czwartek, 22 sierpnia 2013

7.

         "Nigdy nie mów nigdy, ponieważ granice takie jak strach są zazwyczaj tylko iluzją"




   Na drugi dzień, zgodnie z obietnicą Hermiona i Draco nie powiedzieli nikomu ani słówka. Dziewczyna wyszła bardzo szybko ze szpitala, więc nikt się nawet nie zorientował, że nie było jej przez całą noc w dormitorium. Ginny za to podejrzewała, że coś jest nie tak, ale gdy zapytała się przyjaciółki, co ukrywa odparła, że spieszy się na Obronę Przed Czarną Magią. Nie podobało jej się to, a w dodatku, Malfoy też się dziwnie zachowywał. W głowie roiło się jej bardzo dużo różnych scenariuszy, ale każdy kolejny był absurdalny, dlatego dała sobie spokój. Po zajęciach OPCM, które miała po starszym roczniku, wyszła bardzo zdenerwowana. Nowy nauczyciel, mianowicie Joseph Baker był wysokim mężczyzną, około dwóch metrów, posiadał ciemne blond włosy, które zawsze miał postawione na żel, duże piwne oczy i ogromny uśmiech. Przypominał młodej Weasleyównie Lockharta, zakochanego w sobie, wiecznie napuszonego, pustego faceta. A na domiar wszystkiego zadał wypracowanie na dwie rolki pergaminu o legilimencji i oklumencji. Za chiny nie wiedziała jak się do tego zabrać, a Hermiona musiała napisać wypracowanie z Harrym na Transumatcje. Dlatego zostało jej się skierować albo do Ronalda, albo biblioteki. Wybrała bardziej wiarygodny punkt informacji.
- Dzień dobry - powiedziała w miarę cicho do bibliotekarki, a ta jedynie skinęła głową.
- Pomóc w czymś?
- Szukam książek o legilimencji i oklumencji - zaczęła pomału, a pani Pince od razu ruszyła między regały. Ruda podążyła za nią, obserwując jak ów kobieta wybiera odpowiednie książki. Gdy skończyła podała jej cztery wolumin i uśmiechnęła się.
- Proszę, tu powinnaś wszystko znaleźć, w razie jakbyś czegoś jeszcze potrzebowała, będę przy biurku - kiwnęła głową i odeszła. Ginny westchnęła i usadowiła się przy jednym ze stolików i wyjęła potrzebne jej rzeczy. Zaczęła przeglądać książki i pisać wypracowanie. Nie trzeba było długo czekać, aby ktoś jej przeszkodził.
- Hej Ginny - podniosła delikatnie głowę, wiedząc doskonale czyj to głos. Spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się delikatnie.
- Hej Dean.
- Co tam robisz? - Zapytał. Ginny westchnęła w duchu wywracając oczyma, ale nie chciała być opryskliwa.
- Piszę wypracowanie dla Bakera.
- Nie lubię gościa, taki zarozumiały jest - odparł od razu, ku jej zaskoczeniu.
- Właśnie, na dodatek strasznie przypomina Lockharta.
- Myśli, że jest najlepszy - mruknął, spoglądając na jej pismo. Zaśmiała się lekko.
- No dokładnie - skwitowała.
- Słuchaj Ginn... - zaczął, a ona drgnęła z niepokojem. Doskonale pamiętała, jak się rozstali, przez głupią sprzeczkę, a później jak mocno był zazdrosny o Harrego. Nie żałowała, tego związku. Miała go czasami dosyć, przez to, że traktował ją jak małą dziewczynkę, ale tak na prawdę był bardzo kochany. Przez jej myśl przeleciało, że tęskni za czymiś oparciem. Bycie w związku z kochającym mężczyzną, to w pewnym rodzaju, poczucie bezpieczeństwa, którego ostatnimi czasu bardzo jej brakowało. 
- Tak?
- Wiem, że ostatnio nam się nie układało, a nawet było między nami tragicznie - zaczął powoli, bawiąc się palcami. Dziewczyna wyłapała to sugerując, że się denerwuje. Spojrzała na niego z politowaniem.
- No niestety - mruknęła, odkładając pióro.
- Posłuchaj, ja dalej cię kocham - powiedział szybko na wydechu. Zamrugała kilkakrotnie, analizując jego wypowiedź. Zrobiło jej się dziwnie gorąco.
