wtorek, 13 sierpnia 2013

3.

"Każda sekunda życia jest warta kilka milionów lat pamięci"




  Na drugi dzień, czuła się znacznie lepiej. Wypiła wszystkie eliksiry, które jej podano, zjadła śniadanie, które nie do końca jej smakowało, ale ze względu na starania skrzatów, przełknęła posiłek. Czuła się już na tyle dobrze, że mogła się sama umyć, ubrać i doprowadzić swój wygląd do porządku. Zauważyła również, że babcia przyniosła jej kilka ulubionych książek, aby mogła poczytać, gdy nikogo z nią nie będzie. Przykryła się szczelnie kołdrą i oparła o metalową ramę łóżka. Wzięła do ręki pierwszą z nich i przeczytała pięknie ozdobiony tytuł "Tristan i Izolda". Uśmiechnęła się dotykając opuszkami palców żółte kartki i twardą okładkę. Woń, która uwolniła się z otwartej wolumin, przypomniała jej o Hogwardzkiej bibliotece. Na myśl o powrocie do szkoły, posmutniała. Musiała zostać w szpitalu do czwartego września, czyli licząc od dzisiejszego dnia równo tydzień. Toczyła wiele kłótni na temat powrotu do szkoły i niestety wywalczyła jedynie, albo może i aż tydzień. Biorąc pod uwagę to, że z początku był temat o trzech tygodniach, myślała, że powyrywa sobie włosy z głowy. Wróciła myślami do książki i otworzyła na jednej ze stron czytając fragment
"Kochankowie obłapili się: w ich pięknych ciałach drgało pragnienie i życie.
Tristan rzekł:
- Niech tedy przyjdzie śmierć.
I kiedy wieczór zapadł na statku, który coraz chyżej pomykał ku ziemi króla Marka, związani na zawsze pogrążyli się w miłości. "
Lekki uśmiech pojawił się na jej malinowych ustach. Pomyślała o swoim związku z Ronaldem. Była ciekawa, czy kiedykolwiek zrobiłby dla niej wszystko, żeby tylko ją przy sobie zatrzymać, albo żeby byli razem szczęśliwi. Czuła, że go kochała, był na prawdę wspaniałym człowiekiem. Oczywiście nieraz się kłócili, ale to zdrowe w każdym związku. Ginny zawsze jej powtarzała, że jej brat to najlepszy facet dla Hermiony, a ona się w końcu o tym przekonała. Teraz gdy tak o nim myślała, poczuła jakby dostała moralnego kopniaka. Wspomnienia z wieczoru w clubie poraziły ją jak piorun, przewijając przez jej głowę, wszystkie sceny, które pamiętała. Jak była ubrana - na wspomnienie tego, poruszyła się nie spokojnie, przykrywając jeszcze szczelniej kołdrą - jak dużo wypiła alkoholu, a było to do niej kompletnie nie podobne. To nie była wtedy ona, gdzie podziała się ułożona, perfekcyjna panna Granger? Kolejny grymas wstąpił na jej twarz, kolejne wspomnienie jak tańczyła z innymi facetami - tłumaczyła to sobie nadmiarem trunków we krwi, ale to nie usprawiedliwiało jej od tego niebywałego zachowania. Wszystko to kumulowało się w jednym, okropnym słowie, którego nigdy nie chciała wpuścić do swojej głowy. Zdrada, tak to określała. Nie zrobiła niczego, co by było odpowiednikiem tego słowa w formie bliskości ciała, jednakże poszła tam, nie mówiąc o tym swojemu chłopakowi, świetnie się bawiąc z początku, a dodatku wyprawiając takie rzeczy wobec Malfoya. Chociaż jak przypomniała sobie, jak pięknie wyglądała limonka na jego grzywce, zaśmiała się do siebie.
- Hej kochanie - do sali wkroczył nie kto inny, tylko posiadacz jej serca. Uśmiechnęła się do niego, odkładając powieść na półkę.
- Hej - pocałował ją w usta delikatnie i postawił na stoliku piękną czerwoną różę. Hermiona obdarowała go uśmiechem wdzięczności.
- Jest śliczna, dziękuję - pogłaskała go po policzku.
- Jak się czujesz?
