poniedziałek, 19 sierpnia 2013

6.

"Gdybyśmy robili wszystkie rzeczy, które jesteśmy w stanie zrobić, wprawilibyśmy się w ogromne zdumienie"




Zabini siedział właśnie w Pokoju Wspólnym razem z Pansy, Dafne, Astorią, Draconem, Crabbem i Goylem. Dziewczyny rozmawiały o nowych ubraniach i lakierach do paznokci, które ostatnio kupiła sobie Pansy. Goryle Dracona grali w szachy czarodziei, a Draco z Zabinim gapili się bezmyślnie w kominek.
- Napiłbym się czegoś - mruknął Blaise posyłając mu znaczący uśmiech. Malfoyowi nie trzeba było powtarzać dwa razy. Razem z przyjacielem wstali z kanapy i ruszyli w kierunku dormitorium blondyna.
- Dokąd idziecie? - Zapiszczała Pansy.
- Tam gdzie nas nie znajdziesz - odparł Zabini i wytknął jej język. Ona rzuciła w nim poduszką, ale zręcznie ją wyminął, a po chwili zniknęli na schodach. Draco podszedł do swojego barku, a jego przyjaciel opadł na skórzany fotel, kładąc nogi na stoliku.
- Zjeżdżaj z tym butami - warknął do niego blondyn i postawił dwie szklanki. Odkręcił Ognistą Whisky i nalał jedną trzecią do każdej szklanki.
- Ja walę, ale nudy w tej budzie - westchnął.
- Poczekaj chwilę, do mistrzostw Quidditcha, rozniesiemy tych bałwanów -  uśmiechnął się delikatnie blondyn.
- Ta o ile wezmą cię do drużyny - Malfoy zdziwił się i zmarszczył brwi patrząc na przyjaciela.
- O czym ty gadasz?
- Wybierają najlepszy skład z całej szkoły, rozgrywki są MIĘDZYSZKOLNE Draco - westchnął wypijając zawartość szklanki. Blondyn zmarszczył brwi..
- To w dupę.
- Rywalizujesz z Potterem - poruszył brwiami i nalał po jeszcze jednym. Malfoy spojrzał za okno.
- A kiedy będą wybierać ten skład?
- Mają powiedzieć na dzisiejszej kolacji, podobno Hooch będzie wybierać najlepszych - mruknął.
- A mają kogoś wytypowane?
- Wiadomo, że skoro najlepsi szukający to ty i Potter, to nie będą brać tych ciot z Hufflepuffu i Ravenclawu - westchnął, na ciężko rozumiejącego dzisiaj arystokraty. Nalali po kolejnej rundce, wypijając od razu.
- To zobaczymy kto jest lepszy - Draco uśmiechnął się jedynie i wypili kolejny raz płyn, który rozgrzewał im gardła i dawał przyjemne uczucie ciepła w brzuchu. Quidditch był dla niego czymś w rodzaju oderwania się od rzeczywistości, zawsze gdy był na miotle czuł, że wszystkie jego problemy, dręczące myśli i całe jego życie zostaje na dole, a on u góry staję się kimś wolnym, wolnym od wszystkich reguł, nakazów, rygorów i postaw. Wiedział, że musi dać z siebie wszystko, żeby pokazać jakim jest dobrym szukającym. Tylko raz wygrał z Potterem, a było to dla niego na prawdę ciężkie zadanie. Wiecznie chwalony dupek, wszyscy zwracali na niego uwagę, bo jego ojciec był najlepszy w historii. Nie to, żeby był o niego zazdrosny, ale chciał mu pokazać, gdzie jest jego miejsce.
- Ostatnia i spadamy na kolację - Blaise wyrwał go z zamyślenia i polał do szklanek. Stuknęli szkłem i wypili do dna jego zawartość. Brunet ruszył do swojego dormitorium, aby się przebrać i to samo uczynił Draco. Nałożył czarne dżinsowe spodnie i niebieską koszulę w kratę z długim rękawem, który podwinął do łokci. Wyszedł do Pokoju Wspólnego i do jego ramienia od razu przylepiła się Parkinosn.
- Ale ślicznie wyglądasz! - Zatrzepotała rzęsami, a on jedynie posłał jej nikły uśmiech. Pomimo tej głupoty, którą emanowała, była całkiem fajną dziewczyną. Głównie w łóżku, co Draco wiedział chyba najlepiej oraz jako jego mantra, która gdy coś się mu waliło, przychodziła i stawiała go razem z Zabinim na nogi. Bardzo im za to dziękował, ale czasami miał jej dość, aż po cebulki włosów. Dzisiaj akurat nie wyglądała tak źle, dlatego pozwolił jej wieszać się na jego ramieniu i razem poszli na kolację. Blaise zaczął popisywać się jakimiś zaklęciami, na co Astoria i Dafne jedynie chichotały i posyłały mu słodkie teksty.