- Dean...
- Nie, poczekaj. Może spotkajmy się w piątek? Po lekcjach? - Dodał bardzo szybko widząc jej minę. Ginny poczuła się jakby ktoś podstawił ją pod ścianą, bez możliwości ucieczki. Gdzie podziała się ta niezależna i twarda Ginewra?
- Tak, pewnie - usłyszała ze swoich ust, a dopiero po kilku sekundach dotarło do niej, co zrobiła. On wziął jej dłonie w swoje ręce. Były niesamowicie gorące, co odebrała jako zdenerwowanie. Posłała mu uśmiech, który na pozór był wymuszony.
- Oh, gołąbeczki znowu razem? Jakie to słodkie! Aż obrzydliwe - Blaise Zabini przechodził akurat koło ich stolika i nie przeszedł by przecież bez żadnej aluzji.
- Spadaj, Zabini - mruknął do niego Thomas.
- Ohoho, grozisz mi? - Zaśmiał się szczerze i stanął przed nimi z rękoma w kieszeniach. Weasley wywróciła oczami i zabrała delikatnie swoje dłonie.
- Mogę zacząć.
- No dawaj, proszę - rozłożył ręce i uśmiechał się ironicznie.
- Koniec tego! - Warknęła dziewczyna i wstała zbierając swoje rzeczy - nie wtrącaj się w nie swoje sprawy Zabini - podeszła do niego na tyle blisko, że poraziła go, mała odległość między nimi - do piątku, Dean - zwróciła się w jego kierunku i skierowała do wyjścia z biblioteki. Gdy zniknęła im z oczu, Ślizgon obrzucił jedynie Gryfona lodowatym spojrzeniem i ruszył również do wyjścia. Musiał przyznać, że ta mała ruda wredota zaimponowała mu, swoim temperamentem. Gdy wyszedł na korytarz, nie zauważył już jej nigdzie, ale w jego głowie ciągle dudniły słowa 'do piątku, Dean'. To znaczy, że mieli się spotkać. Nie żeby zainteresował się nią, ale nie mógł zrozumieć, po cholere znowu chce do niego wrócić. Wywrócił oczami wzdychając i skierował się do lochów.
            Za to Ginny weszła do Pokoju Wspólnego, w którym spotkała Hermionę zawzięcie piszącą po pergaminie, przy stoliku, koło kominka. Usiadła na przeciwko niej i wyjęła ponownie swoje rzeczy. W milczeniu każda skończyła pisać swoją pracę domową.
- Ale mnie palce bolą - Ruda westchnęła masując prawą dłoń.
- Nie aż tak bardzo, musisz się przyzwyczajać - posłała jej uśmiech.
- Taa - mruknęła.
- Jak ci dzisiaj minął dzień? - Zapytała, na co Ginny pokiwała głową na boki.
- Tak, wiesz. Jako tako.
- To jak u mnie - stwierdziła i zaczęła pakować swoje rzeczy.
- Umówiłam się z Deanem - Granger zaprzestała wykonywać swoje czynności i spojrzała pytająco na przyjaciółkę.
- Tak jakoś wyszło, zagadał do mnie i się zgodziłam - wzruszyła ramionami.
- Na pewno tego chcesz? Przecież się z nim rozstałaś - odparła zdziwiona.
- No tak, ale przecież można spróbować jeszcze raz?
- Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki - odparła od razu, posyłając jej oko.
- Jasne, już to widzę - burknęła i razem ruszyły do dormitorium.
- Spotkaj się z nim, a później zobaczymy, co z tego wyniknie - odparła słusznie i obie opadły na miękki dywan w pokoju Granger.
- Ej, a co z tym puchonem? - Hermiona zmarszczyła brwi, gdy sobie o nim przypomniała i zerknęła na Rudą. Po chwili ciszy odparła:
- Jest przystojny, fajny, miły i inteligentny, ale...zobaczymy, co z Deanem. Jak nie wyjdzie, to zacznę działać w jego kierunku - posłała jej uśmiech.