- Już dobrze, może trochę jeszcze osłabiona, ale o wiele lepiej niż wczoraj.
- Bardzo się o ciebie martwiłem, wiesz? - Chwycił jej dłoń i przyłożył sobie do nieogolonego policzka. Dziewczyna zauważyła delikatne sińce po oczami, zarost, zmęczone oczy.
- Jesteś bardzo kochany, Ron - obdarowała go kolejnym pięknym uśmiechem.
- Mam tylko ogromną nadzieję, że Malfoya wykopią za to z budy - westchnął ciężko posyłając jej zmartwione spojrzenie. Brązowowłosa zmarszczyła brwi i spojrzała na niego pytająco.
- Jak to? Za co? - Wyrwało jej się za nim zdążyła ugryźć się w język.
- A co? Martwisz się nim jeszcze? Po tym, co ci zrobił? - Hermiona kompletnie nie rozumiała o czym mówi jej chłopak. Patrzała na niego pytająco, ale on jedynie robił się czerwony.
- Co mi zrobił? Nie rozumiem o czym mówisz - pokręciła głową.
- No przecież to on cię pobił! - Granger oparła się z powrotem o poduszki. Rozbolała ją głową, nie potrafiła ułożyć swoich informacji w jedną układankę. Wczoraj blondyn przyszedł do niej i powiedział, że gdyby nie on, już by nie żyła. Nie przyśniło jej się to na pewno, więc dlaczego Ronald mówi, że to on ją pobił? Fakt, że Malfoy był u niej w szpitalu, wpędził ją w wielki obłęd i szok, co nie zmienia faktu, że gdyby to zrobił, to prawdopodobnie nie pokazałby jej się na oczy. Chyba, że chciał jej namącić w głowie, na ściemniał, że przyniósł ją tu z Blaisem, a tak na prawdę wykorzystał. Chłopak który ją pobił, miał na twarzy kominiarkę, ale wzrostem nie przypominał ani Dracona, ani Zabiniego. Złapała się za głowę i przymknęła powieki.
- Przecież...
- Hermiono - rudzielec złapał jej dłoń - nic się nie bój. Rozprawa odbędzie się czwartego września, wtedy kiedy wychodzisz ze szpitala.
- Jaka rozprawa? - Zapytała spanikowana.
- W Ministerstwie Magii. Przeciwko temu zgniłemu paszczurowi - wzdrygnął się gdy to mówił.
- Kto złożył pozew?
- Ja - odpowiedział jak najbardziej naturalnie.
- Skąd wiesz, że to on? - Kolejne pytania cisnęły jej się na język. Pragnęła jedynie ułożyć to, co miała w głowie, ale teraz żadne z elementów nie pasowało do całości.
- No nie trzeba być jasnowidzem, żeby wiedzieć, że to Malfoy! Był akurat tam gdzie ty, przyniósł cię tutaj do Munga z Zabinim w dodatku, nie uważasz, że to podejrzane?! A do tego dochodzi obdukcja lekarska, która ukazuje, że ślady pobicia po części należą do Malfoya! - Mówił to podnosząc głos, a na końcu krzycząc. Hermiona starała się myśleć racjonalnie i wtedy przypomniało jej się, jak Draco trzymał ją za nadgarstki pod clubem.
- Ale...
- Nie musisz się martwić. Z pewnością nie wygra tego procesu, mamy za duże dowody.
- A...
- Poza tym fakt, że jest śmierciożercą ciągnie go na dno, więc mamy wygraną w kieszeni - ucałował ją w usta - ostatni rok minie nam spokojnie, bez tego wypchanego kasą, gumochłona - patrzała na niego z niedowierzaniem. Toczyła właśnie wewnętrzną bitwę. Rozum podpowiadał jej, że Malfoy był zwolennikiem Czarnego Pana, zabijał ludzi, jest do takich czynów zdolny, ale serce krzyczało, że przecież nie uderzył jej pod clubem, przyniósł ją tutaj i jeszcze przyszedł do niej wczoraj. Miała straszny mętlik, nie wiedziała, co ma myśleć.
- A co ja mam tam do powiedzenia? - Zapytała jakby nie wiedziała.