- Diable, uważaj bo nasze słodkie cukiereczki, się rozpłyną na twój widok niedługo - puścił dziewczynom oko, na co wszyscy się zaśmieli. Jego przyjaciel podszedł do nich i objął obydwie w pasie.
- No wiesz, ja zawsze będę tym łakomczuchem, który może je schrupać - wyszczerzył zęby i pocałował każdą w policzek. Malfoy jedynie zaśmiał się perliście i dołączył do nich ze swoją towarzyszką. Zasiedli przy swoim stole i zabrali się za posiłek.
- Proszę o chwilę uwagi! - McGonagall zastukała łyżeczką w kielich i wstała. Na Sali zapanowała cisza, każdy wsłuchiwał się w jej słowa.
- W związku z Turniejem Quidditcha, musi zostać wybrana drużyna reprezentująca Hogwart. Ponieważ jak wszyscy wiemy, posiadamy ich aż cztery, postanowiliśmy zorganizować poszczególne zadania dla każdego zawodnika z danej dziedziny - przejechała wzrokiem po całej sali - najlepsi zostaną wybrani przez panią Hooch, ale również przez ilość punktów, które zdobędą, spryt, szybkość, odwagę i chęć do walki! - Jej zdanie poruszyło niektórych uczniów.
- Eliminacje odbędą się w tą sobotę o godzinie dziesiątej. Mogą startować do niej jedynie uczniowie, którzy mieli już styczność z Quidditchem i chcą spróbować swoich sił, a nóż może się udać. Zapraszam więc w sobotę, a teraz smacznego! - Zagrzmiała i usiadła z powrotem na miejsce.
- Będziesz szedł Draco? - Dafne przyglądała mu się uważnie, przeżuwając posiłek.
- No pewnie, rywalizacji z Bliznowatym nigdy bym nie odpuścił - posłał jej perskie oko i spojrzał na stół Gryfindoru. Potter akurat w tym samym momencie spojrzał na niego, przez chwilę zabijali się wzorkiem, aby później powrócić do przerwanych rozmów.

~~~

- Nie martw się, rozniesiesz Malfoya - Hermiona posłała przyjacielowi szeroki uśmiech.
- Nie wiadomo, Miona. W końcu on też jest bardzo dobry...
- Ale to Malfoy - żachnęła Ginny.
- Nie należy lekceważyć przeciwnika - odparł - coś o tym wiem - dodał mrucząc, na co dziewczyny się jedynie uśmiechnęły. Hermiona właśnie pałaszowała swoją sałatkę, kiedy poczuła jak jej przyjaciółka ją szturcha.
- Co? - Zapytała marszcząc brwi.
- Patrz na stół Puchonów - Hermiona powędrowała wzrokiem we wskazanym kierunku.
- No i co?
- Widzisz tego przystojnego szatyna? - Wiewióra szczerzyła swoje białe proste zęby do dziewczyny, a Hermiona z uniesioną brwią przeszukiwała wzrokiem ich stół.
- Nie.
- Oh, na Merlina! Siedzi koło Zachariasza - odparła z irytacją. Dopiero wtedy Granger zauważyła dosyć chudego, szatyna z czekoladowymi oczami. Gdy się uśmiechał powstawał dołeczek w jednym z policzków, prawie tak jak u niej. Zmierzyła go jeszcze raz wzrokiem.
- Czy ja wiem... - mruknęła przekręcając głową.
- Oh, mam zamiar do niego zagadać.
- Próbuj, zobaczymy, co z tego wyjdzie - posłała jej uśmiech i zjadła swój posiłek w spokoju. Gdy wszyscy zaczęli się już zbierać, Granger przeciągnęła się przy stole i wstała przy pomocy Harrego.
- Dzięki - gdy się odwróciła wpadła na swojego byłego chłopaka, który jedynie odskoczył na kilka metrów mierząc ją wzrokiem.
- Uważaj jak chodzisz - burknął i ku zdziwieniu innych odszedł w stronę wyjścia. Hermiona prychnęła głośno i poszła w jego ślady razem z przyjaciółmi.
- Nie wiem, co w niego wstąpiło - zaczął Potter.
- Ja wiem, kij mu w dupę wszedł i nie wie jak się go pozbyć - mruknęła, a Ginny parsknęła śmiechem.
- Tak, śmiejcie się, a to jest przecież tragedia.
- Trochę w tym racji.
- Trochę?
- Dużo - odparł szybko. Gdy stanęli przed Grubą Damą, Neville znowu zapomniał hasła, na co Granger się zaśmiała.
- Wszystko po staremu, co? - Posłała mu uśmiech na, co on jedynie się zaczerwienił.
- Pistacje - powiedziała, a obraz odsunął się na bok. Weszli do Pokoju Wspólnego i jej przyjaciele od razu rozsiedli się na kanapie przy kominku.
- Dokąd idziesz?
- Patrol z fretką - mruknęła, robiąc smutną minę.