~~~
            Joe przechadzał się po swoim dormitorium, gorączkowo myśląc, co odpisać na dręczący go list. Leżał u niego w szafce już trzy dni, a sowa, która go przysłała, codziennie przylatywała, co kilka godzin, żeby tylko odebrać odpowiedź. Denerwowała go cała ta sytuacja, a jeszcze bardziej to, że musiał tutaj siedzieć. Nic nie wskóra przez dobre kilka miesięcy, nie da rady. Więc, po, co cała ta szopka? Westchnął siadając na łóżku. Przejechał dłońmi po twarzy. Wyszedł ze swojego dormitorium i gdy przechodził przez Pokój Wspólny w celu wydostania się na korytarz, ktoś go zawołał.
- Ej, Lavard! - Malfoy siedział wygodnie na dużej skórzanej kanapie, a obok niego siedziała Astoria, opierając się o jego ramię. Na fotelu rozkładał się Zabini a na drugiej kanapie Pansy i Goyle. Wywrócił lekko oczami i odwrócił się w jego kierunku. Ujrzał dwie butelki Ognistej Whisky na stoliku i pełno szklanek.
- Tak? - Zapytał spokojnie.
- Chodź, napijesz się z nami - odparł uśmiechając się głupkowato. Joe z jednej strony i tak nie miał lepszego pomysłu na wieczór, więc dosiadł się do nich i po kilku minutach sączył już trunek z lodem.
- Powiedz, co cię do nas sprowadza? - Blaise spoglądał na niego mrużąc oczy.
- Nauka, co innego? - Odparł ostrożnie.
- Słyszałem, że jesteś z Durmstrangu - zapytał blondyn.
- A no tak.
- Czemu zmieniłeś szkołę?
- Problemy w nauce - wypił do końca to, co miał w szklance i uśmiechnął się diabolicznie - i nie tylko.
- To czeka nas długa rozmowa - Draco uśmiechnął się i nalał mu kolejnego drinka. Pomimo wielu prób wypytywania, co jednak skłoniło chłopaka do zmiany szkoły, on pozostawał nieugięty. Perfekcyjnie wymijał każde podchwytliwe pytanie, przez co reszta Ślizgonów, praktycznie przez dobre dwie godziny, nie dowiedziała się niczego. Joe za to świetnie się bawił, obserwując towarzyszy, którzy po skończeniu dwóch butelek, mamrotali już niewyraźnie pod nosem. W jego poprzedniej szkole, gdy zaczynali pić, kończyli nad ranem, a ilość trunków była trzykrotnie większa niż tutaj. Mają tutaj słabą głowę, przeleciało mu przez myśli.
~~~

            Nastała bardzo ciepła sobota. Na stadionie zaczęło zbierać się sporo uczniów, którzy mieli zamiar obserwować eliminacje do drużyny Hogwartu. Wiadomo było, że nie będzie to łatwa walka, ponieważ cały Hogwart posiadał bardzo dobrze wyszkolonych zawodników. Hermiona po kolejnym patrolu z Malfoyem myślała, że osiwieje. Tym razem nie rozdzielali się nigdzie, lecz sama nie wiedziała już wtedy, czy woli odkrywać nowe tajemne klasy, czy jednak słuchać jego gadania przez pół nocy. Non stop się sprzeczali, zaczepiał ją o wszystko, co tylko powiedziała, miała go serdecznie dosyć, a on się najwyraźniej świetnie bawił, dręcząc ją. Cokolwiek by nie powiedziała, miał na to odpowiedź. Z wielką ulgą położyła się w łóżku, po skończeniu patrolu, a na drugi dzień unikała go jak ognia. W piątek zaś, nie zdążyła nawet porozmawiać z Ginny przed jej spotkaniem i po spotkaniu z Deanem, ponieważ profesor McGonagall prosiła ją na rozmowę w sprawie tej tajemniczej klasy.
            Teraz siedziała razem z innymi Gryfonami na trybunach, kibicując dzisiaj swoim przyjaciołom. Obok niej siedziała Luna, a z drugiej strony Neville. Rozglądała się dokładnie po boisku i miała wrażenie, że zebrał się tutaj cały Hogwart. Wszyscy nauczyciele siedzieli po jej prawej stronie, a pani Hooch wkroczyła nagle na boisko. Zagwizdała mocno, a nastała totalna cisza, słychać było jedynie śpiew ptaków. Spojrzała po wszystkich i przyłożyła różdżkę do gardła.
- Witam wszystkich na eliminacjach do drużyny Quidditcha! - Jej głos rozległ się przeraźliwie głośno po całych błoniach.
