czwartek, 15 sierpnia 2013

4.

"Miłość potrafi ranić. Nie ma nic bardziej bolesnego, niż rozstanie. Aby pokochać po raz drugi, trzeba nauczyć się ufać"



- Przesłuchanie czwartego września w sprawie wykroczenia Dracona Lucjusza Malfoya zamieszkałego przy Skrzatowej czternaście, osiedle Duchów, Wiltshire. Oskarżyciele Ronald Bilius Weasley uczeń szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart, świadek obronny Blaise Zabini - po wstępie Ministra Magii na sali zrobiła się nieprzyjemna atmosfera. Hermiona czuła jak cały posiłek podchodzi jej do gardła, nie wiedziała, że tak może być jej niedobrze z powodu nerwów, pragnęła żeby to wszystko skończyło się jak najszybciej, a jednocześnie obawiała się skutków tej rozprawy.
- Proszę przedstawić zarzuty - Minister spojrzał w stronę rudzielca, który stał na platformie i zrobił się nagle czerwony jak burak. Blaise widząc to prychnął jedynie i pokręcił głową. Przełknął głośno ślinę i podniósł wysoko głowę.
- Mal... znaczy Dracon Lucjusz Malfoy - zaczął drżącym głosem, na co blondyn uniósł brew - został oskarżony przeze mnie, Ronalda Biliusa Weasleya, ponieważ pobił ze skutkiem uszczerbku na zdrowiu Hermionę Jean Granger - zakończył swoją wypowiedź, lecz nerwowo patrzył w stronę Harrego z pytającym wzrokiem, czy ma coś jeszcze dodać. Potter jedynie pokręcił delikatnie głową, że jest w porządku.
- Czy pan Malfoy zgadza się z zarzutami, czy jest przeciwny? - Minister Kingsley Shacklebolt przeniósł teraz swój zmęczony wzrok na arystokratę.
- Nie.
- Czy był pan na miejscu popełnionego przestępstwa?
- Tak.
- Czy pan Blaise Zabini znajdował się wtedy z panem?
- Tak.
- Czy ktoś był wtedy w pobliżu?
- Nie.
- To pan, razem z panem Zabinim przenieśliście pannę Granger do szpitala św. Munga?
- Tak - Minister westchnął spoglądając w papiery i odezwała się pewna młoda kobieta siedząca w radzie przysięgłych w stroju czerwonym.
- Jak więc wytłumaczy pan, ślady pobicia, które znajdowały się na nadgarstkach, z pańskimi odciskami? Bo chyba nikt nie uwierzy, że powstały przy teleportacji. A może pan właśnie trzymał wyrywającą się pannę Granger, gdy inny pański towarzysz okładał ją brutalnymi ciosami? - Jej wysoki piskliwy głos, przeszywał Hermionę aż do szpiku kości. Obawiała się swojej wypowiedzi, ale gdy słyszała te bzdury wymyślane, przez siedzących tutaj czarodziei, czuła jak gniew zaczyna wyrywać się jej spod kontroli.
- Nie zrobiłem tego - odparł zimno. Pogodził się już z tą myślą, że wyrzucą go ze szkołą i złamią jego różdżkę. Pogodził się z tym losem, ale miał już plan, co będzie robił. Dużo na ten temat myślał i był święcie przekonany, że Granger da mu nauczkę za te wszystkie lata. Nie czuł się w żaden sposób winny, jego niechęć do mugoli nie zmalała ani trochę, uważał po prostu, że nadarzyła się szlamie świetna okazja, do ukarania go.
- Proszę na świadka pana Blaisa Zabiniego - Kingsley wskazał dłonią na chłopaka, który usiadł na krześle.
- Był pan tej nocy razem z panem Malfoyem?
- Tak.
- Potwierdza pan, że pan Malfoy dokonał czynu pobicia ze skutkiem uszczerbku na zdrowiu, panny Granger?
- Nie.
- Czy to pan razem z panem Malfoyem przenieśliście pannę Granger do św. Munga?
- Tak.
