"Wyglądał na silną osobę, twardo stąpającą po
ziemi. Mającą wszystko pod kontrolą i nie mającą problemów. Jednak tkwiło w nim dziecko, które desperacko potrzebowało zrozumienia i miłości"
- Szkoda, że przegrali. Po prostu Durmstrang ma
dobrego szukającego - odparł Seamus gdy zasiedli.
- Harry jest najlepszym szukającym, ale... - zaczęła w obronie dziewczyna, lecz w tym samym momencie poczuła ciepłą dłoń na swoim ramieniu. Podniosła głowę i ujrzała Pottera.
- Cieszę się, że tak myślisz, ale to nie był mój dobry mecz. Może się już wypaliłem - westchnął.
- Nie mów tak! - Zawołała z oburzeniem.
- Hermi, widziałaś sama, Krum jest strasznie dobry.
- To nie zmienia faktu, że ty jesteś lepszy!
- Nie kłóćcie się. Musimy dojść do finału z nimi, wtedy im pokażemy - oznajmiła Ginny dołączając do nich.
- Dobrze wam poszło, super się spisaliście, tylko ja nawaliłem - westchnął Potter i odwrócił się żeby wyjść.
- A ty dokąd? - Zapytała Granger.
- Straciłem apetyt, zobaczę, co u Rona.
- Poczekaj, idę z tobą! - Odparła i powoli wygramoliła się zza stołu. Podeszła do niego chwiejnym krokiem, a on wziął ją pod ramię i wyszli z Wielkiej Sali. Przez chwilę szli w milczeniu wymijając uczniów, którzy szli na obiad.
- Następny mecz będzie lepszy - oznajmiła.
- Na pewno - posłał jej niepewny uśmiech.
- To, czym się zamartwiasz? - Jej troskliwy głos, sprawił, że zrobiło mu się cieplej na sercu.
- Mam wrażenie jakbym już nie był dobry w te klocki...
- Harry...
- Poczekaj - uciszył się delikatnie - pamiętasz jak ci mówiłem o eliminacjach? Draco powinien był wygrać...
- Chyba nie chcesz się wycofać? - Zapytała zdziwiona.
- Może nie wycofać, ale odstąpić lepszemu?
- Lepszemu?!
- Wiem, że to dziwnie brzmi, ja też nie mogę uwierzyć w to, co mówię, ale jednak mam takie przeczucie, że Malfoy powinien się wykazać w tym roku.
- Może wstrzymaj się na razie z tą decyzją?
- Zobaczymy, następny mecz jest nie długo, McGonagall ogłosi termin jutro na śniadaniu - posłał jej lekki uśmiech i weszli do Skrzydła Szpitalnego. Po ogólnej obserwacji znaleźli łóżko Rona. Podeszli do niego, ale chłopak był nieprzytomny. Hermiona złapała go szybko za dłoń i ścisnęła mocno. Potter położył jej dłoń na ramieniu.
- Wyjdzie z tego.
- Mam nadzieję - powiedziała słabym głosem. Pomimo sytuacji, która między nimi ostatnio była, martwiła się o Ronalda tak samo jak przedtem. Był dla niej kimś bardzo ważnym, nie mogła o nim od tak zapomnieć. Wiedziała, że zaprzecza teraz własnym myślom, które gościły u niej jeszcze kilka tygodni temu, ale teraz wiedziała, że nie da się od tak wykreślić kogoś z własnego życia, o ile nie zrobił czegoś najgorszego. Ron wpadł w furię po sytuacji w Ministerstwie, ale gdy opadły emocje dobrze wiedział, co się kroi i przecież ją przeprosił.
- Proszę się odsunąć, szybko, szybko! - Ich chwilę zamyślenia, przerwała pani Pomfrey, która odganiała ich dłonią, niosąc tacę.
- Tak... - Powiedziała pospieszenie Granger i wstała przysuwając się do Pottera. Pielęgniarka podała mu doustnie małą dawkę eliksiru. Wytarła mu szybko usta i poprawiła pościel.
- Nie czas teraz na odwiedziny, przyjdźcie jutro - odparła surowym tonem i czekała aż wyjdą.
- Ale...
- Bez dyskusji.
- Chodź - Harry pociągnął dziewczynę za łokieć i wyszli ze Skrzydła.
- To nie fair!
- Hermiono, ona też ma swoje zasady. Idź coś zjedz - powiedział opatulając ją ręką.
- A ty nie idziesz?
- Nie mam ochoty, może na kolacje coś zjem - posłał jej delikatny uśmiech.
- Harry tak nie można!
- Oj nie marudź, leć - popchnął ją lekko w kierunku schodów.
- Przypilnuję żebyś zjadł tą kolację! - Pogroziła mu palcem.
- Dobra! - Zaśmiał się i odszedł w przeciwnym kierunku. Gdy dziewczyna powoli schodziła po schodach, jej myśli kolejny raz wkroczyły na drogę z tabliczką 'Malfoy'. Nie potrafiła nad tym panować, on sam wchodził do jej głowy i siedział w niej bez zamiaru wyjścia. Nie ukrywała, że była poirytowana jego zachowaniem, ale nie miała zamiaru tolerować tego, jak ją traktuje. Dzisiaj jest patrol, pierwszy wspólny od dłuższego czasu. Nie miała ani trochę na niego ochoty, ale musiała go odbębnić. Z westchnieniem zeszła do Wielkiej Sali, w której było już na prawdę mało osób. Usiadła i powoli zaczęła jeść swój posiłek.
- Harry jest najlepszym szukającym, ale... - zaczęła w obronie dziewczyna, lecz w tym samym momencie poczuła ciepłą dłoń na swoim ramieniu. Podniosła głowę i ujrzała Pottera.
- Cieszę się, że tak myślisz, ale to nie był mój dobry mecz. Może się już wypaliłem - westchnął.
- Nie mów tak! - Zawołała z oburzeniem.
- Hermi, widziałaś sama, Krum jest strasznie dobry.
- To nie zmienia faktu, że ty jesteś lepszy!
- Nie kłóćcie się. Musimy dojść do finału z nimi, wtedy im pokażemy - oznajmiła Ginny dołączając do nich.
- Dobrze wam poszło, super się spisaliście, tylko ja nawaliłem - westchnął Potter i odwrócił się żeby wyjść.
- A ty dokąd? - Zapytała Granger.
- Straciłem apetyt, zobaczę, co u Rona.
- Poczekaj, idę z tobą! - Odparła i powoli wygramoliła się zza stołu. Podeszła do niego chwiejnym krokiem, a on wziął ją pod ramię i wyszli z Wielkiej Sali. Przez chwilę szli w milczeniu wymijając uczniów, którzy szli na obiad.
- Następny mecz będzie lepszy - oznajmiła.
- Na pewno - posłał jej niepewny uśmiech.
- To, czym się zamartwiasz? - Jej troskliwy głos, sprawił, że zrobiło mu się cieplej na sercu.
- Mam wrażenie jakbym już nie był dobry w te klocki...
- Harry...
- Poczekaj - uciszył się delikatnie - pamiętasz jak ci mówiłem o eliminacjach? Draco powinien był wygrać...
- Chyba nie chcesz się wycofać? - Zapytała zdziwiona.
- Może nie wycofać, ale odstąpić lepszemu?
- Lepszemu?!
- Wiem, że to dziwnie brzmi, ja też nie mogę uwierzyć w to, co mówię, ale jednak mam takie przeczucie, że Malfoy powinien się wykazać w tym roku.
- Może wstrzymaj się na razie z tą decyzją?
- Zobaczymy, następny mecz jest nie długo, McGonagall ogłosi termin jutro na śniadaniu - posłał jej lekki uśmiech i weszli do Skrzydła Szpitalnego. Po ogólnej obserwacji znaleźli łóżko Rona. Podeszli do niego, ale chłopak był nieprzytomny. Hermiona złapała go szybko za dłoń i ścisnęła mocno. Potter położył jej dłoń na ramieniu.
- Wyjdzie z tego.