- Zaczynamy od wyboru trzech ścigających! Walka odbywać się będzie po cztery osoby z każdego domu! Kafel zostanie zaczarowany, tak, że będzie go trzeba odebrać, niewidzialnej osobie i zdobyć jak najwięcej punktów do obręczy w ciągu pięciu minut! - Hermiona ujrzała jak na sam szczyt wlatuje ogromna kwadratowa tablica, na której były nazwy wszystkich domów z licznikiem punktowym. Po tym profesor Hooch wyjęła długi pergamin, na którym znajdowała się lista wszystkich zawodników. Wyczytała pierwszą czwórkę.
- Zapraszam do siebie Katie Bell, Zachariasza Smith, Rogera Davis, Roberta Urquhart! - Po tym z czterech wejść na boisko wyszli pojedynczy ściagjący z każdego z domów, w szatach o danych kolorach. Wszyscy wpatrywali się w nich z ciekawością. Hermiona kojarzyła jedynie z widzenia Davisa i Urquharta. Wiedziała dobrze, że Katie Bell jest bardzo dobra w te klocki, w końcu grała w Quidditcha od samego początku.
- Jak myślicie, kto wygra tę rundę? - Zapytała Luna. Neville wzruszył ramionami.
- Ja stawiam na Katie - odparła Hermiona.
- Ale Zachariasz też jest dobry - odparł Longbottom z wyraźnym przejęciem.
- Zaczynają! - Granger wskazała palcem i wszyscy obserwowali ich w milczeniu. Miotła z niewidzialnym ścigającym wzbiła się w powietrze razem z kaflem krążąc po całym boisku, a zawodnicy ruszyli w jego kierunku z zamiarem odebrania piłki. Liczyła się tutaj szybkość i spryt. Katie złapała go, jako pierwsza i poleciała wrzucać do obręczy. Pierwsze dziesięć punktów dla niej. Zawodnicy przepychali się, robili kręciołki, wszystko żeby tylko nabić jak najwięcej punktów. Podczas gdy Davis leciał z kaflem, Smith chciał go jemu odebrać, a po drugiej stronie znalazł się Urquhart, ścisnęli go na tyle mocno, że przy samej obręczy nie zdążył jej wyminąć i jego miotła zahaczyła o słupek, powodując tym samym jego upadek. Gdy czas się skończył, był remis pomiędzy Katie a Zachariaszem.
- Widzicie, mówiłem - mruknął Neville.
- Oj, da radę, na pewno jeszcze będą dogrywki - upierała się Miona.
- Demelza Robins! Erick Cadwallader! Robin Bradley! Xavier Vaisey! - Kolejno Gryfoni, Puchoni, Krukoni i Ślizgoni byli wywoływani na boisko, a starcia po między nimi wzrastały z każdą minutą. Tym razem odpadł Krukon i Puchon, zostały dwie minuty do końca i walczyli między sobą Xavier i Demelza. Granger razem z Luną i Nevillem krzyczeli głośno imię Robins, ale niestety wygrał tym razem Ślizgon, który zaczął wymachiwać pięścią w geście zwycięstwa.
- Ginewra Weasley! Gai Ayako! John Chambers! Cassius Warrington! - Kolejni zawodnicy wyszli na boisko. Granger zacisnęła mocno kciuki, patrząc na przyjaciółkę, która była jedyną dziewczyną w tym składzie. Obserwowała ją, jak świetnie sobie radziła i głośno jej dopingowała. W ostatniej minucie ich starcia, gdy leciała do obręczy, Ślizgon podleciał do niej i uderzył mocno w lewe ramię, a ona zsunęła się z miotły, trzymając ją teraz jedną ręką. Publiczność zamarła obserwując bieg wydarzeń. Hermiona wstała i złapała się barierki na trybunach z mocno bijącym sercem.
- Dawaj Ginny, dasz radę - mruczała z trzęsącą się brodą z nerwów. Ruda za to z wielkim wysiłkiem, próbowała wgramolić się z powrotem na miotłę, ale kafel, który zawzięcie trzymała utrudniał jej to zadanie. Widziała jak zbliża się do obręczy. Jej oczy rozszerzyły się maksymalnie i z wielkim trudem zamachnęła się i wrzuciła kafla do największej obręczy, po czym usłyszała gwizdek, że skończył się czas. Zsunęła się z miotły i upadła na piasek głośno dysząc.