- Dobrze, ma pan coś jeszcze do powiedzenia? - Zapytał znużony. Cała ta rozprawa wydawała się wszystkim bardzo dziwna. Pomimo przesłuchań, każdy zachowywał się jakby wiedział, jak to wszystko się skończy. Hermiona za to siedziała, denerwując się coraz bardziej, kiedy słyszała jakieś dziwne teksty i wypowiedzi przysięgłych. Nie rozumiała, czemu to wszystko ma taką formę, dlaczego Draco tak łatwo daje się oskarżać o coś czego nie zrobił. Czuła jak serce wali jej w piersi z przerażenia. Gdy skończą przesłuchiwać Blaisa, wtedy będzie jej kolej. Miała wrażenie, że wszystko, co sobie ułożyła w głowie nagle wyparowało. Gdy przełykała ślinę, miała wrażenie, że ma wielką gulę w gardle. Pomimo, że Harry ściskał jej dłoń, żeby się uspokoiła, ona patrzała na to wszystko i czuła się jakby jej tutaj nie było. Obiecała sobie, że nigdy w życiu nie da się zaciągnąć więcej do tego okropnego miejsca. Współczuła z całego serca, Harremu, który musiał tam być, kiedy użył czarów poza terenem szkoły.
- Dziękujemy, panie Zabini. Proszę oskarżoną Hermionę Jean Granger - dziewczyna gdy to usłyszała podskoczyła jakby ktoś ją przestraszył. Spojrzała niemo na Ministra, potem na Harrego, który poklepał ją po plecach i puścił jej dłoń. Gdy wstała jej wzrok padł na Ronie, który uśmiechał się do nie tryumfalnie, wiedziała że liczył na to, że wygrają tą sprawę. W zasadzie, czym ona się tak denerwowała? Gdy przeniosła wzrok na Malfoya, od razu poznała odpowiedź. W jego oczach nie dostrzegła niczego. Kompletnie niczego. Przed oczami przeleciały jej wspomnienia ze wszystkich momentów jak z niej drwił. Jej oczy się zaszkliły, ale nie dała upustu słabościom. Zacisnęła pięści i ruszyła chwiejnym krokiem w stronę wielkiego krzesła. Dziękowała bogu, że nie musiała stać, bo by chyba zemdlała z nerwów. Wzięła kilka głębokich oddechów i usiadła na wskazanym miejscu.
- A więc, panno Granger - zagrzmiało jej w uszach. Spojrzała przerażonym wzrokiem na Ministra, ledwo co usiadła a miała wrażenie, że Kingsley nie dokańcza zdania już z pięć minut. Skubała skórki wokół paznokci, najchętniej by wstała i uciekła gdzie pieprz rośnie. Miała bronić największego wroga, przed swoim chłopakiem, przecież to niedorzeczne.
- Czy potwierdza pani to, iż pan Malfoy dokonał czynu karygodnego i pobił panią ze skutkiem uszczerbku na zdrowiu? - Dziewczyna miała wrażenie, że przy powtarzaniu tego zdania, miał ochotę ziewnąć, ale chyba tylko jej się wydawało. Przymknęła lekko powieki. To był ten moment, w którym wyjdzie prawda na jaw. Czuła, że robi bardzo dobrze, nie stchórzy. Ale przed oczami już miała obraz wściekłego Ronalda. Otworzyła delikatnie powieki i spojrzała Ministrowi w oczy.
- Nie.
- A więc.. słucham? - Dotarło to do niego po chwili, podobnie jak do wszystkich. Powstał niesamowity szmer na sali, Kingsley zmarszczył brwi i spojrzał na nią nie dowierzając. Oddychała bardzo głęboko. Harry posyłał jej wspierające spojrzenia, za co postanowiła kupić mu Ognistą Whisky w podziękowaniu. Gdy przeniosła wzrok na Dracona, dostrzegła w jego oczach niedowierzanie i szok. W jego głowie cały czas szumiało 'nie' wypowiedziane przez szlamę. Właśnie ratowała jego tyłek, albo może, bardziej elegancko brzmi, że broniła prawdy. Pomimo tego, nie mógł ukryć zadowolenia, które malowało się na jego twarzy. Ona zaś nie miała odwagi spojrzeć w stronę Ronalda.
- Dlaczego pani zaprzecza? - Męski głos dochodził z pośród przysięgłych.