- Mam nadzieję - powiedziała słabym głosem. Pomimo sytuacji, która między nimi ostatnio była, martwiła się o Ronalda tak samo jak przedtem. Był dla niej kimś bardzo ważnym, nie mogła o nim od tak zapomnieć. Wiedziała, że zaprzecza teraz własnym myślom, które gościły u niej jeszcze kilka tygodni temu, ale teraz wiedziała, że nie da się od tak wykreślić kogoś z własnego życia, o ile nie zrobił czegoś najgorszego. Ron wpadł w furię po sytuacji w Ministerstwie, ale gdy opadły emocje dobrze wiedział, co się kroi i przecież ją przeprosił.
- Proszę się odsunąć, szybko, szybko! - Ich chwilę zamyślenia, przerwała pani Pomfrey, która odganiała ich dłonią, niosąc tacę.
- Tak... - Powiedziała pospieszenie Granger i wstała przysuwając się do Pottera. Pielęgniarka podała mu doustnie małą dawkę eliksiru. Wytarła mu szybko usta i poprawiła pościel.
- Nie czas teraz na odwiedziny, przyjdźcie jutro - odparła surowym tonem i czekała aż wyjdą.
- Ale...
- Bez dyskusji.
- Chodź - Harry pociągnął dziewczynę za łokieć i wyszli ze Skrzydła.
- To nie fair!
- Hermiono, ona też ma swoje zasady. Idź coś zjedz - powiedział opatulając ją ręką.
- A ty nie idziesz?
- Nie mam ochoty, może na kolacje coś zjem - posłał jej delikatny uśmiech.
- Harry tak nie można!
- Oj nie marudź, leć - popchnął ją lekko w kierunku schodów.
- Przypilnuję żebyś zjadł tą kolację! - Pogroziła mu palcem.
- Dobra! - Zaśmiał się i odszedł w przeciwnym kierunku. Gdy dziewczyna powoli schodziła po schodach, jej myśli kolejny raz wkroczyły na drogę z tabliczką 'Malfoy'. Nie potrafiła nad tym panować, on sam wchodził do jej głowy i siedział w niej bez zamiaru wyjścia. Nie ukrywała, że była poirytowana jego zachowaniem, ale nie miała zamiaru tolerować tego, jak ją traktuje. Dzisiaj jest patrol, pierwszy wspólny od dłuższego czasu. Nie miała ani trochę na niego ochoty, ale musiała go odbębnić. Z westchnieniem zeszła do Wielkiej Sali, w której było już na prawdę mało osób. Usiadła i powoli zaczęła jeść swój posiłek.
~~~
Pansy szła iście zadowolona przez
korytarz. Humor, który gościł u niej o poranku, wyparował niczym woda z
czajnika. Teraz wreszcie wiedziała, na czym stoi, spotkanie z Erykiem
podbudowało ją i jej niecne plany. Może i nie tak prędko do wszystkiego
dojdzie, ale przynajmniej widziała jak jej zemsta zaczyna kiełkować. Poza tym,
przed chwilą poczuła się spełniona i uszczęśliwiona. Już dawno nie czuła się
tak dobrze, po stosunku z mężczyzną. Nie mogła tego niestety porównywać do nocy
spędzonych z Draconem, ale dobrze wiedziała, że Eryk jak na razie zaspokaja jej
kobiece pragnienia, a ona daje mu w zamian dostęp do różnorakich rzeczy w
szkole. Układ idealny. Niemniej jednak, gdy do jej głowy dotarły wspomnienia z
blondynem, poczuła jak coś ją ukłuło w okolicach płuc. Już od dawna jej relacje
z arystokratą się poluźniły, a w dodatku ona sama nie wiedziała, kiedy nawet
minęło tyle czasu od ostatniego ich zbliżenia. Tęskniła za nim, ale ostatnie
wydarzenia nie pozwoliły jej nawet na rozmyślanie o nim. Teraz poczuła ogromną
chęć zasmakowania jego zimnych ust, wtulenia się w jego tors... Gdzie on
może być? Przeszło jej przez głowę. Udała się w stronę Pokoju Wspólnego
Ślizgonów, ale ani tam, ani w jego dormitorium go nie było. Na błoniach również
nigdzie go nie znalazła, więc ruszyła w głąb zamku. Gdy minęła drzwi wejściowe
do Wielkiej Sali mignął jej przed oczami. Szybkim krokiem ruszyła w jego ślady.
Gdy minęła kilka zakrętów ujrzała go przy schodach wiodących na drugie piętro.
- Draco! - Zawołała, a on przystanął i odwrócił się w jej kierunku. Zobaczyła jego piękne tęczówki i miała wrażenie jakby na nowo odrodziło się w niej uczucie, którym go niegdyś darzyła, ale które stłumiła ze względu na ciągłe odrzucenia.
- Co jest? - Zapytał swobodnie wsadzając dłonie w kieszenie. Podeszła do niego już nieco wolniejszym krokiem i uśmiechnęła się kusząco. Spojrzał na nią unosząc jedną brew, ale ona dalej kontynuowała swoją grę. Podeszła do niego i położyła mu dłonie na białej koszuli, poprawiając ją lekko. On dalej wpatrywał się w nią, ale teraz z rozbawieniem. Nie mógł się powstrzymać od cichego śmiechu, widząc podchody swojej przyjaciółki.
- Wiesz, ostatnio mało spędzamy ze sobą czasu... - zaczęła mówić swoim słodkim głosem, którego blondyn wręcz nienawidził. Westchnął głęboko i spojrzał na nią wyczekująco.
- No i? - Zapytał.
- Stęskniłam się za tobą - podniosła wachlarz doklejanych rzęs do góry i spojrzała mu głęboko w oczy. Patrzał na nią swoim naturalnym i zwyczajnym spojrzeniem. Musiała przyznać, że było tak imponujące, że czasami zazdrościła wszystkim dziewczynom, że z nim spały. Przecież ona mogła być tą jedną jedyną....
- Pansy... - zaczął spokojnie i położył jej dłonie na biodrach w geście odsunięcia, lecz ona zinterpretowała to inaczej. Całym ciałem przyległa do niego i nim zdążył zauważyć, jej usta zagościły na jego. Całowała go tak zachłannie i namiętnie, że nie wiedział jak się od niej odsunąć. Im bardziej próbował się odchylić, tym bardziej ona na niego napierała. Mocno zaciskała ramiona na jego szyi, był prawie, że bezbronny. Nagle rozległ się brzdęk tłuczonego szkła, przez co oboje odskoczyli od siebie jak oparzeni. Spojrzeli w kierunku wydobywającego się dźwięku i ujrzeli coś, czego się chyba obydwoje nie spodziewali. Blaise, Ginny i Hermiona stali właśnie ze zszokowanymi minami na środku korytarza. Granger, która trzymała kubek z gorącą kawą, której aromat rozniósł się automatycznie po holu, stała teraz z wymalowanym na twarzy zdziwieniem. Zabini marszczył brwi z zaciekawieniem, a Ginny jedynie prychnęła głośno. Malfoy, gdy tylko ujrzał minę brązowowłosej Gryfonki poczuł się jak ostatni dupek na świecie. Nie wiedział dlaczego, ale właśnie takie emocje ogarnęły jego umysł. Jej oczy, które wypełniał smutek, żal i zdziwienie sprawiały, że jego skóra płonęła od zewnątrz. Za to Parkinson była w swoim żywiole, nie dość, że wreszcie od tak dawna zasmakowała ust swojego kochanka, to jeszcze zrobiła to na oczach tej szlamy. Nigdy jakoś nie zwracała na to uwagi, ale tym razem dobrze wiedziała, że Granger poczuje się paskudnie. Domyślała się, albo raczej snuła takie podejrzenia, że ta obleśna szlamica zakochała się w jej Draconie.
- Czego się tak gapisz Granger?! Nigdy się tak nie całowałaś? - Zadrwiła Parkinson - ah, no tak. Zapomniałam, że ze szlamami to trzeba obchodzić się w skafandrze i gumowych rękawicach - wybuchła głośnym śmiechem, ale nikt jej przy tym nie dorównał. Wszyscy stali w milczeniu, a ku ich zdziwieniu Hermiona kręcąc głową puściła się biegiem w zupełnie innym kierunku.
- Granger! - Zawołał Malfoy, a jego nogi same za niego zdecydowały, że robią pościg. Po kilku sekundach dwójki odwiecznych wrogów nie było, a została trójka oniemiałych uczniów.
- Co... do cholery?! - Zawołała Ginny zdumiona. Blaise jedynie wzruszył ramionami w geście niewiedzy, a Pansy zrobiła się purpurowa na twarzy.