- Udało jej się! Jest najlepsza! - Zapiszczała Hermiona skacząc i klaszcząc w dłonie.
- Jest mega! - Zawołała Luna i obie się przytuliły.
- Na prowadzenie wysunęli się... - profesor Hooch spojrzała na tabelę wyników, a potem na trybuny.
- Xavier Vaisey! Katie Bell oraz... Ginewra Weasley! - Tłum zaczął krzyczeć i klaskać z radości! Hermiona głośno wrzeszczała imię swojej przyjaciółki ciesząc sie jak nigdy dotąd. Razem w kółeczku z Nevillem i Luną skakali dumnie w kółko ciesząc się i śpiewając hymn Gryffindoru.
- A teraz! Nadszedł czas na wybór pałkarzy! - Hooch kolejny raz wyjęła swój długi pergamin i zaczęła mówić:
- Zadaniem dla zawodników będzie jak najlepsze chronienie swoich zawodników, podczas gdy tłuczki będą niezwykle złośliwe! Więc radzę uważać, to nie są przelewki - oznajmiła i na boisko weszły po trzy osoby z drużyn, każdego z domów, a profesor zaczęła wyczytywać nazwiska.
- Ritchie Coote, Maxine O'Flaherty, Duncan Inglebee oraz Vincent Crabbe! - Pałkarze ruszyli do akcji, kiedy reszta ludzi z ich drużyny spokojnie albo podawali do siebie kafla i rzucali w stronę obręczy, albo ścigali się nawzajem, żeby utrudniać zadanie pałkarzom a jednocześnie uciekać przed szalonymi tłuczkami.
- Boże to jest straszne, dzisiaj chyba wyjdą wszyscy połamani - stwierdziła Luna, a jej głos brzmiał tak spokojnie, że Hermiona aż uniosła brew.
- Faktycznie, ale jak pałkarze się spiszą... ou! - Wrzasnęła, gdy ujrzała jak jeden z zawodników Hufflepuffu spada uderzony przez tłuczka. Tym samym pałkarz z ich domu i reszta drużyny opuścili boisko. Po tym incydencie, jedynie Gryfoni lekko oberwali, ale gdy czas się skończył, tłuczki wróciły na miejsce, a profesor Hooch wywołała kolejnych obrońców.
- Jimmy Peakes! Daniel Shocktree! Jason Samuels! Gregory Goyle! - Tłum Ślizgonów zawrzał i rozpoczęły się kolejne zmagania między domami. Tym razem odpadła drużyna Ślizgonów, gdyż sam Goyle oberwał od tłuczka. Gdy czas się skończył, ostatecznie na punkty wygrał Puchon. Z niecierpliwieniem wszyscy czekali na ogłoszenie wyników, przez nauczycielkę latania, która konsultowała się z innymi nauczycielami. W końcu wyszła na środek boiska i zagrzmiała:
- Pałkarzami zostają: Daniel Shocktree oraz Duncan Inglebee! - Rozległy się wiwaty wśród Puchonów i Krukonów, a reszta wróciła do swoich szatni.
- Teraz będzie Ron! - Zagrzmiał Neville uśmiechając się do Seamusa, który przyszedł niedawno z Deanem.
- Ciekawe jak mu pójdzie, w zeszłym roku nieźle się spisał nawet - mruknęła Luna. Hermionie przeszedł nieprzyjemny dreszcz po plecach. Po mimo tego, że była pokłócona z rudzielcem, wiedziała jak bardzo zależy mu na uzyskaniu pozycji w drużynie Gryfonów. Harry non stop o tym gadał, twierdził, że Ronaldowi nie zamykała się buzia, odkąd dowiedział się, że są dzisiaj eliminacje. Hermiona miała nadzieję, że nie zjadł go stres i wyjdzie dzisiaj na boisko.