- Ty? Ty jedynie mówisz prawdę. Czyli, że to był Malfoy. Wszystko pamiętasz, więc sąd nie może tego nie uznać za pomyłkę - odparł zadowolony ze swojego osiągnięcia. Hermiona jedynie odwzajemniła uśmiech i gdy chciała mu powiedzieć, że to wcale nie był blondyn, do sali wszedł Harry.
- Cześć wam! - Zawołał wesoło, a zaraz za nim wbiegła pielęgniarka.
- Odwiedziny mają odbywać się pojedynczo, więc proszę jednego pana o opuszczenie sali - powiedziała i stanęła w drzwiach czekając aż jeden wyjdzie z nią. Ronald spojrzał wzrokiem mówiącym 'dzięki, że nam przeszkadzasz' i wstał kierując się do wyjścia.
- Wpadnę później! - Pomachała mu na do widzenia i przywitała się z wybrańcem.
- Jak się czujesz?
- Znacznie lepiej - skróciła wypowiedź od poprzedniej, którą udzielała Ronaldowi i uśmiechnęła się.
- Przyniosłem ci czekoladowe żaby - uśmiechnął się i położył na stoliku słodycze.
- Nie trzeba było, dziękuję - wyszczerzyła zęby do niego i zjadła jedną.
- Marnie wyglądasz to trzeba było siostrzyczko - posłał jej perskie oko, na co ona się zaśmiała. Przy Harrym zawsze czuła się bezpiecznie, umiał ją rozbawić, mówili sobie o wszystkim, a jak się kłócili to prosto i bez żadnych ceregieli. Dlatego nazywano ich rodzeństwem.
- Pewnie już wiesz, że się o ciebie martwiliśmy i tak dalej.
- Wiem, dzięki. Posłuchaj mam do ciebie pytanie, tylko proszę nie mów o tym Ronaldowi - zrobiła zmieszaną minę, ale Potter pokiwał głową na znak, że się zgadza. Wzięła głęboko powietrze w płuca.
- Co się stanie, jeżeli zeznam, że to nie Malfoy mnie pobił? - Obserwowała jego mimikę twarzy, która spoważniała i przyglądała się z równą ciekawością.
- A jesteś tego pewna?
- Jego zachowanie jest obłędne i szalone, i gdybym to nie była ja, nigdy bym nie uwierzyła. Ale ja pamiętam tego kto mnie pobił. Był o wiele niższy i miał zupełnie inne oczy. To nie był ani Malfoy, ani Zabini - wybraniec pokiwał głową, że rozumie i podrapał się po brodzie.
- Jedno wiemy na pewno. Ronald się wkurzy, bardzo. Ale wtedy uratujesz niewinną osobę, przed wyrokiem. Pomimo tego, że Draco nigdy nie będzie miał tytułu niewinnego, bo za dużo leży na jego koncie, to nie może zbierać czyjejś winny. Też myślę, że nie mógłby tego zrobić i wiele razy próbowałem przekonać Rona, aby wycofał pozew - Hermiona zdziwiła się postawą przyjaciela, ale z jednej strony była mu bardzo wdzięczna, ponieważ kolejny raz ją rozumiał. Wiedział w jakiej sytuacji się znajduje i umiał jej doradzić.
- Wiem, że to Malfoy. Wiem, co mi zrobił i to boli. Wiem, co zrobił innym ludziom, ale nie wiem czy jestem w stanie go w ten sposób ukarać, Harry.
- Rozumiem cię. To nie jest łatwe - przejechał dłonią po twarzy wzdychając - z jednej strony mogłabyś mu dać nauczkę za to wszystko, co zrobił, ale z drugiej strony zabierzesz mu szansę na przyszłość w normalnym świecie - oboje wymienili spojrzenia i wiedzieli, co Hermiona powinna zrobić.
- Myślisz, że powinnam o tym porozmawiać z Ronem?
- Nie wiem czy zdołasz...
- Dzisiaj próbowałam coś mu powiedzieć, ale kompletnie mnie nie słuchał.
- No więc właśnie. Nie wiemy jak może zareagować po rozprawie - Hermiona skubała skórki przy paznokciach.
- Boję się, że mnie znienawidzi.
- Nie może, tu chodzi przecież o ciebie.