- Dasz radę, w razie, co to jutro go załatwimy.
- Trzymam was za słowo - pogroziła im palcem i poszła na górę do swojego dormitorium. Na jej zegarku wybiła właśnie ósma, a patrol zaczynała o pół do dziesiątej. Postanowiła się w tym czasie wykąpać, żeby później mieć spokój. Nalała wody do wanny i zanurzyła się w niej po chwili, rozkoszując się spokojem i ciszą, która już niedługo zostanie pewnie zachwiana przez tego idiotę. Po kąpieli wysuszyła zaklęciem włosy i poprawiła makijaż. Ubrała z powrotem szary sweter, ale założyła długie, ciemne, dżinsowe rurki. Popsikała się ulubionym perfumem i wsadziła różdżkę za pasek. Było dziesięć po dziewiątej. Usiadła więc jeszcze do biurka i zaczęła skrobać wypracowanie dla McGonagall. Gdy wybiło dwadzieścia pięć po, odłożyła pióro i zakręciła kałamarz. Wyszła z pokoju i zbiegła po schodach do Pokoju Wspólnego. Harry siedział i grał z Nevillem w eksplodującego durnia, Ginny razem z Katie rozmawiały o Quidditchu.
- To dobranoc! - Pomachała im na odchodne.
- Trzymaj się tam, Miona.
- Dzięki - posłałam im czarujący uśmiech i wyszła na zimny korytarz. Nie lubiła łazić po nocach, po ciemnych zakamarkach, zwłaszcza Hogwartu. Zamek był piękny za dnia, lecz w nocy, zawsze przyprawiał ją o dreszcze. Od dzieciństwa bała się chodzić sama i przebywać w ciemności. Po wojnie cała ta schiza wyostrzyła się w jej głowie. Pomimo, że był już spokój, to czuła w głębi duszy narastający strach, gdy usłyszała jakiś szmer i okropne obrazy, które przypominała sobie z horrorów oglądanych w dzieciństwie. Na samą myśl wzdrygnęła się. Gdy doszła do Głównego Wejścia, Dracona jeszcze nie było. Poczuła ciarki na plecach, gdy stanęła na dworze. Zimny wiatr powiewał jej włosami, a blask księżyca rzucał światło na jej szkliste oczy. Jej słuch się wyostrzył, lecz nie słyszała żadnych kroków. Na jej zegarku właśnie była umówiona godzina, a blondyna dalej nie było. Westchnęła cicho i ściągnęła rękawy na dłonie i przytrzymała je drobnymi palcami, zakładając ręce na piersi. Wdychała letnie powietrze, kiedy nagle poczuła ciepły oddech na odkrytym ramieniu. Jej serce zabiło z podwójną prędkością, oczy rozszerzyły się najmocniej jak mogły, a ona odskoczyła jak oparzona do przodu, odwracając się z wyciągniętą różdżką. Malfoy stał z rękoma w kieszeni od swoich czarnych spodni i uśmiechał się do niej ironicznie. Ona jedynie zacisnęła pięści i starała uspokoić się swój przyspieszony oddech.
- Kretyn - mruknęła.
- Nie wiedziałem, że taka jesteś strachliwa, Granger.
- Nie jestem, spieprzaj - burknęła w jego stronę i automatycznie poprawiła sobie spadający sweterek z ramienia. On uniósł jedną brew do góry w rozbawieniu.
- Czyli zawsze tak skaczesz jak przestraszona kotka, gdy kogoś widzisz?
- Jak ciebie widzę, to wolę być od ciebie o kilka metrów z daleka, bo cholera wie czym mnie jeszcze zarazisz - zakpiła i ruszyła z powrotem do zamku.
- Szybciej ty mnie wymażesz swoim szlamem, niż ja bym miał ciebie czymś zarażać.
- Psują ci się teksty, Malfoy.
- Wyostrzył ci się jęzor Granger.
- Dobra, słuchaj - stanęła i spojrzała na niego beznamiętnie - chcę szybko skończyć ten patrol, bo nie mogę na ciebie patrzeć.
- Dobra, to rozdzielamy się - odparł wzruszając ramionami. Hermiona mimowolnie przełknęła głośno ślinę. Nie chciała takiego obrotu spraw, ale nie pozwoliła mu dać satysfakcji z tego, że był nad nią górą.
- Ja biorę wtedy czwarte, piąte, szóste i siódme piętro, wieżę astronomiczną i sowiarnię, a ty lochy i pozostałe piętra - odparła starając się by jej głos brzmiał naturalnie.
- A błonia? - Uniósł brew.
- To na dworze też patrolujemy? - Powiedziała wystraszonym głosem, zanim zdążyła ugryźć się w język. Wzięła głęboki oddech.
- Cykasz się Granger?
- Nie!
- Dobra, to ty pójdziesz.
- Ale to jest nie sprawiedliwe! - Żachnęła.