- Wstrętna szlama! Zabini! Do Pokoju Wspólnego! - Wrzasnęła i podeszła do niego.
- Nie? - Zrobił głupkowatą miną i przysunął się do rudowłosej zdziwionej Weasley.
- Co?!
- Nie idę z tobą do pokoju wspólnego - zacisnęła ze złością usta i wypuściła ze świstem powietrze.
- Zadajesz się teraz ze zdrajcami krwi, tak? - Wysyczała w jego stronę. Nie dane było dwójce Ślizgonów rozpocząć konwersacji, bo do akcji uderzyła Ginewra. Zamachnęła się i z całej siły przywaliła mopsicy w oko. Skuliła się mocno i pisnęła z wrażenia.
- Ty wstrętna...
- Nie obrażaj mnie! - Wrzasnęła i ruszyła w jej kierunku, a to samo zrobiła ze złoszczona Parkinson. Złapały się za włosy i zaczęły mocno ciągnąć i krzyczeć. Zabini próbował którąś odciągnąć, ale żadna się nie dała. Na korytarz wparował zdenerwowany Filch.
- Co tu się wyrabia?!
- Ty wstrętna suko!
- Zamknij się Parkinson, mopsie! - Wrzasnęła i przyłożyła jej z kolana w brzuch, ale Ślizgonka nie była dłużna i wbiła jej paznokcie w ramię.
- Rozdziel je! - Krzyczał Filch do Zabiniego.
- Chyba próbuję! Pomógłby mi pan! - Woźny podszedł do niego i próbował odciągnąć jedną, ale tym samym dostał z łokcia w nos.
- Aua! - Wrzasnął wywracając się na ziemie. Blaise poirytowany całą sytuacją i zachowaniem tego próchna zaczął wydzierać się na cały głos. Ku jego zdziwieniu podziałało. Obie dziewczyny stanęły jak wryte puszczając się, a Filch stanął na równe nogi.
- Co wy ulicha wyrabiacie?! - Krzyknął na nie.
- Nie wtrącaj się...
- Dostaniecie za to szlaban! - Dodał zrozpaczonym głosem Argus trzymając się za podbite oko.
- PARKINSON DO POKOJU WSPÓLNEGO, BĘDĘ ZA DZIESIĘĆ MINUT I SOBIE POROZMAWIAMY! - Krzyknął na nią. Ona ostatni raz zmierzyła wzrokiem Ginny i oddaliła się dumnie do lochów.
- Ginewro! Za mną! - Krzyknął zostawiając zdziwionego charłaka samego z jego kotką.
- Draco! - Zawołała, a on przystanął i odwrócił się w jej kierunku. Zobaczyła jego piękne tęczówki i miała wrażenie jakby na nowo odrodziło się w niej uczucie, którym go niegdyś darzyła, ale które stłumiła ze względu na ciągłe odrzucenia.
- Co jest? - Zapytał swobodnie wsadzając dłonie w kieszenie. Podeszła do niego już nieco wolniejszym krokiem i uśmiechnęła się kusząco. Spojrzał na nią unosząc jedną brew, ale ona dalej kontynuowała swoją grę. Podeszła do niego i położyła mu dłonie na białej koszuli, poprawiając ją lekko. On dalej wpatrywał się w nią, ale teraz z rozbawieniem. Nie mógł się powstrzymać od cichego śmiechu, widząc podchody swojej przyjaciółki.
- Wiesz, ostatnio mało spędzamy ze sobą czasu... - zaczęła mówić swoim słodkim głosem, którego blondyn wręcz nienawidził. Westchnął głęboko i spojrzał na nią wyczekująco.
- No i? - Zapytał.
- Stęskniłam się za tobą - podniosła wachlarz doklejanych rzęs do góry i spojrzała mu głęboko w oczy. Patrzał na nią swoim naturalnym i zwyczajnym spojrzeniem. Musiała przyznać, że było tak imponujące, że czasami zazdrościła wszystkim dziewczynom, że z nim spały. Przecież ona mogła być tą jedną jedyną....
- Pansy... - zaczął spokojnie i położył jej dłonie na biodrach w geście odsunięcia, lecz ona zinterpretowała to inaczej. Całym ciałem przyległa do niego i nim zdążył zauważyć, jej usta zagościły na jego. Całowała go tak zachłannie i namiętnie, że nie wiedział jak się od niej odsunąć. Im bardziej próbował się odchylić, tym bardziej ona na niego napierała. Mocno zaciskała ramiona na jego szyi, był prawie, że bezbronny. Nagle rozległ się brzdęk tłuczonego szkła, przez co oboje odskoczyli od siebie jak oparzeni. Spojrzeli w kierunku wydobywającego się dźwięku i ujrzeli coś, czego się chyba obydwoje nie spodziewali. Blaise, Ginny i Hermiona stali właśnie ze zszokowanymi minami na środku korytarza. Granger, która trzymała kubek z gorącą kawą, której aromat rozniósł się automatycznie po holu, stała teraz z wymalowanym na twarzy zdziwieniem. Zabini marszczył brwi z zaciekawieniem, a Ginny jedynie prychnęła głośno. Malfoy, gdy tylko ujrzał minę brązowowłosej Gryfonki poczuł się jak ostatni dupek na świecie. Nie wiedział dlaczego, ale właśnie takie emocje ogarnęły jego umysł. Jej oczy, które wypełniał smutek, żal i zdziwienie sprawiały, że jego skóra płonęła od zewnątrz. Za to Parkinson była w swoim żywiole, nie dość, że wreszcie od tak dawna zasmakowała ust swojego kochanka, to jeszcze zrobiła to na oczach tej szlamy. Nigdy jakoś nie zwracała na to uwagi, ale tym razem dobrze wiedziała, że Granger poczuje się paskudnie. Domyślała się, albo raczej snuła takie podejrzenia, że ta obleśna szlamica zakochała się w jej Draconie.
- Czego się tak gapisz Granger?! Nigdy się tak nie całowałaś? - Zadrwiła Parkinson - ah, no tak. Zapomniałam, że ze szlamami to trzeba obchodzić się w skafandrze i gumowych rękawicach - wybuchła głośnym śmiechem, ale nikt jej przy tym nie dorównał. Wszyscy stali w milczeniu, a ku ich zdziwieniu Hermiona kręcąc głową puściła się biegiem w zupełnie innym kierunku.
- Granger! - Zawołał Malfoy, a jego nogi same za niego zdecydowały, że robią pościg. Po kilku sekundach dwójki odwiecznych wrogów nie było, a została trójka oniemiałych uczniów.
- Co... do cholery?! - Zawołała Ginny zdumiona. Blaise jedynie wzruszył ramionami w geście niewiedzy, a Pansy zrobiła się purpurowa na twarzy.
- Wstrętna szlama! Zabini! Do Pokoju Wspólnego! - Wrzasnęła i podeszła do niego.
- Nie? - Zrobił głupkowatą miną i przysunął się do rudowłosej zdziwionej Weasley.
- Co?!
- Nie idę z tobą do pokoju wspólnego - zacisnęła ze złością usta i wypuściła ze świstem powietrze.
- Zadajesz się teraz ze zdrajcami krwi, tak? - Wysyczała w jego stronę. Nie dane było dwójce Ślizgonów rozpocząć konwersacji, bo do akcji uderzyła Ginewra. Zamachnęła się i z całej siły przywaliła mopsicy w oko. Skuliła się mocno i pisnęła z wrażenia.
- Ty wstrętna...
- Nie obrażaj mnie! - Wrzasnęła i ruszyła w jej kierunku, a to samo zrobiła ze złoszczona Parkinson. Złapały się za włosy i zaczęły mocno ciągnąć i krzyczeć. Zabini próbował którąś odciągnąć, ale żadna się nie dała. Na korytarz wparował zdenerwowany Filch.
- Co tu się wyrabia?!
- Ty wstrętna suko!
- Zamknij się Parkinson, mopsie! - Wrzasnęła i przyłożyła jej z kolana w brzuch, ale Ślizgonka nie była dłużna i wbiła jej paznokcie w ramię.
- Rozdziel je! - Krzyczał Filch do Zabiniego.