- Mówię prawdę - odparła stanowczo. Poczuła w sobie przypływ adrenaliny, wściekłość która kłębiła się w niej, do zebranych ludzi, była przeogromna. Każde zdanie, które wypowiadała wbijało ich w ziemię, a ona czuła się z tego powodu bardzo dumna i zadowolona.
- A więc proszę nam powiedzieć, co się wydarzyło tego wieczoru - Minister drapał się po brodzie, jakby ożywiony. Profesor McGonagall, Slughorn i pan Weasley również nie ukrywali zdziwienia.
- Gdy wracałam do domu mojej babci, zostałam napadnięta przez jakiegoś mężczyznę - mówiła drżącym głosem - nie widziałam twarzy, ponieważ miał kominiarkę. Jednak dokładnie przyjrzałam się jego oczom, były brązowe i ciemne jak czekolada a cera jasna jakby marmurowa. Ponadto był mojego wzrostu...
- Ona nie mówi prawdy! Jest za bardzo oszołomiona!
- Panie Ronaldzie Weasley! - Zagrzmiał Minister, gdy ten przerwał zeznania Hermiony - nikt nie dopuścił pana do głosu! Proszę nie przerywać, bo będę zmuszony wyprosić pana z sali. Proszę kontynuować.
- Jeden bardzo ważny fakt, utkwił w mojej pamięci.
- Jaki? - Zadał pytanie ogromnie zaciekawiony. Ona wciągnęła powietrze w płuca i wypowiedziała na wydechu:
- Mężczyzna, który mnie zaatakował, miał na sobie koszulkę z krótkim rękawem. Na żadnym przedramieniu, nie zauważyłam Mrocznego Znaku... - nie musiała kończyć, ponieważ wiedziała, że wszyscy zrozumieli, o co jej chodzi. Zabini i jego przyjaciel byli śmierciożercami, każdy o tym wiedział, dlatego ponownie zagrzmiał gwar na sali i poruszenie wśród przysięgłych.
- Draco Malfoy jest niewinny - powiedziała jedynie i zapadła cisza.
- Jest pani tego całkowicie pewna?
- Tak - odpowiedziała szybko. Minister jeszcze chwilę uważnie się jej przyglądał, a potem odrzekł:
- Kto jest za skazaniem Dracona Lucjusza Malfoya, za rzekome pobicie z karą, wydalenia go ze szkoły i zabrania różdżki w dniu dzisiejszym? - Gdy rozejrzał się po sali, nikt nie podniósł do góry ręki, oprócz Ronalda.
- Kto jest za oczyszczeniem Dracona Lucjusza Malfoya z zarzutów za pośrednictwem zeznań Hermiony Granger? - Wszyscy przysięgli podnieśli dłonie. Kingsley zastukał sądowym młotkiem trzy razy.
- Oczyszczony z zarzutów! Koniec rozprawy! - Wszyscy zaczęli wstawać i wychodzić z sali rozpraw. Hermiona spojrzała w stronę Harrego, który szedł w jej stronę. Miała wrażenie, że idzie w zwolnionym tempie. Przytulił jej głowę do klatki piersiowej i pomógł wstać.
- Już po, postąpiłaś słusznie - powiedział od razu widząc jej przerażone duże oczy.
- Boję się - mruknęła.
- Damy radę - powiedział po bratersku i odwrócili się w stronę wyjścia. Pierwszy raz spojrzała swojemu chłopakowi w oczy. Stał jakby wryty w ziemię. Ręce swobodnie zwisały wzdłuż tułowia. Miał oczy pełne żalu, minę jakby ktoś właśnie uderzył go w twarz. A tym kimś była jego dziewczyna. Zrobiła z niego totalnego idiotę, na oczach wszystkich. Uratowała swojego największego wroga. Gdy zniknęła z zasięgu jego wzroku profesor McGonagall zawołała go, aby się pospieszył. Jego ojciec poklepał go po plecach.
- Pogadacie i wszystko sobie wytłumaczycie - mruknął jedynie i poszedł w ślady reszty przysięgłych. On wyszedł z sali jako ostatni. Zobaczył zadowoloną minę Zabiniego i Malfoya, przestraszone oczy Hermiony i współczujące spojrzenie Harrego. Jego złość była gotowa do wybuchu, ale nie chciał pozwolić sobie na utratę punktów, przy opiekunce swojego domu. Dlatego przez całą podróż do szkoły, nie odzywał się do nikogo. Dopiero przy wejściu do szkoły, McGonagall i Slughorn stanęli.
