sobota, 31 sierpnia 2013

10.


"wielu, którzy wydają się przyjaciółmi, nie są nimi, a znów wielu, którzy się nie wydają, są nimi"



od autorki: rozdział trochę opisowy, niemniej jednak mam nadzieję, że Was kochani nie zniechęci! :)

~~~

            Kolejne dni przynosiły na zmianę ciepłą i zimną pogodę. Na lekcjach nauczyciele coraz bardziej zaostrzali wymagania, dotyczące prac domowych. Przez, co uczniowie praktycznie nie mieli wolnego czasu, topiąc się w wypracowaniach, lub spędzając godziny na przygotowanie prezentacji, które wymyśliła sobie profesor transmutacji. Jednak pomimo tego natłoku nauki, który towarzyszył im przez ostatnie cztery dni, nie obeszło się również od żywych rozmów na temat przyjazdu drużyn z innych szkół. Dni leciały, a piątek zbliżał się, co raz szybciej. Po szkole rozniosły się wieści o libacji, którą urządziła sobie Prefekt Naczelna Gryffindoru wraz ze Ślizgonem. Plotki powstawały w zabójczym tempie, jeszcze szybciej niż o pojedynku z Pansy. Hermiona na drugi dzień paliła się ze wstydu, wytykana palcami. Była razem z Zabinim głównym tematem rozmów i szeptów w Hogwarcie, a za to on, szkolny przystojniak jedynie uśmiechał się najszerzej jak mógł, gdy tylko ją widział i nic nie robił sobie z tego, że ludzie o nim gadają. Zwyczajnie był do tego przyzwyczajony. On tak, ale nie Hermiona. Nie dosyć, że upiła się ze Ślizgonem, z którym poniekąd zakopała topór wojenny, ale nie podobało się to ani Gryfonom, ani uczniom z domu Salazara. Każdy patrzał na to wszystko z wielkim szokiem i skrzywieniem. Gryfoni pojednani ze Ślizgonami? Nie, to nie może być prawda. Nie uszło uwadze też nikomu, że to Granger pierwsza zaproponowała wypicie, za taki przełom. To ją jeszcze bardziej pogrążało. Ginny męczyła ją wiecznymi pytaniami, co robili, gdzie, o czym rozmawiali, a poza tym ona nie była jej dłużna. Chciała wszystkiego się dowiedzieć o tajemniczym pocałunku Zabiniego, który miał miejsce podczas jednego z wieczorów, gdy patrolowała korytarze. Malfoy za to był chyba jednak najgorszy ze wszystkich, oprócz Rona, rzecz jasna. Blondyn na każdym nocnym spotkaniu śmiał się z Gryfonki, wypominał jej czkawkę, jak wyglądała, co gadała, że ma słabą głowę, a ona nawet nie mogła mu się odgryźć. Takie sprzeczki w zasadzie męczyły ją okropnie, ale nie było w nich tyle jadu, co zazwyczaj. Czuła, że coś się zmieniło o tego momentu, w którym pogodziła się z Zabinim i spotkania nad jeziorem. Sama nie wiedziała jak ma to określić, ale Malfoy przestał być jakby taki...zarozumiały?
Nie zaprzątała sobie tym głowy, od kłótni z Ronaldem, która odbyła się na drugi dzień, zaraz po jej libacji.
- Najpierw bronisz, a teraz swatasz się z wrogiem, tak? - Warknął do niej, gdy tylko zeszła na dół, chcąc iść na śniadanie. Bolała ją głowa, była rozkojarzona, a w dodatku nie do końca pamiętała, co się wczoraj działo. Atak jej byłego chłopaka z samego rana, był czymś, czego najmniej się spodziewała i oczekiwała.
- O, co ci chodzi, Ronald? - Wysyczała widząc, jak większość osób zaczyna zerkać w ich stronę. On stał jedynie z zaciśniętymi rękoma i starał się nie wybuchnąć gniewem.
- Jak to, o co? O twoją pijaninę wczoraj - wycedził czerwieniąc się przy tym aż po same uszy. Hermiona ze złością spojrzała na rudzielca.
- To moja sprawa, co robię i z kim - odwarknęła.
- Rób, ale nie przynoś wstydu całemu domowi! - Prawie, że krzyknął zwracając uwagę na siebie, prawie wszystkich w pokoju wspólnym, łącznie z Harrym i Ginny, którzy niedawno do niego weszli.
- Ja przynoszę wstyd?! Jak śmiesz tak mówić! - Krzyknęła zdenerwowana w jego kierunku - robię, co tylko mogę, żeby Gryffindor miał najwięcej punktów, w przeciwieństwie do ciebie! - Żachnęła się i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
- Nikomu nie podoba się to, że zaczęłaś się zadawać z Zabinim!
- Zazdrosny jesteś, czy co?!
- A nawet, jeśli to nawet pewnie cię by to nie zainteresowało! - Wytknął jej.
- Słucham?! To ty się mną kompletnie nie interesowałeś! Ty mnie zostawiłeś, już zapomniałeś?! Jesteś żałosny, Ronaldzie - odparła, starając się opanować swój gniew, ale czuła, że zaczyna się trząść z nerwów.
- Bo upokorzyłaś mnie na oczach całego Ministerstwa!
- Myślałam, że może coś zrozumiałeś przez te dwa tygodnie! - Zawołała - ale w tej twojej pustej głowie, nigdy nie będzie kapki oleju! - Wrzasnęła już kompletnie wytrącona z równowagi i wybiegła z pokoju wspólnego. Miała oczy pełne łez, słyszała za sobą jedynie krzyki Ginny, ale nie zwolniła tempa ani trochę. Wręcz przeciwnie, gnała ile sił w nogach, chciała pójść nad jezioro, chciała zapomnieć o tym wszystkim, poukładać sobie. Gdy zbiegała po zielonej trawie, a słone łzy spływały po jej policzkach, jakby z kranu, wpadła na coś okropnie twardego i z hukiem upadła na ziemię. Czując obity tyłek, schowała twarz w dłonie i nawet nie chciała wiedzieć, kto to był. Była bezsilna, słowa Rona kolejny raz zraniły ją tak mocno, że nie wiedziała, czy ta przyjaźń ma jeszcze jakiś sens. Łkała cicho, wypuszczając kolejne łzy z oczu i pociągając głośno nosem. Nagle usłyszała nad swoją głową:
- Granger nie becz no - dobrze znała ten głos, tego okropnego gada, który go posiadał. Nie miała ochoty na kolejne obelgi, kierowane w jej stronę, dlatego wstała szybko, otrzepując tyłek od piasku i pędem ruszyła w stronę jeziora. Ku jej niezadowoleniu usłyszała trucht za sobą i chwilę później blondyn kroczył z nią ramie w ramię, bez słowa. Miała nadzieję, że gdy przyspieszy, to się od niej odwali, ale nic z tych rzeczy nie nastało. Zdenerwowana aż po same cebulki włosów, stanęła nagle i odwróciła do niego swoje duże, napuchnięte od płaczu i zaczerwienione oczy. Gdy w nie spojrzał, poczuł jakby ktoś oblał go zimną wodą. Dawno nie widział już tyle bólu, wściekłości i żalu w jednym spojrzeniu. A zwłaszcza tym spojrzeniu.
- Słuchaj, Malfoy! Nie mam ochoty na ciebie patrzeć, słuchać, przebywać w twoim towarzystwie! Jesteś ostatnią osobą, której w tej chwili potrzebuje, zabierasz mi tylko powietrze! Spieprzaj! - Wrzasnęła i chciała pójść dalej, ale poczuła jego zimną dłoń na swoim ramieniu. Miała na sobie za duży t-shirt z obrazkiem Californii, który opadał z jednego ramienia. Nie wzięła żadnego swetra, ani bluzy, a dzisiaj był wyjątkowo zimny poranek. Miała gęsią skórkę i trzęsła się lekko, ale nie była w stanie określić, czy było to z nerwów czy z zimna. Niemniej jednak patrzała na blondyna wściekłym wzrokiem, że znowu próbuje zakłócić jej fale rozpaczy. On bez żadnego wyrazu twarzy, bez żadnej emocji w jego stalowych tęczówkach przyciągnął do siebie dziewczynę, którą uważał za odwiecznego wroga, szlamę i przytulił w żelaznym uścisku. Granger na początku chciała się wyrwać, ale wiedząc, że nie z nim siły, zwyczajnie stała a łzy bezsilności płynęły po bladych policzkach. Czuła się niewiarygodnie przyjemnie. Jego silne ramiona, trzymały ją zarazem mocno i delikatnie, czuła ciepło bijące od niego, co wydawało jej się czymś niedorzecznym. Gdy wtulała głowę w jego tors słyszała ciche bicie serca. Przez jej głowę przeleciało mnóstwo myśli, co robi, co się dzieje, ale nie była wstanie na żadną odpowiedzieć. Dłonie, które opierała na jego klatce piersiowej, ogrzewały się przy jego uścisku. Stali tak przez chwilę, kompletnie nie myśląc o tym, że przytulają wroga, szlamę, cynicznego dupka. Pozwolili się zatracić w tym momencie. To było niesamowite kilka minut dla obojga. Gdy w końcu Draco puścił brązowowłosą, spojrzała na niego niepewnie i odwróciła się na pięcie, aby się przejść wokoło jeziora.
- Granger, zaczekaj - powiedział jeszcze raz. Ona przystanęła, ale nie odwróciła się. Po chwili poczuła na sobie ciepłą i niebiańsko pachnącą bluzę arystokraty. Przez chwile jego dłonie spoczywały na jej barkach, a ona miała zamknięte oczy. Gdy w końcu się odwróciła, żeby powiedzieć mu złośliwy tekst i oddać mu bluzę, nigdzie go nie widziała. Odeszła kawałek dalej i włożyła ręce w za duże o kilka rozmiarów rękawy, które musiała lekko podwinąć i ruszyła na spacer. Przysiadła na swojej ulubionej gałęzi, która złamana opadała na taflę jeziora. To było jej ulubione miejsce nad wodą, którego nie pokazała nikomu. Mogła spokojnie przemyśleć to, co się stało. Przytulała się, a raczej była przytulana przez fretkę. Przez znienawidzonego do szpiku kości Ślizgona. Ten, który upokarzał ją przez wiele lat, zadał tyle bólu teraz, jako jedyny, a zarazem ostatni, po którym by się tego spodziewała, okazał jej trochę troski. Dał jej swoją bluzę. Cały czas do jej nozdrzy docierał wspaniały zapach jego męskich perfum. Miała wrażenie, jakby pryskał się afrodyzjakiem, nie mogła opanować swoich myśli, gdy tak wdychała ten aromat. A on? Czuła się przy nim dziwnie bezpiecznie, zupełnie inaczej, gdy stoi obok, a zupełnie inaczej, gdy jest w jego ramionach. Już drugi raz przez dłuższą chwilę ją dotykał... Ale przecież to niedorzeczne! Starała się, powrócić swoje myśli na racjonalny tok myślenia, ale ani razu jej się to nie udało. Wiedziała, co przed chwilą zrobiła, tłumaczyła sobie zawzięcie, że to tylko chwila słabości, że nie będzie sobie z tego nic robiła, że on również będzie udawał jakby tego nie było. I tak się stało. Kolejny tydzień zleciał, a oni ani o tym nie rozmawiali, ani nie doszło między nimi do podobnych sytuacji. Z jednej strony Hermiona była tym faktem uradowana, gdyż czuła na sobie dziwną skazę, po tym incydencie, ale z drugiej strony, miała wrażenie, jakby coś się nad nimi unosiło. Nie miała czasu też o tym rozmyślać, gdyż natłok prac domowych, dawał się we znaki, a czwartek był męczarnią.
            Hermiona właśnie wracała z biblioteki. Była zmęczona, zaspana i rozdrażniona. Dochodziła właśnie godzina dwudziesta trzecia, a ona dopiero, co skończyła pisać wszystkie prace domowe i przygotowywać prezentację na transmutację. Ślęczyła nad książkami przez całe cztery dni, do mniej więcej pierwszej w nocy. Potrzebowała odrobiny snu, dlatego była uradowana, że nie miała dzisiaj żadnego patrolu, a jutro, jako Prefekt Naczelny została zwolniona ze wszystkich zajęć, które w zasadzie i tak były skrócone, ponieważ o godzinie osiemnastej przyjadą cztery szkoły, a oni musieli wszystko przygotować. Nie miała dzisiaj już do tego głowy, dlatego szybkim tempem znalazła się w Pokoju Wspólnym i po chwili we własnym dormitorium. Odłożyła torbę ze wszystkimi pracami domowymi na biurko, poczym je wyjęła, aby się nie pogniotły. Gdy zdjęła z siebie mundurek szkolny i nałożyła szlafroczek, zaczęła zbierać rzeczy potrzebne do kąpieli w Łazience Prefektów. Gdy znalazła swój strój, poszła się w niego przebrać w łazience i ubrała krótkie spodenki, bluzkę na ramiączkach i bluzę Malfoya. Co prawda bała się ją nosić, ale nie mogła się oprzeć, temu pięknemu zapachowi, a miała dzisiaj ochotę, na bardzo przyjemną kąpiel, więc ten zapach był nieodłączną częścią tego wieczoru. Gdy miała już wszystko w rękach, wyszła z pokoju wspólnego i skierowała się do łazienki. Wypowiedziała hasło i weszła do środka. Jednym machnięciem różdżki odkręciła wszystkie kurki, a pomieszczenie wypełnił bardzo przyjemny aromat w mieszance z perfumami Draco, miała wrażenie, że mogłaby tutaj odlecieć. Odłożyła wszystkie rzeczy na miejsce i rozebrała się ze swojego kusego i tak ubioru. Gdy cały basen napełnił się wodą i pianą, podeszła do kamiennych schodów i powoli zaczęła się zanurzać w przyjemnej wodzie. Gdy weszła do kolan, a schodki się skończyły, zrobiła pozycję jak do skoku na główkę i zanurzyła się cała. Płynęła kilka metrów pod wodą czując jak wszystkie nerwy, całe zmęczenie i natłok myśli zostaje tam pod wodą, daleko za nią. Wynurzyła się z tafli i wygładziła proste jak druty teraz włosy. Jej czarny strój kąpielowy, składał się ze stanika z białą kuleczką przy złączeniu miseczek i z majtek z takimi samymi kulkami na biodrach. Podpłynęła do jednego z murków i oparła się o niego, opierając głowę o kamienny zagłówek. Nagle fala gorąca i szybkie bicie serca ogarnęła jej ciało. Z piskiem zamachnęła nogą z wielkim trudem pod wodą, gdy poczuła, że coś ją złapało. Nic nie widziała przez pianę, dlatego powoli zaczęła odsuwać się w prawą stronę. Chwilę później tuż przed nią wypłynął Draco. W pierwszym momencie chciała zacząć wrzeszczeć na niego, ale jakaś część jej umysłu uniemożliwiła jej to. Nie mogła wypowiedzieć żadnego słowa, gdy go zobaczyła. Mokre niesforne kosmyki włosów opadały na czoło, stalowo niebieskie oczy, posiadały teraz ciemniejszą niż zwykle obramówkę w postaci rzęs. Pięknie wyrzeźbione ciało, po którym delikatnie spływały krople wody. Czuła się nieswojo w jego towarzystwie, ale nie mogła oderwać od niego wzroku.