- Właśnie - mruknęła i przygryzła opuszek palca. Rozmawiali jeszcze przez dłuższą chwilę, jak powinni porozmawiać z rudzielcem, a potem zeszli na bardziej codzienne tematy. Hermiona opowiedziała sytuację rodzinną, Harry rozstanie z Ginny. Granger od dłużeszego czasu zauważyła, że między nim a rudą, nie układa się za dobrze. Ginny skarżyła się na zachowanie Pottera, a on zaś na jej wybryki. Jedyne, co ją cieszyło to, że rozstali się w zgodzie, bez niepotrzebnych kłótni i nieporozumień.  Opowiadali również o różnych rzeczach, schodząc na różne tory, od Hogwartu, po Quidditch, aż do wspomnień z ich sześciu lat przyjaźni. Czuła się świetnie, oderwała się wreszcie od myśli, które dręczyły ją przez dłuższy czas. Gdy było już późno, do jej sali zapukali kolejni goście. W drzwiach pojawili się jej rodzice. Mina jej zrzedła, a Harry wstał.
- To nie będę już przeszkadzał... - spojrzała na niego smutno, a on jedynie ją przytulił.
- Do widzenia państwu.
- Do widzenia - odpowiedzieli obydwoje i podeszli do łóżka córki.
- Jak się czujesz? - Spojrzała na zatroskaną minę matki. Miała za złe rodzicom w jaki sposób traktowali, jej babcię i w dość radykalny sposób ograniczali jej pobyt z nią, ale z drugiej strony to byli jej rodzice. Kochała ich z całego serca i nie zamieniłaby ich na żadnych innych.
- W porządku, coraz lepiej, dochodzę do siebie - uśmiechnęła się delikatnie. Matka usiadła na krześle obok ramy jej łóżka, a ojciec stanął za nią przyglądając jej się opiekuńczo.
- Co ty musiałaś przeżyć - Jane podeszła do niej i przytuliła ją mocno do siebie. Dziewczyna czuła, że ostatnie wydarzenia oddaliły ich od siebie, ale potrzebowała teraz matczynej opieki. Nie zmieniało to jednak faktu, że jej rodzicielka nigdy nie rozumiała jej tak dobrze, jak babcia, ale ciepło domowego ogniska, które ostatnimi czasy wygasło, zaiskrzyło w sercu Hermiony.
- Jest w porządku, mamo.
- Ron mówił nam, że to ten Draco Malfoy, tak? Pamiętam jak dużo razy o nim opowiadałaś i to wcale w niemiłej atmosferze - westchnęła głęboko i spojrzała po ich minach.
- To nie on, ale to długa historia. Opowiem wam to jak wszystko się skończy obiecuję - Posłała im uśmiech.
- Dobrze córeczko, musisz teraz dużo odpoczywać - pogłaskała ją po głowie i zamrugała kilkakrotnie, gdyż zaszkliły jej się oczy.
- Powiecie mi wreszcie o tej całej tajemnicy? - Hermiona wreszcie odważyła się o nią zapytać.
- Dziecko, już o tym rozmawialiśmy. Gdy skończysz osiemnaście lat... - jej ojciec starał się utrzymać neutralny ton głosu, ale młoda Granger wyczuła, że się denerwuje. Westchnęła ciężko i położyła się na poduszki.
- Dobrze, rozumiem.
- Kochanie, wpadniemy jeszcze jutro, teraz odpoczywaj - matka ucałowała ją w czoło i ściskając mocno torebkę, pociągnęła męża za rękę, wychodząc z sali. Hermiona spojrzała w sufit i przykryła głowę kołdrą.