- Hermiono, po kolacji przyjdź proszę do mojego gabinetu, musimy omówić kilka spraw, jesteś w końcu Prefektem Naczelnym. Reszcie życzę smacznego - kiwnęła znacząco głową i odeszła razem ze Ślimakiem do Wielkiej Sali. Kiedy Malfoy i Zabini ruszyli zaraz za nimi, odezwał się rudzielec.
- Z czego się tak cieszysz parszywcu?! Myślisz, że jak to ci się upiekło, to że będziesz miał łatwo?! Już ja zamienię twoje życie w piekło! - Krzyczał w jego stronę. Draco zmarszczył brwi odwracając się i gdy chciał coś powiedzieć wtrąciła się brązowowłosa.
- Dość! Skończ Ronaldzie! - Spojrzała na niego groźnie, ale to był błąd. Nagle zrobił się czerwony na twarzy, a cała złość, która zgromadziła się w nim od podróży, wylała się teraz na biedną dziewczynę.
- Nie uciszaj mnie! Co ty sobie wymyśliłaś?! Jak mogłaś mnie tak upokorzyć?!
- Ron - zaczęła ostrożnie.
- Co Ron?! CO RON?! Wyszedłem na kompletnego idiotę! Wszystko przez ciebie! Pomieszało ci się tak w głowie?!
- Ron! - Tym razem Harry się odezwał, poruszony obelgą w stronę jej przyjaciółki. Ślizgoni patrzyli na to jedynie zdziwieni.
- TO JEST MALFOY! PRZEZ TYLE LAT CIĘ DRĘCZYŁ! JAK MOGŁAŚ MIEĆ SPOKÓJ, TO WOLAŁAŚ SIĘ BAWIĆ W BOHATERA?! - W jej oczach stanęły łzy. Nie sądziła nigdy, że słowa kogoś bliskiego, aż tak bliskiego, mogą tak bardzo boleć, jeszcze bardziej, niż wszystkie obelgi, które usłyszała od blondyna. To było o wiele gorsze uczucie, którego nigdy nie doświadczyła.
- Ron ja tylko...
- "MÓWIŁAM PRAWDĘ"?! - naśladował ją ironicznym głosem - ALE NIE POMYŚLAŁAŚ O NAS PRAWDA?! O TYM, ŻE BYŚMY MIELI SPOKÓJ?!
- Daruj już sobie Weasley! - Wtrącił się Draco.
- TY SIĘ ZAMKNIJ! WSTRĘTNY SKURWYSYNU! - Wrzasnął i nim ktokolwiek się zorientował, rzucił w jego kierunku obezwładniające zaklęcie. Blondyn zdążył się schylić, ale wyciągnął swoją różdżkę w gotowości podobnie jak Zabini. Malfoy z całej siły przywalił Ronaldowi w twarz. On przewrócił, się łapiąc się za za bolące miejsce, ale po chwili wstał, szykując się do kolejnego ataku.
- Opanuj się, debilu bo jeszcze komuś krzywdę zrobisz! - Blaise stanął za jego plecami przykładając mu drewienko do pleców. On opuścił dłoń i spojrzał na blondyna, a potem na Hermionę, której łzy spływały po policzku.
- Nie wierzę, zwyczajnie nie wierzę, że uratowałaś naszego największego wroga. Jesteś zwykłą hipokrytką, miałem cię za przyjaciółkę, za dziewczynę.
- Co ty mówisz Ronald? - Zaczęła łkać.
- To koniec - odparł i wyminął wszystkich kierując się do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Harry podszedł do dziewczyny i ją przytulił. A Malfoy z Zabinim odeszli do Wielkiej Sali w milczeniu, porażeni zaistniałą sytuacją.
- Ej, spokojnie, ej - uspokajał ją Potter - przejdzie mu zobaczysz - pogłaskał ją po głowie. Stali tak jeszcze chwilę, a dziewczyna łkała cicho w koszulę przyjaciela. Czuła nieprzyjemny ucisk w sercu, jakby ktoś związał je sznurkami i zaciskał najmocniej jak tylko mógł. Miała wrażenie, że pęknie jak usłyszy coś jeszcze z ust już teraz byłego chłopaka. Gorzkie łzy, płynęły rozmazując makijaż. Co chwilę pociągała nosem.