- Nic nie jest sprawiedliwe w życiu, Granger - wzruszył ramionami i zaczął odchodzić w stronę trzeciego piętra.
- Nie będę tam szła! Ty pójdziesz, fretko! - Zawołała zdenerwowana.
- Miłego patrolowania błoni, szlamo - odkrzyknął i jego kroki ucichły. Hermiona wzięła kolejny oddech i ruszyła schodami na czwarte piętro. Mocno zaciskała palce na swojej różdżce i czując kropelki zimnego potu na plecach zaczęła obchodzić najpierw czwarte piętro, później piąte, szóste kiedy usłyszała szmer. Odwróciła się gwałtownie patrząc w ciemność za swoimi plecami. Kierowała się już do schodów na siódme piętro. Kiedy nastawiała uszu, nic więcej nie usłyszała, więc ruszyła stopniami na górę. W pewnym momencie schody zadrżały i zdążyła się jedynie złapać kamiennej poręczy, kiedy schody oderwały się od wejścia i zaczęły przekręcać się w zupełnie innym kierunku. Zobaczyła jak przez mgłę obraz Grubej Damy, a potem wejście do Pokoju Życzeń. Teraz miała wrażenie, jakby tutaj nigdy nie była. Weszła ostrożnie do małego kamiennego podestu, przy którym stały ogromne czarne drzwi. Nigdy ich tutaj wcześniej nie widziała. Zmarszczyła brwi i nacisnęła spokojnie na klamkę. Głośno zaskrzypiały, a gdy weszła do środka i odeszła kilka kroków, zatrzasnęły się z wielkim hukiem, sprawiając, że nastała ciemności. Wystraszona podbiegła do nich i naciskała na klamkę.
- Alohomora! - Powiedziała po cichu, ale to nic nie podziałało. Serce biło jej jak oszalałe. Oparła się o nie, spoglądając w ciemność, ale nie widziała zupełnie niczego.
- Lumos Maxima! - Z jej różdżki wydobył się niebieski strumień światła, a ona zamarła w miejscu. Ku jej oczom ukazała się jakby ogromna stara klasa. Ławki były zakurzone, niektóre krzesła powywracane, wszędzie pełno pajęczyn. Okna zasłonięte były dużymi okiennicami. Po prawej stronie stały ogromnie regały, na których  były strasznie duże warstwy kurzu, porozbijane fiolki i probówki. Na ziemi porozrzucane były kartki, a tablica była zakurzona od kredy. Hermiona miała wrażenie, że jej serce wyskoczy zaraz z klatki piersiowej. Nie miała pojęcia jak się stąd wydostać, a czuła, że zaraz dostanie zawału. Ciemność, która ją otaczała, uruchomiła jej wyobraźnię i już miała przed oczami, katów z siekierami, morderców, czy zombie. Ruszyła w głąb klasy, starając się niczego nie dotykać. Rozglądała się uważnie dookoła, ale nie znalazła niczego podejrzanego. Kiedy podeszła do regałów przyjrzała się probówkom i nagle pisnęła ze strachu. Na bocznej ścianie wisiało lustro, w którym zobaczyła siebie. W pierwszym momencie myślała, że nie jest tutaj sama. Pomimo wszystko, nienawidziła luster w takich miejscach. Od razu na myśl przychodził jej horror mugolski, który oglądała kiedyś ze swoim przyjacielem, 'Lustra'. Myślała, że nie będzie patrzeć w swoje odbicie do końca życia, po tym filmie. Podeszła starając się uspokoić, ale zauważyła coś dziwnego. Lustro zaczęło zmieniać barwę na różową, aż w końcu pojawiła się w nim piękna kobieta, która posłała Hermionie ciepły uśmiech.
- Witaj - jej głos był cieniutki i subtelny.
- Gdzie ja jestem? - Gryfonka nie miała zamiaru owijać w bawełnę. Przyglądała się kobiecie, która wirowała między różową mgłą.
- To ty nie wiesz dziecino, gdzie chodzisz do szkoły?
- Co to za miejsce? Co to za klasa? - Zapytała wymijając zręcznie jej pytanie.
- To jest klasa miłości, moja droga.
- Czego? - Zapytała zdziwiona. Wiele razy studiowała historię Hogwartu, ale nigdy nie przeczytała o takim miejscu. Podobnie zresztą jak o Pokoju Życzeń.
- Miejsce miłości moja droga, tutaj musisz być szczera ze mną, musisz powiedzieć kogo kochasz, a wtedy cię wypuszczę - oparła.
- Mamę i tatę i babcię - odparła szybko, ale to był błąd. Kobieta zatrzymała się miejscu i nagle jej twarz powiększyła się gwałtownie, na co Hermiona odskoczyła do tyłu.
- NIE RODZINNA MIŁOŚĆ!