            Draco również, gdy tylko ją zobaczył, zamurowało go. Już w wejściu, gdy widział gdyż ów dziewczyna pływa w basenie, miał wrażenie jakby widział nimfę, albo willę. Miała idealne ciało. Idealne dla niego, nie mógł się na nią teraz napatrzeć. Pochłaniał wzrokiem każdą część jej ciała, nie krępował się tym, ponieważ widział, jak ona patrzy na niego. Po chwili jednak przerwał tą napiętą ciszę i uśmiechnął się po Ślizgońsku.
- Witam Granger - te zjadliwie powiedziane słowa, przeszyły Hermionę tak, że powróciła na ziemię.
- Malfoy! Jak śmiesz włazić tutaj, gdy ja tu jestem?! - Żachnęła się i przygarnęła do siebie dużą ilość piany. On widząc to zachichotał pod nosem.
- Na początku nie wiedziałem, że to ty, a łazienka jest ogólnodostępna - wzruszył ramionami - a, co? Wstydzisz się? - Poruszył brwiami do góry i w dół, na, co ona prychnęła ze złością.
- Zboczeniec!
- Oj, nie przesadzaj - odparł z udawaną wściekłością.
- Dobra, dzięki za zepsucie wieczoru - mruknęła w jego stronę i zaczęła płynąć w kierunku wyjścia z basenu.
- Nie ma, za, co Granger! - Krzyknął za nią, nie odrywając oczu od jej ciała. Gdy się wynurzała, miał wrażenie, że niedługo wybuchnie jak tykająca bomba, zwłaszcza jak zobaczył jej śliczny tyłek, którym jakby na złość kręciła w lewo i prawo.
- Palant - warknęła i po chwili wycierała się ręcznikiem. Wysuszyła kostium różdżką i zaczęła ubierać rzeczy. Gdy nałożyła bluzę, Draco uniósł wysoko brwi ze zdziwienia.
- Nosisz ją? - Zapytał zupełnie normalnie, a ona stanęła jakby jej nogi wrosły w ziemię. Kompletnie zapomniała, że ma jego bluzę, ale się teraz wkopała.
- Nie.
- Granger, ty głupia dziewucho, ślepy nie jestem - zaśmiał się. Ona poczerwieniała ze wstydu.
- Najwyraźniej wzięłam nie tą, co trzeba - wymyśliła na poczekaniu i migiem ruszyła do drzwi.
- Ta jasne! - Usłyszała jeszcze i trzasnęła drzwiami. Była dla niego stanowczo za dobra, stanowczo! Wstrętny karaluch, dlaczego on jest zawsze tam gdzie ona? Śledził ją, czy co?
Nie wiedziała, dlaczego nie dała mu popalić. Wcale nie jest przystojny! Jest Ślizgonem! Zła na siebie władowała się do pokoju i szybko przebrała w piżamę. Była na niego wręcz wściekła, albo może na siebie. Dała się mu podejść i wyszła na tym jak zabłocki na mydle. Z jękiem przekręcała się w łóżku, ale w końcu zasnęła. Przecież o godzinie siódmej miała być już na nogach.
            Draco siedząc w wodzie, dalej miał przed oczami jej mokre włosy, które w postaci prostych kosmyków prezentowały się całkiem nieźle, duże brązowe włosy, oraz twarz, która nie posiadała ani grama makijażu, a była taka piękna. Musiał przyznać, że Granger była piękna, naturalnie piękna. A jej ciało, powaliło go na kolana. Nie mógł przestać o niej myśleć, od czasu spotkania w clubie, cały czas ma ją w głowie. Próbował się jej pozbyć, poniżając ją, śmiejąc się, utwierdzając się w myśli, że jest nic nie wartą szlamą. Ale nie mógł też wyrzuć tej natrętnej myśli, że oszukuje sam siebie. Ona w życiu by go nie chciała, a on nie mógłby się zniżyć do takiego poziomu, chociaż biorąc pod uwagę Zabiniego... Jego zachowanie na prawdę go zdziwiło. Najpierw pocałunek z rudą zdrajczynią krwi, a później pojednanie z Granger? Musi z nim pogadać, dzisiaj, koniecznie.
~~~


            Joe właśnie wysłał sowę z listem, na który odpowiadał prawie półtora tygodnia. Musiał poczekać, aż sytuacja się rozwinie, aż cokolwiek będzie mógł zrobić, najpierw musiał zbadać teren, czy w ogóle jest taka możliwość. Z jednej strony czuł się jak królik doświadczalny, ale z drugiej cieszył, że to właśnie on może wyjawić całą prawdę, która jednak nie należała do najlepszych. Dobrze wiedział, że jeden zły ruch i zaprzepaści cały plan, a wtedy na zawsze może utracić to, na, co tyle czasu czekał on i jego rodzina. Na spokój i życie bez piekielnej klątwy. Ale żeby to na stało musiał cierpliwie czekać i się do tego przygotowywać, głównie psychicznie.
            Wyszedł powoli z sowiarni i powolnym krokiem udał się do swojego pokoju wspólnego. Jutro będzie ciekawy dzień, przyjadą uczniowie z jego byłej szkoły, był bardzo ciekawy, kto i czy będzie się z nimi mógł dogadać. Był bardzo ciekawy, czy przyjedzie jego dziewczyna. W zasadzie była już, ale dziewczyna. Wszystko przez to, że musiał się przenieść i nie mógł jej powiedzieć, dlaczego. Teraz miał szansę to naprawić i nie chciał tego zepsuć. 

środa, 28 sierpnia 2013

9.


   "Ktoś kto mówi, że miłość nie przynosi strachu, nigdy nie był zakochany"





         Biała kartka spadała powoli na ziemię, popychana delikatnym wiaterkiem, wytwarzanym przez śpiącą dziewczynę. Czarnym atramentem napisane na niej były imieniny, wschód i zachód słońca oraz duża dziesiątka. Tak, kolejny dzień rozpoczął się bardzo słonecznie. Pogoda dopisywała w dalszym ciągu, ku uciesze uczniów z Hogwartu. Zwłaszcza, że był to piękny niedzielny poranek, niektórzy wybierali się do Hogsmade, inni przechadzali się po błoniach, a jeszcze inni drzemali w najlepsze, zapominając o swoich obowiązkach. Do dormitorium władowała się zdenerwowana Katie Bell. Miała związane ciasno włosy w końskiego kitka i wsuwkami przypięte te, które odstawały. Na sobie miała biało czarny kostium Quidditcha, z ogromnym herbem szkoły, który rozpościerał się na całej klatce piersiowej i brzuchu oraz na plecach. Przedstawiał zestawienie wszystkich czterech herbów domów, a na samym środku znajdowała się wielka litera "H". Ochraniacze na ręce, dłonie i nogi były w kolorze czarnym, a reszta materiału w kolorze białym. W dłoni mocno ściskała trzonek od swojego Nimbusa 2001. Na jej twarzy malowało się zdenerwowanie, które z każdą sekundą wzrastało. Wyjęła swoją różdżkę zza paska i skierowała ją wprost na łóżko swojej współlokatorki.
- Aguamenti - strumień wody z głośnym 'chlup' spadł na dziewczynę, która wyskoczyła na równe nogi, krzycząc jak oszalała. Była kompletnie zdezorientowana i w szoku. Spojrzała na sprawczynię, lecz za nim cokolwiek zdążyła powiedzieć Katie wybuchła głośnym krzykiem:
- Ginny Weasley! BUDZIŁAM CIĘ DWIE GODZINY TEMU, BO ZACZYNA SIĘ PIERWSZY TRENING! NIE WSTAŁAŚ, A ZA DOKŁADNIE TRZY MINUTY ZACZYNAMY! - Zrobiła się purpurowa na twarzy, ale Rudej nie trzeba było dwa razy powtarzać. Bez słowa pobiegła po swój strój do szafy i migiem przebrała się w niego w łazience. Na szybko umyła zęby i związała włosy, nawet się nie malując. Bell czekała na nią w pokoju tupiąc nogą.
- Accio miotła - krzyknęła Ginewra i w pokoju pojawił się jej środek transportu. Wsadziła różdżkę za pasek i kiwnęła w stronę współlokatorki.
- Pewnie się już zaczęło, a jak będziemy szły przez cały zamek, to już w ogóle się spóźnimy - powiedziała słusznie Weasley. Otworzyła na oścież okno i wdrapała się na nie.
- Jesteś pewna? - Zapytała Bell.
- Nie - wzruszyła ramionami i chwiejąc się wskoczyła na miotłę i pofrunęła do przodu. Chwilę później dołączyła do niej czarnowłosa i obie pomknęły na boisko. Profesor Hooch wraz z innymi obserwowała jak lądują na ziemi i podbiegają do reszty.
- Nie toleruję żadnych, powtarzam ŻADNYCH spóźnień panno Weasley!
- Przepraszam.
- Ostatni raz to miało miejsce! - Zawołała.
- Tak jest - mruknęła zaspana dziewczyna.
- Dzisiaj zaczniemy od podstaw. Mamy dwie drużyny, więc dzielimy się na nie i wsiadamy na miotły. Pałkarze zajmują lewą stronę środka, ścigający drugą. Obrońcy ustawiają się przy bramkach, a szukający, chyba wiedzą, co mają robić. Proszę ze sobą współpracować i się nie pozabijać! - Tutaj zawiesiła wzrok na Malfoyu i Potterze - na mój znak, zaczynacie ćwiczyć, jasne?
- Tak! - Odpowiedzieli chórem. Rozległ się gwizdek i wszyscy zaczęli trening, a profesor Hooch, co chwilę podlatywała do każdego i dawała rady, albo poprawiała. Ginny czuła, że jest rozkojarzona. Nie przez piekielną pobudkę, jaką zafundowała jej Bell, ale bardziej przez wieczorne wydarzenia. W dalszym ciągu nie mogła uwierzyć, że Zabini ją pocałował. Na oczach Deana, który praktycznie nic nie zrobił, a to ją również drażniło. Fakt faktem, próbował przynajmniej go uderzyć, ale Ślizgon był dobry w te klocki. Jednak chyba najgorsze w tym wszystkim było to, że ona czuła się niezwykle dziwnie podczas tej krótkiej, a zarazem długiej chwili. Co miało oznaczać dziwnie? Bardzo, bardzo, bardzo, ale to bardzo przyjemnie. Starała się odepchnąć tę myśl jak najdalej od siebie, ale ona wracała do niej jak bumerang. Cały czas czuła ciepło, które biło od jego ciała, perfumy, które tak bardzo kręciły jej w głowie i te piękne, duże czekoladowe oczy. Ale to był Blaise Zabini. Ślizgon, wróg, śmierciożerca, dupek, arogant, najprzystojniejszy chłopak w szkole!
- Weasley! Skup, że się no! Ile razy mogę do ciebie dzisiaj powtarzać?! - Zawołała poirytowana Hooch.
- Przepraszam najmocniej, już słucham.
- Już?! Dobrze, że w ogóle - warknęła i ponownie rozpoczęła swój monolog na temat, jak trzymać kafla, aby nie wyrwał go przeciwnik.
~~~

            Hermiona siedziała na parapecie z podkulonymi nogami. Wpatrywała się w małe osóbki, które latały na miotłach na boisku od Quidditcha. Wszyscy jej przyjaciele dzisiaj się tam znajdowali i nawet nie miała, z kim pogadać. Trening miał trwać do obiadu, więc przez ten czas musiała znaleźć sobie zajęcie. Wstała z westchnieniem odkładając na miejsce książkę, którą przeczytała w nocy, gdyż nie mogła spać. Wykonała poranną toaletę i założyła na siebie pastelowe beżowe rurki, kremowy top i szary workowaty sweterek na guziki. Gdy stanęła przed lustrem głośno ziewnęła i przyjrzała się sobie. Nagle usłyszała stukanie do okna. Podskoczyła lekko, wystraszona i podeszła do sowy, która trzymała mały liścik. Zmarszczyła brwi i odwiązała go od nóżki, dając zwierzęciu ciastko. Rozwinęła pergamin i przeczytała.