~~~

  Dochodziła godzina druga trzydzieści, a pewien chłopak kręcił się w łóżku zmieniając, co chwilę pozycje leżenia. Nie mógł zasnąć, a jego myśli krążyły w okół jednej sprawy. Dlaczego aż tak się tym wszystkim przejmował? Co go to obchodziło? A jednak. Ten parszywy nędznik Weasley podał go jako damskiego boksera do sądu. Nie dość, że uratował tą niewdzięczną szlamę, to jeszcze teraz jego przyszłość w świecie magii jest zagrożona. Nic nie mógł zrobić, miał jedynie nadzieję, że Granger jeszcze nie postradała zmysłów i powie prawdę. A na marginesie, to właśnie ona nie wychodziła z jego głowy. Nie rozumiał, czym było to spowodowane i dlaczego, ale już był tym zmęczony. Jeszcze nie mógł przez nią zasnąć. Zwykła szlama, a tyle szkody narobiła. Na cholerę on się pchał na tą imprezę. "Seksowna laska" . Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że była nią Granger! Drażniło go to do tego stopnia, że wyżywał się na biednych naczyniach. Dlaczego właśnie ona, musiała zrobić się taka ładna?! Z wielkim trudem przechodziło mu to przez głowę, ale nie tylko on tak uważał. Zabiniemu również się podobała, co nie zmienia faktu, że on jest po wojnie o wiele mniej uprzedzony do mugoli niż Draco. Co prawda po wojnie dużo się pozmieniało, wiele poglądów ujrzało światło dzienne, ale jednak stare przypowieści dotyczące mugoli, tkwiły w nim niczym zaraza. Brzydził się po prostu takimi ludźmi, zawsze tak było. Dopóki jedno z nich nie stało się na prawdę ładne. Wzdrygnął się kolejny raz i przyłożył poduszkę do twarzy. Próbował zasnąć, ale ciągle widział te wielkie sarnie oczy, które patrzyły na niego w szpitalu. Bez żadnego wyrazu, bez złości wydawały się o wiele piękniejsze... TO SZLAMA! Dodawał cichy głosik w głowie, tak jak gdyby się o czymś marzyło, a tu nagle pstryk i bańka mydlana z marzeniami pęka. Nie może się pozbyć jej z głowy i modli się, aby w szkole mu przeszło. Przecież jest tyle pięknych dziewczyn...

~~~

  Hogwart ekspres ruszył właśnie ze stacji 9 i 3/4. Dla jednych była to pierwsza podróż, a dla drugich ostatnia. Jednym z głównych tematów rozmów, wszystkich uczniów była oczywiście historia Granger. Powstały przeróżne plotki, że znaleziono ją na cmentarzu, inne, że została pocięta i na zawsze zostaną jej blizny na twarzy, a jeszcze inni, że Draco najpierw ją zgwałcił, a z racji, że nie chciał żeby ktoś inny się za nią zabierał, to ją oszpecił. Potter próbował prostować wszystkie plotki, mówiąc ludziom prawdę, ale to jedynie podsycało atmosferę. Ronald natomiast nie był jeszcze nigdy tak zadowolony. Wreszcie to on jest górą nad Malfoyem, to on sprawił, że wyrzucą go ze szkoły, to on to wszystko zapieczętuje już w poniedziałek. On sam jedynie mówił, że Hermiona pomimo takich przeżyć, dobrze się już czuje, ale to co zrobił blondyn było bezkarne. Ginny stała murem za bratem, dobrze wiedziała, że Draco jest do tego zdolny i również jak on, dolewała oliwy do ognia. 
- Przynajmniej zapłaci za to wszystko, co zrobił Hermionie! Żeby dokonać czegoś tak strasznego! - Żachnęła do koleżanek, z którymi stała na korytarzu pociągu. 
- Nie mogłyśmy w to uwierzyć - odparła jedna z nich. 
- Moja mama zawsze mówiła, że oni są nienormalni! - Wtrąciła niska blondynka. 
- Nie to, że nienormalni, ale w końcu jest śmierciożercą! To jest skandal - dyskutowały. 
- A najgorsze jest jeszcze to, że twierdzi, że nic jej nie zrobił! To jest szczyt bezczelności! - Dodała następna. 
- Współczuje bardzo Hermionie, musi to bardzo przeżywać. Ja sama nie wiem, jakbym się na jej miejscu czuła - westchnęła Ginny, kręcąc głową. 
- Ty nigdy nie będziesz na jej miejscu, bo ciebie nikt by nie chciał dotknąć nawet dwumetrowym kijem - warknął za jej plecami niski głos. Odwróciła się szybko i wypięła dumnie pierś, mrużąc oczy w kierunku blondyna. Stał z rękoma w kieszeni od swoich czarnych spodni, a biała koszulka z krótkim rękawem opinała mu się na brzuchu i klatce. Jego platynowe włosy sterczały na wszystkie strony, dodając mu uroku. Mierzył ją i jej koleżanki od góry do dołu. 