- Pójdę do niego, porozmawiam z nim - pokiwała głową zgadzając się z nim i zostawił ją samą. Oparła się o zimny mur. Rozbolała ją głowa, mogła się domyślić, że tak to się wszystko skończy, że rozpadnie się jej związek z rudzielcem. Nie rozumiała tylko, dlaczego tak ją potraktował. Dlaczego zrobił to na oczach Malfoya i Zabiniego. Dlaczego nie porozmawiali na spokojnie w samotności, dlaczego w ogóle tak się do niej odezwał? Te i inne pytania cisnęły się na język, lecz nie odnalazły odpowiedzi. Hermiona przetarła wierzchem dłoni słone łzy i udała się do łazienki dziewcząt. Umyła starannie twarz i uspokoiła się lekko. Była strasznie głodna i chciała spokojnie zjeść kolację, postanowiła, że porozmawia z nim jutro po lekcjach, na spokojnie. Wypuściła powietrze z płuc i udała się do Wielkiej Sali. Gdy otworzyła masywne drzwi, które zaskrzypiały, poczuła na sobie wzrok wszystkich uczniów, którzy znajdowali się na posiłku. Zerknęła na stół Ślizgonów, gdzie najwyraźniej trwała żywa dyskusja na temat dzisiejszej rozprawy. Potem spokojnie ruszyła do stołu Gryffindoru, gdzie Ginny machała jej swoją zgrabną bladą dłonią.
- Miona! - Przytuliła ją mocno, gdy usiadła obok niej.
- Cześć wszystkim - przywitała ich serdecznie.
- Jak się czujesz? Malfoya jednak nie wywalili?
- Czy to prawda co ci zrobił?
- Gdzie Ron i Harry? - Mnóstwo osób zaczęło ją bombardować pytaniami, a reszta uczniów tylko nadstawiała uszu, żeby coś usłyszeć. Dziewczyna była lekko zdezorientowana.
- Dajcie jej spokój, dopiero, co wróciła ze szpitala - warknęła w ich stronę Ginewra.
- Spokojnie - posłała jej ciepły uśmiech - Malfoy jest niewinny. To nie on mnie pobił, a Harry i Ron są w Pokoju Wspólnym - odpowiedziała, starając się przy tym uśmiechając i zabrała się już w spokoju za posiłek.

~~~

- Aż nie wiarygodne, że szlama się za tobą wstawiła, Dracuś - Pansy zapiszczała mu do ucha oglądając swoje długie szpony. Zmierzył ją spojrzeniem. 
- Nikt się za mną nie wstawiał, kretynko. Ona po prostu powiedziała prawdę, jak to Gryfonka - razem z nim zaśmieli się pozostali. Gdy razem z Blaisem wkroczyli do Sali, cały ich stół zaczął wiwatować na ich cześć. Blondyn nie ukrywał radości, że jednak go nie wywalono, a Granger nie postradała zmysłów. Jednak w jego głowie dalej trapiła go jedna myśl. Dlaczego to zrobiła? Czy faktycznie z powodu gryfońskiej uczciwości, czy może jednak uderzyła się w tą łepetynę. Po sytuacji z Weasleyem kilkanaście minut wcześniej, również nie wiedział, co mu znowu łaziło po głowie. Zawsze gdy widział jak ktoś tępi szlamy, a zwłaszcza Granger, cieszył się jak gwizdek i dopingował mu. Tym razem go to denerwowało. Oprócz obelg, które były kierowane w jego stronę, czuł się dziwnie, patrząc na rozstanie tej dwójki. Nigdy nie kibicował żadnemu związkowi, bo nie wierzył w miłość, ale oni to byli siebie warci, obydwoje. Zdrajca krwi ze szlamą. Idealne połączenie, ale nie spodziewał się, że ta ruda gnida, może być tak wredna. W pewnej sekundzie, zrobiło mu się żal Hermiony, ale zaraz wybił to sobie z głowy, przecież nie miał nad czym się litować. Uratowała mu w zasadzie tyłek, ale to nie oznacza, że zaraz będzie się z nią przyjaźnił...