Spotkajmy się w bibliotece o 13. Chciałbym z Tobą porozmawiać.
Blaise Z.

            Otworzyła szeroko oczy, ale odpisała jedynie 'Ok' i wypuściła sowę z powrotem. Czego mógł od niej chcieć Zabini? Po wczorajszej akcji, raczej nie chciała go widzieć, ale skoro nalegał, to nie pozostało jej nic innego. Jego zachowanie było podwójnie podejrzane, ponieważ zawsze w parze z Malfoyem świetnie bawili się, dokuczając wszystkim, w tym też jej. Miała nadzieję, że nie był to kolejny głupi dowcip, bo inaczej tego pożałuje. Nie mogła też zbyt pochopnie wyciągać wniosków o nim, ale z racji, że był śmierciożercą i zadawał się z tlenionym, za dobrej opinii zwłaszcza u niej, to on nie miał. Wzruszyła jedynie ramionami i zerknęła na zegarek. Było po jedenastej. Udała się do Wielkiej Sali, mając nadzieję, że dostanie coś jeszcze na śniadanie, ale nie była tego taka pewna. Szła zimnymi kamiennymi korytarzami, spoglądając na ruchome obrazy, które albo rozmawiały o czymś zawzięcie, najczęściej były to plotki z całej szkoły, albo spotykali się na tak zwanych 'herbatkach'
- Witaj Hermiono - usłyszała z góry i podniosła głowę. Nad nią frunął właśnie Prawie Bezgłowy Nick.
- Witaj, sr. Nickolasie! - Zawołała machając mu i otworzyła drzwi do Wielkiej Sali. Na jej szczęście kilka osób jeszcze siedziało i kończyło posiłek, więc załapała się na tosty i naleśniki. Gdy nalewała sobie soku dyniowego do jej stołu dosiadł się Joe.
- Cześć - przywitał ją, siadając na przeciwko.
- O hej - odparła pogodnie i popiła soku.
- Smacznego - dodał od razu widząc jej pełny talerz - mogę ci potowarzyszyć? - Zapytał z nadzieją.
- Pewnie, jedz - uśmiechnęła się i zaczęła pałaszować naleśniki. Lavard również je sobie nałożył i polał sosem klonowym.
- Jak się spało? - Zapytał.
- A nie za dobrze - zmarszczyła brwi przełykając kęs - jakoś nie mogłam zasnąć, prawie do piątej nad ranem czytałam książkę.
- Tyle czasu? - Zapytał zdziwiony.
- Tak, ale do drugiej miałam patrol - wyjaśniła.
- Ach no tak - posłał jej łagodny uśmiech.
- A ty jak spałeś?
- Dzisiaj wyjątkowo dobrze. Chociaż stękanie Zabiniego lekko mnie denerwowało, ale jakoś przeżyłem.
- Dzielisz z nim dormitorium? - Zdziwiła się i patrzyła na niego z zaciekawieniem.
- A no tak. Zostałem tam przydzielony, bo nie jaki Montauge z nim mieszkał, ale nie wiem, co się z nim stało.
- Ja też nie, nie interesują mnie Ślizgoni - mruknęła jedynie i zjadła posiłek. Popijała spokojnie sok dyniowy, czekając aż jej towarzysz również skończy jeść.
- Nie bądź taka uprzedzona Hermiono, ludzie się zmieniają - kolejny raz zaczynał podobny temat, dziwiąc tym Gryfonkę.
- Ja rozumiem, że nie wszyscy Ślizgoni są tacy, ale nie wszyscy też się zmieniają, Joe - odparła spokojnie i oboje wstali od stołu kierując się do wyjścia.
- Jeszcze byś się zdziwiła - zaczął spokojnie, a ona zmroziła go wzrokiem.
- Mnie to już chyba nic nie zdziwi - zaśmiała się. Przez jego myśli przeszło jedynie : oj, mylisz się. Szli przez chwilę w milczeniu, gdy Hermiona przeciągnęła się głośno.
- Idę do biblioteki, spotkać się z twoim współlokatorem - powiedziała, krzywiąc się przy tym.
- O, a jednak - zaśmiał się, patrząc na nią wymownie.
- Oj, daruj sobie - wytknęła mu język i odeszła w stronę schodów. Pomimo tego, że Joe miał bardzo trudny charakter do rozgryzienia, polubiła tego chłopaka. Czuła się przy nim swobodnie i bardzo miło jej się z nim rozmawiało. Weszła spokojnie do biblioteki i od razu udała się między regały ksiąg. Wodziła wzrokiem po nazwiskach ogromnych klanów czystej krwi, kiedy znalazła wreszcie ten, o który jej chodziło. Był dość spory i gruby. Zaniosła go do ulubionego stolika i zaczęła przeglądać.

 Ród Lavard od dawien dawna jest znany na całym świecie magii. Od ponad dwóch tysięcy lat od Doriana Lavard, który poślubił Aldonę Clevwheater, rodzina utrzymuje status czystej krwi. Drzewo genealogiczne jest przeogromne, połączone z różnymi innymi klanami...

Wczytywała się w ich ciekawą historię, życie po wojnie, kiedy nagle usłyszała za swoimi plecami:
- Myślałem, że nie przyjdziesz - kolejny raz dzisiejszego dnia, podskoczyła jak oparzona ze strachu i z hukiem zamknęła wolumin. Odwróciła głowę zakrywając tytuł księgi i ujrzała za sobą jednego z najprzystojniejszych facetów w szkole.
- Zabini! Zawału bym dostała!
- Aż taki ładny jestem? - Wyszczerzył zęby.
- Chciałbyś - mruknęła i gdy tylko usiadł wstała szybko i odłożyła księgę na miejsce, po chwili wracając do stolika.
- Co czytałaś?
- Nic, co powinno cię interesować - warknęła mrużąc oczy. On jedynie westchnął i spojrzał na nią z politowaniem.
- Przyszedłem w pokojowych warunkach, więc chcę też w takich wyjść - zamrugała kilkakrotnie oczami, starając się przeanalizować to, czy aby na pewno się nie przesłyszała. Blaise Zabini i pokoje warunku wobec niej? Szlamy? Zmarszczyła swoje brwi i spojrzała na niego podejrzliwie.
- Jesteś Ślizgonem, nie możesz mieć dobrych zamiarów - wymamrotała, a on jedynie parsknął śmiechem.
- Granger, ludzie się zmieniają!
- Co wyście się zmówili czy jak? - Zapytała zdziwiona przypominając sobie słowa Joe dzisiaj na śniadaniu.
- Co? Kto? Z kim?
- Ach, nie ważne - machnęła ręką - mów, po co chciałeś się spotkać?
- No, więc - odchrząknął i spojrzał jej w oczy - chciałem ci podziękować za wczorajszą ulgową kartę - powiedział powoli, a gdy Hermiona chciała coś powiedzieć, uciszył ją dłonią - oraz za to, że nie wlepiłaś mi szlabanu i za to, że nasłałaś na mnie Malfoya, który dręczył mnie pół nocy, żebym mu powiedział, co się stało - odparł zirytowanym głosem, na co ona jedynie zachichotała.
- Nie ma, za, co. Do usług - ukłoniła się w żartach i znowu zaśmiała. On pokręcił ironicznie głową i zrobił kwaśną minę.
- Przechodząc do rzeczy, proponuję zawieszenie broni - odparł uśmiechając się szeroko. Granger nie wykryła w tym uśmiechu nic podejrzanego, więc zrobiła szerokie oczy. Najpierw ją przeprasza, pokojowe warunki, ZAWIESZENIE BRONI?! Absurd, niech ktoś uszczypnie ją w dłoń, bo nie uwierzy.
- Co?
- Mówi się słucham - poprawił ją automatycznie.
- Zabini! - Warknęła.
- Eh, wiedziałem, że początki będą trudne, ale możemy próbować - kolejny raz pokazał rząd śnieżnobiałych zębów. Dziewczyna siedziała chwilę zastanawiając się nad jego słowami. Proponował jej, żeby przestali się wyzywać i wyśmiewać nawzajem, ale coś jej tu nie pasowało.
- Nie ma w tym żadnego podstępu? - Zapytała mrużąc oczy. On poniósł obydwie ręce do góry.
- Jestem czysty jak łza z tą propozycją - odparł.
- Nie łatwo jest zapomnieć o sześciu latach...
- Nie proszę cię o wybaczenie, Granger - zaśmiał się ciepło - tylko o to, żebyśmy zawiesili broń. Nie interesuje mnie, co tam myśli Malfoy czy inni, nie mam ochoty już dłużej szukać dziury w całym, czasy się zmieniają - ona zrobiła zdziwioną minę i po chwili zaczęła się śmiać.
- Mam deja vu - odparła podnosząc rękę w geście, aby poczekał aż jej przejdzie. Gdy wytarła łzy, które podeszły jej do oczu pokiwała głową.
- Zgadzam się - zaśmiała się jeszcze raz i posłała mu uśmiech. Pomimo tego, że przeżyła właśnie szok, gdyż pogodziła się ze Ślizgonem, to zrobiło jej się cieplej na sercu. Czuła, że to dobry krok do lepszych czasów. Joe najwyraźniej był młodszą wersją Trelawney.
- To super, ulżyło mi - westchnął.
- Ale takie sytuacje zdarzają się raz na miliony lat, więc trzeba to upamiętnić! - Powiedziała uśmiechając się diabolicznie, a on spojrzał na nią jak na wariatkę.
- Że niby jak?
- Zapraszam cię na kremowe piwo - odparła dumnie.
- Że co? Chyba postradałem zmysły, Hermiona Granger, Prefekt Naczelny, zaprasza byłego wroga na kremowe piwo - zachichotał jak dureń i spojrzał na nią niedowierzając. Ona zrobiła obruszoną minę. Nie często komukolwiek proponuje takie rzeczy, więc nie powinien wymyślać. Zresztą ostatnie dni, przyprawiły ją o dręczące ją myśli, więc już długo myślała nad napiciem się z Ginny, ale ona miała dzisiaj trening, więc ta sytuacja napatoczyła się sama.
- Ej! Status wroga zawsze możesz sobie przywrócić - wskazała na niego palcem unosząc brwi.
- Dobra, idziemy - odparł szybko i wstał. Ona uśmiechnęła się szeroko i ruszyli w stronę wieży Gryffindoru.
- Obłuda, a on jest ze mną - wypowiedziała hasło, a Gruba Dama skinęła głową, że rozumie skąd się wziął tutaj gość i weszli razem do środka. Zabini rozglądał się wokoło i przyglądał różnym rzeczom.
- Przytulnie tutaj - stwierdził. Nikogo nie było, na całe szczęście, przeszło przez myśl Hermiony. Gdy zaczęła wchodzić po schodach, zapomniała o tym, że chłopcy nie mają wstępu do ich dormitorium, a schody zamieniają się w zjeżdżalnie. Wywróciła oczyma i wyjęła różdżkę.
- Dante! - Machnęła nią i już. Blaise patrzał na nią z uniesioną brwią, ponieważ nic nie zauważył, żadnej zmiany. Patrzał na nią pytająco, a ona jedynie się zaśmiała widząc jego minę.
- Rzuciłam zaklęcie na schody, żeby nie zamieniły się w zjeżdżalnie - odparła naturalnie a on dopiero teraz zaskoczył.
- Aha, no tak! Zjeżdżalnia, tylko? U nas korytarz do dziewczyn zamienia się w bagno i nie można później z niego wyjść - wzdrygnął się na wspomnienie tego. Hermiona zachichotała i zaprowadziła do swojego pokoju. Gdy weszli, rozglądał się chwilę i przystanął przy jej mini biblioteczce.
- Masz dużo książek.
- Myślałam, że cię to nie zdziwi - odparła.
- Dużo o mnie nie wiesz - wyszczerzył zęby i opadł na kanapę. Ona usiadła na fotelu i postawiła dwa duże piwa. Blaise otworzył je różdżką i podniósł. Uderzyli butelką o butelkę i powiedzieli równo:
- Rozejm! - Zabini wypił spory łyk, a Hermiona sączyła delikatnie napój.
- Co w ogóle cię tak wzięło na naprawianie brudów z przeszłości? - Zapytała po chwili milczenia. Spojrzał na nią a później w okno.
- Zrozumiałem, że nie chcę być taki jak kiedyś. Wiesz, mówią, że wojna zmienia ludzi - uśmiechnął się - to po części prawda. Ale to nie wojna, tylko nasze sumienie, nasza dusza. Żyłem jak większość ludzi ze Slytherinu, naśmiewanie się ze szlam, głupie wybryki, pakowanie się w kłopoty - Granger chrząknęła, gdy usłyszała dwie ostatnie czynności, on jedynie wytknął jej język - a najgorsze jest to - wskazał na swoje przedramię. Mroczny Znak był prawie niewidoczny, ale jednak był. Hermiona posłała mu współczujący uśmiech.
- Nie da się tego usunąć? - Zapytała. On pokręcił jedynie głową smutno.
- Nie. Razem z Draco próbowaliśmy wiele razy się tego pozbyć, ale nic z tego. Czarna magia, której nie znamy - wzruszył ramionami i wypił kolejny spory łyk. Granger na wieść o tym, że Malfoy również chciał się tego pozbyć, zdziwiła się. Po Zabinim mogła się tego spodziewać, on zawsze jej się wydawał dobrym chłopakiem i z sercem, ale Malfoy? Ten arktyczny zarozumialec? Potrząsnęła głową. Mijały minuty, a oni rozmawiali o różnych rzeczach. Zaczynając od niemiłych czasów, przechodząc przez wyśmiewanie nauczycieli, aż po plany w przyszłość. Blaise opowiadał różne dowcipy, po których Hermiona tarzała się po dywanie i wycierała ogromne jak grochy łzy. Ku zdziwieniu Ślizgona, Gryfonka miała schowaną Ognistą Whisky, którą otworzyli i wypili do dna, a na koniec wyszperali jeszcze jedno kremowe piwo, które rozpoczęli pić razem.