- Oh, wydawało mi się, że zawsze tak mówiłeś do Hermiony, a jednak nie potrzebny ci był kij - odpyskowała mu, unosząc groźnie głowę. Za nim stali oczywiście jego goryle. 
- Zamknij się wiewióro, nic jej nie zrobiłem - zaczął do niej powoli podchodzić. Dziewczyny stojące obok niej cofnęły się o kilka kroków, lecz ona stała twardo, krzyżując ręce na piersi. 
- Możesz sobie tak gadać, ale nikt ci nie uwierzy - posłała mu wredny uśmiech - status śmierciożercy ci się już znudził? Wolisz teraz być damskim bokserem? - Zapytała patrząc mu prosto w oczy. 
- Jeszcze raz usłyszę, że rozpowiadasz jakieś plotki...
- To co? Załatwisz mnie jak Hermionę? - Zacisnął pięści. Czuł jak narasta w nim gniew. 
- Zrobiłaś się bezczelna, Weasley. Nigdy nie myślałem, że zejdziesz na jeszcze gorsze psy, stając się plotkarą - posłał jej drwiący uśmiech. Z pobliskiego przedziału wyskoczył nagle Potter i jego przyjaciel. Rudzielec odepchnął dziewczynę do tyłu. 
- Zostaw ją w spokoju. 
- Sama bym sobie poradziła, tępaku! - Wrzasnęła na niego oburzona. Draco wybuchł gromkim śmiechem. 
- Oboje jesteście siebie warci, jak to jest, jak twoja własna siostra nazywa cię po imieniu? 'Tępak' - zaśmiał się. 
- Zamknij się Malfoy, ciekawe czy będzie ci tak do śmiechu, kiedy wywalą cię ze szkoły - wskazał na niego swoją złamaną różdżką. 
- Spieprzaj Weasley z tą poklejoną gałęzią. Myślisz, że się ciebie boje? Zobaczymy kto tu kogo udupi - posłał mu wrogie spojrzenie. 
- Hermiona wszystko pamięta, wie kto jej to zrobił, mówiła mi, to jest twój koniec - powiedział przez zaciśnięte zęby. Draco zmierzył go obojętnym spojrzeniem i wrócił się do swojego przedziału. Miał dość tej całej szopki. Nie miał nawet ochoty gadać z tym przygłupim do granic możliwości zawszonym wiewiórem. Miał dość wszystkich i wszystkiego. 
- Dracusiu, nie przejmuj się. Ta szlama Granger, nic ci nie zrobi - zaszczebiotała Pansy Parkinson, przysiadając się do niego. 
- Spadaj, nie mam ochoty na przytulanie - odepchnął ją. 
- Ale Dracusiu...
- Nie mów tak do mnie! No idź sobie - warknął obdarzając ją lodowatym spojrzeniem. Prychnęła i usiadła obok swoich przyjaciółek. 
- Draco, nie masz, co się wkurzać. Nic ci nie zrobią - Zabini posłał mu znaczący uśmiech. 
- Taa.. - mruknął i reszta drogi do Hogwartu minęła im tak jak zwykle. 

~~~ 

- Na co nam się zdało twoje cholerne pilnowanie, co?! 
- Nie mogłem tam wtedy, być zrozum to! - Paniczny głos rozległ się po pustym pomieszczeniu. 
- Nie masz żadnych zakazów, nakazów, niczego! Miałeś jedynie wykonać to, co do ciebie należy! 
- Obiecuje, że już teraz będę uważał, obiecuje, proszę, obiecuje - chłopak schylił się do stóp kobiety i zaczął ją błagać. Patrzała na niego zawistnie, starając się go odepchnąć, ale on nie dawał za wygraną. 
- Daję ci ostatnią szansę, nie zawiedź mnie - odparła zimno - inaczej spotka cię kara - powiedziała na odchodne i kilka sekund później została po niej jedynie pustka. Chłopak był roztrzęsiony, pot spływał mu po głowie, co chwilę przechodziły go dreszcze. Po kilku minutach zebrał się z podłogi, otrzepując swoje ubrania. Delikatnie nacisnął klamkę i wyszedł z pomieszczenia. Ustał jeszcze chwilę przy drzwiach a po tym odszedł, dołączając do reszty. 