- Draco! - Zawołała w jego kierunku Dafne. 
- Co? - Mruknął wracając na ziemię. 
- Toast, za to, że zostajesz! - Podniosła kielich i spojrzała po wszystkich, którzy poszli w jej stronę. 
- Że zostajesz! - Wtórowali jej i wszyscy wypili na jego cześć. 

~~~ 

- Idziemy? - Ginny wytarła usta serwetką i dopiła swój dyniowy sok. 
- Muszę iść do McGonagall. 
- Aha, no tak. No dobra, to zobaczymy się później - posłała jej ciepły uśmiech i pożegnały się przy wyjściu z Wielkiej Sali. Dziewczyna ruszyła na pierwsze piętro do jej gabinetu. Gdy zapukała do środka, nie usłyszała odpowiedzi. Nacisnęła na klamkę, ale było zamknięte. Zdziwiła się, lecz po chwili uderzyła otwartą dłonią w czoło. 
- Dyrektorka! - Zawołała do siebie i udała się na siódme piętro do schodów prowadzących do wieży, w której znajduje się gabinet. Gdy podeszła do gargulca, kolejny raz stanęła jak wryta. 
- A hasło? - Oparła ręce na biodrach i westchnęła głośno spoglądając na sufit. Podrapała się po głowie i chodziła w kółko. W końcu postanowiła przyjść tutaj jutro, gdy na zakręcie wpadła na Minewrę. 
- Och, przepraszam pani profesor. 
- Nic nie szkodzi, kochana. 
- Nie wiedziałam jakie jest hasło...
- Ach prawda! Też o tym ciągle zapominam - dodała posyłając jej uśmiech - bąblogłowy - gargulec odskoczył na bok i ukazał kręte schody. Granger ruszyła za McGonagall do gabinetu. Gdy ostatni raz tam była, pomieszczenie było pozbawione jakichkolwiek obrazów, było w nim ciemno i pusto. Teraz gabinet wrócił do dawnej postaci. Wszędzie wisiały portrety byłych dyrektorów, w tym Albusa Dumbledora, który przywitał się z nią miło. Stało dużo półek z książkami, Tiara Przydziału była ustawiona na osobnym stojaku, wszystko wydawało się przytulne i ciepłe. 
- Usiądź - zaproponowała Minewra i wyczarowała duży wygodny fotel. Hermiona usiadła na przeciwko nauczycielki, która usadowiła się za swoim biurkiem i poprawiła swoje okulary. 
- Dobrze, mam ci do przekazania sporo informacji - posłała jej uśmiech. 
- Zamieniam się w słuch - powiedziała spokojnie. 
- Dostaliśmy propozycję od Ministra Magii, żeby zorganizować w tym roku międzyszkolny turniej Qudditcha - Granger uśmiechnęła się zaciekawiona - piętnastego września, przyjadą do nas reprezentanci czterech szkół. Na mecze będą przyjeżdżać całe szkoły, osób chętnych oczywiście, dlatego też boisko zostanie powiększone. 
- Słyszałam o takich Turniejach, ale odbywały się bardzo dawno temu - zauważyła sprytnie dziewczyna. 
- Dokładnie. Pomysł ten przyszedł sam, po zakończeniu wojny - posłała jej uśmiech i kontynuowała - na czym skończyłam? 
- Że boisko będzie powiększone...
- Ach już wiem! Każda szkoła będzie przydzielona do danego domu, a Prefekci Naczelni będą ich opiekunami - Hermiona kiwnęła na znak, że rozumie. 
- Dalej... - nauczycielka przewertowała swoje papiery i spojrzała na dziewczynę - następną sprawą, są patrole, które będziesz odbywała. Po dyskusjach z innymi opiekunami domów, stwierdziliśmy iż, będziesz je patrolowała z Draconem Malfoyem. 
- Słucham? - Wyrwało jej się z ust zanim zdążyła ugryźć się w język.
- Z racji, że sytuacja Dracona nie była do końca wiadoma - tu zrobiła delikatną pauzę. Hermiona już czuła, że będzie tym wszystkim załamana - stwierdziliśmy, że będzie razem z tobą w parze, gdyż na początku ktoś musiał patrolować, a ciebie nie było - posłała jej miły uśmiech - dzisiaj akurat macie wolne, wszyscy. Od jutra zaczynacie na zmianę z drugą parą. Ach! Jeszcze jedna sprawa - dodała, kiedy obie już wstały. 