- Chyba próbuję! Pomógłby mi pan! - Woźny podszedł do niego i próbował odciągnąć jedną, ale tym samym dostał z łokcia w nos.
- Aua! - Wrzasnął wywracając się na ziemie. Blaise poirytowany całą sytuacją i zachowaniem tego próchna zaczął wydzierać się na cały głos. Ku jego zdziwieniu podziałało. Obie dziewczyny stanęły jak wryte puszczając się, a Filch stanął na równe nogi.
- Co wy ulicha wyrabiacie?! - Krzyknął na nie.
- Nie wtrącaj się...
- Dostaniecie za to szlaban! - Dodał zrozpaczonym głosem Argus trzymając się za podbite oko.
- PARKINSON DO POKOJU WSPÓLNEGO, BĘDĘ ZA DZIESIĘĆ MINUT I SOBIE POROZMAWIAMY! - Krzyknął na nią. Ona ostatni raz zmierzyła wzrokiem Ginny i oddaliła się dumnie do lochów.
- Ginewro! Za mną! - Krzyknął zostawiając zdziwionego charłaka samego z jego kotką.
~~~
- Granger! - Krzyczał głośno blondyn, ale
dziewczyna dalej biegła ile sił w nogach przed siebie. Miała tego dosyć, nie
mogła uwierzyć w to jak się nią bawił, jak ją okłamywał i jak oplótł ją wokół
palca. Łzy, które zebrały się pod jej powiekami, były oznaką bezsilności,
zdenerwowania. Wcale nie płakała przez niego, bynajmniej tak to sobie
tłumaczyła. Słyszała jak jego głos roznosił się echem po korytarzach. Pomimo
okropnego bólu w plecach, nie chciała się zatrzymywać. Czuła, że zaraz pęknie
jej kręgosłup, ale nie mogła znieść tego, że on znowu czegoś od niej chce. Kolejne
schody, kolejne zakręty.
- Granger, do cholery no! - Usłyszała, gdy kolejny raz gdzieś skręciła. Wybiegła na dwór, ale od drugiej strony dziedzińca. Zdyszana dopiero, gdy się zatrzymała poczuła jak bardzo sobie zaszkodziła tym biegiem. Przeklęła się w duchu za głupotę. Podeszła do murka i oparła się o niego. Usłyszała jak jego kroki zwolniły. Dogonił ją, jest tuż za nią...
- Posłuchaj...
- Nie! - Krzyknęła odwracając się. Łzy ciekły po policzkach, a ból był nie do zniesienia - mam ciebie dosyć rozumiesz?! Bawisz się mną i moimi uczuciami! - Wrzasnęła machając ręką.
- Granger - starał się mówić spokojnie i neutralnie, ale to na nią nie działało.
- Co ty sobie wyobrażasz?! Cały czas kłamiesz! Jesteś wstrętny! Przez chwilę myślałam, że może coś... - nabrała powietrza - że może coś się w tobie zmieniło! - Kolejna fala łez zakryła jej czerwone rumieńce - jesteś taki sam jak byłeś kiedyś!
- Posłuchaj mnie...
- Nie chcę, rozumiesz?! Mam dość, mam dość omamiania. Po cholerę mi opowiadałeś takie bajeczki na wieży astronomicznej?! - Krzyknęła zakrztuszając się łzami. Przytulił ją mocno do siebie, ale ona szybko zaczęła uderzać w jego klatkę piersiową i z wielkim trudem uwolniła się od niego.
- Nie dotykaj mnie! Mam ciebie dość! Idź do swojej Parkinson! - Krzyknęła i osunęła się po murku na ziemie. Przykryła twarz dłońmi i płakała tak głośno, że obudziłaby zmarłych. On nie mógł na to patrzeć, wiedział, że źle robił, ale on sam nie radził sobie z tym, co poczuł przez ostatnie kilka tygodni. Nie potrafił sobie tego racjonalnie wytłumaczyć, dlatego chciał się od niej odsunąć za wszelką cenę. Usiadł obok niej i chciał ją objąć, ale odsunęła się od razu. Po chwili spojrzała na niego pociągając nosem.
- Zostaw mnie w spokoju, rozumiesz? - Załkała - nie chcę cię znać, nienawidzę cię - wydusiła z siebie. On bez słowa na siłę przyciągnął ją do siebie i mocno objął. Nie miała siły się wyrywać, cały jej plan legł w gruzach, on był jak narkotyk.
- Nie ma nic między mną a Parkinson...
- Kłamiesz! - Załkała.
- Nie! - Uniósł się, a ona znowu chciała się wyrwać, ale przytrzymał ją w żelaznym uścisku.
- Nienawidzę cię - szepnęła chowając głowę w jego ramionach i łkała cicho, mocząc łzami koszulę.
- Hermiono... - zaczął, a ona niczym porażona podniosła szybko głowę i spojrzała na niego z zaciekawieniem.
- Nigdy tak do mnie nie powiedziałeś - powiedziała ochrypłym głosem.
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz...
- Zostaw mnie w spokoju, błagam - szepnęła, a jej oczy kolejny raz napełniły się łzami. On zmarszczył brwi i wytarł dłonią jej mokre policzki. Odgarnął włosy z czoła i spojrzał głęboko w oczy.
- Nie potrafię - to było ostatnie, co powiedział, ponieważ złączyli się w długim pocałunku. Był przepełniony różnymi uczuciami, od nienawiści, namiętności, pragnienia aż po zachłanność....
- Granger, do cholery no! - Usłyszała, gdy kolejny raz gdzieś skręciła. Wybiegła na dwór, ale od drugiej strony dziedzińca. Zdyszana dopiero, gdy się zatrzymała poczuła jak bardzo sobie zaszkodziła tym biegiem. Przeklęła się w duchu za głupotę. Podeszła do murka i oparła się o niego. Usłyszała jak jego kroki zwolniły. Dogonił ją, jest tuż za nią...
- Posłuchaj...
- Nie! - Krzyknęła odwracając się. Łzy ciekły po policzkach, a ból był nie do zniesienia - mam ciebie dosyć rozumiesz?! Bawisz się mną i moimi uczuciami! - Wrzasnęła machając ręką.
- Granger - starał się mówić spokojnie i neutralnie, ale to na nią nie działało.
- Co ty sobie wyobrażasz?! Cały czas kłamiesz! Jesteś wstrętny! Przez chwilę myślałam, że może coś... - nabrała powietrza - że może coś się w tobie zmieniło! - Kolejna fala łez zakryła jej czerwone rumieńce - jesteś taki sam jak byłeś kiedyś!
- Posłuchaj mnie...
- Nie chcę, rozumiesz?! Mam dość, mam dość omamiania. Po cholerę mi opowiadałeś takie bajeczki na wieży astronomicznej?! - Krzyknęła zakrztuszając się łzami. Przytulił ją mocno do siebie, ale ona szybko zaczęła uderzać w jego klatkę piersiową i z wielkim trudem uwolniła się od niego.
- Nie dotykaj mnie! Mam ciebie dość! Idź do swojej Parkinson! - Krzyknęła i osunęła się po murku na ziemie. Przykryła twarz dłońmi i płakała tak głośno, że obudziłaby zmarłych. On nie mógł na to patrzeć, wiedział, że źle robił, ale on sam nie radził sobie z tym, co poczuł przez ostatnie kilka tygodni. Nie potrafił sobie tego racjonalnie wytłumaczyć, dlatego chciał się od niej odsunąć za wszelką cenę. Usiadł obok niej i chciał ją objąć, ale odsunęła się od razu. Po chwili spojrzała na niego pociągając nosem.
- Zostaw mnie w spokoju, rozumiesz? - Załkała - nie chcę cię znać, nienawidzę cię - wydusiła z siebie. On bez słowa na siłę przyciągnął ją do siebie i mocno objął. Nie miała siły się wyrywać, cały jej plan legł w gruzach, on był jak narkotyk.
- Nie ma nic między mną a Parkinson...
- Kłamiesz! - Załkała.
- Nie! - Uniósł się, a ona znowu chciała się wyrwać, ale przytrzymał ją w żelaznym uścisku.
- Nienawidzę cię - szepnęła chowając głowę w jego ramionach i łkała cicho, mocząc łzami koszulę.
- Hermiono... - zaczął, a ona niczym porażona podniosła szybko głowę i spojrzała na niego z zaciekawieniem.