- Mamy już prawie cały skład drużyny! Teraz musimy wybrać obrońcę! To nie jest jakieś tam stanowisko. Jest bardzo ważne! Liczy się tutaj spryt i dokładność! Nie można spuścić oka z kafla! Bo to by przyniosło okropnie złe rezultaty! Po kolei wyczytam nazwiska obrońców, którzy będę bronili obręczy przed szukającymi z nowo wybranej drużyny! Nie ważcie się w jakikolwiek pomagać im, bo zostaniecie usunięci ze swojej pozycji! To nie są przelewki! Trzeba wybrać najlepszego - zagrzmiała do szukających, którzy wzbili się w powietrze i kiwnęli głowami. Rzuciła im kafla i wyczytała pierwsze nazwisko:
- Ronald Weasley! - Rudzielec wyszedł na boisko, blady jak ściana. Ręce mu się trzęsły i pociły ze zdenerwowania. Powoli wsiadł na miotłę i uniósł się lekko nad ziemią.
- Masz dziesięć rzutów! Jeżeli obronisz wszystkich, to masz szanse być w drużynie! Do dzieła! - Zagrzmiała, a on podleciał chwiejąc się do obręczy. Musiał bronić trzech, a już teraz czuł, jakby zaraz miał zwymiotować na myśl o tym.
- On nie da rady - powiedziała Hermiona zakrywając usta dłonią.
- Da, jest dobry. Pamiętasz jak pokonał McLaggena na szóstym roku?
- Ta, dzięki mnie - odparła, na co wszyscy zrobili zdumione oczy.
- Oh, cicho - mruknęła i przyglądała się uważnie jego poczynaniom. Szukający zaczęli latać po całym boisku podając sobie kafla i rzucać do obręczy. Pierwsze rzuty, Ronald obronił perfekcyjnie i przez to nabrał wiary w siebie. Zaczął tworzyć kółka i wywijasy, odbijać do góry nogami i głową. Hermionie się to nie podobało, miała złe przeczucie.
- Dwa ostatnie rzuty! - Zagrzmiała Hooch. Ginny właśnie leciała z kaflem, Granger widziała, że jest zdeterminowana i nie może pozwolić sobie na pomaganie bratu, po grozi jej dyskfalfikacja. Podała kafla Katie a potem tuż przed obręczą odebrała go od niej i wrzuciła pierwszego gola. Ron zbladł i kolejnego już nie obronił. Granger uderzyła pięścią w barierkę.
- Cholera! - Warknęła.
- Następni! Amedius Boxhart! - Ten obrońca, nie był za dobry. Obronił za ledwie dwa kafle, a resztę wpuścił, jakby bojąc się, że stanie mu się krzywda. Gdy zszedł z boiska, Hermiona miała wrażenie, że odetchnął z ulgą.
- Grant Page! - Krukon najwyraźniej był mocno zdeterminowany do walki, lecz po dwóch pierwszych gafach, które popełnił oddał walkę walkowerem i zszedł z boiska, wycierając łzy. Nie obeszło się bez śmiechów i wyzwisk.
- A temu, co? - Dean razem z Seamusem zaczęli się śmiać.
- Jesteście okropni! Zjadła go trema, też byście się stresowali, jakbyście byli na jego miejscu - skarciła ich Hermiona.
- Niee - odparli równo. Zmierzyła ich jedynie lodowatym spojrzeniem i oglądała zmagania Ślizgona, Milesa Bletchleya. Radził sobie zdumiewająco dobrze i ku nieszczęściu, nie obronił jedynie jednego rzutu, co skutkowało tym, że Ron nie dostał się do drużyny.
- Obrońcą zostaje jednogłośnie Miles Bletchley! - Hooch poklepała go po plecach a on ciesząc się zniknął w szatni, gdzie za pewne został mile powitany przez nową drużynę. Teraz nadszedł moment, na który chyba wszyscy czekali. Hermiona nerwowo stukała paznokciami drewniane siedzenie i przygryzała lekko wargę.
- Zadanie dla szukających, jest dziecinnie proste! - Zawołała - Muszą jedynie, znaleźć i złapać znicz! - Wyjęła złotą kulkę z kieszeni i wypuściła ją. Po chwili Hermiona już jej nie widziała. Zawsze zachodziła w głowie, jakim cudem udaje się Harremu ją złapać, to było przecież nie do zrealizowania.
- Harry Potter! Alan Summerby! Cho Chang! Dracon Malfoy! - Czwórka najlepszych szkolnych szukających wyszła na boisko i po chwili wzbili się w powietrze w poszukiwaniu znicza. Mijały kolejne minuty, a oni dalej krążyli.