- Przepraszam, spokojnie. Dobrze hm - zastanowiła się szybko - jeżeli powiem kogo kocham, to wypuścisz mnie stąd? - Przybrała znowu dawną postać i pokiwała lekko głową.
- Kocham Ronalda.
- Kłamiesz!
- CO?! - Granger czuła już, że zaczyna się denerwować. Utknęła z jakimś nawiedzonym lustrem, które nie chce jej wypuścić, przecież to paranormalne.
- Kłamiesz! Wcale go nie kochasz, a jeśli już, to darzysz go innym uczuciem, niż namiętność i pożądanie! - W pewnym momencie przez myśl dziewczyny przebiegło 'fakt, nie pożądam Rona', ale szybko się za to skarciła.
- Słuchaj, nie mam czasu na te twoje gierki, muszę skończyć patrol, a potem pójść spać, bo jutro mam ciężki dzień - mruknęła w jej stronę. Kobieta nagle zaczęła znikać.
- Wrócę, jeżeli poznasz swoją miłość....
- Ej! A co ze mną?! - Krzyknęła, ale znowu zobaczyła swoje odbicie. Czuła jak krew zagotowała się w jej żyłach. Tupnęła nogą w podłogę i to był błąd. Jej stopa utkwiła między szczeblami a różdżka poturlała się kilka metrów od niej. Zdenerwowana złapała się za bolące miejsce. Zacisnęła mocno zęby, a łzy popłynęły jej mimowolnie.
- Wstrętne gówno! - Krzyknęła.
- Accio różdżka! - Zawołała, a drewienko wróciło do jej ręki. Machnęła nim jeszcze raz i wyjęła nogę z dziury, którą przed chwilą zrobiła. Obejrzała ją, miała zdartą skórę i widocznie bolące miejsce puchło. Zła położyła się na plecach i przykryła twarz dłońmi. Utknęła w jakiejś starej klasie, nie wie jak ma się stąd wydostać, kolejny raz sobie coś zrobiła i na dodatek to wszystko była wina tego parszywego gnojka! Gdyby szedł z nią to by inaczej to wszystko się potoczyło.
- Co za idiota! Tylko go dorwę, to będzie sam patrolował te korytarze pieprzone - mruczała do siebie. Westchnęła głęboko i czuła jak ból się nasila. Podwinęła ciasną nogawkę i wtedy kątem oka zauważyła dziurę w podłodze. Zmarszczyła brwi i chwyciła różdżkę.
- Lumos Maxima! - Krzyknęła cicho a ku jej oczom ukazał się niewielki tunel, który szedł centralnie w dół. Oderwała kilka desek i widziała go teraz w całej okazałości. Przez jej głowę przeszło, że mógł się tędy poruszać Bazyliszek, ale od razu wystukała to z głowy otwartą dłonią.
- Nie zmieściłby się tutaj, nie schizuj - mruknęła do siebie. Ale jeżeli to prawda, to wyląduje w Komnacie Tajemnic. Jeżeli prowadzi gdzieś indziej, to może uratować jej życie, chyba, że woli tutaj gnić. Ze zrezygnowaniem postanowiła tam wejść. Zamknęła oczy i zsunęła się do tunelu. Z zawrotną prędkością zaczęła jechać na placach i tyłku, czując jak haczy o jakieś kamienie. Coraz bardziej nabierała szybkości, ale przed sobą miała cały czas wyciągniętą różdżkę ze światłem, a drugą ręką osłaniała twarz. Po kilku nieprzyjemnych uderzeniach głową o ściany tunelu, zrobiło jej się słabo.
- O kurwa! - Krzyknęła i chyba pierwszy raz w życiu przeklęła. Jej prędkość stale rosła, już nie czuła nawet bólu na tyłku, a przed nią był koniec tunelu, na wielkiej kamiennej ścianie. Całe życie przeleciało przed jej oczami. Zaczęła krzyczeć ze strachu i w ostatniej chwili machnęła różdżką.
- BOMBARDA MAXIMA! - Ściana przed nią wybuchła tworząc wyjście, a ona wystrzeliła jak z procy na zewnątrz. Jedyne co, zobaczyła to skulonego Ślizgona pod ścianą, którego oczy rozszerzyły się do granic możliwości, jak widział drobne ciało Gryfonki, która właśnie bezwładnie na niego leciała. Runęła wprost na niego przewracając ich tym samym na kamienną posadzkę.
- Złaź ze mnie Granger, co ty odwalasz?! - Wrzasnął, a dziewczyna szybko zsunęła się z niego. Czuła jak ból w kostce był już nie do zniesienia. Rozcięcie na czole, z którego płynęła krew sprawiało, że rozbolała ją głowa. Draco wstał otrzepując się i spojrzał na jej stan.
- Co ci jest?
- Nie twój interes - warknęła i próbowała wstać, ale się nie udało. Złapała się za bolące miejsce.
- Granger, zawsze musisz coś odwalić? - Warknął w jej kierunku.
- Spieprzaj Malfoy, no!