~~~

  Hermiona zanurzyła się w powieści. Czytała zawzięcie każdą stronę "Tristana i Izoldy" z ciarkami na plecach. Była to jej jedna z ulubionych książek z dzieciństwa. Ostatnie dni spędziła razem z babcią, która odwiedzała ją codziennie. Przychodzili również Weasleyowie od czasu do czasu, i kilka razy jej rodzice. Bardzo ich kochała, ale miała im za złe, że nie chcieli jej powiedzieć, tej wielkiej tajemnicy. Mówili, że musi poczekać do swoich osiemnastych urodzin, z trudem i po wielu kłótniach przystała na ich propozycję. Nic innego jej nie zostało. Dużo rozmyślała o dzisiejszej rozprawie, która nie wychodziła z jej głowy. Wiedziała, co będzie gdy wyjdą z sali rozpraw była tym wszystkim przerażona. Rozważała wszystkie za i przeciw, myślała o związku z Ronaldem, o Malfoyu. Było to dla niej dwa razy trudniejsze zadanie, nienawidziła blondyna z całego serca, zrobiłaby najchętniej wszystko, żeby pozbyć się go z własnego życia, żeby dał jej spokój, żeby zostawił w spokoju jej przyjaciół i pochodzenie. Skłamanie w tak ważnej sprawie byłoby furtką do jej marzeń o spokoju, ale nie pasowało do jej Gryfońskiej aury. Kłamstwa i kłamstewka są niczym w porównaniu do tak ogromnej sprawy, pomimo tego wszystkiego, ona wiedziała, że to nie on jej to zrobił, mogła słuchać przekonań swojego chłopaka, że była oszołomiona, pewnie nie pamięta, może uderzyła się w głowę. Ale ona przez nic takiego nie przeszła. Ten chłopak był niski, może jej wzrostu, miał brązowe małe oczy i bladą karnację. Pomimo kominiarki, tyle zdołała zapamiętać. A do tego był w koszulce na krótkim rękawku i nie miał na ramieniu Mrocznego Znaku, co dawało jej pewność, że nie był to ani Blaise, ani Draco. Oni ją uratowali i powinna im być wdzięczna, bo lekarze codziennie jej powtarzali, że ledwo uszła z życiem, liczyły się minuty. Miała wobec nich dług wdzięczności, który jednak ulatniał się z jej głowy, gdy przypominała sobie sześć lat tortur, poniżania, wyzywania. Jednak czuła w głębi serca, że duch Gryffindoru podpowiadał jej bardzo dobrze, nie była jedną z tych, która potrafiła zatajać prawdę, albo mścić się jak Ślizgoni, zresztą to by i tak wyszło na jaw, a ona już postanowiła. Wiedziała, jak ma postąpić, nawet jeżeli miałaby tego później żałować. 

~~~ 

  Harry i Weasley zbliżali się do drzwi Wejściowych w Hogwarcie. Obydwoje ubrani byli w garnitury. Profesor McGonagall i profesor Slughorn wraz z Zabinim i Malfoyem czekali na nich już od kilku minut. 
- Spóźnialscy - skarciła ich Minewra gdy do nich dołączyli.
- Przepraszamy - odparli równo i podążyli za nauczycielką. Cała szóstka szła w stronę bramy wyjścia z terenu Hogwartu. Dzień zapowiadał się upalny, słońce przygrzewało sprawiając, że chłopcy się pocili w ciężkich czarnych marynarkach. Mnóstwo uczniów siedziało na błoniach, przyglądając się im uważnie. Każde z nich było zaciekawione jak rozstrzygnie się dzisiejsza rozprawa. Gdy rozpoczął się rok szkolny, niemal z prędkością błyskawicy rozniosły się wieści, że Hermiona została w szpitalu, a Malfoy był podejrzany o to pobicie. Plotki nie ustawały, a gdy szedł korytarzem czuł na sobie ciekawskie spojrzenia i słyszał wiele szeptów.