- Jak tak dalej pójdzie, to będziemy tutaj siedzieć do jutra - westchnęła Luna spoglądając na zegarek.
- A która jest? - Zapytała Hermiona, tracąc kompletnie poczucie czasu.
- Po szesnastej - Granger wybałuszyła oczy ze zdumienia.
- To już długo tu siedzimy...
- Patrzcie, Harry zobaczył znicza! - Zawołał Neville. Hermiona szybko zarejestrowała go w zasięgu swojego wzroku i oglądała ich poczynania. Potter leciał z wysuniętą dłonią na równi z Malfoyem, a Cho i Alan lecieli tuż za nimi.
- Idą łeb w łeb!
- Dawaj Harry - mruczała patrząc na te wydarzenia. Lecieli wymijając zwinnie obręcze, wlatując pod trybuny, wznosząc się w górę i w dół. Granger, co chwilę przygryzała skórki, modląc się, żeby Potterowi się udało.
- O mój boże! - Zawołała, kiedy ujrzała jak Cho wpadła centralnie w słup od jednej z obręczy. Cała trójka poleciała dalej, a ona zsunęła się na ziemie, a zaraz koło niej znalazła się pani Pomfrey.
- Malfoy zaraz go złapie... - mruczał Seamus.
- Nie...
- Tak, zobacz. Jest bliżej.
- Harry dawaj...
- O nie!
- Co? Oh! - Wyrwało jej się, gdy ujrzała jak Potter i Malfoy koziołkują razem na środku boiska, po tym jak spadli z mioteł. Obydwoje leżeli teraz na środku, nie ruszając się, ani nie odzywając. Hermionie stanęło serce na chwile. Pędem ruszyła w ich kierunku i nie minęła minuta, a znalazła się koło pani Pomfrey i pani Hooch, które uważnie badały chłopców.
- Harry, Harry! - Zawołała i objęła jego twarz. Zdenerwowana zaczęła nim potrząsać, ale nic się nie działo. Spojrzała błagalnie na pielęgniarkę.
- Co teraz, co z nimi?
- Trzeba ich zabrać do skrzydła, panno Granger proszę się odsunąć - nakazała i wyczarowała nosze. Przelewitowała ich na nie i spokojnie zaczęła maszerować do wyjścia z boiska, kiedy pani Hooch podeszła do Wybrańca i wyjęła z jego dłoni złotą kulkę. Granger uśmiechnęła się szeroko i zaczęła klaskać.
- Moi drodzy, Harry Potter złapał znicz! Mamy nowego szukającego! - Gryfoni wrzeszczeli z zachwytu na cały głos, profesor McGonagall również nie ukrywała zadowolenia. Hermiona chciała iść z nimi do Skrzydła Szpitalnego, ale pani Hooch kazała jej wrócić na trybuny.
- A teraz chciałabym ogłosić skład rezerwowych! Ścigający to: Demelza Robins! Zachariasz Smith i Robin Bradley! Pałkarzami : Jimmy Peaks i Vincent Crabbe! Obrońcą: Ronald Weasley! Szukający : Dracon Malfoy! A więc mamy już skład rezerwowych oraz drużynę reprezentującą Hogwart! - Hooch uśmiechnęła się słysząc wiwaty i uśmiechy uczniów.
- Dziękuję, za obecność na dzisiejszych eliminacjach! A teraz wszyscy marsz do szkoły! - Powiedziała i tym samym tłumy uczniów zaczęły wylewać się z trybun. Hermiona nie czekając na nikogo starała się jak najszybciej dostać do zamku i do Skrzydła. Upadek Draco i Harrego wyglądał strasznie przerażająco. Cieszyła się bardzo, gdy ujrzała, że jej przyjaciel złapał znicz, ale ważniejsze było teraz jego zdrowie. Jak burza wleciała do szkolnego szpitala i zaczęła ze spokojem szukać wzrokiem Harrego. Ostatnie dwa łóżka były zakryte parawanami, podeszła tam szybko i na pierwszym ujrzała blondyna. Wzięła głęboki wdech i zakryła usta. Miał pełno rozcięć na twarzy i potargane włosy. Z przerażeniem patrzyła na krwawiący łuk brwiowy i spuchniętą wargę. Nie wiedziała, co nią kierowało, ale nie mogła oderwać od swojego największego wroga oczu. Była przerażona jego wyglądem.