- O kurde, za chwilę obiad! - Pisnęła Hermiona, gdy spojrzała na zegar. Oboje byli dobrze wstawieni, przez głód, który im doskwierał i prawdopodobnie to, że Hermiona miała słabą głowę i po paru szklankach whisky miała już fazę, a resztę musiał wypić Zabini. A ponadto mieszanie alkoholu nigdy nie było wskazane. Siedzieli teraz razem oparci o ramę łóżka i trzymali jedną butelkę piwa.
- Kurde, chyba się zakochałem - zaczął niewyraźnie Ślizgon.
- Ty?! - Zapiszczała - potraficie się zakochać? - Wymamrotała i zaśmiała się.
- Bardzo śmieszne, Granger - oburzony wziął łyka - owszem umiemy - oznajmił podnosząc palec - aż do śmierci, chyba - Hermiona zaśmiała się.
- A to niebywałe, chciałabym to zobaczyć - czknęła i pociągnęła prosto z butelki.
- Słuchaj, możemy o tym jeszcze porozmawiać - zaczął Blaise - ale przy kieliszeczku - starał się jej pokazać palcami, przy jakim małym kieliszeczku - dobrej wódeczki, którą mam u siebie - ona posłała mu diaboliczny uśmiech.
- A wpuszczą mnie tam? - Zapytała udając smutną.
- Ze mną?! Oczywiście! - Odparł wypinając pierś. Wstał pierwszy i chwiejąc się oparł rękę na kolumnie jej łóżka i pomógł jej wstać. Cały czas w ręku trzymała butelkę z Kremowym Piwem. On zawiesił na jej szyi umięśnioną rękę a ona złapała go w pasie i chwiejnym krokiem ruszyli do wyjścia z Pokoju Wspólnego.
- Pieprzone schody, u nas nie ma schodów! - Zawołał Zabini, gdy schodzili, a on się potknął. Kilkoro Gryfonów, którzy siedzieli na kanapie przy kominku, spojrzało na nich zdumionym wzrokiem. Nikt nie odważył się nic powiedzieć, ale widząc ich stan, zaczęli się zwyczajnie śmiać.
- Nie przejmuj się, to nie z nas się śmieją - zapewniała Granger i machała otwartym piwem.
- Uważaj, bo wylejesz - powiedział przejęty i wyszli na korytarz. Schodzili schodami w dół i gdy byli na samym dole, zeszli nie tam gdzie trzeba i musieli iść praktycznie od głównego wejścia.
- Cholera, wstrętne schody - warknął Blaise. Hermiona trzymała go kurczowo w pasie i wzięła łyk piwa. Nagle zrobiła duże oczy i wybuchła śmiechem.
- Dobrze, że Filch nas nie złapał!
- O kurwa, nie byłoby z nami ciekawie - odparł i przyłożył palec do ust.
- Ale lepiej być cicho - ona skinęła głową, że zgadza się z nim i dalej szli chwiejąc się.
- Nanana - zaczął podśpiewywać Ślizgon, a Hermiona tylko się śmiała. Nagle za plecami usłyszeli.
- Diabeł?!
- Miona?! - Granger udała zszokowaną minę i razem z jej kompanem odwrócili się do osób, które ich wołały. Na korytarzu z wielkimi oczyma stał cały skład główny i rezerwowych drużyny Hogwartu. Wszyscy patrzeli jakby właśnie zobaczyli, co najmniej Voldemorta. Na samym środku grupki stał zdziwiony Malfoy, który był ubrudzony od błota i spocony, zresztą jak cała reszta. Obok niego stała Ginny, Harry i Ron. Cała czwórka patrzyła chyba z największym szokiem.
- O cześć Smoczuś! - Zawołał Zabini - idziemy sobie walnąć kieliszeczka - kolejny raz pokazywał palcami, jakiego małego.
- Kieliszeczka?! - Zawołał zdumiony blondyn.
- No tak, z Hermionką - spojrzał na nią i wyszczerzył zęby, a ona jedynie mu wtórowała i również ukazała rząd białych zębów.
- Hermionką?! - Zawołał Harry i Ruda.
- Jesteście pijani! - Malfoy przeżył kolejny szok. Bo pijany Diabeł to normalka. Ale pijana Granger, w rękach Diabła to abstrakcja!
- Niieee - odparł robiąc dziwną minę. Granger czknęła lekko, na co wszyscy wybuchli śmiechem. Ginny podbiegła do niej i przytuliła ją mocno, a blondyn odciągnął swojego przyjaciela.
- Trzeba ich zanieść do dormitoriów - zarządziła Ginewra. Malfoy jedynie skinął głową i udali się w przeciwne strony.
- Pomóż mi Harry - zawołała ignorując Ronalda. Zanieśli dziewczynę do jej dormitorium, gdzie zastali puste butelki po piwie i Ognistej. Położyli ją już i tak śpiącą na łóżko.
- Co tu się dzieje - pokręcił głową Wybraniec.
- Nie mam pojęcia - żachnęła Weasley, dalej rozkojarzona po wczorajszym wieczorze. Ale to było jeszcze straszniejsze. Zostawili ją samą i poszli na obiad.
~~~


- Smoczuś! Nawet nie wiesz, jaka ta Granger jest zajebista! - Mamrotał Zabini, gdy Malfoy prowadził go do lochów. Nie dość, że przeżył przed chwilą szok, to jeszcze się zdenerwował. Nie lubił, gdy jego najlepszy przyjaciel pił bez niego, w dodatku ze SZLAMAMI; że musiał go teraz nieść prawie, bo upił się ze SZLAMĄ. Nie chciało mu się wierzyć w to, co opowiada jego kumpel. Granger fajna? Granger pije? To akurat widział na własne oczy, ale chyba nigdy nie doświadczy niczego miłego w jej towarzystwie. Zresztą, nawet nie ma takiego zamiaru. Teraz przynajmniej będzie miał kolejny powód do śmiania się z tej małej głupiutkiej kujonicy. To był chyba jedyny plus.
- Blaise, nie chrzań głupot - odparł zmęczony już jego ględzeniem. W duchu modlił się jedynie, żeby nie spotkał na korytarzu żadnego nauczyciela, w końcu był obiad, więc nie powinien.
- Nie chrzanię! - Udał zdenerwowanie.
- Granger to szlama, ośle. Nigdy nie będzie fajna - mruknął, gdy schodzili po schodach do lochów.
- I tu się mylisz, mój drogi przyjacielu - uniósł palec do góry i przystanął, denerwując przy tym blondyna - a poza tym, nie mów do niej szlama! - Oburzył się.
- Co wy piliście, że mózg zgubiłeś? - Uniósł brew oczekując odpowiedzi.
- Hej! Wcale nie zgubiłem! Wiem, co mówię. Jakbyś może przestał jej docinać, to być zobaczył, jaka jest fajna - mruczał. Draco pociągnął go, żeby się ruszył. Po kilku minutach byli w Pokoju Wspólnym.
- Ona nie jest fajna, głąbie.
- Jest - upierał się.
- Jutro o tym pogadamy, jak dojdziesz do siebie, bo teraz jesteś nie do życia - zrzucił go na łóżko u siebie w pokoju. Blaise ziewnął głęboko i wtulił się w poduszki blondyna. Gdy ten chciał wejść do łazienki, żeby się umyć i przebrać, Zabini poderwał głowę.
- Jakbyś z nią normalnie pogadał, to byś zobaczył, że to jest mega laska! - Dodał z uniesionym palcem i opadł na poduszki, zanurzając się w głębokim śnie. Malfoy pokręcił głową i zaśmiał się pod nosem.
- Nawet gdyby, Diable. To ona i tak mnie nienawidzi - westchnął wiedząc, że przyjaciel go nie słyszy i zamknął się w łazience. 

niedziela, 25 sierpnia 2013

8.


"a żyć możesz tylko dzięki temu, za co mógłbyś umrzeć"




W Pokoju Wspólnym, panowała niezwykle radosna atmosfera. Było pełno uczniów, wszyscy stali i wiwatowali na cześć Katie, Ginny, Demelzy, Jimmiego i Ronalda, który chyba najbardziej ze wszystkich się puszył. Hermiona stanęła koło kominka, wyszukała wzrokiem Ginny i podeszła do niej przeciskając się z trudem. Złapała ją za dłoń i wyciągnęła z tłumu, przyprowadzając w kąt.
- Co? - Zapytała zaskoczona, lecz gdy ujrzała jej zakłopotaną twarz od razu złagodniała.
- Jestem z ciebie bardzo dumna Ginny, trzymałam za ciebie kciuki i bardzo się cieszę - uścisnęła ją szybko - ale musimy porozmawiać - odparła. Ginewra skinęła jedynie głową i obydwie weszły razem do dormitorium Granger. Usiadły na małej kanapce, a Ruda wbiła w nią zaciekawiony wzrok.
- Co się dzieje? Byłaś w ogóle u Harrego?
- Byłam, czuje się dobrze. Poleży tam trochę, Pomfrey kazała przyjść jutro - powiedziała spokojnie, widząc jej zaciekawiony wzrok.
- A co z nim?
- Nie wiem nawet, ale wyglądał dobrze. Gorzej Malfoy...
- Należało mu się - burknęła i przeciągnęła się na dywanie.
- Wyglądał na prawdę strasznie.
- Hermi? Dobrze się czujesz? - Zapytała przykładając jej dłoń do czoła - wiem, że masz słabość do biednych zwierząt i skrzatów, ale na Malfoya nie ma, co tracić myśli - rozłożyła ręce w geście ironii, a Granger wywróciła oczami.
- Oj, już dobra. Mów lepiej jak spotkanie z Deanem? - Brązowowłosa ujrzała na twarzy swojej przyjaciółki czerwone rumieńce. Zaczęła chichotać na ten widok.
- No mów, buraku - śmiała się jeszcze bardziej. Weasley wytknęła jej język.
- Nie śmiej się!
- No już - odparła i przybrała dostojną minę, po chwili jednak obie rechotały tak głośno, że Parszywek z prychnięciem schował się pod łóżko.
- No, więc spotkaliśmy się w Pokoju Życzeń - Ginny bawiła się rąbkiem dywanu i przygryzała wargę.
- Iii? - Granger szczerzyła do niej zęby.
- Byliśmy na kolacji, później dużo rozmawialiśmy no i dałam mu jeszcze jedną szansę - wzruszyła ramionami uśmiechając się.
- Jesteś szczęśliwa? - Zapytała spokojnie, przyglądając się uważnie przyjaciółce.
- Chyba tak.
- Chyba? - Uniosła jedną brew.
- Oj, Miona. Pożyjemy, zobaczymy. Przecież wiesz, że nie od razu mogę ocenić ten stan - wzruszyła ramionami i spojrzała za okno.
- Bardzo się starał - westchnęła.
- W razie, czego nie możesz się męczyć Ginn, obiecaj - pogroziła jej palcem, mrużąc oczy.
- Obiecuje.
- No! A teraz chodźmy coś zjeść błagam, bo umrę z głodu - Granger zrobiła ogromne oczy udając, że umiera. Ruda zaśmiała się głośno i uderzyła ją lekko poduszką w głowę.
- A masz, głupolu!
- Ej! - Wstała oburzona, ale z rozbawieniem rzuciła się w jej kierunku z jaśkiem i obie przez kilkanaście minut okładały się nimi, dopóki nie wyleciały wszystkie pióra.
- No ładnie... - Westchnęła Hermiona ciężko dysząc. Pokój był cały biały a one leżały na łóżku.
- Dobra, idę się szybko umyć i ogarnąć. O dziewiętnastej na dole? - Zapytała Weasley, gdy się otrzepała. Wciąż była w stroju od Quidditcha.
- Dobra - zgodziła się. Zegar pokazywał pół do siódmej, więc miała jeszcze pół godziny.
- Chłoczyść - machnęła różdżką, gdy jej przyjaciółka zamknęła drzwi, a w pokoju zrobiło się czyściutko. Uśmiechnięta wzięła ręcznik i zniknęła za drzwiami łazienki. Wzięła szybki prysznic i po chwili stała już gotowa do wyjścia. Wzięła jedynie różdżkę i założyła buty. Zbiegła po schodach, a jej brązowo złote loki falowały na jej plecach. Usiadła na kanapie i dopiero wtedy zauważyła na fotelu siedzącego Rona. Wstrzymała oddech i spojrzała mu głęboko w oczy. Widziała w nich nie tylko złe emocje jak żal i ból, ale też radość i dumę.
- Gratuluję, że dostałeś się do drużyny - powiedziała cicho, wyrywając ich z transu. Zamrugał oczami ze zdziwienia i kiwnął głową.
- Dzięki.
- Nie ma sprawy - mruknęła i spojrzała w kominek, gdzie żarzył się ogień. Nastała krępująca cisza, nigdy tego nie lubiła. Zawsze miała wrażenie, że chciał jej coś powiedzieć, ale i tak nigdy nic takiego nie nastało. Często na ten temat główkowała, dlaczego tak się działo, że gdy oboje milczeli, nie czuła się z tym dobrze i zaczynała jakiś banalny temat. Teraz na szczęście wyręczyła ją Ginny.
- Idziemy? - Nie zaszczyciła swojego brata nawet spojrzeniem. Odchyliła delikatnie ramię, a Hermiona wzięła ją pod rękę i ruszyły do Wielkiej Sali.
- Hooch zrobiła nam zebranie i mówiła, że będziemy mieli treningi, co dwa dni, oprócz weekendów. Masakra - mruknęła.
- Aż, co dwa dni?
- Nooo.
- To ładnie, Malfoy będzie nie do życia na patrolach - wyrwało jej się zanim zdążyła ugryźć się w język.
- Hermiono Granger, przerażasz mnie, ciągle gadając o tej fretce.
- Daj spokój, koniec tematu - burknęła i weszły do sali. Usadowiła się wygodnie między Seamusem a Katie, a na przeciwko usiadła Ruda z Deanem. Wyglądali dość romantycznie, co ją bardzo cieszyło. Lubiła, gdy ona była szczęśliwa. Nałożyła sobie makaronu i polała go sosem i zaczęła pałaszować. Myślała, że umrze z głodu na tych trybunach, nawet nie wiedziała, kiedy, a sobota zleciała jak z bata strzelił. Gdy popijała sok z dyni, poczuła na sobie wzrok Joe. Spojrzała w jego kierunku, a on jak gdyby nigdy nic, wpatrywał się w nią. Posłał jej delikatny uśmiech i zaczął jeść dalej swój posiłek. Zdziwiona jego reakcją, potrząsnęła głową i przejechała wzrokiem po stole Ślizgonów. Zabini siedział i dyskutował żwawo z Nottem, a miejsce koło niego było puste. Zawsze siedział tam Draco... Pokręciła szybko głową wyrzucając te wstrętne myśli z głowy. Nie wiedziała, co się działo, ale było to dziwne. Nie chciała o nim przecież myśleć. Lecz w tej chwili przypomniało jej się, że dzisiaj patroluje korytarze. A z racji, że jej wróg i kompan jednocześnie leży w Skrzydle, miała patrolować sama. Wzdrygnęła się na myśl o tym. O wiele bardziej wolała mieć towarzystwo, nawet jego, niż samej wałęsać się po szkole. Przeszły ją ciarki, na myśl o mrocznych korytarzach, oblanych ciemnością. Wzdrygnęła się lekko i wstała od stołu.
- Idziesz już?
- Tak, pójdę się przejść na błonia - posłała uśmiech przyjaciółce i wyszła na korytarz. Gdy była tuż przy wyjściu usłyszała za sobą kroki. Odwróciła się i spojrzała z zaciekawieniem na chłopaka, który szedł najwyraźniej w jej stronę.
- Hej.
- Hej - odparła ostrożnie. Przyglądała mu się z zaciekawieniem.
- Mogę ci potowarzyszyć? - Zrobiła duże oczy, lecz pokiwała głową na znak, że się zgadza. Szli chwilę w milczeniu, kiedy kolejny raz się odezwał.
- Nie myślałem, że Hogwart może być taki czarujący. Durmstrang, to zupełnie, co innego - zaczął niskim barytonem. Granger spojrzała na niego zaciekawionym wzrokiem. Czytała dużo tej szkole, ale zawsze chciała poznać ją z innej perspektywy.
- Jak tam jest? - Zdziwił się jej pytaniem, ale po chwili zaczął opowiadać:
- Chodzi ci o wygląd szkoły, czy o zasady tam panujące? - Spojrzał na nią.
- O to i o to.
- Więc wygląd...hm. To też jest zamek, ale o wiele mniejszy niż Hogwart. Tutaj kilka razy w ciągu jednego dnia zdążyłem się zgubić - wskazał kciukiem za plecy i zaśmiał się cicho.
- No fakt, ja w dalszym ciągu mam wrażenie, że kryje się w nim pełno niespodzianek - odparła przypominając sobie pierwszy patrol.
- Wracając, nasz zamek ma jedynie cztery piętra, ale jest tam znacznie więcej zielonych terenów w około niż tutaj.
- Pewnie mieliście dużo zajęć?
- Tak i to strasznie dużo. Wiesz, ta szkoła w szczególności daje nacisk na czarną magię - Hermiona wzdrygnęła się na dźwięk tych słów. Ta dziedzina kojarzyła się jej ze śmierciożercami i Voldemortem.
- No tak, Wiktor mi wspominał - mruknęła pomału, gdy doszli do kamiennych schodów.
- Wiktor? - Zapytał zaciekawiony. Ona spojrzała na niego niemo, a po chwili ocknęła się ze swoich myśli.
- No tak, Wiktor Krum.
- Znasz go?
- Można tak powiedzieć - odparła, marszcząc brwi i czerwieniąc się lekko. Chłopak przyglądał się jej uważnie.
- To zabawne, też go dobrze znam. Nawet za dobrze - zaśmiał się.
- Więc mówisz, że nauczają czarnej magii - Granger starała się wrócić do tematu. Joe skinął głową i usiedli na kamieniach, które porastał mech.
- Rygor, dobre maniery, mundury, przygotowanie do bitwy... - zaczął wymieniać, głownie męskie zadania - to wszystko, czego nas tam uczono - posłał jej nikły uśmiech.
- Zupełnie, co innego niż tutaj - odwzajemniła gest i spojrzała na jezioro wdychając głęboko powietrze do płuc.
- Tak, dwa inne światy - zaśmiał się.
- Już pewnie poznałeś zasady Slytherinu? - Zapytała.
- Masz na myśli tępienie szlam i wieczną wojnę z Gryffindorem? - Ona jedynie pokiwała głową i zrobiła kwaśną minę.
- Tak, to.
- Nie bawię się w takie rzeczy. Nie kręci mnie to - wzruszył ramionami, a dziewczyna wybałuszyła na niego oczy. On zaśmiał się widząc jej minę, a po chwili zaczął bawić się różdżką.
- Myślałam, że jak dostałeś się do Slytherinu, to do niego pasujesz.
- Slytherin to nie tylko czysta krew, Hermiono - spojrzał na nią delikatnie - oczywiście tym kierował się Salazar Slytherin, ale inni zaraz po nim utworzyli też inne cechy. Takie jak ambicja, czy spryt - zauważył. Granger spoglądała na niego z ciekawością. Z każdą minutą zaczynał jej imponować. Od samego początku wiedziała, że nie jest zwykłym osiłkiem z pustą głową. Miał w niej trochę oleju.
- Nie mówię, że nie - odparła delikatnie - ale niestety, teraz to jest priorytetem uczniów - westchnęła.
- Nie po wojnie.
- Co masz na myśli? - Zapytała szybko, marszcząc brwi.
- Wszystko ulega zmianie, wszyscy ulegają. Ślizgoni też. Przebywam w ich towarzystwie, to wiem, co się święci - posłał jej dziarski uśmiech.
- Sama przez sześć lat odczuwałam na skórze uroki ludzi ze Slytherinu, dlatego może ciężko mi uwierzyć w jakiekolwiek zmiany - westchnęła i wstała spoglądając na zegarek. Pokazywał dwudziestą pierwszą. Za pół godziny zaczynała samodzielny patrol.
- Idziemy powoli? - Zapytał widząc jak kręci się wokół kamienia.
- Tak, mam patrol - skinął głową i ruszyli tą samą drogą, co przyszli.
- Pytasz o mnie, ale nie mówisz nic o sobie - zagaił ją do rozmowy. Zarumieniła się lekko.
- Przepraszam, jeżeli cię to uraziło...
- Nie, chcę po prostu się też dowiedzieć czegoś o tobie. Słyszałem już dużo rzeczy, ale wiesz, zawsze lepiej dowiedzieć się od właściwej osoby.
- A co słyszałeś? Wiadomo, brzydka szlama, która wiedzę posiada jedynie z podręczników - burknęła. On zaśmiał się pod nosem, na co dziewczyna zgromiła go wzrokiem.
- Co?
- Powiedziałaś zupełne przeciwieństwo tego, co słyszałem - zaciekawiła ją jego wypowiedź, dlatego czekała, aż ją rozwinie.
- Piękna Gryfonka o niesamowitych umiejętnościach i wiedzy, przerastającej każdego, w Hogwarcie - powiedział.
- Jeżeli usłyszałeś to od McGonagall albo Hagrida, to się nie liczy - wskazała na niego palcem i uniosła brwi.
- Ani od niej, a ni od niego. Od kogoś innego - zachichotał widząc jej zaciekawienie na twarzy.
- Od kogo? - Zmrużyła niebezpiecznie powieki.
- Nie powiem, nie bądź wścibska - uniósł jedną brew i dalej chichotał.
- Nie jestem! - Żachnęła się poruszona.
- Dobra, dobra - zaśmiał się - idę do lochów, bo jeszcze zarobię szlaban od pani Prefekt Naczelnej - odparł przybierając dostojną postawę i poważną minę. Ona jedynie zaczęła się śmiać.
- A żebyś wiedział! Zmiataj stąd! - Zaśmiała się głośno i kręcąc głową ruszyła do swojego dormitorium, aby się przebrać.
~~~


            Zabini właśnie wracał do Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Wypił dwa piwa kremowe, niestety sam, gdyż Draco był w szpitalu, a nikogo lepszego do picia oprócz jego kumpla nie ma. Nie podziałały na niego kompletnie, ale przynajmniej zatamował pragnienie, jakie go dzisiaj dopadło, po eliminacjach. Szedł teraz spokojnie w stronę lochów, kiedy usłyszał cichy śmiech i rozmowę dwójki osób. Nie był zwolennikiem podsłuchiwania, nawet brzydził się tym, więc starał się nie zwracać na te szepty uwagi, ale ten śmiech skądś kojarzył. Zmarszczył brwi i zaczaił się na zakręcie jednego z korytarzy. Wychylił lekko głowę i widok, który zobaczył nie tylko przyprawił go o mdłości, ale również o zdenerwowanie. Krew w nim zawrzała, a dłonie samoistnie zacisnęły się w pięści. Jego zachowanie nie miało kompletnie żadnego wytłumaczenia. Przyglądał się dwójce migdalących się ze sobą osobników i miał niewyobrażalnie wielką ochotę roznieść jednego z nich na drobniutkie kawałeczki. Ginny stała oparta o ścianę, a Dean przyległ do niej całując ją tak obrzydliwie, że Zabini nie mógł znieść tego widoku. Słyszał jedynie mlaskanie i głośny oddech chłopaka. Nim ktokolwiek z całej trójki zauważył, Ślizgon znalazł się przy Thomasie i odciągnął go za ramiona do tyłu. Ginny stanęła jak otępiała przyglądając się całej sytuacji. Blaise, popchnął jej chłopaka przed siebie i zacisnął w dłonie w pięści.
- Zabini, co ty odwalasz? - Zawołał rozkładając ręce w zdumieniu.
- Gówno, liżesz się z nią, jakbyś, co najmniej talerz oblizywał - odparł z obrzydzeniem. Podszedł do niego i z całej siły, a miał jej dużo, zamachnął się i dał mu prosto w twarz. Chłopak cofnął się o trzy kroki łapiąc za bolący i krwawiący nos. Ginny pisnęła i chciała do niego podbiec, ale Zabini przytrzymał ją jedną ręką i z powrotem ruszył w stronę Gryfona.
- Mięczak - warknął w jego kierunku i zwinnym ciosem powalił go na ziemię, dając kopniaka w brzuch, na co on jedynie skulił się na podłodze.
- Dean! - Ginny podbiegła do niego szybko i pomogła mu wstać. Odwróciła się do Ślizgona i zgromiła go wzorkiem.
- Co ci odwaliło?! Kompletnie postradałeś zmysły?! - Zdenerwowana podeszła do niego chcąc uderzyć go w twarz, ale delikatnie złapał jej nadgarstek i jednym sprawnym ruchem przyciągnął do siebie i musnął jej usta swoimi, na co Dean jedynie zawył i ruszył w ich kierunku. Blaise odepchnął delikatnie dziewczynę i złapał chłopaka za ramię, chyląc się od jego ciosu i sprawnie powalił go na ziemię. W tym czasie zjawiła się na korytarzu Granger i spojrzała szeroko otwartymi oczami na całą sytuację.
- Co tu się dzieje?! - Wrzasnęła i podbiegła do leżącego na ziemi Thomasa. Jednym zaklęciem poskładał mu nos i razem z Weasley pomogły mu wstać.
- To on się na mnie rzucił - Dean wskazał palcem na Ślizgona, który mierzył go obojętnie wzrokiem. Granger spojrzała na niego oburzona.
- Zabini, totalnie oszalałeś?! MINUS PIĘTNAŚCIE PUNKTÓW DLA SLYTHERINU ZA BÓJKĘ!
- Tylko?! Powinien zostać ukarany - zaczęła Ginny, na co Hermiona odwróciła się i uciszyła jednym ruchem ręki.
- Minus dziesięć punktów dla Gryffindoru za wałęsanie się po ciszy nocnej! - Zawołała w jej stronę i tym samym spowodowała, że nie odzywała się już, tylko zajęła się czyszczeniem ran swojego chłopaka.
- A ty Zabini - wskazała na niego palcem. Była bardzo zdenerwowana, a widząc jego minę, która świadczyła o tym, że kompletnie niczym się nie przejął, jedynie przyprawiała ją o kolejne fale wściekłości.
- Wracaj lepiej do siebie, za nim ukaram cię szlabanem! - Warknęła. On bez słowa odwrócił się i pomaszerował dumnie do lochów.
- Co tu się stało? - Zapytała wreszcie ze spokojem i odwróciła się do poszkodowanych.
- Staliśmy sobie spokojnie, a on nas zaatakował, a później pocałował Ginny - powiedział Dean z wyraźnym grymasem na twarzy - to chciałem mu oddać  - jeszcze bardziej się skrzywił, a Hermiona wybałuszyła oczy w kierunku Rudej, która teraz była czerwona jak burak.
- Blaise cię pocałował?
- Nie wiem, jak, dlaczego, po co, ale chyba umrę ze wstydu za chwilę - żachnęła się, spoglądając przyjaciółce w oczy.
- Dobra, pogadamy o tym jutro, a teraz obydwoje idźcie lepiej do siebie, zanim złapie was Filch - odparła i po chwili jej znajomi zniknęli na schodach prowadzących do wieży Gryfonów. Granger otrząsnęła się z dziwnych myśli i dalej zaczęła patrolować korytarze. Miała zamiar zacząć od lochów, ale strach zjadał ją od środka. Jej słuch znowu wyostrzył się do maksimum, gdy tylko weszła na teren Ślizgonów.
- Lumos - powiedziała chicho i sprawdzała każdy korytarz po kolei. Gdy zaczęła iść w kierunku parteru, a następnie pierwszego piętra usłyszała szmer. Z czujnością spojrzała w ciemność przed sobą i spokojnie obracała się w drugą stronę, ale nic nie widziała, a zwłaszcza nie słyszała. Jej serce znowu zaczęło walić jak oszalałe, miała kolejny raz dreszcze. Wzięła kilka głębokich oddechów i ruszyła po schodach. Na pierwszym piętrze, gdy przechodziła obok klasy Mugoloznawstwa, znowu usłyszała ten dziwny szmer. Zatrzymała się i starała się wsłuchać w odgłosy, które dochodziły z głębi korytarza. Próbowała iść bardzo cicho, żeby to, co się tam znajdowało, nie usłyszało jej. Zgasiła światło w różdżce i zdała się na swój instynkt. Szmer się nasilał, a ona słyszała na przemian ten dźwięk z odgłosem jej bijącego serca. Przełknęła delikatnie ślinę i starała się coś zobaczyć, ale była skąpana w ciemności. Bardzo cicho podniosła różdżkę i najciszej jak mogła powiedziała:
- Lumos - ku jej oczom ukazał się Pufek. Okrągłe małe zwierzątko, które było obrośnięte różową sierścią. Kucnęła delikatnie przed nim, wydawało jej się, że był przestraszony. Na jej twarzy wystąpił uśmiech i pogłaskała delikatnie zwierzątko, które zaraz zaczęło mruczeć. Poruszyła głową, lekko chichocząc i wzięła go na ręce. Wskoczył jej na ramię, a ona jeszcze raz go pogłaskała. Gdy się odwróciła, z jej gardła wydostał się ogromny krzyk, który obudził praktycznie wszystkie postacie mieszkające w obrazach. Jej oczy były wielkie jak spodki, a jej ciało skuliło się przed ewentualnym atakiem. Oddychała tak głośno, że zagłuszała własne myśli.
- Cześć Granger - ironiczny uśmiech, zimne spojrzenie, ręce w kieszeniach. Nie, kto inny jak...
- MALFOY! - Kolejny raz wydarła się na cały głos, a on zakrył jej usta dłonią i przytrzymał, żeby się nie szarpała.
- Ty głupia szlamo, obudzisz cały zamek! - Warknął w jej kierunku. Uwolniła się od jego uścisku i spojrzała na niego groźnie. Z jej oczu tryskały pioruny w jego stronę.
- Co ty tu robisz?! - Próbowała krzyknąć szeptem, ale wyszło to, jakby miała chore migdałki, co chłopak skwitował gromkim śmiechem.
- Stoję?
- Przecież leżałeś w szpitalu! - Machnęła ręką, a on jedynie poruszył brwiami do góry i w dół.
- Ma się te sposoby, żeby wyjść.
- Jesteś nie poważny?! Mogłeś dać mi dzisiaj spokój! - Pisnęła.
- Jak ty się nawet boisz takiego Pufka. Już nie mówiąc o ciemnościach - zarechotał i ruszył korytarzem przed siebie. Granger długo nie stała sama i dogoniła go szybko.
- W cale się nie boję!
- Nie? To, czemu się tak skradałaś do tej włochatej kupy? - Zapytał unosząc jedną brew. Pufek prychnął gniewnie, a Hermiona poczerwieniała na policzkach.
- Śledzisz mnie?!
- Nie. Obserwuję - zaśmiał się kolejny raz.
- To na to samo wychodzi!
- Może dla ciebie - odparł beznamiętnie i weszli na drugie piętro.
- Obserwowałeś mnie i lazłeś za mną, czyli mnie śledziłeś tępaku!
- Obserwowałem Granger, twoje poczynania jak świetnie się skradasz - kolejny raz wybuchł śmiechem, a ona zacisnęła małe piąstki ze złości.
- Bardzo śmieszne, ciekawe jak ty byś wyglądał, jakbyś słyszał jakiś szmer - burknęła zakładając ręce na piersi.
- Na pewno nie tak komicznie jak ty - spojrzał na nią i wytknął jej język w ironicznym uśmiechu. Obrzuciła go spojrzeniem godnym trolla i z uniesioną głową ruszyła do przodu.
- A propos, przypilnuj swojego kumpla, żeby nie wszczynał niepotrzebnych bójek - powiedziała z wyrafinowaniem i zaczęli wchodzić na kolejne piętro.
- Co ty bredzisz, Granger? - Zapytał zdumiony.
- Nie bredzę, tylko uprzedzam Malfoy. Zabini następnym razem nie będzie miał karty ulgowej - mruknęła, gdy sprawdziła ostatni zaułek.
- O co chodzi, co on zrobił? - Zapytał zdziwiony.
- Sam niech ci powie - odparła wzruszając ramionami.
- Granger, nie denerwuj mnie, gadaj.
- Nie. Niech sam ci opowie - warknęła w jego stronę.
- Aleś ty głupia, nie możesz powiedzieć?
- Nie.
- Słuchaj, szlamo...
- No, co? - Uniosła wyniośle głowę patrząc w jego stalowe tęczówki. Z całej siły starała się w nich nie zatracić, co było w tej chwili możliwe, gdyż stali na moście łączącym dwa bloki budynku, a światło księżyca pięknie odbijało się od jego oczu. Blond włosy nie były już ulizane, jak za dawnych lat. Teraz stanowiły uroczy i jeszcze bardziej pociągający nieład, a delikatne kawałki grzywki opadały mu na czoło, przez, co Hermiona czuła, że jej tętno przyspiesza. Draco najwyraźniej to wyczuł i podszedł do niej bliżej. Jego twarz nie ujawniała żadnych emocji, a ona wpatrywała się w niego z nieukrywaną wyższością, lecz gdy się zbliżył, poczuła jak za moment zostanie przerwana linia bezpiecznej odległości, między nimi. Szybko odeszła kilka kroków, zostawiając go i prychnęła.
- Nie działają na mnie te twoje gierki - powiedziała zjadliwie idąc z przodu. On uśmiechnął się diabolicznie pod nosem. Jej twarz w blasku księżyca była prawie idealna. Dlaczego prawie? Musiał znaleźć, choć jedno, ale, bo przecież była to szlama. Gryfońska szlama, nie miała prawa wzbudzać u niego jakichkolwiek emocji, a zwłaszcza takich reakcji cielesnych, których właśnie doświadczył. Wydawało mu się to absurdalne, ale nie mógł zaprzeczyć, że ta chwila słabości bardzo mu się spodobała i zapragnął jeszcze.
- A ktoś powiedział, że mają działać? - Zapytał cmokając przy tym z dumą. Stanęła w miejscu i patrzała na niego zimnym wzrokiem. On jedynie wyminął ją z lekko otwartą buzią i uniesioną brwią. Mina ta miała oznaczać, że trafił w jej czuły punkt. Nie wszystko kręciło się wokół niej.
- Dupek.
- Szlama.
- Frajer.
- Szlama.
- Egoista.
- Szlama.
- Debil.
- Szlama.
- Gumochłon.
- Szlama.
- Fretka.
- Szla...
- DOŚĆ! Jesteś wstrętnym aroganckim i zakochanym w sobie prosiakiem! - Warknęła zdenerwowana i wypuściła gniewnie powietrze. On zatrzymał się, mierząc ją wzrokiem.
- Nie obrażaj mnie w ten sposób, Granger.
- Ty mnie obrażałeś całe życie, Malfoy.
- Mam do tego podstawy.
- Ja też - warknęła. Mierzyli się nawzajem wzrokiem.
- Nie waż się tak więcej mówić - ona jedynie się zaśmiała i odeszła kilka kroków przed siebie, stając przed schodami na szóste piętro.
- Gdzieś już to słyszałam - prychnęła i gdy chciała wejść, zagrodził jej drogę. Stojąc na stopniu wyżej, czuła się przy nim bardzo dziwnie. Dosięgała mu zaledwie do klatki piersiowej. Zmarszczyła brwi i chciała go wyminąć, lecz on oparł się rękoma o poręcze tarasując jej drogę i nachylił się tak, że prawie stykali się twarzami. Hermiona znowu poczuła tą niebezpieczną odległość, ale jej nogi odmówiły posłuszeństwa. Do jej nozdrzy dotarł zapach drogich męskich perfum, które oszołomiły jej umysł.
- Szlamy zawsze zostaną szlamami, a inne cechy się zmieniają - wycedził przez zaciśnięte zęby. Granger bardzo mocno odczuła jego wyniosłość, dlatego resztę patrolu spędzili w milczeniu. Zostawiła go na siódmym piętrze i udała się do wieży Gryffindoru bez słowa. On zszedł do lochów. Gdy Hermiona wykąpana i ubrana w piżamę weszła do łóżka, zegarek wybił godzinę drugą w nocy. Westchnęła i opatuliła się szczelnie kołdrą. W jej myślach dalej krążył obraz Dracona w blasku księżyca. Dziewczyno, to twój największy wróg, to Malfoy, Draco Malfoy, śmierciożerca, cyniczny klon swojego ojca, przestań o nim myśleć! Cichy głosik krzyczał gdzieś w zakątkach jej duszy. Mała, perłowa łza spłynęła po jej policzku, gdy wspominała lata upokorzeń i wyzwisk. Przekręciła się na drugi bok, ale w dalszym ciągu nie mogła zasnąć. 

czwartek, 22 sierpnia 2013

7.

         "Nigdy nie mów nigdy, ponieważ granice takie jak strach są zazwyczaj tylko iluzją"




   Na drugi dzień, zgodnie z obietnicą Hermiona i Draco nie powiedzieli nikomu ani słówka. Dziewczyna wyszła bardzo szybko ze szpitala, więc nikt się nawet nie zorientował, że nie było jej przez całą noc w dormitorium. Ginny za to podejrzewała, że coś jest nie tak, ale gdy zapytała się przyjaciółki, co ukrywa odparła, że spieszy się na Obronę Przed Czarną Magią. Nie podobało jej się to, a w dodatku, Malfoy też się dziwnie zachowywał. W głowie roiło się jej bardzo dużo różnych scenariuszy, ale każdy kolejny był absurdalny, dlatego dała sobie spokój. Po zajęciach OPCM, które miała po starszym roczniku, wyszła bardzo zdenerwowana. Nowy nauczyciel, mianowicie Joseph Baker był wysokim mężczyzną, około dwóch metrów, posiadał ciemne blond włosy, które zawsze miał postawione na żel, duże piwne oczy i ogromny uśmiech. Przypominał młodej Weasleyównie Lockharta, zakochanego w sobie, wiecznie napuszonego, pustego faceta. A na domiar wszystkiego zadał wypracowanie na dwie rolki pergaminu o legilimencji i oklumencji. Za chiny nie wiedziała jak się do tego zabrać, a Hermiona musiała napisać wypracowanie z Harrym na Transumatcje. Dlatego zostało jej się skierować albo do Ronalda, albo biblioteki. Wybrała bardziej wiarygodny punkt informacji.
- Dzień dobry - powiedziała w miarę cicho do bibliotekarki, a ta jedynie skinęła głową.
- Pomóc w czymś?
- Szukam książek o legilimencji i oklumencji - zaczęła pomału, a pani Pince od razu ruszyła między regały. Ruda podążyła za nią, obserwując jak ów kobieta wybiera odpowiednie książki. Gdy skończyła podała jej cztery wolumin i uśmiechnęła się.
- Proszę, tu powinnaś wszystko znaleźć, w razie jakbyś czegoś jeszcze potrzebowała, będę przy biurku - kiwnęła głową i odeszła. Ginny westchnęła i usadowiła się przy jednym ze stolików i wyjęła potrzebne jej rzeczy. Zaczęła przeglądać książki i pisać wypracowanie. Nie trzeba było długo czekać, aby ktoś jej przeszkodził.
- Hej Ginny - podniosła delikatnie głowę, wiedząc doskonale czyj to głos. Spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się delikatnie.
- Hej Dean.
- Co tam robisz? - Zapytał. Ginny westchnęła w duchu wywracając oczyma, ale nie chciała być opryskliwa.
- Piszę wypracowanie dla Bakera.
- Nie lubię gościa, taki zarozumiały jest - odparł od razu, ku jej zaskoczeniu.
- Właśnie, na dodatek strasznie przypomina Lockharta.
- Myśli, że jest najlepszy - mruknął, spoglądając na jej pismo. Zaśmiała się lekko.
- No dokładnie - skwitowała.
- Słuchaj Ginn... - zaczął, a ona drgnęła z niepokojem. Doskonale pamiętała, jak się rozstali, przez głupią sprzeczkę, a później jak mocno był zazdrosny o Harrego. Nie żałowała, tego związku. Miała go czasami dosyć, przez to, że traktował ją jak małą dziewczynkę, ale tak na prawdę był bardzo kochany. Przez jej myśl przeleciało, że tęskni za czymiś oparciem. Bycie w związku z kochającym mężczyzną, to w pewnym rodzaju, poczucie bezpieczeństwa, którego ostatnimi czasu bardzo jej brakowało. 
- Tak?
- Wiem, że ostatnio nam się nie układało, a nawet było między nami tragicznie - zaczął powoli, bawiąc się palcami. Dziewczyna wyłapała to sugerując, że się denerwuje. Spojrzała na niego z politowaniem.
- No niestety - mruknęła, odkładając pióro.
- Posłuchaj, ja dalej cię kocham - powiedział szybko na wydechu. Zamrugała kilkakrotnie, analizując jego wypowiedź. Zrobiło jej się dziwnie gorąco.
- Dean...
- Nie, poczekaj. Może spotkajmy się w piątek? Po lekcjach? - Dodał bardzo szybko widząc jej minę. Ginny poczuła się jakby ktoś podstawił ją pod ścianą, bez możliwości ucieczki. Gdzie podziała się ta niezależna i twarda Ginewra?
- Tak, pewnie - usłyszała ze swoich ust, a dopiero po kilku sekundach dotarło do niej, co zrobiła. On wziął jej dłonie w swoje ręce. Były niesamowicie gorące, co odebrała jako zdenerwowanie. Posłała mu uśmiech, który na pozór był wymuszony.
- Oh, gołąbeczki znowu razem? Jakie to słodkie! Aż obrzydliwe - Blaise Zabini przechodził akurat koło ich stolika i nie przeszedł by przecież bez żadnej aluzji.
- Spadaj, Zabini - mruknął do niego Thomas.
- Ohoho, grozisz mi? - Zaśmiał się szczerze i stanął przed nimi z rękoma w kieszeniach. Weasley wywróciła oczami i zabrała delikatnie swoje dłonie.
- Mogę zacząć.
- No dawaj, proszę - rozłożył ręce i uśmiechał się ironicznie.
- Koniec tego! - Warknęła dziewczyna i wstała zbierając swoje rzeczy - nie wtrącaj się w nie swoje sprawy Zabini - podeszła do niego na tyle blisko, że poraziła go, mała odległość między nimi - do piątku, Dean - zwróciła się w jego kierunku i skierowała do wyjścia z biblioteki. Gdy zniknęła im z oczu, Ślizgon obrzucił jedynie Gryfona lodowatym spojrzeniem i ruszył również do wyjścia. Musiał przyznać, że ta mała ruda wredota zaimponowała mu, swoim temperamentem. Gdy wyszedł na korytarz, nie zauważył już jej nigdzie, ale w jego głowie ciągle dudniły słowa 'do piątku, Dean'. To znaczy, że mieli się spotkać. Nie żeby zainteresował się nią, ale nie mógł zrozumieć, po cholere znowu chce do niego wrócić. Wywrócił oczami wzdychając i skierował się do lochów.
            Za to Ginny weszła do Pokoju Wspólnego, w którym spotkała Hermionę zawzięcie piszącą po pergaminie, przy stoliku, koło kominka. Usiadła na przeciwko niej i wyjęła ponownie swoje rzeczy. W milczeniu każda skończyła pisać swoją pracę domową.
- Ale mnie palce bolą - Ruda westchnęła masując prawą dłoń.
- Nie aż tak bardzo, musisz się przyzwyczajać - posłała jej uśmiech.
- Taa - mruknęła.
- Jak ci dzisiaj minął dzień? - Zapytała, na co Ginny pokiwała głową na boki.
- Tak, wiesz. Jako tako.
- To jak u mnie - stwierdziła i zaczęła pakować swoje rzeczy.
- Umówiłam się z Deanem - Granger zaprzestała wykonywać swoje czynności i spojrzała pytająco na przyjaciółkę.
- Tak jakoś wyszło, zagadał do mnie i się zgodziłam - wzruszyła ramionami.
- Na pewno tego chcesz? Przecież się z nim rozstałaś - odparła zdziwiona.
- No tak, ale przecież można spróbować jeszcze raz?
- Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki - odparła od razu, posyłając jej oko.
- Jasne, już to widzę - burknęła i razem ruszyły do dormitorium.
- Spotkaj się z nim, a później zobaczymy, co z tego wyniknie - odparła słusznie i obie opadły na miękki dywan w pokoju Granger.
- Ej, a co z tym puchonem? - Hermiona zmarszczyła brwi, gdy sobie o nim przypomniała i zerknęła na Rudą. Po chwili ciszy odparła:
- Jest przystojny, fajny, miły i inteligentny, ale...zobaczymy, co z Deanem. Jak nie wyjdzie, to zacznę działać w jego kierunku - posłała jej uśmiech.
~~~
            Joe przechadzał się po swoim dormitorium, gorączkowo myśląc, co odpisać na dręczący go list. Leżał u niego w szafce już trzy dni, a sowa, która go przysłała, codziennie przylatywała, co kilka godzin, żeby tylko odebrać odpowiedź. Denerwowała go cała ta sytuacja, a jeszcze bardziej to, że musiał tutaj siedzieć. Nic nie wskóra przez dobre kilka miesięcy, nie da rady. Więc, po, co cała ta szopka? Westchnął siadając na łóżku. Przejechał dłońmi po twarzy. Wyszedł ze swojego dormitorium i gdy przechodził przez Pokój Wspólny w celu wydostania się na korytarz, ktoś go zawołał.
- Ej, Lavard! - Malfoy siedział wygodnie na dużej skórzanej kanapie, a obok niego siedziała Astoria, opierając się o jego ramię. Na fotelu rozkładał się Zabini a na drugiej kanapie Pansy i Goyle. Wywrócił lekko oczami i odwrócił się w jego kierunku. Ujrzał dwie butelki Ognistej Whisky na stoliku i pełno szklanek.
- Tak? - Zapytał spokojnie.
- Chodź, napijesz się z nami - odparł uśmiechając się głupkowato. Joe z jednej strony i tak nie miał lepszego pomysłu na wieczór, więc dosiadł się do nich i po kilku minutach sączył już trunek z lodem.
- Powiedz, co cię do nas sprowadza? - Blaise spoglądał na niego mrużąc oczy.
- Nauka, co innego? - Odparł ostrożnie.
- Słyszałem, że jesteś z Durmstrangu - zapytał blondyn.
- A no tak.
- Czemu zmieniłeś szkołę?
- Problemy w nauce - wypił do końca to, co miał w szklance i uśmiechnął się diabolicznie - i nie tylko.
- To czeka nas długa rozmowa - Draco uśmiechnął się i nalał mu kolejnego drinka. Pomimo wielu prób wypytywania, co jednak skłoniło chłopaka do zmiany szkoły, on pozostawał nieugięty. Perfekcyjnie wymijał każde podchwytliwe pytanie, przez co reszta Ślizgonów, praktycznie przez dobre dwie godziny, nie dowiedziała się niczego. Joe za to świetnie się bawił, obserwując towarzyszy, którzy po skończeniu dwóch butelek, mamrotali już niewyraźnie pod nosem. W jego poprzedniej szkole, gdy zaczynali pić, kończyli nad ranem, a ilość trunków była trzykrotnie większa niż tutaj. Mają tutaj słabą głowę, przeleciało mu przez myśli.
~~~

            Nastała bardzo ciepła sobota. Na stadionie zaczęło zbierać się sporo uczniów, którzy mieli zamiar obserwować eliminacje do drużyny Hogwartu. Wiadomo było, że nie będzie to łatwa walka, ponieważ cały Hogwart posiadał bardzo dobrze wyszkolonych zawodników. Hermiona po kolejnym patrolu z Malfoyem myślała, że osiwieje. Tym razem nie rozdzielali się nigdzie, lecz sama nie wiedziała już wtedy, czy woli odkrywać nowe tajemne klasy, czy jednak słuchać jego gadania przez pół nocy. Non stop się sprzeczali, zaczepiał ją o wszystko, co tylko powiedziała, miała go serdecznie dosyć, a on się najwyraźniej świetnie bawił, dręcząc ją. Cokolwiek by nie powiedziała, miał na to odpowiedź. Z wielką ulgą położyła się w łóżku, po skończeniu patrolu, a na drugi dzień unikała go jak ognia. W piątek zaś, nie zdążyła nawet porozmawiać z Ginny przed jej spotkaniem i po spotkaniu z Deanem, ponieważ profesor McGonagall prosiła ją na rozmowę w sprawie tej tajemniczej klasy.
            Teraz siedziała razem z innymi Gryfonami na trybunach, kibicując dzisiaj swoim przyjaciołom. Obok niej siedziała Luna, a z drugiej strony Neville. Rozglądała się dokładnie po boisku i miała wrażenie, że zebrał się tutaj cały Hogwart. Wszyscy nauczyciele siedzieli po jej prawej stronie, a pani Hooch wkroczyła nagle na boisko. Zagwizdała mocno, a nastała totalna cisza, słychać było jedynie śpiew ptaków. Spojrzała po wszystkich i przyłożyła różdżkę do gardła.
- Witam wszystkich na eliminacjach do drużyny Quidditcha! - Jej głos rozległ się przeraźliwie głośno po całych błoniach.
- Zaczynamy od wyboru trzech ścigających! Walka odbywać się będzie po cztery osoby z każdego domu! Kafel zostanie zaczarowany, tak, że będzie go trzeba odebrać, niewidzialnej osobie i zdobyć jak najwięcej punktów do obręczy w ciągu pięciu minut! - Hermiona ujrzała jak na sam szczyt wlatuje ogromna kwadratowa tablica, na której były nazwy wszystkich domów z licznikiem punktowym. Po tym profesor Hooch wyjęła długi pergamin, na którym znajdowała się lista wszystkich zawodników. Wyczytała pierwszą czwórkę.
- Zapraszam do siebie Katie Bell, Zachariasza Smith, Rogera Davis, Roberta Urquhart! - Po tym z czterech wejść na boisko wyszli pojedynczy ściagjący z każdego z domów, w szatach o danych kolorach. Wszyscy wpatrywali się w nich z ciekawością. Hermiona kojarzyła jedynie z widzenia Davisa i Urquharta. Wiedziała dobrze, że Katie Bell jest bardzo dobra w te klocki, w końcu grała w Quidditcha od samego początku.
- Jak myślicie, kto wygra tę rundę? - Zapytała Luna. Neville wzruszył ramionami.
- Ja stawiam na Katie - odparła Hermiona.
- Ale Zachariasz też jest dobry - odparł Longbottom z wyraźnym przejęciem.
- Zaczynają! - Granger wskazała palcem i wszyscy obserwowali ich w milczeniu. Miotła z niewidzialnym ścigającym wzbiła się w powietrze razem z kaflem krążąc po całym boisku, a zawodnicy ruszyli w jego kierunku z zamiarem odebrania piłki. Liczyła się tutaj szybkość i spryt. Katie złapała go, jako pierwsza i poleciała wrzucać do obręczy. Pierwsze dziesięć punktów dla niej. Zawodnicy przepychali się, robili kręciołki, wszystko żeby tylko nabić jak najwięcej punktów. Podczas gdy Davis leciał z kaflem, Smith chciał go jemu odebrać, a po drugiej stronie znalazł się Urquhart, ścisnęli go na tyle mocno, że przy samej obręczy nie zdążył jej wyminąć i jego miotła zahaczyła o słupek, powodując tym samym jego upadek. Gdy czas się skończył, był remis pomiędzy Katie a Zachariaszem.
- Widzicie, mówiłem - mruknął Neville.
- Oj, da radę, na pewno jeszcze będą dogrywki - upierała się Miona.
- Demelza Robins! Erick Cadwallader! Robin Bradley! Xavier Vaisey! - Kolejno Gryfoni, Puchoni, Krukoni i Ślizgoni byli wywoływani na boisko, a starcia po między nimi wzrastały z każdą minutą. Tym razem odpadł Krukon i Puchon, zostały dwie minuty do końca i walczyli między sobą Xavier i Demelza. Granger razem z Luną i Nevillem krzyczeli głośno imię Robins, ale niestety wygrał tym razem Ślizgon, który zaczął wymachiwać pięścią w geście zwycięstwa.
- Ginewra Weasley! Gai Ayako! John Chambers! Cassius Warrington! - Kolejni zawodnicy wyszli na boisko. Granger zacisnęła mocno kciuki, patrząc na przyjaciółkę, która była jedyną dziewczyną w tym składzie. Obserwowała ją, jak świetnie sobie radziła i głośno jej dopingowała. W ostatniej minucie ich starcia, gdy leciała do obręczy, Ślizgon podleciał do niej i uderzył mocno w lewe ramię, a ona zsunęła się z miotły, trzymając ją teraz jedną ręką. Publiczność zamarła obserwując bieg wydarzeń. Hermiona wstała i złapała się barierki na trybunach z mocno bijącym sercem.
- Dawaj Ginny, dasz radę - mruczała z trzęsącą się brodą z nerwów. Ruda za to z wielkim wysiłkiem, próbowała wgramolić się z powrotem na miotłę, ale kafel, który zawzięcie trzymała utrudniał jej to zadanie. Widziała jak zbliża się do obręczy. Jej oczy rozszerzyły się maksymalnie i z wielkim trudem zamachnęła się i wrzuciła kafla do największej obręczy, po czym usłyszała gwizdek, że skończył się czas. Zsunęła się z miotły i upadła na piasek głośno dysząc.
- Udało jej się! Jest najlepsza! - Zapiszczała Hermiona skacząc i klaszcząc w dłonie.
- Jest mega! - Zawołała Luna i obie się przytuliły.
- Na prowadzenie wysunęli się... - profesor Hooch spojrzała na tabelę wyników, a potem na trybuny.
- Xavier Vaisey! Katie Bell oraz... Ginewra Weasley! - Tłum zaczął krzyczeć i klaskać z radości! Hermiona głośno wrzeszczała imię swojej przyjaciółki ciesząc sie jak nigdy dotąd. Razem w kółeczku z Nevillem i Luną skakali dumnie w kółko ciesząc się i śpiewając hymn Gryffindoru.
- A teraz! Nadszedł czas na wybór pałkarzy! - Hooch kolejny raz wyjęła swój długi pergamin i zaczęła mówić:
- Zadaniem dla zawodników będzie jak najlepsze chronienie swoich zawodników, podczas gdy tłuczki będą niezwykle złośliwe! Więc radzę uważać, to nie są przelewki - oznajmiła i na boisko weszły po trzy osoby z drużyn, każdego z domów, a profesor zaczęła wyczytywać nazwiska.
- Ritchie Coote, Maxine O'Flaherty, Duncan Inglebee oraz Vincent Crabbe! - Pałkarze ruszyli do akcji, kiedy reszta ludzi z ich drużyny spokojnie albo podawali do siebie kafla i rzucali w stronę obręczy, albo ścigali się nawzajem, żeby utrudniać zadanie pałkarzom a jednocześnie uciekać przed szalonymi tłuczkami.
- Boże to jest straszne, dzisiaj chyba wyjdą wszyscy połamani - stwierdziła Luna, a jej głos brzmiał tak spokojnie, że Hermiona aż uniosła brew.
- Faktycznie, ale jak pałkarze się spiszą... ou! - Wrzasnęła, gdy ujrzała jak jeden z zawodników Hufflepuffu spada uderzony przez tłuczka. Tym samym pałkarz z ich domu i reszta drużyny opuścili boisko. Po tym incydencie, jedynie Gryfoni lekko oberwali, ale gdy czas się skończył, tłuczki wróciły na miejsce, a profesor Hooch wywołała kolejnych obrońców.
- Jimmy Peakes! Daniel Shocktree! Jason Samuels! Gregory Goyle! - Tłum Ślizgonów zawrzał i rozpoczęły się kolejne zmagania między domami. Tym razem odpadła drużyna Ślizgonów, gdyż sam Goyle oberwał od tłuczka. Gdy czas się skończył, ostatecznie na punkty wygrał Puchon. Z niecierpliwieniem wszyscy czekali na ogłoszenie wyników, przez nauczycielkę latania, która konsultowała się z innymi nauczycielami. W końcu wyszła na środek boiska i zagrzmiała:
- Pałkarzami zostają: Daniel Shocktree oraz Duncan Inglebee! - Rozległy się wiwaty wśród Puchonów i Krukonów, a reszta wróciła do swoich szatni.
- Teraz będzie Ron! - Zagrzmiał Neville uśmiechając się do Seamusa, który przyszedł niedawno z Deanem.
- Ciekawe jak mu pójdzie, w zeszłym roku nieźle się spisał nawet - mruknęła Luna. Hermionie przeszedł nieprzyjemny dreszcz po plecach. Po mimo tego, że była pokłócona z rudzielcem, wiedziała jak bardzo zależy mu na uzyskaniu pozycji w drużynie Gryfonów. Harry non stop o tym gadał, twierdził, że Ronaldowi nie zamykała się buzia, odkąd dowiedział się, że są dzisiaj eliminacje. Hermiona miała nadzieję, że nie zjadł go stres i wyjdzie dzisiaj na boisko.
- Mamy już prawie cały skład drużyny! Teraz musimy wybrać obrońcę! To nie jest jakieś tam stanowisko. Jest bardzo ważne! Liczy się tutaj spryt i dokładność! Nie można spuścić oka z kafla! Bo to by przyniosło okropnie złe rezultaty! Po kolei wyczytam nazwiska obrońców, którzy będę bronili obręczy przed szukającymi z nowo wybranej drużyny! Nie ważcie się w jakikolwiek pomagać im, bo zostaniecie usunięci ze swojej pozycji! To nie są przelewki! Trzeba wybrać najlepszego - zagrzmiała do szukających, którzy wzbili się w powietrze i kiwnęli głowami. Rzuciła im kafla i wyczytała pierwsze nazwisko:
- Ronald Weasley! - Rudzielec wyszedł na boisko, blady jak ściana. Ręce mu się trzęsły i pociły ze zdenerwowania. Powoli wsiadł na miotłę i uniósł się lekko nad ziemią.
- Masz dziesięć rzutów! Jeżeli obronisz wszystkich, to masz szanse być w drużynie! Do dzieła! - Zagrzmiała, a on podleciał chwiejąc się do obręczy. Musiał bronić trzech, a już teraz czuł, jakby zaraz miał zwymiotować na myśl o tym.
- On nie da rady - powiedziała Hermiona zakrywając usta dłonią.
- Da, jest dobry. Pamiętasz jak pokonał McLaggena na szóstym roku?
- Ta, dzięki mnie - odparła, na co wszyscy zrobili zdumione oczy.
- Oh, cicho - mruknęła i przyglądała się uważnie jego poczynaniom. Szukający zaczęli latać po całym boisku podając sobie kafla i rzucać do obręczy. Pierwsze rzuty, Ronald obronił perfekcyjnie i przez to nabrał wiary w siebie. Zaczął tworzyć kółka i wywijasy, odbijać do góry nogami i głową. Hermionie się to nie podobało, miała złe przeczucie.
- Dwa ostatnie rzuty! - Zagrzmiała Hooch. Ginny właśnie leciała z kaflem, Granger widziała, że jest zdeterminowana i nie może pozwolić sobie na pomaganie bratu, po grozi jej dyskfalfikacja. Podała kafla Katie a potem tuż przed obręczą odebrała go od niej i wrzuciła pierwszego gola. Ron zbladł i kolejnego już nie obronił. Granger uderzyła pięścią w barierkę.
- Cholera! - Warknęła.
- Następni! Amedius Boxhart! - Ten obrońca, nie był za dobry. Obronił za ledwie dwa kafle, a resztę wpuścił, jakby bojąc się, że stanie mu się krzywda. Gdy zszedł z boiska, Hermiona miała wrażenie, że odetchnął z ulgą.
- Grant Page! - Krukon najwyraźniej był mocno zdeterminowany do walki, lecz po dwóch pierwszych gafach, które popełnił oddał walkę walkowerem i zszedł z boiska, wycierając łzy. Nie obeszło się bez śmiechów i wyzwisk.
- A temu, co? - Dean razem z Seamusem zaczęli się śmiać.
- Jesteście okropni! Zjadła go trema, też byście się stresowali, jakbyście byli na jego miejscu - skarciła ich Hermiona.
- Niee - odparli równo. Zmierzyła ich jedynie lodowatym spojrzeniem i oglądała zmagania Ślizgona, Milesa Bletchleya. Radził sobie zdumiewająco dobrze i ku nieszczęściu, nie obronił jedynie jednego rzutu, co skutkowało tym, że Ron nie dostał się do drużyny.
- Obrońcą zostaje jednogłośnie Miles Bletchley! - Hooch poklepała go po plecach a on ciesząc się zniknął w szatni, gdzie za pewne został mile powitany przez nową drużynę. Teraz nadszedł moment, na który chyba wszyscy czekali. Hermiona nerwowo stukała paznokciami drewniane siedzenie i przygryzała lekko wargę.
- Zadanie dla szukających, jest dziecinnie proste! - Zawołała - Muszą jedynie, znaleźć i złapać znicz! - Wyjęła złotą kulkę z kieszeni i wypuściła ją. Po chwili Hermiona już jej nie widziała. Zawsze zachodziła w głowie, jakim cudem udaje się Harremu ją złapać, to było przecież nie do zrealizowania.
- Harry Potter! Alan Summerby! Cho Chang! Dracon Malfoy! - Czwórka najlepszych szkolnych szukających wyszła na boisko i po chwili wzbili się w powietrze w poszukiwaniu znicza. Mijały kolejne minuty, a oni dalej krążyli.
- Jak tak dalej pójdzie, to będziemy tutaj siedzieć do jutra - westchnęła Luna spoglądając na zegarek.
- A która jest? - Zapytała Hermiona, tracąc kompletnie poczucie czasu.
- Po szesnastej - Granger wybałuszyła oczy ze zdumienia.
- To już długo tu siedzimy...
- Patrzcie, Harry zobaczył znicza! - Zawołał Neville. Hermiona szybko zarejestrowała go w zasięgu swojego wzroku i oglądała ich poczynania. Potter leciał z wysuniętą dłonią na równi z Malfoyem, a Cho i Alan lecieli tuż za nimi.
- Idą łeb w łeb!
- Dawaj Harry - mruczała patrząc na te wydarzenia. Lecieli wymijając zwinnie obręcze, wlatując pod trybuny, wznosząc się w górę i w dół. Granger, co chwilę przygryzała skórki, modląc się, żeby Potterowi się udało.
- O mój boże! - Zawołała, kiedy ujrzała jak Cho wpadła centralnie w słup od jednej z obręczy. Cała trójka poleciała dalej, a ona zsunęła się na ziemie, a zaraz koło niej znalazła się pani Pomfrey.
- Malfoy zaraz go złapie... - mruczał Seamus.
- Nie...
- Tak, zobacz. Jest bliżej.
- Harry dawaj...
- O nie!
- Co? Oh! - Wyrwało jej się, gdy ujrzała jak Potter i Malfoy koziołkują razem na środku boiska, po tym jak spadli z mioteł. Obydwoje leżeli teraz na środku, nie ruszając się, ani nie odzywając. Hermionie stanęło serce na chwile. Pędem ruszyła w ich kierunku i nie minęła minuta, a znalazła się koło pani Pomfrey i pani Hooch, które uważnie badały chłopców.
- Harry, Harry! - Zawołała i objęła jego twarz. Zdenerwowana zaczęła nim potrząsać, ale nic się nie działo. Spojrzała błagalnie na pielęgniarkę.
- Co teraz, co z nimi?
- Trzeba ich zabrać do skrzydła, panno Granger proszę się odsunąć - nakazała i wyczarowała nosze. Przelewitowała ich na nie i spokojnie zaczęła maszerować do wyjścia z boiska, kiedy pani Hooch podeszła do Wybrańca i wyjęła z jego dłoni złotą kulkę. Granger uśmiechnęła się szeroko i zaczęła klaskać.
- Moi drodzy, Harry Potter złapał znicz! Mamy nowego szukającego! - Gryfoni wrzeszczeli z zachwytu na cały głos, profesor McGonagall również nie ukrywała zadowolenia. Hermiona chciała iść z nimi do Skrzydła Szpitalnego, ale pani Hooch kazała jej wrócić na trybuny.
- A teraz chciałabym ogłosić skład rezerwowych! Ścigający to: Demelza Robins! Zachariasz Smith i Robin Bradley! Pałkarzami : Jimmy Peaks i Vincent Crabbe! Obrońcą: Ronald Weasley! Szukający : Dracon Malfoy! A więc mamy już skład rezerwowych oraz drużynę reprezentującą Hogwart! - Hooch uśmiechnęła się słysząc wiwaty i uśmiechy uczniów.
- Dziękuję, za obecność na dzisiejszych eliminacjach! A teraz wszyscy marsz do szkoły! - Powiedziała i tym samym tłumy uczniów zaczęły wylewać się z trybun. Hermiona nie czekając na nikogo starała się jak najszybciej dostać do zamku i do Skrzydła. Upadek Draco i Harrego wyglądał strasznie przerażająco. Cieszyła się bardzo, gdy ujrzała, że jej przyjaciel złapał znicz, ale ważniejsze było teraz jego zdrowie. Jak burza wleciała do szkolnego szpitala i zaczęła ze spokojem szukać wzrokiem Harrego. Ostatnie dwa łóżka były zakryte parawanami, podeszła tam szybko i na pierwszym ujrzała blondyna. Wzięła głęboki wdech i zakryła usta. Miał pełno rozcięć na twarzy i potargane włosy. Z przerażeniem patrzyła na krwawiący łuk brwiowy i spuchniętą wargę. Nie wiedziała, co nią kierowało, ale nie mogła oderwać od swojego największego wroga oczu. Była przerażona jego wyglądem.
- Panno Granger, proszę nie stać na środku, bo utrudnia mi pani pracę - Pomfrey skarciła ją i podeszła do blondyna smarując mu rany maścią. Hermiona przeprosiła skinieniem głowy i podeszła do łóżka Harrego. Miał otwarte oczy i gdy ją zobaczył uśmiechnął się lekko.
- Harry!
- Cześć - odpowiedział słabo.
- Boże jak się przestraszyłam, ty wariacie! - Zawołała i przytuliła go mocno, prawie go dusząc.
- Kto jest w końcu szukającym? - Zapytał szybko.
- Ty. Malfoy jest rezerwowym - Harremu pomimo uśmiechu zrzedła lekko mina. Granger spojrzała na niego zaciekawiona.
- Co jest?
- Nie nic...
- No mów.
- Bo widzisz... To Malfoy prawie go złapał. Był lepszy czułem to, gdyby nie szukający Puchonów, to on by wygrał ten pojedynek. Dzieliły go milimetry, ale Summerby podleciał i uderzył go w ramię. Wleciał we mnie, ale mi się udało w tym momencie złapać znicz, później nie pamiętam, co się działo. Uderzyliśmy w belkę?
- Tak, ale koziołkowaliście przez pół boiska!
- To nieźle - zaśmiał się lekko.
- Panno Granger, no na Merlina! - pielęgniarka kolejny raz skarciła dziewczynę.
- Pan Potter wygląda o niebo lepiej od pana Malfoya, proszę przyjść jutro do niego.
- To nie wyjdę dzisiaj? - Zapytał zdziwiony.
- Kości same się nie pozrastają, musi pan tu leżeć - odparła swoim wysokim głosem.
- Wpadnę jutro - posłała mu buziaka i ruszyła do wyjścia