- Co się stało? Co to za tunel?
- Nie wiem - mruknęła dotykając rany i zasyczała z bólu. Blondyn spojrzał na nią i podszedł łapiąc ją w talii i stawiając do pionu. Poczuła się bardzo przyjemnie przez tą krótką chwilę. Jego duże i umięśnione ręce podniosły ją, jakby bez żadnego wysiłku. Mimowolnie porównała to do pomocy Ronalda, gdy lądowała na ziemi. Podawał jej dłoń i najczęściej nie mógł jej podnieść, przez, co miała wrażenie, że jest taka ciężka. Draco za to, zrobił to z dziecinną łatwością, pomimo tego, że żywi do niej taką urazę. Otrząsnęła się szybko, ze swoich głupkowatych myśli i skarciła się za nie w duchu. Odwróciła się do niego i przybrała na twarz kwaśną minę.
- Dzięki, nie pobrudziłeś się szlamem?
- Będę się szorować chyba z tydzień - mruknął cynicznie i odszedł na kilka kroków. Ona wywróciła oczami. Nie mogła oczekiwać przecież niczego poza takim tekstem. To Malfoy! Co ona sobie wyobraża? Gdzie podziała jej się agresywna aura wobec tego Ślizgona, która jeszcze dosłownie pięć minut temu sprawiła, że musiała wejść do tego tunelu? Nagle w lochach znalazła się profesor McGonagall, Slughorn, Flitwick, Sprout i Filch.
- Na Merlina, co tu się stało? - Zawołała zszokowana nauczycielka zielarstwa.
- To wszystko wina Granger - blondyn wskazał na nią palcem, a ona jedynie prychnęła w jego stronę.
- Panno Granger?
- Wszystko wyjaśnię - odparła spokojnie, opierając się o ścianę.
- Słucham?
- Rozdzieliliśmy się z Malfoyem, ja poszłam patrolować wyższe partie zamku, a on tu na dole. Gdy wchodziłam na siódme piętro, schody przeniosły mnie do jakichś czarnych dużych drzwi, Była to pusta sala, w której wisiało lustro - opowiadała jak najęta, a wszyscy słuchali jej jakby, słuchali opowieści przy ognisku - ukazała się w nim kobieta i mówiła, że to sala miłości i jak nie powiem imienia tego, którego na prawdę kocham to mnie nie wypuści.
- Mogłaś powiedzieć imię Weasleya.
- Mówiłam, ale twierdziła, że kłamię - blondyn zrobił szerokie oczy.
- Potem zniknęła, a mi wpadła noga między szczeble w podłodze...
- Sierota - syknął blondyn, na co dyrektorka zmroziła go spojrzeniem.
- Zauważyłam, że jest tam ten tunel - wskazała palcem na rozbitą ścianę - i wskoczyłam do niego, bo co miałam tam siedzieć? A że okazało się, że tunel kończy się na ścianie, musiałam ją rozwalić, żeby nie być za chwilę papką.
- Szkoda.
- Panie Malfoy!
- Przepraszam.
- Panie Slughorn, należy sprawdzić ten tunel, proszę obudzić resztę nauczycieli. Draco, zaprowadzisz pannę Granger do Skrzydła Szpitalnego. A o tej sytuacji, proszę nikomu nie mówić, aż do odwołania. Zrozumiano? - Oboje kiwnęli głowami - a teraz, proszę do pielęgniarki.
- Sama sobie poradzę - odparła poruszona. Lecz gdy dała krok do przodu, o mało, co by się znowu nie wywróciła.
- Bez dyskusji - skwitowała i odeszła. Hermiona zacisnęła mocno zęby i uniosła głowę do góry, żeby przełknąć łzy bólu. Jej oddech był przepełniony ogromnymi nerwami, przez co szybko oddychała mając wrażenie, że zaraz się udusi. Spojrzała na tlenionego blondyna i zmierzyła go nienawistnym spojrzeniem. Stał oparty o ścianę i przyglądał się jej z ironią.
- Sama sobie poradzę, rozumiesz? - Twierdziła uparcie, spoglądając na niego nerwowo. Ruszyła krok do przodu i czuła okropny ból w nodze, a kolano ugięło się jej, przez co szybko musiała stanąć na drugą nogę i oprzeć się ściany. Skrzydło Szpitalne znajdowało się na trzecim piętrze, a ona jest teraz w lochach, zrobiło jej się słabo. Ale jej gryfońska upartość, nie pozwalała jej, żeby obślizgły Ślizgon jej dotykał w jakiejkolwiek pomocy.
- Granger, szybciej tutaj zgnijesz i zjedzą cię szczury niż tam dojdziesz - usłyszała jego zimny i przepełniony drwiną głos. Odwróciła głowę mrużąc groźnie powieki.
- Wolę zgnić, niż pozwolić się dotknąć, takiej fretce - warknęła. On jedynie pokręcił głową.