 Gdy wyszli poza żelazne ogrodzenie, udali się do wioski Hogsmade. Przez cały czas żadne z nich się nie odezwało. Potter ostrzegł swojego przyjaciela aby wstrzymał się z podtekstami w kierunku arystokraty, aby uniknąć nieprzyjemności w obecności profesorów. Weszli do jednej z kawiarni i McGonagall podeszła do baru. Niska pulchna kobieta skinęła głową i zaprosiła ich gestem na zaplecze. Stamtąd udali się schodami do góry, do jej małego mieszkania, które zajmowała sama. 
- Dziękujemy Ci Matyldo. 
- Wiesz, że zawsze można na mnie liczyć, Minewro. Powiedz tylko, czemu nie korzystacie z kominków w szkole? 
- Nie zostały jeszcze połączone z siecią kominków w Ministerstwie. Po odbudowie były komplikacje, ale w przyszłym tygodniu już powinny być czynne - odparła klepiąc ją po ramieniu. 
- Więc po kolei proszę, raz, raz. Nie mamy czasu, zostało piętnaście minut do rozprawy - poganiała ich. Pierwszy wszedł Potter, za nim Weasley, Malfoy, Zabini, Slughorn i na końcu dyrektorka. Gdy wszyscy byli już w komplecie udali się za opiekunką. W Ministerstwie jak zwykle był gwar, mnóstwo ludzi przechodziło przez główny hol, który również był odnowiony. Czarodzieje spoglądali dziwacznie w ich strony i szeptali po kątach. Ronald oczarowany wyglądem nowej fontanny przydepnął blondynowi buta. 
- Wesley, sieroto! Uważaj jak chodzisz! - Warknął w jego kierunku. 
- Ty lepiej uważaj żeby ci korona z głowy nie spadła - odpyskował. 
- To przez ciebie tu jesteśmy, hipokryto - stanął przed nim. 
- Spokój! - McGonagall odciągnęła ich od siebie. 
- Minus dziesięć punktów dla każdego z domu! - Po tym, już reszta drogi odbyła się w milczeniu. Gdy dotarli pod salę rozpraw, spotkali pod nią Ministra Magii. 
- Witam - podał rękę Ślimakowi i ucałował w dłoń dyrektorkę. 
- Nie mamy czasu, wszyscy już są - gdy weszli do środka, było tam o wiele więcej ludzi, niż się spodziewali. Ronald zauważył swojego ojca siedzącego na trybunach obok przysięgłych. Puste ławki po lewej i prawej stronie były przeznaczone dla Harrego i Zabiniego. Ronald stanął na podeście na wyznaczonym mu miejscu, a Draconowi zabrano różdżkę i kazano usiąść na krześle, na środku sali. Kątem oka zauważył Hermionę, która siedziała obok Pottera. 
  Granger zaś od początku gdy weszli na salę przyglądała się Draconowi. Dostrzegła zmiany w jego wyglądzie, ale nie miała czasu na analizowanie ich. Po raz pierwszy w życiu widziała jego twarz bez ironicznego uśmiechu. Wyglądał jakby wiedział, co za chwilę się wydarzy. Czuła jak zalewa ją pot, ze zdenerwowania. Skubała opuszki palców, to już teraz. Zaczęła się rozprawa. 

5 komentarzy:

  1. Nienawidzę Rona -,- jest taki despotyczny ;/ A co do opowiadania, to zapowiada się ciekawie, jednak trochę mało prawdopodobny jest fakt, by to Draco okazał się głównym podejrzanym. Przecież ja uratował, owszem, może być podejrzany, ale na pewno nie oparliby się na jednym, a szczególnie na tym który ją uratował.
    Poza tym faktem jest ciekawie i oryginalnie :)
    Zapraszam do mnie na http://hgdm-baby-i-wait-for-you.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję bardzo! :)
      zapraszam, do czytania następnych notek i wezmę pod uwagę, Twoje spostrzeżenia :)

      Usuń
  2. No to teraz zaczęło robić się coraz bardziej ciekawie.
    Ale ten Ronald jest wredny! Ugh!
    Idę dalej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję za opinię, to dla mnie na prawdę ważne! :*

      Usuń
  3. Mam nadzieję , że Herm powie prawdę . A Ron może sobie iść , natomiast bardzo ciekawi mnie postać, która napadła na Hermionę .

    OdpowiedzUsuń