- Tak? 
- Gdy przyjadą reprezentanci szkół, lekcje będą odbywały się normalnie, a w pustych klasach mają być zajęcia dla gości, ponieważ zostaną tutaj na cały rok szkolny. Ustaliliśmy również z nauczycielami, żeby zorganizować trzy tematyczne bale w tym roku. Pierwszy odbędzie się na Haloween, oczywiście obowiązuje przebranie, drugi bożonarodzeniowy, a trzeci oficjalny i bardzo ważny, zakończeniowy. 
- Wspaniały pomysł - odparła zachwycona dziewczyna i ruszyła do wyjścia razem z nauczycielką. 
- Dobrze na razie to tyle. Do zobaczenia jutro, dobranoc Hermiono. 
- Dobranoc pani profesor - gdy opuściła już gabinet dyrektorki, odetchnęła głęboko. Od rana bolała ją głowa, a dzisiaj tyle się działo, że nawet nie potrafiła tego ogarnąć. Czuła, że potrzebuje gorącej kąpieli, jej ulubionych olejków, miękkiego łóżka i dobrego snu. Nawet nie wiedziała jakie ma jutro lekcje. Westchnęła i zawróciła, żeby poprosić o plan lekcji, lecz jej oczom ukazała się znowu McGonagall. 
- Jakaś rozkojarzona jestem dzisiaj - odparła i podała jej plan lekcji. 
- Dziękuję, właśnie po niego szłam - uśmiechnęła się. 
- Hasło do Pokoju Wspólnego to pistacje.
- O, dziękuję. 
- Dobranoc. 
- Dobranoc pani profesor - rozstały się i każda poszła w innym kierunku. Kiedy Hermiona dotarła do wieży Gryffindoru, podała Grubej Damie hasło i weszła do środka. Nic się tutaj nie zmieniło. Pokój był przytulny i ciepły, w kominku wesoło trzaskał ogień, a za oknem można było obserwować pełnie księżyca i piękne gwiazdy. Zmęczona ruszyła schodami na sam szczyt i otworzyła duże bukowe drzwi z tabliczką "Hermiona Jane Granger". Posiadała swoje własne dormitorium jako Prefekt Naczelny. Dostała je już w zeszłym roku, jako jedna z wielu nielicznych, którym przypadł ten zaszczyt na szóstym roku. W środku nie różniło się dużo od zwyczajnego dormitorium. Pokój był pół okrągły, z łazienką. Po lewej stronie stała duża szafa z lustrem, obok niej przy ścianie biurko i wygodne krzesło, a z drugiej strony mała komódka i wieszak na kurtki. Na wprost rozpościerało się duże okno z widokiem na jezioro i błonia. Miało ono szeroki parapet, na którym Hermiona zawsze miała ułożony kocyk w kolorze fioletowym i beżowe miękkie poduszki. To było jej miejsce gdzie czytała w wolnych chwilach. Po prawej stronie, znajdowała się wnęka na co najmniej pół metra i tam stała mała, ale bardzo ozdobna staroświecka kanapa a przy niej stolik i po obu stronach wnęki, mini biblioteczki. Na tej samej ścianie było wejście to łazienki. Zaś na równoległej do ściany przy której stała szafa, stało dwuosobowe łóżko, na którym widniała beżowa pościel i mnóstwo poduszek w odcieniach złota, czerwieni i żółci, podobnie jak cały pokój. Na ścianach wisiały zdjęcia jej z przyjaciółmi, babci, rodziców. Ogólnie rzecz biorąc, był urządzony w jej stylu. Łazienka była trochę mniejsza niż pokój, ale nie mogła na nią narzekać. Posiadała dużą wannę, zabudowaną kafelkami, a po drugiej stronie stał prysznic. Toaleta i bidet były przymocowane do pobliskiej ściany. Szafka z umywalką i lustrem stała zaś po lewej stronie. Kafelki były koloru złotego ze wstawkami w kolorze bieli. Śliczne kinkiety zawsze dodawały klimatu, gdy brała gorącą kąpiel. Tak jak dzisiaj. Zrzuciła z siebie czarną ołówkową spódnicę i szarą koszulę, którą miała ubraną dzisiaj