- Bo myślisz, że dla mnie to przyjemność, szlamo?
- Spadaj! - Krzyknęła. On jedynie wzruszył ramionami i podszedł do wejścia prowadzącego do Pokoju Wspólnego Slytherinu. Hermiona ujrzała jak wypowiada hasło i zniknął za kamienną ścianą. Prychnęła głośno i odwróciła się. Powoli starała się dojść chociaż do końca korytarza, ale była wyczerpana z sił. Nie mogła postawić dobrze nogi, a ból nie pozwalał jej się skoncentrować. Po kilku krokach, uderzyła pięścią w ścianę. Była po prostu wściekła, nie dość, że przez tą fretkę wylądowała w tym przeklętym pomieszczeniu, jeszcze teraz ma skręconą albo nie daj boże złamaną nogę. A on? Nawet się nie przejął! Wstrętny, cyniczny, arogancki, wieśniak. Chociaż ona i jej upartość, chyba go przewyższały. Wywróciła jeszcze raz oczami i starała się dojść do trzech schodków w dół, a potem zaczynał się długi hol i schody na parter. Westchnęła widząc to, ale nie dała się tak łatwo poddać. Podeszła powoli do zimnej kamiennej ściany i spróbowała zejść z pierwszego stopnia. Lecz gdy tylko ciężar ciała całkowicie spoczął na chorej nodze, zrobiło jej się okropnie słabo, ciemno przed oczami i straciła równowagę. Komicznie machała rękoma, ale już wiedziała, że zaraz będzie miała spotkanie twarzą w twarz z kamienną posadzką. Zacisnęła mocno powieki a jaj ręce bezwładnie poleciały przed jej twarz. Była przygotowana na zbite ramiona, pośladki, plecy i głowę, ale w tym samym momencie, ktoś złapał ją z przodu i przytrzymał przed upadkiem. Otworzyła nieśmiało oczy, kiedy zorientowała się, że nie leży na podłodze, tylko w czyichś ramionach. Platynowe włosy były w totalnym nieładzie, a wzrok świdrował dziewczynę z dziwnymi emocjami. Hermiona w pierwszej chwili krzyknęła ze zdziwienia.
- Malfoy! Nie dotykaj mnie ty parszywy gnojku! - Zaczęła krzyczeć, starając się odepchnąć go rękoma. On jedynie złapał jej nogi i niósł ją teraz jak śpiącą królewnę. Ona była w totalnym szoku, nie mogła wypowiedzieć żadnego słowa. Pomimo tego, że szarpała się z nim cały czas, spoglądała na jego twarz, na której układał się ironiczny uśmieszek, a oczy spoglądały daleko przed nią.
- Chcesz, żebym cię puścił? - Poluzował nagle uścisk, a Granger mimowolnie złapała się jego szyi, przestraszona. Gdy jednak żelazny uścisk znowu powrócił, szybko zabrała ręce krzyżując je na piersi.
- Dlaczego to robisz?
- Muszę cię przecież jeszcze pomęczyć Granger. Nie miałbym już takiej dobrej zabawy, jakbyś zgniła tam pod ścianą - mruknął i zaczął wchodzić po kamiennych schodach. Dziewczyna przyglądała mu się z zaciekawieniem.
- Dobra, a teraz koniec żartów. Gdzie jest Malfoy? Schowałeś go do schowka i wypiłeś eliksir wielosokowy, czy jak? - Burknęła.
- Daruj sobie, Granger te gadki, chyba że nie chcesz dojść cała do Skrzydła - odwarknął, na co dziewczyna już nie miała wątpliwości. To ten sam tleniony, ale co mu się stało? DRACO MALFOY NIESIE JĄ DO SKRZYDŁA SZPITALNEGO. Ot tak sobie, o. Abstrakcja jakaś, nie mieściło jej się to w głowie. Czuła jakby była w dobrej komedii, albo w ukrytej kamerze. Takie rzeczy nie dzieją się na prawdę. Ona ma jakiś zły sen i musi się zaraz z niego obudzić. Uszczypnęła się w rękę, ale to dalej była rzeczywistość. Nie mogła pojąć też, tego z jaką łatwością ją niósł, nie narzekał, że jest ciężka, bo przecież gdyby była nie uszło by to bez żadnego złośliwego tekstu.
- Nie myśl tyle, Granger bo ci mózg wypłynie - odparł tuż przed wejściem do Skrzydła.
- Ciekawe jak mam nie myśleć, skoro to, co się dzieje, nie ma normalnego wytłumaczenia - prychnęła, a on jedynie pokręcił głową w ironicznym uśmiechu.
- Napawaj się tą chwilą, bo długo takiej nie będzie - w tym momencie weszli do środka. Draco położył dziewczynę na jednym z łóżek i poszedł zawołać panią Pomfrey. Po chwili wrócili razem, a pielęgniarka zaczęła oglądać jej kostkę.