- Panno Granger, proszę nie stać na środku, bo utrudnia mi pani pracę - Pomfrey skarciła ją i podeszła do blondyna smarując mu rany maścią. Hermiona przeprosiła skinieniem głowy i podeszła do łóżka Harrego. Miał otwarte oczy i gdy ją zobaczył uśmiechnął się lekko.
- Harry!
- Cześć - odpowiedział słabo.
- Boże jak się przestraszyłam, ty wariacie! - Zawołała i przytuliła go mocno, prawie go dusząc.
- Kto jest w końcu szukającym? - Zapytał szybko.
- Ty. Malfoy jest rezerwowym - Harremu pomimo uśmiechu zrzedła lekko mina. Granger spojrzała na niego zaciekawiona.
- Co jest?
- Nie nic...
- No mów.
- Bo widzisz... To Malfoy prawie go złapał. Był lepszy czułem to, gdyby nie szukający Puchonów, to on by wygrał ten pojedynek. Dzieliły go milimetry, ale Summerby podleciał i uderzył go w ramię. Wleciał we mnie, ale mi się udało w tym momencie złapać znicz, później nie pamiętam, co się działo. Uderzyliśmy w belkę?
- Tak, ale koziołkowaliście przez pół boiska!
- To nieźle - zaśmiał się lekko.
- Panno Granger, no na Merlina! - pielęgniarka kolejny raz skarciła dziewczynę.
- Pan Potter wygląda o niebo lepiej od pana Malfoya, proszę przyjść jutro do niego.
- To nie wyjdę dzisiaj? - Zapytał zdziwiony.
- Kości same się nie pozrastają, musi pan tu leżeć - odparła swoim wysokim głosem.
- Wpadnę jutro - posłała mu buziaka i ruszyła do wyjścia

15 komentarzy:

  1. Ciekawi mnie czy Harry powtórzy jeszcze koóś te słowa, które usłyszała Hermiona. Ale może..
    Czekam na kolejny rozdział! :3

    OdpowiedzUsuń
  2. aaa, okażę się w następnych rozdziałach! :)
    zapraszam! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaki świetny rozdział :D nie mogę się doczekać następnego :D Pisz, pisz kolejny!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej po raz pierwszy jestem na Twoim blogu i nie żałuje. Twoje opowiadanie mnie wciągnęło na pewno będę stałym gościem. Czyżby się szykował parring Ginny i Diabełek ja bym nie miała nic przeciwko uwielbiam tą parę. Pozdrawiam. Karola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nic nie zdradzę, ale wiem, że ta para nie będzie nudna-oby :D

      Usuń
  5. ROZDZIAŁ TRZECI ▬ DODANY!
    Zapraszam na http://jednoczesniedwieosoby.blogspot.com/
    Pozdrawiam, Claudia.

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział, przeczytałam wszystko za jednym zamachem. Pisz kolejny i to szybko!!! ;D Ikaa <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem na tym blogu po raz pierwszy i jestem zachwycona. Twoje opowiadanie jest fantastyczne. Maja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję bardzo, zapraszam do dalszego obserwowania! :*

      Usuń
  8. Ooo! Harry szukającym! Obstawiałam raczej Dracona, ale w końcu przed zawodami Wybrańcowi "coś" się może stać ;D
    em.

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak dawno skomentowałaś moje opowiadanie, a ja dopiero teraz znalazłam czas by zapoznać się z Twoim...Wybacz. Żałuję, że nie zrobiłam tego wcześniej, bo historia jest niesamowita! Jest bardzo dużo oryginalnych wątków, a to duży plus. Babcia Charlotte, uratowanie Hermiony przez Malfoy'a, tajemnicza sala z lustrem, tajemniczy Joe, turniej Quidditcha - cudo, normalnie cudo :) I masz jeszcze taki fajny, lekki styl pisania. Ogólnie nie mam się do czego przyczepić, wszystko jest w jak najlepszym porządku.
    Za resztę rozdziałów zabiorę się jutro, bo teraz niestety już mi się oczy zamykają...
    Na koniec mogę powiedzieć, że bardzo gratuluję pomysłu, no i talentu. Szkoda, że ja tak nie potrafię
    Pozdrawiam!

    http://huragan-uczuc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń