"wielu, którzy wydają się przyjaciółmi, nie są nimi, a znów wielu, którzy się nie wydają, są nimi"
od autorki: rozdział trochę opisowy, niemniej jednak mam nadzieję, że Was kochani nie zniechęci! :)
~~~
Kolejne
dni przynosiły na zmianę ciepłą i zimną pogodę. Na lekcjach nauczyciele coraz
bardziej zaostrzali wymagania, dotyczące prac domowych. Przez, co uczniowie
praktycznie nie mieli wolnego czasu, topiąc się w wypracowaniach, lub spędzając
godziny na przygotowanie prezentacji, które wymyśliła sobie profesor
transmutacji. Jednak pomimo tego natłoku nauki, który towarzyszył im przez
ostatnie cztery dni, nie obeszło się również od żywych rozmów na temat
przyjazdu drużyn z innych szkół. Dni leciały, a piątek zbliżał się, co raz
szybciej. Po szkole rozniosły się wieści o libacji, którą urządziła sobie
Prefekt Naczelna Gryffindoru wraz ze Ślizgonem. Plotki powstawały w zabójczym
tempie, jeszcze szybciej niż o pojedynku z Pansy. Hermiona na drugi dzień
paliła się ze wstydu, wytykana palcami. Była razem z Zabinim głównym tematem
rozmów i szeptów w Hogwarcie, a za to on, szkolny przystojniak jedynie
uśmiechał się najszerzej jak mógł, gdy tylko ją widział i nic nie robił sobie z
tego, że ludzie o nim gadają. Zwyczajnie był do tego przyzwyczajony. On tak,
ale nie Hermiona. Nie dosyć, że upiła się ze Ślizgonem, z którym poniekąd
zakopała topór wojenny, ale nie podobało się to ani Gryfonom, ani uczniom z
domu Salazara. Każdy patrzał na to wszystko z wielkim szokiem i skrzywieniem.
Gryfoni pojednani ze Ślizgonami? Nie, to nie może być prawda. Nie uszło uwadze
też nikomu, że to Granger pierwsza zaproponowała wypicie, za taki przełom. To
ją jeszcze bardziej pogrążało. Ginny męczyła ją wiecznymi pytaniami, co robili,
gdzie, o czym rozmawiali, a poza tym ona nie była jej dłużna. Chciała
wszystkiego się dowiedzieć o tajemniczym pocałunku Zabiniego, który miał
miejsce podczas jednego z wieczorów, gdy patrolowała korytarze. Malfoy za to
był chyba jednak najgorszy ze wszystkich, oprócz Rona, rzecz jasna. Blondyn na
każdym nocnym spotkaniu śmiał się z Gryfonki, wypominał jej czkawkę, jak
wyglądała, co gadała, że ma słabą głowę, a ona nawet nie mogła mu się odgryźć.
Takie sprzeczki w zasadzie męczyły ją okropnie, ale nie było w nich tyle jadu,
co zazwyczaj. Czuła, że coś się zmieniło o tego momentu, w którym pogodziła się
z Zabinim i spotkania nad jeziorem. Sama nie wiedziała jak ma to określić, ale
Malfoy przestał być jakby taki...zarozumiały?
Nie zaprzątała sobie tym głowy, od kłótni z Ronaldem, która odbyła się na drugi dzień, zaraz po jej libacji.
- Najpierw bronisz, a teraz swatasz się z wrogiem, tak? - Warknął do niej, gdy tylko zeszła na dół, chcąc iść na śniadanie. Bolała ją głowa, była rozkojarzona, a w dodatku nie do końca pamiętała, co się wczoraj działo. Atak jej byłego chłopaka z samego rana, był czymś, czego najmniej się spodziewała i oczekiwała.
- O, co ci chodzi, Ronald? - Wysyczała widząc, jak większość osób zaczyna zerkać w ich stronę. On stał jedynie z zaciśniętymi rękoma i starał się nie wybuchnąć gniewem.
- Jak to, o co? O twoją pijaninę wczoraj - wycedził czerwieniąc się przy tym aż po same uszy. Hermiona ze złością spojrzała na rudzielca.
- To moja sprawa, co robię i z kim - odwarknęła.
- Rób, ale nie przynoś wstydu całemu domowi! - Prawie, że krzyknął zwracając uwagę na siebie, prawie wszystkich w pokoju wspólnym, łącznie z Harrym i Ginny, którzy niedawno do niego weszli.
- Ja przynoszę wstyd?! Jak śmiesz tak mówić! - Krzyknęła zdenerwowana w jego kierunku - robię, co tylko mogę, żeby Gryffindor miał najwięcej punktów, w przeciwieństwie do ciebie! - Żachnęła się i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
- Nikomu nie podoba się to, że zaczęłaś się zadawać z Zabinim!
- Zazdrosny jesteś, czy co?!
- A nawet, jeśli to nawet pewnie cię by to nie zainteresowało! - Wytknął jej.
- Słucham?! To ty się mną kompletnie nie interesowałeś! Ty mnie zostawiłeś, już zapomniałeś?! Jesteś żałosny, Ronaldzie - odparła, starając się opanować swój gniew, ale czuła, że zaczyna się trząść z nerwów.
- Bo upokorzyłaś mnie na oczach całego Ministerstwa!
- Myślałam, że może coś zrozumiałeś przez te dwa tygodnie! - Zawołała - ale w tej twojej pustej głowie, nigdy nie będzie kapki oleju! - Wrzasnęła już kompletnie wytrącona z równowagi i wybiegła z pokoju wspólnego. Miała oczy pełne łez, słyszała za sobą jedynie krzyki Ginny, ale nie zwolniła tempa ani trochę. Wręcz przeciwnie, gnała ile sił w nogach, chciała pójść nad jezioro, chciała zapomnieć o tym wszystkim, poukładać sobie. Gdy zbiegała po zielonej trawie, a słone łzy spływały po jej policzkach, jakby z kranu, wpadła na coś okropnie twardego i z hukiem upadła na ziemię. Czując obity tyłek, schowała twarz w dłonie i nawet nie chciała wiedzieć, kto to był. Była bezsilna, słowa Rona kolejny raz zraniły ją tak mocno, że nie wiedziała, czy ta przyjaźń ma jeszcze jakiś sens. Łkała cicho, wypuszczając kolejne łzy z oczu i pociągając głośno nosem. Nagle usłyszała nad swoją głową:
- Granger nie becz no - dobrze znała ten głos, tego okropnego gada, który go posiadał. Nie miała ochoty na kolejne obelgi, kierowane w jej stronę, dlatego wstała szybko, otrzepując tyłek od piasku i pędem ruszyła w stronę jeziora. Ku jej niezadowoleniu usłyszała trucht za sobą i chwilę później blondyn kroczył z nią ramie w ramię, bez słowa. Miała nadzieję, że gdy przyspieszy, to się od niej odwali, ale nic z tych rzeczy nie nastało. Zdenerwowana aż po same cebulki włosów, stanęła nagle i odwróciła do niego swoje duże, napuchnięte od płaczu i zaczerwienione oczy. Gdy w nie spojrzał, poczuł jakby ktoś oblał go zimną wodą. Dawno nie widział już tyle bólu, wściekłości i żalu w jednym spojrzeniu. A zwłaszcza tym spojrzeniu.
- Słuchaj, Malfoy! Nie mam ochoty na ciebie patrzeć, słuchać, przebywać w twoim towarzystwie! Jesteś ostatnią osobą, której w tej chwili potrzebuje, zabierasz mi tylko powietrze! Spieprzaj! - Wrzasnęła i chciała pójść dalej, ale poczuła jego zimną dłoń na swoim ramieniu. Miała na sobie za duży t-shirt z obrazkiem Californii, który opadał z jednego ramienia. Nie wzięła żadnego swetra, ani bluzy, a dzisiaj był wyjątkowo zimny poranek. Miała gęsią skórkę i trzęsła się lekko, ale nie była w stanie określić, czy było to z nerwów czy z zimna. Niemniej jednak patrzała na blondyna wściekłym wzrokiem, że znowu próbuje zakłócić jej fale rozpaczy. On bez żadnego wyrazu twarzy, bez żadnej emocji w jego stalowych tęczówkach przyciągnął do siebie dziewczynę, którą uważał za odwiecznego wroga, szlamę i przytulił w żelaznym uścisku. Granger na początku chciała się wyrwać, ale wiedząc, że nie z nim siły, zwyczajnie stała a łzy bezsilności płynęły po bladych policzkach. Czuła się niewiarygodnie przyjemnie. Jego silne ramiona, trzymały ją zarazem mocno i delikatnie, czuła ciepło bijące od niego, co wydawało jej się czymś niedorzecznym. Gdy wtulała głowę w jego tors słyszała ciche bicie serca. Przez jej głowę przeleciało mnóstwo myśli, co robi, co się dzieje, ale nie była wstanie na żadną odpowiedzieć. Dłonie, które opierała na jego klatce piersiowej, ogrzewały się przy jego uścisku. Stali tak przez chwilę, kompletnie nie myśląc o tym, że przytulają wroga, szlamę, cynicznego dupka. Pozwolili się zatracić w tym momencie. To było niesamowite kilka minut dla obojga. Gdy w końcu Draco puścił brązowowłosą, spojrzała na niego niepewnie i odwróciła się na pięcie, aby się przejść wokoło jeziora.
- Granger, zaczekaj - powiedział jeszcze raz. Ona przystanęła, ale nie odwróciła się. Po chwili poczuła na sobie ciepłą i niebiańsko pachnącą bluzę arystokraty. Przez chwile jego dłonie spoczywały na jej barkach, a ona miała zamknięte oczy. Gdy w końcu się odwróciła, żeby powiedzieć mu złośliwy tekst i oddać mu bluzę, nigdzie go nie widziała. Odeszła kawałek dalej i włożyła ręce w za duże o kilka rozmiarów rękawy, które musiała lekko podwinąć i ruszyła na spacer. Przysiadła na swojej ulubionej gałęzi, która złamana opadała na taflę jeziora. To było jej ulubione miejsce nad wodą, którego nie pokazała nikomu. Mogła spokojnie przemyśleć to, co się stało. Przytulała się, a raczej była przytulana przez fretkę. Przez znienawidzonego do szpiku kości Ślizgona. Ten, który upokarzał ją przez wiele lat, zadał tyle bólu teraz, jako jedyny, a zarazem ostatni, po którym by się tego spodziewała, okazał jej trochę troski. Dał jej swoją bluzę. Cały czas do jej nozdrzy docierał wspaniały zapach jego męskich perfum. Miała wrażenie, jakby pryskał się afrodyzjakiem, nie mogła opanować swoich myśli, gdy tak wdychała ten aromat. A on? Czuła się przy nim dziwnie bezpiecznie, zupełnie inaczej, gdy stoi obok, a zupełnie inaczej, gdy jest w jego ramionach. Już drugi raz przez dłuższą chwilę ją dotykał... Ale przecież to niedorzeczne! Starała się, powrócić swoje myśli na racjonalny tok myślenia, ale ani razu jej się to nie udało. Wiedziała, co przed chwilą zrobiła, tłumaczyła sobie zawzięcie, że to tylko chwila słabości, że nie będzie sobie z tego nic robiła, że on również będzie udawał jakby tego nie było. I tak się stało. Kolejny tydzień zleciał, a oni ani o tym nie rozmawiali, ani nie doszło między nimi do podobnych sytuacji. Z jednej strony Hermiona była tym faktem uradowana, gdyż czuła na sobie dziwną skazę, po tym incydencie, ale z drugiej strony, miała wrażenie, jakby coś się nad nimi unosiło. Nie miała czasu też o tym rozmyślać, gdyż natłok prac domowych, dawał się we znaki, a czwartek był męczarnią.
Hermiona właśnie wracała z biblioteki. Była zmęczona, zaspana i rozdrażniona. Dochodziła właśnie godzina dwudziesta trzecia, a ona dopiero, co skończyła pisać wszystkie prace domowe i przygotowywać prezentację na transmutację. Ślęczyła nad książkami przez całe cztery dni, do mniej więcej pierwszej w nocy. Potrzebowała odrobiny snu, dlatego była uradowana, że nie miała dzisiaj żadnego patrolu, a jutro, jako Prefekt Naczelny została zwolniona ze wszystkich zajęć, które w zasadzie i tak były skrócone, ponieważ o godzinie osiemnastej przyjadą cztery szkoły, a oni musieli wszystko przygotować. Nie miała dzisiaj już do tego głowy, dlatego szybkim tempem znalazła się w Pokoju Wspólnym i po chwili we własnym dormitorium. Odłożyła torbę ze wszystkimi pracami domowymi na biurko, poczym je wyjęła, aby się nie pogniotły. Gdy zdjęła z siebie mundurek szkolny i nałożyła szlafroczek, zaczęła zbierać rzeczy potrzebne do kąpieli w Łazience Prefektów. Gdy znalazła swój strój, poszła się w niego przebrać w łazience i ubrała krótkie spodenki, bluzkę na ramiączkach i bluzę Malfoya. Co prawda bała się ją nosić, ale nie mogła się oprzeć, temu pięknemu zapachowi, a miała dzisiaj ochotę, na bardzo przyjemną kąpiel, więc ten zapach był nieodłączną częścią tego wieczoru. Gdy miała już wszystko w rękach, wyszła z pokoju wspólnego i skierowała się do łazienki. Wypowiedziała hasło i weszła do środka. Jednym machnięciem różdżki odkręciła wszystkie kurki, a pomieszczenie wypełnił bardzo przyjemny aromat w mieszance z perfumami Draco, miała wrażenie, że mogłaby tutaj odlecieć. Odłożyła wszystkie rzeczy na miejsce i rozebrała się ze swojego kusego i tak ubioru. Gdy cały basen napełnił się wodą i pianą, podeszła do kamiennych schodów i powoli zaczęła się zanurzać w przyjemnej wodzie. Gdy weszła do kolan, a schodki się skończyły, zrobiła pozycję jak do skoku na główkę i zanurzyła się cała. Płynęła kilka metrów pod wodą czując jak wszystkie nerwy, całe zmęczenie i natłok myśli zostaje tam pod wodą, daleko za nią. Wynurzyła się z tafli i wygładziła proste jak druty teraz włosy. Jej czarny strój kąpielowy, składał się ze stanika z białą kuleczką przy złączeniu miseczek i z majtek z takimi samymi kulkami na biodrach. Podpłynęła do jednego z murków i oparła się o niego, opierając głowę o kamienny zagłówek. Nagle fala gorąca i szybkie bicie serca ogarnęła jej ciało. Z piskiem zamachnęła nogą z wielkim trudem pod wodą, gdy poczuła, że coś ją złapało. Nic nie widziała przez pianę, dlatego powoli zaczęła odsuwać się w prawą stronę. Chwilę później tuż przed nią wypłynął Draco. W pierwszym momencie chciała zacząć wrzeszczeć na niego, ale jakaś część jej umysłu uniemożliwiła jej to. Nie mogła wypowiedzieć żadnego słowa, gdy go zobaczyła. Mokre niesforne kosmyki włosów opadały na czoło, stalowo niebieskie oczy, posiadały teraz ciemniejszą niż zwykle obramówkę w postaci rzęs. Pięknie wyrzeźbione ciało, po którym delikatnie spływały krople wody. Czuła się nieswojo w jego towarzystwie, ale nie mogła oderwać od niego wzroku.
Draco również, gdy tylko ją zobaczył, zamurowało go. Już w wejściu, gdy widział gdyż ów dziewczyna pływa w basenie, miał wrażenie jakby widział nimfę, albo willę. Miała idealne ciało. Idealne dla niego, nie mógł się na nią teraz napatrzeć. Pochłaniał wzrokiem każdą część jej ciała, nie krępował się tym, ponieważ widział, jak ona patrzy na niego. Po chwili jednak przerwał tą napiętą ciszę i uśmiechnął się po Ślizgońsku.
- Witam Granger - te zjadliwie powiedziane słowa, przeszyły Hermionę tak, że powróciła na ziemię.
- Malfoy! Jak śmiesz włazić tutaj, gdy ja tu jestem?! - Żachnęła się i przygarnęła do siebie dużą ilość piany. On widząc to zachichotał pod nosem.
- Na początku nie wiedziałem, że to ty, a łazienka jest ogólnodostępna - wzruszył ramionami - a, co? Wstydzisz się? - Poruszył brwiami do góry i w dół, na, co ona prychnęła ze złością.
- Zboczeniec!
- Oj, nie przesadzaj - odparł z udawaną wściekłością.
- Dobra, dzięki za zepsucie wieczoru - mruknęła w jego stronę i zaczęła płynąć w kierunku wyjścia z basenu.
- Nie ma, za, co Granger! - Krzyknął za nią, nie odrywając oczu od jej ciała. Gdy się wynurzała, miał wrażenie, że niedługo wybuchnie jak tykająca bomba, zwłaszcza jak zobaczył jej śliczny tyłek, którym jakby na złość kręciła w lewo i prawo.
- Palant - warknęła i po chwili wycierała się ręcznikiem. Wysuszyła kostium różdżką i zaczęła ubierać rzeczy. Gdy nałożyła bluzę, Draco uniósł wysoko brwi ze zdziwienia.
- Nosisz ją? - Zapytał zupełnie normalnie, a ona stanęła jakby jej nogi wrosły w ziemię. Kompletnie zapomniała, że ma jego bluzę, ale się teraz wkopała.
- Nie.
- Granger, ty głupia dziewucho, ślepy nie jestem - zaśmiał się. Ona poczerwieniała ze wstydu.
- Najwyraźniej wzięłam nie tą, co trzeba - wymyśliła na poczekaniu i migiem ruszyła do drzwi.
- Ta jasne! - Usłyszała jeszcze i trzasnęła drzwiami. Była dla niego stanowczo za dobra, stanowczo! Wstrętny karaluch, dlaczego on jest zawsze tam gdzie ona? Śledził ją, czy co?
Nie wiedziała, dlaczego nie dała mu popalić. Wcale nie jest przystojny! Jest Ślizgonem! Zła na siebie władowała się do pokoju i szybko przebrała w piżamę. Była na niego wręcz wściekła, albo może na siebie. Dała się mu podejść i wyszła na tym jak zabłocki na mydle. Z jękiem przekręcała się w łóżku, ale w końcu zasnęła. Przecież o godzinie siódmej miała być już na nogach.
Draco siedząc w wodzie, dalej miał przed oczami jej mokre włosy, które w postaci prostych kosmyków prezentowały się całkiem nieźle, duże brązowe włosy, oraz twarz, która nie posiadała ani grama makijażu, a była taka piękna. Musiał przyznać, że Granger była piękna, naturalnie piękna. A jej ciało, powaliło go na kolana. Nie mógł przestać o niej myśleć, od czasu spotkania w clubie, cały czas ma ją w głowie. Próbował się jej pozbyć, poniżając ją, śmiejąc się, utwierdzając się w myśli, że jest nic nie wartą szlamą. Ale nie mógł też wyrzuć tej natrętnej myśli, że oszukuje sam siebie. Ona w życiu by go nie chciała, a on nie mógłby się zniżyć do takiego poziomu, chociaż biorąc pod uwagę Zabiniego... Jego zachowanie na prawdę go zdziwiło. Najpierw pocałunek z rudą zdrajczynią krwi, a później pojednanie z Granger? Musi z nim pogadać, dzisiaj, koniecznie.
Nie zaprzątała sobie tym głowy, od kłótni z Ronaldem, która odbyła się na drugi dzień, zaraz po jej libacji.
- Najpierw bronisz, a teraz swatasz się z wrogiem, tak? - Warknął do niej, gdy tylko zeszła na dół, chcąc iść na śniadanie. Bolała ją głowa, była rozkojarzona, a w dodatku nie do końca pamiętała, co się wczoraj działo. Atak jej byłego chłopaka z samego rana, był czymś, czego najmniej się spodziewała i oczekiwała.
- O, co ci chodzi, Ronald? - Wysyczała widząc, jak większość osób zaczyna zerkać w ich stronę. On stał jedynie z zaciśniętymi rękoma i starał się nie wybuchnąć gniewem.
- Jak to, o co? O twoją pijaninę wczoraj - wycedził czerwieniąc się przy tym aż po same uszy. Hermiona ze złością spojrzała na rudzielca.
- To moja sprawa, co robię i z kim - odwarknęła.
- Rób, ale nie przynoś wstydu całemu domowi! - Prawie, że krzyknął zwracając uwagę na siebie, prawie wszystkich w pokoju wspólnym, łącznie z Harrym i Ginny, którzy niedawno do niego weszli.
- Ja przynoszę wstyd?! Jak śmiesz tak mówić! - Krzyknęła zdenerwowana w jego kierunku - robię, co tylko mogę, żeby Gryffindor miał najwięcej punktów, w przeciwieństwie do ciebie! - Żachnęła się i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
- Nikomu nie podoba się to, że zaczęłaś się zadawać z Zabinim!
- Zazdrosny jesteś, czy co?!
- A nawet, jeśli to nawet pewnie cię by to nie zainteresowało! - Wytknął jej.
- Słucham?! To ty się mną kompletnie nie interesowałeś! Ty mnie zostawiłeś, już zapomniałeś?! Jesteś żałosny, Ronaldzie - odparła, starając się opanować swój gniew, ale czuła, że zaczyna się trząść z nerwów.
- Bo upokorzyłaś mnie na oczach całego Ministerstwa!
- Myślałam, że może coś zrozumiałeś przez te dwa tygodnie! - Zawołała - ale w tej twojej pustej głowie, nigdy nie będzie kapki oleju! - Wrzasnęła już kompletnie wytrącona z równowagi i wybiegła z pokoju wspólnego. Miała oczy pełne łez, słyszała za sobą jedynie krzyki Ginny, ale nie zwolniła tempa ani trochę. Wręcz przeciwnie, gnała ile sił w nogach, chciała pójść nad jezioro, chciała zapomnieć o tym wszystkim, poukładać sobie. Gdy zbiegała po zielonej trawie, a słone łzy spływały po jej policzkach, jakby z kranu, wpadła na coś okropnie twardego i z hukiem upadła na ziemię. Czując obity tyłek, schowała twarz w dłonie i nawet nie chciała wiedzieć, kto to był. Była bezsilna, słowa Rona kolejny raz zraniły ją tak mocno, że nie wiedziała, czy ta przyjaźń ma jeszcze jakiś sens. Łkała cicho, wypuszczając kolejne łzy z oczu i pociągając głośno nosem. Nagle usłyszała nad swoją głową:
- Granger nie becz no - dobrze znała ten głos, tego okropnego gada, który go posiadał. Nie miała ochoty na kolejne obelgi, kierowane w jej stronę, dlatego wstała szybko, otrzepując tyłek od piasku i pędem ruszyła w stronę jeziora. Ku jej niezadowoleniu usłyszała trucht za sobą i chwilę później blondyn kroczył z nią ramie w ramię, bez słowa. Miała nadzieję, że gdy przyspieszy, to się od niej odwali, ale nic z tych rzeczy nie nastało. Zdenerwowana aż po same cebulki włosów, stanęła nagle i odwróciła do niego swoje duże, napuchnięte od płaczu i zaczerwienione oczy. Gdy w nie spojrzał, poczuł jakby ktoś oblał go zimną wodą. Dawno nie widział już tyle bólu, wściekłości i żalu w jednym spojrzeniu. A zwłaszcza tym spojrzeniu.
- Słuchaj, Malfoy! Nie mam ochoty na ciebie patrzeć, słuchać, przebywać w twoim towarzystwie! Jesteś ostatnią osobą, której w tej chwili potrzebuje, zabierasz mi tylko powietrze! Spieprzaj! - Wrzasnęła i chciała pójść dalej, ale poczuła jego zimną dłoń na swoim ramieniu. Miała na sobie za duży t-shirt z obrazkiem Californii, który opadał z jednego ramienia. Nie wzięła żadnego swetra, ani bluzy, a dzisiaj był wyjątkowo zimny poranek. Miała gęsią skórkę i trzęsła się lekko, ale nie była w stanie określić, czy było to z nerwów czy z zimna. Niemniej jednak patrzała na blondyna wściekłym wzrokiem, że znowu próbuje zakłócić jej fale rozpaczy. On bez żadnego wyrazu twarzy, bez żadnej emocji w jego stalowych tęczówkach przyciągnął do siebie dziewczynę, którą uważał za odwiecznego wroga, szlamę i przytulił w żelaznym uścisku. Granger na początku chciała się wyrwać, ale wiedząc, że nie z nim siły, zwyczajnie stała a łzy bezsilności płynęły po bladych policzkach. Czuła się niewiarygodnie przyjemnie. Jego silne ramiona, trzymały ją zarazem mocno i delikatnie, czuła ciepło bijące od niego, co wydawało jej się czymś niedorzecznym. Gdy wtulała głowę w jego tors słyszała ciche bicie serca. Przez jej głowę przeleciało mnóstwo myśli, co robi, co się dzieje, ale nie była wstanie na żadną odpowiedzieć. Dłonie, które opierała na jego klatce piersiowej, ogrzewały się przy jego uścisku. Stali tak przez chwilę, kompletnie nie myśląc o tym, że przytulają wroga, szlamę, cynicznego dupka. Pozwolili się zatracić w tym momencie. To było niesamowite kilka minut dla obojga. Gdy w końcu Draco puścił brązowowłosą, spojrzała na niego niepewnie i odwróciła się na pięcie, aby się przejść wokoło jeziora.
- Granger, zaczekaj - powiedział jeszcze raz. Ona przystanęła, ale nie odwróciła się. Po chwili poczuła na sobie ciepłą i niebiańsko pachnącą bluzę arystokraty. Przez chwile jego dłonie spoczywały na jej barkach, a ona miała zamknięte oczy. Gdy w końcu się odwróciła, żeby powiedzieć mu złośliwy tekst i oddać mu bluzę, nigdzie go nie widziała. Odeszła kawałek dalej i włożyła ręce w za duże o kilka rozmiarów rękawy, które musiała lekko podwinąć i ruszyła na spacer. Przysiadła na swojej ulubionej gałęzi, która złamana opadała na taflę jeziora. To było jej ulubione miejsce nad wodą, którego nie pokazała nikomu. Mogła spokojnie przemyśleć to, co się stało. Przytulała się, a raczej była przytulana przez fretkę. Przez znienawidzonego do szpiku kości Ślizgona. Ten, który upokarzał ją przez wiele lat, zadał tyle bólu teraz, jako jedyny, a zarazem ostatni, po którym by się tego spodziewała, okazał jej trochę troski. Dał jej swoją bluzę. Cały czas do jej nozdrzy docierał wspaniały zapach jego męskich perfum. Miała wrażenie, jakby pryskał się afrodyzjakiem, nie mogła opanować swoich myśli, gdy tak wdychała ten aromat. A on? Czuła się przy nim dziwnie bezpiecznie, zupełnie inaczej, gdy stoi obok, a zupełnie inaczej, gdy jest w jego ramionach. Już drugi raz przez dłuższą chwilę ją dotykał... Ale przecież to niedorzeczne! Starała się, powrócić swoje myśli na racjonalny tok myślenia, ale ani razu jej się to nie udało. Wiedziała, co przed chwilą zrobiła, tłumaczyła sobie zawzięcie, że to tylko chwila słabości, że nie będzie sobie z tego nic robiła, że on również będzie udawał jakby tego nie było. I tak się stało. Kolejny tydzień zleciał, a oni ani o tym nie rozmawiali, ani nie doszło między nimi do podobnych sytuacji. Z jednej strony Hermiona była tym faktem uradowana, gdyż czuła na sobie dziwną skazę, po tym incydencie, ale z drugiej strony, miała wrażenie, jakby coś się nad nimi unosiło. Nie miała czasu też o tym rozmyślać, gdyż natłok prac domowych, dawał się we znaki, a czwartek był męczarnią.
Hermiona właśnie wracała z biblioteki. Była zmęczona, zaspana i rozdrażniona. Dochodziła właśnie godzina dwudziesta trzecia, a ona dopiero, co skończyła pisać wszystkie prace domowe i przygotowywać prezentację na transmutację. Ślęczyła nad książkami przez całe cztery dni, do mniej więcej pierwszej w nocy. Potrzebowała odrobiny snu, dlatego była uradowana, że nie miała dzisiaj żadnego patrolu, a jutro, jako Prefekt Naczelny została zwolniona ze wszystkich zajęć, które w zasadzie i tak były skrócone, ponieważ o godzinie osiemnastej przyjadą cztery szkoły, a oni musieli wszystko przygotować. Nie miała dzisiaj już do tego głowy, dlatego szybkim tempem znalazła się w Pokoju Wspólnym i po chwili we własnym dormitorium. Odłożyła torbę ze wszystkimi pracami domowymi na biurko, poczym je wyjęła, aby się nie pogniotły. Gdy zdjęła z siebie mundurek szkolny i nałożyła szlafroczek, zaczęła zbierać rzeczy potrzebne do kąpieli w Łazience Prefektów. Gdy znalazła swój strój, poszła się w niego przebrać w łazience i ubrała krótkie spodenki, bluzkę na ramiączkach i bluzę Malfoya. Co prawda bała się ją nosić, ale nie mogła się oprzeć, temu pięknemu zapachowi, a miała dzisiaj ochotę, na bardzo przyjemną kąpiel, więc ten zapach był nieodłączną częścią tego wieczoru. Gdy miała już wszystko w rękach, wyszła z pokoju wspólnego i skierowała się do łazienki. Wypowiedziała hasło i weszła do środka. Jednym machnięciem różdżki odkręciła wszystkie kurki, a pomieszczenie wypełnił bardzo przyjemny aromat w mieszance z perfumami Draco, miała wrażenie, że mogłaby tutaj odlecieć. Odłożyła wszystkie rzeczy na miejsce i rozebrała się ze swojego kusego i tak ubioru. Gdy cały basen napełnił się wodą i pianą, podeszła do kamiennych schodów i powoli zaczęła się zanurzać w przyjemnej wodzie. Gdy weszła do kolan, a schodki się skończyły, zrobiła pozycję jak do skoku na główkę i zanurzyła się cała. Płynęła kilka metrów pod wodą czując jak wszystkie nerwy, całe zmęczenie i natłok myśli zostaje tam pod wodą, daleko za nią. Wynurzyła się z tafli i wygładziła proste jak druty teraz włosy. Jej czarny strój kąpielowy, składał się ze stanika z białą kuleczką przy złączeniu miseczek i z majtek z takimi samymi kulkami na biodrach. Podpłynęła do jednego z murków i oparła się o niego, opierając głowę o kamienny zagłówek. Nagle fala gorąca i szybkie bicie serca ogarnęła jej ciało. Z piskiem zamachnęła nogą z wielkim trudem pod wodą, gdy poczuła, że coś ją złapało. Nic nie widziała przez pianę, dlatego powoli zaczęła odsuwać się w prawą stronę. Chwilę później tuż przed nią wypłynął Draco. W pierwszym momencie chciała zacząć wrzeszczeć na niego, ale jakaś część jej umysłu uniemożliwiła jej to. Nie mogła wypowiedzieć żadnego słowa, gdy go zobaczyła. Mokre niesforne kosmyki włosów opadały na czoło, stalowo niebieskie oczy, posiadały teraz ciemniejszą niż zwykle obramówkę w postaci rzęs. Pięknie wyrzeźbione ciało, po którym delikatnie spływały krople wody. Czuła się nieswojo w jego towarzystwie, ale nie mogła oderwać od niego wzroku.
Draco również, gdy tylko ją zobaczył, zamurowało go. Już w wejściu, gdy widział gdyż ów dziewczyna pływa w basenie, miał wrażenie jakby widział nimfę, albo willę. Miała idealne ciało. Idealne dla niego, nie mógł się na nią teraz napatrzeć. Pochłaniał wzrokiem każdą część jej ciała, nie krępował się tym, ponieważ widział, jak ona patrzy na niego. Po chwili jednak przerwał tą napiętą ciszę i uśmiechnął się po Ślizgońsku.
- Witam Granger - te zjadliwie powiedziane słowa, przeszyły Hermionę tak, że powróciła na ziemię.
- Malfoy! Jak śmiesz włazić tutaj, gdy ja tu jestem?! - Żachnęła się i przygarnęła do siebie dużą ilość piany. On widząc to zachichotał pod nosem.
- Na początku nie wiedziałem, że to ty, a łazienka jest ogólnodostępna - wzruszył ramionami - a, co? Wstydzisz się? - Poruszył brwiami do góry i w dół, na, co ona prychnęła ze złością.
- Zboczeniec!
- Oj, nie przesadzaj - odparł z udawaną wściekłością.
- Dobra, dzięki za zepsucie wieczoru - mruknęła w jego stronę i zaczęła płynąć w kierunku wyjścia z basenu.