- Nigdy tak do mnie nie powiedziałeś - powiedziała ochrypłym głosem.
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz...
- Zostaw mnie w spokoju, błagam - szepnęła, a jej oczy kolejny raz napełniły się łzami. On zmarszczył brwi i wytarł dłonią jej mokre policzki. Odgarnął włosy z czoła i spojrzał głęboko w oczy.
- Nie potrafię - to było ostatnie, co powiedział, ponieważ złączyli się w długim pocałunku. Był przepełniony różnymi uczuciami, od nienawiści, namiętności, pragnienia aż po zachłanność....
~~~
Nie mogę opisywać zbyt dużo, ponieważ mogą mi
przechwycić sowę, niemniej jednak nie mam dobrych wieści. Ridlle jakimś cudem
znalazł się w Hogwarcie, nie jest za ciekawie. Spotkajmy się w następną sobotę
o 17 w Hogsmade. Co do miejsca, jeszcze uzgodnimy.
Pozdrawiam, J.Lavard.
Z
owym listem, Joe maszerował pospiesznym krokiem w stronę Sowiarni. Było już
późno, ale nie mógł z tym zwlekać, jego obecność w szkole była okropnym
zagrożeniem, nie tylko dla niego. Nie mógł zrozumieć, jakim cudem go znalazł
albo, jakim cudem udało mu się tutaj wejść, dotrzeć. Wiedział, że była to
ingerencja kogoś ze szkoły, ale nie mógł sobie teraz za cholerę nikogo
skojarzyć. Przecież nikt ostatnio się jakoś dziwnie nie zachowywał. Cała ta
sytuacja była podejrzana i cuchnęła jakimś przestępstwem. Przywiązał list do
nóżki czarnej sowy i wypuścił ją przez małe okno. Jeszcze przez chwilę
wpatrywał się w pełnię księżyca, aby po chwili opuścić już to brudne i
nieczyszczone chyba od lat miejsce.
- Joe? - Usłyszał przed sobą i zatrzymał się gwałtownie.
- Hermiona?
- Co tu robisz?
- Wysyłałem sowę.
- O tej porze? - Zapytała zdziwiona. Było bardzo ciemno i widział jedynie zarys jej postaci, ale przy głębszym analizowaniu, zdążył również zobaczyć stojącego za nią Malfoya.
- Pilna sprawa - odparł wymijająco.
- Dobra, ale zmywaj się stąd lepiej, tak żeby Filch cię nie widział! - Powiedziała karcąc go palcem, a chłopak kiwając głową zbiegł po schodach. Ciężko mu było z nią teraz rozmawiać, a nawet na nią patrzeć. Przecież była niewinna...
- Joe? - Usłyszał przed sobą i zatrzymał się gwałtownie.
- Hermiona?
- Co tu robisz?
- Wysyłałem sowę.
- O tej porze? - Zapytała zdziwiona. Było bardzo ciemno i widział jedynie zarys jej postaci, ale przy głębszym analizowaniu, zdążył również zobaczyć stojącego za nią Malfoya.
- Pilna sprawa - odparł wymijająco.
- Dobra, ale zmywaj się stąd lepiej, tak żeby Filch cię nie widział! - Powiedziała karcąc go palcem, a chłopak kiwając głową zbiegł po schodach. Ciężko mu było z nią teraz rozmawiać, a nawet na nią patrzeć. Przecież była niewinna...
~~~
- Dzień dobry kochani! Od
razu, żebym nie zapomniał, chciałbym wam przypomnieć, że od dzisiaj rusza klub
Ślimaka! - Zawołał Slughorn na lekcji eliksirów w poniedziałek rano. Większość
uczniów była zaspana oraz jeszcze nieprzytomna po hucznych imprezach, które
odbyły się po wczorajszym meczu. Połowa drzemała teraz słodko na ławkach, inni
wydawali się być kompletnie nieobecni, jak na przykład Hermiona. Po wczorajszej
rozmowie z Draconem nie mogła się otrząsnąć. Miała dzisiaj podkrążone i
napuchnięte oczy, była niewyspana i w dalszym ciągu nie wiedziała, na czym stoi
z blondynem. Jednego mogła być pewna na sto procent, nic jej się nie przyśniło
i Draco Malfoy pocałował ją drugi raz. Tak, kolejny raz całowała się ze
Ślizgonem, odwiecznym wrogiem. Czemu ona w ogóle na to pozwalała? Miała się od
niego odseparować, unikać go jak powietrza, tak jak było do teraz. Co się
stało, że nie mogła teraz przestać o nim rozmyślać?
- Panno Granger? - Spojrzała niemo w stronę nauczyciela, ale po kilku sekundach się ocknęła i wyprostowała jak struna.
- Tak?
- Mogłaby pani pójść do klasy pani Break i zaprosić jej uczniów na dzisiejszą lekcję w moim imieniu? - Uśmiechnął się do niej uprzejmie. Dziewczyna pokiwała lekko głową i wstała.
- A gdzie mają zajęcia?
- Na pierwszym piętrze, sala sto dwa - posłał jej jeszcze jeden uśmiech, a ona zniknęła za drzwiami. Powolnym krokiem szła w wyznaczone miejsce. Plecy w dalszym ciągu nie dawały za wygraną, a ona czuła jakby jej stan się pogarszał. Z westchnieniem zapukała do klasy, profesor eliksirów z Hiszpanii i zajrzała nieśmiało.
- Tak? - Zapytała koślawym angielskim.
- Przepraszam, że przeszkadzam. Profesor Slughorn prosi, aby pani wraz z klasą dołączyła do naszych dzisiejszych zajęć - uśmiechnęła się nieśmiało. Na twarzy kobiety pojawił się uśmiech. Powiedziała po hiszpańsku do swoich uczniów, aby się zbierali i po chwili kroczyli już za Hermioną do lochów. Gdy weszli do sali, Ślimak od razu podbiegł do profesor Break i ucałował ją w dłoń.
- Miło mi, że się zgodziłaś. Siadajcie - zwrócił się do uczniów. Pokiwali głowami i zasiedli przy wolnych miejscach.
- Na dzisiejszych zajęciach będziecie przygotowywać eliksir Felix Felicis - posłał im ogromny uśmiech - kto mi powie, cóż to jest za wywar....
- Jest to inaczej eliksir płynnego szczęścia. Każdy, kto go wypije przyniesie szczęście. Jest zabroniony przy zdawaniu egzaminów, oraz...
- Tak, tak. Darujmy sobie przy czym jest zakazany, dziękuję panno Granger - zachichotał nerwowo - dziesięć punktów dla Gryffindoru - uśmiechnęła się lekko i spojrzała na nauczyciela. Nie lubiła jak jej przerywano, ale nie chciała robić w ten sposób awantury.
- Znam jedną osobę, która w ciągu ostatnich lat idealnie uwarzyła wywar płynnego szczęścia - zawołał do całej klasy, a po chwili jego wzrok padł na Harrym. Chłopak zarumienił się lekko nerwowo spoglądając na boki.
- Tak Harry, to ty. Gratulacje - zaczął klaskać w dłonie, a reszta klasy, oprócz Ślizgonów, mu wtórowała.
- Dobiorę was w pary, macie całe dwie lekcje na to. Ci, którzy wygrają, dostaną ode mnie taką o to fiolkę wywaru - pokazał im maluśką szklaną buteleczkę. Machnął różdżką a w jego rękach ukazał się woreczek z numerkami.
- Tu mam narysowane liczby i ich słowne odpowiedniki. Tak proszę dobrać się w pary - uśmiechnął się i wszyscy zaczęli podchodzić do Ślimaka po swoją karteczkę. Hermiona wylosowała numer piętnaście i rozejrzała się po sali, czy ktoś już przypadkiem go nie ma.
- Piętnaście? - Zawołała na głos, a przed jej twarzą znalazł się kapitan drużyny Hiszpańskiej. Uśmiechnęła się szeroko na jego widok. Ostatni raz rozmawiali na rozpoczęciu roku.
- Znowu się spotykamy - powiedział koślawo i zaprosił gestem do wolnego stolika.
- No masz rację, znowu - zachichotała.
- To, co? Chyba wygramy prawda? - Wyszczerzył do niej zęby.
- No oczywiście - usiadła wygodnie i chwyciła swój podręcznik do Eliksirów.
- Co my tu mamy...
- Sproszkowany róg dwurożca, korzeń waleriany, suszona pokrzywa, kamień księżycowy i figi - Brandon powiedział to z pamięci, nie odwracając ani na chwilę oczu, od tęczówek brązowowłosej, która wpatrywała się w niego ze zdziwieniem.
- Dokładnie - wyszeptała po chwili, a on kolejny raz się uśmiechnął.
- To jest główny eliksir na egzaminach u nas w szkole. Przyrządza się go dwa razy w roku, w końcu trwa to sześć miesięcy.
- Ale po, co?
- Jest to zaraz po eliksirze wielosokowym najtrudniejszy wywar.
- Imponujesz mi - odparła odkładając wolumin na biurko.
- Cieszy mnie to - wyszczerzył zęby. Ona pokręciła głową i chciała wstać w kierunku szafek ze składnikami.
- Ja pójdę, siedź - wstał szybko zanim zdążyła chociażby zaprzeczyć. Zdziwiona jego reakcją otworzyła spokojnie podręcznik na trzysta dwudziestej stronie i czytała spokojnie, co jak i kiedy trzeba dodać.
W tym samym czasie Draco siedział i ze złością wpatrywał się w stolik Zabiniego, który o dziwo miał szczęście nawet bez tego pieprzonego Felix Felicis i właśnie gaworzył sobie w najlepszą z mega seksowną hiszpanką. Nawet Weasleyowi i Potterowi się poszczęściło w parach, a on? Niechętnie spojrzał w kierunku Eloisy Midgen. Uśmiechała się do niego głupkowato i zatrzepotała rzęsami. Zrobiło mu się strasznie niedobrze, miał wrażenie, że całe śniadanie zaraz zwróci do tego kociołka. Za jakie grzechy to na jego musiało trafić? Na pięknego, przystojnego Casanovy szkolnego? Wstrętny prosiak, gapi się na niego jakby zaraz miała wpieprzyć go jak marchewkę, czy cholera wie, co się daje prosiakom.
- Dobra, zróbmy to szybko i miejmy to z głowy - udało mu się wydusić.
- Ależ ty masz piękny głos - zatrzebiotała. Podręcznik, w którym teraz szukał odpowiedniej strony huknął z trzaskiem opadając na stolik. Podniósł głowę w jej stronę i wiedział, że to był błąd.
- Panie profesorze?
- Tak?
- Muszę do toalety, niedobrze mi - powiedział wymownie i wyparował z klasy niczym woda z czajnika, zostawiając Eloise samą. Zabini nie mógł powstrzymać się od wybuchnięcia śmiechem.
- Co pana tak śmieszy? - Zapytał zdziwiony Slughorn.
- Nie, nic - odparł w przerwie od chichotów.
- Panno Granger? - Spojrzała niemo w stronę nauczyciela, ale po kilku sekundach się ocknęła i wyprostowała jak struna.
- Tak?
- Mogłaby pani pójść do klasy pani Break i zaprosić jej uczniów na dzisiejszą lekcję w moim imieniu? - Uśmiechnął się do niej uprzejmie. Dziewczyna pokiwała lekko głową i wstała.
- A gdzie mają zajęcia?
- Na pierwszym piętrze, sala sto dwa - posłał jej jeszcze jeden uśmiech, a ona zniknęła za drzwiami. Powolnym krokiem szła w wyznaczone miejsce. Plecy w dalszym ciągu nie dawały za wygraną, a ona czuła jakby jej stan się pogarszał. Z westchnieniem zapukała do klasy, profesor eliksirów z Hiszpanii i zajrzała nieśmiało.
- Tak? - Zapytała koślawym angielskim.
- Przepraszam, że przeszkadzam. Profesor Slughorn prosi, aby pani wraz z klasą dołączyła do naszych dzisiejszych zajęć - uśmiechnęła się nieśmiało. Na twarzy kobiety pojawił się uśmiech. Powiedziała po hiszpańsku do swoich uczniów, aby się zbierali i po chwili kroczyli już za Hermioną do lochów. Gdy weszli do sali, Ślimak od razu podbiegł do profesor Break i ucałował ją w dłoń.
- Miło mi, że się zgodziłaś. Siadajcie - zwrócił się do uczniów. Pokiwali głowami i zasiedli przy wolnych miejscach.
- Na dzisiejszych zajęciach będziecie przygotowywać eliksir Felix Felicis - posłał im ogromny uśmiech - kto mi powie, cóż to jest za wywar....
- Jest to inaczej eliksir płynnego szczęścia. Każdy, kto go wypije przyniesie szczęście. Jest zabroniony przy zdawaniu egzaminów, oraz...
- Tak, tak. Darujmy sobie przy czym jest zakazany, dziękuję panno Granger - zachichotał nerwowo - dziesięć punktów dla Gryffindoru - uśmiechnęła się lekko i spojrzała na nauczyciela. Nie lubiła jak jej przerywano, ale nie chciała robić w ten sposób awantury.
- Znam jedną osobę, która w ciągu ostatnich lat idealnie uwarzyła wywar płynnego szczęścia - zawołał do całej klasy, a po chwili jego wzrok padł na Harrym. Chłopak zarumienił się lekko nerwowo spoglądając na boki.
- Tak Harry, to ty. Gratulacje - zaczął klaskać w dłonie, a reszta klasy, oprócz Ślizgonów, mu wtórowała.
- Dobiorę was w pary, macie całe dwie lekcje na to. Ci, którzy wygrają, dostaną ode mnie taką o to fiolkę wywaru - pokazał im maluśką szklaną buteleczkę. Machnął różdżką a w jego rękach ukazał się woreczek z numerkami.
- Tu mam narysowane liczby i ich słowne odpowiedniki. Tak proszę dobrać się w pary - uśmiechnął się i wszyscy zaczęli podchodzić do Ślimaka po swoją karteczkę. Hermiona wylosowała numer piętnaście i rozejrzała się po sali, czy ktoś już przypadkiem go nie ma.
- Piętnaście? - Zawołała na głos, a przed jej twarzą znalazł się kapitan drużyny Hiszpańskiej. Uśmiechnęła się szeroko na jego widok. Ostatni raz rozmawiali na rozpoczęciu roku.
- Znowu się spotykamy - powiedział koślawo i zaprosił gestem do wolnego stolika.
- No masz rację, znowu - zachichotała.
- To, co? Chyba wygramy prawda? - Wyszczerzył do niej zęby.
- No oczywiście - usiadła wygodnie i chwyciła swój podręcznik do Eliksirów.
- Co my tu mamy...
- Sproszkowany róg dwurożca, korzeń waleriany, suszona pokrzywa, kamień księżycowy i figi - Brandon powiedział to z pamięci, nie odwracając ani na chwilę oczu, od tęczówek brązowowłosej, która wpatrywała się w niego ze zdziwieniem.
- Dokładnie - wyszeptała po chwili, a on kolejny raz się uśmiechnął.
- To jest główny eliksir na egzaminach u nas w szkole. Przyrządza się go dwa razy w roku, w końcu trwa to sześć miesięcy.
- Ale po, co?
- Jest to zaraz po eliksirze wielosokowym najtrudniejszy wywar.
- Imponujesz mi - odparła odkładając wolumin na biurko.
- Cieszy mnie to - wyszczerzył zęby. Ona pokręciła głową i chciała wstać w kierunku szafek ze składnikami.
- Ja pójdę, siedź - wstał szybko zanim zdążyła chociażby zaprzeczyć. Zdziwiona jego reakcją otworzyła spokojnie podręcznik na trzysta dwudziestej stronie i czytała spokojnie, co jak i kiedy trzeba dodać.
W tym samym czasie Draco siedział i ze złością wpatrywał się w stolik Zabiniego, który o dziwo miał szczęście nawet bez tego pieprzonego Felix Felicis i właśnie gaworzył sobie w najlepszą z mega seksowną hiszpanką. Nawet Weasleyowi i Potterowi się poszczęściło w parach, a on? Niechętnie spojrzał w kierunku Eloisy Midgen. Uśmiechała się do niego głupkowato i zatrzepotała rzęsami. Zrobiło mu się strasznie niedobrze, miał wrażenie, że całe śniadanie zaraz zwróci do tego kociołka. Za jakie grzechy to na jego musiało trafić? Na pięknego, przystojnego Casanovy szkolnego? Wstrętny prosiak, gapi się na niego jakby zaraz miała wpieprzyć go jak marchewkę, czy cholera wie, co się daje prosiakom.
- Dobra, zróbmy to szybko i miejmy to z głowy - udało mu się wydusić.
- Ależ ty masz piękny głos - zatrzebiotała. Podręcznik, w którym teraz szukał odpowiedniej strony huknął z trzaskiem opadając na stolik. Podniósł głowę w jej stronę i wiedział, że to był błąd.
- Panie profesorze?
- Tak?
- Muszę do toalety, niedobrze mi - powiedział wymownie i wyparował z klasy niczym woda z czajnika, zostawiając Eloise samą. Zabini nie mógł powstrzymać się od wybuchnięcia śmiechem.
- Co pana tak śmieszy? - Zapytał zdziwiony Slughorn.
- Nie, nic - odparł w przerwie od chichotów.
Hermiona
ukradkiem spojrzała na całą sytuację i podobnie jak Blaise, parsknęła śmiechem.
Jednak po chwili nieobecności, znowu powróciła do rozmowy z Hiszpanem, który
przed chwilą przyniósł wszystkie potrzebne składniki.
- Dobrze, więc zaczynamy - zarządziła i posłała mu dumny uśmiech. Zaczęli powoli wrzucać wszystko zgodnie z przepisem i poradami poprawiającymi błędy w podręczniku. W tym samym czasie wrócił Draco. Był blady i jego mina wskazywała na jedno-po dzisiejszym dniu będzie wyglądał jakby go ktoś torturował. Zmusił się do jakiejkolwiek współpracy z Eloise, uprzednio zakazując jej odzywania się do siebie. Fakt, w tym momencie był zwykłym zimnym draniem, ale wolał tą opcję, niż pawiowanie przez całe dwie godziny. Oprócz tego niefortunnego faktu, dręczyło go jeszcze coś. Hermiona najwyraźniej świetnie bawiła się w towarzystwie tego całego Brandona. Kolejny raz jakieś dziwne i nienormalne moce zawładnęły jego umysłem, co się do cholery dzieje? Ogarnęła go zwyczajna irytacja wobec tego osobnika. Nie mógł pojąć, dlaczego ona tak świetnie bawi się w jego towarzystwie, co on ma takiego w sobie, że przy nim się śmieje, a przy Draconie płacze? Zdenerwowany wyczekiwał jedynie dzwonka, jako zbawienia. Nie mógł znieść widoku śmiejącej się dziewczyny i jakże przemiłego i przesłodzonego wzroku tego kochasia.
- Dziękuję wam za lekcje, eliksiry ocenię i jutro podam wam wyniki! - Zawołał Slughorn zaraz po dzwonku. Uczniowie zaczęli się zbierać i pakować swoje rzeczy do toreb.
- Co masz teraz za lekcje? - Zapytał Brandon.
- Numerologię - posłała mu ciepły uśmiech.
- A więc lubisz liczby? - Zapytał i powoli skierowali się do wyjścia.
- Tak, z pewnością wolę to niż wróżbiarstwo - dodała posępnie. Chłopak zaśmiał się głośno.
- Wasza nauczycielka jest tak przekonująca, że już wiem, co będę robił przez kolejne dwadzieścia lat - parsknęła śmiechem na jego wypowiedź.
- Proszę cię, jeżeli w ciągu tego okresu zginiesz z trzy razy, staniesz twarzą w twarz z okrucieństwem i oberwiesz jadem z czyrakobólwy, to radzę ci już teraz ze sobą skończyć - powiedziała udając głos Trelawney i oboje zaśmieli się głośno. Szli spokojnie korytarzem, gdy nagle Brandon wyłożył się jak długi na podłodze. Hermiona zrobiła ogromne oczy i szybko do niego podbiegła.
- Nic ci nie jest? - Pokiwał głową podnosząc się ciężko. Gdy podniosła głowę ujrzała Malfoya, który z całej siły próbował ukryć tryumfalny uśmiech. Uniosła wysoko brwi.
- Przepraszam cię na moment - powiedziała do chłopaka, który zbierał swoje kończyny z podłogi i popędziła w stronę blondyna. Stanęła przed nim i hardo spojrzała mu w oczy.
- Czemu to zrobiłeś? - Zapytała od razu.
- Ale co? - Udał zdziwienie. Uderzyła go z całej siły w ramię.
- Auć, Granger! - Zawołał łapiąc się za bolące miejsce. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i czekała na odpowiedź.
- No nie patrz się nie wiem, o co ci chodzi! - Rozłożył ręce w geście zdumienia. Zmrużyła niebezpieczne powieki w jego stronę.
- Nie wierzę ci.
- Żadna nowość - westchnął. Ciężkim krokiem podszedł do nich Brandon i skierował się bezpośrednio do Hermiony.
- Przepraszam, że przeszkadzam. Ale mam do ciebie pytanie... - Zaczął i wymownie spojrzał na blondyna, który jedynie uniósł brwi i w dalszym ciągu stał niewzruszony z rękoma w kieszeniach.
- Nie krępuj się - dodał spokojnie, na co Hermiona poczuła, że zaraz wybuchnie śmiechem. Hiszpan spojrzał to na Granger to na Malfoya i lekko speszony odciągnął ją dwa kroki dalej. Spojrzał głęboko w oczy i poprawił torbę na ramieniu.
- Wiesz, jak wtedy rozmawialiśmy na rozpoczęciu roku, bardzo mi się spodobałaś... - przerwało mu okropnie głośne ziewnięcie Dracona. Chłopak spojrzał na niego spode łba, a dziewczyna przygryzła wargę w celu uspokojenia się.
- Tak... - odparła, gdy ponownie na nią spojrzał.
- Pomyślałem sobie, że może, skoro tak świetnie się dogadujemy... - tym razem arystokrata parsknął śmiechem. Brandon wypuścił ze świstem powietrze i odwrócił się do chłopaka.
- Masz jakiś problem, koleś? - Zapytał widocznie poirytowany. Draco podszedł do niego i patrzał na niego z góry. Jego prawie dwa metry, nie równały się do metra siedemdziesięciu chłopaka.
- Mogę zaraz mieć - syknął w kierunku kurdupla.
- Ej! - Zawołała Hermiona stając między nimi i odpychając ich. Spojrzała złowrogo na blondyna i odwróciła się do rozmówcy.
- Pójdziesz ze mną na bal Halloweenowy? - Zapytał spokojnie. Hermiona mimowolnie szeroko się uśmiechnęła i już chciała powiedzieć 'tak', kiedy ku zaskoczeniu i jej i Brandona, blondyn znalazł się tuż za Hermioną i objął ją w pasie. Dziewczyna poczuła się speszona i chciała się wyrwać, ale trzymał ją na tyle mocno, że nic nie mogła zrobić.
- Trochę się spóźniłeś kolego, ponieważ Gra...Hermiona już z kimś idzie - posłał mu najbardziej wredny uśmiech, na jaki było go stać. Brązowowłosa spojrzała zdumiona na chłopaka, ale nic nie odpowiedziała.
- Tak? - Zapytał Hiszpan w kierunku dziewczyny. Ona się zająknęła.
- Mówię dość nie wyraźnie? - Powtórzył Malfoy.
- Nie. Do zobaczenia, kiedy indziej Hermiono - zwrócił się bezpośrednio do dziewczyny i odszedł zostawiając ich samych. Wyswobodziła się szybko z uścisku Ślizgona i zmierzyła go ostrym spojrzeniem.
- Co ty ulicha wyrabiasz?!
- Ratuję ci tyłek! - Udał oburzenie.
- Słucham?! To Brandon ratował mi tyłek przed pójściem samej na bal, teraz to już mogę się o to kompletnie nie martwić, bo chyba zamknę się w pokoju....
- Granger, głucha jesteś? Nie zrozumiałaś tego, co mówiłem do tej atrapy mężczyzny? - Uniósł wysoko brwi i schował dłonie do kieszeni.
- Co? - Spojrzała na niego zirytowana.
- Jezu, Granger. Czasami się zastanawiam, czy ty jesteś taka głupia i udajesz mądrą...
- MALFOY! - Wrzasnęła uderzając go ponownie w ramię.
- Ej! Uważaj sobie! - Krzyknął łapiąc ją za nadgarstek. Zmrużyła powieki w jego stronę.
- Czemu to zrobiłeś?!
- Bo idziesz ze mną?! - Odpowiedział pytaniem na pytaniem. Ona stanęła jak wryta i zszokowana.
- Cco? - Wydukała. Westchnął głęboko.
- Tylko nie narób mi wstydu i ubierz się jakoś porządnie - dodał posyłając jej iście Ślizgoński uśmiech i zniknął z jej pola widzenia, nim zdążyła cokolwiek powiedzieć.
- Dobrze, więc zaczynamy - zarządziła i posłała mu dumny uśmiech. Zaczęli powoli wrzucać wszystko zgodnie z przepisem i poradami poprawiającymi błędy w podręczniku. W tym samym czasie wrócił Draco. Był blady i jego mina wskazywała na jedno-po dzisiejszym dniu będzie wyglądał jakby go ktoś torturował. Zmusił się do jakiejkolwiek współpracy z Eloise, uprzednio zakazując jej odzywania się do siebie. Fakt, w tym momencie był zwykłym zimnym draniem, ale wolał tą opcję, niż pawiowanie przez całe dwie godziny. Oprócz tego niefortunnego faktu, dręczyło go jeszcze coś. Hermiona najwyraźniej świetnie bawiła się w towarzystwie tego całego Brandona. Kolejny raz jakieś dziwne i nienormalne moce zawładnęły jego umysłem, co się do cholery dzieje? Ogarnęła go zwyczajna irytacja wobec tego osobnika. Nie mógł pojąć, dlaczego ona tak świetnie bawi się w jego towarzystwie, co on ma takiego w sobie, że przy nim się śmieje, a przy Draconie płacze? Zdenerwowany wyczekiwał jedynie dzwonka, jako zbawienia. Nie mógł znieść widoku śmiejącej się dziewczyny i jakże przemiłego i przesłodzonego wzroku tego kochasia.
- Dziękuję wam za lekcje, eliksiry ocenię i jutro podam wam wyniki! - Zawołał Slughorn zaraz po dzwonku. Uczniowie zaczęli się zbierać i pakować swoje rzeczy do toreb.
- Co masz teraz za lekcje? - Zapytał Brandon.
- Numerologię - posłała mu ciepły uśmiech.
- A więc lubisz liczby? - Zapytał i powoli skierowali się do wyjścia.
- Tak, z pewnością wolę to niż wróżbiarstwo - dodała posępnie. Chłopak zaśmiał się głośno.
- Wasza nauczycielka jest tak przekonująca, że już wiem, co będę robił przez kolejne dwadzieścia lat - parsknęła śmiechem na jego wypowiedź.
- Proszę cię, jeżeli w ciągu tego okresu zginiesz z trzy razy, staniesz twarzą w twarz z okrucieństwem i oberwiesz jadem z czyrakobólwy, to radzę ci już teraz ze sobą skończyć - powiedziała udając głos Trelawney i oboje zaśmieli się głośno. Szli spokojnie korytarzem, gdy nagle Brandon wyłożył się jak długi na podłodze. Hermiona zrobiła ogromne oczy i szybko do niego podbiegła.
- Nic ci nie jest? - Pokiwał głową podnosząc się ciężko. Gdy podniosła głowę ujrzała Malfoya, który z całej siły próbował ukryć tryumfalny uśmiech. Uniosła wysoko brwi.
- Przepraszam cię na moment - powiedziała do chłopaka, który zbierał swoje kończyny z podłogi i popędziła w stronę blondyna. Stanęła przed nim i hardo spojrzała mu w oczy.
- Czemu to zrobiłeś? - Zapytała od razu.
- Ale co? - Udał zdziwienie. Uderzyła go z całej siły w ramię.
- Auć, Granger! - Zawołał łapiąc się za bolące miejsce. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i czekała na odpowiedź.
- No nie patrz się nie wiem, o co ci chodzi! - Rozłożył ręce w geście zdumienia. Zmrużyła niebezpieczne powieki w jego stronę.
- Nie wierzę ci.
- Żadna nowość - westchnął. Ciężkim krokiem podszedł do nich Brandon i skierował się bezpośrednio do Hermiony.
- Przepraszam, że przeszkadzam. Ale mam do ciebie pytanie... - Zaczął i wymownie spojrzał na blondyna, który jedynie uniósł brwi i w dalszym ciągu stał niewzruszony z rękoma w kieszeniach.
- Nie krępuj się - dodał spokojnie, na co Hermiona poczuła, że zaraz wybuchnie śmiechem. Hiszpan spojrzał to na Granger to na Malfoya i lekko speszony odciągnął ją dwa kroki dalej. Spojrzał głęboko w oczy i poprawił torbę na ramieniu.
- Wiesz, jak wtedy rozmawialiśmy na rozpoczęciu roku, bardzo mi się spodobałaś... - przerwało mu okropnie głośne ziewnięcie Dracona. Chłopak spojrzał na niego spode łba, a dziewczyna przygryzła wargę w celu uspokojenia się.
- Tak... - odparła, gdy ponownie na nią spojrzał.
- Pomyślałem sobie, że może, skoro tak świetnie się dogadujemy... - tym razem arystokrata parsknął śmiechem. Brandon wypuścił ze świstem powietrze i odwrócił się do chłopaka.
- Masz jakiś problem, koleś? - Zapytał widocznie poirytowany. Draco podszedł do niego i patrzał na niego z góry. Jego prawie dwa metry, nie równały się do metra siedemdziesięciu chłopaka.
- Mogę zaraz mieć - syknął w kierunku kurdupla.
- Ej! - Zawołała Hermiona stając między nimi i odpychając ich. Spojrzała złowrogo na blondyna i odwróciła się do rozmówcy.
- Pójdziesz ze mną na bal Halloweenowy? - Zapytał spokojnie. Hermiona mimowolnie szeroko się uśmiechnęła i już chciała powiedzieć 'tak', kiedy ku zaskoczeniu i jej i Brandona, blondyn znalazł się tuż za Hermioną i objął ją w pasie. Dziewczyna poczuła się speszona i chciała się wyrwać, ale trzymał ją na tyle mocno, że nic nie mogła zrobić.
- Trochę się spóźniłeś kolego, ponieważ Gra...Hermiona już z kimś idzie - posłał mu najbardziej wredny uśmiech, na jaki było go stać. Brązowowłosa spojrzała zdumiona na chłopaka, ale nic nie odpowiedziała.
- Tak? - Zapytał Hiszpan w kierunku dziewczyny. Ona się zająknęła.
- Mówię dość nie wyraźnie? - Powtórzył Malfoy.
- Nie. Do zobaczenia, kiedy indziej Hermiono - zwrócił się bezpośrednio do dziewczyny i odszedł zostawiając ich samych. Wyswobodziła się szybko z uścisku Ślizgona i zmierzyła go ostrym spojrzeniem.
- Co ty ulicha wyrabiasz?!
- Ratuję ci tyłek! - Udał oburzenie.
- Słucham?! To Brandon ratował mi tyłek przed pójściem samej na bal, teraz to już mogę się o to kompletnie nie martwić, bo chyba zamknę się w pokoju....
- Granger, głucha jesteś? Nie zrozumiałaś tego, co mówiłem do tej atrapy mężczyzny? - Uniósł wysoko brwi i schował dłonie do kieszeni.
- Co? - Spojrzała na niego zirytowana.
- Jezu, Granger. Czasami się zastanawiam, czy ty jesteś taka głupia i udajesz mądrą...
- MALFOY! - Wrzasnęła uderzając go ponownie w ramię.
- Ej! Uważaj sobie! - Krzyknął łapiąc ją za nadgarstek. Zmrużyła powieki w jego stronę.
- Czemu to zrobiłeś?!
- Bo idziesz ze mną?! - Odpowiedział pytaniem na pytaniem. Ona stanęła jak wryta i zszokowana.
- Cco? - Wydukała. Westchnął głęboko.
- Tylko nie narób mi wstydu i ubierz się jakoś porządnie - dodał posyłając jej iście Ślizgoński uśmiech i zniknął z jej pola widzenia, nim zdążyła cokolwiek powiedzieć.