- No, no. Skręcona na szczęście, ale chwila i by była złamana - oznajmiła i poszła po eliksiry.
- Dzięki - z ust Hermiony te słowa wydawały się Draconowi bardzo, bardzo dziwne. Kiwnął jedynie głową i ruszył do wyjścia. Granger wciągnęła mocno powietrze starając się jeszcze raz to wszystko przeanalizować, ale była w zbyt dużym szoku.
- Wypij to, poleżysz tutaj do rana i będziesz mogła wyjść - powiedziała jej spokojnie. Granger pokiwała głową i łyknęła niedobre mikstury. Nie poleżała jednak zbyt długo, ponieważ za chwilę pochłonął ją sen. Zdążyła się jedynie przykryć kołdrą.

16 komentarzy:

  1. Taki rozdział wręcz trzeba skomentowac.
    Sama historia bardzo mi się podoba.
    Głównie ta akcja z tajemniczym lustrem.
    Zupełnie jakby tamta kobieta umiała czytać we wnętrzu ludzkiej duszy.
    To był wspaniały pomysł, który dodał klimatu pasujacego opowiadaniu.
    W ogóle masz bardzo fajny styl, który sprawia że samą historię czyta sie ciekawie.
    Nie poddawaj się.
    Twórz bo warto.

    http://pokochac-lotra.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję bardzo! Takie komentarze i ludzie, którzy to czytają motywują mnie do pracy :)

      Usuń
  2. Fantastyczny, wspaniały, po prostu cudo. Piszesz płynnie i przez co wszystko się bardzo dobrze czyta, ja bardzo ale to bardzo polubiłam twojego bloga i będę tu zaglądac kiedy to tylko możliwe!

    Zapraszam na mój blog Dramione : nowa-hermiona-granger.blogspot.com

    Pozdrawiam: Lacarnum Inflamare

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bardzo dziękuję i zapraszam!
      Na pewno zajrzę, do Ciebie! :*

      Usuń
  3. Staram się mieć w zwyczaju że jak ktoś wpadnie na mojego bloga to ja też zagladam do niego. Nie zawsze czytam do końca. Ale u Ciebie nie było z tym problemu, twoje opowiadanie mi się podoba. Jak zaczęłaś od śniadania to myślałam, że dalej standardowo - peron-prefekci-big love, a tu jednak nie. Piszesz ciekawie i masz też całkiem fajny styl. Długość notek też godna podziwu. Twoja jedna to chyba 3 moje :P Z chęcią dodam Cie do linków(chyba nie masz nic przeciwko) no i na pewno jeszcze tu wpadnę ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję bardzo :) Powiem szczerze, że długość notek wychodzi w trakcie pisania. Jak się wciągnę, to nie wiem kiedy, a już z dwie trzy strony :D. Oczywiście, że nie mam nic przeciwko, wręcz się bardzo cieszę! :)
    Zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Naprawdę świetny blog. Trafiłam tutaj czystym przypadkiem i cieszę się, że go znalazłam. Intryguje mnie to wszystko - lustro i inne sprawy. A Babcia Charlotta (tak nawiązując do wcześniejszych postów) i ten cały nowy przybysz z Dumstrangu. Hmmm... wydaje mi się to podejrzane i cholernie ciekawe!
    Kiedy planujesz dodać nowy rozdział? :)
    Wenki życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejny rozdział ukaże się już niedługo, ponieważ jest prawie skończony! :)
      Dziękuję bardzo, za te miłe słowa, zapraszam do czytania bardzo serdecznie! :*

      Usuń
  6. Fajny rozdział, pojawiło się zaklęcie Lumos Maxima ^^.
    Fajna akcja, szczególnie z tym lustrem. Mogę się przyczepić jedynie do błędów, parę wychwyciłam, ale to każdemu się zdarza :D
    Ogólnie rozdział świetny :D

    OdpowiedzUsuń
  7. haha, tak było to zaklęcie :D
    faktycznie, błędy są, ale nie chcę ich poprawiać, niech zostaną, a ja będę się starała pisać lepiej i sprawdzać ;)
    dziękuję! :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Masz talent dziewczyno ! Pisz dalej ! :))
    Życzę weny i pozdrawiam,heavy xx

    OdpowiedzUsuń
  9. Tajemnicze lustro, tunel- żyć, nie umierać.
    Powoli zaczynam się zakochiwać w tym opowiadaniu.
    Lecę do kolejnego rozdziału.
    em.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję za to, że przeczytałaś wytrwale i za to, że skomentowałaś każdy post po kolei! :)
      jest mi ogromnie miło, widzieć takie miłe komentarze :* mam nadzieję, że Ci się podoba :*

      Usuń
  10. Swietne !!!! Zabralam sie za czytanie i pewnie pochlone wszystko w jedna noc :( Zdjecia bohaterow idealne ! <3

    OdpowiedzUsuń