie Joe razem z Elizą wychodzili z trybun za resztą ludzi. Nastąpiło małe zamieszanie z powodu zamkniętych jednych drzwi i dlatego musieli chwilę poczekać.
- Dobry mecz, prawda? - Zapytała go, wtulając się w ramię.
- Prawda, wcale mnie to nie zdziwiło, że Wiktor złapał znicz, Potter może i jest najlepszy, ale to nie ta ranga.
- Oh, na pewno jeszcze pokaże na, co go stać - posłała mu uśmiech i zaczęli przeciskać się przez stojących w miejscu ludzi. Gdy Eliza podniosła głowę, zamarła w miejscu przez, co Joe, który szedł za nią wpadł na nią lekko ją popychając.
- Oh, czemu nie idziesz? - Zapytał zdziwiony.
- Zobacz - powiedziała prawie bezgłośnie i wskazała na chłopaka, który bezskutecznie próbował wtopić się w tłum, zakrywając głowę kapturem. Lavard stanął w takim samym osłupieniu. Nie mógł uwierzyć, że to się dzieje na prawdę, a to, co widzi jest rzeczywiste. Przetarł oczy, ale Eryk Ridlle dalej znajdował się na trybunach. Nagle ich spojrzenia się skrzyżowały. Przez długą chwilę, Ślizgon nie mógł odczytać żadnych emocji, które emanowały z jego oczu. W końcu jego zdziwienie przerodziło się w złość, ruszył w jego stronę szybkim krokiem, chamsko przeciskając się przez ludzi. Gdy ujrzał to Eryk, zaczął szybko skakać przez ławki w dół. Gdy Joe zaczął biec w jego kierunku, on również przyspieszył. Ostatnie szczeble i Ridlle przeskoczył przez barierki znajdując się tym samym na boisku. Lavard wpadł na nie wychylając się w dół i ujrzał jedynie jego szyderczy uśmiech, a potem zniknął pod trybunami. Ślizgon zaklął siarczyście uderzając dłonią w barierkę. Po chwili dobiegła do niego Eliza.
- Uciekł?
- Tak, lepszym pytaniem byłoby, czego tu szuka - powiedział dysząc głośno.
- Przecież dobrze znasz odpowiedź - powiedziała prawie bezgłośnie i wymienili porozumiewawcze spojrzenia.