- Nie ma, za, co Granger! - Krzyknął za nią, nie odrywając oczu od jej ciała. Gdy się wynurzała, miał wrażenie, że niedługo wybuchnie jak tykająca bomba, zwłaszcza jak zobaczył jej śliczny tyłek, którym jakby na złość kręciła w lewo i prawo.
- Palant - warknęła i po chwili wycierała się ręcznikiem. Wysuszyła kostium różdżką i zaczęła ubierać rzeczy. Gdy nałożyła bluzę, Draco uniósł wysoko brwi ze zdziwienia.
- Nosisz ją? - Zapytał zupełnie normalnie, a ona stanęła jakby jej nogi wrosły w ziemię. Kompletnie zapomniała, że ma jego bluzę, ale się teraz wkopała.
- Nie.
- Granger, ty głupia dziewucho, ślepy nie jestem - zaśmiał się. Ona poczerwieniała ze wstydu.
- Najwyraźniej wzięłam nie tą, co trzeba - wymyśliła na poczekaniu i migiem ruszyła do drzwi.
- Ta jasne! - Usłyszała jeszcze i trzasnęła drzwiami. Była dla niego stanowczo za dobra, stanowczo! Wstrętny karaluch, dlaczego on jest zawsze tam gdzie ona? Śledził ją, czy co?
Nie wiedziała, dlaczego nie dała mu popalić. Wcale nie jest przystojny! Jest Ślizgonem! Zła na siebie władowała się do pokoju i szybko przebrała w piżamę. Była na niego wręcz wściekła, albo może na siebie. Dała się mu podejść i wyszła na tym jak zabłocki na mydle. Z jękiem przekręcała się w łóżku, ale w końcu zasnęła. Przecież o godzinie siódmej miała być już na nogach.
Draco siedząc w wodzie, dalej miał przed oczami jej mokre włosy, które w postaci prostych kosmyków prezentowały się całkiem nieźle, duże brązowe włosy, oraz twarz, która nie posiadała ani grama makijażu, a była taka piękna. Musiał przyznać, że Granger była piękna, naturalnie piękna. A jej ciało, powaliło go na kolana. Nie mógł przestać o niej myśleć, od czasu spotkania w clubie, cały czas ma ją w głowie. Próbował się jej pozbyć, poniżając ją, śmiejąc się, utwierdzając się w myśli, że jest nic nie wartą szlamą. Ale nie mógł też wyrzuć tej natrętnej myśli, że oszukuje sam siebie. Ona w życiu by go nie chciała, a on nie mógłby się zniżyć do takiego poziomu, chociaż biorąc pod uwagę Zabiniego... Jego zachowanie na prawdę go zdziwiło. Najpierw pocałunek z rudą zdrajczynią krwi, a później pojednanie z Granger? Musi z nim pogadać, dzisiaj, koniecznie.
~~~
Joe
właśnie wysłał sowę z listem, na który odpowiadał prawie półtora tygodnia.
Musiał poczekać, aż sytuacja się rozwinie, aż cokolwiek będzie mógł zrobić,
najpierw musiał zbadać teren, czy w ogóle jest taka możliwość. Z jednej strony
czuł się jak królik doświadczalny, ale z drugiej cieszył, że to właśnie on może
wyjawić całą prawdę, która jednak nie należała do najlepszych. Dobrze wiedział,
że jeden zły ruch i zaprzepaści cały plan, a wtedy na zawsze może utracić to,
na, co tyle czasu czekał on i jego rodzina. Na spokój i życie bez piekielnej
klątwy. Ale żeby to na stało musiał cierpliwie czekać i się do tego
przygotowywać, głównie psychicznie.
Wyszedł powoli z sowiarni i powolnym krokiem udał się do swojego pokoju wspólnego. Jutro będzie ciekawy dzień, przyjadą uczniowie z jego byłej szkoły, był bardzo ciekawy, kto i czy będzie się z nimi mógł dogadać. Był bardzo ciekawy, czy przyjedzie jego dziewczyna. W zasadzie była już, ale dziewczyna. Wszystko przez to, że musiał się przenieść i nie mógł jej powiedzieć, dlaczego. Teraz miał szansę to naprawić i nie chciał tego zepsuć.
Wyszedł powoli z sowiarni i powolnym krokiem udał się do swojego pokoju wspólnego. Jutro będzie ciekawy dzień, przyjadą uczniowie z jego byłej szkoły, był bardzo ciekawy, kto i czy będzie się z nimi mógł dogadać. Był bardzo ciekawy, czy przyjedzie jego dziewczyna. W zasadzie była już, ale dziewczyna. Wszystko przez to, że musiał się przenieść i nie mógł jej powiedzieć, dlaczego. Teraz miał szansę to naprawić i nie chciał tego zepsuć.