niedziela, 11 sierpnia 2013

2.

Los płata nam figle, niestety.



- Opalasz się, czy co? - Niski baryton doszedł do uszu blondyna. Siedział spokojnie na wygodnej kanapie na tarasie. Widać było, że był zamyślony. W ręku trzymał spory kubek z kofeiną. Spoglądał na miasteczko, rozkoszując się widokiem wschodzącego słońca. Ciepłe powietrze delikatnie muskało jego idealnie wyrzeźbione rysy twarzy i powiewało lekko platynową grzywką. Jego stalowoszare oczy przeszywały każdy milimetr, który wyłapały w zasięgu jego wzroku. Był zatopiony w swoich myślach, które w tej chwili przerwał jego najlepszy przyjaciel. Pokręcił jedynie głową śmiejąc się pod nosem. 
- Ale jesteś śmieszny, uhu, aż mnie brzuch boli - odparł beznamiętnie biorąc łyk kofeiny. Spojrzał na przyjaciela, który usiadł obok niego i w ręku trzymał herbatę. Oparł się na podłokietniku i przez chwilę siedzieli w milczeniu, dopóki Zabini nie ujrzał pewnej dziewczyny. 
- Draco, nie mówiłeś, że masz takie seksowne sąsiadki - zaśmiał się wskazując na ów kobietę. Malfoy od razu przeniósł w tą stronę wzrok i zdziwił się. 
- Nigdy jej tutaj nie widziałem - mruknął, ale dalej przyglądał się jej czynnościom z rozbawieniem. Dziewczyna miała na sobie męską białą koszulę, która wszystkiego nie zasłaniała, jak również nie była całkiem przezroczysta. Poruszała się delikatnie na boki i kręciła wokół własnej osi, śmiejąc się sama do siebie. 
- Może jest jakaś chora? - Zaśmiał się blondyn. 
- Jak dla mnie to może być, ale ciało to ma zajebiste - odparł Diabeł pocierając ręce z uśmiechem. Faktycznie, posiadała długie smukłe nogi, zaokrągloną pupę, nie za szerokie biodra, wcięcie w tali i w cale nie takie małe piersi. Jej twarz również hipnotyzowała. Pięknie wyodrębnione rysy twarzy, wystające kości policzkowe, duże oczy i piękne długie loki, które spływały do połowy pleców. Chłopcy siedzieli i przyglądali się jej dopóki nie zniknęła w drzwiach balkonowych. 
- Huhuhu, dobry towar - Blaise w dalszym ciągu siedział podekscytowany tym widokiem. 
- Opanuj testosteron, nie znamy jej - zaśmiał się arystokrata dopijając kawę. 
- Ale możemy poznać, co ty na to? - Spojrzał na niego z niebezpiecznymi iskierkami w oczach. 
- Diabeł - zaśmiał się głośno - a jak to mugolka? 
- Ale piękna mugolka - poprawił go od razu. Malfoy pokręcił lekko głową. 
- Dzisiaj w mieście jest impreza, może na nią przyjdzie - podsunął mu pomysł, kiwając głową, żeby weszli do środka. 
- Podrzućmy jej ulotkę! 
- Masz pięć lat, deklu? - Uniósł jedną brew do góry i opadł na drogocenne obicie kanapy w swojej sypialni. 
- Wyluzuj Draco, będzie ciekawie! - Zawołał wymachując rękoma i wyjął z szafki ulotki o clubach w mieście. 


~~~

  Hermiona uśmiechnięta od ucha do ucha, zdjęła z siebie koszulę i udała się pod prysznic. Była zachwycona piękną pogodą i miała ochotę się dzisiaj przejść. Wyczekiwała również listu od Ronalda, ale niczego nie dostała. Miała jedynie nadzieję, że się na nią nie obraził. Przecież tak jakby nie miała wyjścia, obiecała babci, powinien ją zrozumieć. Widzi się z nią raz na ruski rok, a z nim spędza całe dnie, dziesięć miesięcy w roku. Powinien to uszanować. Gdy wykonała poranną toaletę, wzięła szybki letni prysznic i wysuszyła włosy suszarką. Owinięta w ręcznik udała się do sypialni i wyjęła z szafy białą sukienkę w kwiaty z krótkim rękawem i dużym wycięciem na plecach. Założyła buty na nie wysokim koturnie i weszła do swojej małej łazienki. Ułożyła włosy, sprószyła powieki bladoróżowym cieniem i pomalowała rzęsy. Na twarz nałożyła trochę pudru i podkreśliła usta przezroczystym błyszczykiem. Uśmiechnięta zeszła do kuchni i zjadła śniadanie. Gdy tak siedziała przy dużym okrągłym stole i patrzała na piękny ogród jej babci, myśli pochłonęły jej prawie godzinę. Rozmyślała o powrocie do szkoły, jak będzie wyglądał kolejny rok. Czy wszystko będzie takie samo, czy nadejdą diametralne zmiany. Miała jedynie nadzieję, że wszyscy, oprócz osób które zginęły, wrócą razem z nią, z nimi do szkoły. Nie mogła się doczekać porannych spacerów po błoniach, nocnych przechadzkach jako Prefekt Naczelny, posiłków w Wielkiej Sali, herbatkach u Hagrida... tak bardzo za tym wszystkim tęskniła, ale w głębi duszy czuła, że ten rok będzie inny. Coś się wydarzy przełomowego, tak jej podpowiadał kobiecy instynkt. 
  Gdy pozmywała naczynia, wpakowała potrzebne rzeczy do torebki  zamknęła dom na klucz i wyszła na ogród. W skrzynce na listy ujrzała kolorową ulotkę wciśniętą niedbale pomiędzy drzwiczki. Zmarszczyła brwi i wyjęła ją ostrożnie. Jej wzrok utkwił na mieniącym się nagłówku: " Najlepsza impreza tegorocznych wakacji! ". Uśmiech wstąpił na jej twarz, schowała świstek papieru do torebki i wszyła na ulicę. Słońce przygrzewało, wiał delikatny wiatr, a ludzie wędrowali, co rusz mijając Hermionę. Gdy doszła do głównego rynku, usiadła sobie na jednej z ławeczek i przyglądała się fontannie. Po pewnej chwili dosiadła się do niej dziewczyna. 
- Hej! - Zawołała w jej stronę. Granger spojrzała na nią i uśmiechnęła się. Była dość niska, miała jasną karnację, ale zauważyła, że była opalona. Krótkie blond włosy kręciły się w sprężynki i odstawały na całej głowie. Duże niebieskie oczy, otulone były wachlarzem umalowanych maskarą rzęs. Szeroki uśmiech ukazywał białe ząbki. Hermiona od razu pomyślała, że jest to bardzo miła i radosna dziewczyna. 
- Cześć - odpowiedziała podając jej dłoń - jestem Hermiona. 
- Megan - uścisnęła - nigdy cię tutaj nie widziałam, a mieszkam niedaleko i jestem tutaj prawie codziennie - zaświergotała wesoło, kręcąc się na swoim miejscu. 
- Przyjechałam tutaj do babci - wytłumaczyła. 
- Takie buty! No widzisz, ale mamy ładną pogodę, co? Pewnie dziwisz się, że do ciebie zagaduje? Z daleka wydawałaś się być miła i samotna, pomyślałam, że może potrzebujesz towarzystwa, nie przeszkadzam ci? - Mówiła jak najęta, jeszcze gorzej niż ona sama. Granger jedynie zaśmiała się wesoło i spojrzała łagodnie na nowo poznaną koleżankę. 
- Bardzo mi miło, że podeszłaś. Nie co dzień spotyka się takich uprzejmych ludzi - uspokoiła ją. 
- To dobrze, już się przestraszyłam, że może nie masz ochoty rozmawiać, a ja tutaj zawracam ci głowę - gestykulowała rękoma. Kiedy nastała chwila ciszy, zerknęła na wystający kawałek ulotki w Hermiony torebce. 
- O kurczę, wybierasz się na tą imprezę? - Zawołała wskazując na nią. 
- E... - brązowowłosa zająknęła się z zakłopotaniem - w zasadzie to nie wiem... 
- Oh, byłoby super, poszłybyśmy razem! - Złapała ją za dłoń, szczerząc się od ucha do ucha. 
- No pewnie tak...
- Ale fajnie, musimy się tylko umówić, gdzie się spotkamy, co ty na to? 
- No nie ma sprawy - odpowiedziała szybko, widząc jej minę, która pokazywała, że jak się nie zgodzi, to prawdopodobnie dostanie jej się. 
- Świetnie! Wiesz, muszę się zbierać, ale może spotkamy się tutaj o dziewiątej? Pokażę ci wtedy gdzie jest club i razem wejdziemy? 
- Byłoby super. 
- Ekstra, to do zobaczenia! - Zawołała i odeszła machając jej na pożegnanie. Granger była w lekkim szoku, nie wiedziała dlaczego w ogóle zgodziła się pójść na tą imprezę. Nie zna nawet tej dziewczyny, wie jedynie, że ma na imię Megan i jest mega wygadana. Wypuściła głośno powietrze z płuc i wstała kierując się dalej uliczką. Jej umysł dopiero po chwili zakodował, że umówiła się z obcą dziewczyną na imprezę w clubie. Potrząsnęła głową. Nie miała przecież jak się teraz wykręcić, chyba, że by przyszła i powiedziała, że jednak nie idzie. Ale to by było bardzo dziwne z jej strony. Te i inne myśli dręczyły ją aż do wieczora. Opowiedziała babci o całym zdarzeniu, a ta jedynie odpowiedziała śmiejąc się, że ma się iść rozerwać. Była nie tyle co zdumiona, ale oszołomiona. Nigdy nie była na imprezie, a co dopiero mówić, na mugolskiej imprezie. 
- Nie masz się, co martwić, już ja się bardziej cieszyłam na potańcówki, niż ty dziecino - skwitowała ją babcia, gdy siedziały razem na dachu. Obie czytały inne książki, co jakiś czas wymieniając się informacjami. 
- O jejku, już siódma, leć się szykować - Charlotte przeciągnęła się i odłożyła powieść na miejsce. 
- Już? Jej ja nawet nie wiem jak się na taką imprezę ubrać - wymamrotała z niezadowoleniem. 
- Jak będziesz tak marudzić to starą panną zostaniesz. Idę na kawę, chcesz też? 
- Tak po proszę - uśmiechnęła się do niej, puszczając pierwszą zgryźliwą uwagę mimo uszu. Obie zeszły do kuchni i wypiły napój bogów. 
- Dobra, idę się przyszykować, Megan będzie czekać. 
- No, leć - pocałowały się w policzek i Granger ruszyła do siebie. Stanęła z bezradnością przed swoją szafą i patrzała na ubrania. Nie miała nic takiego imprezowego. Jedyne, co wyszukała to czarna sukienka mini i różowa za kolano. Mając taki szeroki wybór asortymentu, zdecydowała się na czarną, ale z rajstopami. Gdy wykąpała się i wysuszyła, wciągnęła na siebie obcisłą tkaninę i oglądała się w lustrze. 
- To nie jest w moim stylu - żachnęła do siebie. Sukienka była na grubych ramiączkach ze sporym dekoltem, trójkątnym wycięciem na plecach i sięgała połowy uda. Z westchnieniem wykonała makijaż, włosy zostawiła rozpuszczone, spryskując je jedynie lakierem. Ubrała nie wysokie czarne szpilki, które posiadała na awaryjne okazje. Co prawda nie była to taka, ale nie miała nic innego. W przez jedną chwilę w jej głowie przemknęła myśl, że wygląda całkiem, całkiem, ale zaraz po tym skarciła się i chwyciła torebkę. Wzięła jeszcze szary sweterek i zeszła na dół, stukając obcasami po marmurowej posadzce. 
- Wyglądasz ślicznie! Na ulicy bym cię nie poznała - Charlotte stała w drzwiach kuchni. 
- Dziwnie się czuję babciu...
- Kobieco? - Uniosła brew do góry, a Granger zastanowiła się nad tym. Miała rację, czuła się kobieco i dlatego coś jej nie pasowało. Nigdy nie ubierała się w takie stroje, nie chodziła na imprezy, nie malowała się. Co prawda pewne rzeczy pozmieniały się u niej wraz z wiekiem, ale czy była gotowa na krok dorosłości? 
- Idź już, jest za pięć
- Na Merlina! - Krzyknęła i ruszyła w kierunku drzwi. Szła jak kaleka. Buty wydawały jej się nie wygodne, co chwilę kostki wykręcały się na boki, sukienka podchodziła do góry, a włosy zawiewały na oczy. Kiedy w zasięgu jej oczu ukazał się rynek i drobna postać Megan, ze złością zdjęła buty i pomaszerowała na boso. Gdy była blisko ubrała je z powrotem i podeszła do koleżanki. 
- Przepraszam za spóźnienie - wydyszała, kiedy dziewczyna się do niej odwróciła i posłała szeroki uśmiech. Była ubrana w granatową sukienkę ze zwiewnymi przezroczystymi rękawkami i wycięciem na udzie.
- Piękna sukienka - Megan świdrowała wzrokiem Hermionę. 
- Tak? Dziękuję - zarumieniła się lekko. 
- Dobra, chodźmy! - Wzięła ją pod rękę i ruszyły przed siebie. Pomimo niskiego wzrostu, blondynka założyła tak wysokie szpili, że była na równi z Hermioną. Jeszcze bardziej zdumiało Gryfonkę to, z jaką łatwością przychodziło jej poruszanie się w owym obuwiu. Na takich cienkich igłach, to ona by się zabiła. Megan, co chwilę ją zagadywała o coś, więc podróż w stronę clubu minęła bardzo przyjemnie. Gdy zbliżały się do miejsca, Granger usłyszała mocne basy i głośnie śmiechy ludzi. Gdy doszły, jej oczom ukazał się ogromny szyld z napisem "TROPICS". Westchnęła i podeszły do ochroniarza  On jedynie spojrzał na nie i wpuścił je do środka. 
- Chodźmy do baru! Zamówimy sobie coś! - Krzyknęła w jej stronę blondynka i podreptały w tym kierunku. Hermiona oglądała się dookoła, sprawdzając, co ludzie tu robią, jak się bawią, żeby wiedziała mniej więcej jak ma się zachować. Ale po chwili jednak postawiła na spontaniczność. Nie była to jej dobra cecha, ale mogła wreszcie ją wypróbować. 
- Co zamawiasz? - Zawołała pokazując jej kartę. Brązowowłosa wzięła ją do ręki i przeleciała wzrokiem po nieznajomych drinkach. Po chwili jednak wskazała palcem na ten, który wydawał jej się najbardziej kolorowy i smaczny. 
- Przepraszam! - Zawołała do barmana. Był to wysoki przystojny brunet, co nie uszło uwadze Megan. Od razu zaczęła z nim flirtować. Hermiona stojąc tak dłuższą chwilę jak pachołek szturchnęła ją w końcu w łokieć. 
- Ach! Zapomniałam, przepraszam - spojrzała na nią, jej wielkimi oczyma i posłała buziaka. 
- Dla koleżanki poprosimy Tequila Sunrise, a dla mnie Kamikaze - położyła mu pieniądze od Hermiony i swoje i mrugnęła oczkiem, odwracając się do Hermiony. 
- Fajnie? 
- Taaak - zaśmiała się, ponieważ pierwszy raz w życiu była na imprezie i podobało jej się. Kiedy dostała swojego drinka, nie wiedziała, że inny alkohol oprócz kremowego piwa, może być tak dobry. Patrzyła jak Megan wypija trzy kieliszki Kamikaze, zagryza cytrynką i tańczy przy okazji. 
- Wariatka - skwitowała ją, na co ona wytknęła jej język i zamówiła kolejną kolejkę. Hermiona powoli sączyła swojego drinka obserwując ludzi, którzy tańczyli. 
- Idziemy na parkiet? - Megan po wypiciu kolejnych miała już lepszy humor i śmiała się do niej jak kretynka. 
- A co mi tam - odparła i wypiła do końca, odstawiając szklankę na bar. Wzięła ją za rękę i poszły wtopić się w tłum. Nie wiedziała za bardzo jak ma się ruszać, ale po chwili wszystko samo zaczęło się dziać. Ona tańczyła z Megan i innymi facetami, od czasu do czasu popijając następne drinki. Nie wiedziała, że ma taką słabą głowę, gdyż po trzecim już kręciło jej się w głowie. Podeszła do baru lekko chwiejnym krokiem i usiadła na hokerze. 
- Poproszę Mojito - odparła kładąc pieniądze, ale nagle poczuła, że ktoś przysiada się do niej i kładzie jej pieniądze z powrotem przed nosem. 
- Ja płacę za tą panią, dla mnie Whisky - Hermionie zadudnił niski baryton w uszach. Zaśmiała się do barmana, wzruszając rękoma i schowała gotówkę do torebki. Kiedy odwróciła głowę do mężczyzny o mało, co nie spadła z krzesła. Jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki, a usta otworzyły się w zdumieniu. Chłopak patrzył na nią z dziwną miną. 
- Malfoy?! - Krzyknęła w jego kierunku obruszona. Blondyn zmarszczył brwi, mrugając kilkakrotnie. Nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył. Dziewczyna, którą widzieli na tarasie, którą podniecał się Zabini, która jemu też się spodobała, której podrzucili ulotkę o imprezie, która przed chwilą piła alkohol i tańczyła na parkiecie, a teraz kupuje jej drinka, to nie kto inny jak Hermiona Jane Granger. 
- Co ty tu do cholery robisz?! - Odparł tak samo zdziwiony. 
- Siedzę! Dlaczego stawiasz mi drinka?! - Krzyknęła oburzona. Jej wyraz twarzy zmienił się diametralnie, uśmiech zastąpił grymas niesmaku, a oczy z radosnych przemieniły się w sople lodu. Draco patrzał na nią z niedowierzaniem. Nie mógł wykrztusić słowa. O mało, co nie zaczął by podrywać szlamy, nie mieściło się to u niego w głowie. Nie mógł uwierzyć, że tak się zmieniła, że aż zaczęła mu się podobać. To jest para nienormalne  Granger NIE MOŻE MU SIĘ PODOBAĆ! To Granger, szlama! - głosik w jego głowie krzyczał tak głośno, że przybrał swoją Malfoyowską minę zza czasów szkolnych. 
- Ciesz się póki możesz, bo nikt inny by ci tutaj nic nie kupił - zmusił się na jak najbardziej zjadliwy ton. Dziewczyna w jednym momencie zastygła. Krew w żyłach zagotowała się do stu stopni, w oczach pojawiły się ogniki złości. Zacisnęła mocno pięści. Czuła, że ma trochę za dużo wypite, ale jej język zrobił się taki luźny, że nie potrafiła utrzymać słów na wodzy. 
- Od takiego zawszonego gnojka w życiu nic bym nie wzięła! 
- Uważaj na słowa, Granger - syknął. 
- Bo, co? Nie masz już swoich goryli przy sobie, nic mi nie zrobisz. Poza tym nie boję się ciebie, myślisz że jeżeli nosisz miano śmierciożercy, to siejesz popłoch? - Zadrwiła. Jego źrenice zwęziły się ze złości. 
- Powiedziałaś tak do mnie ostatni raz, szlamo! - Warknął głośno. Dziewczyna podziękowała barmanowi za drinka i wypiła łyk. 
- Hm, dobry. Chcesz spróbować? - Uniosła brew i po chwili drink wylądował na pięknie ułożonej grzywce arystokraty - prawda że dobry? - Kawałek limonki spadł z jego głowy na spodnie, a w niego wstąpiła furia. Do Granger dopiero dotarło, co przed chwilą zrobiła. Patrzała na wszystko już jakby przez mgłę, nie wiedziała, co się będzie za chwilę działo, czy arystokrata ją uderzy, czy rzuci na nią zaklęcie niewybaczalne, nie wiedziała, gdzie jest Megan, kątem oka jedynie dostrzegła miny wszystkich zebranych się przy barze. W pewnym momencie poczuła jedynie palący ból na obu nadgarstkach i jak ktoś wyciąga ją z clubu za ręce. Kręciło jej się w głowie, miała ciemne plamy przed oczami, czuła, że od mocnych szarpnięć może zwymiotować. Wtedy poczuła świeże powietrze i odważyła się otworzyć oczy, które miała zamknięte. Była oparta o mur a na przeciwko niej stał blondyn. Ściskał jej oba nadgarstki, łzy podeszły jej do oczu. Widziała jego zabójczy wzrok i chęć morderstwa. Pomimo zaistniałej sytuacji, nie pozwoliła dumie odejść na bok. 
- I co teraz Malfoy? Chcesz na mnie rzucić Cruciatusa? Czy może Avadę? - Drwiła, uśmiechając się tępo. Wpatrywała się w jego stalowoszare oczy, nie mogła rozgryźć, co w nim siedzi, co zaraz zrobi. 
- Jeszcze masz czelność tak do mnie mówić? - Wysyczał przez zaciśnięte zęby. Miała wrażenie, że zaraz straci czucie w palcach, ale nie chciała dać po sobie tego poznać. 
- Nie boje się ciebie, karaluchu. Myślisz, że wszystko ci wolno? Gówno ci wolno! - Krzyknęła mu w twarz - jesteś obleśny, nie mogę na ciebie patrzeć!
- Zamknij się! - Zaśmiała się ironicznie. 
- No dawaj. Uderz mnie, rzuć na mnie zaklęcie, bądź jak swój ojciec - te słowa uderzyły go z podwójną siłą. Granger niczego nie rozumiała, nie wiedziała co myślał o swoim ojcu, nie wiedziała na jaki etap wkroczyły jego poglądy, nie wiedziała o jego dziwnych zmianach, była zwykłą szlamą, która próbowała wyprowadzić go z równowagi. Ścisnął ostatni raz jej drobne rączki i szarpnął z impetem puszczając ją. Poruszyła się niespokojnie, ale nie spuściła z niego oka. Ku jej zdziwieniu, Draco odwrócił się na pięcie i pomaszerował w głąb ulicy. Ona stała oniemiała opierając się o zimny mur. Pojedyncza łza spłynęła po jej bladym policzku. Zerknęła na swoje dłonie, nadgarstki były całe sine. Było jej zimno, czuła się okropnie. Chciała wrócić do domu, ale nie wiedziała gdzie jest Megan. Gdy wróciła do clubu, nigdzie jej nie widziała. Nie miała siły jej szukać, wyszła i ruszyła powoli do domu. Chciała położyć się w łóżku, lecz nie wiedziała, że to jeszcze nie koniec nocnych niespodzianek... 
  Dzielnica o tej porze nie wydawała się już taka urocza i zjawiskowa. Koty miauczały i biegały po dachach, sowy hukały głośno na drzewach. Granger mijała poniektóre grupki mugoli, którzy pili wódkę, albo palili papierosy, jak nie narkotyki. Czuła ciarki na całych plecach i nie przyjemny dreszcz przechodził ją po kręgosłupie. Co jakiś czas usłyszała gwizdy w jej stronę i krzyki, młodocianych rozrabiaków, albo chlejusów. Żałowała, że poszła w ogóle na tą imprezę. Przez całą drogę, nie mogła uwierzyć skąd w tym clubie znalazł się Malfoy. Nie dość, że za dwa tygodnie miała go spotkać w szkole, to jeszcze w wakacje ją dręczył. Popatrzyła na dłonie. Były sine, wystąpiły już fioletowo zielone siniaki. Wyglądało to strasznie. Była wściekła, obiecała, że odpłaci się temu damskiemu bokserowi. 


~~~

- Draco! Draco... MALFOY! - Zabini biegł za przyjacielem, który wystrzelił z imprezy jak z procy. Nie wiedział, co się stało, ale ostatnie, co widział jak rozmawiał z tą nieziemską laską. Gdy go w końcu dogonił, spojrzał na jego twarz i cofnął się o krok do tyłu. Jego włosy i koszula były mokre, zalatywało od niego wódką, a w dodatku miał chęć morderstwa wypisaną na twarzy. 
- Powiesz mi wreszcie, co się stało?! - Złapał go za rękaw i stanęli oboje. Blondyn obrzucił go złowrogim spojrzeniem. 
- Ta kurwa seksowna laska to Granger - warknął najbardziej jadowicie jak tylko umiał. Czuł jak każda komórka ciała krzyczy z wściekłości, cały się trząsł. 
- Powaliło cię? Może za dużo wypiłeś? - Zabini uniósł jedną brew do góry. 
- Wyglądam na pijanego? Jak mówię, że to była szlama, to znaczy, że to była ONA! - Wrzasnął w stronę przyjaciela i wypluł ślinę na bok. 
- Dobra, trudno w to jednak uwierzyć, że się tak wyrobiła. 
- Chuj mnie to obchodzi, wylała mi drinka na głowę, czaisz? 
- Uh, co jej zrobiłeś? - Zdziwił się postępowaniem dziewczyny. Z jednej strony dalej nie wierzył, że to może być ona, ale z drugiej to by do niej pasowało. 
- Nic, postawiłem jej to wstrętne Mojito. 
- Nie mów, że jej nie poznałeś. 
- A ty ją poznałeś - odparł ironicznie machając głową i ruszyli w stronę domu. 
- Aż się wierzyć nie chce. 
- Taa, wkurwiła mnie tylko. Szlama pieprzona - kopnął kamień w pobliski śmietnik. Szli przez chwilę w milczeniu, a Dracon układał sobie roztrzęsione myśli w głowie. Nie mógł pojąć, dlaczego dał się tak zdenerwować. Przecież to zwykła Gryfonka, nic nie znacząca dziewucha. To, że wyładniała, nie robi z niej nie wiadomo kogo. 
- Ale nic jej nie zrobiłeś? 
- Nie, może trochę - dodał, gdy przypomniał sobie jak mocno zaciskał jej swoje dłonie, na jej drobnych nadgarstkach. Wzdrygnął się na samą myśl o tym. 
- Będę szorował ręce chyba do końca życia - odparł już trochę luźniej, na co Blaise jedynie się zaśmiał. 
- A wyrwałem taką fajną dupę! 
- Już daj na luz, jutro wyskoczymy na jakieś panienki - odparł mrugając do niego. W pewnym momencie obydwoje zastygli w miejscu. Spojrzeli na siebie, a potem w głąb ulicy. Do ich uszu dotarł przeraźliwy krzyk. Kobiecy krzyk. Udało im się wyłapać słowa takie jak 'pomocy';'ratunku'. Malfoyowi przeszły ciarki po plecach, ponieważ wiedział do kogo ten głos należy. 
- Granger - mruknął i klepnął przyjaciela, aby pomógł mu szukać, skąd dochodzi krzyk. Biegli przed siebie, lecz niczego nie widzieli. Gorączkowo wysłuchiwali kolejnych krzyków i jęków, kiedy one w miarę czasu cichły. Blaise przerażony, zauważył nagle wąską uliczkę. 
- Draco! - Krzyknął do niego i ruszyli w jej stronę. Ostatni krzyk wprawił ich w osłupienie. Gdy skręcili w lewo, na ziemi leżała Hermiona, a z siatki prowadzącej do głównej ulicy zeskoczył jakiś chłopak i zniknął z ich widoku, zanim którekolwiek zareagowało. Zabini podszedł od razu do dziewczyny i pochylił się nad nią. 
- Draco ona chyba... - zamilkł kiedy przyłożył dwa palce do tętnicy na szyi... 
Spojrzał błagalnie na przyjaciela by ten coś zrobił. Podszedł do dziewczyny po złapał ją za ramiona. 
- Granger?! Granger obudź się! Granger! - Potrząsał ją. Obydwoje byli przerażeni. 
- Trzeba zabrać ją do Munga, Draco, szybko - pociągnął go za rękaw i oboje kiwnęli głowami. Złapali dziewczynę i teleportowali się pod szpital. Gdy weszli, mnóstwo lekarzy zjawiło się przy nich i wszystko zaczęło się dziać bardzo szybko. Wyczarowali nosze, przenieśli ja na salę i zaczęli ją badać. Malfoy razem z Zabinim siedzieli chwilę w poczekalni, oboje nic nie mówili. 
- Będziemy tutaj tak siedzieć? 
- Nie, ale chce wiedzieć, co z nią - odparł Malfoy trzymając ręce przy twarzy. Blaise uważał, że zachowanie jego przyjaciela było dziwaczne, ale on sam nie mógł sobie tego wytłumaczyć. Nie bał się o tę dziewczynę, chciał po prostu wiedzieć, co się z nią dzieje, nie chciał jej mieć na sumieniu. Po kolejnych dwudziestu minutach wyszedł pierwszy lekarz. 
- Przepraszam, powie nam pan, co się dzieje z Gra...z Hermioną? - Arystokrata szybko się poprawił przy wypowiedzi. Starszy człowiek spojrzał na niego i na Zabiniego. 
- A panowie z rodziny? 
- Nie, ale to my ją tutaj przynieśliśmy, znamy się ze szkoły - Blaise szybko wytłumaczył. 
- Nie mogę wam niczego powiedzieć. 
- Proszę, to ważne - Smok zmarszczył brwi nerwowo obserwując staruszka. 
- Jest w ciężkim stanie, ta doba będzie decydująca, a teraz wybaczcie - wyminął ich szybko. Malfoy spojrzał na niego niemo. Nie rozumiał sam siebie. Stał na środku korytarza w Mungu pod salą największego wroga. 
- Spadamy - powiedział do przyjaciela i gdy mieli się teleportować, zauważył wbiegającą na korytarz niską kobietę i wysokiego mężczyznę. Wpadli akurat na lekarza i zaczęli go wypytywać o swoją córkę. Jak w zwolnionym tempie widział jak jej rodzice wchodzą zapłakani do sali. Miał już za dużo w głowie, chciał stamtąd wyjść jak najszybciej. 
- Chodźmy - Zabini złapał go za rękaw i po chwili byli już w posiadłości Malfoyów. 


~~~

  Minęło kilka dni od tego wydarzenia. Stan Hermiony się ustabilizował, ale była w śpiączce. Lekarze pocieszali jej rodziców, że nie mają się o co martwić, że to kwestia czasu, kiedy ich córka się wybudzi. Nie mogli tam również przebywać cały czas, ponieważ byli mugolami, oraz mieli własną pracę. Lecz pani Granger dzwoniła codziennie do Harrego i wypytywała, co z nią. Potter i Weasley cały czas czuwali przy łóżku przyjaciółki. Ronald wypłakiwał wszystkie łzy, podobnie jak Molly, która również przychodziła często. Dla wszystkich był to szok, nie mogli pojąć jak do tego doszło i jakim cudem, znalazł się tam Malfoy i Zabini. Na ich nieszczęście, Ronald stwierdził, że to z pewnością była ich wina, nie mogło być inaczej i po spotkaniu z Radą Bezpieczeństwa z Ministerstwa Magii posądził Dracona Malfoya o umyślne pobicie Hermiony Granger ze skutkiem uszczerbku na zdrowiu. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że po obdukcji lekarskiej, stwierdzono iż niektóre ślady i odciski palców należą do blondyna, a niektóre do mugola. Wkopał się w totalne bagno, ponieważ jeżeli Hermiona nie zezna, że to nie on ją pobił, może wylecieć z Hogwartu, co wiąże się z zabraniem mu różdżki i wykluczeniem ze świata Magii. 
  Jane i Frank obwiniali o wszystko Charlotte, która nie wychodziła z Munga, modląc się, aby jej wnuczka wyzdrowiała. Czuła, że popełniła błąd i z godnością wysłuchiwała obelg i pretensji, ze strony Grangerów. Zabini wspierał przyjaciela, jak tylko mógł, ale ten był pogrążony we własnych myślach. W gazetach od razu ukazał się artykuł o Hermionie. To jeszcze bardziej podwyższało temperaturę w całej tej atmosferze. Harry pomagał Ronaldowi przejść przez to wszystko, tłumacząc mu również, że jego dziewczyna z tego wyjdzie. Codziennie ktoś nowy był przy jej łóżku. Albo Weasleyowie, albo znajomi ze szkoły. 
  W końcu nastał dwudziesty ósmy sierpnia. Wybiła punkt siedemnasta kiedy Harry wszedł do sali Hermiony. Ronald poleciał do domu, żeby się przespać, podobnie jak babcia Charlotte. Dzisiaj przypadł mu wieczór dyżurowania u jego przyjaciółki. Martwił się o nią tak samo mocno, jak wszyscy inni. Z każdym dniem widział jak wszystkie blizny i siniaki schodzą, stają się bledsze. Ale z początku nie mógł uwierzyć, że człowiek jest do tego zdolny. Pomimo gadaniny Ronalda, nie wierzył, żeby Malfoy był zdolny do takiego czegoś. Fakt, był śmierciożercą, ale z przymusu. Może i jest wstrętnym arogantem i cynicznym dupkiem, jak to mówi Hermiona, ale nikogo by tak nie urządził. Wiele razy starał się przemówić do rozsądku rudzielcowi, ale on stał dalej przy swoim. Westchnął siadając na krześle przy łóżku i dotknął jej ziemnej dłoni. 
- Hermiono, obudź się. Tak bardzo nam ciebie brakuje - szeptał cicho w jej kierunku. Kiedy był z nią sam na sam, dużo do niej mówił. Kiedyś ona sama mu powiedziała, że rozmawianie z chorą osobą, szybciej przywraca ją do życia. Miał nadzieję, że jego słowa sprawią, że wybudzi się jak najprędzej. Sączył powoli swoją kawę i przeglądał inne artykuły w Proroku Codziennym. Na pierwszych stronach widniały nagłówki ' Młody Malfoy posądzony o pobicie ' itp. Nie wiedział jakim cudem wypłynęło to do tych wstrętnych szui z gazet, ale miał tego po dziurki w nosie. Nagle poczuł lekki uścisk. Odłożył szybko gazetę i kubek i złapał obiema dłońmi jej dłoń. 
- Hermiona? - Jej oczy poruszyły się lekko i w końcu powolutku podniosła powieki. Harry uśmiechnął się najszerzej. Ona zamrugała kilkakrotnie i przekręciła powoli głowę w jego kierunku. 
- Harry? - Zapytała bardzo osłabionym głosem. Potter przytulił ją od razu i posłał ciepły uśmiech. 
- Jak dobrze, że wreszcie się wybudziłaś, tak się o ciebie martwiliśmy! 
- Co się stało? - Zapytała podnosząc rękę i przykładając do głowy. On zmarszczył lekko brwi. 
- Zostałaś pobita, byłaś w śpiączce. 
- Pamiętam to - wzdrygnęła się - ile czasu tu leżę? 
- Niecałe dwa tygodnie - powiedział spokojnie. Jej oczy rozszerzyły się gwałtownie i spróbowała wstać, ale od razu opadła z powrotem na poduszki
- Odpoczywaj, a nie. 
- Boli mnie głowa...
- Poczekaj chwilkę, zawołam lekarza - mruknął do niej i po chwili na sali zjawił się doktor z pielęgniarką i zaczęli ją badać. Podali eliksiry do wypicia i nakazali odpoczynek i bardzo krótki czas odwiedzin, pojedynczo. 
- Dobrze, zrozumiałem - Harry kiwnął głową i gdy wyszli wysłał Patronusa do Ronalda i wszystkich innych, że Hermiona się obudziła. Po niespełna kilku minutach zjawił się rudzielec. 
- Miona - podszedł do niej i ucałował w dłoń. Ona uśmiechnęła się do niego i pogłaskała po głowie. 
- Hej Ron - pocałował ją w usta i tyle było z ich bliskości. Po chwili pojawiła się reszta rudzielców, rodzice Hermiony i Charlotte. Wizyta gości nie trwała długo, gdyż zaraz przyszła pielęgniarka i wygoniła wszystkich zapraszając jutro. Najważniejsze jednak było dla wszystkich, że się obudziła. Gdy została sama, powoli zaczęła analizować, co się wydarzyło. Pamiętała jak szła do domu po kłótni z Malfoyem, jak skręciła nie w tą uliczkę, co trzeba i gdy nagle ktoś ją zaatakował, próbował zgwałcić, lecz gdy się nie dała, zaczął ją mocno uderzać pięściami. Gdy to mu nie wystarczyło wyjął nóż i przejechał po jej brzuchu, rozcinając sukienkę. Drżącymi rękoma podniosła kołdrę, odkrywając się i złapała za bluzkę od szpitalnej piżamy. Wzięła kilka wdechów i podniosła ją do góry. Ujrzała długą szramę zaczynającą się od lewej strony pod żebrami schodzącej aż do pępka po prawej stronie. Przejechała po niej palcem i mimowolnie zapłakała. Nie mogła sobie jedynie przypomnieć, jak się tutaj znalazła. Nie miała siły na rozmyślanie o tym, więc zasnęła po chwili. 
  Blondyn wszedł do św. Munga a biel rozproszyła jego tęczówki. Zmrużył oczy i udał się do schodów. Wszedł na trzecie piętro i udał się pod salę Granger. Nie wiedział, co nim kierowało. Coś go ciągnęło, aby tutaj przyszedł. Nie rozumiał sam siebie. Najgorsze jednak było chyba to, że całe dwa tygodnie myślał o niej, dzień w dzień. Był wściekły na siebie, nie wiedział, co się stało. To tylko wypadek, nic jej się przecież nie stało, żyje. Żyje dzięki tobie, Draco. Cichy głosik w jego głowie dręczył go kolejny raz. Dla świętego spokoju przyszedł tutaj dzisiaj, a potem o wszystkim zapomni. Zapomni o niej. Nacisnął delikatnie na klamkę i wszedł do środka. Podszedł do jej łóżka, spała. Usiadł na krześle i wpatrywał się w nią. Nie było już żadnych śladów po siniakach. Nabrała nawet kolorów. W pewnej chwili jego ciało zaczęło płatać mu figle i jego dłoń powędrowała ku jej twarzy. Sam nie wiedział dlaczego to robi, ale odgarnął pojedynczy kosmyk z jej buźki. Musiał przyznać, że wyładniała. Ale nic więcej, nie dopuszczał, żadnej innej myśli do swojego umysłu. 
- Co tu robisz? - Jej głos wyrwał go z zamyślenia. Spojrzał na nią przestraszony, ale po kilku sekundach przybrał swoją maskę na twarz. 
- Nikt ci nie powiedział jak się tu znalazłaś Granger? - Ona jedynie pokręciła głową. Najwidoczniej nie miała siły się z nim kłócić. 

- Gdyby nie ja i Blaise, to pewnie by już ciebie tu nie było - mruknął przyglądając się jej wielkim oczom. Po raz pierwszy patrzyła na niego bez żadnej emocji. Nie chciał znać jej reakcji, dlatego wstał i wyszedł pospiesznym krokiem. Ona jedynie odprowadziła go wzrokiem i położyła się na drugi bok. 

7 komentarzy:

  1. Hmm :D interesująco :D podoba mi się :D tylko trochę postawa Hermiony mnie dziwi, nie sądziłam, że może tak odzywać się do rodziców. Fajnie, że odpyskowała Malfoyowi. Fajnie się zapowiada :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za uwagi, postaram się ustosunkować do tego :)
      Cieszę się, że komuś się podoba, jeszcze raz bardzo dziękuję! :)

      Usuń
  2. Wyłącz weryfikacje obrazkową, bo napisałam długi komentarz i się nie opublikował :(
    Powiem ci, że mi się podoba. Choć momentami Hermiona wydawała mi się taka nie Hermionowa . Zapowiada się fajnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Podoba mi się to jak piszesz i pomysł na historię. Zapowiada się ciekawie, czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie spodziewałam się takiego obrotu akcji. Punktujesz dziewczyno ;)
    Wędruję dalej.

    OdpowiedzUsuń
  5. WoW ! Akcja , coś się dzieje :D Jestem ciekawa co będzie dalej . Wciągająco !!!

    OdpowiedzUsuń