na rozprawie. Buty włożyła do szafki, a ubrania wrzuciła do kosza na pranie. Wyjęła z kufra swój kusy satynowy szlafroczek w kolorze białym z czerwonymi różami i czerwonym sznureczkiem. Zmyła dokładnie makijaż, który i tak już był rozmazany, przemyła twarz tonikami i żelami i odkręciła kurek z gorącą wodą w wannie. Umyła zęby i dolała ulubionego olejku do kąpieli, który wypatrzyła kiedyś w sklepie na zakupach z mamą. Posiadał olejek eteryczny z marokańskiej róży i ekstrakt z żeńszenia. Pachniał cudownie, a w dodatku świetnie nawilżał ciało. Gdy zdjęła z siebie wszystkie ubrania, zamoczyła najpierw stopę, ale stwierdziła, że jest za gorąca i dodała jeszcze trochę zimnej wody, która teraz wypełniała trzy czwarte wanny. Gdy zanurzyła się pod pianą, wciągając piękny zapach czuła, że się zrelaksuje. Z kolejnymi minutami oczyszczała się ze wszystkich nerwów i łez dzisiejszego dnia. Przez moment zapomniała o sytuacji z Ronem, lecz teraz to do niej wróciło. Porozmawia z nim jutro, ale boi się, że straci najlepszego przyjaciela i osobę, którą kocha... wiedziała, że nie powinna teraz za nim biegać, ponieważ to on ją obraził, w zasadzie to sama się już pogubiła i nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć. Zmęczona zanurzyła się cała pod wodą i gdy zabrakło jej powietrza wypłynęła jakby z nowym ja. Wyszła po około godzinie z łazienki, owinięta ręcznikiem. Wysuszyła włosy i przebrała się w swoją piżamkę. Wgramoliła się do łóżka i po kliku minutach zasnęła. 

~~~

  Harry wyszedł z łazienki, ubrany już w piżamę. Miał mokre rozczochrane włosy, które przetarł ręcznikiem i odwiesił koło piecyka. Spojrzał jeszcze raz na Ronalda, który leżał obrażony na cały świat w swoim łóżku. Znał go doskonale, pamiętał dobrze jak się na niego obraził w czwartej klasie, podczas Turnieju Trójmagicznego, ale dzisiaj to była przesada. To, co zrobił Hermionie, było niewybaczalne. Pokręcił jeszcze raz głową i usiadł na łóżku ustawiając budzik. 
- Jak zwykle, pokazujesz swojego focha wszystkim dookoła, a dobrze wiesz, że to ty jesteś winny - burknął w jego stronę i odstawił tykający zegarek na szafkę nocną. Rudzielec podniósł się na łokciu. 
- Mogła mi wcześniej powiedzieć...
- I co by to dało, co? Nigdy nikogo nie słuchasz, nie dasz sobie nic powiedzieć. A ona postąpiła bardzo słusznie - przerwał mu od razu. 
- Ty też nagle stałeś się fanem Malfoya?
- Nie, ale przynajmniej zachowuje się jak prawdziwy Gryfon - powiedział patrząc mu prosto w oczy. Ron zrobił się czerwony na twarzy. 
- Poza tym, to co jej zrobiłeś, to jest nie do wybaczenia. Nie spodziewałem się tego po tobie - odpowiedział i rozmowa się skończyła. Weasley prychnął lekko cicho i odwrócił się na drugi bok, a Harry położył się na plecach myśląc o przyjaciółce. Tyle przeszła, a jeszcze on musiał dokładać jej problemów. Chciał ją wspierać jak najmocniej mógł, ale nie za bardzo mu to wychodziło. Jego oczy były zmęczone i po chwili już same się zamknęły. 

3 komentarze:

  1. Świetny rozdział :) fajnie, że Hermiona uratowała Draco :) a Ron zachował się jak kretyn :/ Ale ogólnie rozdział fajny i ciekawy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny pomysł z turniejem Quidditcha. Taki niespotykany.
    A Ron zachowyje się jak kretyn.
    Idę do kolejnego rozdziału ;)

    OdpowiedzUsuń